zasada 7. Zawsze bądź sobą.

Jest wieczór, a ja przed chwilą zarządziłam rundkę wokół parku.

Loki: *lekko zmęczony* siódme kółko...

Ja: no to jeszcze ósme i będzie z głowy... połowa!

Loki: *ma ochotę usiąść, ale jeszcze trzyma się na nogach* Ty naprawdę musisz taka być?

Ja *z udawanym z dziwieniem*: "taka" czyli jaka?

Loki: mam zacząć wymieniać?

Ja:. Możesz. Nie musisz. Twoja wola.

Loki: *zdziwiony, że nikt jeszcze nie kazał mu się uciszyć* Wiesz co? Właściwie już straciłem ochotę. *Idzie zgięty w pół*

Ja: *wzruszam ramionami* ja tam mówię, rób jak chcesz. Wiesz, że przy mnie możesz być sobą?

Loki *ożywia się*: oh, naprawdę? Czyli, że mogę zrobić na przykład tak? *podpala zielonym ogniem pobliskiego krzaczora*

Ja: ej! Jarasz to! Weź to ugaś!

Loki *mówi niewinnym głosem*: jak to? Przecież mówiłaś, że mogę być sobą. A przecież wcześniej podpalałem tak całe królestwa.

Ja *machając rękami spanikowana*: tak, z tą różnicą, że wcześniej ci się nie udawało! Zgaś to!

Loki *idąc przed siebie i ignorując mnie* *łapie się za podbródek*: hmm... ale wiesz dzięki czemu mi się udawało? Dzięki temu! *odwraca się I staje przede mną* Spójrz w moje oczy...

Ja: *staję* no, zielone są i co z tego? *krzyżuję ręce na piersi* Wiesz, że nie masz berła i to nie zadziała?

Loki *niezbity z tropu*: A może z tym hipnotyzowaniem to była tylko podpucha? *odwraca się na pięcie*

Ja próbuję iść za nim, ale po postawieniu jednego kroku upadam i jadę po ślizgawce lodowej. W jakiś krzak.

Ja *leżąc rozwalona na ziemi* ała... *słucham, jak Loki śmieje się gdzieś z oddali* *wybucham* Loki ty wredny palancie! Pseudo-książę z krainy śniegu...!

Słyszę nad sobą głośne chrząkanie i kiedy otwieram oczy, widzę rozzłoszczonego Lokiego, celującego w moją twarz kulą lodu.

Ja: *uciekam tyłem przez krzak.*

Loki: jeszcze dorwę cię ty szczurzy pomiocie!

Ja: *uciekając i pod żadnym pozorem nie odwracając się do tyłu* AAA! Czy on teraz zamieni się w lodowego olbrzyma?!

C.d.n.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top