Tak jakoś chciało mi się napiszać ;)

Na lotnisku:

-Nie mamo...wyluzuj. To tylko tydzień. Co może pójść nie tak?

W samolocie:

-Ale się wkopałam... - odparłam, chcąc się wypłakać, ale nawet nie mogłam.

Niebo za oknem było ciemne. Po prostu ciemne i ani jednej gwiazdy nie można było zobaczyć.
Co jakiś czas, słychać było czyjeś pochrapywanie. To za mną, to siedzenie obok.

Ciśnienie spadało i podnosiło się na tyle intensywnie, że aż nie wiedziałam jak sobie z tym poradzić, nic nie słyszałam i głowa mnie od tego bolała. Dopiero po jakimś czasie zobaczyłam, co inni ludzie robili, by odetkać uszy.

Światła latającej trumny było pogaszone, a świeciły jedynie małe latareczki na podłodze.  Przecież nic nie widząc, można by było się pozabijać podczas drogi do toalety. Panie w niebieskich mundurkach chodziły w te i we wte. Kiedy na nie patrzyłam, było mi co najwyżej niedobrze. Tak samo jak podczas lekkiego bujania samolotem,  co zdarzało się co jakiś czas.

-Przepraszam? - usłyszałam głos kobiety, która patrzyła na mnie z zaniepokojeniem. Nie zdawałam sobie sprawy, że zwraca się do mnie.

-Tak? - odparłam, chcąc zdrapać z twarzy odpychającą, ludzi minę. Najwyraźniej to tym razem, zwróciłam ją czyjąś uwagę.

-Czy wszystko w porządku?

-A co? - czułam się, jakby nasza krótka konwersacja, nie miała do czegokolwiek dojść.

-Wygląda Pani na chorą. Ma Pani chorobę lokomocyjną? - zapytała na tyle uprzejmie, że nawet chciało mi się jej odpowiedzieć.

-A powinnam? Wie Pani... ja pierwszy raz lecę samolotem... i boję się, że za chwilkę wylądujemy w morzu... - wygadałam się, czując po chwili, jak moje serce nawala mi w środku.

Kobieta wyjęła ze schowka torbę papierową, bym mogła spokojnie pooddychać.

-Niech Pani spokojnie ponapełnia ten worek, a ja za chwilkę przyjdę. - odparła i poszła, zostawiając mnie z samą z jakimś bardzo przystojnym facetem, na którego przedtem nie zwracałam uwagi. Akurat spał, więc mogłam chodź przez chwilkę na niego popatrzeć.  Jakieś 3 minuty później, dobra kobieta do mnie wróciła. Przyniosła mi szklane wody, coś do przegryzienia i gumę.

-Spokojnie. Niech Pani coś zje i pójdzie spać. Jak zaczniemy lądować, najlepsza będzie wtedy guma do żucia. Chyba, że Pani zaśnie, to proszę się nie martwić, ja Panią obudzę. - wytłumaczyła co nie co i z uśmiechem, poszła.

Ja jak najszybciej zjadłam małą babeczkę, popiłam i próbowałam siebie zmusić do tego, żeby zasnąć. Jakieś 20 minut później, obudził się mój „kolega z siedzenia". Przetarł oczy i popatrzył na mnie.

-Trudny lot co? - zapytał z niepewnością w głosie.

-Żeby Pan wiedział.

-Pierwszy raz w samolocie?

-Ma Pan na myśli latającą trumnę? Tak. Pierwszy. Niestety jeszcze nie ostatni.

-Też Pani do Los Angeles? - zapytał, otwierając butelkę z wodą. Skoro jestem w tym samolocie, który leci bezpośrednio do LA to...tak!

-Tak...Kuzynka mnie na ślub zaprosiła. Po weselu własnymi rękami ją ukatrupię. - odparłam, wypijając całą wodę duszkiem.

-Co to wtedy będzie za miesiąc miodowy bez panny młodej.

-Nie wiem. Niech się gospodarz martwi.- Odparłam wkładając dwie gumy do buzi.

-Jeżeli Pani chce, mogę coś opowiedzieć...Czas szybciej minie.

Popatrzyłam na niego i się lekko uśmiechnęłam. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, jaki ten facet był przystojny. Głębokie, piękne oczy, wyraziste kości policzkowe i uśmiech, który rozbrajał kobiety.

Pokiwałam głową, a mężczyzna zaczął jedną ze swoich opowieści, gdzie to mówił o w krajach Azjatyckich, do których udało mu się polecieć przez przypadek.

Jeżeli chcecie, to zapraszam na Instagram, który stworzyłam dla Was, dla moich cudownych czytelników.
cytru_skowa_cyt ;)
Uwielbiam Was <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top