Klatencja.
Znalazłam kredę pod łóżkiem, którą mogę rysować po podłodzę. Moje dzieła artystyczne są jak łamigłówka dla dziecka. Najpierw wydaje się łatwa, a potem chcesz jedynie sobie strzelić w łeb. Nic nie zrozumiesz! Przynajmniej nie będę się nudzić.
Do końca dnia tylko rysowałam podłogę. Do jedzenia dostałam pomarańczę i 2 jabłka. Do toalety nie było mi śpieszno. Stwierdziłam, że czas jest zbędny. Nigdzie mi się nie śpieszy. Do pracy nie idę.
Czego chcieć więcej. Następnego dnia rano, pozwolili mi się przebrać. Dostałam jedynie czyste majtki, za mały stanik i fioletową sukienkę. Po kompieli zaprowadzili mnie do małego pokoju i zaczynali mi pobierać krew.
-Dziś my Ci pobrać 1.5 litra krwi z przerwa.
-A kiedy mnie wypuścicie?
-Jak Ty być wyglądać jak rodzynka. Około 5 litra krwi Ci zabrać.
-Po co wam moja krew?
-Do eksperyment na ludziach.
Pierwszy raz się nie cieszę, że facet zrobił mi malinkę. To przez niego tu siedzę. O godzinie 16.00 skończyli mi pobierać krew. Dostałam coś do zjedzenia i poszłam do klatki.
Zaczęłam znów rysować, kiedy nagle zaczęłam się robić śpiąca. Położyłam się na podłodzę. Kiedy wstałam po godzinie, zauważyłam radio leżące na podłodzę. Podeszłam do krat i próbowałam wyciągnąć rękę po nie.
Zapomniałam, że krata była pod napięciem i znów kopnął mnie prąd. Przez korytarz przechodził jakiś mężczyzna.
-Hej!
Krzyknełam do niego. On się odwrócił i spojrzał na mnie.
-Podałbyś mi radio?
-Po co Ci?
-Chce posłuchać sobie muzyki.
-Czemu?
Temu!
-Nudzi mi się.
Nic nie odpowiedział. Co za tempak.
-No podaj mi to radio.! Proszę!?!
Ładnie na niego popatrzyłam. On otworzył drzwiczki i kopnął mi je pod nogi. Uśmiechnęłam się do niego. On tylko, szybko zamknął kratę i poszedł. Co za kretyn. Nie wie, że obcym osobom za kratkami nie wolno ufać?
Otworzyłam środek radia i ustawiłam sygnał tak, żeby kierował do stacji Avengersów. Na szczęście wiem, jak alfabetem morsa wezwać pomoc. Po 2 minutach usłyszałam odpowiedź.
Schowałam radio pod dolną część piętrowego łóżka, które było obok drzwi i wróciłam do rysowania. Około 22.59 poszłam spać. O 23.00 usłyszałam otwieranie okna, znajdującego się naprzeciwko mojej celi od zewnątrz.
Do pomieszczenia wszedł Bucky. Ten sam, który został zahipnotyzowany przez Rosjan, a resztę już znacie. Nie powiem, że nie, ale jest niczego sobie.
-Hej. To Ty wysłałaś wiadomość Avengersom?
-Tak. Wypuściłbyś mnie? Chcą mi pobrać całą krew do eksperymentów.
-JJasne.
Zabrał z biurka kluczyk i otworzył kratę. Wstałam z ziemi i szybko podeszłam w stronę wyjścia. Nie wiedzieliśmy jednak, że Loki i czarna gnida razem ze swoimi gorylami patrzą na nas.
-Wy uciekać? Czemu?
-Temu. Nie będę się tłumaczyć gorzkiej czekoladzie.
Bucky i Loki pod nosem zaczęli się śmiać. Kai nasłała na mnie i metaloworękiego bandę swoich ochroniarzy. Muszę się pochwalić, że skopałam kogoś samodzielnie. Jestem z tego dumna.
-Pierwszy raz walczyłaś?
Spytał metalowiec.
-Tak.
-Nawet dobrze Ci poszło.
-Dzięki.
Po chwili przybiegło do nas jeszcze więcej napakowanych gości. Nie daliśmy rady. Wyrzucili nas do tej samej klatki, z której zostałam wypuszczona.
-Fajnie. Znów tu siedzę!
-Przynajmniej będziesz miała towarzystwo.
Uśmiechnęłam się do niego. Wieczorem Bucky myślał nad ucieczką, za to ja rysowałam sobie na kamiennej ścianie. Przez małe okno w celi, wleciał stary telefon, przywiązany do cegły z mini ładowarką na baterie.
Odwiązałam go i włączyłam. Od razu zadzwoniłam na policję. Bucky podał mi adres tego przeklętego miejsca. Kiedy skończyłam, spytałam się o coś towarzysza celi.
-A co z resztą? Nie przybędą na ratunek?
-Wyjechali na misję. Zostałem sam w Nowym Yorku.
-Rozumiem.
-Jak myślisz. Policja nam pomoże?
Po chwili usłyszeliśmy strzały i huki.
-Napewno nie.
-Czemu tak sądzisz?
-Bo tu jest Loki. Prawie nic go nie powstrzyma.
-A to prawie to co?
-Sama nie wiem.
Dostałam Sms'a od kogoś na ten telefon.
Nieznany numer: Hej. To ja. Henryk.
Nieznany numer: Pamiętesz mnie Belindo? Z kawiarni.
Ja: Tak.
Zmieniłam jego nazwę na Henryk.
Ja: To Ty podrzuciłeś mi telefon?
Henryk: Tak. Nie zadzwonię, bo też mam związane ręce jak Ty.
Ja: Przez kogo?
Henryk: Przez Kai i Lokiego.
Ja: Też potrzebują twojej krwi?
Henryk: Nie. Jestem ich króliczkiem doświadczalnym.
Ja: Oo.
-Z kim tak piszesz?
Spytał Bucky.
-Ze znajomym, który też jest tu zamknięty.
-Widziałaś tu jeszcze inne klatki?
-Tak. Za jadalnią.
-Widziałaś go tu przedtem?
-Nie. Dlatego jestem zdziwiona jego pobytem tutaj.
Ja: W jaki sposób udało Ci się do mnie przerzucić ten telefon z cegłówką?
Henryk: Tajemnica.
Ja: Hahaha.
Henryk: Czekaj. Muszę kończyć. Loki do mnie idzie.
Ja: Pa.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top