Niepokojące.
Około godziny 01. 48. Obudził mnie głośny grzmot piorunów. Spałam wtedy z Oscarem w sypialni. Mały nawet nie drgął z przestrachu. Zaniepokoiłam się. To pewnie Thor. Po jakimś czasie usłyszalam pukanie do drzwi. Byłam pewna, że to Loki.
Kiedy je otworzyłał, spostrzegłam Tonego Starka.
-Co Ty tu robisz? Nie powinieneś być z tam tymi kosmitami i Strangem?
-Niestety oni...się rozsypali.
Tony był w nie najlepszym stanie. Był załamany.
-Jak to rozsypali.. Co jest? Jak Ty mnie znalazłeś?
-To nie ważne. Musisz mi pomóc.
-Bardzo bym chciała, ale nie mogę.
-Co jest ważniejszego od...
Przerwał mu płać Oscara. Szybko do niego podbiegłam i wzięłam na ręce. Przestaszył się, że mnie nie było. Trzymając go na rękach, poszłam do Starka.
-Ty masz dziecko?
-Nie rób z siebie jeszcze większego idioty. Nie zostawię go. Urodził się dopiero wczoraj i potrzebuje matczynej opieki.
-To dlaczego Ty nie jesteś...
-Urodziłam go w Wakandzie. Tam są wszyscy Avengersi. Teleportowano mnie tu dla bezpieczeństwa.
Tony nic nie odpowiedział.
-Kumam.
-Stark. Co Ci jest?
Wyglądał bardziej niewyraźnie, niż przedtem.
-Zadzwonić do lekarza? Stark, bo mi tu za chwilę zemdlejesz. Stark?!
-Dzwoń po Kapitana...
Padł na podłogę. Prubowałam go utrzymać jedną ręką. Szczęście, że mam super siłę. Zawiodłam chłopca na kanapę i złapałam za telefon Starka.
Ja: Kapitanie Rogers. Tu Belinda Victor. Tony Stark prosił mnie o natychmiastowy kontakt z Panem.
K.A: Pani to...
Ja: Dziewczyna Lokiego, którą Pan wczoraj spotkał w Wakandzie.
K.A: Dobrze, że dzwonisz. Co z Tonym?
Ja: Zemdlał mi chwilę temu przed drzwiami mieszkania. Potrzebuje Ciebie Kapitanie. Proszę o wysłanie do mnie Lokiego.
K:A: Dobrze. Przynieście mi go.
Zaczęłam próbować obudzić Starka. Był strasznie osłabiony.
Chwilę potem, obok mnie pojawił się czarnowłosy.
-Cześć kochanie. Nic Ci nie jest?
-Wszystko dobrze. Wiesz co masz zrobić?
-Tak. Rogers mi mówił.
Loki wziął Iron Mana pod ramie i już miał się przeteleportować do Wakandy, kiedy to szybko się do niego zwróciłam.
-Loki. Co się tam dzieje?
-Połowa Avengersów się rozsypała.
-Co? Oni też?
-Thanos zaatakował. Uważajcie na siebie.
Razem z Tonym znikneli. Już ich nie było na klatce. Szybko zamknęłam za sobą drzwi i wzięłam Oscara na ręce. Rozległ się kolejny, bardzo głośny grzmot. Chłopiec zaczął płakać.
-Wszystko będzie dobrze. Ciiii.
Próbowałam go uspokoić. Zaczynam bać się jeszcze bardziej, niż przedtem.
LOKI
Pojawiłem się w Wakandzie z Tonym pod ręką. Położyłem go na ziemi. Ledwo co oddychał. W chwili, kiedy wszyscy do niego podeszli, Stark otworzył oczy.
-Peter. Gdzie jest Peter. Gdzie Spiderman? Strange, doktorku!
-Co jest z tobą Stark?
Spytał przestraszony Kapitan.
-Odwala mu czy co?
Wtrąciła się Wdowa.
-Stark. Co się z nimi stało?
-Rozsypali się. Jak pył.
Odpowiedział.
-To wszystko przez Thanosa. Jego pstryknięcie palcami może zniszczyć wszystko i wszystkich.
Odparł Thor.
-Jest podobno sposób, żeby ich uratować, ale będzie to wymagało wielkiego poświęcenia.
-A mianowicie?
Spytałem przestraszony.
-Trzeba będzie momentalnie cofnąć się w czasie i zniszczyć doszczętnie prawie wszystkie kamienie, łącznie z rękawicą i Thanosem.
Rzekł brat.
-Tylko pytanie, Jak to zrobimy? Thanos posiada kamień czasu.
-Niedosłownie.
Powiedział Bruce.
-Co masz na myśli?
Natasha była bardzo zaskoczona.
-Może i Thanos ma kamień czasu, ale to ja mam jego drugą połówkę.
-Jak to?
-Gdy byłem mały, znalazłem w pewnym laboratorium, książkę o tych kamieniach. Były tam opisane, kropka w kropkę wszystkie kamienie nieskończoności. Jednak na stronie z kamieniem czasu, była mała, ale bardzo ważna wzmianka o zaginionej 2 części kamienia, która była przyklejona taśmą klejącą obok strony.
-I co. Tak po prostu ją zabrałeś?
-Tak. Myślałem wtedy, że to mit. Każdy tak myślał.
-To jest prawda.
Usłyszeliśmy głos dennego czarodzieja. Obok niego stała niebieskoskóra dziewczyna.
-Są dwie części kamienia czasu.
-Stephen?
Spytał niedowierzanie Tony.
-Wiem. Myślisz, że się rozsypałem, ale to nie prawda. Udawałem, żeby Thanos nie dopytytwał się o drugą część kamienia. Dr. Banner. Gdzie Pan ją ma?
BELINDA
-Belindo. Dlaczego nie dzwoniłaś do rodziców, przez długi czas? Wiesz jak się martwiliśmy o Ciebie? I jeszcze te straszne zjawiska pogodowe. Jeden blok u nas się zawalił...
-Wiem mamo, ale był mały problem. (Już spokojnie Oscar. Mama tu jest.)
Zwróciłam się do syna. Zapomniałam wyłączyć przez chwilę głośnik.
-Co się tam dzieje? Jaki Oscar?
-Masz wnuka mamo. Przepraszam, że nic nie mówiłam, ale dopiero wczoraj urodziłam i nie miałam czasu zadzwonić. Jestem teraz bardzo zajęta. Potem pogadamy. Pa.
Rozłączyłam się. Nie mam czasu na skrajne awantury z matką. I tak mam na głowie, przejmowanie się życiem mojego dziecka, Lokiego i innych Avengersów, którzy walczą z Thanosem, o ocalenie całego świata.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top