16. Piasek wpadł mi do oka
><><Harry><><
Po kilku tygodniach treningu postanowiłem wziąć udział w zawodach. Od rana nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Ogromnie się stresowałem. Na miejsce miał zawieść mnie Zayn, ponieważ mój ojciec nie mógł oderwać się od obowiązków. Nie przeszkadzało mi to bardzo. Może do czasu, aż dowiedziałem się, że będzie z nami Tomlinson.
Pocieszałem się tym, że razem z nami pojedzie Niall. Po śniadaniu miałem chwilę wolnego. Aby zdążyć, powinniśmy wyjechać za godzinę. Pracownicy wszyscy opuścili nasz dom i udali się do swoich codziennych zajęć. Horan siedział w kuchni i próbował namówić moją mamę, aby upiekła dla niego jabłecznik, który tak kocha. Zawsze zastanawiałem się co takiego mówi tej kobiecie, że ciągle się zgadzała.
- Pójdę do stajni przygotować sprzęt. - zawołałem.
- Za chwile przyjdę. - obiecał blondyn i powrócił do rozmowy z moją rodzicielką.
Przewróciłem oczami i wyszedłem z domu. Skierowałem swe kroki do stajni. Nie było tu żadnego pracownika. Myślałem, że jestem sam do czasu, aż nie usłyszałem cichego głosu. Podszedłem bliżej i wsłuchałem się.
- Nie będę powtarzać, Tomlinson! - rozpoznałem głos swojego wuja.
- Proszę nie... - cichy głos kontrastował z rozkazem Dana.
- Wczoraj ci darowałem, ponieważ wróciłeś późno. - kontynuował. - Na kolana dzieciaku, albo nie masz czego tu szukać.
Cichy szloch zamienił się w łkanie, następnie płacz. To było dziwne. Wszedłem do pomieszczenia, gdzie znajdowała się pasza dla koni. Wuj stał oparty o ścianę, a szatyn znajdował się niewiele dalej od niego z tą różnicą, że klęczał. Drzwi zaskrzypiały i zwróciły tym uwagę tej dwójki.
- Harry! - zawołał Dan. - Potrzebujesz czegoś?
- Słyszałem jak ktoś płacze i chciałem to sprawdzić, wszystko w porządku?
- W jak najlepszym. - zapewnił mężczyzna. - Ta niezdara Tomlinson przewrócił worek ze zbożem i kazałem mu to zbierać. Strasznie się przy tym mazgai.
Spojrzenie przeniosłem teraz na Louisa. Patrzył na mnie zaszklonymi oczami. Powoli podniósł się z podłogi i poprawił swoją koszulę. Miał zaczerwienione policzki. Odwrócił się ode mnie i odszedł. Spojrzałem w miejsce, gdzie przed chwilą się znajdował. Nic się nie wysypało, żadne zboże. Dlaczego Dan mnie okłamał?
- Ostatnio często płacze. - przyznałem, przypominając sobie ostatni tydzień.
- Sam widzisz. - westchnął. - Pomóc ci wprowadzić konia do przyczepy?
- Zayn się już tym zajmie. - zapewniłem. - Będę już szedł.
- Powodzenia, Harry! - zawołał na koniec.
Posłałem mu lekki uśmiech i wyszedłem. Przed stajnią natknąłem się na Louisa. Siedział oparty o ścianę, a przy nim kucał mulat. O czymś rozmawiali, chciałem ich podsłuchać, lecz Zayn w porę się zorientował i zamilkł.
- Powiesz mi potem. - zakończył rozmowę i podniósł się.
Po chwili Louis również wstał na nogi i podszedł do samochodu. W tym samym czasie przybiegł do nas Niall. Szeroko się uśmiechał, a to znaczyło, że Anne zrobi dla niego ciasto. Oczywiście zgadłem, bo po chwili się tym pochwalił. Podczas gdy Zayn pomagał mi z Blackiem, blondyn wsiadł do auta, zajmując miejsce z przodu. Znów byłem skazany na siedzenie z tyłu z Louisem.
Po półtorej godzinie byliśmy na miejscu. Było sporo osób, które zajmowały powoli trybuny. Czułem lekki niepokój. Głównie startowałem dla zabawy, ale dobrze by było, aby nie być ostatnim.
Całe to przygotowywanie i czas do mojego przejazdu szybko przeminął. Za dwie minuty miała być moja kolej. Tyle średnio schodziło się z okrążaniem beczek.
- Powodzenia. - życzyli mi chłopaki, a raczej tylko Zayn i Niall.
Rozejrzałem się po otoczeniu i odnalazłem szatyna. Stał przy ogrodzeniu i patrzył zamyślony przed siebie. Nagle podniósł głowę i spojrzał na mnie, jakby wiedział, że na niego patrzę. Wymusił delikatny uśmiech, ale wiedziałem, że nie był szczery, prawdziwy. Zawsze gdy miał dobry dzień i był szczęśliwy, widziałem iskierki radości w jego oczach, ale nie dziś.
Skupiłem się teraz na swoim zadaniu. Gdy usłyszałem sygnał, popędziłem wierzchowca do szybkiego galopu. Przed nami znajdowała się pierwsza beczka, którą okrążyliśmy bez problemu. Przy drugiej wziąłem większy zapas, przez co straciłem cenne sekundy. Wiedziałem, że to zaważy na moim wyniku, ale przynajmniej niczego nie przewróciliśmy. Widząc swój czas, byłem zadowolony. Całe dwie sekundy lepiej, niż mój najlepszy czas podczas treningów na ranczu.
*****
- I to by było na tyle. - stwierdziłem, gdy rozstępowałem konia.
- Chcecie obejrzeć pozostałe przejazdy, czy się zbieramy? - zadał to pytanie Zayn.
- Zostajemy! - zdecydował za nas wszystkich blondyn.
- Możemy chwilę zostać. - przyznałem.
Po odstawieniu Blacka, ruszyliśmy na trybuny, by obejrzeć pozostałe przejazdy. Siedziałem między Louisem a Niallem. Szatyn zdawał się być w ogóle nie zainteresowany tym, co dzieje się na arenie. Wzrok wbijał w swoje buty. Głowę miał zwieszoną w dół i gołym okiem wdać było, że coś go trapiło. Gdy chciałem się odezwać, coś przykuło mój wzrok, a mianowicie siniak na jego szyi, którego nie przykrywał kołnierz koszuli.
- Co ci się stało? - zapytałem cicho.
Szatyn spojrzał na mnie zdziwiony, po czym mruknął cicho, że to nie moja sprawa. Następnie bez słowa wstał i odszedł. Byłem ciekawy i pragnąłem poznać odpowiedź na to pytanie. Zostawiłem chłopaków pogrążonych w rozmowie i ruszyłem śladami Louisa.
Znalazłem go przy naszym samochodzie. Opierał się o niego, patrząc w lusterko. Oglądał swoją szyje, jakbym to dopiero ja uświadomił go o jakichkolwiek śladach. Podszedłem do niego bliżej i chwyciłem za ramię. Drgnął wystraszony i odsunął się na bezpieczną odległość.
- Czemu znowu płaczesz? - zapytałem.
Zaczynało mnie już denerwować jego zachowanie. Gdy go ostatnio obserwowałem, to zauważyłem, że niemal bez przerwy ronił łzy. Miał już prawie szesnaście lat, powinien wziąć się w garść.
Często zwalczałem pokusę, by do niego podejść, gdy siedział na schodach, oglądając gwiazdy. Wtedy wydawał się taki kruchy i malutki, jakby w każdej chwili mógł się rozpaść. I to w szatynie było piękne. Gdyby tylko był dziewczyną...
- Piasek wpadł mi do oka. - powiedział po dłuższej chwili. - Chcesz już jechać? Zawołam chłopków...
- Zaczekaj. - poprosiłem, ramieniem uniemożliwiając mu ucieczkę. - Czy uważasz, że moglibyśmy być przyjaciółmi?
- To niemożliwe, Harry. - odparł cicho. - Ja na zawsze pozostanę przybłędą, kimś gorszym niż ty czy Niall. Już dawno mi to uświadomiłeś. Dan by mnie chyba zabił, gdybym zaczął się obijać, zamiast pracować. I powiedziałem ci już kiedyś, abyś mnie nigdy nie dotykał. - ostatnie zdanie niemal wysyczał.
Przeszedł pod moją ręką i ruszył w stronę trybun. Zostałem sam z mętlikiem w głowie. Na początku Tomlinson chciał się z nami przyjaźnić, a gdy teraz mu to zaoferowałem, pogardził tym. Czułem rosnącą złość. Już sam nie wiedziałem, co o tym myśleć.
><><><><><><><><><><><><><><><><><
Witajcie kadeci/wilki/nietoperze/dzieciaki/żołnierze/kowboje/wilczki!
To powitanie jest coraz dłuższe XD
Co to będzie za kilka miesięcy? Samo napisanie mi tego zajmie kilka minut ^^
*****
Żeby nie było, że ciągle wstawiam tylko western:
Na górze macie w filmiku coś, co porucznik lubi najbardziej :D
Miłego dnia!
Dziękuję za gwiazdki i komentarze!
Do następnego! XxX
><><><><><><><><><><><><><><><><><
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top