XIV

Szanowni Rodzice,

Śpieszę zawiadomić w imieniu swojem i Męża, że z prawdziwą przyjemnością skorzystamy z zaproszenia na obiad na dzień 12 października z okazyi pierwszej rocznicy naszych godów.

Dziękując za pamięć, łączę wyrazy szacunku i miłości.

9 październik 1902 r.

Katarzyna siedziała na szezlongu w swoim buduarze, przeglądając namiętnie najnowszy numer „Bluszczu", ciesząc się, iż jako mężatka mogła wykupić sobie prenumeratę tego tytułu bez proszenia o zgodę. Wcześniej, kiedy uzyskała pozwolenie matki na wyjście z domu, udawała się bez jej wiedzy do księgarń albo kantorów pism periodycznych i po kryjomu kupowała interesujące ją pisma.

Maman uważała to kobiece, postępowe czasopismo za szkodliwe, bo namawiało kobiety do forsowania kwestii ich edukacji i praw, do których miała negatywny stosunek. Zwłaszcza, kiedy dowiedziała się, że jedną z redaktorek była niejaka Eliza Orzeszkowa, która opuściła zesłanego na Sybir męża, unieważniając małżeństwo. Profesorowa Elwira Staszkiewiczowa nie chciała, aby jej córka stała się sawantką, co znacznie utrudniałoby jej znalezienie dobrego męża i obniżyło wartość na rynku matrymonialnym. Za to kazała córce zaczytywać się w "Bazarze", "Tygodniku Mód i Powieści" czy "Dobrej Gospodyni".

Hrabina czytała właśnie jeden z zamieszczanych tam tekstów „Hołd poetce Maryi Konopnickiej" pióra Wandy Żeleńskiej z wydania z trzynastego października, kiedy usłyszała dźwięk elektrycznego dzwonka. Sygnalizował czyjeś nadejście tak natarczywie, że Isia musiałaby stać się głuchą, aby go nie usłyszeć.

- Isiu? - Hrabina zadzwoniła dzwoneczkiem, ale dziewczyna się nie zjawiła.

Lokaj miał dzisiaj wychodne z powodu pogrzebu w rodzinie, toteż sama pofatygowała się, aby otworzyć drzwi, wcześniej starannie odkładając czasopismo, aby móc zaprosić do siebie niezapowiedzianego gościa.

W przedpokoju wyprzedziła ją Isia.

- Wybacz, jaśnie pani - przeprosiła za zwłokę, otrzepując dłonie w fartuszek, ale Katy bez żalu wskazała, aby wpuściła oczekującego za drzwiami, chowając się w cieniu głównego salonu.

Po chwili zjawiła się ponownie panna służąca.

- Co ci, Isiu? Jesteś cała zaróżowiona.

Na te słowa ordynatowej młoda dziewczyna zapłoniła się jeszcze bardziej.

- W przedpokoju stoi panicz Karol. Pyta, czy wielmożna pani hrabina zechce go przyjąć.

Katy rozchyliła szeroko pełne, ładnie skrojone wargi w wyrazie zaskoczenia. Nie zważając na grację, podniosła się z otomany i wybiegła na spotkanie z bratem.

- Karolku! - wykrzyknęła uradowana na jego widok.

Rzuciła mu się płasko na szyję, iż ten ledwie utrzymał w dłoniach bukiet kwiatów i bombonierkę, jakie dla niej przyniósł.

Odsunąwszy siostrę na długość ramienia, przyjrzał jej się dokładnie. Wydawało mu się, iż zaokrągliły jej się policzki i już nie ginęła tak pod fałdami muślinowych sukni. Wyglądała zdrowo i na szczęśliwą.

- Lolek... - rzekła ściszonym do szeptu głosem z nieukrywanym wzruszeniem, gniotąc w dłoniach jego twarz, która zmężniała i wyostrzyła się od czasu, jak się ostatnim razem widzieli.

Dopiero później dostrzegła skromny ubiór brata, który nie przypominał ani zamożnego studenta, ani dżentelmena. Daleko bliżej było mu do wiejskiego nauczyciela, wiodącego prosty żywot. Nawet jego lekko kręcone kasztanowe włosy żyły własnym życiem, od czego ich wiecznie poprawna matka, dostałaby spazmów. W dzieciństwie Katy nawet cieszyła się, że pod słońce odcienie ich włosów były do siebie bardzo podobne, przez co nie czuła się jako osobliwy liść na rodzinnym drzewie.

- Winszuję z okazji rocznicy, siostro - powiedział, wręczając ordynatowej Borowskiej podarki.

- Nie musiałeś. Wielce bardziej cenię sobie dzisiaj twą obecność, braciszku.

Pod rękę weszli do salonu, odprowadzeni wzrokiem przez Isię.

Karol Staszkiewicz dostrzegając tę ładną służącą, która zwykle się przy nim jąkała, nie mogąc dobyć słowa, zmarszczył czoło w wyrazie niemałego zdumienia. Nie przypominała bowiem tamtego skromniutkiego dziewczątka, które go bawiło i łechtało jego próżność, przynajmniej nowy ubiór i poważniejsza fryzura na to nie wskazywały.

- Panna Isia tutaj? No proszę. Czyżby to zasługa mego szanownego szwagra? - zastanawiał się, ale bez żadnej kpiącej nuty, jaką spodziewała się usłyszeć Katy.

Dotychczas wydawało jej się, że Karol nie ceni jej męża, ani nie darzą się większą sympatią, choć mieli okazję widzieć się parę razy.

- Wielka zasługa - przyznała Isia skromnie, pochwyciwszy z młodym studentem szybkie spojrzenie, które ze wstydu zakopała w dywan.

Karol przyjrzał się dziewczynie uważniej jeszcze przez chwilę z nieodgadnioną miną, która młodą służącą peszyła.

- Isiu, podasz nam herbatę? - poprosiła hrabina, nie zauważywszy niczego, a dziewczyna dygnęła i z jeszcze większym rumieńcem pognała do kuchni.

Karol odprowadził ją wzrokiem, po czym rozsiadł się wygodnie na sofie, zakładając nogę na nogę, co przeczyło wszelkim konwenansom na warszawskich salonach.

- Chciałem cię odwiedzić, gdym tylko dowiedział się o twym powrocie do Warszawy, ale uznałem to za mało grzeczne, po naszej ostatniej korespondencji.

Katy westchnęła, wspominając to, iż czekała na jego kolejny list z nowym adresem, którego nigdy nie posłał. Musiała się zadowolić uprzejmymi listami matki, na które odpisywała bez przesadnego rozrzewnienia. Rozalia i Florentyna w minionym roku jej małżeństwa też nie pisały do niej często, jedynie z okazji świąt, czy imienin.

- Sam rozpocząłeś tę kwestię, zatem zapytam otwarcie. Wróciłeś na Aleję Róż?

Usta Karola zacisnęły się w wąską kreskę, ale zdołał powściągnąć swój gniew.

- Nie ma już tam dla mnie miejsca, Katy - odparł smutnym tonem, choć jego oczy płonęły. - Stałem się persona non grata.

- Głupoty pleciesz! Maman na pewno ci wybaczy, cokolwiek żeś jej zawinił. Pokajasz się przed papą to też ci zapomni.

- Nie wrócę tam! - Uniósł się gwałtownie. - Z pąków róż zostały tam jedynie ciernie, a ja pragnę znów się pokłóć.

Katy pokręciła głową z niezadowoleniem.

Ich rozmowę przerwała Isia, która niosła tacę z herbatą, aż trzęsła się zastawa, jakby robiła to po raz pierwszy. Hrabina jednak pozwoliła bez słowa by doniosła tacę, a na końcu podziękowała uprzejmie, gdy postawiła ją na ławie.

Isia ostrożnie wlała mleko, a następnie herbatę z imbryka.

- Nie powinieneś tak mówić, Karolu - napomniała brata Katy, bo choć był od niej ledwie o rok starszy, to ona była mężatką, a młody Karol wciąż pozostawał pod kuratelą ich ojca.

- Matka naprawdę nic ci nie wspominała? - Karol popatrzył siostrze głęboko w oczy. - No tak. To oczywiste, że tak postąpiła. Mogłem się domyślić.

- O czym nie wspominała? Oh, mówże, bo nic z tego nie rozumiem.

Wzięła w dłonie filiżankę, aby zrobić z nich użytek, bo wcześniej trzymała je zaciśnięte na podołku. Karol podziękował Isi za herbatę skinieniem głowy.

- Kochana siostro... - zaczął łagodnie, jakby teraz przez niego przemawiało większe, życiowe doświadczenie. - Maman nie gniewa się na mnie za mój, rzekomy, hulaszczy tryb życia. Ona i Fryderyk nie aprobują mojej zażyłości z panną Klarą Sokołowską.

Katy odstawiła filiżankę od ust.

- A kimże jest ta panna Klara? - zapytała hrabina, jeszcze nie do końca pojmując słowa brata.

- Mą ukochaną narzeczoną.

Porcelana rozbiła się w drobny mak na podłodze. Hrabina dopiero po chwili zorientowała się, że to nie ona upuściła ręcznie malowaną filiżankę.

Oboje z Karolem zerknęli na Isię, która przykucnęła, pochylając się nad odłamkami, które upadły na deski nieopodal stóp panicza.

- Jaśnie pani wybaczy moją niezdarność - załkała ze załzawionymi oczyma, przykucając i zbierając na tacę odłamki.

Katy już miała rzec, żeby pokojówka nie szlochała nad rozbitym Rozentalem, gdy poczuła ścisk w piersiach. Doszły ją bowiem słowa brata i teraz miała wrażenie, że zaraz zemdleje. Przywiodła dłonie do gorsu, starając się złapać oddech.

- Isiu, sole trzeźwiące! - krzyknął Karol.

Służąca, otarła prędko twarz i natychmiast się podniosła z klęczek, ale była równie blada i przejęta.

Katy na tyle udało się uspokoić, że podniosła wzrok na Karola i zatrzymała służącą ruchem dłoni.

- Nie trzeba. Już mi lepiej. Po prostu... ta wiadomość mnie... oszołomiła.

- Najwyraźniej nie ciebie pierwszą - uśmiechnął się krzywo, spoglądając przelotnie na Isię. - Później posprzątasz - polecił, a pokojowa hrabiny posłusznie opuściła pomieszczenie.

- Twą narzeczoną? - powtórzyła z naciskiem Katarzyna przez ściśnięte gardło. - Jesteście już po słowie? Czy ty wiesz, o czym mówisz?

Ostrzejsza nuta w tonie młodszej siostry nie zraziła Staszkiewicza. Wiedział, że wynikała jedynie z najszczerszej troski, a nie urażonej dumy, jak to miało miejsce z Fryderykiem. Zdawało mu się, że tylko ona w całej ich rodzinie jest zdolna okazać innym prawdziwe uczucia.

Nachylił się nad hrabiną i chwycił jej obie dłonie w swoje, zmuszając, aby na niego spojrzała.

- Nie. Ale jestem zakochany, Katy - wyznał, a Borowska ujrzała w jego roziskrzonych oczach płomień miłości, którą obdarzył swoją ukochaną.

Jakże miałaby go odtrącić? Najukochańszego brata, który chronił ją, odkąd pamiętała. Odwzajemniła uścisk, a ciepłym spojrzeniem chciała mu okazać wsparcie, dodać otuchy w jego nieszczęśliwej miłości.

- Zatem, to musi być wyjątkowa panna - skwitowała ordynatowa, posyłając Karolowi pogodny uśmiech.

Twarz Karola natychmiast złagodniała.

- Jest piękna, miła i dobra. Trochę przypomina mi ciebie.

- Wystarczy zatem, że maman i papa się o tym przekonają.

Oczy studenta zgasły i spuścił zasmucony wzrok.

- Nigdy. Nawet nie jest szlachcianką. Jej matka pochodziła z ziemiańskiej rodziny, ale ojciec był zwykłym nauczycielem w wiejskiej szkółce. Klara otrzymała, co prawda, dobre wykształcenie, ale nie ma żadnego posagu, a nasza matka nie zgodzi się na taki mezalians. - Chłopak przybrał bardziej bojową minę. - Ale mnie to nie interesuje. Oświadczę się Klarze i się z nią ożenię. Zamieszkamy w jakiejś chacie i razem będziemy uczyć w wiejskiej szkole.

- Chyba nie brzmisz rozsądnie, Karolu.

Rodzeństwo Staszkiewiczów poderwało głowy, gdy to salonu wszedł gospodarz. Maciej odłożył kapelusz na ozdobnej konsoli i wszedł do pomieszczenia marszowym krokiem, jak zwykle dumny i bezkompromisowy.

- Rozumiem, iż targają tobą emocje i uczucia, które trudno poddać rozsądnej ocenie, ale pomyśl, na jaki los skażesz tę biedną dziewczynę, jeśli jakiś czas później staniecie się dla siebie nieznośni - powiedział poważnym tonem.

Karol poruszył się niespokojnie na kanapie.

Maciej stanął zaraz obok i nachylił nad żoną, składając czuły pocałunek na jej skroni na powitanie. Młody Staszkiewicz zatrzymał na nich wzrok, zaskoczony czułością, jaką ordynat okazywał jego siostrze. Zwykł myśleć, iż ich małżeństwo było raczej chłodne, a oboje nie darzą się głębszym uczuciem. Widocznie się pomylił.

- Mylisz mnie ze smarkaczem, panie hrabio. Jeśli Klara się zgodzi, uczynię ją najszczęśliwszą u mego boku. Jestem ci wielce wdzięczny za okazaną pomoc, bo w czasie dla mnie najtrudniejszym, ty jeden okazałeś się dobrodziejem. Zwalniam pana z opieki, jaką pan nade mną roztoczył.

- O czym Karol mówi, Macieju? - Chwyciła męża za dłoń, aby tak łatwo nie wyłgał się z odpowiedzi.

Karol wstał z zamiarem opuszczenia domu.

- Siadaj, chłopcze. Obrażasz się jak niedorostek. Mówię tylko, iż najpierw musisz zdobyć wykształcenie, aby zapewnić ukochanej byt. Jeśli wasz zapał nie ostygnie przez te kilka lat, to znaczy, że dobrze wybrałeś damę serca. Pokój masz opłacony do końca przyszłego roku. Ciebie jednego ze Staszkiewiczów uważam za człowieka honorowego. Dumam, że nie zrobiłeś z niego podłej garsoniery i dotychczas nie uchybiłeś pannie Klarze.

- Gdzieżbym śmiał! Kochamy się miłością platoniczną.

Katarzyna zmęczona ich wymianą zdań, w której czuła się kompletnie pominięta, wstała w afekcie.

- Podli kłamcy! - wykrzyknęła, zerkając to na męża, to na brata. - Wiarołomcy! Wstydźcie się bezwstydni hucpiarze! To ja cały czas martwiłam się o ciebie, nicponiu przebrzydły, a ty byłeś w zmowie z moim mężem?!

Wybuchła płaczem, choć wcale nie chciała, upadając bezradnie na fotel.

- Wybacz, najmilsza siostrzyczko. - Głos młodego Staszkiewicza łamał żal i skrucha. - Wymogłem na ordynacie obietnicę, że o niczym się nie dowiesz. Tylko pod tym warunkiem przyjąłem jego pomoc, kiedy po awanturze z Fryderykiem mnie odnalazł w podłym miejscu. Zrozumiem jednak, jeśli i ty się ode mnie odwrócisz.

- Odwrócę się? Nigdy! - zaprzeczyła, pohamowując wapory. - Tylko musisz mi przysiąść, że nigdy więcej mnie nie okłamiesz. Nie mówienie całej prawdy to też kłamstwo.

Karol spuścił na chwilę głowę ze wstydem.

- Obiecuję - przysiągł z dłonią na sercu.

Hrabia stanął za żoną, kładąc dłoń na jej ramieniu w pocieszającym geście, a Katy wcale jej nie odtrąciła.

- Zdaje się, że powinniśmy niedługo wyruszyć, aby nie spóźnić się na rodzinne spotkanie. - Maciej skierował te słowa do Katy.

Hrabina popatrzyła na brata znacząco. Jeśli Karol miał zamiar postarać się o jej wybaczenie, ona już znalazła w głowie sposób, aby mógł to zrobić.

***

Willa przy Alei Róż o tej porze roku była dla Macieja Borowskiego przytłaczającym miejscem. Krzaki róż zgubiły swe kwiaty i liście, a ponure niebo otuliło budynek szarością jak żałobny kir.

„Ileż on tajemnic jeszcze skrywa?", zastanawiał się w duchu hrabia.

Ordynat nie znał bowiem tak skrytego miejsca, że nawet jego najbliżsi mieszkańcy nie potrafili odkryć kryjących się w jego czeluściach ludzkich ułomności z obawy przed ostracyzmem społecznym. Jego mieszkańcy zaś potrafili otoczyć się kolcami, aby nikt nie zagroził ich pozycji.

Hrabia pomógł wysiąść ślubnej z powozu. Musiał ją przytrzymać, bo zakręciło jej się w głowie.

- Gdyby nie to, że zjechała się tu twoja cała familia, odwołałbym naszą dzisiejszą wizytę. Rozmowa z Karolem cię roztroiła. Całą drogę byłaś markotna, bo Karol nie zgodził się w ramach zadośćuczynienia tobie udać się tu z nami.

- Nic mi nie jest. Nie zauważyłam stopnia - tłumaczyła. - I nie rozmawiajmy proszę już o moim bracie.

Maciej zgodził się z hrabiną, kiedy podążyli alejką do frontowych drzwi, które otworzył im lokal Anatol.

W przedpokoju odebrał od nich wierzchnie okrycie, po czym oboje weszli do saloniku, głównego pomieszczenia, w którym przebywali Staszkiewiczowie, ubrani w wytworne fraki i najlepsze toalety. Nieczęsto bowiem w ich domu przebywało hrabiostwo. Obecna była dzisiaj niemal cała familia: Rozalia Czacka z mężem i córką, Florentyna z małżonkiem i dziećmi oraz Fryderyk z synami, bez żony, ale początkowo nie zdziwiła hrabiny jej nieobecność. Brakowało Antoniego, który nie mógł porzucić praktyki we Lwowie oraz Karola z oczywistych powodów.

Profesorowa podeszła do małżonków, podając dłoń zięciowi.

- Witaj, mamo - przywitała się Katy, składając na jej policzku chłodny pocałunek.

Ostatnim razem widziała ją w Wigilię zeszłego roku i wówczas mimo jakiejś tkwiącej w jej sercu zadry, potrafiła przytulić się do niej jak mała dziewczynka. Teraz nie miała na to ochoty.

- Moja słodka Katy! - Usłyszeli za sobą głos profesora.

Jan Staszkiewicz porwał córkę w ramiona, nim zdążyła zaprotestować, bo wydało jej się to teraz zbyt dziecinne. Jednocześnie poczuła pewną nostalgię i tęsknotę do tych wiotkich, ojcowskich ramion, które zawsze ją chroniły, chowały przed światem czy obejmowały z miłością, odpędzając smutki.

Katy pierwsza się odsunęła, a Maciej ukłonił się teściowi z szacunkiem.

- Jak wasze zdrowie, Janie Konstantynowiczu? - zapytał z uprzejmości, specjalnie używając odczestwa.

- A pan to kto? - zapytał, przyglądając się człowiekowi stojącemu obok jego córki.

Maciej zrobił wielkie oczy, a Pani Elwira wybuchła udawanym śmiechem.

- Dobry żart. Załóżże okulary, drogi mężu. - Przylgnęła do ramienia siwiejącego mężczyzny, patrząc na niego z czymś dla Katy nieodgadnionym. - Z pewnością powstanie z niego niezła dykteryjka do opowiadania na salonach.

- A tak, okulary - zgodził się profesor i nasunął na nos binokle.

- Jak dobrze, że jesteście - zmieniła temat profesorowa. - Czekaliśmy tylko na drogich jubilatów. Proszę zatem do stołu.

- Pozwolisz maman, że najpierw przywitam się z dziećmi. Mam dla nich podarki.

Jej matka zacisnęła usta, co czyniła zawsze dyskretnie, sądząc, iż nikt tego nie zauważa. Dla Katy stanowiło to sygnał, iż rodzicielka nie podziela jej zdania, ale nie ma możliwości jej odmówić, zwłaszcza, gdy towarzyszył jej ojciec. On już udzielił jej aprobaty samym spojrzeniem.

- Dołączymy za chwilę - dorzucił Maciej potulnie i oboje udali się na górę do pokoju dziecinnego.

Teraz zajmował go tylko Boguś, chociaż wkrótce i on otrzyma zapewne własną sypialnię. Jakie więc było jej zdziwienie, gdy w pokoju ujrzała nie jedno, a trzy pojedyncze łóżka. Nie miała jednak czasu na rozmyślanie, gdyż doszły do niej dźwięki chłopięcej kłótni.

- Parszywiec! To było moje, oddawaj złodzieju!

- Ani mi się śni!

Boguś i młodszy o rok Franek zaczęli się szarpać, czemu przyglądał się bezradnie sześcioletni Józek.

- Do czorta, przestańcie! - krzyknęła Katy do andrusów.

Stojący w progu Maciej już chciał rozdzielić chłopców, gdy Boguś rozpoznając głos starszej, ulubionej siostry, przerwał kłótnię i podbiegł do niej, uczepiając się rąbka jej spódnicy.

- Katy! - wykrzyknął, a dziewczyna odruchowo wplotła dłoń w jego włosy, głaszcząc je czule. - Nie powiesz Fryderykowi, że zniszczyłem jego konika? Franek wziął bez pytania mój łuk i się bardzo rozgniewałem.

- Źle postąpiłeś - zaznaczyła, marszcząc brwi.

- Oddam Frankowi swojego, ale nie mów Fryderykowi. Bo on teraz z nami mieszka i wszystkim zarządza zamiast papy. I powiedział, że jak będę nieposłuszny ukaże mnie tak samo jak swoich synów.

Katy posłała znaczące spojrzenie do Macieja, który pokręcił głową. Dostrzegła jak ukradkiem zacisnął pięść.

„Przeklęty Fryderyk!", wyzłośliwiała się w myślach Katy.

Nie mogła zrozumieć jak matka mogła pozwolić, aby Fryderyk zajął miejsce ich ojca. Należało mu się to miejsce jako głowa rodziny, ale nie prędzej, niż po śmierci ojca, a temu życzyła długiego życia. Katarzyna postanowiła znaleźć okazję na poważną rozmowę.

Małżonkowie przeszli wspólnie do jadalni z elegancko nakrytym stołem. Katy musiała przyznać, iż jej rodzicielka się postarała, aby godnie ich przyjąć. Oboje zajęli miejsca honorowe, ale całą kolację hrabina nie mogła przetrawić nowych wieści. Poza tym do przepysznego jedzenia wkradł się jakiś ciężkostrawny posmak, o którym nikt z obecnych nie chciał rozprawiać. Domyśliła się, że miało to związek z Fryderykiem i kolejną, skrzętnie zamiataną pod dywan tajemnicą tego domu.

Roznoszono deser, kiedy lokaj podał Maciejowi bilecik na srebrnej tacy. Zainteresowana tym zdarzeniem Katy, spojrzała porozumiewawczo na męża. Ten lekko napiął twarz, ale uspokoił ją lekkim skinieniem.

- Fryderyku, a gdzie się podziała twoja ukochana małżonka? - zagadnęła Katy wykorzystując chwilowe rozluźnienie konwersacji.

Kurtuazyjna, salonowa rozmowa wnet ucichła. Adwokat odłożył sztućce z brzdękiem na talerz i posłał Katy karcące, napominające spojrzenie. Zawsze zastanawiało ją to, skąd rościł sobie prawo, aby ją łajać. Był może jej najstarszym bratem i mógłby być nawet jej ojcem, gdyby się postarał, ale nie miał prawa jej dyscyplinować tylko dlatego, że był mężczyzną, a ona kobietą.

- Katy, jak możesz! - upomniała ją matka, czego zdezorientowana hrabina kompletnie już nie zrozumiała.

Maman nigdy wcześniej publicznie nie podniosła na nią głosu, co wprowadziło ją w kompletną konfuzję. W dodatku w obecności całej familii.

- Hrabina Katarzyna najwyraźniej chce pokazać, jaka to zrobiła się gruboskórna - burknęła cicho zazdrosna o względy ojca Rozalka, łypiąc na siostrę oczami.

- Milcz, Rozalio! Chociaż ty jedna - upomniał ją Fryderyk, na co kompletnie nie zareagował aptekarz, zajęty kawałkiem sernika.

Wydawał się wręcz rozbawiony tym, iż komuś udało się postawić krnąbrną dziewczynę do pionu, aż w jej ładnych, szaroniebieskich oczach zaświeciły łzy. Zawstydzona Rozalia zwiesiła podbródek, na co Florentyna dyskretnie chwyciła drżącą dłoń siostry w swoją.

Atmosfera w pomieszczeniu z dusznej, zrobiła się gęsta jak smoła. Maciej musiał poluźnić uwierający plastron przy szyi.

- Ordynatowa hrabina Borowska nie wie lub względnie udaje, że nie wie, iż moja małżonka Cecylia w obawie, iż umieszczę ją w zakładzie dla obłąkanych po tym jak w ataku histerii dopuściła się zdrady, w następstwie uciekła z kochankiem. Niestety nie zdradziła jego personaliów, więc nie dane mi jest zażądać satysfakcji. Wiedz jednak, moja droga siostro, iż obecnie przebywamy w separacji i w najbliższym czasie unieważnię to... niefortunne małżeństwo.

Katy z szoku zamarła, blada na twarzy, aż zaniepokojony jej stanem Maciej, zaczął ciskać iskry w niewzruszonego Fryderyka, który nawet w obliczu własnej tragedii nie tracił fasonu. Chcąc zawczasu uchronić Katję przed zbytnim pokazem jej zaaferowania, ukradkiem ścisnął dłoń dziewczyny pod stołem.

- Ale... A co z twymi synami? - zapytała, odzyskawszy głos, uspokojona kojącym dotykiem.

Tym razem była jednak szczerze przejęta losem brata. Żal, który jeszcze chwilę temu zatruwał jej serce, zamienił się we współczucie.

Fryderyk, dając kolejny popis swej bufonady, której hrabia Borowski miał serdecznie dosyć, uznając ją za dalece pozorowaną, z przesadną manierą popił łyk białego wina z kryształowego kieliszka.

- Zostaną przy mnie, zgodnie z prawem. Uznam ich, ale bez prawa do dziedziczenia. Obłąkanie ich matki może być dziedziczne.

- To hipokryzja! - obruszyła się Borowska, spoglądając na Macieja, ale pozostawał milczący, nie mając nic rzetelnego do powiedzenia poza paroma przekleństwami. - I zwykła podłość, Fryderyku! Jak możesz karać własne dzieci za słabość ich matki? - załkała Katy, zakrywając dłonią usta.

Młodszy Staszkiewicz westchnął teatralnie, po czym zerknął na siostrę z politowaniem.

- Oboje z Antonim uradziliśmy, że w przypadku jeśli nie doczekam się już syna z prawego łoża, po mojej bezpotomnej śmierci dziedziczył będzie Bogusław. Papa się zgodził. To nasza ostateczna decyzja, Katarzyno. Wybacz, ale sprawy rodowe to już nie twoja rzecz, ma belle soeur.

Krzesło zaszurało o drewnianą podłogę, gdy Katarzyna ostentacyjnie wstała od stołu. Nie mogąc już dłużej znieść widoku najstarszego brata, płacząc, opuściła pomieszczenie.

Ordynat w pierwszym odruchu chciał wybiec za wzburzoną żoną, ale uspokoiła go dłoń teściowej na ramieniu. Zwracając się do zebranych, jakby nic się nie stało, przeprosiła gości i udała się za Katy. Hrabia jedynie z grzeczności i szacunku dla tego domu zgromił nadętego szwagra gniewnym spojrzeniem, zachowując dla siebie to, co teraz o dziedzicu Staszkiewiczów myślał, bo byłaby to wielce niesalonowa opinia.

***

Katy, zamknięta w swej panieńskiej sypialni, ocierała gorzkie łzy bawełnianą chustką, jaką niegdyś uczyła ją haftować jej francuska guwernantka, choć najchętniej rozbiłaby wszystkie wazy, jakie stały na konsolce nieopodal trzydrzwiowej szafy.

Dopiero po względnym opanowaniu szargającego nią smutku odkryła, że praktycznie niczego tu nie przestawiono od czasu, gdy go opuściła w dniu ślubu, a jednak pokój pachniał inaczej, nie tak cudownie jak kiedyś. Oprócz stylowych, biedermeierowskich mebli wypełniała go pustka, której nawet obecność jej dawnej właścicielki nie zdołała zapełnić. Wyłaniająca się zza szyb szarość wkradła się do tego niegdyś jasnego, ciepłego pokoju, owiewając przeszywającym chłodem i głuchą ciszą, zdarła kwieciste tapety, opluła obrazy i zdjęcia ciemnymi barwami, schowała zastawy i nowoczesne garnitury mebli pod grubą warstwą kurzu i zapomnienia. Katarzyna nie czuła się już w nim dobrze i wcale za nim nie tęskniła. Jedynie nostalgia za pięknymi chwilami z dzieciństwa nie pozwalały, by ten obłudny dom zbrzydł jej do reszty.

"Czy można coś kochać, jednocześnie nienawidząc?", pytała samą siebie, zastanawiając się jak coś, co kiedyś było jej tak drogie, niemal kotwicą, której się trzymała, przez rok mogło się dla niej aż tak zmienić.

Tak zastała ją pani Staszkiewiczowa, obwieszczając nadejście tupotem pantofli na obcasie i szarganiem o podłogę długiej spódnicy z trenem, skrojonej wedle najnowszej mody.

Katarzyna ledwie na moment zerknęła na matkę, czując jak mimowolnie narasta w niej dawna uraza. Ta, widząc jej przaśną minę i tak nie omieszkała obrzucić pokoju leniwym spojrzeniem, po czym z rękoma złożonymi na brzuchu odezwała się moralizatorskim tonem, jakby jej najmłodsza córka znów uczęszczała na pensję.

- Nieładnie potraktowałaś Fryderyka, córko... - westchnęła, a jej głos ugiął się na moment od zmartwienia, po czym chwytając się za poły spódnicy, zasiadła obok Katy na łóżku. - Cała ta... afera z Cecylią źle na niego wpłynęła. Powinnaś okazać więcej taktu.

Katy miała ochotę wybuchnąć kpiącym śmiechem, gdyby nie to, że była na to zbyt wzburzona.

- Obyłoby się bez tej niezręczności przy stole, gdyby maman raczyła w listach wspomnieć o tym, co istotnie powinnam była wiedzieć. Miast tego woleliście z Fryderykiem uparcie milczeć.

Oczy Katy długo wpatrywały się w matkę z wyrzutem, aż wzrok profesorowej złagodniał i spadł na jej lekko pomarszczone wiekiem dłonie. Dawno bowiem domyślała się, dlaczego córka nie ich odwiedzała w pierwszej kolejności po powrocie, wybierając towarzystwo teściowej czy innych szanowanych dam, o czym dowiadywała się z drugiej ręki czy z plotek między służbą.

- Nie czas na to. Wracajmy. Niepodobna tak zaniedbywać własnych gości - zauważyła Elwira Staszkiewicz, próbując odwlec temat, ale Katarzyna przyszpiliła matkę wzrokiem.

- Ależ nie! To najwyższy czas, mamo! - Podniosła ton.

Choć w panieństwie zdarzały jej się wybuchy histerii, jak to określał cały dom, pierwszy raz Katarzyna tak otwarcie sprzeciwiła się własnej matce. Nie chciała być znów zlekceważona. Była ordynatową, hrabiną, tak jak tego chcieli.

- Już dość sekretów. Koniec z obyczajową galanterią. Ten dom nie zniesie kolejnych dramatów, maman. Papa nie jest sobą, Fryderyk wywołał skandal i zarządza wszystkim w jego imieniu, jakby już go pochował, Karol tuła się po obcych, a ty na to wszystko przymykasz oczy. Zawsze byłaś podporą naszego rodu, gwarantem stabilności i spokoju ogniska domowego. Nie widzisz, że z korzeni i pnia, z którego wyrośliśmy, zostały już tylko wątłe gałęzie? Połamią się, jeśli niczego nie uczynisz. Jesteś kobietą, ale nie musisz we wszystkim słuchać mężczyzn. A już w szczególności mojego rozpanoszonego brata.

- Dość, Katy! Jak ty mało wiesz, dziecko. - Pani Elwira pokręciła głową z dezaprobatą. - Gdyby nie Fryderyk, ten dom dawno temu stanąłby na głowie. Wiesz, że twój papa nigdy nie miał talentu do interesów. Od zawsze głowę nosił w chmurach. Bardziej zajmowała go katedra i studenci. Twój brat dba o nas, zanim jeszcze założył własną rodzinę. Nie zyskałabyś tytułu, gdyby nie jego wszechmocne starania. Powinnaś okazać mu więcej wdzięczności. Wiem jednak, że przychylność papy, którą ci od dziecka okazywał, zbytnio cię rozpuściła.

Ostre słowa matki, wbiły w serce Katy niewidzialne ostrze. W jej oczach stanęły łzy rozgoryczenia, gdyż nawet jeśli zgadzała się z jej słowami, usłyszenie ich na głos bardzo ją zraniło.

- Jednak nie wystarczyło jej na tyle, aby uchronić mnie przed niechcianym małżeństwem, czyż nie? Wydaliście mnie za obcego, nie zważając na mój sprzeciw. Teraz to samo spróbujecie zrobić z Karolem.

- Karol stracił rozum, ale powróci na łono rodziny, kiedy zmądrzeje. Błędy młodości - westchnęła ciężko, jakby ta rozmowa już ją zmęczyła.

- Które tuszował mój mąż, maman.

Katy przetarła pojedynczą łzę, która przetoczyła się po jej policzku.

- To się mu chwali, nie przeczę. Ale chronił też własne dobre imię. Nie wmawiaj mi jednak, iż decyzja o waszym małżeństwie była niewłaściwa. Ordynat był najlepszą partią dla ciebie, córeczko. Nie kierowaliśmy się wyłącznie jego majętnością.

Katy poczuła matczyny dotyk na swojej dłoni, aż ponownie spojrzała rodzicielce w oczy.

- A czym? Wiedziałaś czego pragnę.

Pani Staszkiewiczowa spuściła ze smutkiem głowę, gdy nowe łzy zaszczypały Katy pod powiekami, a żal jak ostre kamienie, które zbyt długo zalegają w żołądku, nagle podeszły jej do gardła. Lada chwila, a wypluje cały jad.

- Wiedziałaś, że odrzucam hrabiego, a mimo to pozwoliłaś, by doprowadzono do tego małżeństwa...

Oczy profesorowej także zwilgotniały, czując, że za tymi słowami kryje się więcej bólu, niż chciała kiedykolwiek usłyszeć.

- Wiedziałam - przyznała, z trudem przełykając ślinę. - Ale znam też twój upór, Katy. Nie dostrzegałaś tego, co oferował hrabia, ale żyłam nadzieją, że po ślubie to się zmieni; że kiedy poznasz przymioty męża, zrozumiesz i sama zdołasz otworzyć swe serce.

Katy kręciła głową, nie pojmując, na czym opierali swoją decyzję. Przyznała matce rację, że pan Maciej nie był nikczemnikiem, ale co, gdyby dali się zwieść pozorom? Jak wtedy zdołaliby jej patrzeć w oczy?

- Dorośnij, Katy - stwierdziła dosadnie Staszkiewiczowa, powstrzymując wybuch córki. - Nawtykano ci do głowy te bzdurne hasełka o niezależności, demonizując mężczyzn, a zapominasz, że ci mężowie boją się silnych kobiet. - Profesorowa wzięła oddech i kontynuowała: - Wybraliśmy ci mężczyznę doświadczonego, niegwałtownego, inteligentnego. Człowieka postępowego, ale stanowczego, sądząc, że zdoła przypiłować nieco twój ostry charakter, skoro nam się nie udało, ale który nie złamie twojego ducha. Zanim podjęliśmy ostateczną decyzję, papa zasięgnął języka i owszem, w niektórych kwestiach z ordynatem nie sposób było się zgodzić, ale od początku widzieliśmy w tym mariażu szansę dla ciebie na szczęśliwe życie. Ty, zdaje się, mimo początkowej niechęci, rozkochałaś w sobie męża tak mocno, że ten gotów jest nosić cię na rękach. Czy nadal uważasz, że wyrządziliśmy ci szkodę?

Przez głowę Katarzyny przeszły wszystkie te odważne kobiety, których ojcowie wspierali w ich aspiracjach do studiowania na zagranicznych fakultetach, które same dokonywały wyboru męża. Kobiety nowoczesne, żyjące w zgodzie ze sobą. Pierw miała ochotę wykrzyczeć, iż chciała być taka jak one, ale czuła, że poległa w tej walce. Matka, wychowywana do roli żony podległej mężowi i tak niczego by nie zrozumiała, jedynie dokładała jej pouczającego wykładu.

Hrabina, ucinając dalszą rozmowę, która byłaby bezcelowa, uniosła się z materaca, a wtedy poczuła nagłą słabość w ciele i zawroty głowy. Zmartwiona Staszkiewiczowa w porę przytrzymała córkę za ramię.

- Co ci, dziecko?

- Nic to. Czasem mi się zdarza... - wysapała, biorąc parę głębszych oddechów. - Za chwilę przej...

Nie zdążyła dokończyć, bo treść żołądka podeszła jej do gardła i z przywiedzioną dłonią do ust, pobiegła do przyległego pokoju kąpielowego. Tam zwróciła dzisiejszą kolację, niewiele, zważywszy, że nie dopisywał jej apetyt.

Gdy doszła do siebie, odprowadzona przez matkę, położyła się na swoim łóżku, z wdzięcznością wdychając znajomy zapach krochmalu i lawendowego olejku, jaki rozpylano na poduchy.

- Niechże maman tak nie patrzy. Już czuję się znakomicie.

Poważna Staszkiewiczowa, która nie ściągała z córki uporczywego, badawczego spojrzenia, przysiadła się bliżej, by móc zajrzeć jej w oczy.

- Zadam to pytanie raz i oczekuję szczerej odpowiedzi.

- Proszę pytać - odparła niepewnie, zdumiona postępowaniem matki.

- Czy żyjecie z hrabią jak mąż z żoną?

- Ależ maman! - Katarzyna poderwała się na materacu, płonąc ze wstydu.

Hrabina nie odpowiedziała i nawet gdyby czuła się dobrze, nie zamierzała się zwierzać z tak intymnej sfery życia, zwłaszcza, że matka poskąpiła jej wiedzy na tematy pożycia małżeńskiego.

Brak odpowiedzi wystarczył, aby profesorowa wysnuła własne wnioski. Jej twarz w mgnieniu oka się rozpromieniła i z zachwytu klasnęła w dłonie.

- Ależ Katy, tu się nie ma czego wstydzić, tylko trzeba radować!

Gdy Katarzyna lustrowała rodzicielkę wzrokiem z wyrazem zdumienia na bladej twarzy, Staszkiewiczona westchnęła i machnęła na córkę ręką.

- Dieu, mon Dieu! Moja droga, Katy! Spodziewasz się dziecka!

Wieść spadła na młodą Borowską jak grom, przygniatając ją ciężarem odpowiedzialności i niewypowiedzianych obaw. Zamrugała, długo wpatrując się w jeden punkt na twarzy matki, aż obraz się zamazał. Zaszumiało jej w głowie i znów miała wrażenie, że zaraz zwymiotuje, tym razem z nerwów.

- Oh, córciu. Dumam, że nie muszę ci już niczego tłumaczyć... - zaszczebiotała radośnie pani Elwira, sama lekko czerwieniejąc na policzkach.

Zaskoczona dziewczyna w pierwszym odruchu pochyliła głowę, dotykając drżącą dłonią brzucha, który być może być ostatnio nieco wypuklejszy niż zwykle, ale Katy myślała, że to z powodu zbliżającej się comiesięcznej przypadłości, a które zbyt długo się nie pojawiało. Gdy dotarła do niej ta przykra prawda, poczuła jak do oczu cisną jej się łzy i to wcale nie było wzruszenie matki oczekującej narodzin upragnionego dzieciątka.

- Nie płacz, dziecko. - Pogładziła czule policzek Katy. - Niechże ino się papa dowie! Oszaleje! Zapewne hrabia także się jeszcze nie domyśla... Co za szczęście nam dzisiaj sprawiłaś! Grâce à Dieu!

- Nie, mamo! - zaprotestowała, połykając gorzkie łzy, które bała się przy matce ujawniać, nie chcąc zostać posądzona o niewdzięczność.

Profesorowa wybałuszyła oczy, ale okazując zrozumienie dla niedoświadczonej w tej materii dziewczyny.

- Nie mówmy dziś. Oznajmię to hrabiemu przy stosownej okazji. Zgódź się, maman.

Pani Elwira przytaknęła i nakazała córce odpocząć. Zadowolona, że wcześniej zaorderowana służbie posprzątać i wywietrzyć panieński pokój córki, aby móc dzisiaj osobiście jej doglądać. Mając na względzie dumę i upór Katy, Pani Elwira nie oczekiwała, że ta doceni jej pomoc.

Zeszła na dół, gdzie już czekał na nią zięć.

Jak się spodziewała profesorowa, hrabia słysząc o nagłym ataku migreny, spełnił kolejny kaprys żony i zgodził się, aby nie wracała do ich mieszkania. Pomimo sprzeciwu teściowej, zajrzał do niej, odziany już w płaszcz podróżny.

Katy leżała na łóżku, więc natychmiast znalazł się przy niej.

- Słyszałem od maman, że zaniemogłaś, najdroższa. Będzie lepiej, jeśli zostaniesz tu na noc. Po śniadaniu poślę po ciebie Maurycego.

- Tak ci to przedstawiła? - zapytała z nutą ironii, na którą czujny Maciej zmrużył oczy. ­- Owszem, rozbolała mnie głowa - dodała, aby go uspokoić.

Ordynat ucałował obie dłonie żony w geście pocieszenia.

- Jeśli czujesz się tu obco pod obecność Fryderyka, natychmiast cię stąd zabiorę, ma douce.

Katy pokręciła głową, ale na myśl, że tę noc będzie spędzić samotnie, wykrzywiła usta w podkówkę.

- Też nie chcę cię zostawiać, moja miła.

- Wracasz do naszego mieszkania, Maciejku?

Maciej uśmiechnął się kącikiem ust. Nawet w chorobie Katerina nie traciła czujności.

- Pierw mam pewne sprawy na mieście. Bywaj zdrowa. - Ucałował żonę w czoło na pożegnanie, nim Katy zdążyła wymusić na nim pełniejsze wyjaśnienia.

***

Nocą Katarzyna leżała w łóżku sama, bez męża i zastanawiała się, czy sprawy Macieja mają związek z wiadomością, jaką otrzymał. Dokładniej zaś przeanalizowała w głowie to jak mogło dojść do poczęcia dziecka, skoro starała się zachować ludowe środki zaradcze, o których rozmawiały podkuchenne w Siedlcach, a których szepty podsłyszała. Przewracała się z boku na bok, aż uznawszy, że jest zbyt pobudzona na sen, wstała ostrożnie i zaciągając na ramiona peniuar, udała się do kuchni po wodę.

Mijając gabinet, wpadła wprost na Fryderyka, który zatoczył się do tyłu, a fryzura, obruszona na bokach lekkimi prześwitami siwizny, opadła mu kilkoma pasmami na zaczerwienioną, spoconą na czole twarz. Dopiero, gdy przyświeciła lampą gazową korytarz zauważyła, iż przed nimi biegła młoda pokojówka, której imienia Katy nie zdążyła poznać. Już ona się postara, by na długo nie zagrzała tu miejsca...

Zacisnęła usta w wąską linię, mierząc brata pogardliwym spojrzeniem. Nawet z tej odległości doszła hrabinę woń alkoholu i niedawno wypalonego cygara.

- Gdybym nie znał twej słabości do sennowłództwa, uznałbym, że myszkujesz, droga siostro... - Uśmiechnął się krzywo i jak szeroko rozstawił francuskie drzwi do gabinetu profesora, przecinając ciszą uśpionego domu głośnym szuraniem.

- Wstydź się. Na górze śpią twoi synowie...

Zignorował przytyk Katarzyny. Przytknął pijacko palec do ust i zniknął w głębi pomieszczenia, przytrzymując się jedną ręką framugi drzwi.

Nieświadomie podreptała za nim, obserwując jak z barku wyciąga kolejną szklankę i nalewa do niej świeżej starki, choć na dębowym biurku stała już taca z brudnymi naczyniami, zapewne pamiątki po wizycie pokojówki.

- Skoro już tu jesteś, wykorzystajmy tę okazję na miłą pogawędkę - zaproponował mężczyzna i rozsiadł się wygodnie w fotelu.

Tego swobodny ton nijak się miał do wyniosłej, dominującej postawy i surowego spojrzenia, którym nie pozostawił dziewczynie wyboru.

Jakby nigdy nic, wyjął z szuflady humidor z cygarami i nim Katy zdążyła zareagować, zapalił jedno, zaciągając się ostrym dymem, którym Katarzyna zaczęła się dusić i musiała głośno odkaszlnąć.

Widok topiącego smutki w alkoholu dziedzica rodu Staszkiewiczów, siedzącego niedbale za biurkiem ojca, który całe swe życie oddał pracy u podstaw, by dać im godne życie, wywoływał w Katarzynie jednocześnie złość i smutek. Tego pierwszego nosiła jednak w sobie znacznie więcej, zatem nie mogąc się zdołać na współczuje, syknęła z jadem:

- Pierw doprowadź się do porządku.

- Siadaj! - ryknął, uderzając otwartą dłonią o blat.

Spłoszona dziewczyna zatrzepotała rzęsami i niesiona przemożnym lękiem, jaki wokół siebie roztaczał, a który przenikał ją do kości, klapnęła na krzesło.

Zdawało jej się, że przez moment w jego tępym spojrzeniu dostrzegła skuchę, aż znów nie przywdział na siebie maski obojętności. Chwilę obserwowała jego napiętą, skrytą w półmroku twarz, na której odblask z lampy kładł upiorne cienie.

Katy musiała przyznać, iż mimo dzielącej ich różnicy wieku nadal uchodził w towarzystwie za przystojnego mężczyznę. Gdyby częściej używał uśmiechu i nie częstował rozmówcę tą odpychającą, wiecznie poważną miną, mógłby zaskarbić sobie serca nie tylko swej siostry, ale kilku innych dam. A może właśnie w tym tkwił problem Fryderyka, iż jego nastrój bywał skrajnie różny i niekiedy trudny do odgadnięcia, czego nie mogła znieść Cecylia?

Teraz, gdy poznała co to miłość mężczyzny, była niemal pewna, iż Fryderyk nie kochał tej kobiety tak, jak hrabia ją. Mimo to, widząc go w rozpaczy po stracie żony, nie mogła nie odnieść wrażenia, że zwykle niezłomny, dumny prawnik był na skraju załamania. Czyżby tamta kobieta znaczyła dla niego więcej, niż sam chciał przyznać? Nie bez zażenowania musiała przyznać, że w kwestii uczuć bywała do Fryderyka całkiem podobna.

- Cierpisz, Fryderyku - wyznała ze ściśniętym sercem. - Żal patrzeć na ciebie, drogi bracie...

Staszkiewicz przełknął gorycz, ale ani na moment jego głos nie zadrżał.

- Pozwól, że ci przypomnę, Katarzyno, iż oboje znajdujemy się w dość osobliwej sytuacji.

- O czym ty mówisz, Fryderyku?

Prawnik, zagryzając w zębach rozżarzone cygaro, kolejny raz zajrzał do biurka i wyjął z niego teczkę, a w niej spisaną przez niego, a poświadczoną przez notariusza, umowę małżeńską. Katy nie pamiętała, czy składała podpis na jakimś dokumencie, wiedziała zaś, że sprawami majątkowymi zajmował się Fryderyk, bo z racji pełnionej funkcji, najlepiej się na tym znał. Ufała, że należycie zadbał o jej interesy. Poza tym w świetle prawa zaborcy była jeszcze niepełnoletnia, choć zdolna do małżeństwa, zatem poza powierzeniem pełnomocnictwa, zarząd nad tymi sprawami pełnili jej opiekunowie.

- Patrzysz jak wół na malowane wrota. Czyżby szanowny wicehrabia nie dotrzymał danego mi słowa i nie zapoznał cię z zapisami umowy?

- Nie, oczywiście, że zapoznał - przyznała, choć kłamstwem było, że w pełni przedstawił to, co reprezentowała.

Hrabina odebrała od brata dokument, po czym odczytała na głos.

Maciej hr. Maurycy Borowski, Kawaler i Katarzyna Anna Staszkiewicz, Panna mają zamiar zawrzeć z sobą związek małżeński na co stawaiący ich Rodzice zezwalaią, a na przyszłość urządzaią, że majątki przez niedoszłych małżonków przed obchodem związku małżeńskiego posiadane, stanowić będą wyłączną każdego z nich własność, to zaś co przybędzie w czasie pożycia małżeńskiego przez spadek, z dorobku, nabycia dóbr ruchomych i nieruchomych, pracy, procentów, przez los lub darowiznę, stanowić będzie każdego z niedoszłych małżonków wyłączną osobistą własność. Zarząd i Administracya powyżej wyrażonym maiątkiem do przyszłeyo małżonka Macieja hr. Maurycego Borowskiego należeć będzie."

Gdy kontrolnie wejrzała na brata, ten skinieniem dłoni kazał jej czytać kolejny fragment.

Jan Konstantynowicz Staszkiewicz na wyposażenie swey córki Katarzyny Anny Staszkiewicz daje w gotowiźnie i wyprawie rubli srebrem dwa tysiące i przedaje nieruchomość przy ulicy Kruczej w Warszawie, której jest jawnym z wykazu hipotecznego właścicielem, wartą w sumie rubli srebrem osiemdziesiąt tysięcy, a obciążoną pożyczką Towarzystwa Kredytowego w sumie rubli srebrem dziesięć tysięcy, które to sumy wynoszące rubli srebrem dziewięćdziesiąt dwa tysiące Maciej hr. Maurycy Borowski z rąk Jana Konstantynowicza Staszkiewicza odebrał, w uroczystey formie prawa kwituje i takową sumę posagową Maciej hr. Maurycy Borowski przyszłey swey Małżonce Katarzynie Annie Staszkiewicz na całym swoim maiątku zabezpiecza. Przyszłey mąż, a Kupujący zobowiązuje się pożyczkę spłacać w ratach i terminach właściwych zaspokajać i objąć pod zarząd nieruchomość z wyraźnego Przyszłey swey Małżonki umocowania, pod warunkiem składania procenta z przychodów. Żonie służy użytkowanie całego majątku nieposagowego, lecz nie może zbywać go ani stawać w sądzie ze względu na ten majątek, bez upoważnienia męża, lub, w razie jego odmówienia, bez pozwolenia Sądu".

Katy kilka razy odczytała wskazane przez brata wersy, jednakże prawniczy bełkot, z jakim na co dzień się nie stykała, nie ułatwił jej zrozumienia z czymże owe zapisy się wiążą.

- Czytaj dalej... - nakazał, ale Katarzynę gula stanęła w gardle.

Wyrwał więc dziewczynie dokument i sam donośnym, tubalnym głosem odczytał.

Narzeczeni oświadczają: że na wypadek wcześniejszej śmierci przyszłeyo męża, pozostałej przy życiu współmałżonce przysługuje wypłacenie w całości zabezpieczonego maiątku posagowego, dożywotnie użytkowanie obranej przez siebie ruchomości ordynacyjnej i zarząd nad maiątkiem zmarłeyo męża, aż pełnoletniości dojdzie naturalny, pozostawiony dziedzic. Na wypadek bezdzietnej śmierci męża, pozostała przy życiu współmałżonka żadnych innych praw spadkowych mieć nie będzie. Całość z pozostałego maiątku przejdzie na własność najbliższych krewnych wstępnych, a zarząd nad maiątkiem przejmuje rada familijna do czasu obrania nowego ordynata. Zaś w razie rozpadu małżeństwa niepowodowanego śmiercią jednego ze współmałżonków lub pozostawienia potomstwa bez męskiego spadkobiercy, Przyszłey Mąż zobowiązuje się zwołać radę familijną, na której obrany zostanie nowy ordynat, zaś wstępni zmarłego obowiązują się wypłacić na rzecz pozostałych spadkobierczyń posag w jednej czwartej pozostawionego maiątku, dzieląc po równe części, a małżonkom dożywotnie prawo do rezydentury w siedzibie ordynacyjnej."

Katy, która nie do końca pojmowała, co też próbuje jej przekazać Fryderyk, spojrzała na brata z przestrachem, aż ten westchnął ociężale, ale przyzwyczajony do podobnych reakcji, wyjaśnił na spokojnie:

- Ja nie mam dziedziców, a ty jeśli nie zdołasz dać hrabiemu syna, hrabia straci ordynację, a ty powidoki na majątek hrabiego po jego śmierci. Zostaniesz z zadłużoną kamienicą, jeśli hrabia nie zdoła jej w porę spłacić...

Katy ścisnął się żołądek, ale bardziej z powodu lodowatego uśmiechu, jaki zaczaił się na ustach Fryderyka niż wizji, iż może zostać pozbawiona wygód i zabezpieczenia finansowego. Czuła się, jakby jej brat skrycie życzył jej nieszczęścia, a z tym nie mogła się pogodzić, bo nawet jego osobiste cierpienie tego nie usprawiedliwiało.

- Być może nie będziemy musieli już długo na to czekać. - Katy umyślnie, ale bez zadowolenia, pogładziła się po brzuchu.

Uśmiech Fryderyka zgasł tak szybko jak się pojawił. Zamrugał, zbity z tropu, a gdy chrząknął, jego twarz straciła nieco z pewności siebie.

- Winszuję, siostro. Jeszcze do niedawna sądziłem, że zapieczętowałaś trwale swoją cnotę...

- Nie bądź wulgarny! - zaprotestowała ostro.

- Wybacz, zapominam, że mam do czynienia z damą - zakpił.

Katy wstała, nie mając ochoty znosić dłużej jego humorów.

- Ciesz się, Fryderyku, że nie widzi cię maman. Byłaby tobą mocno rozczarowana... A może już jest, skąd jej chmurny nastrój.

_____________________________________________

Bluszcz - Tygodnik dla kobiet

Wanda Żeleńska -

persona non grata

ma belle soeur (fr.) - w wolnym tłumaczeniu "moja piękna siostro".

Dieu, mon Dieu (fr.) - Boże, mój Boże.

Grâce à Dieu (fr.) - Dzięki Bogu.

zaorderować (daw.) - wydać polecenie.

ma douce (fr.) - moja słodka.

sennowłództwo - lunatykowanie.

_____________________________________

Hej kochani!

Wybaczie, ale przypisy uzupełnimy za chwilę.

Tymczasem po długiej przerwie zapraszamy Was na nowy rozdział!

Niczego nie bedziemy zdradzać, zaś niecierpliwie czekamy na Wasze reakcje!

Wasze,

E&P

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top