Ciśnienie.

Około północy usłyszałam otwierane drzwi. Wstałam z łóżka i wyszłam z sypialni. Zza drzwiami stał Loki. Jak gdyby nigdy nic wszedł do środka.

-Gdzie Ty byłeś co?!!

-Daleko.

Czuć było od niego alkohol. Nie był jednak pijany.

-Czy ty poszedłeś się napić?

-Nie.

-Czuje u Ciebie alkohol. Nie kłam.

-Spotkałem się z bratem. Poszliśmy do jakiegoś dziwnego budynku. Wszędzie były stoliki, a za jednym stał jakiś śmiertelnik. Polewał nam jakieś dziwne trunki....

Nic nie powiedziałam. Zaczęłam być jeszcze bardziej zła i sfrustrowana.

-...dziwnie to smakowało.

Zamknęłam mieszkanie i bez zbędnego komentarza poszłam do sypialni. Loki szedł za mną.

-Laufeyson. Dzisiaj śpisz w salonie.

Czarnowłosy stanął w miejscu.

-Nie słyszałeś? Masz do dyspozycji kanapę. Proszę Cię bardzo. Ja idę spać z Oscarem. Następnym razem pomyśl, co robisz.

-Ale Belciu...

-Nie toleruje intensywnego zapach alkoholu w moim mieszkaniu. A zwłaszcza przy dziecku.

Weszłam do sypialni i zasnęłam obok syna. Nagle w pewnym momencie, poczułam jak ktoś mnie bierze na ręce. Otworzyłam oczy, a Loki trzymał mnie w ramionach w salonie. Tym razem zapach alkoholu zniknął.

-Co Ty robisz?

Spytałam zaspanym głosem.

-Masz w tej chwili ze mną porozmawiać!

-Czy to jest rozkaz?

-Tak. Jako twój przyszły mąż, mam prawo wiedzieć co jest! A poza tym. Jestem Królem Jotunheimu.

-Co to jest Jotunheim?

Spytałam spokojnie. Trochę się jednak go przestraszyłam.

-To miejsce, z którego pochodzę. Jestem prawowitym synem, poległego już władcy tej krainy. Dlatego mam lodową moc.

Patrzyłam na niego z lekkim strachem.

-Jednak po Friggie posiadam magię iluzji.

Postawił mnie na ziemię i trochę łagodniejszym głosem zwrócił się do mnie.

-Powiedz, co się dzieje.

-Powinnam się spytać Ciebie o to samo.

-Słucham?

-Tak. Dlaczego Ty jesteś zazdrosny o Oscara? Dlatego poszedłeś się napić?

-Nie jestem zazdrosny.

-Nie? To jak się czujesz, kiedy zajmuję się małym?

-Złość. Powinnaś być ze.... Ołłł.

-No właśnie.

Nic już nie powiedział. Zrobiło mu się przykro.

-Loki. Gdybyś pomagał mi w opiece nad Oscarem, to byłabym z Tobą. Bardzo blisko, tak jak Ty chcesz. I nie byłoby tej twojej zazdrości, a ja nie byłabym zła na Ciebie, że uciekasz mi z domu i długo nie wracasz i ......

Przerwał mi pocałunkiem w czoło.

-Kocham Cię.

Powiedział i mocno mnie przytulił.

-Obiecuję Ci, że postaram się, nie wzbudzać u Ciebie złości i agresji.

-Na serio?

Popatrzyłam na niego z dołu.

-Serio, serio.

Uśmiechnęłam się i również go przytuliłam.

-A poza tym. Mów jednak do mnie po prawdziwym nazwisku.

-Co? Po prawdziwym? Czyli jak?

-Loki Odynson, syn Odyna. Tak się nazywam. I jestem jeszcze księciem Asgardu.

Spoglądałam na niego ze zdziwieniem.

-Naprawdę?

-Tak. Możesz się nawet spytać mojego brata.

Przytuliłam go jeszcze mocniej.

-Loki. Wiem, że kłamiesz.

-Tym razem jestem z Tobą bardzo szczery!

-Nie sądzę.

Loki wziął mnie na ręce i bez zbędnych słów, pojawiliśmy się po chwili w Asgardzie. Było ciemno i dosyć zimno. Staliśmy przy wejściu do zamku. Ja akurat byłam w samej piżamie.

-Czy Ty głupi jesteś? Nie ma czasu na odwiedziny.

-Racja.

Postawił mnie na ziemi i zniknął. Po minucie pojawił się znów, ale tym razem z Oscarem na rękach.

-Nie możemy przecież zostawić małego, samego w domu.

Do reszty mu odwaliło. Na szczęście mogłam zamienić ciuchy nocne na ukochaną, żółtą suknię. Pstryknęłam jedynie palcami. Loki jedną ręką trzymał Oscara, a drugą trzymał mnie za nadgarstek. Strażnicy od razu nam otworzyli. W chwili kiedy weszliśmy do środka, od razu przybiegł do nas dwuoczny Thor. Śmiesznie wyglądał z dodatkowym okiem.

-Witaj ukochany bracie. Znów się widzimy.... Czy to jest wasz syn?

Spytał bardzo zaskoczony. Był na szczęście dość cicho, by nie obudzić Oscara.

-Jak się zwie mój bratanek?

-Oscar. Oscar Odynson.

Odpowiedział mi czarnowłosy. Na ustach Thora pojawił się jeszcze większy uśmiech. Wziął go od Lokiedo na ręce. Popatrzył na małego i rzekł.

-Ale jest do Ciebie podobny mój bracie. Jak dwie krople wody.

-Rzeczywiście.

-Tylko jak wam się urodziło dziecko, w tak krótkim czasie?

-To przez ten eliksir, który mi dałeś. On sprawił, że Oscar tak szybko urósł...

Przerwał mi po chwili Loki.

-A kiedy my dokładnie...? Bo nie pamiętam!

-Wtedy, kiedy mnie odwiedziłeś przed Ragnarokiem. Jak udawałeś przed wszystkimi, że nie żyjesz.

Przypomniałam mu.

-AAAA faktycznie.

-Oby to było ostatni raz.

-Oczywiście.

Pocałował mnie Loki po chwili w czoło.

-Moja królowo.

Poczułam niemiłe kręcenie w nosie. W tej samej chwili kichnęłam.

-Na zdrowie.

Usłyszałam głos Thora.

-Dzięki... AAA psik!

Znów kichnęłam.

-Co Cię tak uczuliło, moja droga?

Była to Frigga. Przyszła do nas, by zobaczyć wnuka.

-Nie wiem. To pewnie chwilowe.

W chwili, kiedy ponownie kichnęłam, mały otworzył powoli oczy i przyglądał się wujkowi.

-A ten dżentelman, to kto?

Spytała Królowa Asgardu.

-To twój wnuk matko.

Powiedział Loki, obejmując mnie ramieniem.

-Jest bardzo podobny do ciebie, mój synu.

Odparła. Nagle poczułam okropny ból głowy i coś wpadło mi do prawego ocza, co zaczęło mnie drażnić.

-Belindo, jesteś zmęczona?

Usłyszałam głos Lokiego.

-Tak. Jestem. Trochę mi się w głowie kręci.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top