54. W moim świecie jesteśmy tylko my


><><Louis><><


Obudziłem się nad ranem z bolącym karkiem. Przynajmniej się wyspałem, co uznałem za cud. Ani razu się nie budziłem w ciągu nocy.  Usłyszałem ciche pochrapywanie i spojrzałem w bok. Harry leżał po drugiej stronie łóżka. Zwrócony był twarzą do mnie. Pojedyncze loki wchodziły mu do oczu. Przekręciłem się na bok i przez chwilę się w niego wpatrywałem. Kochałem go. Ani na chwilę nie przestałem. Nawet wtedy, gdy mnie tak zawiódł i rozczarował. Ale go za to już nie winię. Na jego miejscu też pewnie bym tak zareagował. Gdyby ktoś powiedział, że  mój wuj jest gwałcicielem to bym go wyśmiał.

- Ładne widoki? - odezwał się, otwierając oczy.

- Przed chwilą się obudziłem. - wzruszyłem ramionami. - Wcale się na ciebie nie patrzyłem.

- Oczywiście, że nie. - uśmiechnął się szeroko, przekręcając  na plecy. - Ty wręcz mnie pożerałeś wzrokiem.

- Nieprawda! - zawołałem i po chwili kichnąłem.

Zielonooki sięgnął na szafeczkę nocną i podał mi chusteczkę. Przyjąłem ją od niego i podziękowałem cicho. Wydmuchałem nos i odgarnąłem włosy z czoła. Nienawidzę chorować!

- Na zdrowie, chorowitku. - uśmiechnął się ponownie.

- Dlaczego mnie nie obudziłeś?

- A dlaczego miałbym? - odparł zaczepnie.

- Powinienem wrócić do Zayna. Nie chcę cię zarazić.

- A  Zayna to już tak? - uniósł brwi w górę. - Może jakbym przejął chorobę od ciebie, to może byś mi wybaczył.

- Nie gniewam się na ciebie, Harry. - westchnąłem. - Nie mam już do ciebie żalu.

- To czemu mnie unikasz? Dlaczego nie może być jak wcześniej?

Przybliżył się do mnie tak, że dzieliło nas zaledwie parę centymetrów. Położył dłoń na moim policzku. Zadrżałem pod jego dotykiem. Tęskniłem za tym. Spojrzałem w zielone tęczówki. Wciąż się wahał. Po chwili jednak nachylił się  i pocałował mnie delikatnie w kącik ust.

- Dlaczego nie mogę robić tego? - zapytał. - I tego?

Tym razem  złączył nasze wargi razem. Ostrożnie poruszył swoimi ustami na tych moich. Dłonią gładził mój policzek tak delikatnie, jakby bał, że się rozpadnę. Tak właśnie się czułem. Zawsze przy Harrym zamieniałem się w ruinę. Słyszałem własne, głośne uderzenia serca. Na chwilę zapomniałem o całym świecie. Uniosłem się odrobinę na poduszkach i zacząłem oddawać pocałunek. Z początku chłopak wydawał się zdezorientowany, ale po chwili to naprawił.

Opadł na materac. Złapał mnie za biodra, gdy na nim usiadłem. Nic nie mówił. Po prostu czekał. Widziałem piękne zielone  tęczówki, które śledziły każdy mój ruch z zachwytem. Nachyliłem się nad nim i po raz kolejny w ciągu tych minut nasze wargi się ze sobą spotkały. Poczułem dłonie zielonookiego pod swoją koszulą. Harry był bez niej i mogłem podziwiać idealnie wyrzeźbione ciało. Odkąd zaczął pomagać na ranczu, pojawiły się mięśnie, które wcześniej były ledwo widoczne.

- Kocham cię, Harry. - powiedziałem między pocałunkami. - Nigdy nie będę dla ciebie wystarczająco dobry. Pochodzimy z zupełnie innych światów.

- Więc załóżmy swój. - odparł. - W moim świecie jesteśmy tylko my. Nie liczą się różnice, jakie nas dzielą. Kocham cię, Louis. Tak bardzo, bardzo.

Przyłożyłem swoje czoło do tego jego. Potrzebowałem bliskość Harry'ego. Dlaczego życie jest takie trudne? Dlaczego pojawiają się różne trudności?  Czy nie mogłoby być teraz już tylko lepiej?

Chciałem coś powiedzieć, ale Harry zerwał się z materaca i przekręcił nas tak, że teraz ja leżałem. Trochę się wystraszyłem. Zielonooki odwrócił głowę i głośno kichnął. Pociągnął nosem, a ja tylko się zaśmiałem.

- Ktoś tu jest chory. - z szerokim uśmiechem podałem mu chusteczkę.

- Jakiś mały krasnal mnie zaraził. - spojrzał na mnie wymownie. - Mój mały krasnal. - poprawił się.

- Ej! Nie wypominaj mi wzrostu! - zawołałem. - Wcale nie jestem mały!

- Jesteś malutki i słodziutki. Idealny do tulenia. - jak na potwierdzenie swoich słów, przyciągnął mnie do mocnego uścisku.

- Udusisz mnie! - powiedziałem, próbując się od niego odsunąć.

Poczułem, jak z nosa kapie mi katar. Harry szybko podał mi nową chusteczkę.

- Chore osoby powinny leżeć w łóżku. - zauważył. - Mamy cały dzień na leniuchowanie!

- Zanudzę się na śmierć. - prychnąłem.

- W moim towarzystwie? Nigdy! - zaśmiał się.

- Powinienem powiadomić Zayna, gdzie jestem. - powiedziałem. - Zapewne się martwi.

- Na pewno słyszał twój śmiech i wie, że jesteś w dobrych rękach. - odpowiedział. - Bo wszędzie dobrze, ale u Hazzy najlepiej. - puścił mi oczko i znów oplótł mnie w pasie swoimi rękami.

- Dobrze powiedziane. - zaśmiałem się.

- Powinieneś się przespać, nie ma nic lepszego jak sen.

- Poczytaj mi. - poprosiłem. - Tak, jak robiłeś to zimą. Dawno mi nie czytałeś.

- Myślałem, że cię to nudziło. - spojrzał na mnie uważnie. - Naprawdę tego słuchałeś?

- Lubię twój głos. - powiedziałem szczerze. - Jeśli nie chcesz czytać, to zaśpiewaj mi coś.

- Okropnie śpiewam. - zaśmiał się nerwowo. - Ale opowiem ci historię o małym chłopcu, który był najdzielniejszy na całym świecie. Miał karmelowe kosmyki włosów, które były puszyste w dotyku. - poczułem, jak przeczesywał moje włosy. - Oraz niezwykłe, niebieskie oczy...


><><><><><><><><><><><><><><><><><><

Witajcie kadeci/wilki/nietoperze/dzieciaki/żołnierze/kowboje/wilczki!

Prawie zbliżamy się do końca tego ff.

Zwykle jak porucznik mówi o końcu, to ma na myśli jeszcze z dziesięć rozdziałów, więc możecie być spokojni XD

Ostatnio opisuję bardzo ciekawe rozdziały w HoH 8)

♥♥♥Dziękuję za 8 miejsce w ff! ♥♥♥

Dziękuję za gwiazdki i komentarze!

Do następnego XxX

><><><><><><><><><><><><><><><><><><

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top