17. Bardzo mi przykro synu...
><><Louis><><
Tego samego dnia wydarzyło się coś, czego nikt się nie spodziewał, a tym bardziej Dan.
Na zawodach spędziliśmy prawie całe popołudnie. Wróciliśmy po szesnastej. Byłem zmęczony podróżą i najchętniej poszedłbym spać. Niestety czekały mnie obowiązki.
Jako pierwszy z samochodu wysiadł Niall. Buzia mu się nie zamykała przez całą drogę. Powoli miałem go dość. Nawet Harry podzielał moje zdanie, ponieważ próbował zaciągnąć kapelusz na swoje uszy, by nic nie słyszeć.
- Pewnie jest już obiad. - powiedział zielonooki.
- Oby, bo umieram z głodu. - stwierdził blondyn, klepiąc się po brzuchu.
Nareszcie zamilkł. Zapewne myślał już o pysznej potrawie, która czeka na niego w jadalni. Zayn wyprowadził Blacka z przyczepy i Harry mógł go teraz zaprowadzić do stajni.
- Pomóż mi, Tomlinson. - odezwał się, mierząc mnie wzrokiem.
Odepchnąłem się od samochodu, o który opierałem się biodrem. Niechętnie ruszyłem za chłopakiem. Widać było, że miał zły humor. Chłopaki powiedzieli, że już pójdą, bo Zayn ma dużo pracy na dziś i chce jak najszybciej zacząć. Ja też bym chciał...
- W czym ci mam pomóc? - zapytałem.
Weszliśmy do budynku, gdzie boks karego konia był otwarty. Bez problemu go wprowadził i zamknął. Byłem mu niepotrzebny. Sam świetnie dał sobie radę. Zielonooki mi nie odpowiedział. Westchnąłem i spojrzałem na konia znajdującego się obok. Apacz, gdy zorientował się, że jest obserwowany, uniósł łeb i podszedł bliżej, prosząc o głaskanie. Uśmiechnąłem się lekko. Zwierzęta zawsze potrafiły poprawić mi humor. Jak widać na Harry'ego też to działało, bo jego naburmuszona mina zniknęła, a za to pojawił się szeroki uśmiech. Wyciągnął rękę i pogłaskał zwierzę po nosie.
- Szybko się uczy. - powiedziałem cicho. - Jeszcze niedawno ciągle po mnie deptał, a teraz jest grzeczny.
- To... dobrze. - westchnął.
Spojrzał na mnie, a gdy zauważył, że również mu się przyglądam, odwrócił głowę. Podrapał się nerwowo po karku. Zawsze tak robił, gdy coś go gryzło. Przez te kilkanaście miesięcy zdążyłem go nieco poznać.
- Chodźmy na obiad. - powiedział, przerywając ciszę, jaka zapadła między nami.
Skinąłem głową i ruszyłem za zielonookim. Na zewnątrz zaczekał na mnie, abym mógł się z nim zrównać. To było miłe z jego strony, gdyż przedtem nigdy na mnie nie czekał. Szliśmy w milczeniu. Żaden z nas nie wiedział co powiedzieć.
Weszliśmy do budynku. Spodziewaliśmy się żywych rozmów i zapachu potraw, ale było dziwnie cicho. Zdjąłem kapelusz i odwiesiłem go przy drzwiach, tak samo jak Harry. Ruszyliśmy do jadalni. Tam nie było żadnych pracowników, z wyjątkiem Zayna, który miał posępną minę.
- Co się dzieje? - zapytał Harry. - Czemu tu tak siedzicie?
- Harry... - zaczęła matka, ale nie potrafiła dokończyć zdania.
- Dowiem się w końcu? - czułem rosnący niepokój w głosie młodego Stylesa.
- Twój wuj... Dan nie żyje. - poinformował jego ojciec. - Jechał do miasta i prawdopodobnie dostał zawału. Zasłabł, ale nie udało się go uratować.
- Co? - zapytał cicho.
Obserwowałem jego twarz. Pod wpływem chwili niepokojąco pobladł. Dał krok do przodu, a po chwili znów się zatrzymał. Chciał coś powiedzieć, lecz nie wiedział co. Jego dolna warga zaczęła drżeć.
- Bardzo mi przykro synu... - kontynuował Des. - Wiem, że byłeś z nim zżyty, ale nic na to nie poradzimy.
Po tych słowach zapadła długa cisza, od czasu do czasu zakłócana szlochem kobiety. W końcu powoli wycofałem się z jadalni. Zayn i Niall również wyszli. Zapewne rodzice chcieli porozmawiać z Harrym. Chyba wciąż do niego nie dochodziły słowa, jakie powiedzieli.
Na zewnątrz usiedliśmy na werandzie. Niall wyglądał, jakby miał zaraz się rozpłakać. Zayn pozwolił mu się przytulić. Wiedział, że chłopak teraz tego potrzebuję. Mi nie było smutno. Nie zamierzałem płakać. Poczułem, jak ogromny ciężar spada mi z serca.
Jedyne czego było mi żal to Harry'ego. Dan był dla niego jak drugi ojciec. Często spędzali wspólnie czas. Młody Styles miał go za ideał, chociaż wcale taki nie był. Nikt nie znał drugiego oblicza mężczyzny. Nikt nie wiedział, co musiałem przez niego znosić, jak bardzo cierpiałem. I teraz w końcu nadszedł taki dzień, że byłem wolny. Ale nie mogłem się cieszyć. Widok załamanego Harry'ego łamał mi serce.
Do końca dnia pomagałem Zaynowi. Nie widziałem nigdzie Harry'ego. Zapewne siedział w domu i cierpiał z powodu straty. Nawet Des z niego nie wychodził. Anne przygotowała spóźniony obiad, ale nikt z rodziny Styles się nie pokazał.
><><><><><><><><><><><><><><><><><><
Witajcie kadeci/wilki/nietoperze/dzieciaki/żołnierze/kowboje/wilczki!
Wróciłam z pracy jestem zmęczona, niewyspana, a jeszcze długi dzień przede mną...
Mam nadzieję, że wy się wyspaliście :D
Co sądzicie o teledysku do Miss You? ^^
Dziękuję za gwiazdki i komentarze!
Do następnego XxX
><><><><><><><><><><><><><><><><><><
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top