Daleko.

-UWAGA!

Krzyknął Thor. Wszyscy mieszkańcy przybiegli do sali. Rozległ się huk. Padliśmy na podłogę. Schowałam się w pokoju, a Loki i Thor stali blisko okna. Usłyszałam strzały broni palnej. Kiedy dźwięk ucichł, otworzyłam drzwi i zobaczyłam wszystkich mieszkańców, którzy leżeli zabici.

Statek po chwili został prawie cały zniszczony. Przybyli do nas jacyś ludzie. Wyglądali trochę jak kosmici, ale bardziej zmutowani. Patrzyłam na nich z ukrycia. Usłyszałam nagle głos.

-Kochanie. Nie wychodź z tego pomieszczenia. Załatwimy ich z Thorem.

Był to Loki jak wiadomo. Chłopak pobiegł schować się dziw indziej. Niestety złapali go i kazali stać przed najsilniejszym złolem. Był cały fioletowy, a na ręku nosił wielką rękawicę.

Okazało się, że blondyna też złapali. Fioletowy trzymał go za głowę. Po chwili zaczął coś mówić do Lokiego. Czarnowłosy coś powiedział, a złol miażdzył Thorowi głowę. Po chwili jednak Loki krzyknął coś do niego i męka blondyna się skończyła.

Po chwili, znów ze sobą zaczeli gadać, a następnie na złoczyńcę skoczył Hulk. Wściekły, zielony potwór zaczął atakować fioletowego. Loki zabrał Thora w bezpieczne miejsce.

Po jakimś czasie jednak Hulk zostawał pokonywany. Zauważyłam przy leżącym potworze, rannego Heimdalla. Zaczął mruczyć coś pod nosem i jakieś dziwne promienie, zabrały gdzieś Hulka.

Fioletek to zauważył i podszedł do czarnoskórego. Coś powiedział i dobił go mieczem w brzuch. Pisnęłam coś pod nosem. Bałam się jednak, że to usłyszeli, ponieważ wszędzie było bardzo cicho.

Schowałam głowę za drzwiami, bo jakaś kosmitka, pewnie jego pomocnica, popatrzyła w moją stronę. Oby mnie nie widziała.

-Akuku! Znalazłam Cię.

Stała za mną. Ale jak? Złapała mnie za nadgarstek i przyciągnęła. Thora i Lokiego również złapali. Blondyna związali czymś metalowym. Próbowałam się wyrwać, ale była silniejsza ode mnie.

-Thanosie. Co z nią zrobić?

Spytała kosmitka.

-Masz pozwolenie na jej zabicie.

Odezwał się fioletowy.

-Nie!!!

Odezwał się przerażony Loki.

Thanos na niego popatrzył.

-Zależy Ci na kimś jeszcze? To bardzo uroczę. Jeśli chcesz, to mogę ją pozbawić życia, po tobie.

Kobieta zaciągnęła mnie do innego pomieszczenia. Już łapała za sztylet, kiedy to ekspresem wyciągnęłam swój miecz i obroniła się przed nią. Nie dawałam za wygraną. Udało mi się wstać z podłogi i szybko przepołowić ją pionowo na pół.

Szybko pobiegłam do Lokiego, Thora i tej złej ekipy. Nastałam jedynie Lokiego, który leżał na podłodzę, blady jak ściana i Thora, który krzyczy w niebo głosy. Jest totalnie załamany. Ekipy już nie było.

Szybko do nich pobiegłam i klęknęłam przed czarnowłosym. Na początku znów przez chwilkę myślałam, że to wkręt, ale jak Popatrzyłam na zapłakanego Thora, to straciłam nadzieję. Nic się nie ruszał. Nie drgał. Przestraszyłam się jeszcze bardziej.

-Loki!!! Loki!! Wstań. Nie rób sobie jaj!!! Proszę odzknij się!!Loki!!!!!!

Kolejny raz zalałam się złami. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej, żeby spróbować usłyszeć jakiekolwiek bicie serca. Następnie, szybko położyłam jedną dłoń na jego sercu, a drugą na jego głowie. Myślałam o jego całym ciele.

-Thor. Co się stało?

Spytałam zapłakana.

-Loki chciał nas uratować. Thanos jednak był sprytniejszy, nie uwieżył mu i go udusił. Wziął do góry, złapał mocno za szyję i w ekspresowym czasie, pozbawił go tlenu. Powiedział również, że już nigdy nie wróci. Nie da go się już ocalić.

Ledwo co go rozumiałam, ponieważ on też dukał, poprzez płacz. Było mu ciężko cokolwiek powiedzieć. Całą swoją energię przenosiłam na Lokiego, żeby mu pomóc. Po chwili poczuliśmy drżenie.

Trzymałam Lokiego w ramionach, żeby nic mu się nie stało. Thora niestety nie zdążyłam złapać i spadał w dolną część kosmosu. Nie pozwolę umrzeć obum. Wzięłam czarnowłosego na ręce i pobiegłam z nim szukać kapsuły ratunkowej.

Udało mi się znaleś. Znajdowała się w miejscu, gdzie nikt by jej nie znalazł. Posadziłam nieprzytomnego Lokiego obok siebie, zapięłam mu pasy, a ja usiadłam za sterami. Kiedy odpaliłam silnik, ruszyłam szukać Thora. Jedną ręką trzymałam stery, a drugą leczyłam Lokiego trzymając dłoń na jego sercu.

Nigdzie niestety nie mogłam znaleść blondyna. Jakby się rozpłynął. Przecież nie mógł tak sobie zniknąć. Minęło trochę czasu. W kosmosie przed nami nic nie było. Tylko pustka. Ewentualnie gwiazdy.

Całą swoją moc oddawałam Lokiemu, żeby jego serce mogło znów funkcjonować. Po dobrej 2 godzinach leczenia, zrobiło mi się słabo. Kiedy przestałam, odpiełam Czarnowłosego, oparcie jego fotela obniżyłam i zaczęłam szukać jego oddechu.

Cały czas miałam nadzieję, że uda mi się przywrócić jego funkcję życiowe. Po chwili, jego skóra zmieniła kolor na normalny. Nie był już blady.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top