☙ 05.

    Wścibskość ludzka doprawdy nie znała granic.

   Nina zdążyła się przyzwyczaić do tego, że na produkcji, gdzie otaczała ją setka ludzi, każdy o każdym mówił, a plotki szerzyły się gorzej od największej zarazy. Mimo to bezustanne pytania o Alana zwyczajnie doprowadzały ją do szału. Gdy zatrudniła się do fabryki, gdzie produkowano plastikowe części do samochodów, starała się robić dobre wrażenie i czasem zdarzyło jej się powiedzieć coś więcej na prywatne tematy, jednak po tylu latach nauczyła się, jak radzić sobie z tym całym szajsem. Zwyczajnie ani nie negowała plotek, ani nie odpowiadała na żadne pytania.

   I choć była dobra w tym co robiła, męczyli ją ludzie oraz trzy zmiany. Może gdyby jej przyszły rozwód nie rozszedł się takim echem po całej firmie, a Alana nikt by nie znał, nie rozważałby odejścia, jednak z każdym dniem utwierdzała się w przekonaniu, że pewnego dnia zwyczajnie się tutaj udusi.

   – Zajmijcie się swoimi sprawami. Moje życie nie powinno was interesować – oznajmiła stanowczo, gryząc bułkę.

   Żałowała, że nie mogła zejść na przerwę o innej porze, niż dziewczyny z jej działu.

   – No weź! Nie bądź taka! – Daria zrobiła naburmuszoną minę, spoglądając na nią z wyczekiwaniem. – Naprawdę jestem ciekawa. Wracasz z postoju, a Kamila atakuje nas informacją, że Alan do niej pisał, by się tobą zajęła i miała cię na oku, bo cię zostawił i możesz sobie coś zrobić. Nie sądzisz, że przegiął?

   – Chyba nie zamierzasz skoczyć z dachu czy coś w tym stylu? Tyle się teraz mówi o samobójstwach... – Michalina wyglądała na szczerze przejętą.

   Nina czuła, że zaraz eksploduje. Gdyby tylko dorwała Alana, poszłaby siedzieć za morderstwo. Wiedziała, że ten drań celowo napisał do największej plotkary w firmie, by zamienić jej życie w piekło.

   Pieprzony hipokryta! Sam spakował walizki i odszedł, pocieszając się w ramionach jakiejś szkarady, a robił wszystko, by o nim nie zapomniała. Po co mu to było? Naprawdę nie potrafiła tego pojąć, a cierpliwość z każdą chwilą z niej wyparowywała.

   Wstała, chowając bułkę w sreberko i oznajmiła, nie kryjąc złości:

   – Mam w dupie Alana i nie zamierzam się przez niego zabić. Zamiast mnie o niego wypytywać i rozpowiadać plotki na mój temat, zajmijcie się może pracą, bo coś kiepsko wam idzie z narzucanymi normami. – Widząc oburzenia na twarzach dziewczyn, dodała ze sztucznym uśmiechem: – Was też mam w dupie. Nigdy nie lubiłam żadnej z was i najlepiej będzie, jak przestaniecie marnować mój czas tymi durnymi pytaniami. Gówno was obchodzi moje życie prywatne, a jeśli tak bardzo ciekawi was powód rozstania, to napiszcie do Alana. Wszystkie go znacie i jestem pewna, że z miłą chęcią opowie wam jakąś wyssaną z palca historyjkę o jednej z mojej chorób psychicznych!

   Opuściła jadalnie z hukiem. Miała serdecznie dość sytuacji, w jakiej się znalazła. Nie mogła porzucić pracy, ponieważ musiała z czegoś żyć, a urlop niczego by nie zmienił. Czuła jednak, że pójście na L4 to jedyne, co mogło ją obecnie uratować przed nerwicą. Musiała czym prędzej znaleźć inną pracę, inaczej zwariuje przez tych wszystkich ludzi.

   Zbiegła po schodach i ruszyła w stronę łazienki, czując, jak łzy bezsilności zaczęły spływać po jej policzkach. Nie dość, że straciła nad sobą panowanie przy tych żmijach, dając im kolejny temat do obgadania, to jeszcze rozmaże makijaż! Co za okropny dzień!

   Usiadła na toalecie i pozwoliła sobie na płacz. Serce cisnęło się do gardła, a żal wydawał się ranić niczym ostre sztylety. Minęło za mało czasu, by takie sytuacje jej nie raniły. Samo wspomnienie Alana wywoływało w niej ból i wciąż odczuwała uczucie porażki.

   Nawet jeśli nie kochała tego człowieka od jakiegoś czasu, to spędziła z nim parę ładnych lat. Bywały między nimi dobre chwile. Nawet jeśli nikły one wśród lat odwiecznych kłótni i pretensji, to nie mogła powiedzieć, że mąż od zawsze był strasznym gnojkiem.

   Naprawdę nie rozumiała, co mu dawało to ciągłe zawracanie jej głowy i mieszanie się do jej życia. Po co pisał do Kamili? Czemu mu zależało, by cała firma mówiła o ich rozwodzie? To nie on musiał się mierzyć z tymi głupimi pytaniami i spojrzeniami. Układał sobie życie od nowa, podczas gdy ona starała się jakoś przetrwać. Chwil załamania było coraz mniej, ale nie odeszły w zapomnienie.

   W domu było o wiele prościej. Szczerze żałowała, że zamówienia wzrosły i musiała wrócić do pracy. Myślała, że da radę, ale sytuacja zaczynała ją przerastać. Czuła, że jeśli będzie tak dalej, znów popadnie w melancholijną pustkę, która pociągnie ją do najczarniejszych zakamarków umysłu, a do tego nie mogła dopuścić.

   Cholera! Przecież obiecała, że będzie silna!

   Wysmarkała nos, z zamiarem napisania do przyjaciółki, gdy rozdzwoniła jej się komórka. Widząc godzinę, zaklęła pod nosem, jednak zignorowała fakt, że od dziesięciu minut powinna być na swoim stanowisku pracy.

   – Halo? – Odebrała, siląc się na opanowany ton. Widok czarnej od tuszu dłoni jeszcze bardziej ją zdołował.

   – Nina Młynarska? Z tej strony Agnieszka Lisowska. – Kobiecy głos po drugiej stronie sprawił, że bolesny uścisk w sercu zamienił się w szaleńczy galop.

   – T-tak? Dzień dobry... – Wytarła brudną rękę o czarne robocze spodnie i skupiła wzrok na białych kafelkach.

   – Chciałam spytać, od kiedy mogłabyś zacząć pracę w salonie? Jest czwartek, ale jeśli to nie problem to chciałabym, żebyś przyszła w weekend, by poznać zasady i podstawy koloryzacji. Trochę pracy przed nami, a chyba rozumiesz, że nie mogę pozwolić sobie na niezadowolenie klientek.

   Nina była w szoku. Po rozmowie z szefową Diamond Hair nie łudziła się, by mogła zostać wybrana. Czyżby inne kandydatki okazały się niewystarczająco dobre? Co musiało się wydarzyć, by ktoś taki jak ona, zdobył pracę bez większego doświadczenia?

   Łzy znów zaczęły spływać po jej policzkach, a dłonie drżały. Cudem jeszcze nie upuściła komórki.

   – Rozumiem! Dam z siebie wszystko! – zapewniła szybko i rozejrzała się po niewielkiej kabinie, by znaleźć wyjście z sytuacji, w jakiej się znalazła. – Jutro z samego rana złożę wypowiedzenie i w weekend pojawię się w salonie. Zrobię wszystko, by pani nie pożałowała swojej decyzji.

   – Dobrze. W takim razie sobota dziewiąta rano. Przygotuję już dla ciebie fartuch. Zabierz jedynie jakieś wygodne buty na przebranie. – Nina skinęła głową, jakby przyszła szefowa mogła to zobaczyć. – W poniedziałek podpiszemy umowę. Weekend oczywiście będziesz miała niezapłacony, ponieważ będzie to przygotowanie do pracy. Mam nadzieję, że nie będziesz miała nic przeciwko?

   – Oczywiście, że nie! – zapewniła szybko. Całe szczęście, że się nie jąkała z tej ekscytacji! – To do zobaczenia. Jeszcze raz bardzo dziękuję!

   Agnieszka rozłączyła się bez słowa.

   Nina dopiero po chwili bezsensownego wpatrywania się w komórkę, wydała z siebie okrzyk radości i podskoczyła w miejscu. Jeszcze nigdy nie spotkało ją w życiu coś tak wspaniałego. To naprawdę cudowne uczucie, gdy ktoś w końcu cię doceni.

   Została wybrana. Była najlepsza ze wszystkich kandydatek.

   Ona.

   Nina Młynarska, której los od zawsze rzucał kłody pod nogi.

   Alan z pewnością by powiedział, że ktoś jej w tym pomógł, choć przez niego była pozbawiona wszelakich znajomości i przyjaciół. Ten niewielki sukces zawdzięczała jedynie swojemu uporowi i pasji, z której nie zrezygnowała pomimo jego przykrych komentarzy. W końcu od zawsze uważał, że nie nadawała się na fryzjerkę, a praca na produkcji była jej wręcz przeznaczona.

   – Wszystko w porządku? Liderka cię szuka. – Niespodziewane pukanie do drzwi sprawiło, że aż podskoczyła.

   Uspokoiła oddech, odczekała kilka minut i oznajmiła:

   – Jeśli możesz, to powiedz, żeby zadzwoniła po kierownika. Chcę się zwolnić do domu.

   – No dobra.

   Gdy tylko usłyszała zamknięcie drzwi, uśmiech znów zawitał na jej twarzy.

   Już nie musiała użerać się z tymi ludźmi. Pojedzie do domu, napisze wypowiedzenie i wróci rano, by nie musieć nikomu się tłumaczyć. Nie miała tu ani jednej koleżanki, więc nie czuła się zobowiązana do pożegnania.

   I tak wszyscy o niej zapomną. W takich firmach ludzie przychodzili i odchodzili. Nikt nie przykładał do tego większej uwagi.

   Wręczenie wypowiedzenia i ostatnie spojrzenie na firmę, która zapewniała jej pieniądze po ukończeniu szkoły, sprawiła jej większą radość, niż przypuszczała. Wiedziała, że kierownik działu nie będzie robił żadnych problemów, ponieważ w takich miejscach pracy rzadko kiedy chciano kogokolwiek zatrzymać. Nie było mowy o większej pensji ani innych benefitach, nawet jeśli w grę wchodził najlepszy pracownik z wysokim stażem.

   Gdy tylko Nina z powrotem znalazła się w domu, wywołując niebywałą radość u Saby, która nie spodziewała się jej tak szybko, zasiadła do laptopa. Zaczęła czytać o panujących trendach w koloryzacjach i przejrzała filmiki na YouTube, ukazujące różne rodzaje balayage. Wiedziała, że szefowa wszystkiego jej nauczy, jednak chciała pokazać, że jednak co nieco umiała.

   Najważniejsze było mieszanie farb z odpowiednim oksydantem. To w tym oraz technice nakładania tkwił zadowalający efekt końcowy.

   Nina schodziła radośnie po schodach z Sabą, witając starszą sąsiadkę z drugiego piętra. Często pomagała jej z wniesieniem zakupów i wyrzucała śmieci. Choć kobieta z początku nie chciała pomocy, szybko zrozumiała, że dla Niny to żaden problem.

   – Och, a gdzie podziewa się mąż? Dawno go nie widziałam.

   Uśmiech momentalnie znikł z twarzy dziewczyny. Zatrzymała się i z grzeczności odpowiedziała:

   – Nie mieszkamy już razem. Wyprowadził się jakiś czas temu.

   Staruszka zakryła zszokowana usta, a oczy omal nie wypadły jej z orbit.

   – Co pani opowiada! To straszne!

   – Spokojnie, pogodziłam się z tym. Życie toczy się pomimo wszelakich przeciwności.

   – I bardzo dobrze! Szkoda czasu na mężczyzn, którzy tylko go tracą. No nic, złociutka. – Staruszka przytuliła Ninę, nie zwracając uwagi na psa. – Leć już. Jakbyś potrzebowała porozmawiać, to zapraszam. Naprawdę mi przykro, ale jesteś ładniutka, więc na pewno kogoś znajdziesz.

   – Nikogo nie szukam, ale dziękuję. Do widzenia.

   Nina miała ogromną nadzieję, że z czasem ludzie przestaną wypytywać ją o Alana. Żałowała, że musiała czekać aż pół roku na rozprawę rozwodową, ponieważ formalnie nadal była mężatką. Strasznie jej to ciążyło i oddałaby wiele, by przyspieszyć czas, skoro nie można było go cofnąć.

   Otworzyła drzwi z klatki, gdy Saba niespodziewanie rzuciła się do przodu, ciągnąc ją za sobą. Mało brakowało, a uderzyłaby twarzą o próg, nabawiając się paskudnych blizn przed rozpoczęciem pracy.

   Już chciała przeprosić osobę, na którą skoczył jej pies, gdy ujrzała ciemne, długie włosy i poczuła zapach ciężkich perfum. Oszołomiona nie wiedziała, czy powinna uciekać, czy przywalić młodemu mężczyźnie prosto w twarz.

   Alan jak gdyby nigdy nic podniósł się z klęczek i posłał jej uśmiech. Przytyło mu się, odkąd widziała go po raz ostatni. Stara koszulka, którą kupiła mu pod choinkę, wydawała się za mała, a dżinsy domagały się prania. Nigdy nie umiał zadbać o swój wygląd. Był typowym facetem, który uważał, że dopóki coś nie śmierdziało, to można było w tym chodzić.

   – Co tu robisz?! – warknęła, szarpiąc Sabę w swoją stronę.

   – Zablokowałaś mnie na fejsie i nie odpisujesz na wiadomości, więc nie miałem wyboru. Chciałem pogadać na temat rozwodu – odparł tak swobodnie, jakby rozmawiali o pogodzie.

   – Nie mamy o czym rozmawiać. Spotkamy się w sądzie, więc daj mi święty spokój! – oznajmiła stanowczo i chciała odejść, jednak Alan zagrodził jej drogę. Gdy chciała iść w drugą stronę, ścisnął palce na jej nadgarstku i szarpnął z powrotem. – Puszczaj!

   – Nie rób scen! Chcesz, żeby ludzie się zbiegli i usłyszeli, jak wrzeszczysz?

   – Już i tak zrobiłeś ze mnie wariatkę, więc spierdalaj! – krzyknęła, wyszarpując się z jego uścisku. Traciła kontrolę. Czuła to w każdej komórce swojego ciała i naprawdę nie wiedziała, jak długo jeszcze nad sobą zapanuje. – Daj mi święty spokój i zajmij się swoją nową dziewczyną! Czego ty jeszcze ode mnie chcesz, człowieku?!

   – Sylwia jest przy mnie szczęśliwa, o to się nie musisz martwić. Wiedziałem, że zaboli cię to, że tak szybko się z kimś związałem. Przysięgam jednak, iż po prostu tak wyszło. Nigdy cię nie zdradziłem i nie odszedłem do innej. Po prostu miałem dość tego, jak wyglądało moje życie przy tobie.

   – Kpisz sobie?! – ryknęła, ściskając z całej siły knykcie. Była pewna, że twarz płonęła jej z gniewu. – Zostaw mnie w spokoju! Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego! Zajmij się swoim nowym życiem i przestań mnie nachodzić.

   – Nie nachodzę cię. Po prostu mieszkam niedaleko i właśnie wracam do mieszkania. Możliwe, że będziesz czasem mnie widywała w sklepie. Miasto nie jest na tyle duże, byśmy się już nigdy nie zobaczyli, prawda?

   Świetnie się bawił. Podobało mu się wywracanie jej życia do góry nogami i zadawanie bólu. Pojawiał się w chwilach, gdy odnajdywała grunt pod nogami i zaczynała wierzyć, że wszystko się ułoży. Dlatego go zablokowała.

   Chciała zacząć wszystko od nowa. Zmiana pracy i odcięcie się od Alana miały być początkiem nowego życia, ale on oczywiście musiał wszystko zniszczyć.

   – To jak? Pogadamy? – spytał, przerywając ciszę.

   Jego uśmieszek rozbudzał w niej wszystko, co najgorsze. Jak mogła kiedyś uważać go za porządnego faceta?

   Już miała odpowiedzieć, gdy usłyszała czyjś stanowczy, męski głos:

   – Spierdalaj, gościu, nim stracisz wszystkie zęby i będziesz musiał sobie wstawić nowe.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top