☙ 08.

    Zadowolenie oraz radość. To właśnie te uczucia towarzyszyły Ninie podczas spaceru. Wszystkie zmartwienia odeszły w niepamięć dzięki pochwałom szefowej oraz zadowoleniu Olki z końcowego efektu farbowania.

   Nina znała podstawy koloryzacji. Wiedziała, od czego zacząć, jak rozdzielać włosy na partie czy wykonać porządne ombre oraz sombre, nie tworząc prostej, odznaczającej się kreski jak od linijki. Musiała jedynie nauczyć się wszystkich kolorów, jakie były dostępne w salonie oraz odpowiedniego łączenia ich z utleniaczami. Było przed nią jeszcze sporo pracy, jednak Agnieszka dała jej wyraźnie do zrozumienia, iż pokładała w niej ogromne nadzieje.

   Samo wspomnienie zadowolonej miny szefowej, gdy Nina upięła z jej gęstych włosów pięknego francuza na kształt koszyczka, wywoływała u niej samozadowolenie.
Nie pamiętała, kiedy ostatnio się tak czuła. To miła odmiana po latach wiecznego niezadowolenia z życia jak i samej siebie. Pragnęła doświadczać tego uczucia częściej. ,

   To był pierwszy dzień od rozstania z Alanem, gdy naprawdę poczuła, że wszystko się jakoś ułoży. Nawet jeśli było jej na razie ciężko finansowo, a zmiana pracy wiązała się z dużym ryzykiem, czuła, iż postąpiła słusznie. Minęło dopiero niecałe dwa miesiące, a ona już odżyła psychicznie. Budzenie się z myślą, że nie czekała na nią kolejna bezsensowna walka z wiatrakami, przynosiła tak długo upragniony spokój i ciszę. Martwienie się finansami przy tym to był pikuś. Tym bardziej że spokojnie jej na wszystko starczało. Po prostu nie mogła szaleć na zakupach i wydawać pieniędzy na niepotrzebne pierdoły, ale życie u boku Alana ją do tego przyzwyczaiło, więc nie czuła, by coś jej odebrano.

   Po dwudziestu minutach dotarła pod starą, nieocieploną kamienicą, których było pełno w Zirowicach. Mało które osiedle mogło szczycić się pięknymi, wyremontowanymi blokami, jednak Nina uważała to za urok miasta. Miało rynek i nie słynęło z samych ciucholandów, banków czy kebabów, co było popularne chociażby w znajdującym się niedaleko Zabrzu. Zirowice miało jeden z największych klubów na śląsku oraz wiele restauracji, w których każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Nina nie wyobrażała sobie, by miała się stąd wyprowadzić.

   Zapukała do drzwi rodziców i weszła do mieszkania, od razu witając się z radośnie witającymi ją dwoma psami. Fido i Frodo byli sędziwymi maltańczykami, które pomimo jedenastu lat życia, wciąż cechowały się wigorem i chęcią do zabawy. Ninie strasznie było żal je opuszczać, gdy zdecydowała się na wyprowadzkę. Chciała zabrać Frodo ze sobą, ponieważ byli bardzo zżyci, ale matka się na to nie zgodziła. Nie chciała rozdzielać psów, co wydało się z biegiem czasu słuszną decyzją.

   – Od kiedy pracujesz w niedzielę na rano? – zagadnęła matka, wchodząc do kuchni.

   Jowita była pulchniutką, niską kobietą o wiecznie zarumienionych krągłych policzkach. Krótkie włosy do uszu farbowała na jasnorudy kolor, a jej ciemnoniebieskie oczy zawsze spoglądały spod dużych, korekcyjnych kocich okularów ze srebrną oprawką. Nosiła tylko i wyłącznie sukienki. Wiosną i latem przeważały w jej garderobie kwieciste, kolorowe wzory, a jesienią i zimą sięgała po stonowane barwy, zwykle beże, brązy, a nawet czerń.

   – Odkąd zmieniłam pracę.

   – Co zrobiłaś?! – oburzenie sprawiło, że Nina momentalnie się spięła.

   Zdjęła buty i przywitała się z wysokim, smukłym ojcem, który pomimo swoich pięćdziesięciu lat nadal był niesamowicie przystojny. Uwielbiał chodzić na siłownie, farbował włosy na czarno u Barbera i ubierał się nowocześnie, co powodowało, że obracały się za nim dziewczyny w różnym wieku. Nina szczerze żałowała, że odziedziczyła po nim jedynie duże, piwne oczy, a jej starszej siostrze przypadł dobry metabolizm oraz szczupła sylwetka. Nina oddałaby jej nawet swoje niesamowicie gęste włosy w zamian za szczupłe ciało.

   – Cześć, tato.

   – Mówię do ciebie! – krzyk Jowity spłoszył psy, które zaraz uciekły pod kuchenny stół. – Czy ty jesteś normalna?!

   – Uspokój się, kochanie... – Tomasz próbował zapanować nad temperamentem żony, która była jak cykająca bomba, choć doskonale wiedział, że to na nic.

   Nina westchnęła głośno i odwróciła się do matki, ledwo siląc się na spokojny ton.

   – Mam nową pracę i co w związku z tym?

   – A to, że w twojej sytuacji powinnaś myśleć i nie ryzykować pewnej, stabilnej roboty dla czegoś nowego! – Jowita rzuciła ścierkę na zlew, patrząc na nią jak na idiotkę. – Czyś ty postradała rozum?! Rachunki same się nie opłacą! Co zrobisz, jak cię wywalą? Nie masz nawet oszczędności!

   – Poradzę sobie.

   – Ha, już to widzę! – prychnęła rozjuszona. – Znowu będziesz płakać! Tak samo jak mówiłam, że na cholerę ci ślub z tym głąbem! Od zawsze się rozstawaliście i schodziliście, a jeszcze ślubu wam się zachciało! Teraz będziesz rozwódką w wieku dwudziestu czterech lat!

   – I co w związku z tym?! – Tego było już za wiele. Nawet uścisk ojca nie zdołał pohamować jej złości. – Lepiej się rozwieść, niż marnować sobie resztę życia u boku kogoś, kogo nawet się już nie lubi!

   – To na cholerę ci ten ślub był?!

   – Moje życie to nie twój interes! Pragnę ci przypomnieć, że nie mieszkam z tobą od osiemnastego roku życia i jestem dorosła.

   – Skoro taka jesteś dorosła i samodzielna, to nie przychodź potem po pomoc, gdy braknie ci pieniędzy albo nie będzie miał kto wyjść ci z psem!

   Z ust Niny wyrwał się głośny, szyderczy śmiech.

   – W życiu nie poprosiłam was choćby o złotówkę! Od zawsze radzę sobie sama i jakoś daję radę. Wystarczająco pchacie pieniędzy w Natalię, by jeszcze mieć cokolwiek dla mnie. Ale spokojnie, choćbym miała jeść suchy chleb, nie przyjdę po pomoc. Nauczyłam się przez te wszystkie lata polegać tylko na sobie.

   – Nino... – Ojciec próbował się wtrącić, ukoić atmosferę spokojnym głosem, jednak Nina go zignorowała. Zaczęła się ubierać. – Zostań.

   – Jesteś niewdzięczna! Od zawsze miałaś za duży pysk i dlatego Alan w końcu cię zostawił! – krzyknęła Jowita, celowo wbijając szpilkę córce. – Natalia przynajmniej ma porządnego faceta.

   – No i super. Cieszę się, że chociaż ona dostaje wszystko pod nos i nigdy nie musiała się niczym martwić, podczas gdy ja od zawsze muszę na wszystko sama zapracować – oznajmiła już spokojniej, posyłając ojcu smutny uśmiech. – Pa, tato. Miło było cię zobaczyć.

   Wyszła, nie zamierzając dłużej się kłócić. Wiedziała, że matka się wkurzy na wieść, że zmieniła pracę, ale nie spodziewała się aż takiej afery. W końcu co ją to obchodziło? Przecież Nina nigdy nie brała od nich żadnych pieniędzy, ani nie żaliła się, gdy było jej ciężko. Nadal nie mieli pojęcia o wielu sprawach, które zmieniłyby ich postrzeganie Alana, ponieważ nigdy się nie żaliła.

   – Poczekaj! – Słysząc głos ojca, zatrzymała się. Wysiliła się na uśmiech, chcąc udać, że wszystko było w porządku. – Wybacz jej. Chodzi nerwowa przez ten rozwód. Rodzina już głupio gada, odkąd Alan zaczął wstawiać na Facebooka zdjęcia z nową dziewczyną...

   – To jest mój rozwód. On was w ogóle nie dotyczy, a rodzina i ludzie niech sobie gadają, co chcą. Mam to gdzieś – oznajmiła stanowczo. – Nigdy nie oczekiwałam od was wsparcia finansowego, ale to trochę przykre, że nie mogę liczyć na was żadnej kwestii. Przyszłam, licząc na normalną rozmowę i wsparcie, ale nawet to jest za wiele. Dlaczego do Natalii macie zupełnie inne podejście? Co ja wam takiego zrobiłam? – spytała, a mina ojca dała jej wyraźnie do zrozumienia, że nie usłyszy odpowiedzi. Był w szoku. Z pewnością nie spodziewał się takich słów, tak samo jak ona nie sądziła, że kiedykolwiek wypowie je na głos. – Trzymaj się, tato. Pochwalę się tylko, że spełniam swoje marzenie i pracuję w salonie fryzjerskim. Diamond Hair. Jakbyś chciał wpaść na strzyżenie, to zapraszam, choć wiem, że chodzisz do Barbera. Wracaj do domu i niczym się nie przejmuj. Wszystko gra. – Poklepała ojca po ramieniu i odeszła.

   Dopiero gdy miała pewność, że została sama, pozwoliła łzom spłynąć po policzkach.

   Była głupia, myśląc, że teraz wszystko się zmieni, a rodzice okażą jej wsparcie w tych trudnych dla niej chwilach.

   Niestety wciąż była sama. Niby powinna być przyzwyczajona, a jednak rozczarowanie nadal bolało.

   Nie pozostało jej nic innego jak napisać do Marty i wrócić do domu.

   Głośne jęki zostały nagle przerwane, gdy Marcin zaczął szczytować, przytrzymując z całej siły potężne uda partnerki. Nigdy nie sądził, że zainteresuje się puszystą dziewczyną, a jednak Marta od początku go zainteresowała. Miała świetny styl, zawsze ładnie pachniała i potrafiła się malować. Wyglądała jak laleczka, tyle że w wersji XXL. Była też niesamowicie dobra w łóżku i pozwalała mu się spuszczać w środku co bardzo mu odpowiadało, ponieważ dzięki temu, iż była bezpłodna, nie musiał martwić się niechcianym dzieckiem. Ani wydawać niepotrzebnie pieniędzy na gumki.

   Nie byli parą. Wspólnie zdecydowali o nienazywaniu ich relacji, dzięki czemu cieszyli się spotkaniami i chwilami uniesień, które przynosiły obopólną satysfakcję.

   – Seks to najlepszy relaks po pracy – oznajmiła Marta, sięgając po papierosy do rzuconej na ziemi torebki. Podała chłopakowi jednego i odpaliła, gdy usłyszała przychodzącą wiadomość.

   – Stawiam, że to znowu ta twoja przyjaciółeczka – prychnął chłopak, patrząc na komórkę w różowym etui z diamentem wysadzanym plastikowymi cyrkoniami.

   Marta bez słowa odczytała wiadomość. Pozwoliła sobie na głośne westchnięcie i wywrócenie oczami, gdy okazało się, że miał rację.

   – Czemu jej nie powiesz, żeby dała ci trochę spokoju? Nie musisz być na każde jej skinienie, tylko dlatego, że przechodzi przez ciężki okres.

   – Nie potrafię jej olać. Jaka byłaby ze mnie przyjaciółka, gdybym jej teraz nie wspierała?

   – Po prostu chcę powiedzieć, że masz też swoje życie, a ona powinna umieć sama sobie poradzić, a nie liczyć na twoje przybycie zawsze, gdy tego potrzebuje. Nie jesteś jej nic winna.

   Marta długo wpatrywała się w ekran, zastanawiając się nad tym, co odpisać. Nina bywała męcząca, to fakt. Choć nie żaliła jej się każdego dnia, zawsze chciała się spotkać akurat wtedy, gdy coś ją przygnębiło. Nie, żeby nie chciała widywać jej w innych okolicznościach, ale Marta miała też innych znajomych. I Marcina, którym nadal się nie znudziła.

   Podrapała się po nagim brzuchu, który był odrobinę mniejszy od ogromnych piersi i odpisała:


Przepraszam, ale nie dam rady. Jestem właśnie z Marcinem. Odezwę się, jak tylko będę mogła, a ty zastanów się nad poznaniem nowych znajomych. Powinnaś mieć więcej ludzi w swoim życiu, na których możesz polegać albo chociażby wyjść na głupią kawę. Wyszłoby ci to na dobre".


   – Zamawiamy coś? Jestem głodna. – Wrzuciła komórkę z powrotem do torby i posłała Marcinowi słodki uśmiech.

   Ten pocałował ją w odpowiedzi i rzucił z powrotem na łóżko, szepcząc do ucha, że zjedzą sushi.

   Samotna podróż do baru z pewnością nie była czymś, co Nina Młynarska zrobiłaby kiedykolwiek w swoim życiu. O ile uwielbiała zwracać na siebie uwagę niebanalnym kolorem włosów, o tyle nienawidziła ciekawskich spojrzeń gapiów, których bez wątpienia interesowała obecnie jej osoba.

   Miała na sobie granatowe dżinsy z wysokim stanem i białą koszulę w czarne koty, które zajmowały praktycznie całą jej powierzchnię. Efekt dopełniały wysokie czarne trampki za kostkę oraz delikatny makijaż. Odkąd Marta nauczyła ją malować brwi za pomocą specjalnej pomady i pędzelka, jej twarz zupełnie inaczej się prezentowała. Co jak co, ale miała naprawdę ładną buzię i zdawała sobie z tego sprawę. Szkoda tylko, że na tym zadowolenie z wyglądu się kończyło.

   Sączyła niebieskiego drinka, co jakiś czas rozglądając się po radośnie rozmawiających ludziach. Wszyscy byli w gronie znajomych, jedynie ona siedziała sama jak palec, topiąc smutki. Słaby ruch, zważywszy na to, że jutro musiała być na trzynastą w salonie.

   Zaczynała żałować decyzji o przyjściu do tego miejsca. Zrobiła to pod wpływem impulsu, zaraz po wiadomości od Marty. Przyjaciółka miała rację, Powinna wyjść do ludzi, jednak znajdowanie znajomych w barze z pewnością nie należało do dobrych rozwiązań. Tym bardziej, że ani nie była towarzyska, ani nie wyobrażała sobie podejść do kogoś obcego i zainicjowania rozmowy.

   Wyglądała doprawdy żałośnie, kończąc drinka i wychodząc z baru zupełnie samotnie.

   Przynajmniej nie wrócisz do domu pijana, pomyślała i ruszyła w stronę restauracji z chińszczyzną. Choć restauracja to może za dużo powiedziane, bowiem lokal znajdował się w galerii handlowej, oddzielonej od baru z kilometr.

   Była głodna. W normalnej sytuacji nie pokusiłaby się na jedzenie na mieście, jednak tym razem zamierzała zrobić wyjątek. Obiad u rodziców nie wypalił, co wcale nie oznaczało, że dzień musiał skończyć się w podłym humorze.

   Rozmyślała nad kłótnią z matką. Żałowała swojego wybuchu, jednak ani śniła odezwać się do niej pierwsza. Mimo wszystko nie zrobiła niczego złego. Broniła się i powiedziała to, co od dawna leżało jej na sercu. Nigdy nie prosiła o pomoc, więc jakim prawem mówiła takie rzeczy? Jak mogła być tak okrutna?

   Przykre było to, że Nina nigdy nie czuła się przez nią kochana. Podczas gdy Jowita oddałaby Natalii dosłownie wszystko, Nina nie zasługiwała nawet na dobre słowo, czy pochwałę. Ojciec starał się być wobec niej ciepły i wyrozumiały, jednak nawet u niego było widać faworyzowanie starszej córki.

   Nina od zawsze zastanawiała się, skąd u rodziców takie zachowanie, jednak do dziś nie poznała odpowiedzi.

   Po dwudziestu minutach siedziała przy wolnym stoliku, zajadając się mintajem w cieście oraz przepysznym makaronem z sosem słodko-kwaśnym. Gdyby tylko mogła, częściej pozwoliłaby sobie na takie jedzenie. Niestety budżet magicznie nie wzrastał, a z każdym wydatkiem boleśnie się kurczył.

   – Mogę się dosiąść? – Padło nad nią niespodziewane pytanie, gdy ze smakiem przeżuwała kawałek ryby.

   Zaskoczona spojrzała w górę i omal się nie udławiła, widząc wysokiego, szczupłego blondyna o zawadiackim uśmiechu, pięknym spojrzeniu brązowych oczu i przystojnej twarzy. Oczywiście, że go pamiętała! To on przegonił Alana spod klatki jakiś czas temu, gdy ten naszedł ją niespodziewanie i nie chciał dać jej spokoju. Miała słabość do przystojniaków, jednak stojący przed nią chłopak wyjątkowo urzekł ją wizualnie. Być może to te dołeczki w policzkach, gdy się uśmiechał albo pieprzyk z lewej strony wyraźnie widocznej kości policzkowej wywoływały w niej niezrozumiałą sympatię. A może zwyczajnie chodziło o to, że pomógł jej pozbyć się natrętnego exa.

   – Jest dużo wolnych miejsc – zauważyła, rozglądając się po pustych stolikach dookoła.

   Nieznajomy jednak zdawał się mieć to gdzieś. Zajął miejsce naprzeciwko niej i obdarował tak pięknym uśmiechem, że omal nie opuściła widelca.

   – Ale ja chcę zjeść w twoim towarzystwie. Poza tym chyba zasłużyłem na nagrodę za pozbycie się tego pajaca, który cię nękał?

   Był taki pewny siebie. Zachowywał się, jakby zagadanie do obcej osoby nie robiło na nim wrażenia. Nina szczerze mu tego zazdrościła, ponieważ sama nie czuła się komfortowo w obecnej sytuacji. Jej policzki bez wątpienia były purpurowe ze wstydu.

   – Jestem Kuba.

   – Nina...

   – Wiem. Pisałem do ciebie na fejsie, ale mnie olałaś – zaśmiał się i wstał. – Idę po coś do jedzenia i zaraz wracam. Tylko mi czasem nie ucieknij.

   Wpatrywała się zszokowana w smukłe plecy, zakryte czarną koszulką. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że nadal trzymała widelec w powietrzu. Rany, musiała wyglądać jak skończona idiotka!

   Szybko sięgnęła po komórkę. Nie widziała żadnej wiadomości od tego chłopaka. Poza tym, po co miałby do niej pisać?

   Nie przywykła do takich sytuacji. W końcu jedynego faceta w swoim życiu poznała w wieku osiemnastu lat i to z nim spędziła dotychczasowe życie. Doprawdy trudno było jej uwierzyć, by mogła ot tak się komuś spodobać. Nie była szczupła, a faceci (już na pewno tacy przystojni jak Jakub) raczej nie gustowali w kobietach o pełniejszych kształtach. Nina, choć od pasa w górę mieściła się w rozmiar M, to jej tyłek i uda wciskały się w XL. Z pewnością nie należała do obecnego kanonu piękna. Co najwyżej mogłaby zostać modelką Plus Size. Niestety XL dla dzisiejszego świata było dużym rozmiarem i nawet nie zamierzała się oszukiwać.

   Ukradkiem zobaczyła kroczącego w jej stronę chłopaka, więc szybko odłożyła telefon i wróciła do jedzenia.

   – Odpowiedziałaś na moją wiadomość?

   – Niczego nie mam.

   – Hm... – Kuba chwilę się zastanowił. – Może zobacz w spamie? Nie mogłem swobodnie przejrzeć twojego profilu, więc pewnie i wiadomość ci się nie wyświetliła.

   Zrobiła, co powiedział i poczuła szczere zdumienie, dostrzegając we wspomnianym folderze wiadomość od niego. Pytał w niej, jak się czuła i napisał, że jakby miała ochotę pogadać albo wyjść na spacer, to chętnie jej potowarzyszy.

   Czy to możliwe, że faktycznie wpadła mu w oko? Ciężko było jej w to uwierzyć, ale w innym wypadku, po co próbowałby ją odnaleźć na Facebooku?

   Niby fajnie, że ktoś się nią zainteresował, jednak nie była gotowa na związek. Niedługo czekała ją rozprawa rozwodowa, a samo napomknięcie, że nadal była czyjąś żoną, bez wątpienia by go odstraszyła.

   – Nie szukam związku. Mam dość facetów jeśli mogę być szczera.

   – Rozumiem – przerwał jej, nie spuszczając wzroku z jej oczu. Miał w sobie coś, przez co miękły jej nogi. – Do niczego cię nie będę zmuszał. Uważam jednak, że nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy się zakolegowali i wyszli czasem na drinka lub spacer. Ludzie tak robią, prawda?

   – Niby tak, ale...

   – Nie przyjmuję odmowy. Jesteśmy sąsiadami, a to daje nam pozwolenie na przyjaźń. Tak więc wyślij mi zaproszenie na fejsie, a potem ja o wszystko zadbam. Przekonasz się, jaki ze mnie super kumpel.

   – Dlaczego to robisz? – spytała. – Jeśli to przez to, co powiedział wtedy mój ex, to przestań. Nie jestem szurnięta, nie chcę się zabić i nie trzeba mnie w żaden sposób ratować. Nie będziesz miał mnie na sumieniu. Słowo honoru.

   – Po prostu mi się podobasz, a facet zwykle chce poznać dziewczynę, która wpadła mu w oko. To raczej nie jest nic nadzwyczajnego.

   Owszem, było to coś nadzwyczajnego. Przynajmniej dla niej. Jego szczerość wprawiała ją w zakłopotanie. Nie przywykła do takiego zainteresowania swoją osobą.

   – Problem w tym, że ja nikogo nie szukam. Przynajmniej nie w tej chwili.

   – Problem w tym, że tak łatwo się mnie nie pozbędziesz, a ja poczekam na TĘ chwilę. Przecież nie musimy od razu iść ze sobą do łóżka ani deklarować wielkiej miłości. Możemy być znajomymi. Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że nie masz żadnego kolegi?

   Nie mam nawet koleżanek, pomyślała gorzko, wbijając wzrok w talerz.

   Kuba doskonale wiedział, co oznaczała cisza i nie zamierzał drążyć tematu. Zamiast tego wbił widelec w kawałek jej ryby i z uśmiechem ją zjadł. Widząc szok w piwnych oczach dziewczyny, oznajmił radośnie:

   – Lubię dzielić się jedzeniem. Chcesz trochę mojego?

   I wtedy stało się to, na co czekał.

   Z ust Niny wydobył się szczery śmiech, który wydawał mu się w tamtej chwili najpiękniejszą melodią na świecie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top