XV

Zgasił papierosa na Targowej, przed bramą z wejściem na Bazar Różyckiego i z nerwami przydeptał nogą. Młokos Kocięba spóźniał się już pięć minut, a on raz, że spóźnialstwa nie cierpiał równie mocno jak arogancji, a dwa, nie lubił marnować czasu.

Przepuścił jedną matkę z dzieckiem, która przeszła obok kiosku w kształcie syfonu z wodą gazowaną.

O tej godzinie na bazarze panował harmider, gwar i łatwo ginęło się w tłumie.

- Panie Turov, panie Turov! - usłyszał za sobą znajomy głos młodzika, któremu chętnie dałby nauczkę, że robił wokół nich tyle szumu, że jeszcze ściągnie na nich jakiś szpicli.

Turov spojrzał na opieszalca z groźną miną, a kiedy ten odsunął się z przestrachem, złagodniał. Przyjrzał się młodemu Kazikowi Kąciębie i wnet go pożałował.

Filcowy płaszcz chłopaka, oprószony pierwszym śniegiem, jaki spadł dzisiaj na Warszawę, musiał nie dawać tyle ciepła ile jego zimowe, wełniane ubranie z magazynu Hersego. Pocierał też dłonie z zimna, kiedy oddychał z jego ust ulatywały dymki pary.

Był młodym chłopcem, jeszcze niepełnoletnim o pucołowatych policzkach, prostym nosie i poczciwym wyrazie twarzy. Dobrze mu z oczu patrzyło, dlatego też Turov mimo wszystko miał do niego zaufanie.

- Wybaczcie, towarzyszu Turov, żem się spóźnił, ale dzisiejsza agitacja się przedłużyła i ledwiem zdążył.

Magnat pokiwał głową ze zrozumieniem.

- Jakie nastroje panują? - zapytał, częstując młodego papierosem.

Kazik wziął dwa, jednego chowając sobie do kieszeni.

- Lokalni działacze podzieleni. Czekają na ruch Zarządu Głównego. I na przybycie jakiegoś ważnego delegata, może samego Dzierżyńskiego, aby rozpalił w nich ogień rewolucji.

- Nie o działaczy pytam! - uniósł się, patrząc na towarzysza przeszywająco. - Tylko o to, dlaczego w fabryce sprawy idą tak mizernie. Czyżby kasa zapomogowa ich nie przekonała? Co mówią robotnicy?

- Fabryczni coraz bardziej uciskani, chętniej przyjmują do łapy broszury, ale z ich kolportażem kiepsko. Z tymże ochrana ostatnio coraz bardziej węszy. Żandarmi niedawno nawet chcieli urządzić prowokację w jednej z garbarni na Muranowie. Bezskutecznie, rzecz jasna, ale jednego z naszych złapano z propagandówką.

- Niech to szlag! - wykrzyknął, ale zaraz się opanował.

Szkoda było mu tych młodych chłopców, po których płaczą tylko matki, osadzonych w Cytadeli albo w innych carskich więzieniach, zbyt mało ważnych, aby ktokolwiek mógł się o nich upomnieć. Takim działaczom pokroju Kazimierza Kocięby obca była jeszcze idea internacjonalizmu, a rewolucję traktowali jak bunt przeciw wyzyskowi własnego chlebodawcy, ale podatni byli bardzo na socjaldemokratyczne hasła. Nie można było ich też nazwać socjalpatriotami, bo obalenie caratu nie mieściło im się we łbach tak samo jak obalenie kapitalizmu i wprowadzenie rządów proletariatu.

- Agitujcie dalej masę robotniczą, zwołujcie tajne wiece - rzekł rzeczowo Turov. - Nieprzekonanych do sprawy, przekonujcie, jak nie ideałami to pieniędzmi. A gdy zawiąże się już zakładowy komitet strajkowy, zawiadomcie mnie o tem natychmiast.

Kazik wiercił się na zimnie, ale słuchał uważnie słów starszego towarzysza, który mu imponował nie tylko postawą, jaką prezentował, ale również tym, że prawdziwy był z niego luksemburczyk, bo miał okazję poznać Jogichesa, czy nawet samą Różę Luksemburg.

- Tak tochno! - wykrzyknął ochoczo Kazik, ale widząc minę Turova szybko się zreflektował. - Znaczy ma się rozumieć: tak jest!

Turov uśmiechnął się w kąciku z zadowoleniem i wręczył Kazikowi do pazuchy parę rubli, za fatygę i dla chorej matki, z którą mieszkał na Solcu.

- A! Czekajcie!

Kazik nadstawił uszu jak tresowany spaniel.

- Mam prośbę. - Podał młodzikowi kawałek eleganckiej papeterii, a nie poszarzałą kartkę. - Możecie odnaleźć tę osobę?

- A to ktoś ważny? - Kocięba uśmiechnął się, odczytując nazwisko zapisane ładnym, lekko zakrzywionym pismem, myśląc sobie za dużo, za co oberwał wrogim spojrzeniem towarzysza.

- Jak wam się uda, poślijcie w pewne miejsce. Adres macie tu zapisany. Powiedźcie, że... Najlepiej nic nie mówcie. Tylko tyle, że dostanie dobrą pracę.

Kazik zgodził się i wsunął kartkę do kieszeni.

Po chwili rozeszli się, każdy w swoją stronę.

***

Katy od czasu koncertu inauguracyjnego postanowiła zbytnio nie udzielać się w sferze. Miała dość tego zatrutego jadem, zmurszałego towarzystwa, którego jedyną rozrywką było szydzenie z innych i dworowanie sobie z cudzych nieszczęść.

Nie opuszczało jej jednakże poczucie zaniepokojenia o członków rodziny, gdyż bała się, że za chwilę fundamenty jej domu, jej ostoi, runą jak domek z kart.

Z tego też powodu, bez zapowiedzi, udała się pod pretekstem zakupu nowej zastawy stołowej na Aleję Róż, nie informując o tym męża. Choćby miała czekać ją za to bura, wybrała się sama dorożką, a flakiera dobrze opłaciła, aby za nią poczekał. Nie planowała bowiem dłuższej wizyty a jedynie wyjaśnić pewne kwestie, które męczyły ją nieznośnie.

Zadzwoniła dzwonkiem, a po chwili otworzył jej zaskoczony widokiem młodej hrabiny lokaj Anatoli.

- Dzień dobry, panienko - zwrócił się do niej, uśmiechając szczerze, choć to już od grubo ponad miesiąca przestała być panienką, a stała się mężatką.

Nie czekając na zapowiedzenie, weszła do salonu, ale nikogo w nim nie zastała, podobnie jak w buduarze matki.

- Gdzie maman, Anatolu? - zapytała drżącym głosem.

- Udała się na spotkanie w sprawie organizacji kwesty adwentowej dla potrzebujących w kościele świętego Aleksandra. Później miała się pokierować na bazar na korzyść Towarzystwa Dobroczynności w salach Resuty Obywatelskiej.

- Dziękuję. Zastałam Lolka, to znaczy Karola albo papę? - zapytała, wręczając lokajowi swój kapelusz, o którym zdążyła zapomnieć.

- Panicza Karola nie ma w domu, panienko. A pan... - Anatoli nie zdążył dokończyć, bo z gabinetu wyłonił się senior Staszkiewicz, poruszony głosami dochodzącymi z buduaru.

- Katy? - zapytał profesor, mrużąc oczy, jakby obawiał się, że wzrok go zwiódł.

Katarzyna odwróciła się i dostrzegłszy ojca, jej usta wygięły się w szczerym uśmiechu.

Poczekała, aż ojciec do niej dojdzie, co poczynił z lekkim ociąganiem, zgarbiony nieco, jakby zdążył postarzeć się o kilka lat.

Staszkiewicz, nie zważając, iż być może już mu nie wypada, wyciągnął ręce do córki, a ta tak samo jak jeszcze niedawno, wtuliła się w niego jak w świeżo wykrochmaloną i wypachnioną poduszkę.

Gdy poczuła ojcowskie ciepło i miłość, serce urosło w jej piersi, ale też pojawiła się pewna żałość i smutek powodowany tym, iż może jedynie teraz tęskno wspominać beztroskie chwile w rodzinnym gnieździe.

- Moja najukochańsza córuchno. - Profesor ucałował jeszcze jej czoło i przyjrzał się pociesze, nie kryjąc swej tęsknoty. - Usiądźmy, usiądźmy - zaproponował Jan, wskazując miejsce na sofce.

Usiadła, splatając dłonie na podołku jak pensjonarka, czując, że baczne spojrzenie rodzica z niej nie schodzi.

Ona wolałaby rozmawiać z ojcem w gabinecie, który zapewniał większą prywatność, ale wiedziała, iż nie jest już panienką, której pałętanie się pod nogami rodziców uchodziło na sucho.

- Tak się cieszę widzieć papę w dobrym zdrowiu - odezwała sie oficjalnie i sztywno, czym sama się zaskoczyła.

Nagle tęsknota za ojcem przegrała z innymi uczuciami. Znowu poczuła żal za mariaż bez miłości, w który ją wplątali i brak przygotowania do roli posłusznej żonki magnata, którą na niej wymusili swoimi oczekiwaniami.

Próbowała zdusić w sobie wszystko, co tkwiło w niej jak zadra, widząc łagodny wzrok papy, który kochał ją niemożliwie i na pewno nie chciał dla niej żadnej krzywdy. Nie rozumiał tylko jej postępowych pragnień i umiłowania wolności, które hodowała w duszy.

- Małżeństwo ci służy, skarbie. Wypiękniałaś, Katy - stwierdził z dumą.

Możliwe, że wyglądała teraz inaczej. Zaczesywała włosy w fantazyjne koki, zmieniła kolory toalet i zakupiła wymyślniejsze kapelusze, ale nie czuła się ani piękniejsza, ani tym bardziej doceniana, czego miała przykład w sali warszawskiej filharmonii.

- W istocie, dojrzałam - skłamała ani krzty starszą tez się nie czuła. - Niestety nie za papy przyczyną ani tym bardziej maman.

Za późno pohamowała własne słowa, które zdążyły oschlej wybrzmieć niż zamierzała.

Staszkiewicz spuścił wzrok, czując ból w sercu, jakby przeszyła je kula wystrzelona z carskiego karabinu. Gorzej nawet, bo dech mu zaparło, że musiał wstać i sięgnąć po swoją fajkę. Zapomniał jednak, że nie przebywają w jego gabinecie a w damskim saloniku a jemu nadal nie wypadałoby palić w obecności damy.

- Czułem, iż chowasz coś w sobie i nas nie odwiedzasz, bom liczył na twe rychlejsze odwiedziny - odpowiedział szczerze, dodając z nutką własnego żalu. - Uradziliśmy jednak z matką, że powinnaś teraz skupić się na kwestiach małżeńskich. Socjeta warszawska nie przeszła wokół nowej pani Borowskiej beznamiętnie. Heaven has no rage like love to hatred turned, nor hell a fury like a woman scorned. Ponoć to baronówna Bruniccka strzępi sobie język ploteczkami, bo liczyła na szybki z hrabią mariaż, choć ordynat, jak mnie ze szczerością zapewnił, nie poczynił ani jednego kroku, aby mogła sądzić, że kierował do niej awanse. Zawiść często przesłania ludziom oczy, zwłaszcza krnąbrnym panienkom, które świadome swych własnych ułomności, lubują się w tym, aby robić innym damom wstręty.

Katy słuchała słów ojca, wiercąc się na siedzeniu niespokojnie, gdyż sprawa plotek nie zupełnie zaprzątała jej głowę. Nie było dla niej ważne to, co sądziły o niej osoby, które nic o niej nie wiedziały i ona sama nie darzyła ich niczym więcej poza obojętnością. Chciała jedynie z ojcem szczerze pomówić. Spróbowała więc raz jeszcze:

- I nadal papa sądzi, iż dobrze postąpił, wydając mnie za ordynata Borowskiego?

Przyjrzała się dokładniej reakcji ojca na to bezpośrednie pytanie, ale nie zauważyła w jego zachowaniu żadnego napięcia. Wręcz przeciwnie, oczy mu pojaśniały, twarz rozluźniła się i nawet lwia zmarszczka na czole zrobiła się mniej widoczna.

- Tak, w istocie - odparł z zadumą na twarzy. - Nie było panny w Warszawie godniejszej, która mogłaby zająć twe miejsce. Ani mądrzejszej, ani piękniejszej. Jesteś Staszkiewiczówna. Masz w sobie siłę i i tę niepokorność, którą nic nie wypaliło. Jesteś wyjątkowa, kochana córeczko. Jesteś mym sercem. - Profesor złapał swymi, nieco pokrzywionymi palcami, dłonie córki odziane w jedwabne rękawiczki i mocno ścisnął.

Katy z trudem przełknęła wzruszenie. Ucieszyły ją tak miłe słowa o sobie. Kochała papę równie mocno i życie mogłaby za niego oddać. Jednakże głęboka miłość, którą ją obdarzył była w istocie egoistyczną, gdyż nieświadomie mogła ranić jej pozostałe siostry. Dopiero teraz to zrozumiała i poczuła wstyd.

Ojciec nie mógł się nachwalić Fryderyka, bo był jego dziedzicem i pierworodnym, nie dostrzegając jego wad. Antoniego cenił za głód naukowej wiedzy, taki sam, jaki w sobie nosił i czuł dumę z syna na prywatnej lekarskiej praktyce we Lwowie. Mało zaś wspominał o Florce, czy Rozalce. Florentyna o przeciętnej urodzie, może niczym szczególnym się nie wyróżniała, ale była dobrą córką: troskliwą i miłą. Rozalka zaś, choć zawsze uważała ją za najpiękniejszą Staszkiewiczównę, nie grzeszyła inteligencją. Wesoła i urocza, może nadto trzpiotliwa, Fryderyka i Antoniego potrafiła okręcić sobie wokół palca, że obaj ją uwielbiali. Była jednocześnie pewna, że kochała matkę i ojca równie mocno jak ona. Z kolei Karol, ułożony i stateczny student, nigdy nie był wobec rodzicieli nieposłuszny, choć w dzieciństwie z charakteru bardziej przypominał Bogusia i równie mocno jak on lubił łobuzować. To Bogusławowi z racji początkowego wątłego zdrowia wybaczało się najwięcej, a i sądzić już teraz było można, że wyrośnie na najpiękniejszego mężczyznę w ich rodzinie.

Jakże więc było to możliwe, że to ją najbardziej umiłował, skoro, choć szanowała rodziców, często czyniła im na przekór, raziła niecierpliwością i wszędobylstwem, a wszyscy domownicy chronili ją od łez i zawodów, spełniając jej życzenia? Na czym owa wyjątkowość miała polegać, skoro wszystkim, co posiadała były niespokojny duch, nietuzinkowa twarz i te rude włosy?

"Wszyscy zachwycają się mą szatą zewnętrzną, zwodniczą i nędzną w porównaniu z tym, co drzemało w środku, ale nie zdążyło się urodzić", odpowiedziała sobie sama i poczuła się jeszcze gorzej.

Przypomniała sobie jak pragnęła po ukończeniu gimnazjum zacząć studiować we Francji, Szwajcarii albo na innej zagranicznej uczelni jak jej bracia, bo w Królestwie Polskim kobietom taki przywilej nie przysługiwał, ale matka zgodziła się jedynie na kilkuklasową pensję i guwernantkę, sama zapewniając jej godziny lekcji rysunku czy gry na fortepianie.

- Być może w jednym zawiniliśmy - odparł po chwili namysłu Staszkiewicz.

Katarzyna podniosła głowę, nieświadoma, że siedziała zgarbiona, co ojciec musiał wziąć za oznakę zmartwienia.

- Być może zgodziliśmy się na zbyt wczesną datę ślubu, podpowiadając sferze tym samem tematy do nieznośnych plotek, ale twój mąż tak palił się do ożenku, że byłem pewny, że czynił to z wielkiego zauroczenia tobą.

- Niewątpliwie - odpowiedziała Katy z ironią, której jej papa wcale nie wyczuł.

- Gorzej chyba dla reputacji damy jak narzeczony, nie podając powodu, do ślubu się nie rwie. Wiedzieliśmy, że ordynat Borowski prędko cię uszczęśliwi. Boś szczęśliwa, córko, nieprawdaż? - Pan Staszkiewicz przyjrzał się Katy przecierając okulary.

O sprawach małżeńskich nawet z rodzicami nie wolno było mówić expressis verbis i Katarzyna nie zamierzała poruszać tego tematu, choć wdzięczna była ojcu, że dalej dbał o jej dobrobyt, choć formalnie przestał sprawować nad nią ojcowską pieczę.

Dziewczyna zaczęła się zastanawiać, co ma papie odpowiedzieć, bo nie czuła się szczęśliwa, ale kłamstwem byłoby, gdyby mu rzekła, że hrabia unieszczęśliwiał ją celowo i zmienił jej życie w piekło.

Miał wobec niej wiele wymagań i roszczeń, był nieznośnie zasadniczy i wydawał jej polecenia, jakby była dzieckiem, ale jak dotąd wykazywał się dużą dozą cierpliwości, dużo większą niż podczas czasu zalotów, kiedy wydawał jej się wręcz groźny i porywczy. Do dzielenia z nim łoża też jej nie zmuszał, choć wiedziała, że miał na to ochotę nie raz, aż w końcu jakby zrezygnował, przenosząc się do osobnego pokoju. Myślała, że tymczasowo, bo akurat było to w czasie jej kobiecej przypadłości, choć niepodobna, aby o tym wiedział. Potem jednak zauważyła, iż przeniósł swoje męskie przybory toaletowe, co ją mocno zdziwiło.

- Tak, papo. Hrabia dba o mnie należycie - odpowiedziała wymijająco, bo prawdą było, że niczego jej nie brakowało, aczkolwiek pełni szczęścia nie czuła od czasu ukończenia beztroskiego dzieciństwa i wkroczenia na salony. - A czy jest coś, o czym papa chciałby ze mną pomówić? Jakieś familijne kwestie, w których mogłabym papie udzielić rady?

Miała na myśli Karola, którego zachowaniem martwiła się najbardziej już od kilku dni. Nie mogła jednak zapytać o to ojca wprost. Sprawy tej natury mogłaby poruszyć jednie w towarzystwie matki, gdyż to na nią spadło rozwiązywanie problemów rodzinnych, bo profesor zwykł umywać ręce lub wymawiać pracą. Niestety, nie było jej dane się z nią widzieć i musiała się zadowolić rozmową z ojcem, który niekoniecznie był skory do zwierzeń.

- Słyszałam pewne...

- Nie łam sobie tym głowy, dziecko - uciął krótko profesor, kończąc temat. - Nie dzieje się nic, co wymagałoby twojej interwencji.

Po krótkim, ale czułym pożegnaniu z ojcem, podawała po powrocie Florianowi płaszcz i kapelusz. W drzwiach przywitała ją pani Ofka, zamiast Hali. Tej drugiej nie widziała od rana.

- Pani Zofio, czy Hala się rozchorowała? - zapytała z troską.

Dziewczyna ostatnimi czasy zrobiła się strasznie niezdarna i cichutka jak myszka. Zdawało jej się, że rozkłada ją choroba, więc chciała zapewnić jej należyty odpoczynek, aby prędko doszła do siebie. Już wybaczyła jej nawet umizgi do hrabiego, bo być może osądziła obojga niesłusznie.

Pani Ofka otworzyła usta, ale zaraz potem dygnęła i jakby nieco pobladła. Oddaliła się a Katy dopiero wówczas obejrzała się za siebie. Dostrzegając ordynata, nie przejęła się zbytnio nawet jego nietęgą miną.

Spodziewała się owszem uwagi z jego strony, że wyszła bez zawiadomienia i asysty, podróżując zwykłą warszawską dorożką, ale czyniła to tak wiele razy, że była przygotowana na napomnienie. Nie była jednak gotowa na to, że hrabia chwyci ją za łokieć, przyciągając do siebie i poprowadzi wprost do gabinetu, zamykając za nimi drzwi.

Powinna się była wystraszyć takiej gwałtowności, ale nie zrobił jej krzywdy, a też niespecjalnie przejmowała się jego nastrojem.

Za drzwiami Borowski puścił Katję, kierując się do barku. Nadał sobie kieliszek madery, wypił i dopiero wówczas odparł:

- Czy ty masz mnie za głupca, Katerino? - zapytał, wciąż stojąc do niej tyłem.

Katy zamiast skupić się na pytaniu, patrzyła jak plecy pana Macieja poruszają się lekko przy każdym oddechu.

Gdy nie odpowiedziała, oparł się dłońmi o biurko, zacisnął pięści i uderzył nimi o blat. Lekki huk hrabinę wystraszył, że wzdrygnęła się nieznacznie.

Maciej odwrócił się twarzą do żony, ale minę miał już łagodniejszą. Wzrok za to stalowy.

- Jednak masz mnie za duraka, myśląc, że nie wiem o twojej wizycie na Alei Róż. Czyż nie wyraziłem się jasno, że nie będę przymykał oczu na twoje samotne eskapady? Czyżbyś miała mało plotek na swój temat? Widocznie niepotrzebnie cię przed nimi chronię, bo zainteresowanie towarzystwa musi ci schlebiać, skoro nic sobie z niego nie robisz.

Katy spąsowiała, a jednocześnie poczuła złość i potrzebę, aby się bronić.

- Ja właśnie dlatego pojechałam do ojca. Aby dowiedzieć się, czy jest jakiś ich powód. Odniosłam wrażenie, że plotkowano nie tylko o mnie, ale o całej mojej rodzinie, a ja chcę poznać dlaczego.

- Ludzka zawiść nie musi mieć konkretnego pretekstu. Wystarczy mieć więcej od innych. Dlatego skończysz wtrącać się sprawy familijne Staszkiewiczów i zaczniesz dbać o swoje własne. Bo należysz teraz do Borowskich i o naszą reputację masz dbać.

Katy uniosła buńczucznie podbródek, jak za każdym razem, kiedy słyszała pouczenia z ust męża. Nie zamierzała go posłuchać choćby dlatego, że zwracał się do niej protekcjonalnie.

- Mam stać i milczeć, gdy obraża się członków mojego rodu? Tego wymaga się od hrabiny?

Hrabia Borowski podszedł do Katji, a im bliżej niej był, tym stawał się potulniejszy. Z bliska mógł lepiej podziwiać jej urodę i patrzeć w oczy, które nawet jeśli ciskały w niego iskry, były piękne.

- Zapomnijmy o tym. Matka prosiła, abyś pomogła jej w organizacji balu karnawałowego - zmienił nagle temat. - Zdobędziesz cenne doświadczenie, kiedy przyjdzie pora urządzania naszego balu w ordynacji. Mam nadzieję, że oddasz się temu całkowicie do czasu naszego wyjazdu z Warszawy. Bo jeśli jeszcze raz dowiem się, że uciekasz jak panna wybierająca się na schadzkę z kochankiem, dopilnuję, abyś nigdy więcej nie opuściła tego domu bez mojej wiedzy.

W oczach Katy stanęły łzy, że Maciej poczuł wielką ochotę, aby pogładzić jej policzek. Wcale nie czuł satysfakcji, że ją zranił. Powoli przesunął palcem pod jej brodą, patrząc na żonę z namiastką czułości.

- Może jeszcze tego nie wiesz, ale nazwisko i reputacja to jedyne co posiadasz w oczach innych. Panna, czy mężatka, prawie żadna to dla socjety różnica. I choćbym pluł na nich wszystkich, nie zmienię od razu zasad tego świata. Musimy się do nich póki co dostosować.

Odsunął się, nie mogąc dłużej patrzeć w jej smutne oczy. Nie miał jednak wyrzutów sumienia, że on je spowodował, bo wylałaby jeszcze więcej łez, gdyby cała Warszawa wzięła ją na języki. A on nie potrzebował teraz, aby zrobił się wokół niego niepotrzebny szum. Zamierzał więc gasić jeden pożar za drugim.

Katarzyna przetarła policzek, który zmoczyła niechciana łza złości i zapytała:

- Czy poślesz po lekarza dla Hali? Ostatnio nie czuje się dobrze.

- To nie będzie konieczne. Panna Halina czuje się doskonale. Nie martw się tym, moja droga - odpowiedział z uśmiechem i ucałował ją w czoło na odchodne.

- Hrabio!

Katy w ostatniej chwili zatrzymała męża. Miała mu coś ważnego do powiedzenia, z czym nosiła się już od dobrej chwili, gdy to sobie uświadomiła w domu rodziców.

- Wiem, że w swoim rozumowaniu starasz się mnie pan chronić. - Wzięła głębszy oddech, aby uspokoić kołaczące serce. - I być może nie umiem tego okazać, ale jestem ci wdzięczna. Chciałam, żebyś to ode mnie usłyszał.

Hrabia uśmiechnął się, szczerze poruszony jej wyznaniem i wciąż trzymając dłoń na klamce, odszukał jej błądzącego spojrzenia.

- Mów mi po imieniu. Hrabia brzmi tak burżujsko... - rzucił rozbawiony i zamknął za sobą drzwi.

Katy zeszła na kolację nie dlatego, że czuła samotność, ale coś w słowach męża ją zaintrygowało niemiłosiernie. Pan Maciej jednakże na wspólnym posiłku się nie zjawił, bo jak oznajmił Florian, pan niespodziewanie wyszedł.

- Niechże Hala dzisiaj położy się wcześniej. Rano na targ wybiorę się tylko z panią Zofią.

Florian miał już swoje lata, ale jednego nie nauczył się zbyt dobrze. Kamienna twarz lokaja zmieniła się na chwilę na wspomnienie panny służącej.

- Czegoś mi nie mówisz, Florianie? Czy Hala czuje się gorzej? - Z trudem ukryła zmartwienie.

- Niech mnie licho weźmie, ale odpowiem, jaśnie hrabino. Hali już tutaj nie ma.

Katy odłożyła widelec.

- Boże Miłosierny, jak to nie ma? - Serce podeszło jej do gardła na myśl, że biedna Hala odeszła już z tego świata, umierając na chorobę, która odebrała jej życie w tak młodym wieku.

- Wybacz, jaśnie pani. Chciałem rzec, że... Hali minął kwartał i hrabia nie przedłużył jej posady, skoro niedługo hrabiostwo wyrusza w podróż.

Katy przełknęła żółć w gardle, siląc się na obojętny ton:

- Dziękuję, Florianie.

***

Grudzień mijał Katarynie szybciej niż mogłaby przypuszczać. Zajęta świątecznymi przygotowaniami, spotykała się z hrabiną Sewerynową i na tyle, ile starczyło jej wiedzy doradzała jej, kiedy ta zaczęła organizować karnawałowy bal, znany już w całej Warszawie i który mógł konkurować z uroczystościami, wyprawianymi w Pałacu Jabłońskich.

Zaproszenie, jakie otrzymała od rodziców na wieczerze wigilijną także zajmowało myśli hrabiny, gdyż cieszyła się ze spotkania z rodzeństwem i najbliższymi krewnymi, ale miała obawy, czy przebiegną one miło pomimo napięć Karola z Fryderykiem. Ich powodu nie znała nadal.

Nie miała już Hali, którą mogłaby posłać na targ, aby podpytała pokojówki matki. Co by o niej nie powiedzieć, była obrotna i bystra. Miała też magiczne ręce, które pięknie upinały jej włosy i na swój sposób Katy jej brakowało. Nie tak jak Isi, rzecz jasna, ale przez nieobecność Hali jeszcze gorzej tęskniła do towarzystwa dawnej pokojówki.

O powodach odejścia Haliny z Borowskim nie pomówiła nigdy. Mogła się jedynie domyślać, a napisała kilka scenariuszy. Pierwszym, najbardziej oczywistym był ten, że hrabia chciał wykorzystać słabość dziewczyny, a kiedy mu odmówiła, po prostu ją odesłał. Drugą wersją tej historii, którą ledwo miała śmiałość sobie wyobrazić, była taka, że jej mąż ją zbałamucił a później z powodu wyrzutów sumienia, wyrzucił naiwne dziewczę na bruk. Katy miała chociaż nadzieję, że sowicie ją opłacił.

Snując te wszystkie ponure wizje jednakże nie czuła ani złości, ani smutku, bo po prawdzie w duchu miała nadzieję, że żadne z tychże rzeczy nie miały faktycznie miejsca. Trudno było jednak uwierzyć w to, że zwolniono dziewczynę, kiedy rąk do pracy brakowało. W codziennych obowiązkach zaczęła pomagać jej jedna podkuchenna, która jak się okazało, wcześniej je wypełniała, zanim przejęła je od niej Hala a zastępowała jedynie pomoc kuchenną, która złamała koskę.

Krysia była miłą dziewczyną, nawet ładną i niewiele starszą od Katy, ale bardzo płochliwą i prawie w ogóle się do hrabiny nie odzywała. Traktowała ją z namaszczeniem jakby była carycą. Pomagała jej z garderobą i toaletą, ale nie potrafiła ujarzmić jej kręconych włosów jak robiła to Hala, czy Isia. Podczas podawania posiłków z kolei nawet nie raczyła podnieść głowy i obejrzeć się na pana, co onegdaj czyniła jej poprzedniczka.

Będąc w cukierni "Pod Filarami Semadenich w gmachu Teatru Wielkiego, Katarzyna zamówiła dekoracyjkę z marcepanu na zbliżające się święta bożonarodzeniowe oraz słodkości dla dzieci, którymi chciała je obdarować: bombonierki, ciasteczka, czy uwielbiane przez Bogusia migdałowe babeczki.

Katy z przymrużeniem oka przyjrzała się ciemnym meblom obitym pluszem i marmurkowym kotarom, które za każdym razem robiły na niej niemiłe wrażenie, czemu atmosfera miejsca zupełnie temu przeczyła.

- Czy łaskawa pani życzy sobie czegoś jeszcze? - zapytał uprzejmie mężczyzna ją obsługujący za ladą.

Borowska przypomniała sobie wówczas o zamówieniu, o jakie prosiła ją teściowa. Nie chcąc popełnić gafy, zawahała się jednak, gdyż w natłoku spraw nie do końca zapamiętała, czego sobie hrabina życzyła.

- Czy mogłabym zatelefonować? - zapytała nagle, myśląc, iż jeśli włoży w swoje zapytanie wystarczająco dużo zuchwałości, ekspedient nie będzie miał śmiałości jej odmówić.

Sklepowy spojrzał na dziewczynę wielce zdziwiony, iż wie czym jest ten nowoczesny wynalazek. Niewielu było bowiem w Warszawie abonentów, którzy mogli poszczycić się takim luksusem. Wielu nie miało też okazji zaznajomić się z tym ustrojstwem, złośliwie przez niektórych nazywanym, a zwłaszcza nie do pomyślenia było, by interesowały się nim... kobiety.

- Pani raczy powtórzyć? - spytał, zmieszany.

- Głuchyś pan? Czyż nie jest zobowiązaniem moralnym mężczyzn spełniać życzenia damskie? - Zza pleców Katy wyłonił się Franc Fiszer, któremu subiekt ukłonił się na powitanie.

Katarzyna podziękowała mężczyźnie uśmiechem.

Wcześniej nie miała przyjemności osobiście pana Fiszera spotkać, bowiem częściej bywał on w Udziałowej, czy u Blikiego, ale poznała go od razu, bowiem o tej personie bywało głośno w całej stolicy.

Franc, a właściwie Franciszek Fiszer był wysokim mężczyzną o przysadzistej posturze, ze szlachetnymi wąsami, farbowaną brodą, prostym nosem i dużymi uszami, ale to w jego oczach kryła się wrodzona uszczypliwość, która tak go osławiła. Ten smakosz warszawski i lew salonowy o poetyckiej duszy był już niemal legendą za życia.

- Dziękuje, panie Fiszer. Bez pana pomocy nie udałoby mi się przekonać tego biednego człowieka, że kobiety potrafią używać rąk nie tylko do noszenia sprawunków...

- Droga pani... Wszak kobiety z adamowego żebra przybrały formę o wiele wyższą od męskiej i już zawsze czegoś mężczyznom brakuje - dodał stentorowym głosem i oboje się zaśmiali.

Podczas krótkiej pogawędki, jaką sobie urządzili szybko ujął ją swoim dowcipem i inteligencją, choć poglądy swe wygłaszał jak typowy egzystencjalista. Wkrótce się z nią pożegnał.

- Mam nadzieję, że nasze drogi jeszcze kiedyś się przetną. Artysta artystę wyczuwa nosem lepiej niż hart.

Mimochodem kącik ust Borowskiej wygiął się w uśmiechu, choć nie uważała, iż mogłaby śmiało pokazać się w kręgach pisarzy i poetów, w których to się obracał. Podała panu Francowi rękę, którą mężczyzna uścisnął.

- Hrabino - ukłonił się, a Katy chwilę później już ze słuchawką Bella przy uchu mogła porozmawiać z hrabiną Marianną.

***

Bożonarodzeniowe porządki i kulinarne przygotowania wybranego przez Katy menu na kilka dni przed Wigilią przebiegło w mieszkaniu na Krakowskim Przedmieściu bez zarzutu. W mieście różniły się od tych w wiejskich majątkach, gdzie dochodziły jeszcze świnobicie czy polowania. Katarzyna ani się obejrzała się, a już w towarzystwie męża wkraczała do rodzinnego domu na wigilijną wieczerzę.

Wybiła godzina osiemnasta i cała dziatwa skupiona wokół okien, próbowała wypatrzeć pierwszą gwiazdkę. Drzwi od stołowego były uchylone, a ród Staszkiewiczów w wieczorowych strojach to zajmował miejsca na kanapach czy fotelach, to oddawał sie cichej rozmowie na stojąco, bo usiąść już nie było gdzie.

W honorowym miejscu saloniku stało już drzewko świerkowe ubrane w pozłacane orzechy, ognie bengalskie i świeczki woskowe. Uwieszono na niej także papierowe łańcuchy, symbol carskiego zniewolenia Polaków, a w rogach pokoju ustawiono snopki niezmłóconego zboża.

Przybyło całe jej rodzeństwo z dziećmi, w tym również Antoni ze Lwowa, który nie zdążył jeszcze wyjechać, a do Warszawy przybył z okazji odczytu Stanisława Słonimskiego w Sali Ratuszowej.

- Nie żałuje pan, panie Borowski, że nie udał się na święta do majątku? - spytał Antoni z ciekawości. - O tej porze roku musi tam być tłoczno od zwierzyny.

- Nie przepadam za polowaniami. To dla mnie niepotrzebne barbarzyństwo - odparł, uchylając kieliszek lekkiego, postnego wina. - Ale skoro jest pan takim miłośnikiem polowań, ojciec chętnie pana zaprosi.

Katarzyna, która przysłuchiwała się rozmowie panów z kanapy uśmiechnęła się skrycie. Hrabia mile ją dziś zaskoczył, bo uważała go za typowego arystokratę.

- A będą tam jacyś carscy namiestnicy? - spytała z przekąsem żona Antoniego, która nie kryła niechęci dla hrabiego od samego początku.

- Anno! - upomniał cicho Antoni Staszkiewicz. - Wybacz, Macieju.

- Nie, nie trzeba. - Uniósł ręce na zgodę i przełknął gorycz w gardle.

- Za to nasza Katy chętnie wzięłaby do ręki strzelbę - zagadał wesoło Fryderyk, lustrując siostrę wzrokiem, by trochę za jej sprawą rozładować atmosferę.

- Z pewnością - zaśmiał się Borowski, posyłając żonie uroczy uśmiech. Pan Maciej wiedział już nawet w kogo pierwszego by wycelowała.

Piękny, nakryty sianem i białym obrusem stół z dwunastoma potrawami wkrótce miał zgromadzić wszystkich. Czekali tylko za młodym Karolem, bo usiąść do stołu w nieparzystej liczbie zwiastowało nieszczęście.

Gdy się zjawił, zrobił wokół swojego pojawiania się najwięcej fermentu, obcałowując wszystkie siostry i dzieci, zarażając wszystkich humorem. Tylko z Katy przyciągnął do siebie i przytrzymał dłużej niż wypadało.

- Dobrze, że jesteś, siostrzyczko - szepnął tylko do niej, spoglądając ukradkiem na Fryderyka, co Maciej zauważył od razu.

Podczas ceremonii dzielenia się opłatkiem i składania sobie życzeń dzieci całowały rodziców i dziadków w ręce, kobiety wzruszały się rzewliwie, a mężczyźni zachowywali powagę. U szczytu stołu zasiadła najstarsza z familii ciotka Pelagia, baronowa, którą darzono największym szacunkiem. Inni według starszeństwa i godności, więc Katy cieszyła się z towarzystwa Karola.

Hrabia Borowski przełamał się z Katją płatkiem chlebowym, traktując to jak zmurszałą tradycję, bo prędzej wierzył w koniec świata w czasach dekadenckich, niż w to, że Bóg rodzi się i umiera w tym samym roku. Myślał jednocześnie, że jako gorliwa katoliczka weźmie sobie do serca tę oznakę pojednania. "Jakiś we Wigilię, takiś cały rok", mawiała wszak jego matka.

Obserwował Staszkiewiczów z żywym zainteresowaniem, gdyż ci zachowywali się między sobą nad wyraz swobodnie, jakby zapomnieli o wszystkim, co ich na pewno między sobą różniło. Profesorostwo płonęło z dumy i szczęścia na to rodzinne spotkanie, pełne śmiechu, zabawy i wróżb jak dmuchanie na swoje krzesło, aby nie usiąść przypadkowo na duszy krewnego. Pod talerze położono różne przedmioty, które miały przepowiadać to, co ma czekać biesiadników w przyszłości. Katy znalazła pod swoim suszone płatki szczawiku, a Maciej sól, choć oboje nie wierzyli w przesądy, że czeka ich kolejno miłość i łzy.

Po kolacji dzieci zostały obdarowane skromnymi prezentami, dziewczynki wstążkami i kokardkami, a chłopcy drewnianymi mieczami lub scyzorykami, w zależności od wieku.

Staszkiewiczowie mieli też własne tradycje począwszy od serwowanej zupy rybnej, czy kutii, którą w domu hrabiego zastępowano barszczem i zupą migdałową do wyboru. Niezmienne pozostały natomiast strucle, pierniki czy bakalie, że rodzinnego domu wcale mu nie brakowało, a już zwłaszcza ojca, z którym od powrotu z Paryża nie spędził ani jednej Wigilii.

Żałował jedynie smutku matki, że nie miała przy sobie jedynego syna, za to całą familię Borowskich, która musiała jej wystarczyć. Wiedział, że wolałaby, aby dołączyli do nich do Borowic na cały okres świąt i karnawału, ale chciał pozostać w mieście, aż do Środy Popielcowej.

Gdy goście się nieco rozpierzchli, Karol zabawiając wesoło dzieci, kontynuował wróżenie i wyciągał z nimi siano spod obrusa. Boguś wylosował najkrótszy, co znaczyło, że umrze najprędzej. Obruszył się, kopnął w nogę stołu, poruszając wazami.

- Głupiś jest! - krzyknął na brata za co wnet wylądował na kolanach Fryderyka, który sprawił mu siarczystego klapsa. Puścił go zaraz, grożąc palcem, choć nigdy wcześniej nie skarcił chłopca w żaden sposób.

Na zachowanie najstarszego z braci zareagował żywo Karol, który doskoczył do nich, stając w obronie najmłodszego.

- Nie folguj sobie żeś ważniejszy tu od ojca - wycedził przez zęby w stronę Fryderyka, ale wlepione w nich zaniepokojone oczy Katy, zaraz go uspokoiły.

Do saloniku weszła ponownie pani Staszkiewiczowa, więc Karol odstąpił od Fryderyka i oboje przywdziali na twarzach nieszczere uśmiechy. Maciej zaśmiał się na to w duchu, jakby oglądał ciekawą sztukę teatralną.

- W jakim blasku Bóg się rodzi, w takim cały styczeń chodzi - zakpił, zwiastując powinowatym całoroczne brewerie.

Po wypiciu czarnej kawy panowie obowiązkowo udali się do gabinetu, zostawiając kobiety i dzieci w buduarze.

- Karolu, nie dotrzymasz damom towarzystwa? - zwrócił mu uwagę Fryderyk.

Pan i pani domu, nie wyczuwając rodzącego się napięcia, jak reszta członków rodziny, patrzyli na nich łagodnym wzrokiem. Tylko Katy zrobiło się żal Karola, kiedy ten skinął głową i odprowadził ich wzrokiem.

Skoro Katy w wieku osiemnastu lat mogła być uważana na wystarczająco dorosłą, aby wyjść za mąż, nie rozumiała dlaczego tak nieelegancko potraktował Karola ich brat.

Uścisnęła mu dłoń, za co odwdzięczył się uśmiechem, ale jego oczy z jakiegoś powodu pozostawały smutne przez cały czas.

W gabinecie młodsi Staszkiewiczowie i ich powinowaci zaczęli nie tylko popalać cygara, ale również oddawać się niewybrednym żartom na temat swoich kobiet, na co mogli sobie pozwolić, bo profesor również został, aby nacieszyć się córkami. Ich dyskusje nie przystały dżentelmenom, ale Maciej nie udawał świętoszka, tylko słuchał narzekań męskiej kompanii.

Fryderyk, gdy alkohol nieco popuścił jego wewnętrzne hamulce, przyznał się do kontaktów z pewną pulchną aktoreczką. Antoni nie potępił go, jakby sam miał podobne ekscesy na sumieniu albo może tylko udawał i szczerze kochał żonę. Borowskiemu jako młodemu żonkosiowi uchodziło to, że milczał.

- Tylko naszego Karolka nam szkoda, bo oczu to on kompletnie nie ma, że wziął się za taką nieurodną wywłokę. Nie to co nasza piękna Katy. Interes na pewno hrabiemu się opłacił, czyż nie, panie fabrykancie? - dworował prawnik.

Maciej miał już Fryderyka Staszkiewicza za kompletnego skurwysyna, gdyż ten uważał, że kobiety nadają się jedynie to gotowania, rodzenia dzieci i zadawania się z mężczyznami. Karola, którego hrabia zdążył obdarzyć pewną dozą sympatii, wyśmiewał otwarcie. Mówił, że do pewnego czasu prędzej posądziłby go o ukryte nienaturalne skłonności niż o to, że ten wda się w mezalians i to dlatego, że w niczym jego samego nie przypominał. Antoni słuchał tego wszystkiego, tylko czasem stając w obronie honoru brata czy obmawianych kobiet, więc trudno było Maciejowi stwierdzić, czy to pochwalał.

Podczas nadarzającej się okazji, Borowski zaprosił pijanego Staszkiewicza na stronę.

- Mam nadzieję, że Katarzyna nie psuje panu nadto krwi. Z ojca to niezły krasnomówca i potrafił sprzedać kota w worku. Udało mu się z Florentyną. Udało mu się z Katy, a my obaj wiemy, jaki z niej substytut damy.

Ordynat zacisnął pięści za plecami, gdyż miał największą ochotę dać szwagrowi po pysku bez ceregieli.

- Posłuchaj pan, panie Staszkiewicz. Jeszcze cokolwiek dodaj na temat mojej żony, a zechcę satysfakcji! - warknął. - Żądam natychmiastowych przeprosin, Fryderyku.

Staszkiewicz, czerwony na twarzy od nadmiaru alkoholu i po trosze ze wstydu, zreflektował się.

- Wybacz, szwagrze, mój prędki język. Kwestie z młodszym bratem odbierają mi dystynkcję zupełnie, bo młokos zatwardziały w tej swojej miłostce, że matka płacze nocami, licząc na moją perswazję. Omal nie przedstawił jej dzisiaj jako niby swą narzeczoną - prychnął. - Ojciec nieświadom niczego, tylko siedziałby z nosem w książkach na katedrze i tęsknił za Katy, jakby już więcej dzieci nie miał. Za niedługo do reszty rozum straci.

Hrabia przyjął przeprosiny i nawet wypili oficjalny bruderszaft, choć nie uważał sprawy za zakończoną. Sprawy rodzinne Staszkiewiczów zaczęły odciskać się na jego małżeństwie, więc postanowił dla świętego spokoju zainterweniować.

Tymczasem Katy także szukała okazji, aby móc pomówić z Karolem na osobności. Postanowiła, że nie opuści willi na Alei Róż dopóki nie pozna prawdy.

Obejrzała się na ojca, którzy trzymał wnuki na kolanach i obdarowywał cukierkami ku uciesze matki, po czym zapytała:

- Karolku, powiedz mi proszę, bo już nigdy nie będę spokojna, co jest między tobą, a Fryderykiem? Dlaczego tyś taki na niego cięty? On też patrzy na ciebie, jakby chciał osmagać cię rózgą.

Karol uśmiechnął się kpiąco, a Katy wcale nie było do śmiechu.

- Powiem, choć wstyd mówić. - Machnął ręką.

- Ja widziałam. Ja się mogę domyślać.

Zrezygnowany student odpowiedział:

- Dopuściłem się gałgaństwa, wracając po nocy z szynku i w amoku podniosłem ton na matkę w obecności Fryderyka. Skoro się domyślasz to wiesz, że obił mnie sprawiedliwie, bom zasłużył szczerze na wały.

Hrabina pokręciła głową.

- Kłamiesz, ja to wiem, że kłamiesz, Karolu. - Ukryła twarz w dłoniach, kiedy odszedł.

Ten rodzaj zmartwienia, jakie czuła, nie opuściło jej nawet w trakcie hucznego okresu zapustów.



____________________________________

Feliks Dzierżyński - polski i radziecki rewolucjonista i polityk.

Muranów - historyczna część miasta Warszawy położona w dzielnicach Wola i Śródmieście.

Leon Jogiches - działacz polskiej i międzynarodowej socjaldemokracji, współtwórca i ideolog Socjaldemokracji Królestwa Polskiego i Litwy, sekretarz generalny Komunistycznej Partii Niemiec (KPD).

Tak toczno (ros.) - Tak jest!

Warszawska Resuta Obywatelska/Kupiecka - stowarzyszenie kupców założone w Warszawie założone w Warszawie 1820 roku, którego celem było organizacja rozrywek, bali czy koncertów.

"Heaven has no rage like love to hatred turned, nor hell a fury like a woman scorned - Niebo nie zna wściekłości takiej, jak miłość w nienawiść zmieniona, ni piekło nie zna furii takiej jak kobieta wzgardzona".

William Congreve - angielski dramaturg.

Miejsce bali arystokracji w "Lalce" Bolesława Prusa.

dekoracyjka - słodkie piramidy, wykonywane z karnelu, tragantu, macrepanu lub czekolady.

Franciszek Fiszer (1860-1937) - polski filozof i erudyta. Przyjaźnił się z wieloma znanymi literatami, artystami i filozofami.

Stanisław Słonimski (1853-1916) - polski lekarz, aforysta.

brewerie - kłótnie, awantury, hałas.

Żądać satysfakcji - w znaczeniu: wyzwać na pojedynek.


_____________

No kochani!

Aż nie chce się wierzyć, ale za nami już 15 rozdział z planowanych, powiedzmy 22-24.

Tajemnica Karola się powoli odkrywa, poznajemy lepiej rodzeństwo Staszkiewiczów, niekoniecznie z lepszej strony. Katy oczywiście chce mieć udział w życiu swojej rodziny, z czym niekoniecznie zgadza się hrabia, nieprzyzwyczajony do takich praktyk. Rozdział może taki trochę zapychacz, ale w kolejnym pojawi się nowe miejsce a przed Katy nowe wyznanie. W końcu zobaczy co to naprawdę znaczy być hrabiną i nie wiadomo czy ta rola przypadnie jej do gustu. Być może będzie chciała znów coś zrobić po swojemu :D Pojawia się też nowe postacie, może też ujrzymy powroty. No i zostaje jeszcze hrabia, który będzie musiał się uporać z własnymi demonami przeszłości, ale to może jeszcze nie teraz ;)

Do kolejnego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top