Gwiazda.

-Tutaj możesz nosić taką suknię na codzień.

-Powiedz mi szczerze. Dlaczego nie chcesz tego wszystkiego?

-No dobra. I tak to byłby mini ślub i wesele, ponieważ nie zadaje się z nikim interesującym. Nie mam przecież w zasadzie znajomych, ani przyjaciół.

-I to dla Ciebie przygnębiające?

-Tak, właśnie. Jeśli chcesz to możemy zrobić ten ślub...

-Nie. Odechciało mi się. Wystarczą tylko obrączki, podpisanie papierów i już. Jesteśmy małżeństwem.

Uśmiechnęłam się do niego i przytuliłam.

-Wystarczy tylko, żebyśmy byli razem.

-Jesteś wspaniała!

Zrobiłam się strasznie zmęczona. Po chwili zasnęłam. Loki zaniusł mnie do łóżka, przykrył kołdrą i pocałował w czoło.

LOKI

Poszedłem do reszty na małego drinka. Zaczepił mnie po chwili Thor.

-Bracie. Niepokoi mnie jedna rzecz.

-Prosiłem Cię, żebyś tak do mnie nie mówił.

-Chodzi o Belinde.

-Masz coś do niej, to masz też coś do mnie!

-Ona nie jest Bogiem. Paredziesiąt lat i ona umrze.

Znieruchomiałem.

-Właśnie! Co ja teraz zrobię? Kompletnie o tym zapomniałem!

Wypiłem jedną kolejkę i zacząłem się drapać po karku.

-Cholera jasna!!

-Wiesz. Jak zapytasz się ojca o eliksir przemiany, to nie wiem jak na to zareaguje.

-Muszę go zwędzić.

-Oszalałeś bracie?!

-Nie mów tak o do mnie!

-Nie można nawet tego dotykać.

-Muszę to zrobić! Nie ma innego wyjścia! Dla damy mojego serca.

Odłożyłem szklankę na stole i pobiegłem do komnaty ojca. Thor biegł za mną.

-To nie jest najlepszy pomysł!

Odradzał mi Thor.

-Thor. Ja chce założyć rodzinę. Chce mieć potomka, który pewnego dnia zasiądzie na tronie z nazwiskiem Laufeyson napisanymi wielkimi literami. Nie popsujesz mi tego.

-Pytanie. Jak on ma zasiąść na tronie, skoro ja jestem prawowitym kandydatem na króla?

-Jestem z rodu Lauferów. Tego to mi nie odbierzesz! A planetę, to sobie znajdę.

Szukaliśmy w wielkiej szafce z miksturami, Eliksiru Zmiany, przemiany... Jak to tam było.
Po chwili długiego szperania, udało mi się go znaleść.

Schowałem go do kieszeni. Nareszcie, moja miłość doczeka z milion lat razem ze mną. Kiedy wychodziliśmy z komnaty, złapałem Thora za szyję i syknąłem.

-Gęba na kłudkę! Nikomu o tym nie mówisz.

Thor kiwnął głową. Postawiłem go na ziemię i poszedłem do mojej komnaty, gdzie spała moja przyszła żona.

BELINDA

Rano, kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam Lokiego śpiącego obok mnie. Odwróciłam się do niego i patrzyłam jak śpi. Po chwili przeciągnął się i w pół przytomny popatrzył na mnie.

Uśmiechnął się jeszcze szerzej niż ja.

-Cześć.

-Hej.

-Jak się spało? Musiałem Cię wczoraj zanosić.

-Wiem. Przecież nie umiem się teleportować jak Ty do łóżka.

Zaśmiałam się. On przyciągnął mnie do siebie. Ja obiełam nogami jego biodra i przytuliłam. On swoimi rękami zjechał mi pod pośladki.

-Ty mały zboczuszku.

-Mały? Niedługo Ci pokażę, że nie jestem taki mały.

Zaczął mnie całować po szyji. Położył się na mnie i nie przestawał. Usłyszeliśmy po chwili, jak ktoś znów puka do naszej sypialni.

-Nie no serio?

Loki się bardzo wkurzył. Ubrał spodnie i poszedł otworzyć.

-Co tym razem się stało...Ojcze?

W drzwiach stał sam Odyn.

-Wstaliście dopiero?

-Tak. Co jest?

Spytał czarnowłosy.

-Musicie coś zobaczyć!

Odyn poszedł w stronę dworu. Popatrzyliśmy się z Lokim na siebie ze zdziwieniem. Ubraliśmy się szybko i poszliśmy razem na dwór.

-Co takiego się stało?

Spytałam.

-O tej porze, w mieście powinno być pełno ludzi. Teraz nie ma, ani jednego mieszkańca.
Wiecie może gdzie są?

-Nie wiem, ale mogę poszukać ich.

-Będę Ci bardzo wdzięczny moja droga. Dziękuję.

Odyn poszedł do zamku, a ja ruszyłam w stronę miasta. Loki szedł za mną.

-Gdzie Ty idziesz?

Dopytał się.

-Znaleść mieszkańców.

-Sama?

-Myślisz, że sobie nie poradzę?

-Nie! Tylko, że Asgard jest ogromny, a Ty jesteś jedna, jedyna. Mogą Cię na przykład porwać!

-Co sugerujesz? Haha.

-Mógłbym pójść z tobą. Gdyby ktoś Cię napadł, to miałby ze mną doczynienia.

-Dam sobie radę sama. Nie musisz się przejmować.

-Może i tak.

Stanęłam i odwróciłam się do Lokiego.

-Loki. Co jest? Ukrywasz coś przede mną?

-Ja? Nic. Wszystko jest dobrze.

Podrapał się po karku.

-Napewno?

-Tak! Nie myślisz chyba, że mam jakieś problemy!?

-Nie myślę.

Uśmiechnęłam się do niego.

-Dobra. Wierzę Ci. Cieszę się, że jesteś taki szczery. Jednak chciałabym pójść sama. Widzimy się w zamku.

Pocałowałam go w policzek i poszłam do miasta.

LOKI

Kolejny raz nie podoba mi się to, że ją okłamuje. Źle się z tym czuje. Nie wiem co teraz zrobić. Wróciłem do zamku i od razu straże mnie złapały. Odyn stanął przede mną.

-Co masz na swoją obronę?

-Figę i guzik.

-Czemu ją okłamujesz?

-Nie miałem wyboru! Ty się nie zakochałeś w ziemiance. Nie chciałeś, żeby zmieniła się w boginie i żyła z Tobą do końca. Nie wiesz jak ja się poczułem, kiedy przypomniałem sobie, że jest śmiertelna!

Nic nie odpowiedział.

-Wiesz o tym od Thora?

-Zapomniałeś zamknąć szafkę. Domyśliłem się.

-To co. Zamkniesz mnie?

Spytałem w nadziei na odpowiedź o treści "Pierwszy i ostatni raz Cię nie zamknę".

-Nie mam wyboru. Oddaj mi eliksir, to posiedzisz sobie krócej.

-Nie mam przy sobie.

-Gdzie go schowałeś?

Wzruszyłem ramionami z chamskim uśmieszkiem. Strażnicy zabrali mnie do celi.
Jak ja się za nią stęskniłem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top