Sam na sam z tęczową psychopatką

 Czemu ja zawsze muszę się z kimś spotykać w jakiejś tandetnej knajpie?! Siedziałem sobie w tym okropnie cukierkowym barze. Ściany były różowe, a płytki niebieskie, co kompletnie do siebie nie pasowało. Nie wspominając o tych PIĘKNYCH dekoracjach. Mój boże, to musi być jakaś jego psychofanka, żeby się tutaj z nim spotykać. Obok mojego Cappuccino leżała nawet cukierkowa laska znana wszystkim z tych świątecznych filmów. No tak, dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że niedługo Wigilia, a ja w sumie jak zwykle nie mam jej z kim spędzać. Taki forever alone. Thor zawsze wyjeżdża odwiedzić Avengers, a ja siedzę sam w domu. O! Nie sam! Z pudełkiem lodów! No i oczywiście od niedawne będę je spędzać z Lögnarenem.

  Nikt tu nie przychodził. Siedział tu tylko mężczyzna z piwem i dziwnymi czerwonymi oczami. Niespodziewanie do środka wpadła dziewczyna z uśmiechem od ucha do ucha i błyszczącymi, niebieskimi oczami. Blond włosy miała spięte w dwa kucyki po bokach. Jeden z nich, ten po lewej miał końcówkę włosów pomalowaną na niebiesko, a drugi – czerwono. Znaczy ja się tam na włosach nie znam, więc nie miejcie do mnie pretensji. Ubrana była w bardzo krótką, ciemno-czerwoną spódniczkę z różnorodnymi falbankami i akcesoriami o czym ja także nie mam pojęcia. W sumie jak każdy mężczyzna.

  Dziewczyna dosiadła się do mnie i pokiwała z entuzjazmem facetowi siedzącemu w kącie. Ten spojrzał na nią spode łba, ale nic nie powiedział. Dopiero jak przyjrzałem jej się dokładniej zauważyłem, że jej uśmiech nie jest do końca normalny. Wyglądała trochę jak zbieg z psychiatryka. Jej uśmieszek wyglądał jak jakiegoś psychopaty, przez co w sumie była podobna do Jokera.

  - Siema, na kogo tutaj czekasz? – Zapytała, jak dla mnie zbyt optymistycznie.

  - Na nikogo. Przyszedłem tylko napić się kawy.

  Nie jestem aż taki głupi, żeby nie usunąć tej jej wiadomości. Musiałem to zrobić i powiedzieć Jokerowi, że idę po moje ubrania do Thora. On po kilku minutach błagania na kolanach zgodził się.

  - To czemu wyglądasz, jakbyś na kogoś czekał? – Spytała podejrzliwe, jednak chwilę potem roześmiała się serdecznie. – Nie martw się, każdy z nas ma tajemnice. Widziałeś tu gdzieś może klauna? Wiesz, takiego z rozmazanym makijażem.

  - Nie.

  Psychopatka mi uwierzyła (pff, przecież jestem bogiem kłamstw!) i zaprzestała zadawania pytań. Obok nas przeszła kelnerka z wymownym spojrzeniem, którym obdarzyła dziewczynę.

  - Dzień dobry, czy macie może kawę bezkofeinową? Jestem okropnie głodna, ale wiem, że tu są niedobre naleśniki. A przecież naleśniki to podstawa, prawda?

  Kelnerka pokiwała głową, bojąc się nawet odezwać i poszła do kuchni. Dziewczyna wpatrywała się we mnie, przechylając lekko głowę w lewo. Przeszedł mnie dziwny dreszcz.

  - Ja cię skądś znam, pięknisiu. Tylko nie jestem pewna skąd – Psychopatka zamknęła oczy i przegryzła wargę w zamyśleniu.

  - Na pewno mnie znasz. Jestem Loki. Bóg kłamstw, psot i innych takich rzeczy. Co z tego, że jesteśmy z kompletnie innego multiversa.

  - Co to multiversa? – Spytała zbita z tropu.

  - Nic, nic.

  Blond włosa znów spojrzała na mnie w zmyśleniu, ale szybko się ocknęła i uśmiechnęła, prawie skacząc na tym krześle.

  - Fajnie jest być bogiem? A ty wiesz jak ja się nazywam? Znasz Jokera? Czy to prawda, że bogowie się nie starzeją? Gdzie masz te swoje śmieszne rogi? Co ty tutaj w ogóle robisz? Gdzie zgubiłeś Thora? Dasz mi autograf? – Pytała co chwilę jeszcze bardziej podekscytowana.

  - Zwolnij, kobieto! – Wykrzyknąłem, zasłaniając uszy ręką.

  - Tak się cieszę, że cię spotkałam! – Piszczała mi przed twarzą, przez co bałem się, że ogłuchnę. – Czemu nadal nie ma Jokera? Zawsze się zjawia, a teraz jakby się zapadł pod ziemię.

  Chwilę pomyślała nad swoją wypowiedzią i spojrzała na podłogę. Popukała nogą o kafelki, ale nic się nie stało. Zrobiła zawiedzioną minę i znów jej wzrok padł na mnie.

  - Nie ma go tam. Szkoda, chciałam z nim pilnie porozmawiać. Mogę ci się zwierzyć i nikomu nic nie wygadasz? – Zapytała jak przedszkolak, który chce powiedzieć komuś, że się w kimś zakochał.

  - Oczywiście, że nikomu nie powiem. Buzia na kłódkę – Odpowiedziałem z lekką, dobrze skrytą ironią.

  - Bo widzisz... Joker, czyli mój chłopak – Otworzyłem buzię ze zdziwienia, jednak szybko ją zamknąłem. – Miał się ze mną spotkać, żeby omówić sprawy związane z naszą podróżą poślubną. Ej! Gdzie moja kawa?! – Krzyknęła, zmieniając temat, jednak szybko wróciła do głównego powodu rozmowy. – No, bo tydzień temu wzięliśmy taki prywatny ślub i nie chcę odwlekać tej wspaniałej przygody. Dobra, mniejsza. Uważam, że mój chłoptaś mnie z kimś zdradza, wiesz? Z kimś bardzo, bardzo, bardzo ładnym, a jego imię zaczyna się na L, a kończy na I. Wiesz może, kto to jest?

  Przez chwilę mój mózg nie nadążał za nowo nabytymi informacjami, jednak jak skumałem o co chodzi moje oczy rozszerzyły się, przez co wyglądały jak dwa spodki. Złapałem się kurczowo kantu stołu, gdyż w głowie zaczęło mi się kręcić. Usłyszałem psychiczny śmiech dziewczyny, która powoli wstała i zaczęła klaskać.

  - Patrz, Panie J! Nabrał się! – Parsknęła, co zabrzmiało trochę szyderczo.

  Uspokoiłem się i spojrzałem w stronę kuchni z której właśnie wyszedł Joker z czapką kucharską i fartuszkiem z napisem „ Kiss The Cook". Oni na serio mają jakieś specyficzne poczucie humoru, bo śmiali się razem, jednak ja miałem nadal grobową minę.

  - Och, przestań już smutać, Lokisiu! Mi się wydaje, że nawet fajnie to wszystko wyszło! Prawda Harley?

  - Tak, to było strasznie śmieszne. Ha, ha, ha – Mruknąłem, gdy zdałem sobie sprawę, że wszystko powoli wraca do normy.

  Wszyscy usiedli wokół mnie, a mężczyzna siedzący w kącie spojrzał na nas jak na wariatów i wyszedł, nie zostawiając po sobie nawet napiwku. Upiłem łyk Cappuccino i westchnąłem, zirytowany zaistniałą sytuacją.

  - Od kiedy wiedzieliście, że tu przyjdę? – Spytałem, nadal drżącym od stresu głosem.

  - Nie od początku. Dostałem jeszcze jedną wiadomość od Harley Quinn, żebym zabrał ze sobą taki jeden dokument i wtedy, gdy już wyszedłeś domyśliłem się o co chodzi. Więc Harley wymyśliła, żebyśmy razem cię nastraszyli. Wykupiliśmy na kilka godzin ten bar dla siebie, no nie licząc tego upierdliwego klienta, który za żadne skarby nie chciał wyjść i schowałem się w kuchni. Trochę szantażowaliśmy kelnerkę, by sprzedała ci coś i potem sobie poszła. Wszystko obmyśliliśmy i włala! Czy jak to tam się mówi.

  - Wuala – Poprawiła go dziewczyna, która w końcu dostała swoją kawę.

  Siedzieliśmy tak w napięciu i nikt nie odważył się wypowiedzieć słowa. Harley zaczęła się wiercić, bo powoli nie wytrzymywała narastającej wśród nas ciszy.

  - Joker! To idziemy na te lody, które mi obiecałeś? – Wykrzyknęła czerwona ze wstydu i zmęczenia od ciągłego (nie) mówienia.

  - Chodź, Loki. Idziemy na lody.

________________

 W końcu udało mi się napisać rozdział! :D Mam nadzieję, że się podoba ;*

 PS. Czy tylko ja kocham, gdy jakaś postać burzy czwartą ścianę? xD

 Za to, że dawno nie dodawałam rozdziałów macie odpowiedź na nurtujące wszystkich pytanie. Mianowicie - gdzie jest Spider-Man w Civil War? ;P :


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top