Stop.

Zostałam poproszona o przyjście do kuchni. Za około godzinę odbędzie się obiad, a wieczorem podobno jest zorganizowany bankiet z okazji... Dokładnie to nie wiem z jakiej. Przez okrągłe 30 minut pomagałam z innymi służącymi w kuchni i szykowałam stół do obiadu z jednym z kucharzy. Bardzo miły człowiek o imieniu Toby. Gadaliśmy dobre 10 minut przed przyjściem Odyna i reszty.

-Hej. Może zechciałabyś zjeść obiad ze mną w kuchni?

-Z przyjemnością. Nie mam nic przeciwko.

Z uśmiechem popatrzyłam na niego. Toby miał wypadek jak był mały i ma na twarzy wielkie rozcięcie przechodzące od lewej części czoła do brody. Nawet na powiece ma rysę. Nawet teraz czasem go boli, choć jest w moim wieku.

Nigdy nie miał rodziców i do końca Nie rozumie miłości, ale nie jest upśledzony. Współczuję mu jednak. Sieroty trzeba wspierać.

-Długo tu pracujesz?

-Odkąd skończyłem 17 lat. Pewien staruszek się kiedyś mną zajmował. Nigdy nie podał mi swojego imienia. Kiedy umarł szukałem pracy, żeby zarobić na utrzymanie teraz to mojego domu. Bóg piorunów znalazł mnie na ulicy spytał się, czy mógłbym sprzątać w pałacu Odyna, bo jedna ze sprzątaczek zachorowała. Kiedy okazało się, że mam drugi do gotowania, to znalazło się miejsce kucharza specjalnie dla mnie.

-Bardzo się cieszę....oczywiście z tego co Ci się dobrego przytrafiło.

-Jesteś bardzo miły. Dziękuję.

Zauważyłam godzinę na zegarze, która zwiastowała obiad. Znów miałam stać przy ścianie i pilnować dań, żebym przy potrzebie musiała pójść po dokładkę.

-To co. Do zobaczenia potem?

Spytał Toby.

-Tak. Napewno.

Mężczyzna wrócił do kuchni, a ja poszłam na swoje miejsce. Po chwili poczułam wielki ciężar na swoich plecach. Okazało się, że Thor skoczył na mnie.

-OBIAD!

Usłyszałam głośny krzyk. Po chwili zszedł ze mnie i z wielkim uśmiechem popatrzył na mnie.

-Za co to było?!

Prubowałam stanąć prosto. Czułam lekko łamane kości. Na szczęście udało mi się wyprostować.

-Za to, że jesteś super przyjaciółką. I przepraszam.

-Dzięki.

Uśmiechnęłam się do niego chytrze.

-Czemu tak na mnie patrzysz Belindo?

Spytał zdziwiony.

-A nic. Takie tam.

Bez słowa usiadł na swoim miejscu. Zaczęłam się z niego lekko śmiać. Po jakimś czasie wszyscy inni się zebrali do stołu. Po nudnych 20 minutach, zaczęłam sprzątać razem z innymi służącymi. Kiedy tylko skończyłam zauważyłam Tobiego, który nakładał mi obiad na talerz. Uśmiechnęłam się do niego i po minucie, oboje zaczęliśmy jeść.

Bardzo miło spędziliśmy czas. W momencie, kiedy szłam już do swojej komnaty, usłyszałam ponowny głos chłopaka.

-Odyn mnie prosił o zrobienia zakupów na dzisiejszy bankiet, ale ja nie mogę iść, ponieważ mam do wysprzątania całą kuchnię. Mógłbym Cię prosić z zrobienie tego za mnie? Bardzo Proszę.

-Pewnie. Nie ma problemu.

Do rąk dał mi listę zakupów.

-A pieniądze?

-Odyn nie płaci w sklepie. Od niego mają te produkty. Nosisz sukienkę służby królewskiej. Bez problemu Ci dadzą.

-Rozumiem. Ale proszę, powiedz Królowi, że to ja poszłam po zakupy, dobrze?

Spytałam dla bezpieczeństwa.

-Oczywiście.

Ruszyłam do miasta. Po 30 minutach znalazłam się w jednym ze sklepów. Weszłam do środka.

-Dzień dobry.

Przywitałam się. Lada ekspedientka była bardzo niska. Starsza Pani siedziała na takim jakby wózku inwalicki. Był inny niż te na Ziemi.

-Witam. Czego sobie Król zażyczył, moja droga.

Zdziwiłam się jednak troszkę. Podałam jej listę zakupów. Kobieta założyła okulary i przeczytała ją. Sięgała po kolei po składniki. Było ich dużo. Pewnie na jakieś ciasto, bo słodkich rzeczy było tu najwięcej. Kiedy tylko smakowała je do siatek, usłyszałam cięki głosik.

Do sklepu wbiegł mały chłopiec, schodzący z piętra. Nie miał on jednej ręki. Łezka mi się w oku zakręciła. Smutno mi patrzeć na dzieci, którym przytrafiło się coś złego.

-Babciu. Kiedy tata wluci?

Spytał chłopczyk.

-Skarbie. On tu już nie wróci. Idź do góry. Dziadek wstanie, to zrobi Ci coś do zjedzenia.

-Ale babciu. Dziadek nie oddycha. Jest zimny i się nie lusza. Co się stało?

Zatkało mnie. Chciało mi się płakać. Kobieta zamarła. Nic nie powiedziała.

-Co... Jak to nie oddycha?

-Tak po plostu. Nic nie mówił i patrzył się jedynie w ścianę.

Dokończył chłopiec. Nie rozumiał powagi sytuacji.

-Tak mi przykro. Moje kondolencje. Mogę może jakoś pomóc?

-Dziękuję, ale nie wiem jak.

Kobieta była bardzo przybita. Wyciągnęłam z kieszeni diament, który dostałam od Thora. Wzięłam siatki do rąk i podarowałam fioletowe cudo starszej Pani.

-To ode mnie. Chyba wystarczy na wszystko?

Kobieta popatrzyła za prezent i oniemiała.

-To dla nas? Ten diament jest warty 6 razy tyle zakupów, po które tu przyszłaś. Nie wiem jak Ci dziękować moja droga.

Oczy kobiety zalane były łzami. Za dotarłam swoje i ruszyłam do wyjścia.

-Nie trzeba. Dziękuję i do widzenia.

Wyszłam ze sklepu i poszłam do zamku. Weszłam do środka drzwiami dla personelu, czyli służby. Przyniosłam zakupy do kuchni i poszłam do swojej komnaty. Zanim weszłam do środka, ktoś mnie złapał za dłoń.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top