| PROLOGUE.

──── 🏠 ────

──── 🏠 ────

Przy czytaniu szczerze polecam włączyć sobie piosenkę z góry ↑

Moim zdaniem buduje ona świetny klimat, gdyż jest w niej jednocześnie coś hipnotyzującego, uspokajającego, jak i przyprawiającego o niepokój, a teledysk do niej to małe arcydzieło. To właśnie przy Acid Rain napisałam większość tego fanfika. Enjoy!

──── 🏠 ────

        Budzi ją pukanie do drzwi. Przeciera zaspana oczy i niemo ziewa, podnosząc się z niewygodnego krzesła, na którym dotychczas drzemała. Nie przypomina sobie momentu, w którym zasnęła, nie przypomina sobie również, aby zapraszała gości. Zresztą nie miałaby nawet kogo zaprosić. Boso drepcze do wejścia do domu, po czym nachyla się i spogląda przez judasza, przymykając jedno oko. Choć ciemność owija osobę po drugiej stronie niczym wąż, udaje jej się dostrzec kontury sylwetki nieznajomej persony; zarysowują ją migające światła samochodów przejeżdżających ulicą. To ewidentnie mężczyzna.

        — Tak? Słucham? — pyta głośno zza drzwi, przez chwilę licząc, że to pomyłka, dzięki której wróci do swojej beztroskiej drzemki tym razem w ciepłym łóżku.

        — Ja w sprawie mieszkania.

        Podnosi ze zdziwienia brwi, kątem oka wpatrując się we wskazówki zegara wiszącego w przedpokoju, dochodzi dwudziesta druga.

        Kiwa głową, mocniej ściskając między palcami zimną klamkę. Chwilę się zastanawia, czy otworzyć drzwi, czy też nie, w końcu przekręca klucz.

        — Dzień dobry — mówi mężczyzna wyższy od niej o pół głowy. Wciąż nie dostrzega jego twarzy, ale czuje, że... coś jest z nim nie tak. Że coś tu, przysłowiowo, nie gra.

        — Raczej dobry wieczór...

        — Och, doprawdy? A która to godzina? — Kobieta zerka na ciemne niebo, po czym wraca spojrzeniem do jegomościa.

        — Dochodzi dwudziesta druga.

        — Naprawdę...? Uch, ale ze mnie... gapa. Przed chwilą jeszcze było tak jasno! A teraz... pani wybaczy, pewnie panią obudziłem, mogę przyjść kiedy indziej. — Mężczyzna chyba kiwa jej dłonią i odwraca się do niej plecami, zaczynając schodzić po schodkach prowadzących do budynku. Kobieta ma ochotę puścić go w spokoju, w końcu kto normalny przychodzi o tej porze oglądać mieszkanie...? Już jedną nogą cofa się do przedpokoju, czując na ramionach ciężar wyimaginowanej pościeli, którą mogłaby się otulić, jednakże jej czujny wzrok wbija się niczym rzutka w stos rachunków leżących na drobnej szafce w hallu. Zalega z opłatami za gaz, prąd i wodę od dwóch miesięcy, co nie wróży jej zbyt dobrze. Do tego jej dom mieści się w dość szemranej dzielnicy, co obniża jego potencjalną wartość rynkową. Choć Narrows to nie jest, zbyt wielu bogaczy tu nie mieszka. Ogłoszenie do wynajmu wystawiła pięć miesięcy temu i do tej pory zgłosiły się tylko dwie osoby, które odstraszył jednak stan przybytku z zewnątrz. Od tego czasu próbowała jakoś odmalować elewację i ogólnie poprawić wygląd budynku, jednak dwa miesiące temu odpuściła sobie, mimowolnie zapominając o (nietrafionym) pomyśle wynajęcia pokoju.

        — Niech pan poczeka! — woła, a mężczyzna posłusznie się odwraca, wciskając dłonie w kieszenie płaszcza.

        — Tak...?

        — Chciał pan wynająć...?

        — Och, tak! Wie pani, od dawna poszukuję jakiegoś... miłego zakątka w naszej pięknej mieścinie, ale jako że jestem... dość prostym chłopakiem, nie stać mnie na te wszystkie penthouse'y w dzielnicy ozłoconych bogaczy. Zobaczyłem pani ogłoszenie w jednej z tablic informacyjnych i... cóż, jako że proponuje pani rozsądną stawkę, miałem nadzieję, że sprawa jeszcze jest aktualna...

        — Niech pan wejdzie.

        — Naprawdę? Nie będzie to pani przeszkadzać...?

        — I tak już zobaczył mnie pan w pidżamie, co gorszego może się stać?

        Mężczyzna nie odpowiada nic, stojąc w miejscu. Kobieta mruży oczy, aby dostrzec zarys jego lica, co ułatwiają jej światła nagle przejeżdżającego samochodu. Mimo to nie widzi nic, gdyż jegomość pochyla w ostatnim momencie głowę w dół, zaczynając iść w jej kierunku.

        — Jeszcze raz przepraszam za najście o tak później porze. Normalni ludzie przecież już dawno śpią... — mówi, przekraczając pospiesznie próg jej domu, co ani trochę jej nie dziwi. Zaczyna padać.

        — Nic się nie stało! W końcu... czasem w życiu potrzeba trochę szaleństwa. — Nieznajomy gwałtownie podnosi głowę na to stwierdzenie.

        — Tak pani myśli...?

        — Cóż... każdy ma czasem dość codzienności, nie? — mruczy pod nosem właścicielka nieruchomości, zamykając za nim drzwi. — Woli pan zobaczyć najpierw swój pokój czy...

        — Och, co łaska. Jak na razie ja jestem tu tylko... nieproszonym gościem.

        Kobieta uśmiecha się pod nosem. Mężczyzna wydaje się jej dość przyjazny i, nade wszystko, straszliwie kulturalny, chociaż trochę dziwny, do tego ma nietypowy sposób wysławiania się. Lecz na razie nie chce oceniać nieznajomego, w końcu go nie zna.

        — To chodźmy do pokoju. Tędy, proszę. — Wskazuje mu ręką schody na prawo, oboje przechodzą przez kuchnię.

        — Och, czyżbym ominął świetną imprezę...? — Kiwa głową w kierunku sterty naczyń piętrzących się na blacie obok zlewu oraz kupkę opakowań po chińszczyźnie na wynos tudzież pizzy.

        — O mój boże...! Przepraszam pana najmocniej!... To... znaczy... nie było żadnej imprezy, to... ych, moje miesięczne zapasy... — Kobieta mimowolnie czerwieni się i szczelniej opatula swoje ramiona rękoma. Trzeba było to posprzątać, idiotko!

        Mężczyzna jednak chichocze.

        — Moje zapasy wyglądają podobnie!... Pani również lubi chińszczyznę...?

        Kobieta zaczyna czuć do niego sympatię.

        — Jest lepsza niż sushi. I tańsza.

        — I tańsza! — mówią jednocześnie, przez co oboje zaczynają się śmiać. Facet na chwilę odwraca się w tył, w jej kierunku, wchodząc na schody. — Widzę, że mam z panią wiele wspólnego.

        — I vice versa. Jak jeszcze powie pan, że nie przeszkadza panu... odrobina brudu i swoboda w sprzątaniu, to...

        — To wtedy co...? — szepcze mężczyzna, ponownie odwracając się do niej kątem głowy. Czy to próba flirtu...?

        — Nie wiem. To zależy od pana. — Facet ponownie się śmieje, wchodząc na piętro. Właścicielka domu podąża za nim.

        — Drzwi po lewej. — Jegomość opiera się jedną dłonią o futrynę, a drugą delikatnie popycha drewniane drzwi od pokoju, torując im drogę. Kobieta widzi, że ma na sobie grube, skórzane rękawiczki.

        — Och... — wyrywa się mu, gdy drzwi otwierają się, w pełnej okazałości ukazując ich oczom pomieszczenie. I kobieta już wie, że to ten moment, kiedy on wychodzi, a ona kolejny miesiąc będzie zalegać ze spłatą rachunków. Wcale by jej to nie zdziwiło. Pokój jest ciemny i zapuszczony, piętrzą się w nim pudła i pełno jest kurzu, łóżko jest stare, a dywan i podłoga... lepiej nie mówić. I choć okno również pokrywa warstwa brudu, jest z niego śliczny widok na kosze na śmieci sąsiadów. Kogo ty próbujesz oszukać?! pyta dziewczyna samą siebie w myślach. Jesteś po prostu cholernie leniwa! Od dwóch miesięcy nie sprzątnęłaś pokoju, który wystawiłaś na wynajem! — Idealnie.

        Kobieta krztusi się śliną.

        — Słu... cham? — wyszeptuje, spomiędzy salw kaszlu. Mężczyzna podchodzi i delikatnie poklepuje ją po plecach. — Przepraszam, już. Naprawdę... podoba się panu to... coś?

        — Owszem! Jest stąd przepiękny widok na dom sąsiadów!

        — Jest pan pierwszą osobą, która to docenia.

        — I mam nadzieję, że ostatnią, bo nie lubię dzielić się rzeczami, które są dla mnie ważne. — Dziewczyna znów się czerwieni, gdy on podchodzi do okna i dłonią odzianą w rękawiczkę odgarnia starą zasłonę, aby lepiej przyjrzeć się pustej ulicy. Jest dziwnie magnetyzujący, myśli właścicielka domu. Choć mówi o bzdurach, człowiek ma wrażenie, że nie może przegapić żadnego z jego słów.

        — ... I... Nie przeszkadza panu ani ten brud, ani kurz...?

        — Odrobina kurzu jeszcze nikomu nie zaszkodziła! Wie, pani... to buduje klimat!

        — Ale chce pan negocjować cenę, tak? — pyta, myśląc, że domyśliła się, o co mu chodzi.

        — A gdzieżby! — Teraz to ją zaskoczył. — Mam tylko jedną prośbę. — A jednak. — Czy... czy zgodziłaby się pani, abym mógł wprowadzić się... od razu?

──── 🏠 ────

──── 🏠 ────

AUTHOR'S NOTE |

A więc oto i jest! Prologos! W końcu! Jestem bardzo ciekawa waszych opinii na jego temat, no i pierwszych wrażeń związanych z Candy. Lubicie ją, a może wręcz przeciwnie...?

Ja muszę przyznać, że pokochałam tę bubę <3 To chyba moja ulubiona postać damska, jaką stworzyłam, ale jako jej autorka nie jestem raczej zbyt obiektywna w tym temacie, więc... xD

Jeśli chodzi o kwestie techniczne — rozdziały będą się pojawiać najczęściej w soboty. Nie obiecuję, że co tydzień, ale postaram się zachować pewną regularność.

Odnosząc się jeszcze na koniec do tekstu — używam w nim kursywy zarówno do zapisania myśli bohaterów, lecz również do pokazania, jak intonowane są wypowiedzi postaci lub też do uwydatnienia ironii ;>

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top