39. Poznaj Josha, to mój chłopak
><><Louis><><
- Tęsknisz za nim, prawda? - usłyszałem głos swojego przyjaciela.
Spojrzałem na Liama. Stał przy moim łóżku i uważnie mnie obserwował. Westchnąłem cicho i skinąłem głową. Miał rację. Tęskniłem za Stylesem. Nie moglem jednakże do niego wrócić. Potrzebowałem chwili dla siebie. Wraz z Liamem pojechaliśmy na ranczo jego ojca. Miałem tam pracę i miejsce do spania. Zupełnie jak u Stylesów, ale tam czułem się jak w rodzinie. Tutaj traktowali mnie jak zwykłego robotnika, już wiele razy słyszałem jak ktoś mnie wyzywał, gdy zrobiłem coś źle. Nie mówiłem nic Liamowi, nie chciałem zawracać mu głowy. I tak byłem wdzięczny, że pozwolił mi ze sobą jechać.
- Potrzebujesz czegoś? - zapytałem, chcąc zmienić temat.
- Nie. - pokręcił głową.
Położyłem dłoń na łbie psa i zacząłem drapać go za uszami. Od razu zaczął wydawać z siebie pomruki zadowolenia. Payne podszedł bliżej i usiadł na brzegu łóżka, na którym leżałem. Nic nie mówił, jedynie patrzył. Nie przeszkadzało mi to wcale. Dopiero po kilkunastu minutach ktoś przyszedł i powiedział, że kolacja jest gotowa.
- Już idziemy. - odparł szatyn.
Podnieśliśmy się z materaca i ruszyliśmy do drzwi. Clifford od razu chciał pójść za mną, ale nie mógł. Kazałem mu zostać. Ostatnim razem ukradł jeden stek z talerza i to tak rozzłościło kobiety, które gotowały, że zabroniły go wprowadzać do kuchni.
- Przykro mi, Cliff. - westchnąłem. - Ale przyniosę ci coś, obiecuję.
Liam był już na korytarzu. Zamknąłem drzwi za sobą i już po chwili słyszałem ciche piski i drapanie pazurami w drewnianą powłokę. Coś czułem, że za zniszczenie drzwi też mi się oberwie.
Gdy dotarłem do kuchni, zająłem miejsce obok Liama. Chwyciłem kanapkę i zacząłem jeść. Nie jadałem za dużo, więc już po następnej byłem pełny. Poczekałem na przyjaciela. Podziękowałem cicho i z jedną kanapką wróciłem do pokoju. Dałem ją psu, który ucieszył się na przysmak. Oblizał się z apetytem. Liam został zawołany przez swojego ojca i musiał gdzieś pójść.
- Nie mam więcej, Clifford.- westchnąłem. - Dostałeś rano karmę.
Pies mruknął cicho i wskoczył na łóżko. Zwinął się w kłębek i obserwował mnie uważnie. Od czasu wyjazdu dziwnie się zachowywał. Kiedyś był szczęśliwą kulką energii, teraz ciągle leżał czy spał. Wiedziałem, że nie powinienem go zabierać. Ze mną tylko się męczył. Musiałem go trzymać w pokoju po tym jak pogonił i zranił jedną z owiec. Rodzina Liama zajmowała się właśnie tymi zwierzętami. Clifford nie był przyzwyczajony do nich i chciał się z nimi bawić. Niestety spłoszył stado i zapędził je w inną stronę. Przez niego pracownicy szukali zagubionych sztuk przez długie minuty.
Ale pies nie mógł ciągle siedzieć zamknięty w jednym miejscu. Dlatego też gdy miałem chwilę wolnego, a przeważnie było to w nocy, brałem go na długie spacery. Jedynie księżyc oświetlał nam drogę.
Tak było i dzisiaj. Do końca dnia nie spotkałem Liama. Siedziałem w pokoju, lecz gdy każdy znalazł się w domu i przygotowywał do snu, ja wyszedłem z psem.
Będąc na zewnątrz spojrzałem w górę. Na czarnym niebie lśniły małe punkciki - gwiazdy. Lubiłem je obserwować. Clifford nie czekał na mnie, tylko pobiegł przodem. Cieszył, że może się wyszaleć. Poprawiłem swój kapelusz i zacząłem za nim biec. Cicho się zaśmiałem, gdy o mało co nie przewróciłem o kamień.
Po kilku minutach dotarliśmy na małe wzgórze. To tam usiadłem, a pies zrobił to samo. Strasznie dyszał z językiem wywalonym na zewnątrz. Był szczęśliwy. Pogłaskałem go po łbie i położyłem się na trawie. Teraz lepiej było mi obserwować gwiazdy. Założyłem ręce za głowę i w spokoju patrzyłem przed siebie.
- Są piękne, nie uważasz? - zapytałem, na co Cliff tylko zbliżył się do mojej twarzy i ją polizał. - Harry nauczył mnie nazw gwiazdozbiorów... - westchnąłem. - Ale nie tylko tego.
Zamilkłem na chwilę i w ciszy jeszcze przez kilka minut po prostu leżałem. Gdy zrobiło się chłodniej, postanowiłem wrócić. Zawołałem psa. Wracaliśmy powoli.
Do domu weszliśmy po cichu. Złapałem Clifforda za czerwoną bandanę i poprowadziłem do pokoju. Tam go puściłem i od razu wskoczył na łóżko. Sam poszedłem się umyć.
*****
- Poznaj Josha, to mój chłopak. - powiedział niepewnie Liam. - A to jest Louis, mój przyjaciel.
Spojrzałem na przedstawionego mi mężczyznę. Na oko był w wieku Payne'a. Posiadał krótko obcięte czarne włosy oraz niebieskie oczy. Wyglądał nienagannie. Na sobie miał czerwoną koszulę w kratkę i jeansy. Teraz uśmiechał się do mnie szeroko.
Uścisnąłem jego dłoń i odwzajemniłem uśmiech. Wydawał się w porządku. Chciałem dla moich przyjaciół jak najlepiej, więc cieszyłem się, że Liam kogoś znalazł. Może trochę mnie zabolało, że był ze mną z litości, ale tylko trochę. Nie powinienem teraz tego rozpamiętywać.
Zauważyłem jak brązowooki objął bruneta w pasie i przyciągnął go do pocałunku. Spuściłem głowę w dół zażenowany. Nie powinno mnie tu być, ale nie chciałem, aby źle o mnie pomyślał. Gdy w końcu się od siebie oderwali, powiedziałem, że muszę wracać do pracy. Skinęli głowami i pożegnaliśmy się. On ruszyli w stronę domu, a ja w stronę zagród.
Przez te kilka miesięcy przyzwyczaiłem się do beczenia tych wełenek, jak zwykle nazywam owce. Oparłem się o ogrodzenie i spojrzałem na nie. Zbliżało się lato, czyli byłem tu już ponad rok. Teraz trzeba było ostrzyc owce. Nie byłem w tym za dobry, ale żaden z pracowników nie garnął się do pomocy. Jeśli już któregoś poprosiłem, to mruczał pod nosem i niechętnie pokazał mi jak obsługiwać golarkę. I tak do tej pracy potrzeba było dwóch ludzi. Niektórzy robili to w pojedynkę, ale nie ja.
- Nie wiem po co cię stary Payne trzyma. - warknął brodaty mężczyzna. - Na niczym się nie znasz.
- Nigdy przedtem nie pracowałem przy owcach, tylko przy bydle. - odparłem. - I koniach. - dodałem.
- Więc zmiataj do stajni sprzątać nawóz. - zaśmiał się. - Sam zajmę się tymi beczącymi szczurami.
Spojrzałem na niego i skinąłem głową. Wolałem nie wdawać się z nim w żadne dyskusje. Kiedyś od niego mi się oberwało i nie wspominam tego za dobrze. Skierowałem swoje kroki do stajni. Tam spędziłem resztę popołudnia. Co jakiś czas napotykałem Liama i Josha, którzy chowali się po kątach, aby się po obściskiwać.
Raz się zagapiłem i zamiast do taczki, rzuciłem nawóz na przechodzącego Jack'a. Spojrzałem na niego wystraszony i odłożyłem widły. Podszedł do mnie szybkim krokiem i złapał za koszulę, przygniatając do ściany. Zacisnąłem zęby, gdy zaczął mnie szarpać.
- Wiesz co zrobiłeś? - warknął.
- To było przez przypadek...
- Przez przypadek zaraz rozłupię ci czaszkę. - dodał i po chwili poczułem pięść na swoim policzku.
Uratował mnie Liam. Przechodził tamtędy i zauważył to zajście. Odsunął mężczyznę i znalazł się przy mnie. I już wiedziałem, że mam tego dość. Nie dawałem sobie tu rady, Liam miał przeze mnie kłopoty. Nie chciałem być dla nikogo problemem, więc... odszedłem.
><><><><><><><><><><><><><><><><
Witajcie kadeci/wilki/nietoperze/dzieciaki/żołnierze/kowboje/wilczki!
Udało mi się napisać dwa rozdziały dziś ^^
Następny jest z perspektywy Harry'ego :)
A teraz zagadka: Ile lat ma Lou i H?
Dziękuję z gwiazdki i komentarze!
Do następnego XxX
><><><><><><><><><><><><><><><><
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top