Kochanie

Suguru przeciągnął się i otworzył oczy. Było mu przyjemnie ciepło i ciągle czuł zapach znajomych perfum.

- Satoru, którą godzina? - wymamrotał i przekręcił się na bok.

- O już wstałeś, skarbie. - powiedział z pełną buzią. Ucieszył się, że słyszy jego głos. - Jest szesnasta. Spałeś dwie godziny. Zrobiłem obiad. Nuggetsy. Chcesz?

- Czekaj za dużo informacji na raz... - mruknął i otworzył oczy, patrząc na niego. - Co jesz?

- Ciasteczka czekoladowe, chcesz?

- Chciałbym się napić. - usiadł i przeciągnął się. - Masz jakąś cole, czy coś?

- W lodówce. Przynieść ci?

- Mam nogi, kotku. - zaśmiał się. Jego wzrok zawiesił się na różowej zabawce, leżącej na szafce nocnej obok łóżka. Jego policzki zrobiły się czerwone przez wspomnienia z wcześniejszej zabawy.

Satoru zablokował telefon i odłożył go na bok. Przekręcił się, aby być przodem do Suguru i wtulił się w jego brzuch.

- Co jest, przylepo? - wplątał dłoń w jego włosy i podrapał go lekko po głowie.

- Nudziło mi się, kiedy spałeś. - mruknął cicho. - Suguru... Przesadziłem wcześniej?

- Nie... Było cudownie. - wyznał, czując jak jego policzki robią się czerwone. - Jeżeli chodzi ci o to... Chętnie to powtórzę jutro, czy tam kiedyś...

- Chciałbyś?! - poderwał się nagle i spojrzał mu w oczy.

- Zrobiłeś mi najlepszy orgazm w życiu. To było super. - przygryzł dolną wargę, patrząc mu w oczy.

- Byłeś taki słodki... Myślałem, że dojdę od samego patrzenia na ciebie. - odgarnął jego ciemne włosy do tyłu. - Ciszę się, że ci się podobało... Od razu odleciałeś i nie wiedziałem co myśleć.

- Jestem po prostu zmęczony dzisiejszym dniem i ten orgazm... Myślałem, że zemdleje. - zaczął się śmiać. - Jeżeli w łóżku też będziesz taka bestią, to będę musiał popracować nad wytrzymałością.

- W zasadzie mam już parę pomysłów na złamanie naszych granic. - powiedział zmysłowo i pokazał swoje białe zęby w radosnym uśmiechu.

- Nie wiem czy bardziej się boję, czy już nie mogę się doczekać. - przysunął się do niego i pocałował go krótko w usta. - Muszę się umyć... A potem zjem obiad, okej? - zmienił temat i potarł ich noski o siebie.

- Okej... Poczekam na ciebie i podgrzeję nuggetsy. - zamruczał i teraz to on skradł Geto pocałunek. - Zrobić dla ciebie sos?

- Poproszę.

- Śmietanowy?

- Doskonale mnie znasz, kotku...

Geto jeszcze raz pocałował Gojo i wstał z łóżka. Posłał mu figlarny uśmiech, po czym wyjął puchaty ręcznik w lamy z komody i zniknął za drzwiami, kierując się do łazienki.
Satoru zaśmiał się sam do siebie i wyjął telefon z kieszeni. Otworzył dymek czatu z Yuujim na messengerze i szybko napisał krótką wiadomość.

Satoru: Suguru jest zachwycony tą zabawką. Jak Megumi?

Ucieszył się, widząc że jego nowy kumpel od razu odczytał wiadomość.

Yuuji: Megumi obudził się w paskudnym nastroju, bo jest padnięty po tym wszystkim, ale jak napoiłem go czarną kawą to jest teraz tak zadowolony, że mieliśmy małą kontynuację i sam zaproponował, żeby użyć tych kulek. To jest super!

Satoru: Megumi da radę iść na trening? Jeżeli jest zmęczony to mogę go zwolnić. Suguru niby wygląda na wypoczętego, ale po tych ostatnich akcjach jest wyczerpany i chyba dzisiaj powiem mu żeby odpuścił.

Yuuji: Megumi ma za dużą dumę, żeby nie iść no chyba że...

Yuuji: A gdyby tak zaproponować im wspólne zakupki i ploteczki?

Satoru: Na to mogliby pójść. Pogadaj z Megumim. Powiedz, że tatuś Satoru martwi się o swojego bobasa Megumisia.

Yuuji: Idę z nim pogadać!

Gojo przeciągnął się i ruszył w stronę kuchni. Naprawdę martwił się o Suguru. Sytuacja z rozejściem się informacji o jego orientacji była dla niego przytłaczająca, a za zdjęcie, które wstawił Mahito bardzo się obwiniał. W dodatku ich życie seksualne nabierało barw, a każdy orgazm był męczący dla Suguru.
Satoru słysząc dźwięk suszarki, dobiegający z toalety włączył piekarnik. Chciał, aby nuggetsy dalej miały chrupiącą panierkę, dlatego podgrzewał je w ten sposób. Wyjął potrzebne składniki na sos z lodówki i w między czasie zaczął go przygotowywać.
Nie minęło dziesięć minut, a Suguru w bluzce Satoru zjawił się w kuchni. Włosy spiął w luźny kok, a na jego stopach były puszyste kapcie z głowami piesków, które też należały do Gojo.

- Ładnie pachnie. - czarnowłosy podszedł do swojego chłopaka i położył brodę na jego ramieniu.

- Możesz siadać. Zaraz jedzonko będzie gotowe. - pocałował go w czoło i przełożył sos do uroczej, małej sosjerki.

- Okej. - niechętnie odkleił się od niego i zajął mieście przy szklanym stole. - Masz jakieś kule do kąpieli, Satoru?

- Coś się znajdzie. Nie brałeś prysznica? - zdziwił się i wyjął nuggetsy z piekarnika. Zaczął przekładać je na talerz.

- Myślałem żebyśmy wzięli razem kąpiel po treningu. Nie dałem rady sam sobie umyć plecków. - zażartował i spojrzał na niego figlarnie.

- Możemy zjechać po drodze do jakiejś drogerii i coś kupić. - przełożył jedzenie na talerz i postawił je przed czarnowłosym. - Albo mam lepszy pomysł! Tak się składa, że ty i Megumi nie czujecie się najlepiej i pomyślałem, że zwolnię was z treningu. Możecie jechać na zakupki, ploteczki, kawusie i możesz kupić jakąś kule do kąpieli. Dam ci moją kartę. - zaczął mówić zbyt entuzjastycznie. Spojrzał na swojego chłopaka i uśmiechnął się szczerząc zęby. - Smacznego.

- Dzięki, kotku. - od razu zabrał się za jedzenie. - Mm! Są pyszne! - uciszył się.

Satoru usiadł na przeciwko niego i zaczął się w niego wpatrywać. - Cieszę się... Czyli rozumiem, że przystajesz na moją propozycję i mam dzwonić do Megumiego, tak?

- Czekaj, czekaj, coś mi tu śmierdzi...

- Nuggetsy się przypaliły?

- Mam na myśli ciebie. - spojrzał na niego podejrzliwie. - O co chodzi?

- Po prostu się martwię. - westchnął. - Odpuść ten trening, okej? Ostatnio dużo się działo i ja cię bardzo wymęczyłem... Megumi też ma gorszy okres. - wyznał i złapał go za wolną dłoń.

- Hm... Okej. - wzruszył ramionami. - Skoro, jako kapitan nie widzisz w tym problemu nie będę stawiać oporu. I tak cholernie nie chciało mi się dzisiaj iść na ten trening.

- Dzięki. - odetchnął z ulgą. - Zaraz napiszę do Yuujiego. Podjedziemy po nich i wyrzucę was w galerii. Może być?

- Spoko. - wzruszył ramionami. - Kupię jakieś zmysłowe kule do kąpieli... Jak wrócisz z treningu to weźmiemy przyjemną kąpiel i jak będziesz grzecznym dzieciątkiem to... Sam wiesz. - przejechał zmysłowo palcami po jego ramieniu, a później splótł ich palce razem.

- Ta zabawka naprawdę podnosi libido. - stwierdził zadowolony. - Musimy poprawić twoją staminę i będę mógł rżnąć cię przez dwadzieścia godzin!

- Kochanie, to nie jest możliwe. - wywrócił oczami.

- Ja potrafię!

- Rekord świata to czternaście, czy tam piętnaście...

- Ale mówisz o jednej rundzie, a ja mam na myśli serię orgazmów i różnych pozycji.

- Ty mnie chcesz wykończyć!

- Chcę cię w słodkim stroju.

- Okej, poddaję ten zakład. Wiem, że byłbyś zdolny żeby przez dwadzieścia godzin dopuszczać się seksualnych aktów, a ja i mój tyłek chcemy żyć.

- Słodziutki jesteś, Suguru. - siwowłosy zaczął się śmiać. Uniósł jego dłoń i pocałował jej wierzch. - Nie mogę już doczekać się naszego pierwszego razu.

- Przepraszam, że to odwlekam... Trochę się boję i w ogóle...

- Wiem. Poczekam. Nie masz za co mnie przepraszać.

- Powinienem zaspokajać twoje potrzeby...

- Nie chce żeby to były potrzeby, tylko czysta miłość. Jak mam potrzebę to mogę nawet odpalić pornola, zwalić sobie i mi ulży. A z tobą... Chcę okazać ci miłość w najlepszy możliwy sposób.

- Cudowny jesteś.

- No i seks analny nie jest też taki prosty... Wiem, że gdybyśmy się napalili i zacząłbym cie namawiać ty byś się zgodził, ale jaki to ma sens skoro byś się bał, albo mógłbyś czegoś żałować, nie?

- Nie wiem dlaczego czasem jesteś tak dojrzały, a czasem zachowujesz się, jak nieznośny bachor.

- To we mnie uwielbiasz. Jestem harmonią.

- Najbardziej chaotyczną harmonią, jaką znam, ale ciężko się nie zgodzić. - roześmiał się i wsunął kolejnego nuggetsa do ust. - Lepiej idź spakuj się na trening, kapitanie. Niedługo musimy wychodzić.

- Jasne, jasne. - wywrócił oczami. - Napiszę tylko do Yuujiego. - mówiąc to, wyciągnął telefon z kieszeni i otworzył konwersację z Itadorim na messengerze.

Yuuji: Megumi zgodził się tylko dlatego, bo bardzo polubił Suguru.

Satoru: Suguru też jakoś podejrzanie szybko przystał na tę propozycje. Będziemy po was o siedemnastej trzydzieści.

Z powrotem wrzucił telefon do kieszeni i spojrzał na ukochanego, który właśnie kończył jeść obiad. Odstawił pusty talerz na blat w kuchni obok zmywarki, która aktualnie myła naczynia na programie eco i wrócił do Satoru. Usiadł na jego kolanach i objął go za szyję mocno go przytulając.

- Też nauczę się gotować...

- Potrafisz piec pyszne ciasta.

- To nie to samo.

- Dla mnie jest idealnie. Kocham słodkie. - zaśmiał się i objął go w pasie. - Suguru... Jesteś ze mną szczęśliwy? - nagle spowazniał, jednak nie przestawał czule dotykać ukochanego.

- Ty tak na serio?

- Tak.

- Nie mógłbym być szczęśliwszy. - zaśmiał się i pocałował go w czoło.

- Nie ograniczam cie?

- Jak narazie nie. - wzruszył ramionami.

- I masz wszystko czego potrzebujesz?

- Tak, przecież mam swoje pieniądze. Sam kupuje sobie najpotrzebniejsze rzeczy.

- Powiesz mi jeżeli będziesz czegoś potrzebować?

- Zawsze ci o wszystkim mówię, Satoru.

- Nie mam na myśli jedzenia, tylko na przykład... Gdybyś potrzebował żebyśmy kupili biurko do mieszkania, to powiedziałbyś mi o tym?

- Tak, ale co ty tak nagle... Satoru?

- Tak po prostu...

- Gadaj, albo będziesz żyć w celibacie do końca...

- Okej, okej! - przerwał mu szybko. Wziął głęboki wdech i spojrzał gdzieś w bok. - Po prostu mam wrażenie, że coś jest ostatnio nie tak... Znaczy wszystko jest okej, ale nie mówisz mi o czymś, co nie? Mniej jesz, wodę muszę w ciebie wmuszać, masz wory pod oczami... Nie wiem o co chodzi i... Głupieję. - podrapał się po karku i znów mocno objął go w pasie.

- Jestem zmartwiony tą całą akcją z moją orientacją i z Mahito. Mniej jem, bo mam przez ciebie motylki w brzuchu, matole. - wywrócił oczami. - Zamiast jeść mógłbym się z tobą całować i dotykać i... A wody piję dużo po prostu nie widzisz.

- Okej... Ufam ci. - uśmiechnął się do niego, pokazując zęby. - Powiedz mi gdybym mógł coś zmienić na lepsze.

- W zasadzie jest jedna rzecz. - pogłaskał go po głowie, ogarniając jego włosy do tyłu.

- Co? Jaka?

- Mógłbyś być grzeczną dziecinką i... Nie strzelać jebanych fochów co pięć minut!

- Nie strzelam fochów co pięć minut! Jestem najgrzeczniejszą dziecinką na świecie!

- Chyba jej przeciwieństwem!

- Ej! Nieprawda!

*

- W sumie ciekawe co znów kupią. Drugi raz na zakupach tego samego dnia. Zapowiada się wielka przyjaźń.

- Chyba tak... To w sumie słodkie, że nasi chłopcy się dogadują.

- Tak... Uwielbiam patrzeć, kiedy Megumi jest szczęśliwy. Wtedy jego buzia jest taka łagodna i... Jest przepiękny.

Satoru i Yuuji podwieźli Suguru i Megumiego do centrum handlowego, a sami pojechali w stronę szkoły na halę sportową. Gojo akurat stanął na czerwonym świetle, ale mieli jeszcze sporo czasu do treningu, więc jechał spokojnie.

- Ile w zasadzie jesteście już razem? - zapytał Satoru, patrząc uważnie na jezdnię.

- Tydzień przed zakończeniem wakacji powiedziałem mu, że chcę z nim być.

- Nie zgodził się od razu, no nie?

- Dopiero za trzecim razem, ale opłacało się tyle starać... Chociaż nie spałem wtedy dobrze. - zaśmiał się. - No i dostał ode mnie masę kwiatów.

- Ale ty chyba podobałeś mu się wcześniej, no nie? - zdziwił się.

- Megumi zaczął się we mnie podkochiwać odkąd się poznaliśmy, a ja w nim odkąd zaczął się przede mną otwierać. Nie chciał ze mną być przez ojca, ale chyba jego tata miał już dość codziennego wydzwaniania do drzwi i codziennie nowych bukietów ciętych kwiatów, które przynosiłem mu chyba co godzinę... Odpuścił sobie, kiedy Megumi zaczął brać garki na kwiaty, bo skończyły się wazony i w końcu mnie zaakceptował. Trzy dni kombinowałem jak go przekonać i się udało. - powiedział radośnie i zaczął się po tym śmiać. - Powiedział tylko 'przynajmniej nie będzie z tego dzieci', a potem zamówił nam pizze.

- Wow, Toji potrafi być miły.

- Też znasz jego tatę?

- Tak, ale to długa historia. Może Megumi ci kiedyś opowie. Fakt faktem Toji mnie nienawidzi. Gdybym pojawił się w pokoju Megumiego to chyba bym nie wyszedł stamtąd żywy.

- Szczerze to też tak myślałem, kiedy pierwszy raz nocowałem u Megumiego... Wchodził nam do pokoju nawet w nocy i obudził mnie cztery razy. - westchnął. - Od tamtej pory nocujemy tylko u mnie.

- Mieszkasz sam?

- Z dziadkiem, ale jest w szpitalu, więc mamy wolny dom. Ma raka, ale jakoś sobie radzi.

- Przykra sprawa. Pewnie ci ciężko?

- Dziadek zawsze był starym zrzędą i nigdy nie mieliśmy dobrego kontaktu, więc... Wiesz jak jest. Nie płacze po nocach, ale to przykra sprawa. No i jest moją najbliższą rodziną. Mam jeszcze brata, ale on obecnie siedzi w pracy za granicą i wysyła mi pieniądze. Jest super. Musisz go kiedyś poznać, Satoru. Kiedy się poznaliśmy nawet nie wiedzieliśmy, że jesteśmy braćmi, a teraz się ubóstwiamy!

- Ja mam cholernie bogatą rodzinę, ale piekielnie ich nie znoszę. Skurwiele, wymyślili sobie aranżowane małżeństwo w dwudziestym pierwszym wieku. Chcą żebym ożenił się dla hajsu i interesów z jakąś laską, którą w dodatku jest lesbijką. Kiedy tylko będzie okazja uciekam z Suguru do innego miasta, żeby nie wiedzieli gdzie mieszkam.

- To... Podłe z ich strony. Nie wyobrażam sobie, że miałbym zrezygnować z Megumiego dla pieniędzy...

- Co nie? Suguru to... To moje wszystko. - uśmiechnął się lekko i poprawił okulary na nosie. - Jak skończymy szkołę to kupujemy mieszkanie i zakładamy rodzinę. Suguru chce mieć córeczkę, więc pewnie za parę lat zaadoptujemy dziecko. Ale najpierw piesek i dwa kotki. No i ślub, żebyśmy mogli zaadoptować naszą córkę.

- Urocze. Megumi nie chce mieć dzieci, a ja w ogóle nie znam się na dzieciach, więc pewnie zostaniemy przy zwierzakach.

- Zwierzaki to też dzieci tylko bardziej futrzaste.

- I mniej kłopotliwe.

- Ciężko się nie zgodzić.

Satoru zaśmiał się, wjeżdżając na parking szkoły. Zaparkował na najbliższym wolnym miejscu i wyjął klucze ze stacyjki. Droga minęła im szybciej, niż myślał. Oboje wysiedli z samochodu i wzięli z bagażnika swoje torby treningowe. Ruszyli w stronę wejścia na halę od strony trybun. Nagle usłyszeli krzyki. Były to bez zwątpienia męskie głosy. Gojo zmarszczył brwi i spojrzał na Yuujiego.

- To Nanami? - zapytał bardziej siebie, niż jego.

Oboje ruszyli biegiem w stronę hałasu. Ominęli wejście na hale i pobiegli za budynek szkoły. Zaraz za zakrętem zobaczyli dwójkę chłopaków, którzy mocno trzymali się za koszulki. Nanami i Mahito mieli twarze we krwi. Kento wyglądał znacznie gorzej. Był cały poobijany, a siniaki miał nawet na dłoniach.

Gojo rzucił się na siwowłosego i od razu odciągnął go od swojego przyjaciela. Stanął między nimi, chowając blondyna za swoimi plecami.

- Co to ma być, kurwa? - zapytał wściekle, patrząc na siwowłosego, który zareagował paskudnym śmiechem, widząc zdenerwowanie na twarzy Satoru.

- Grzecznie mu powiedziałem, że nie ma wstępu na hale, kiedy mamy trening. - odpowiedział spokojnie Nanami i otarł kącik ust, z którego ciekła krew.

- Mahito, co ty tutaj robisz? - zapytał z wściekłością w oczach i głosie.

- Ah, nic, nic. Przyszedłem na trening swojej drużyny! - powiedział ze słodkością w głosie, której Gojo teraz. bardzo się brzydził.

- Nie jesteś już częścią naszej drużyny. Jutro przynieś wyprane stroje i bluzę do gabinetu dyrektora. Pan Yaga mi je przekaże.

- Nie rozumiem, kapitanie. Przecież nie zrobiłem nic złego! - skrzyżował ręce na piersi, tupiąc nogą, jak małe dziecko. Na jego twarzy ciągle znajdował się ten uroczy uśmiech, który dla Satoru zrobił się obrzydliwie podły.

- Nie toleruję twojego zachowania. Ktoś kto krzywdzi drugiego członka zespołu nie zasługuje, aby być jego częścią.

- Kapitanie, złościsz się o to urocze zdjęcie? Przecież chciałem dla ciebie dobrze! W końcu masz trochę spokoju od swoich fanek i możesz zająć się swoim... Chłopkiem. - dodał złośliwie, akcentując ostatnią część zdania.

- To nie mnie skrzywdziłeś, Mahito. Suguru jest przez ciebie w tak złym stanie, że przez jakiś czas nie będzie go na treningach. A teraz się stąd wynoś i nie pokazuj mi się więcej na oczy. Jesteś dwulicowym potworem, Mahito. Suguru ci ufał i traktował cię, jak przyjaciela. Nie chcę cię wiecej widzieć na naszym treningu.

Mahito zrobił się czerwony na twarzy ze złości. Spojrzał na Yuujiego i posłał mu niewinny uśmiech. - Dobrze, że chociaż ty sam się ujawniłeś, mała paskudko.

- Nie waż się tak do niego mówić. - Satoru zasłonił go swoim ciałem. - Karma zawsze wraca, więc bój się, Mahito. To koniec.

Satoru złapał Kento za ramię i zaczął prowadzić go w stronę wejścia na hale. Yuuji trzymał torbę poobijanego chłopaka i asekurował go, aby na pewno się nie potknął. Oboje powoli weszli schodami i od razu pokierowali się do toalety.

- Nanami, potrzebujesz jechać do lekarza? - zapytał zmartwiony Satoru. Pomógł usiąść mu na ławce i wyjął ręcznik ze swojej torby. Zmoczył go a następnie zaczął wycierać z krwi twarz Kento.

- Nic mnie nie boli, jeżeli o to chodzi... Rozciął mi wargę i mocno uderzył w nos, ale jest okej. - powiedział spokojnie.

- Nanami, może odwieziemy cie do domu? Albo wezmę ci taksówkę jeżeli wolisz! - zaproponował Yuuji.

- Myślę, że powinniśmy odwołać dzisiejszy trening. Jest dość wcześnie więc chyba jeszcze nikt nie przyszedł. Dasz radę wszystkich poinformować, Yuuji?

- Tak! Już do wszystkich dzwonię!

- Nie ma takiej potrzeby, Satoru.

- Nanami... Nie udawaj twardziela, kiedy jesteśmy sami. - westchnął i znów podsunął ręcznik pod kran, czyszcząc go z krwi przyjaciela. - Ledwo trzymasz się na nogach i to z mojej winy.

- To była moja decyzja, aby mu zjebać, Satoru. - oparł głowę o ścianę i przeczesał włosy dłonią. - Nie masz z tym nic wspólnego.

- Bez względu na to co mówisz, wiem co czujesz. Nie oszukasz mnie. - posłał mu lekki uśmiech. - Poza tym... Dzięki, Nanami. Doceniam to, że chciałeś nas obronić. - dodał ciszej. Znów przyłożył ręcznik do jego twarzy i zaczął delikatnie ją przecierać.

- Mam tylko nadzieję, że zostanie mu kilka ładnych siniaków.




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top