XIII
Po upływie tygodnia kolejne odwiedziny, ułożone wedle ściśle opracowanego terminarza stały się dla Katy swoistą męczarnią, a jak podejrzewała, dopiero co rozpoczęło się pasmo jej nieszczęść. Uciemiężona dziewczyna wolałaby już udać się w długą, nużącą podróż poślubną, choćby zmuszona współdzielić z hrabią tabor kolejowy. Tymczasem hrabiostwo Borowskich jak w trwającym już sezonie teatralnym uczestniczyło w szeregu ciągłych rewizyt, goszcząc u swoich krewnych i powinowatych bez możliwości cofnięcia choćby jednego zaproszenia.
Młoda hrabina przy każdym owym spotkaniu czuła się aktoreczką, która wyśmienicie odgrywa rolę idealnej żony i ordynatowej, skupiając na sobie całą uwagę warszawskiej socjety, choć, prawdę powiedziawszy, myślała, że pokrętny los szydził sobie z niej, przymuszając do występów w popularnym cabaret artistique.
"Absurd! Absurdem jest nasze małżeństwo i świat wasz ułudny!", pragnęła wszystkim wykrzyczeć z tej sceny, na której występowała przed całą śmietanką towarzyską dawnej stolicy, ale nigdy nie znalazła w sobie tyle odwagi, co przed lustrem.
Odwiedziny u dalszych krewnych męża odbywała, nosząc głowę dumnie jak pawica, ku zadowoleniu wyczulonego ordynata, który nie omieszkał nagradzać jej za to swoją atencją, łagodniejszą niż wcześniej. Wszystkie z nich były przeważnie nudne, tak jak u kuzyna ciotecznego drugiego stopnia, barona Felixa Ossowskiego, praktykanta fabrycznego u jej teścia, hrabiego Seweryna.
Kuzynka matki Macieja, kobieta bez werwy, nie była żadnym interesującym interlokutorem, więc wymieniły się jedynie opiniami na temat utworów wieszczów narodowych: Mickiewicza i Słowackiego. Kiedy Katy wspomniała o utworach Sienkiewicza, w tym o najnowszych "Krzyżakach", baronowa Felicja Ossowska odrzekła, skonsternowana:
- Zbytnio... nie czytuję. - I odniosła się do klasyki literatury francuskiej.
Hrabiego, delikatnie mówiąc, nie zajmowały te bezbarwne, senne rozprawy, choć dla podtrzymania opinii lwa salonowego od czasu do czasu raczył gości filuternymi żartami jak najlepszym porto, w przeciwieństwie do kuzyna, który z ożywieniem w oczach chłonął każde słowo, które opuściło usta hrabiny.
Felix, mężczyzna jeszcze nieżonaty, a podatny na kobiece wdzięki, mógł pierwszy raz konwersować z Katy otwarcie i bez konieczności odbycia całego ceremoniału powitań i przedstawień. Oczu przy tym od niej nie odrywał, co przyprawiało ją o pąsy w najróżniejszych odcieniach szkarłatu, a hrabiego Macieja o pasję.
- Jesteś zatem, pani, miłośniczką książek. To się dobrze składa, bo moja biblioteka już od dawna tylko czeka by taka koneserka pięknej prozy ją odkryła.
"Żebym ja ci czegoś nie odkrył", pomyślał pan Maciej, bacznie się tym dwojga dyskutantom przypatrując. Niby zwyczajnie, bez kozery, obracał w dłoni swą papierośnicę, a zimna stal chłodziła jego nabuzowany temperament.
- To miłe z twojej strony, baronie. Chętnie skorzystam z zaproszenia.
Katy przeuroczo zatrzepotała rzęsami do rozanielonego Felixa, wcześniej jednak posłała mężowi cierpki uśmiech.
- Zechciej, moja droga, być częstym gościem w tym domu, a być może uda nam się przedyskutować najciekawsze pozycje.
Maciej chrząknął i zastukał laską o podłogę. Ta wcale nie niewinna rozmowa rozpaliła go do czerwoności, a znów wszystkiemu winna była Katy. Gdyby nie była tak zniewalająca, ten fircyk, Felix, nie uwodziłby jej w jego obecności z taką butą i nonszalancją.
Na pożegnanie Ossowski ukłonił się hrabinie nisko, biorąc sobie jej dłoń do ręki i czarował ładnym uśmiechem.
- Żywię szczerą nadzieję, że na następnym balu uraczy mnie hrabina jednym kotylionem. Na weselu nie śmiałem konkurować o uwagę drogiej kuzynki...
Maciej zagryzł zęby.
- Uprzedzam cię, kuzynie, iż przy następnej okazji hrabina wszystkie tańce będzie miała zajęte dla męża.
Baron zaśmiał się, do wtóru z krewniakiem, jakby był to dobry żart, a nie słowne ostrzeżenie.
Katarzyna finalnie uznała tę akurat wizytę za całkiem udaną.
Inne z rodzinnych spotkań zaś były niezręczne, jak to u Rozalii ze Staszkiewiczów Czadzkiej, żony majętnego warszawskiego aptekarza, Herberta Czackiego, członka Towarzystwa Farmaceutycznego.
Siostra rodzona Katy już od pierwszego spotkania z hrabią ordynatem nie kryła się z zainteresowaniem, jakie swoją osobą w niej wzbudził. Nie tylko podziwiała jego przyjemną dla oka aparycję młodego amanta, ale przede wszystkim jego majętność i tytuły. Zazdrość ją brała przy tym chorobliwa na myśl, iż to nie ona siedzi teraz na miejscu młodszej siostry, a przecież liczyła sobie dopiero dwadzieścia jeden lat! Kibić nadal miała jak u osy, buzię mleczną i liczka różane jak u niewinnego herubinka z rysunków Michała Anioła.
Czuła się niedoceniona, gdyż mąż nie mógł konkurować z ordynatem ani urodą, ani nawet wzrostem, a co dopiero pozycją. Magister Czadzki dobiegał lat czterdziestu i jego pulares, choć ciężko wypchany rubelkami, nie rekompensował Rozalce zgodnego, choć przykrego małżeństwa z człowiekiem, którego nawet nie lubiła i nie dzieliła wspólnych upodobań.
Rozalia uważała się za kobietę z wielkimi ambicjami, więc obecny mariaż nie satysfakcjonował jej wcale. Choćby Bóg miałby ją srogo pokarać, z premedytacją chciała udowodnić pani Borowskiej, że ją powinny dosięgnąć wszelkie zaszczyty, czemu dała upust w swobodnej rozmowie:
- Pan ordynat to na pewno zadbał o to, aby Katy nie czuła się obco w pańskim mieszkaniu. Nasza Katy to nasz skarb najmilszy. Papa tak mawiał, bo wielką miał do niej miłość i nad wszystkich nas wyróżniał, pierwszy poznając jej... wyjątkowość - rzekła z trudem ukrywaną goryczą. - Notabene wszyscyśmy ją ukochali niemożliwie i chodzili wokół niej na paluszkach, pozwalając na wszystko, aby niosła nam radość i swój uśmiech.
Goście zachichotali, choć gorzki był to śmiech i raczej ciężkostrawny. Katy natychmiast odechciało się jeść, choć Rozalka jako gospodyni, sprawiła się dziś znakomicie, serwując kilka potraw dla wytrawnych smakoszy.
- Cały dom mógł trząść się w posadach, ale szczęście Katy było najważniejszej wagi. - Jej srogie oczy uczepiły się twarzy siostry jak niewidoczne igły. - Niechże więc łaskawie pan hrabia wybaczy mą śmiałość i powie, czy okazuje pan równie wielką wyrozumiałość, aby moje siostrzane serce zaznało spokoju?
Pani Czadzka przeniosła ciężar swojego spojrzenia na hrabiego, który nie mógł już udawać obojętności, widząc jak chłodno potraktowała młodszą siostrę, której zauważalny smutek w oczach prawie go rozczulił.
Pod pozorami serdeczności, ordynat wyczuł nosem obłudę i sprzeczne uczucia, w duchu dziękując, że był jedynakiem. Uśmiechnął się ironicznie do pani Czadzkiej, mówiąc z przekonaniem i powagą:
- Masz rację, pani Rozalio. Katja to duma waszego domu. Na rabatce pospolitych tulipanów, wyrosła najpiękniejsza orchidea - powiedziawszy to, hrabia ujął dłoń małżonki i ucałował jej wierzch. - Jej nietuzinkowość oraz niezwykłą naturę poznałem wystarczająco, aby uznać, iż nikogo innego nie pragnę u swojego boku.
Hrabia wymienił z Katarzyną znaczące spojrzenie i choć młoda hrabina poczuła ciepło w okolicach serca, odrzuciła prędko to niepokojące uczucie, bo wcale go nie chciała. Było w jej przekonaniu tak samo obłudne, co zwodnicze słowa, którymi karmił głodną nowych podniet publiczność.
Usta Rozalii zacisnęły się w wąską kreskę, aż oblała się rumieńcem i Maciej nie mógł do końca stwierdzić, czy z powodu złości czy wstydu.
Katy nie odważyła się spojrzeć na siostrę więcej, gdyż ta pozorna manifestacja życzliwości, podszyta niechęcią, zaskoczyła ją boleśnie. Dotychczas nie sądziła, iż były między nimi jakieś rodzinne animozje.
Był to jeden z bardziej przykrych wieczorów, które spędziła w czasie miodowego miesiąca. Były jednakże i takie odwiedziny, które nad wyraz miło zapadły Katarzynie w pamięci.
Choć łódzkiego fabrykanta, Adama Żmudę, Katja miała okazję wcześniej już widywać parę razy, dopiero na proszonym obiedzie dłużej ze sobą porozmawiali. Okazał się człowiekiem nie tylko oczytanym i kulturalnym, ale też zabawnym, łatwym w obyciu, więc czuła się w jego mieszkaniu swobodnie.
Adam nie ukrywał, iż młoda pani Borowska oczarowała go swoją atrakcyjnością fizyczną, wdziękiem i inteligencją połączoną z orientacją w kwestiach narodowych. Podobnie do przyjaciela politykować lubił, ale jego i Macieja dzieliły fundamentalne różnice, więc każda dyskusja kończyłaby się otwartym sporem.
- Miną stulecia, zanim ta trójka sępów pozwoli nam, Polakom, wydrzeć sobie kawałek własnego państewka, moja droga. Nawet gdy odetniemy łeb jednemu zaborcy, niczym u hydry, wyrośnie kolejny. Mocarstwa zachodu nie mają interesu w powstaniu niepodległego państwa polskiego. Zajmują się walką o wpływy kolonialne - rzekł, popijając do obiadu kieliszek dobrego burgunda.
Katy pokiwała głową i zgadzając się z przedmówcą, dodała:
- Ale w tym rzecz. Kiedyś ta walka o prym w świecie ich ze sobą poróżni. Cóż nam z naszej wysoko rozwiniętej tożsamości narodowej, kiedy boimy się mówić w mowie ojczystej. Czyż strajk szkolny nie zawstydził nas wszystkich? Czyż nie takiego impulsu nam, Polakom, trzeba i takiej odwagi?
Z każdym słowem w głosie Katy słychać dało się więcej ferworu i inżynier Żmuda był pod wrażeniem tego jak świadomą była kobietą, jak podniosłe chowała w duszy pragnienia, które i w jego sercu biły, choć po cichu.
Na to wszystko usłyszeli głośny, kpiący śmiech. Katarzyna podskoczyła na krześle, kiedy Maciej uderzył w stół otwartą dłonią, aż waza z zupą zadrżała razem z nią.
- Odwagi?! To nazywacie odwagą? Lada dzień ruszy proces rodziców tychże dzieci. Myślicie, że władze pruskie pochwalą, to co wy zwiecie odwagą?! Skończy się to ciężką grzywną, oby tylko. - Kręcił głową z politowaniem. - Na cóż było ich cierpienie? W imię czego? Walki o to, aby jeden państwowy aparat ucisku zastąpił inny? Ile ten Chrystus, zwany Polską wbije sobie jeszcze cierni, aby zrozumieć, że nie o państwowość tu idzie?
Katy zagryzła wargi, bo nie dość, że mąż wyśmiał jej patriotyczną postawę, której wcale się nie wstydziła i dumnie ją prezentowała, to jeszcze drwił sobie z krwawicy rodaków, którzy choć cokolwiek czynili, aby państwo właśnie odzyskać, a nie tylko mówili o nim z tęsknotą.
- A o cóż to takiego? - zapytała z ciekawości.
- A o to, że jedni mają niewspółmiernie więcej od drugich. Bo świat nie dzieli się wedle granic administracyjnych, ale na biednych i bogatych. I ta nierówność nie zniknie, choćby upadły imperia i caraty. Jeśli masa ludzka nie pojmie, że oni są siłą sprawdzą społeczeństwa, nie silni, ale ci najsłabsi i nie ruszą do walki o wyzwolenie, nie będą wolni.
Katy poczuła złość, bo choć idee prezentowane przez hrabiego nie były złe w intencjach, nie potrafiła pojąć, iż dla niego bez znaczenia był fakt, że zaborczy terror państw ościennych nie doczekałby się kiedyś zadośćuczynienia.
- Przecie idea równości społecznej może towarzyszyć sprawie narodowej - rzekła, wpatrując się w Macieja wzrokiem pełnym niezrozumienia. - Co więcej, mogą się w nią zaangażować ludzie wszystkich stanów, aby w późniejszym efekcie poprawić los tych, którzy doświadczają najwięcej niesprawiedliwości. Ale pierwej naród musi odzyskać możliwość samostanowienia o sobie.
Pod czujnym okiem zaintrygowanego Żmudy, hrabia Borowski mierzył się z Katją na spojrzenia, jakby miał przed sobą równego przeciwnika. Wnet przypominając sobie jednakże, iż ma do czynienia, nie z członkiem opozycyjnych struktur politycznych, a kobietą, która nie zrozumie zawiłych pojęć, przeczesał włosy, spuścił wzrok i opierając podbródek na ręce, uśmiechnął się pobłażliwie.
- Nie ma narodów. Są ludzie. Klasyfikowanie ich wedle przynależności narodowej daje tylko kolejne preteksty do wstrzymania wojen. Wróg jest jeden: wyzysk klasowy. I z nim trzeba walczyć.
- A czy ty, hrabio, nie należysz bodaj do klasy uciskających? Toż to nie hipokryzja? Nie wspominając już o tym, iż lojalizm można by bez skrupułów uznać na zdradę. Nie tylko własnych idei.
- Dosyć! - Maciej poniósł ton, spoglądając na żonę z upomnieniem, choć pewien był, że je zignoruje. - Nie ma sensu ta dyskusja - dodał już łagodniej, łapiąc równie napominający wzrok Żmudy, którego dom i opinię szanował.
Pozostała część wieczoru przebiegła bez większych awantur, choć w hrabim Borowskim wciąż jak zadra tkwiły ostatnie słowa żony, których nie mógł zapomnieć. Miała ona wszak rację, iż jego wyrachowanej familii śmiało można by postawić kolejny pomnik za oddanie władzy carskiej, co jego samego przyprawiało o pogardę do nich wszystkich. Szczególnie do ojca, który na interesach z Rosjanami zarobił krocie.
Co więcej czuł w sobie rosnące napięcie, bo jego żona kolejny raz wyprowadziła go z równowagi, a on zamiast złościć się na nią, pragnął porwać ją w ramiona i kazać jej go przeprosić w sypialni. Każde jej spojrzenie, choćby wrogie, paliło mu skórę, a te jawne prowokacje działały podniecająco na jego układ czulcowy, iż musiał później odreagować niezdrowe impulsy szklaneczką brendy. Miał dość tych tortur, na jakie go skazywała.
***
Gdy przyszedł czas, aby rewizytować rodziców, ordynat Borowski czuł niesmak w ustach. Stęskniony był jedynie za matką okrutnie i jeszcze większy zyskała u niego szacunek, gdy nawet słowem nie wspomniała, że odwiedzają ich tak późno. Tak bowiem ułożył chronologię rodzinnych spotkań, aby mogli poczuć się urażeni.
Hrabina Marianna Kazimiera z Niemyskich Sewerynowa Borowska, boronówna, dziedziczka niesielska, patrzyła na długo wyczekiwanego syna oczami pełnymi miłości i zrozumienia. Hrabia Seweryn zaś nie ukrywał, iż liczył na wcześniejsze odwiedziny młodych małżonków, chcąc poznać lepiej zachwalaną mu dziewczynę, którą jego pierworodny pojął za żonę i wprowadził do rodziny.
Była niedziela, a więc odpowiedni czas na rodzinny obiad u teściów, choć niezapowiedziany, przez co mniej wystawny ku niezadowoleniu pani domu.
Pani Maria przywitała Katarzynę gorąco, jakby była jej dawno niewidzianą, rodzoną córką, o której skrycie marzyła, hrabia senior zaś uśmiechał się do niej, choć pewnie skrupulatnie ją w myślach oceniał.
Ku zaskoczeniu ordynata, Katja nadzwyczajnie dobrze się sprawowała i był z niej bardzo zadowolony. Posyłał jej nawet co jakiś czas ukradkowe, pochwalne spojrzenie, ale nie odpowiadała na nie w żaden sposób ani razu.
- Jaka to cudowna okoliczność, że wszyscyśmy razem. Rada jestem, widzieć was, drogie dzieci, w pogodzie ducha i szczęściu.
Pani Serwerynowa Borowska uśmiechnęła się promiennie, co jej syn zaraz odwzajemnił, gdyż cieszył się ze spokoju, jaki udało mu się zasiać w matczynym sercu. Sercu, które zamknęła przed światem już lata temu, być może z winy szanownego ojca.
Pani Marianna Kazimiera z Niemyskich była w głębokiej żałobie po swoim tragicznie zmarłym narzeczonym, cudzoziemcu i dowódcy niewielkiego oddziału wojsk polskich w czasie powstania styczniowego, gdy poznała obecnego męża. Umiłowała go, choć nigdy nie oczekiwała od niego wzajemności. Zawsze wyżej cenił honor rodu niż jej.
- Usiądźcie!
Hrabia senior podprowadził żonę do stołu, ale nim zasiadł obok na wyciągnięcie ramion, odcisnął na skroni żony swe wargi skryte pod siwym wąsem i na jej suchej dłoni. Stara Hrabina oddała mu uśmiech w podzięce, jednak nie sięgnął on jej oczu aksamitnych, ale zimnych, które nie rozbłysły uczuciem u obojga małżonków.
Znajomość tego gestu wywarła na Katy dziwne wrażenie i zerknęła szybko na hrabiego, który zajmował krzesło, nieświadomy sceny, jakiej była świadkiem. Widocznie nawykły do ich szorstkiej zażyłości, nie stanowiło to dla niego szczególnego zaskoczenia.
Katy zaś przełknęła ślinę ze smutkiem i pożałowała hrabiego, iż nie mógł, tak jak ona, napatrzeć się czym jest prawdziwa miłość. Ona od dzieciństwa doświadczyła romantycznych uniesień, które nie raz porywało jej rodziców, niosąc światło całemu domostwu. Podglądając z ukrycia jak patrzyli sobie w oczy z czułością, Katy szybko pojęła, że zbudowali sobie osobny świat, gdzie wiecznie panowała wiosna pełna słonecznego ciepła i woni żywych, polnych kwiatów, do którego czasem uchodzili, by pobyć tylko we dwoje. Rodzice Macieja mogli bodaj udać się do osobnych sypialni, by odetchnąć od siebie.
Z rozmyślań wyrwała ją teściowa, która w międzyczasie dała dyskretny sygnał, by rozpocząć wieczerzę.
- Wyglądasz kwitnąco, córko - pochwaliła starsza pani Borowska, aż w jej oczach zaświeciły łzy radości. - Jestem pełna nadziei, iż mój syn doskonale wie jak rozpieszcza się damę, prawda?
Katy niepewnie spojrzała na matkę swego męża, dostrzegając w niej niemałe podobieństwo do syna, o czym wcześniej nie pomyślała. Mieli te same oczy, włosy w kolorze ciemnej czekolady i identyczne, proste nosy, lekko zadarte, które podkreślały arystokratyczne rysy twarzy.
- Och... - Katarzyna odłożyła na chwilę widelec. - Tak, owszem. Od rana do nocy próbuje mi dogodzić.
Młody hrabia szeroko rozszerzył oczy i zakaszlał.
Pani Sewerynowa ukryła uśmiech pod serwetką. Chwilę obserwowała jak młodzi wymieniali między sobą ukradkowe wejrzenia i wreszcie w pełni nabrała pewności, iż w małżeństwie jej syna będzie się lepiej wiodło. Poczuła się lekko, jakby o dziesięć lat młodsza.
- Daj panie Boże, abyśmy prędko doczekali się wnuków - dodał starszy z magnatów, spoglądając znacząco na syna.
- Najlepiej całą gromadkę - odpowiedział hrabicz pod nosem z kpiną, popijając wino, by kaszel minął.
- Lubisz dzieci, córko, nieprawdaż? - Seweryn zwrócił się do synowej.
Katy przełknęła z trudem kęs mięsa, będąc pod baczną obserwacją i odpowiedziała:
- Owszem, hrabio. - Obniżyła wzrok jak pensjonarka.
- Zatem postanowione - zażartował pan Seweryn. - Mój syn da ci tyle dzieci, ile będziesz w stanie wydać na świat, la fifille. I niechże się chowają zdrowo! - rzekł tubalnie, jakby już wnosił toast za nowego członka rodu. - Mój wnuk otrzyma najlepsze wykształcenie, a wnuczka stanie się najlepszą partią w Kraku Nadwiślańskim i wśród wszystkich europejskich rodów - dumał stary hrabia, pogrążając się we własnych fantazjach.
Ani Katy ani jego syn nie mieli serca tego burzyć.
Przez resztę obiadu Katarzyna czujnym wzrokiem obserwowała hrabinę Marię, zastanawiając się, czy przez całe ich wspólne życie hrabia senior patrzył na małżonkę tak beznamiętnym, pustym wzrokiem, nawet wówczas, gdy się uśmiechał i całował jej dłoń. Poznała już to spojrzenie i ten nienachalny, ciepły dotyk ust, widocznie dziedziczny.
W końcu, po poobiednim spacerze w przydomowym ogrodzie, gdy okazja się ku temu nadarzyła, Maciej znalazł się tête-à-tête z Kateriną w oranżerii, pełnej egzotycznych kwiatów jego rodzicielki, w których się lubowała, a które z niemal fanatyczną czcią pielęgnowała jak swoje nienarodzone dzieci.
Wyciągnął z dłoni Katy kieliszek szampana, zakładając znienacka kręcony kosmyk rudych włosów za ucho i spojrzał na nią palącym wzrokiem.
Była dzisiaj taka czarująca podczas obiadu, że dłużej nie mógł już trzymać dłoni przy sobie i zapragnął ją pocałować.
Gdy Katarzyna odczytała jego zamiar, a zdążyła już nabrać w tym drobnej wprawy i nauczyć się dostrzegać, kiedy pragnie znaleźć w niej kochankę, odsunęła się, udając, że ogląda z zamiłowaniem rośliny.
- Czy byłam dziś wystarczająco marionetkowa? Dość niezajmująca? - zapytała z ironią w głosie, co Macieja wcale do niej nie zniechęciło.
Tak długo szukał sposobności, iż nie pozwoli jej od niego uciec. Nawet jej uporu i rezerwy nie traktował dziś jak przeszkody nie do pokonania.
Zaczął nastawać na nią bardziej, zbliżając się o kolejne kroki. Wówczas Katy spojrzała w jego szkliste oczy i poczuła ostry zapach spożytego alkoholu, którego wypił może troszkę więcej niż zazwyczaj.
- Nie doceniasz się, Katerino - rzekł niskim, ochrypłym głosem. - Potrafisz zachwycać w każdej formie, jaką przybierzesz: wodnej rusałki, czy nocnicy - zażartował, wyginając usta w krzywym uśmiechu.
Katy posłała mężowi obrażone spojrzenie, chcąc, aby od niej natychmiast odstąpił. Nie mogła wiedzieć, iż ten specjalnie ją prowokował, bo taka zawzięta, zwyczajnie podobała mu się najlepiej.
Przyciągnął Katję bliżej siebie. Położył ciepłą dłoń na jej kuszącym wcięciu w talii, chcąc poczuć ciepło bijące z jej kobiecego ciała, ale odrodziła się od niego ramionami zgiętymi w łokciach i zimnymi dłońmi, które miał ochotę ogrzać oddechem i wycałować.
Już wiele nocy ze sobą spędzili, ale nie jak mąż z żoną, a jak rodzeństwo. Czuł, że w środku puściła w nim tama, że całe zgromadzone napięcie i pożądanie musi znaleźć swe ujście, bo inaczej utraci zmysły.
- Pragnę cię i tej nocy chcę cię mieć blisko - wyszeptał jej wprost do ucha.
Katy otworzyła usta i oblała się rumieńcem, bo słowa hrabiego obrażały ją.
Ledwie przyzwyczaiła się, że mąż dzieli z nią sypialnię i pozwalała sobie zapadać w spokojny sen. Na kolejne zbliżenie nie była gotowa i wcale tego nie pragnęła, ciągle mając przed oczami hrabinę Sewerynową i jej męża. Przypominali jej dwie smutne, porcelanowe figurki, które ktoś ustawił obok siebie, choć do siebie nie pasowały.
- Pan jesteś na rauszu! Wstyd... - Pokręciła głową, odpychając go.
- Możliwe. Ale czy to, co ci rzekłem staje się przez to mniej prawdziwe?
Katy odwzajemniła jego spojrzenie. Choć było mętne od trunków, to jednocześnie spragnione, skrywające tęsknotę.
Nie zareagowała ochoczo, więc odszedł, niepocieszony.
Zanim pożegnał się z matką, zajrzał jeszcze do gabinetu ojca. Ten pokazał mu ostatnie raporty od dyrektora fabryki. Zyski spadły, ale wciąż wszystko działało sprawnie.
Maciej siedział za biurkiem ojca, układając w porządku przeglądane na prędce dokumenty, kiedy usłyszał słowa ojca:
- Mam nadzieję, że nie unieszczęśliwiasz ten biednej istoty. Chce móc nadal spoglądać Janowi w oczy.
Młody Borowski wypuścił obsadkę z dłoni, nie podnosząc wzroku.
- Swój los zawdzięcza wam, nie mnie. To wyście wybrali mi Katerinę na narzeczoną, otets.
W hrabim Sewerynie zawrzała krew, aż pociągnął cygaro. Przyzwyczajony był, że syn na niewyparzony język, ale myślał, że żeniaczka wybije mu z głowy tę bufonadę.
- Bośmy długo z matką radzili jak cię zeswatać z porządną panną, ale paniczowi żadna nie odpowiadała, oprócz tej paryskiej bezwstydnicy, psia krew...
Maciej uderzył pięściami w blat biurka do bólu, przypadkowo rozlewając atrament z kałamarza.
Wstał gwałtownie z zamiarem opuszczenia tego domu. Zatrzymał się jednak w drzwiach i ponownie uderzył w nie, tym razem otwartą dłonią i oparł się o nie czołem.
- Jeśli nie chcecie, aby moja noga nigdy więcej tu nie postała - zaczął mówić tonem spokojnym, ale gorzkim - nie wspomnicie o tym więcej. Inaczej wywiozę Katję daleko, do Lwowa, Wilna albo choćby do samego Petersburga i za życia już nie zobaczycie ani mnie, ani przyszłych wnuków. Matka zemrze ze zgryzoty, a ciebie za to każę pochować w bezimiennej mogile. - Z każdym słowem oddychał ciężej, a ciemna, gęsta smoła zalewała jego serce, oblepiając grubą warstwą złości i nienawiści.
Seweryn stał odwrócony do syna i czekał, aż za nim drzwi się zamkną. Jeśli myślał, iż jego pierworodnego dało się zawrócić z mrocznej ścieżki, gorzko się przeliczył. Teraz zupełnie już stracił nadzieję.
Całą drogę powrotną do mieszkania na Krakowskim Przedmieściu ten Maciej starał się zachować kamienny wyraz twarzy, by ukryć przed żoną szarpiące nim uczucia. Uczucia, które sam pogrzebał, a które ojciec tak okrutnie przywołał, rozdrapując stare rany.
Katy, której od dziecka wmawiano, iż Bóg obdarzył ją intuicją i niebywałą jak na kobietę dedukcją, domyśliła się, iż podły nastrój hrabiego zrodził się w domu jego ojca i zapałała ochotą, by co nieco hrabiemu uświadomić.
- Ojciec winien być z pana zadowolony. Jak pan ze mnie... - mruknęła cicho.
- Co proszę? - spytał, a zmartwienia na jego czole jeszcze mocniej się odrysowały grubymi kreskami.
- Mówiłam, iż ojciec pana powinien być panu wdzięczny. Pana ród dostał to, czego oczekiwał. Nie, żeby nie było w tym także mojej zasługi... Choć wnioskując po pana niezadowolonej minie, wciąż nie jestem wystarczająca. Zapewne nie przyznałby się pan do tego nawet idąc na stryczek...
Zmęczone oczy hrabiego pociemniały.
- Na miły Bóg! - żachnął się. - Czy pani myśli, iż świat kręci się tylko wokół pani?
Plecy Katy oblał lodowaty dreszcz.
- Ale - jęknęła, zaskoczona cierpką nutą w jego głosie.
Hrabia przymknął oczy, bo nie chciał nikomu więcej przysparzać niepotrzebnego cierpienia, a jednak wciąż to robił. Był jak trucizna, która truła powoli, ale boleśnie.
- Proszę sobie wbić do tej ślicznej główki, iż mój nastrój czasem nie ma z panią nic wspólnego. Może, choć raz zapytałaby pani, zamiast snuć te swoje wyssane z palca teorie...
Katy przełknęła ślinę.
- Proszę bardzo. Niechże się pani na mnie obrazi. - Spojrzał na nią zupełnie zrezygnowany. - Mnie już wszystko jedno...
Katy zrobiła wpierw tak, jak powiedział. Obraziła się, ale po głębszym namyśle przyznała hrabiemu trochę racji. Mogła go zapytać. Chciała go nawet przeprosić, ale hrabia zaszył się gdzieś i tej nocy spali osobno.
***
Czerniaków, który tak chętnie odwiedzała na coroczne odpusty na św. Bonifacego, zbrzydł je zupełnie, kiedy Florentyna okazała się tak samo małostkowa jak Rozalka.
Pani Lubowiecka, korzystając z nieobecności męża, właściciela fabryki cygar, z pochodzenia ziemianina, wdzięczyła się do ordynata, jakby zamierzała sama się za niego wydać. Nie musiała bowiem narzekać na zbyt uciążliwą obecność pana Lubowieckiego, gdyż lwią część swego czasu przeznaczał na pobyt w Warszawie, zajęty sprawami handlowymi. Cieszyła się więc urokami życia słomianej wdowy.
Katy spojrzała na męża, przypominając sobie ich ostatnią rozmowę. Miedzy nią, a hrabią nieporozumienia wciąż piętrzyły się jak wysokie góry, a ordynat zdawałoby się, chowając w niepamięci wczorajszą słabość, doskonale czuł się, będąc adorowanym przez jej siostrę.
- Oh, doprawdy nie przypuszczałabym, iż kupuje pan nasze wyroby tytoniowe. Zwykło się mówić, iż palacze zapadają na suchoty, a pan jesteś okazem zdrowia - zaśmiała się figlarnie, lustrując hrabiego. - Ja osobiście nie pochwalam tego natrętnego nawyku u mojego Kostka, ale przyrzekłam przymykać oko do czasu, aż finanse domowe będą się zgadzać.
- Ciekawym, czy pani mąż również podziela pani zdanie w kwestii hygieny zdrowotnej wielbicieli tytoniu - odpowiedział rozbawiony hrabia Borowski, ale Katarzyna nie słuchała nawet wypowiedzianego przez siostrę żartu.
Popijała herbatę z porcelanowej, ręcznie malowanej filiżaneczki, podziwiając pozłacane detale i różane wzory.
Katy takie flirciarskie zachowanie uznawała za uwłaczające jej osobie i gdyby ci dwoje raczyli zwrócić na nią uwagę, pokazałaby, choćby lodowatym spojrzeniem, co o nich teraz myślała.
- Katy, ptaszeczku, może zagrasz coś dla nas? - zaproponowała Florka i wzrokiem wskazała siostrze fortepian, stojący w wykuszowym oknie dworku, w jakim zamieszkała po ślubie.
Katarzyna nie odpowiedziała od razu. Spojrzała najpierw na Florkę, która uśmiechem ją zachęcała, potem zerknęła na męża, który minę miał raczej obojętną.
- Oczywiście, Florciu. Z przyjemnością - odparła sucho.
Wstała niechętnie i z teatralnym namaszczeniem, zasiadła przy instrumencie, nieco bardziej oddalonym od reszty mebli.
Buduar pani domu, urządzony w stylu empire był jasny i przestronny, co świadczyło o zamożności właściciela dworku. Ten Katy w mieszkaniu hrabiego był znacznie mniejszy, przez co poczuła irracjonalną zazdrość, a nie pokój przecie świadczył o wymiarze wolności kobiety. Jednakże boleśnie uświadomił jej, gdzie kończyła się jej własna swoboda i poczuła się stłamszona.
Czując wyczekujący wzrok na plecach, opanowała tremę. Przejrzała na pulpicie nuty do utworów, wybierając jeden z salonowych nokturnów Chopina i podniosła nakrywę klawiatury.
Ułożyła palce, choć nie grała dla przyjemności od dawna i zawsze krępowała ją publiczność. Pierwsze uderzenia w klawisze nie były czyste, ale później, niesione ukochaną melodią ręce, pracowały same i wydobywały ze strun najpiękniejsze dźwięki. Grała coraz mniej leniwie, mniej od niechcenia, bo im bardziej zanurzała się w patetyczny utwór, tym on odwdzięczał jej się całą gamą przecudownej muzyki.
Maciej nie spodziewał się ze strony Katji żadnej wirtuozerii. Grała poprawnie, szkolnie, idealnie dla pokazu na imieninach starej ciotki. Z czasem jednak jej palce zaczarowały instrument, bo zaczął grać melodię bardziej płynną, ale i melancholijną, pełną barw i obrazów.
Hrabia wstał, tracąc zainteresowanie trzpiotliwą szwagierką, która dostarczała mu wątpliwej rozrywki i podszedł powolnym krokiem do fortepianu, nie chcąc uronić ani jednej nuty.
Oparł się łokciem o obudowę i słuchał, choć Katy nie miała świadomości, że nie grała już tylko dla siebie. Gdy wygrała ostatnie nuty, położyła dłonie płasko na klawiaturze.
Wówczas spostrzegła obcą dłoń, która niczym intruz zaczęła wprawiać instrument w ponowny rytm, druga zaś znalazła sobie miejsce na pulpicie i przestawiła partyturę, zastępując melodię spokojnego, nastrojowego nokturnu dźwiękami walca minutowego.
Katy nie pozwoliła obcym palcom przejąć instrumentu, więc dołączyła w sekcji A. Rozweselone, ścigające się ze sobą, wirujące ósemki i trójki goniły się ze sobą jak para skorych do zabawy piesków.
Maciej usiadł obok na ławce i wówczas Katja obejrzała się na niego, nie potrafiąc pojąć, do czego to doszło, aby grali razem, jakby prowadzili ze sobą wykwintną, intymną konwersację. Ich obie dłonie na klawiaturze fortepianu zaskakująco ze sobą się zgadzały i między ich palcami przepływała melodia spójna, jak gdyby wygrywał ją jeden kataryniarz.
Młodej hrabinie serce biło nawet szybciej niż rytm szybkiego walca, uderzając o jej żebra z siłą, jakby za chwilę miało wyskoczyć z piersi. Udawała, że czyta nuty, choć oboje zdawali się znać je na pamięć.
Florka poderwała się z napoleonki, obserwując melancholijną czułość, z jaką dłonie hrabiego ordynata i jej siostry obdarzały instrument. Było to tak... niestosownie intensywne, że wykrzywiła z niesmakiem usta.
"Och, też coś...", pomyślała z palącą ją zazdrością w sercu.
Małżonkowie zaś, nie zważając na nic, ani na miejsce, a tym bardziej na towarzystwo pani Lubowieckiej grali dalej kolejne takty półnut i ćwierćnut. W pewnym momencie dwa palce ordynata Borowskiego, wykorzystując fragment z malejącym tempem, omsknęły się o zgrabne paluszki małżonki przy niższych, przydymionych, delikatniejszych dźwiękach, zapraszając sensualnym muśnięciem, skóra o skórę, do ostatnich, odważniejszych taktów.
Drganie instrumentu, gdy w równym, szaleńczym tempie Molto vivace wprawiali w ruch klawisze fortepianu, wygrywając piętnastotaktowe powtórzenie czuła na całym ciele. Choć ich muzyka, swobodna i niezakazana, niczym ulotna mgiełka, niosła się echem po pokoju, była w tym wspólnym graniu pewna intymność, którą Katy z fascynacją, ale też trochę ze wstydem uznała za mocno nieprzyzwoitą.
Katarzynę oblał rumieniec jeszcze większy, gdy kątem oka spojrzała na Macieja i ich wzajemne doznania artystyczne zwiększyła intensywność palącego, rozochoconego spojrzenia, którym ją obdarzył. Impuls, który przeszedł między ich spojrzeniami najeżonymi elektrycznością sprawił, iż poczuła w środku wstrząs, a palce prawie zaczęły jej drżeć z przejęcia.
Florentyna, umyślnie bądź nie, chwyciła za wachlarz i zaczęła machać nim zamaszyście, jakby chciała odegnać od siebie ten gorszący widok. Miała bowiem wrażenie, iż przed oczami stanęła jej scena jak z francuskiego romansu, w którym kochankowie drżą z namiętności, marząc tylko o tym, aby paść sobie w objęcia i oddać bez reszty pożądliwej, niepohamowanej żądzy.
Katy, z płonącym uczuciem, wygrywając tryl, spuściła wzrok z powrotem na klawiaturę i nie podniosła głowy, dopóki razem nie zakończyli utworu pierw skalą malejącą, a na końcu ostatnim, mocnym uderzeniem jak dobrze zgrana orkiestra.
Hrabina zaczęła z trudem łapać oddech, jakby skończyła właśnie szaleńczy galop, za to hrabia z widocznymi kroplami potu na czole, odskoczył od fortepianu, trawiony gorączką, gdyż w owej chwili byłby w stanie posunąć się do takiej nieobyczajności, o jakieś świat jeszcze nie słyszał.
Westchnął głęboko, dla uspokojenia i wówczas znowu, tym razem przez przypadek, złapał z żoną dłuższe spojrzenie. Podziwiał z zachwytem jej ogniste pąsy na policzkach i unoszącą się pierś, która jeszcze bardziej pobudzała jego fantazję, że ledwie był w stanie hamować własną namiętność.
- Bravo, bravo! Bravissimo!
Oboje ocknęli się dopiero wówczas, kiedy Florcia wstała i zaczęła bić brawo, pchana szczerością, gratulując udanego występu, który i ją niebywale poruszył.
Katy, bez słowa wybiegła, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Pan Maciej poruszył się niespokojnie, w pierwszym odruchu chcąc biec za nią, ale że nie był pewien swych zamiarów i trochę się przestraszył, dał się poprowadzić szwagierce do bawialni.
***
Przejechawszy przez bramę kamienicy po wizycie u Florki w Czerniakowie, Katy wysiadła pierwsza z lando, nim mąż wystawił jej swą pomocną dłoń.
Pan Maciej pomyślał, iż przez czas tej krótkiej przejażdżki rozpamiętywała ze wstydem ich namiętne uniesienie przy fortepianie i był wielce z tego powodu rad.
Trzymając kurczowo parasolkę w jednej dłoni, w drugiej chwyciła za poły sukni i ruszyła klatką schodową, a Maciej kończył jeszcze zamieniać słowo z Maurycym.
Niemal wbiegała po schodach, w drzwiach zderzając się z Halą, której na widok pani domu mina zrzedła. Spodziewała się bowiem wpierw ujrzeć swojego pryncypała by powitać go z serdecznością i uroczym uśmiechem skromnej, niewinnej dziewczyny.
Katy wręczyła służącej swoją parasolkę i kapelusz bez słowa.
- Dobrze, że pani hrabina już jest, bo Gefa od rana zła chodziła, że hrabiostwo ciągle stołuje się poza domem, jakby we własnym nie czekał na nich stół cały zastawiony - paplała Hala, nie dostrzegając, iż Katy nie zwracała na nią uwagi. - A dla jaśnie pana kazała mi przygotować...
- Nie teraz, Halu! - krzyknęła hrabina, a ten wybuch zaskoczył obie.
Choć dostrzegła w oczach młodej służącej łzy, że jej pani ją skrzyczała, sama cierpiała o tysiąckroć bardziej i pozostając niewzruszoną, nie bacząc na utratę dystynkcji, szybkim krokiem skierowała się do sypialni małżeńskiej. Po drodze wyciągała z głowy uwierające szpilki, aż jej włosy luźno spłynęły na ramiona, wdzięczne za wolność.
Zamknęła drzwi mosiężnym kluczem w zamku i nerwowo ściągnęła z siebie rękawiczki, rzucając z nerwami na materac łóżka.
Usiadła przed toaletką, jak za każdym razem, gdy musiała rozmówić się sama ze sobą.
Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała coraz szybciej, aż zagryzła szczękę, wściekła. Gdy to nie pomogło, podniosła fiolkę perfum z zamiarem rozbicia jej w drobny mak, ale w porę się powstrzymała przed takim atakiem gorączki, wydając z siebie zduszony krzyk.
Katarzyna była wykończona udawaniem szczęśliwej mężatki i oglądaniem zazdrosnych spojrzeń, które posyłały jej siostry. Czuła się jak umieszczona w zwierzyńcu małpa, którą raz miała okazję obejrzeć podczas zwiedzania Menażerii Jardin des Plantes, z tymże jej klatka była pozłacana i ciaśniejsza, gdyż tak chciało towarzystwo. A na dodatek ten fałszywy, ale ujmujący w swych dążeniach hrabia coraz częściej zatruwał jej myśli, wydzierając z ręki broń, jakim go atakowała, próbując zastraszać go swą obojętnością i chłodem.
Przywiodła dłoń do serca, próbując zwolnić jego bieg, ale ono wciąż się zachowywało, jakby wygrywało z hrabią żywiołowe, nieposkromione melodie.
W porze wieczornego posiłku, na którą się nie stawiła, z powodów oczywistych, usłyszała ciche pukanie do drzwi. Domyśliła się, iż to pewnie Hala z kolacją.
- Odejdź, Halu! - krzyknęła, kumulując w sobie kolejny napad złości. - Niczego nie potrzebuję!
Gdy nie usłuchała, a pukanie się nasiliło, Katy westchnęła, stojąc ze skrzyżowanymi rękoma. Tak, jak się spodziewała, niedługo potem zazgrzytał szczęk zamka, bo tym razem, zapewne pani Ofka, osobiście pofatygowała się sprawdzić, czy z panią nic złego się nie działo.
Ciężkie, długie kroki wypełniły upiorną ciszę.
- Mówiłam, że...
Urwała w półsłowie, gdy dwie, duże i szorstkie w dotyku dłonie objęły ją w pasie od tyłu.
Hrabia, bo to nie mógł być nikt inny, pochylił się i poczuła tuż przy uchu jego gładki, wygolony policzek. Usłyszała jak wciąga nosem powietrze, jakby zaciągał się swoim papierosem i sama zadrżała, nie mówiąc ani słowa, bo język stanął jej kołkiem. Kolejny raz jej mąż przejął kontrolę nad jej ciałem, które zdradziecko, wbrew rozumowi, mogłoby się nawet spalić w jego ramionach.
Nie mogła jednak na to pozwolić. Obiecała sobie być niezależna. Silna wobec męskich sztuczek. Chciała się wyrwać i szarpnęła się lekko, by ją puścił, ale jego gorąca dłoń mocniej zacisnęła się na jej biodrze.
- Znów chcesz mi uciec, Katjo? - spytał chrapliwym głosem, ale wyczuła w nim nutę rozbawienia.
Myśląc, iż chce się tylko kosztem jej zabawić, zrobiła coś odwrotnego. Przestała się opierać i z żelazną, obojętną miną poczekała na kolejny krok hrabiego.
Zachęcony, nie widząc sprzeciwu, przykrył jej drobniutką, śniadą rączkę swą męską, silną dłonią o kilka odcieni ciemniejszą, bo nie osłaniał jej od słońca rękawiczką. Idealnie do siebie pasowały, zauważył z podziwem.
- Masz takie sprawne ręce - mruknął przeciągle, wtulając bok skroni w jej rozpuszczonych włosach i rozpłynął się w ich fiołkowym zapachu. - Mogłabyś z nich uczynić dobry użytek...
Katy, panując nad wewnętrznym rozedrganiem, które objawiało także rozgrzewającym pulsowaniem w dole brzucha, pozostała uparcie milcząca.
Nie wykonała też żadnego gestu.
Pan Maciej westchnął ciężko, gdy zrozumiał, że trzymał w ramionach sztywną lalkę. Nie miał ochoty oddawać się igraszkom cielesnym z kimś, kto wyraźnie nie miał na to ochoty.
Pożądanie, które w nim wzbudziła jeszcze parę godzin temu wnet zastąpiła złość i rozczarowanie. Nie mógł pojąć jak to było możliwe, że w jednej chwili była taka słodko nieporadna, ale namiętna, pobudzona do granic, by za chwilę plusnąć mu w twarz lodowatą głębią swych skamieniałych oczu.
- Ryba jest mniej zimna od ciebie - mruknął kąśliwie, gdy znów rozdarła mu serce odmową.
- A pan zachowujesz się jak... wyrodne zwierzę! - pisnęła, zaciskając ręce w pięści i wbijając sobie paznokieć w skórę.
Zaśmiał się gorzko, boleśnie ugodzony jej niesprawiedliwymi słowami.
Czy ona naprawdę zrównała go do tych obrzydliwych, nieokrzesanych osobników, którzy dla zaspokojenia chuci, atakowali bezbronne panienki? Dbał przecież o maniery, do diabła i potrafił traktować kobiety z szacunkiem!
Pragnął jedynie zaznać choć odrobiny jej ciepła i względnego spokoju. O większym uczuciu z jej strony nawet nie myślał marzyć. Przecież była jego żoną i po coś, do cholery, się z nią ożenił. Gdyby chciał dalej szukać przygodnych podniet, wróciłby do przybytku hrabiny Gomólińskiej.
- Gdybym chciał posiąść cię jak... zwierz, dawno leżałabyś już na brzuchu - rzekł smutnym głosem, podskórnie podejrzewając, że przesadził z niewłaściwym doborem słów.
Katy zamachnęła się i wymierzyła mu płaski, lekki policzek. Usłyszała głuchy odgłos. A potem szybko cofnęła obolałą rękę, czując jak nogi zaczęły jej drżeć z przerażenia.
"Boże... Czy on mnie teraz uderzy?", pomyślała i zrobiła krok w tył, a łzy zaświeciły w jej oczach.
Głowa hrabiego zastygła na boku, zanim ją wyprostował, a Katy w lichym świetle lamp ujrzała jego pociemniałe oczy. Zagryzł zęby, potarł nos i już myślała, że zrobi jej krzywdę, gdy ze spokojem wymruczał:
- Wybacz. - Jego głos uginał się od skruchy. - Nie będę cię dłużej niepokoił. Dobranoc.
Wyszedł, zostawiając Katy zupełnie oniemiałą.
Za drzwiami sypialni usłyszał szorowanie twardego, naturalnego włosia o podłogę. Odszukał źródła dźwięku i ujrzał to młode, gadatliwe dziewczę, które kręciło się koło jego żony, pochylone na klęczkach.
Dziewczyna w upiętym z warkocza koszyczkiem wokół głowy i przewiązaną przyczułką przetarła czoło ze zmęczenia. Wytarłszy dłonie w biały fartuch, w zupełnych niemal ciemnościach, nie licząc niedopalonej świecy, wróciła do mycia desek podłogowych ryżową szczotą. Zakasała do połowy ud suknię z bufkami, gdyż było jej gorąco i raz jeszcze wymoczyła włosie w stojącym na podorędziu metalowym wiadrze z mydlaną wodą.
Panna Halina, słysząc kroki, uniosła z przestrachem głowę i jęknęła na widok swojego chlebodawcy. Na jej mocno już zarumienionych policzkach wyrosły czerwieńsze place.
Wstała z kolan, eksponując swoje długie, umięśnione łydki i stopy na boso odziane w pantofelki. Zadrżała nie ze strachu, raczej z pożądania, gdy powiodła śmiałym wzrokiem po dumnej, muskularnej sylwetce gospodarza. Śledziła z uwagą jego napiętą twarz.
"Jakże bych chciała, ażeby taki fatygant mnie wychędożył, ganc pomaga gdzie", pomyślała Hala i sapnęła tęskno.
- Czy życzycie sobie panie hrabio jeszcze czego? - Jej uwodzicielski głosik wlał mu się przyjemnym strumieniem do ucha.
Maciej przestąpił z nogi na nogę, oglądając sobie służącą dokładnie.
"Takie cichodajki są ogniste", pomyślał Maciej i przełknął suchość w ustach, bo wąż w jego głowie zaczął podszeptywać mu różne nieobyczajne wizje.
Hala dygnęła i wróciła do szorowania. Ordynat Borowski chwilę dalej stał. Obserwował ją przy pracy, w głowie analizując swe podłe myśli.
Dziewczyna nie przerywając szorowania, bezwstydnie spojrzała ordynatowi w oczy. Zagryzała lubieżnie usta przy większym wysiłku. Gdy się pochylała, jej dumnie wypięta i odsłonięta pierś falowała jak gałęzie na wietrze. Miała pokaźne, nieco obwisłe piersi w kolorze ciemnego piasku.
Borowski potrząsnął głową, bo nigdy nie spojrzałby tak na swoją pracownicę, wykorzystując niezdrową zależność, ale gdzieś z tyłu głowy zasiała się drobna wątpliwość, czy na pewno grzechem byłoby nie skorzystać okazji i użyć tej chętnej dziewczyny, skoro w jego łożu wiało chłodem.
__________________________
cabaret artistique (fr.) - kabaret.
Strajk dzieci wrzesińskich (1901-1902) - strajk uczennic i uczniów Katolickiej Szkoły Ludowej we Wrześni przeciw germanizacji szkół, głównie przeciw modlitwie i nauce religii w języku niemieckim.
proces wrzesiński - proces odbywał się w Gnieźnie od 14 do 16 listopada 1901 r.
układ czulcowy - dawniej układ nerwowy.
la fifille (fr.) - córeczko, córuchno.
otets (ros.) - ojcze.
partytura - zapis nutowy utworu muzycznego.
walc minutowy - przydomek Walca Des-dur op. 64 nr 1 Fryderyka Chopina.
Menażeria Jardin des Plantes - ogród zoologiczny położony w 5. dzielnicy Paryża, założony w 1793 roku.
przyczyłka/ czółko - opaska służącej, noszona zamiast czepka.
fatygant (gw. warszawska) - mężczyzna starający się o kobietę.
ganc pomada (gw.warszawska) - obojętnie, wszystko jedno, z niemieckiego.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top