XIV

Błysk flesza aparatu Estmana oślepił ją białym światłem, tak, że musiała pomrugać parę razy, aby odzyskać ostrość widzenia.

W końcu wróciła też do niej jasność umysłu i przypomniała sobie, iż znajdowała się w warszawskim zakładzie fotograficznym na Erywańskiej. Mężczyzna o smukłej budowie i idealnie wypielęgnowanych wąsach na modę francuską, uśmiechał się do Katy zachęcająco zaraz po wykonaniu próbnej fotografii.

- Uprzejmie proszę szanowną panią hrabinę o podniesienie podróbka trochę wyżej... teraz lekko w prawo. Tak. Doskonale - instruował cierpliwie.

Katy siedziała w wystudiowanej już wcześniej pozie na krześle, eksponując przed sobą okazały bukiet kwiatów, należący do mistrza aparatu. Starała się jak najmniej oddychać, aby następne zdjęcie wykonane zostało już bez poprawek. Wcześniej upierał się, że to żona powinna stać za mężem, ale szczęśliwie hrabia nie zamierzał nawet na zdjęciu siedzieć, kiedy kobieta stała.

- Łaskawy pan raczy teraz położyć swą dłoń na ramieniu małżonki. Postawa sztywna, wyprostowana. Głowa lekko w bok, à la perfection. Proszę, nie uśmiechamy się. Powaga.

Maciej z trudem panował nad sobą. Kiedy oznajmił Katji przez panią Ofkę, iż czeka ich dzisiaj obowiązkowa wizyta u fotografisty, jego żona uparła się, że drugi raz sukni ślubnej nie włoży. Odesłała mu ją nawet przez Halę, aż w nim się zagotowało.

Kiedy jednak zeszła po śniadaniu, które na złość jemu zjadła sama w sypialni, ujrzał, iż zdecydowała się na kremową suknię, odcinaną w pasie, z długimi rękawami i białym kwiatem wpiętym we fryzurę. Ślubny welon Hala trzymała w dłoniach, zapakowany w pudełku. Odetchnął z ulgą, że obeszło się bez awantury i mogli razem udać się do zakładu, gdzie obsłużono ich bez kolejki, bo już dawno fotograf był opłacony z góry.

Teraz, gdy miał ją na wyciągnięcie ręki w tym niewinnym wydaniu, ze ślubnym woalem we włosach, myśli hrabiego skupiały się wyłącznie na Katy. Ułożył delikatnie dłoń na materiale sukni, żałując, iż wysoki kołnierz zakrywał każdy kawałek jej skóry, której nie mógł dotknąć. W duchu klął na damską modę.

Oboje przywdziali na twarzy powagę i dostojeństwo, kiedy fotograf wykonał kolejne, tym razem, w jego przekonaniu, idealne zdjęcie pary małżeńskiej na sztucznym, ręcznie malowanym tle.

- Voila! - wykrzyknął ukontentowany i pogładził palcem wąsa.

Maciej nie od razu zabrał rękę, a Katy odetchnęła głęboko, gdyż jeszcze chwila, a omdlałaby na jego oczach. Poruszyła się niespokojnie na krześle, czując na sobie męskie spojrzenie, ogniste, które chciało ją całą strawić.

Wstała szybko, wyzwalając się spod palącego dotyku. Poprawiła fałdy koronek sukni i niezauważalnie wytarła o materiał spocone dłonie. Uniosła dumnie wzrok i uśmiechnęła się w zakłopotaniu.

- Dziękujemy za usługę - rzekł z grzecznością hrabia, nakładając na głowę filcowy kapelusz.

Katy opuściła atelier pierwsza, zostawiając szczegóły odbioru fotografii w gestii Macieja. Z rozrzewnieniem wróciła wspomnieniami do ściany salonu willi na Alei Róż, na której wisiały dagerotypy jej dziadków i rodziców. Poczuła tęsknotę tak dotkliwą, że mogłaby ją złamać na pół jak łodygę, którą to z resztą przypominała w tym secesyjnym kroju sukni.

Taki smutny nastrój towarzyszył jej jeszcze w trakcie drogi Marszałkowską, że nawet nie usłyszała jak mąż zaproponował jej spacer po Ogrodzie Saskim, który przybrany w jesienne barwy zwykle mocno ją urzekał swym pięknem.

Maciej przyjrzał się swojej hrabinie dokładnie, czekając za odpowiedzią, ale jedynie pokręciła głową. Westchnął zawiedziony, gdyż liczył, że spacer parkowymi alejkami da mu okazję do przyjemniejszych chwil z Katją. Dziewczyna jednakże dzisiaj była wyjątkowo milcząca i niedostępna jak bastylska twierdza, że tym bardziej chciał przełamać jej opór, dobierając do tego odpowiednie środki.

Gdy na niego nie patrzyła, korzystając, że jechali dorożką z podniesioną budą, snuł o niej sennie marzenia, choć jej piękna twarz ledwie wystawała znad dużego kapelusza. Tęsknił do jej ciała, gładkiego, delikatnego i do jednego, cieplejszego spojrzenia, którym go obdarzyła pierwszej nocy, a które nieustannie go dręczyło. Wszelkie jednakże bardziej subtelne, czy nachalne próby uwiedzenia żony pełzły na niczym. Odtrącała go, a on tym mocniej, wbrew zasadom, wbrew wszystkiemu, chciał jej udowodnić jak bardzo jej pragnie.

Widzieli się ledwie raz w ciągu dnia, jeśli łaskawie zechciała zjeść z nim posiłek. Początkowo krew w nim wrzała na takie lekceważenie, ale zmuszać do jadania z nim jej nie chciał, choć parokrotnie stał pod drzwiami, aby choćby siłą sprowadzić ją do stołowego. Uznając jednak, iż do wszystkiego musi dojrzeć, dał jej czas, noc po nocy.

Cicha i zamyślona Katerina nie była dla Macieja towarzystwem, którego, by sobie życzył w drodze. Nielicho bardziej wolał już jej dąsy i bunty, byle tylko zwróciła na niego uwagę.

Zechciał wnet poznać przyczynę jej smutku. Ujął jej dłoń w swoją, ciesząc się chwilowym ciepłem, przemijalnym jak więdnąca róża.

- Martwi cię coś, Katjo?

Katarzyna uniosła podbródek, wyrwana ze swych myśli. Spojrzała na Macieja zamglonym spojrzeniem. Kiedy zauważyła, że nadal delikatnie głaskał zewnętrzną część jej dłoni, wysunęła ją i złożyła na podołku.

- Też coś... - Katarzyna zaśmiała się teatralnie.

Jak hrabia śmiał pytać, skoro to on stał się powodem jej wszystkich tragedii, jak również tej melancholii, która zrodziła się w jej sercu.

"Pan pytasz z rozsądkiem, czy kpisz?", pomyślała. Zanim jednak zdążyła odpowiedzieć, Maciej stuknął laską, a flakier zatrzymał konia.

Ordynat wyskoczył z pozostającej jeszcze w biegu dorożki i doszedł do młodej, skromnie ubranej kwiaciarki, kręcącej się po Placu Bankowym. Wręczył zaskoczonej młódce równowartość w rublach i zabierał od niej wszystkie kolorowe chryzantemy, jakie miała.

Wskoczył z powrotem do dryndy, podając bukiet zaskoczonej żonie.

Katy łzy zbierały się w oczach, ale nie wzruszenie nią powodowało, co złość. Odebrała róże i wbrew sobie, chwilę wdychała ich miły zapach, oglądając delikatne, podłużne płatki.

Dorożka przyśpieszyła, a dziewczyna umyślnie wyrzuciła je przez ramię. Nie minęła sekunda jak zniknęły pod końskimi kopytami i kołami powozu, które przejechały po nich, kończąc ich krótki żywot.

Tak było ich jej żal, że Katy zakryła dłońmi twarz i wybuchła płaczem.

- I na cóż teraz twe łzy? - zapytał lekko poirytowany hrabia Borowski.

Katy dalej zalewała się rzewnymi łzami, dając się ponieść słabości.

Mina hrabiego zrzedła i poczuł ukłucie w dołku. Wiedział, że choć Katja okazywała mu swą wrodzoną złośliwość na każdym kroku, jej zachowanie nie było wymierzone w niego, a powodem napięć, które w środku ją szarpały, a czego uparcie nie chciała mu wyjawić. Nie był obojętny na łzy dziewczęce, ale rozumiał, że nie przyjęłaby jego pocieszenia, nawet gdyby próbował ją objąć.

Kazał zawrócić dorożkę, ale Katy nawet się nie zorientowała, pochlipując cicho od czasu do czasu, aż zupełnie się uspokoiła i wyprostowała, czerwona na twarzy od płaczu i wstydu.

Przetarła oczy, gdy dotarło do niej, gdzie są. Dobrze poznała żeliwne ogrodzenie, zakończone grotami i furtę wychodzącą na krótki chodnik, prowadzący prosto na ganek jej rodzinnej wilii projektu Józefa Hussa.

Był to otoczony zielenią, piętrowy budynek o kwadratowym korpusie, zwrócony frontem do Alei Róż z elewacją w stylu florenckiego renesansu, gankiem z doryckimi kolumnami oraz własną wozownią i osobną bramą dla pojazdów konnych.

Maciej domyślając się, iż tego typu rzewliwość mogły wywołać u młodej kobiety tylko dwie rzeczy: niespełniona miłość albo tęsknota za rodziną, postanowił ulżyć jej w cierpieniu.

- Papa, maman! - Katy nie czekając na pomoc, wysiadła sama z powozu.

"Mój dom kochany!", wykrzyknęła radośnie w duchu.

Podwinęła suknie w dłoniach, ukazując nieprzystojnie ażurowe pończoszki, gotowa ruszyć biegiem przez ogród by darować rodzicielom ich wszelkie winy, byle tylko znów móc się wtulić w ich bezpieczne ramiona.

Na jej twarzy zaświecił uśmiech, jak słońce po wieczornej burzy letniego dnia. Szła szybkim krokiem, ciągnąć u dołu spódnicę sukni. Nie mogła się doczekać chwili, aż zobaczy ponownie twarz ojca i poczuje znajomy zapach matki.

Wtem ujrzała jak białe frontowe drzwi otworzyły się i stanął w nich Karol, który jedną ręką zamaszyście je zamknął, po czym zbiegł z siedmiu niskich stopni.

Jej serce urosło na jego widok, że już chciała go serdecznie powitać, myśląc, że z radością wylądują sobie w ramionach, ale ten pogrążony w sobie, szedł ze spuszczonym wzrokiem.

Przystanęła nagle, aż przekrzywił jej się kapelusz a serce zabiło jej szybciej z powodu trwogi, którą poczuła.

W dzieciństwie ona i Karol, zanim z uwagi na różnice płciowe ich drogi się rozeszły, często byli brani za bliźniaków, bo dzieliło ich zaledwie rok różnicy. Był taki czas, kiedy potrafiła wyczuwać jego podłe nastroje, jakby faktycznie wyszli razem z łona matki.

Teraz odczuła podobny niepokój i dokładnie zlustrowała go spojrzeniem. Przyjrzała się jego zgarbionej postawie, rozchełstanej koszuli, pod którą nie miał ubranej kamizelki a jedynie trzymał przewieszoną przez ramię marynarkę. Jego smutnym oczom, lekko zaczerwienionym policzkom i pulsującej żyje na jego twarzy, jakby wykonał olbrzymi wysiłek.

Maciej, który stał przy dorożce, z uwagą obserwował przebieg wydarzeń, a te jego zdaniem, jeszcze chwilę temu musiały być niezwykle intensywne, bowiem aż nosem poczuł swąd niedawnej kłótni.

- Lolek? - Zagadnęła wesoło Katarzyna, będąc pewną, że za chwilę przeszedłby obok, kompletnie jej nie zauważając.

Karol podniósł podbródek i aż otworzył usta. Nie zdołał wykrzesać z siebie słowa, bowiem widok Katy wprawił go w osłupienie.

Nie spodziewał się ujrzeć siostry. Nie w tak eleganckim stroju pięknej, młodej i dumnej hrabiny, kiedy sam wyglądał nieświeżo i pachniał rynsztokiem.

- Karolku... - powtórzyła ordynatowa, ale głos jej się załamał i przywarła kurczowo do brata, obejmując rękoma, jakby dzieliły ich miesiące od wcześniejszego spotkania.

Młody Staszkiewicz stał sztywno, i choć odwzajemnił uścisk, szybko go przerwał, jakby sprawiał mu ból.

- Lolciu... Co ci... co? - spytała, ale ujrzała w drzwiach Fryderyka.

Instynktownie się zjeżyła i wyprostowała, jakby wyczekiwała, aż starszy brat zaraz do niej podejdzie i poczyni jej jakąś kąśliwą uwagę.

Wejrzała pierw na Karola, który patrzył na ich brata z zaciśniętą szczęką, jak gdyby miał ochotę zrobić mu krzywdę. Potem na Fryderyka, który nie był mu dłużny. Mierzyli się na spojrzenia, tocząc niemą bitwę jak dwaj żołdacy na froncie z wycelowanymi w siebie bagnetami.

Czując uścisk dłoni na ramieniu, Karol obejrzał się z powrotem na Katy. Jego przekrwione oczy długo spoglądały na nią z zapamiętaniem, jakby widzieli się po raz ostatni i przerażona hrabina także czuła, że się z nią żegnał.

Na odchodne pocałował siostrę w czoło i szepnął:

- Bywaj zdrowa, siostro.

Katy chciała go powstrzymać, ale nogi zrobiły jej się ciężkie jak z ołowiu i nie chciały jej posłuchać.

- Karol! Karolu! - zawołała za bratem, ale się nie zatrzymał.

Młody Staszkiewicz przeszedł obojętnie obok hrabiego, nie wymieniając z nim ukłonu, bo nawet nie miał okrycia głowy, a gdy ich spojrzenia się skrzyżowały, oczy Karola na krótko rozbłysły gniewem.

Katy, otrząsnąwszy się z pierwszego szoku, chciała biec za nim, ale dłonie hrabiego pociągnęły ją do siebie. Poczuła, że zderza się delikatnie z twardym, męskim torsem.

- Chodźmy, Katerino. - Słowa hrabiego były stanowcze, ale spojrzenie łagodne. - To nie jest odpowiedni czas na wizyty - rzekł, patrząc kątem oka jak wzburzony Fryderyk Staszkiewicz znika za drzwiami.

Pomógł oszołomionej żonie wsiąść do dorożki, po czym udali się prosto na Krakowskie Przedmieście. Przez całą drogę hrabia trzymał Katję za lodowatą rękę na wypadek, gdyby w jej umyśle urodził się pomysł, by wyskoczyć z dorożki.

***

Na drugi dzień Katarzyna prawie wcale nie opuszczała swojego pokoju. Mało jadła, mało też spała, wciąż rozpamiętując scenę, jaka wydarzyła się na jej oczach w rodzinnym domu. Nie mogła pojąć, dlaczego to miejsce, które zwykło kojarzyć jej się z domowym ciepłem i hermetyczną wręcz bliskością jej członków, nagle zamieniło się w zasnuty mrokiem zamek wykuty z lodu, choć nawet nie spadł jeszcze pierwszy śnieg. Czyżby od zawsze stał na glinianych nogach, a ona tego nie dostrzegała?

Katarzyna popadła w głęboką chandrę. Ten stan niedyspozycji nie był dla pani Ofki nadzwyczajny, gdyż młode żony, znudzone gospodarzeniem domowym, często i nagle na nią zapadały, byle migać się od obowiązków. Cierpiała dusza Katy, ale też dom, którym nie miał się kto zająć i wszystko spadło na biedną służbę, której, wbrew pozorom, w tym skromnym mieszkaniu nie było wcale dużo. Raptem dziesięć osób, wliczając stróża, ogrodnika, furmana z parobkiem i dostawców z pobliskiej piekarni.

Najwięcej pracy miała oczywiście Hala, "dziewczyna od wszystkiego", która pełniła rolę podkuchennej, garderobianej i praczki oraz robiła to, co akurat zażyczyła sobie ta "stara suka", jak nazywała panią Zofię. A, że praca nie paliła jej się w rękach i lubiła po kątach marnotrawić czas, pani Zofia, hołdująca zasadzie, iż "pozbawiona zajęcia służba popada w nałogi lub nieobyczajne prowadzenie się", wbrew wiedzy pani, dokładała niewdzięcznemu dziewuszysku zadań, o co panna Halina posądzała hrabinę i zaczynała jej szczerze nienawidzić.

Być może dlatego coraz śmielej zaglądała w oczu panu, gdy podawała do stołu lub to niby przypadkiem otarła się ramieniem o jego bok. A że często jadał sam, bez asysty swej żony, Halina miała pełne pole do popisu, by kusić hrabiego swoimi niewieścimi wdziękami.

Hrabia starał się, co prawda, pozostać obojętny na zaloty, zakładając to na karb młodego wieku, ale czasem i jemu zdarzyło się z ciekawości, a trochę też z nudy odwzajemnić jej spragnione spojrzenie. Dopóki jednak nie narzucała mu się nachalnie, postanowił jej nie oddalać, szukając niejako w niej szpiega, który donosił mu co słychać u Katji.

Maciej zmartwił się, gdy Katerina zamknęła się w pokoju na cztery spusty i nie chciała nikogo widzieć. Zapukał nawet, ale usłyszał przez drzwi jej stanowczy ton.

- Proszę... Proszę mi nie przeszkadzać! Nie czuję się najlepiej...

Więcej od niej nie usłyszał, więc zaraz po kolacji, późną porą, wrócił do pokoju, który od kilku dni zajmował, a w którym dalej spodziewał się ujrzeć leżącą na łóżku suknię ślubną Katy. Pamiętał, jak gładził w palcach delikatny muślin, jakby to była jej skóra.

Ale zamiast tego ujrzał Halę, stojącą przed olbrzymim lustrem w starej, pozłacanej ramie i przymierzającą uroczystą suknię jego żony. Pod wpływem szoku zatrzymał na dziewczynie wzrok.

Na Hali suknia nie układałaby się tak gładko jak na Katarzynie. Wręcz opinałaby ją w różnych, dziwnych miejscach, sprawiając, że wyglądałaby jak biała kiełbasa i hrabia odniósłby wrażenie, że za chwilę by pękła.

Halina z wrażenia zamarła i upuściła na podłogę drogi materiał. Zdumienie przemieniło się w strach i w jej oczach zaświeciły łzy. Bała się gniewu pana i tego, że przez swą lekkomyślność straci posadę.

Padła przed hrabią na kolana.

- Ja... Niechże szanowny pan wybaczy! Ja nie chciała! Ja taka niemądra... Nie wiem co mi do łba strzeliło! Niechże mnie szanowny pan nie wyrzuca! Gdzie ją robotę znajdę?! - Rozpłakała się na dobre.

Łzy głębokimi tunelami drążyły jej policzki, szpecąc jej ładną buźkę i skapywały z brody. Wyglądała tak żałośnie, że hrabiemu zrobiło jej się żal.

Podniósł dziewczynę, trzymając lekko za ramiona.

- Dobrze już, dobrze. Niech Hala już nie płacze.

Hrabia nie miał jej za złe marzeń, a jedynie złościł się na jej biedę, wiedząc jak skrajne różnią się ich światy. Dumał ile lat musi jeszcze minąć, nim będą traktowani na pobodę.

- To zostanie między nami pod warunkiem, że odświeżysz suknię i ładnie wyprasujesz - rzekł chłodnym, władczym tonem, choć w duchu roześmiał się, że potrafił budzić w dziewczętach taki respekt. - Tylko uważaj z żelazkiem, bo na koszuli znalazłem już jedną dziurę. I na przyszłość, nie krochmal jej tak mocno.

Hala otarła mokre policzki i kiwnęła potulnie głową, a hrabia zatęsknił za takim widokiem, wyobrażając sobie Katerinę na jej miejscu.

- Będziesz mi posłuszna? - spytał cicho, choć sam nie wiedział kogo miał przed oczami.

Zamrugał i odsunął się, skonsternowany.

- A teraz idź sprawdzić co u mojej hrabiny.

Młoda służąca odwiesiła suknię z powrotem na szafę.

Hrabia starał się na nią nie zważać, uznając sprawę za zakończoną i nieświadomy jej obecności ściągnął z szyi krawat. Odwrócił się gwałtownie, słysząc płytki oddech.

Hala stanęła przy mężczyźnie w poufałej odległości, a powietrze momentalnie zgęstniało. Poczuł ciepło bijące z jej ciała i ciężar jej upojnego spojrzenia. Nie była skrępowana ani zawstydzona. Pragnęła go i była zupełnie świadoma tych uczuć.

- Potrafię być wdzięczna - rzekła, rozciągając usta w uwodzicielskim uśmiechu, a jej ręce sprawie odpinały kolejne guziczki koszuli.

Nie miała dziś na sobie roboczego fartucha.

- Pan hrabia poczuje jak bardzo wdzięczna potrafi być Halina Rytelówna...

Źrenice ordynata rozszerzyły się i przełknął z trudem ślinę. Gorzej było mu oddychać. Może nie czuł takiego podniecenia jak przy Katerinie, ale ta bezwstydna dziewucha na swój sposób była pociągająca, zwłaszcza, gdy rzucała mu ogniste spojrzenia i lubieżnie oblizywała wydatne usta, aż hrabiemu zaschło w gardle.

Panna Halina triumfowała w duchu. Czuła, że nadszedł ten ważny moment. Wreszcie wyczekała swojej szansy i nie zamierzała się wycofać. Tę chwilę hrabia spędzi z nią, zanim wróci do swej ponurej, kapryśnej żonki.

***

Nazajutrz hrabia wstał lewą nogą i rozpoczęte śniadanie celebrował w zupełnej ciszy. Sącząc poranną, czarną kawę z cukrem, zajęty był czytaniem "Przeglądu robotniczego", więc nie od razu usłyszał stukotu kobiecych obcasów o solidny, okazały parkiet.

Katja czuła się nieco lepiej i postanowiła śniadać razem z hrabią. Nie dlatego, że jakoś mocno zatęskniła za jego kompanią, ale było jej źle samej w ciemnym, zimnym pokoju i długo nie potrafiła wytrwać w samotności. Nie do końca świadomie zajęła nawet krzesło naprzeciwko męża.

Oczy hrabiego od razu rozbłysły, opromieniając jego ponurą do niedawna twarz, a jego ostre rysy wyraźnie złagodniały. Przywitał Katję niepełnym uśmiechem.

- Dzień dobry, moja droga.

- Dzień dobry - odpowiedziała twardo, niedbale, ale starała się być miłą.

Po wymianie rytualnych uprzejmości przy stole, do salonu weszła Hala z posiłkiem dla pani. Była jakaś sino-blada, przygaszona i miała mocno podkrążone oczy, co Katarzynę zaciekawiło, bo wyglądała, jakby pół nocy przepłakała w swojej skromnej izdebce.

- Droga Halu, dbasz o siebie? Pamiętaj, byś się nie przepracowywała - upomniała ją, obdarzając łagodnym uśmiechem, mając na względzie dobre stosunki ze służbą.

Panienka Halina dygnęła, zerkając przelotnie na pana domu, który udał, że jej nie dostrzega.

Katy chwilę przyglądała się jej zgarbionej sylwetce. Zauważyła, że obecność hrabiego ją peszyła. Ilekroć miała coś hrabiemu podać, ręce zaczęły jej drżeć i omal naczynie nie wypadło jej z ręki.

Hrabia także sprawiał wrażenie zakłopotanego i unikał jej spojrzenia jak ognia, choć kilkukrotnie wcześniej przyłapała go, iż patrzył służącej w oczy.

Katy nie była głupia i od razu pomyślała, że między tą dwójką musiało się coś wydarzyć. Ledwie po niespełna miesiącu od ich ślubu szanowny pan hrabia ordynat wyprowadził się do osobnego pokoju, poszukał pocieszania w ramionach służącej? Być może sama nieco przyspieszyła sprawę, odpychając pana Macieja, ale nie sądziła, iż wepchnie do jego łóżka inną!

Młoda hrabina poczuła kwaśny posmak w ustach i zachciało jej się wymiotować. Jedzenie smakowało jak trociny.

- Dobrze sie czujesz, kochanie? - spytał hrabia i szeroko otworzył oczy.

Ordynatowa zbyła go gestem dłoni, nie chcąc zdradzić się jeszcze ze swymi domysłami oraz tym, iż poczuła ciepło w sercu na dźwięk tkliwości w jego głosie, gdy nazwał ją tak czułym epitetem.

Hrabia zaś układał w głowie pewne fakty. Zmienne nastroje i poranne mdłości mogłyby zwiastować jedno i ku własnemu zdumieniu, nawet by się ucieszył, że poszło mu tak łatwo, gdyby nie przypomniał sobie, że nie zostawił w niej swojego nasienia. Ale nie żałował. Odetchnął z ulgą.

"Na dzieci przyjdzie czas", pomyślał z dumą. "Pewnie zemdliło ją z głodu", dodał w myślach, ale na wszelki wypadek zapytał:

- Chcesz, żebym zawiadomił lekarza?

- Nie trzeba. To towarzystwo mi nie służy - odparła gniewnie i hrabia wyczytał z jej oczu oskarżenie.

O co go tym razem posądzała? Już powoli zaczynał tracić rachubę w tej liście zawinień, jakie mu dopisywała i do cholery, dlaczego tak bardzo zaczęło mu to przeszkadzać? Nie chciał bowiem, by miała o nim złe zdanie. Ba! Pragnął zawładnąć jej światem i stać się mężczyzną godnym jej zainteresowania.

Hrabia, nie utraciwszy nadziei na miłą rozmowę, postanowił wykorzystać swą tajną broń. Użył dzwoneczka, a jego lokaj podał hrabinie na tacy kopertę.

- Cóż to? - Zamrugała ze zdumienia, bo ostatnio nie oczekiwała na listowną odpowiedź od przyjaciółki.

- Coś, co poprawi ci humor - wyjaśnił tajemniczo, a kąciki jego ust uniosły się w zadowoleniu.

Pewien był, że trafił ze swoim prezentem i nie mylił się, widząc jej minę, gdy trzymała w ręku bilety.

- Otwarcie Filharmonii Warszawskiej? - wydukała, czując w żołądku rój motyli.

Niemożliwością było zdobycie biletów, które rozeszły się w rekordowym tempie na kilka miesięcy przed uroczystością inauguracji. Katarzyna nawet nie śniła, by się tam pojawić.

- Mam nadzieję, że ucieszy cię również wiadomość, iż dożywotnio posiadam dla nas miejsce na balkonie. Będziesz mogła słuchać koncertów Paderewskiego jak często sobie zażyczysz...

Katja uniosła oczy na hrabiego i pierwszy raz od bardzo dawna popatrzyła na niego bez narzuconej złośliwości.

Nie sposób było wyrazić jak się czuła. Gdyby mogła, wyciskałaby go i wycałowała jak papę, gdy podarował jej ukochanego kuca, ale ugasiła w sobie to pragnienie i oblała rumieńcem. Była taka szczęśliwa! Hrabia nie tylko zrobił najmilszą rzecz, o jakiej skrycie marzyła, ale także podarował chwilę wolną od zmartwień nad jej rodziną, a tego już nie potrafiła zlekceważyć.

- Nie podziękujesz mi? - spytał rozbawiony i rozsiadł się swobodnej na krześle.

Gdy kupował akcje Filharmonii w wysokości dwa razy po pięć tysięcy rubli nie spodziewał się, że zrobi z nich taki dobry użytek.

Nie myślał, iż uszczęśliwienie Katji jemu także sprawi taką uciechę. To była czysta rozkosz móc podziwiać jej wesołe spojrzenie i te roztańczone ogniki w oczach, które chwyciły go za serce. Przysiągł sobie, iż uczyni wszystko, by smutek już nigdy na tak długo się w nich nie zagnieździł. Niefrasobliwa to była rzecz, ale szczera.

Katy przeczyściła gardło i rzekła oficjalnym tonem:

- To... niebywale miły gest, hrabio. Nie spodziewałam się tego po panu. Jestem szczerze wzruszona. Masz hrabio moją dozgonną wdzięczność...

Po tych gładkich słowach przełknęła z trudem ślinę, a jej uradowane serce poderwało się do galopu.

- Zrobiłem to dla ciebie - wyjaśnił Maciej, patrząc głęboko w oczy Katji. - A ty dziękujesz mi, jakbym był twoim... guwernantem. Nie zasłużyłem na więcej?

- A czego byś pan chciał? - spytała cichym, drżącym z emocji głosem.

"Ciebie", pomyślał, ale oczywiście zachował tę frywolną myśl dla siebie. Nie czas był na takie wyznania.

- Zbliż się - rzekł miękkim głosem, a jego oczy pociemniały z namiętności. - Proszę.

Katja poczuła suchość w ustach. Zawahała się, ale tylko na chwilę, po co też hrabia mógł od niej chcieć w stołowym, w obecności służby i to w biały dzień?

Wstała z gracją i stanęła przed mężem z wysoko uniesionym podbródkiem. Nie zdążyła się odezwać, bo ordynat jednym ruchem przyciągnął ją bliżej i posadził sobie Katję na kolanach.

Katy zdławiła jęknięcie. Ciepły, pachnący kawą, oddech hrabiego owiał jej twarz. Ich nosy były tak blisko, że niemal się nimi trącali. Poczuła przyjemne mrowienie w miejscach gdzie osiadł. Mając przed oczami jego usta, hrabina przez chwilę śledziła je ciekawskim wzrokiem, ale nie odważyła się sprawdzić co sugerowały jej myśli. A mówiły by ich dotknąć jak jeszcze nigdy tego nie robiła.

Hrabia nie miałby skrupułów. Czując na sobie ten słodki ciężar, tak niemożliwie mocno pragnął ją pocałować, że jeno siła jego charakteru go przed tym uchroniła. Ale postanowił być cierpliwym. Działać metodą małych kroczków.

- Kiedyś inaczej mi podziękujesz - szepnął przy jej uchu, wprawiając w ruch luźny kosmyk.

Katy odskoczyła od pana Macieja, odpychając od twarzy zbłąkane włosy, bo dalej czuła w koniuszkach ciepło. Jej policzki zrobiły się purpurowe.

- Niechże pan przestanie mną manipulować! - krzyknęła z gniewem, choć w sercu wcale nie czuła złości, chyba, że na siebie. - Podziękowałam i to powinno hrabiemu wystarczyć. Jeśli zatem...

- Wystarczy - wtrącił uspokajającym głosem. "Na razie", dodał w myślach. - Choć byłbym szczęśliwszy, gdybyś, pani, uczyniła mi ten zaszczyt i zechciała zjeść ze mną śniadanie.

Młoda hrabina chwilę się namyślała, szukając w słowach męża podstępu. W końcu uznała, że wspólny posiłek z hrabią jest sprawą na tyle błahą, że tę jedną rzecz mogła dla niego zrobić.

Usiadła z powrotem na krześle, które hrabia dosunął do stołu, a podczas posiłku, przy którym odbyli krótką rozmowę na poboczne tematy, cały czas zerkała na bilety, bojąc się, że jeśli na chwilę odwróci wzrok, one znikną.

***

Zarząd "Filharmonii Warszawskiej" ma zaszczyt, niniejszem zaprosić W.P. na uroczystość inauguracji naszej Filharmonii, przy ul. Moniuszki we wtorek, dnia 5 listopada o godzinie 8 wieczorem.

W imieniu i z upoważnienia zarządu

Dyrektor zarządzający, Aleksander Rajchman

Splendor i patetyczny charakter uroczystości dawał się wszystkim we znaki, że nawet zwykli mieszkańcy dumnej stolicy, którzy na co dzień guzik się znali na muzyce poważnej, cały czas perorowali o tym podniosłym wydarzeniu. To, że car zgodził się, by w ogóle taki budynek powstał niektórzy mniej pobożni traktowali jak przejaw dobrej woli. Bardziej postępowi upatrywali w tym zalążka nadziei na oswobodzenie spod jarzma okupantai jeszcze śmielej poczynali sobie na tajnych wiecach i odczytach,organizowanych w środowiskach niepodległościowych.

Katy nie należała ostatnio ani do jednych, ani do drugich, gdyż wolała całkowicie skupić się na wewnętrznym przeżywaniu narodzin tak wyczekiwanej przez warszawiaków instytucji, która wreszcie wprowadziła utalentowanych polskich muzyków w szeregi europejskich mistrzów przodujących w muzyce. Żar rozpalał jej serce, gdy wśród tłumu, gromadzącego się w murach, podziwiała okazałą, eklektyczną budowlę. W sobie cała się trzęsła i była wdzięczna hrabiemu, że zaoferował jej ramię, którego mocno się uczepiła, bo obawiała się paść przed głównym wejściem.

Sam gmach, wzorowany na Operze Paryskiej, stanowił trójelewacyjną konstrukcję o fasadach w stylu neorenesansu, wyjętych spod długa Józefa Jasińskiego i Władysława Lewandowskiego. Upiększono go okazałymi figurami wybitnych pianistów, które pyszniły się z wysokości pierwszego piętra. Salę koncertową zaś, mogącą pomieścić nawet dwa tysiące osób, zdobiły freski czy to uczonego poszukującego natchnienia w muzyce czy Orfeusza tłumiącego muzyką ludzkie namiętności.

Katy z wysokości balkonu mogła bez przeszkód rozkoszować się widokiem plafonu przedstawiającego Apolla ze swoimi muzami, choć zrobił na Katy zdecydowanie mniejsze wrażenie niż 42-głosowe, stylowo rzeźbione organy koncertowe, znajdujące się w centralnej części muszli estradowej, przy której orkiestra szykowała się w skupieniu do występu i stroiła instrumenty.

- Czy widzisz to co ja, hrabio? - spytała cicho odwracając głowę do męża i ujęła go za nadgarstek w poszukiwaniu upewnienia, bo nie mogła w to wszystko uwierzyć i bodaj musiałby ją uszczypnąć, czego oczywiście nie zrobił.

Wolał patrzeć w niezmąconą taflę jej błękitnych oczu, roziskrzonych niczym strumyk w słońcu, oceniać biel jej skóry na policzkach i obserwować jak jej dekolt, odkryty nieco mocniej niż zwykle, falował jak żagiel na wietrze z podekscytowania.

"Gdybyś wiedziała, na co tak patrzę", pomyślał i nie jeden dreszcz przeszedł mu po plecach, a może to wcale nie od niej, bo równocześnie kapelmistrz Emil Młynarski machnął w rytm batutą i wygrzmiał pierwszy, śmiały ton.

Gdy orkiestra rozpoczęła kantatę "Żyj pieśni" mocnym, tubalnym dźwiękiem aula wypełniła się kontemplacyjną ciszą przerwaną jedynie mocnymi akcentami wydobywającymi się z wnętrz instrumentów, które wybrzmiały w pełnej krasie, bez jakiegokolwiek wstydu i tremy. Wstrzymująca oddech publiczność słuchała doniosłych słów pieśni zwartego chóru i dźwięków kwartetu smyczkowego, obojów, puzonów, harf, które raz pieściły uszy swą słodyczą i lekkością, by po chwili przygnieść cięższymi nutami. Muzyka, jaką hrabiostwo Borowskich się raczyło, przepływała w ich żyłach, sprawiając, że stanowili jeden, połączony naczyniami, wspólny organizm. Była kakofonią przenikających się, różnorakich dźwięków o jasnej, wdzięcznej barwie, która prowadzała słuchacza wrodzaj magicznego transu, z którego nikt nie chciał się obudzić, aż nie ustaną ostatnie brzemienia. Hrabina połykała dźwięki jak młode piskle pokarm matki, gdy przy fortepianie zasiadał sam mistrz Ignacy Jan Paderewski, występujący w roli dzisiejszego solisty, choć był jednym z głównych fundatorów całego przedsięwzięcia. Bała się mrugnąć, by nie przegapić ani jednego dźwięku, wychodzącego spod jego ręki.

Po antrakcie, w którym przechadzali się z hrabią po sali spacerowej, pozdrawiając towarzystwo, żywo gestykulowała, paplając przy tym coś na temat utworów Chopina, choć właściwie to głównie ona mówiła bez opamiętania, hrabia zaś słuchał, urzeczony jej monologiem. Tylu słów na raz nie usłyszał od niej nigdy.

Borowski odniósł sukces, dostrzegając w czym tkwił uroczy sekret Katarzyny, którym wodziła ojca za nos i sprawiała, że niemal wszyscy ją kochali. Była nie tylko piękną, nieco rozkapryszoną pannicą z bogatego domu, ale kobietą głodną wrażeń, pełną pasji i ogni życia, przy której człowiek podsycał pokłady własnej żywotności. Przy niej najzupełniej w świecie chciało się żyć, niezależnie jak podłe było to życie. A choć wzburzona, potrafiła ugodzić człowieka do żywego, jeden uśmiech potrafił obłaskawić nawet najtwardszego uparciucha. W tym odmiennym wydaniu była tak niesamowicie interesująca, że hrabia mógłby się w niej zakochać.

W trakcie drugiej części koncertu zaszła niespodziewana zmiana, bo pomieszczenie zaległo niezdrowym powietrzem, które zaczynało hrabinę dusić i musiała wspomóc się swoim nowym wachlarzem. Katarzyna miała wrażenie, że wszyscy się na nią oglądają, szepcząc sobie do ucha sekret, nie chcąc bynajmniej wyjawić, czym owa tajemnica poliszynela była.

Gdyby pani Borowska umiała czytać z ruchu warg, pojęłaby, iż plotkowano o jej dyskusyjnej urodzie, którą natura obdarzyła tym nieznośnym kolorem włosów; jej niedostatecznym pochodzeniu, by mogła konkurować o względy dziedzica Borowskich, dlatego musiała czymś hrabiego usidlić; czy wreszcie o jej rodzinie, której reputacja została mocno nadszarpnięta po ostatnich ekscesach młodego Karola.

O tym, że stała się tematem ohydnych plotek przekonała się, gdy odprowadzona do foyer przez hrabiego, który udał się do szatni po ich płaszcze, na chwilę została pozostała męskiego towarzystwa. Podziwiała w ciszy plafon, jeszcze okazalszy i najpiękniejszy, przedstawiający scenę ludową z lirnikiem i uroczymi aniołeczkami, grającymi na harfach, gdy do jej uszu doszły strzępki rozmowy między kilkoma damami.

- ...Stąd hrabiemu tak było śpieszno. - Jeszczenie widać po hrabinie krągłości. -Myślicie, że spędziła płód?

Katy zesztywniała, ale udając, że dalej jest zajęta oglądaniem malowideł, przysunęła się bliżej.

- Oh, doprawdy moja droga - odezwała się starsza kobietaw liliowej sukni i o wyniosłym wyrazie twarzy. - Nie ma w tej dziewczynieniczego szczególnego. Nie rozumiem jak hrabia mógł wybrać proferosównę zamiastcórki barona...

Baronówna Brunnicka, bo o niej mowa, wprawnym gestem rozłożyła dłoń na sercu i westchnęła teatralnie, po czym, z zaciętą miną, dodała już bez udawanego żalu:

- Zapewne kryje się za tym niemiły sekret,znacznie poważniejszy niż wybory miłosne pana Karola Staszkiewicza... -Zachichotała w rękawiczkę.

- Taki skandal to byłoby towarzyskie samobójstwo. A taki ładny z niego mężczyzna.

Katy, wzburzona bardziej tym, co usłyszała od tych okrutnych kobiet na temat ukochanego brata niż o sobie, wyszła zza filaru, w którym się skryła. Czuła się jak lwica, która broni swojego potomstwa przed drugim drapieżnikiem. I zaiste, już wyciągała pazury.

- Hrabina Borowska... - jęknęła baronówna Aleksandra Brunnicka.

- Drogie panie... - syknęła, siląc się na uśmiech.

Córkę barona Brunnickiego pamiętała mgliście jeszcze z pensji. Była kilka lat starsza od niej, ale już wtedy o wiele bardziej dystyngowana, a przy tym nieznośnie urodziwa. Nigdy przesadnie się nie zadawała z córkami profesorstwa, wybierając towarzystwo rówieśniczek.

- Jakże to miło, że zaszczyciłaś nas z hrabią swoją obecnością - zaszczebiotała Aleksandra. - A właśnie, dokąd się udał szacowny małżonek?

- Radzę ostrożność. Na hrabiny miejscu zbyt daleko bym go nie puszczała - zasugerowała najstarsza z dam, wdowa po zmarłym przed półtora rokiem lekarzu, która wciąż obnosiła się ze swym wdowieństwem, upatrując w tym łatwego wabika na mężów.

- Jeszcze jakaś cudzoziemka go pani odbije.

- Tu jesteś, Ma chérie - Zza pleców żony wyrósł hrabia Maciej z naręczem wierzchniego odzienia.

Zmierzył damskie grono surowym spojrzeniem, zwłaszcza baronównę, która pluła jadem przy każdym, niewygodnym spotkaniu. Miał przyjemność poznać ją wcześniej i niestety, niemile to wspominał.

- Panie... - Ukłonił się, zerkając na kobiety przelotnie i pomógł żonie ubrać płaszcz.

Trzymał Katy blisko siebie i ostentacyjnie położył dłoń na jej talii, czując, że nawet pod grubym futrem jej drobne ciało drżało ze zdenerwowania.

- Mam nadzieję, że te cudowne istoty zbytnio ci się nie naprzykrzały - zagadał żartobliwym tonem.

- Nie, skądże - rzekła niepewnie Katy. - Były uosobieniem życzliwości.

- Doskonale! W takim razie nie traćmy zbyt wiele sił na pogawędki. Tej nocy są mi bardzo potrzebne.

Twarze kobiet oblały pąsy w różnych kolorach, które ukryły pod wachlarzami na znak oburzenia, w duchu jednak szczerze zazdroszcząc namiętności hrabiego.

Hrabia pożegnał je słowami "Chères mesdames" i wyprowadził Katy wprost do powozu. Siedząc już na poduchach bez ruchu, nie rzekła ani słowa, co hrabiego przeraziło, więc mocno pocierał jej ramiona, by ją ogrzać.

- Jak tak można, hrabio? Uniósł głowę, niepewny czy się nieprzesłyszał. Wtedy odnalazł jej zbłądzone, szkliste spojrzenie, którewpatrywało się w niego niewidzącym wzrokiem. - Jak można być tak okrutnym?

- Nie wiem, pani... - rzekł szczerze, śledząc wypieki na jej twarzy i obłoczki pary kręcące się przy ustach. - Nie mnie winnaś pytać.

- Uważasz, że pozycja daje im prawo do ocenyinnych ich własną miarą? Przecież to nieludzkie.

- Pozycja i wczorajsze, skostniałe reguły dają ludziom prawo do wielu rzeczy, z którymi się nie zgadzam.

- Czego na przykład?

Katy już nie usłyszała, co miał na myśli hrabia, bo zmienił zdanie w ostatniej chwili i odezwał się do woźnicy. Postanowiła jednak, że nigdy nie stanie się podobna damom takim jak baronówna Brunnicka. Choćby miała za to zapłacić odsunięciem od towarzystwa, zawsze wybierze rodzinę i to o nią będzie walczyć do ostatniej kropli krwi.

Podobnie jak hrabia, który poprzysiągłnie wyrzec się własnych ideałów.

_______________________________________________

Aparat Etsmana - aparat fotograficzny Kodak.

Erywańska - Dzisiejsza ulica Kredytowa w Warszawie.

à la perfection (fr.) - wyśmienicie.

Voila! (fr) - zwrot wyrażający satysfakcję, zadowolenie.

Józef Huss - polski architekt i konserwator zabytków, jeden z wybitniejszych przedstawicieli polskiego eklektyzmu.

Willa Staszkiewiczów na Alei Róż jest naszą wizją literacką, inspirowaną Pałacem Wielkopolskich w Warszawie oraz nieistniejącym już budynkiem willi Zamboniego, warszawskiego cukiernika.

rzewliwość - smutek, rozpacz.

Otwarcie FilharmoniiWarszawskiej było jednym z najważniejszych wydarzeń tamtego okresu, którym żyłaprasa codzienna/ Miało miejsce 5 listopada 1901 roku.

Aleksander Rajchman - inicjator powstaniaFilharmonii Warszawskiej i jej pierwszy dyrektor. Piastował tę funkcję do 1908. Treść zaproszenia oparto na autentycznym zaproszeniu, z tymże zapraszającym na wbudowanie kamienia węgielnego pod budowę gmachu w maju rok wcześniej.

Ma chérie - z francuskiego: moja kochana, moja droga

Chèresmesdames - z francuskiego: Drogie panie

_______________________

Kochani, tak oto prezentuje się ten długo wyczekiwany rozdział.

Pozostawia niejako otwarte pytania i celowo nie wszystko wyjaśnia. W kolejnym wątek Karola na penwo zostanie nieco rozwinięty. Jesteśmy ciekawe Waszej oceny postępowania Katy, hrabiego i całej warszawskiej socjety. A niedługo, po rozdziale XV życie Katy nieco się odmieni, co oczywiście musiałyśmy przełożyć, by rozdziały nie były męcząco dłuugie.

Trzymajcie się ciepło!

E&P

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top