Czwartek, Piątek i Sobota.

Kolejnego dnia byłam jedynie w pracy. Nie dostałam żadnego sms'a. Nic w zasadzie nie robiłam, prócz ubierania choinki. Nuda i nuda.

Kiedyś to mogło być przyjemne w robieniu, ale jeśli się ma 24 lata, to nie sprawia to już dużo przyjemności. Jedynie wieczorkiem obejrzałam jakiś film.

Piątek jest ostatnim dniem przed świętami. Po 6.5 godzinną opieką nad 2 latkiem, po powrocie do domu szykowałam sukienkę na wigilię. Ubiorę tą, którą dostałam od brata. Jest piękna.

Przypomniałam sobie o naszyjniku, który był na wystawie w sklepie jubilerskim. Był cudowny. Tak jak pierścionek. Planeta, która była pierwszą atrakcją naszyjnika skojażyła mi się z Lokim.

Kiedy się mnie pytał, czy chciałabym mieć swoją własną planetę. Kiedy mnie pocieszał, kiedy myślałam, że zawsze będę sama. Jak starał się zgadnąć jak mam na imię.

Starał się, mnie poznać. Chciał że mną pisać. Tą jego wiadomościową radość, kiedy pierwszy raz wysłałam mu uśmiechniętą buźkę.

Znów zaczęłam płakać. Myślałam jedynie o czarnowłosym, w którym się zakochałam. Zaczynam mu wybaczać, że mnie okłamywał. On pewnie chciał, żeby mi zrobić niespodziankę, a ja to wszystko spiepszyłam.

Ja: Hej Loki.

Ja: Masz chwilkę?

Ja: Ja też chciałabym Cię przeprosić.

Ja: Strasznie mi głupio, że Cię zostawiłam tam w tym parku.

O basenie, to nie wspomnę. To był przypadek, że tam byłeś.

Ja: Halo.

Ja: Loki?

Nic nie odpisał. Czekałam specjalnie pół godziny na to, żeby odpowiedział. Odłożyłam telefon na półkę i zatapiałam się w rozpaczy.

Po 15 minutach, wytarłam łzy i poszłam do łazienki by wszystko tam poukładać. Przecież goście zostają na 2 nocki.

Kiedy wróciłam do pokoju, usłyszałam powiadomienie wiadomości. Myślałam, że to Loki. Jednak się myliłam. Była to Sylwia. Dziewczyna Alejandra.

Sylwia: Cześć Belindo.

Ja: Cześć. Co tam?

Sylwia: Dobrze. Podoba Ci się parasol ode mnie?

Ja: Tak. Jest śliczny. Czemu Ciebie nie było parę dni temu u mnie?

Sylwia: Przecież byłam u rodziców na pogrzebie. Moja ciocia zmarła na zawał serca.

Ja: Przykro mi.

Sylwia: Nie szkodzi. A co tam u Ciebie?

Ja: Przeżywam miłosny kryzys. Chłopak, w którym się zakochałam, okazał się kłamcą. Miałam o nim zapomnieć, ale cały czas tęsknię.

Sylwia: Ooo. Smutno. To może powiec mu, że jednak go potrzebujesz i chcesz, żebyście byli razem.

Ja: Ale on nie odpisuje na sms'y. Nie odbiera.

To akurat nie prawda, bo do niego nie dzwoniłam.
Mówię, że nie lubię kłamców, a sama to robię.

Sylwia: Pisz i dzwoń do skutku, a napewno zmięknie.

Ja: Napewno?

Sylwia: Pewnie. To zawsze działa.

Ja: Dzięki.

Sylwia: Spoko. Muszę kończyć. Pa.

Ja: Papa.

Napiszę mu dodatkowych wiadomości. Jeśli nie odpisze, to ja się już poddaje. Wiem, za łatwo, ale nie mam do niego siły. Najpierw on spamował mi wiadomościami, a teraz ma to robię. Nienormalne.

Ja: Loki.

Ja: Rolę się zamieniły.

Ja: Teraz to ja będę Ci zapychała skrzynkę wiadomości. :D

Ja: Może teraz Ty się na mnie obraziłeś, żeby mi dać nauczkę. Co?

Ja: Loki.

Ja: Proszę odpisz.

Ja: Tęskie i przepraszam za wszystko.

Siedzenie i czekanie na ziemi, nic mi nie da. Może jednak spróbować o nim zapomnieć?

Do godziny 19.00 ledwo co wstałam z podłogi. Cały czas czułam, takie jakby przebijanie serca, czerwoną krew, wylewającą się z żył. Tak się czuje zakochana kobieta? Bardziej wdowa.

Poszłam coś zjeść do kuchni i poczytać książkę. Około 23.22 na kanapie, opierając się głową o kocyk.

Rano jak wstałam obudziły mnie promienie słońca przez okno, którego zapomniałam zasłonić. Była 11.24.

Odziwo się wyspałam dzisiaj. Przeciągnełam się i podrapałam po głowie. Zauważyłam koc, którym byłam przykryta.

Pod głową miałam poduszkę z fotela, który znajdował się obok kanapy. Na stole w salonie znajdowało się śniadanie. Ktoś mi je zrobił, bo na pewno nie ja. Naleśniki? Nie pamiętam, kiedy ostatnio je jadłam.

Napewno nie Loki. On nie zna mojego bloku, piętra i numeru mieszkania. Nikogo prócz mnie nie było. Wracając do śniadania. Powąchałam je, by sprawdzić czy nie jest zgniłe. O dziwo nie było.

Ukroiłam kawałek. Był z jakimś dżemem. Nie mam pojęcia jakim, ale był bardzo dobry. Włączyłam wiadomości.

Dwie przecznice od mojego bloku 4 drzewa zostały przewalone. Park, w którym ostatni raz widziałam Lokiego, został doszczętnie zniszczony. Szkoda. Lubiłam tam czasem pobiegać.

Nie zauważyłam kiedy zjadłam do końca naleśnika. Był tak pyszny! Dzisiaj jest sobota, a więc wigilia. Muszę przygotować stół, kupić opłatek, upiec pierniki, umyć się, ubrać w sukienkę, umalować i czekać na gości.

Na początek, ibrałam się w randomowe ubrania i poszłam po składniki do pierników, opłatek i świąteczne serwetki. Nigdy w życiu w kościele nie byłam.

Nie wiem, jak to się kupuję. Tak naprawdę, to jestem nie wierząca, ale mama mi karze się przystosować do nowego środowiska. Buddysta musi się uczyć nowych rzeczy.

Po załatwieniu wszystkich nudnych sparaw, wróciłam do domu i zabrałam się do pieczenia ciastek. Znalazłam w kuchni jakieś specjalne kształty na pierniki.

Bardziej to gwiazdkę i choinkę. Przy włączonym radiu wyrabiałam ciasto i wycinałam kształty. Przez prawie całe gotowanie leciało "Last Christmas". Tak mnie już nudzi ta piosenka, że nie wiem co.

Po paru dobrych minut w piekarniku, pierniki były gotowe. Udekorowałam je lukrem i kolorowymi posypkami. O godzinie 14.00 szykowałam salon, kuchnie i pokój gościnny.

Na szafce obok okna położyłam sterte opakowań z planszówkami i innymi grami dla dorosłych, w które zawsze gramy w święta.

Stół nakryłam, z salonu rzeczy zabrałam i zostało mi się przyszukiwać dokładniej do przyjścia gości, Ale zanim to zrobiłam:

Ja: Napisałbyś chociaż coś?

Ja: Żebym wiedziała, że żyjesz. Mój Królu Bogów. :)

Ja: Tęsknie.

Ja: Wesołych Świąt! 🎄

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top