XII
Kochany Przyjacielu,
Z prawdziwem zadowoleniem dowiedziałem się o Twem małżeństwie z panną Katarzyną. Porzucając kawalerskie życie, poślubiłeś zapewnie osobę, którą sobie szczerze ukochałeś i której przymioty umysłu i serca cię ku temu skierowały, dając gwarancyię szczęśliwego małżeństwa. Wyobrażam sobie teraz aposteozę radości Twej drogiej matki, kiedy wkrótce będzie piastować Twe dziecię i dumę Twego ojca z jedynego syna, dziedzica, który także rychło spodziewa się bawić na kolanie Twe potomstwo, obdarzając miłością jaką Twoi rodzice obdarzyli Ciebie. Daj Boże, aby było liczne.
Pozdrów gorąco ode mnie Twą szanowną małżonkę i przyjąć chciej braterski uścisk od Twego najserdeczniejszego przyjaciela.
Ksawery.
Paryż, 1901.
Katy odłożyła list z powinszowaniem na blat sekretarzyka, na równie ułożoną stertę, która rosła jak grzyby obok jej lewego ramienia. W przechodniej izbie, przylegającej do salonu, hrabia zagospodarował tymczasowo pokoik przeznaczony na jej buduar, gdyż wcześniej takiego pomieszczenia w ogóle w tym kawalerskim mieszkaniu nie posiadał.
Katarzyna starannie segregowała listy na te, na które niezwłocznie odpisała oraz te, które zostawiła hrabiemu do wglądu, gdyż nie znała ani stopnia pokrewieństwa ani zażyłości z adresatami.
Odłożywszy pióro wieczne, rozmasowała dłoń, która ścierpła od pisania kaligrafii. Czuła się, jakby znowu była na pensji, a jeszcze tyle pracy było przed nią.
Zaraz po śniadaniu służba hrabiego oczekiwała, iż przejmie obowiązki pani domu. Zaczęła od doglądania sprzątania pokojów, co czyniła po raz pierwszy, bo zawsze zajmowała się tym matka. Później, zaprowadzona do spiżarni, przejrzała czego brakuje, a przed południem usiadła do listów i nie miała czasu na przedobiedni spacer nad czym szczerze ubolewała. Pani Ofka bąknęła też coś na temat zrobienia sprawunków na rynku, ale o tym póki co nie chciała słyszeć, bo z dużo większą ochotą poszłaby na umówioną wizytę ze Stefcią do eleganckiego lokalu, zanim powróci przyjaciółka na wieś. Nie wiedziała jednak co na takie samotne wycieczki powiedziałby jej mąż, bo choć wbiłaby mu tym szpilkę w bok, wolała jak był na razie wobec niej potulny jak baranek. Wiedziała bowiem, że długo taki stan rzeczy może się nie utrzymać.
Odpisywanie na listy zajęło jej niespełna dwie godziny i jak spojrzała na zegar już była pora, aby zajrzeć do kuchni i upewnić się, że obiad będzie na czas. Co prawda pan Maciej nie powiedział, czy będzie obecny, ale pamiętała nauki, iż każdego razu trzeba gotować z nadmiarem; w szanowanym domu wszystko zawsze powinno działać sprawnie.
W kuchni poznała panią Gefę, kucharkę, która gotowała wybornie. Dreptała przy piecu jak młoda dzierlatka, a fajerka sama odskakiwała jak na rozkaz, gdy kładła kocioł na zupę. Tylko Hala narzekała, iż to jej przyszło w udziale taszczyć ciężkie wiadra z węglem, od czego brud wchodził jej za paznokcie.
W sekrecie podała Katy sposób topienia masła. Masło umieszczone w kociołku zawiesiła na silnym ogniu, nie dokładając do pieca, żeby ogień stopniowo się zmniejszał, a masło smażyło się coraz wolniej. Gdy roztopiło się całkowicie, nieczystości poszły na dno, obracając w rumiane kropki. Wyszumowawszy pianę z powierzchni, dała mu się jeszcze parę razy zagotować, po czym zdjęła z ognia. Nalawszy je do miseczek, powiedziała, iż można je zostawić do jutra, a po odstaniu i zawinięciu w papier nie wymagało solenia i mogło rok się nie zepsuć w spiżarni.
Na obiad podano zupę migdałową z ryżem, pieczeń huzarską z buraczkami i naleśniki z jabłkami, a wszystko smakowało Katy tym lepiej, że jadła sama. Po obiedzie w końcu miała chwilę dla siebie i usiadła do lektury książek, które ostatnio zakupiła u Fiszera i w księgarni francuskiej na Senatorskiej. Zostało jej jeszcze przejrzenie bieżących rachunków, zapisanie wydatków, co cudem zdążyła uczynić przed kolacją.
Wieczorny posiłek zjadła w pokoju, zbyt zmęczona, aby choćby zasiąść do stołu, a co dopiero by wyglądać przy nim dobrze i po zadysponowaniu jutrzejszego obiadu, była rada położyć się do łóżka, nie chcąc myśleć, że podobnie będzie wyglądać jej następny dzień.
Zastanawiała się jak jej matka dawała sobie radę z prowadzeniem domu, wychowując jednocześnie dziatwę i dogadzając ojcu, by przy tym się jeszcze nie forsować. Katy dosłownie po jednym dniu opadła z sił i prawie usnęłaby w cynowej wannie podczas kąpieli.
Gdy usiadła przy toaletce po dokładnym rozczesaniu włosów, Hala zaplotła je do spania w długi, luźny kłos, ujarzmiając loki za pomocą odrobiny fiksatuary. Był długi, gęsty i sięgał jej zakończenia placów, aż zadowolona z siebie służka cmoknęła z zachwytu.
Hrabina jej podziękowała, więc dziewczyna udała się do pokoju, zmęczona po całym dniu fizycznej pracy, rano bowiem czekała ją taka sama albo jeszcze gorsza orka. Pani Ofka wspominała coś o praniu, a z racji, iż hrabia nie zatrudniał praczek, ona była "od wszystkiego".
Katy, przyglądała się z niezadowoleniem swojej cerze, która wydała jej się szara i ziemista, lekko zasinionym oczom, którym nie podarowała zbyt wiele snu. Zaczęła nawet naciągać skórę na policzkach, które chwilę wcześniej wysmarowała mazidłem w pięknym opakowaniu, bo, ku własnemu przerażeniu, była pewna, że, dostrzega pierwsze zmarszczki. Na koniec szyję popryskała na noc perfumą od Pulsa, upajając się przyjemną zapachową nutą.
Najpierw zobaczyła w zwierciadle, a dopiero potem usłyszała kroki hrabiego, który wszedł do sypialni, zamykając za sobą drzwi.
Od razu cała się napięła i zacisnęła usta w wąską kreskę, obawiając się, iż przyszedł dzisiaj po to samo, co poprzednio. Przywdziała więc na twarz zbroję, licząc, iż jawną niechęcią i udawaną już nieco urazą, zniechęci go do siebie. W niczym nie chciała mu być dziś łatwą.
Maciej, pierwszą rzeczą, jaką zobaczył w świetle lamp gazowych, były loki żony, uczesane w starannie wypielęgnowany warkocz i jej piękną twarz o gładkiej, alabastrowej cerze. Tylko minę mogłaby zmienić.
Podszedł do Katji powoli, kiedy siedziała przy wieczornych rytuałach i niesiony potrzebą, zbliżył się, kładąc dłonie na jej ramionach i wdychając fiołkowy zapach jej włosów, który poczuł od progu. A że nie widział jej przeszło cały dzień i myśląc, że tak wypadało, pochylił się nad nią i ucałował w policzek, patrząc przez lustro na jej reakcję.
Katy nawet nie drgnęła, ale wciągnęła nosem zniewalający zapach wody kolońskiej. Wstała, odruchowo chwytając w dłoń szczotkę do włosów, jakby miała jej posłużyć do obrony. Spojrzenie, jakim obdarzyła męża było bezsprzecznie tak wrogie, że myśliwy ze strzelbą nie odważyłby się podejść do tej lisicy.
Ordynat przewrócił oczami i westchnął, bo wcale nie chciał dziewczyny bałamucić. Powoli zachowania hrabiny zaczynały działać mu na nerwy, ale zdobył się jeszcze na resztki cierpliwość.
— Chcesz się t y m bronić przede mną, Katerino? — spytał rozbawiony, wiedząc, iż dziewczyna zaraz obleje się rumieńcem wstydu i znów on będzie "tym winnym".
Po prawdzie, celowo ją zawstydził, aby mógł teraz podziwiać te słodkie, rumiane lica, ale prędko tego pożałował, bo z ustami w grymasie, wyglądała na jeszcze groźniejszą, co hrabiego przestało już bawić.
— Co pan tu robisz, hrabio? Czyżbyś pan nie widział, że jestem skonana i marzę o wypoczynku?
Kąciki ust hrabiego zadrżały i żałował, że nie nosił wąsów, by je przykryć.
"Skonana", zakpił w duchu, bo dokładnie wiedział z relacji podległej jemu służby, co też jego Katja robiła cały dzień i nie były to wykopki, a jeno lekkie prace domowe.
— To także moja sypialnia. Jakbyś nie zauważyła, w łazience są moje przybory toaletowe — odpowiedział, zdejmując z siebie ciemną, uszytą z kaszmiru kamizelkę, i został w koszuli.
Katy odjęło mowę, gdyż była przekonana, że sypialnia pana domu znajduje się w którymś z wolnych pokoi. Nie było dla niej mowy, aby dzieliła na co dzień jedno łoże z mężem, ale z przejęcia nie powiedziała ani słowa. Co też miała mu powiedzieć, skoro nie mogła go wyprosić.
Pani Borowska odsunęła się dalej od ordynata, jakby obawiała się z jego strony niebezpieczeństwa dla siebie.
Maciej, widząc jak Katja jeszcze bardziej pobladła, nie był na tyle okrutny, aby dłużej ją torturować.
— Spokojnie, sarenko, nie zjem cię — odparł, mocując się z wysokim kołnierzem, którego w męskiej garderobie szczerze nienawidził.
Katy nadymała buzię ze złości.
— Zajmiemy wspólny pokój do czasu, aż się do mnie nie przyzwyczaisz, a ja nie przywyknę do ciebie, hrabino. Nie obawiaj się z mojej strony żadnej napastliwości. Palcem cię dziś nie tknę ani nigdy w przyszłości bez twojej zgody. Połóż się już, skoro ledwie stoisz na nogach. — To ostatnie dodał z kpiącym uśmieszkiem na twarzy.
W łazience przebrał się w strój nocny, który też nie uważał za najwygodniejszy, a kiedy zauważył, że Katy nadal się nie położyła, zajął lewą stronę łóżka.
— Dobranoc, żono — zaakcentował ostatnie słowo i ułożył głowę na poduszce z zamkniętymi oczami.
Katy długo stała, obserwując hrabiego, aż nie usłyszała cichego chrapania. Zmęczenie w końcu z nią wygrało. Wstała więc z fotela i delikatnie odsuwając kołdrę, położyła się na samym krańcu materaca.
Noc spędziła niczym księżniczka na ziarnku grochu, leżąc nieruchomo na plecach. Liczyła baranki, ale sen nie przychodził. Złość nie pozwalała jej spać, bo czuła się jak chłopka, musząc dzielić z mężem jedną izbę. Zasnęła dobrze dopiero, kiedy hrabia zbudził się rannym świtem. Udając, że śpi, poczekała, aż po cichu wyszedł.
***
Tego samego dnia ubrana w suknię i żakiet, odpowiednie na spacer przedobiedni, Katy była gotowa do wyjścia. Było pogodnie i ciepło jak na wczesną jesień, więc stangret miał przygotować dla niej, z jej polecenia, wolant hrabiego, którym zamierzała wraz z Halą udać się na targ po lekkie sprawunki.
Służąca nie była z tego rada, gdyż całe przedpołudnie, pod czujnym okiem młodej gospodyni prała i pachniła bieliznę jaśnie hrabiostwa, a rano oberwała po głowie od Pani Ofki, że źle wypolerowała srebra.
"Och ci mój los. Prać mamine, a teraz hrabiowskie gacie. O ja nieszczęsna", utyskiwała w duchu.
Katarzyna czuła pewien rodzaj ekscytacji, gdyż po raz pierwszy, jako mężatka i pani domu, miała udać się na targ bez towarzystwa matki, aby sama rozglądać się za cenami, sprawdzać, czy wszystko zostało dobrze odważone, zanim na dłonie kupców posypią się kopiejki i ruble.
Poprawiła kapelusz na głowie, ozdobiony w pawie piórko i z dumną miną, kroczyła zadbanym podwórkiem kamienicy, aż do ozdobnej liśćmi winorośli bramy z furtą, prowadzącą na ulicę.
Jakie było jej zaskoczenie, że zamiast wolanta, ujrzała gotowego amarykana i Maurycego w odświętnej liberii.
Na to wyszedł za nią Maciej, podpierając się spacerową laską, choć jej nie potrzebował, a wydawało jej się, że nie było go w domu. Już do reszty czuła się skołowana.
— Gdzie mój powóz, hrabio? — Zaatakowała męża pytaniem, nim ten zdążył do niej dojść.
Maciej zmrużył oczy i przekrzywił głowę jak kruk, bo nic mu nie było w tej kwestii wiadomo, aby jego małżonka dokądkolwiek się wybierała. Wręcz przeciwnie, to on ją ze sobą zabierał.
Czyżby Hala coś przeinaczyła?
— Powóz już na nas czeka, Katerino — rzekł tonem pobłażliwym, nie do końca rozumiejąc jej pretensję. — Czas rewizytować krewnych, moja droga. Dobrze, że dzisiaj wystroiłaś się jak stróż w Boże Ciało, bo moja praciotka dostanie większych spazmów — uśmiechnął się sztucznie, lustrując żonę od stóp do głów.
Katy poruszała ustami, aby coś powiedzieć, ale słysząc wątpliwy komplement, cała spąsowiała, aby później jeszcze bardziej poczerwienić się ze złości.
— Ależ ja nigdzie z panem Maciejem nie jadę! — oburzyła się nieznośnie.
Maciej posłał żonie ostrzegawcze spojrzenie, gdyż hrabinie nie do twarzy był bunt przy służących. Rad był jednocześnie, że wrócił do siebie i znowu Katja potrafiła wzbudzać w nim poirytowanie.
— Halu? — ignorując żonę, odwrócił wzrok na pannę pokojową. — Odnieś rzeczy pani. Nie będą potrzebne.
Panna Halina dygnęła przed hrabią i posłała mu jawne zaproszenie; za każdym razem ten sam, słodko-niewinny, uśmiech młodego dziewczęcia, która gotowa jest spełnić jego najmniejszą zachciankę. Pan ordynat był w jej oczach pięknym dżentelmenem i dumała nad tym, iż z wielką chęcią pozwoli mu się uwieść, kiedy tylko straci z pola zainteresowania młodą żonkę. Choć swoją nową panią nawet polubiła, to z zadowoleniem przyjęłaby myśl, że pan Borowski mógłby być jej pierwszym mężczyzną.
— Skądże taki zamysł, że będę mieć czas na wizyty? — Katy zaczęła tyradę od nowa. — Ja nigdzie jechać nie mogę. Ja muszę dopilnować sprawunków.
Hrabia poczuł gorąco pod kołnierzem, bowiem powtarzać się nie znosił. Pomiarkował jeszcze swą złość, słysząc ten podniosły ton, jakby wizyta na targu równała się z audiencją u niemieckiego cesarza.
— Katjo — zaczął, pobłażliwie na nią patrząc — chyba nie myślicie, że puściłbym na targ dwie niedoświadczone panienki, aby stały się łatwym celem rabusiów. Na zakupach będzie ci towarzyszyć pani Ofka, póki nie nabierzesz wprawy w prowadzeniu domu. A teraz wsiądź, proszę.
Katy niemal łzy stanęły w oczach na zachowanie hrabiego, gdyż wcześniej papa potrafił zrozumieć jej argumentacje i przeważnie się z nią zgadzał. Hrabia za to kompletnie w jej przekonaniu jej nie słuchał, skupiając się jedynie na tym, aby on miał ostatnie słowo.
— Pan hrabia nie raczył mi wcześniej wspomnieć, że dzisiaj dokądkolwiek się wybieramy. Nie jestem odpowiednio ubrana na wizytę u hrabiny. — Próbowała dalej ułagodzić męża.
Ordynat zobaczył te sarnie, błagające oczy, ale w przeciwieństwie do starego Staszkiewicza, nie robiły na nim wrażenia. Nie, kiedy wiedział, że służą jedynie kaprysom i machinacjom.
— Nie? — Na jego czole pojawiła się udawana konsternacja. — Możliwe, nie przeczę, że zaszło nieporozumienie, ale właśnie poznałaś nasze nieodwołalne plany. Hrabina Krasińska już nas oczekuje niecierpliwie.
Złość na twarzy pani Borowskiej odrysowywała się coraz wyraźniej i z większą siłą zaciskała dłoń na drewnianej rączce, jakby miała ochotę uderzyć męża parasolką i wrócić do pokoju.
— Ostrożnie, Katju. To broń obusieczna — rzekł lekkim tonem, aż kącik jego ust wygiął się w uśmiechu. — Ma chère femme? — poprosił, podając dłoń swojej pani.
***
Czcigodna Panno młoda!
Podobna do lilii w blasku piękności stanęłaś dziś, strojna ślubnym wieńcem u stóp ołtarza, by słowami wiecznej przysięgi złączyć żywot Twój i serce Twoje z tym, którego los wybrał Tobie na dozgonnego towarzysza. Odtąd masz mu być towarzyszką najwierniejszą, serdeczną przyjaciółką na wszystkie życia dole i niedole; masz mu być powierniczką w chwilach trosk i smutków najboleśniejszych, i owym Aniołem, który go krzepić ma w nim wiarę i nadzieję, dawać otuchę i odwagę do walki z przypadłościami.
W dłoniach Twych spoczywa Jego szczęście, bo Tyś masz się stać tem blaskiem Słońca i Księżyca, które rozpromieniać ma mu dzień i noc, podtrzymującym ciepło domowe ognisko rodzinnego zakątka, które stać ma się schronieniem najmilszym Twego męża, gdy po wysiłkach pracy codziennej pragnie w niem znaleźć siedlisko słodkiego wytchnienia.
Czcigodna Panno młoda! Obowiązki Twe, jakie przyjęłaś dziś na siebie, są najświętsze i poważne, bo nie tylko wobec męża masz zobowiązania, ale i wobec nowej familii i społeczeństwa całego. Jakże ważne, aby z najznamienitszych rodzin domowych wyszli przyszli wielcy obywatele i obywatelki. Z łaską Bożę, niech z gniazda Twego wyfruną same mężne orły i cnotliwe orlice na chwałę rodu i ojczyzny! Obyś w tem nowem świetniejszym życiu swojem, które bramy szeroko przed Tobą się rozwarły odnalazła sens i zadowolenie, aby dopełnić szczerze obowiązki, jakie zawdzięczasz Opatrzności Bożej!
Bogu Cię polecając. Czcigodna Panno młoda, przesyłam Ci wyraz szacunku i czci.
Twa wierna krewna
Z Borowskich
hr. Józefina Krasińska
Katy przywoływała w myślach list, jaki otrzymała od "ciotki Józefy", jak kazała o sobie mówić w kruchcie kościoła, gdy obojgu małżonkom składała życzenia wszelkiej szczęśliwości na nowej drodze życia.
Wówczas była o wiele bardziej powściągliwa, żeby nie rzec, oschła, jakby całym swym dostojnym jestestwem afiszowała, że nie w smak jej było to całe małżeństwo, więc Katy się zastanawiała ile fałszu kryło się za słowami wyrytymi grubymi literami na papeterii i co chce ugrać, biorąc ją pod włos.
Przekraczając ponownie próg jej domostwa, jakby przed nią uchyliła się paszcza lwa, serce niepokornie zaczęło bić jej w piersi, choć po drodze poprzysięgła sobie, by nie dać starej magnatce powodu, by mogła dalej kwestionować wybór ordynata. Zacisnęła mocniej palce na materiale powłóczystej sukni z lekkiej wełny, którą co rusz wygładzała, jakby od tego miała zależeć przychylność starej hrabiny.
Dźwięk dzwonka zabił w jej uszach niczym dzwon Zygmunta i Katy skupiła się w sobie, ale prędko wyprostowana i dumna, podniosła podbródek.
Czujnemu oku hrabiego nie umknęło podenerwowanie małżonki, więc zanim w progu przywitał ich lokaj, nachylił się nad uchem żony, a Katja znów poczuła cytrusowy, uroczo drażniący zapach wody kolońskiej, mydła do golenia i czegoś jeszcze... Cygara? Cóż to było dla niej za intensywne połączenie.
— Nie okazuj przy ciotce lęku. Karmi się nim jak pies soczyście krwistym kawałem mięsa.
Katy zadrżała, nie wiedziała, czy spowodowała to bliskość męża, czy jego słowa, ale jeśli w ten sposób zamierzał jej dodać otuchy...
— Matyusha!
Urwała swą myśl, gdy usłyszeli mocny okrzyk.
Stara hrabina Krasińska, podpierając się na eleganckiej lasce, wkroczyła niespiesznym krokiem do reprezentacyjnego przedpokoju z ponadczasowym szykiem, które należałoby zachować na kratkach pleografu. Nie byłoby nic nadzwyczajnego w tej zbliżającej się do spotkania ze Stwórcą staruszce, gdyby nie to, iż w ręku bez skrępowania i zapewne wbrew wszelkim zaleceniom swych lekarzy, trzymała kieliszeczek winiaka.
Zbliżywszy się do gości, Katy miała niemal pewność, iż oprócz trunków, ciotka Józefa zażywała też tabaki, co wywołało na jej ustach szok, który w porę zdołała zatrzymać dla siebie.
— Ciotuchno... — mruknął Maciej i pokręcił głową z dezaprobatą. — Czyżbyś znów dodawała sobie zdrowia i animuszu syropkiem z klonu?
— Jak zwykle zrzędzisz gorzej od swego kryształowego ojca — warknęła. — A pewno gdyby nie ta urocza dama, bodaj spotkalibyśmy się ponownie z okazji mojej ostatniej posługi...
Katarzyna, nie wiedząc dlaczego, oblała się rumieńcem wstydu, zaś hrabia nic sobie z tego nie robiąc, parsknął śmiechem tak donośnie, jakby brakło mu umiarkowania.
Gdy układała już słowa przeprosin za nietaktowne zachowanie męża, hrabia podszedł do krewnej, klęknął przed nią i ucałował jej nagie, pomarszczone jak skórka pomarańczy dłonie z szerokim uśmiechem.
— Ma chère tante...
— Un bâtard quand même, je ne crois pas — mruczała do siebie.
Skrępowana tym nagłym wybuchem czułości, młoda pani Borowska czekała, aż hrabina się z nią łaskawie przywita, o czym z racji wieku mogła zapomnieć, ale ta ledwie obrzuciła ją spojrzeniem, jakby była natrętną muchą, którą strzepnęła z przedramienia.
— Kości mnie już bolą. Przydaj się na coś i zaprowadź starą ciotkę do jej królestwa.
Pan Maciej posłużył hrabinie Krasińskiej swym ramieniem, a Katy, nie widząc innej możliwości, poczłapała za nimi jak jakaś panna służebna.
Krasińska rozsiadła się wygodnie na szerokiej otomanie, na której wcześniej siedziała Katy tego pamiętnego popołudnia, gdy pierwszy raz miała przyjemność konwersować z przyszłą krewną.
W jednej chwili wszystkie odczucia wróciły. Wstyd. Upokorzenie. Nienawiść. Potrzeba zmycia z siebie brudu, jakby nim obrosła. Jej przeszywające duszę spojrzenia, które wypalały w niej całkiem namacalne dziury, sprawiając, że jej przekora topiła się jak stopy żelaza.
Zamiast lęku wolała jednak pielęgnować w sobie złość.
— Miło, iż ciocia zechciała nas tak godnie przyjąć — odezwała się po raz pierwszy Katy, gdy zajęci sobą, hrabia i jego ciotka, w ogóle nie przejmowali się jej obecnością — zważywszy, iż poprzednim razem całkiem inaczej zapamiętałam ten salon...
Dwie głowy rodu Borowskich odwróciły się, a ich miny wskazywały, iż zaiste, zapomnieli o niej. Hrabia tym faktem czuł się niepocieszony, zaś starej matronie było to zupełnie obojętne, co nie omieszkała wyrazić.
— Siadaj, dziecko. Nie stój jak mój Anioł Śmierci... Jeszcze pomyślę, iż czyhasz, aż zemrę.
Hrabia uśmiechnął się zza dłoni, na której się wsparł, nie dlatego, iż żarty z własnego końca dziś się ciotce wyjątkowo trzymały, bo przyzwyczajony był do nich, a dlatego, iż w tym stroju trudno było Katję przyrównać z demonem. Prędzej do stworzeń o czystym sercu, ale niezdrowej próżności i fascynacji zbędnymi bibelotami, choć skromniejsze wcielenie Katy w chwilach nagłego, ogromnego wzburzenia miało wiele z sił nieczystych.
Te słowa Katarzynę do cna skonfundowały, bo gdzie by śmiała życzyć komuś śmierci, a co dopiero stać się przedłużeniem ręki kata. Zamilkła ze spuszczonym wzrokiem, przygwożdżonym do podłogi, tracąc pewność siebie i znów zapłonęła rumieńcem.
Kątem oka ujrzała, iż hrabia przyglądał się jej z cichym nabożeństwem w oczach, jakby byli teraz w sypialni, a nie w buduarze pani domu.
Starsza hrabina wolała zdusić atmosferę w zarodku, nim jej prasiostrzeniec całkiem głowę straci, a miała z nim do omówienia poważniejsze tematy, niż to, nad czym pracowała maszyneria w jego spodniach.
Cmoknęła z niezadowoleniem i pochyliła się nieco nad stolikiem z marmurowym blatem, by odnaleźć lorgion. Chciała się przyjrzeć drogiej pani Borkowskiej, a znów gdzieś zapodziała swoje binokle. Jak na złość, nie było jej panny Lubańskiej, by je przyniosła, bo sama odesłała ją do złotnika, by wyczyścił cenną biżuterię rodową. Skąd, inąd, prezent dla obecnej tu Kateriny właśnie.
— Jak mniemam jestem pierwszą, której przyprowadziłeś swą cichą małżonkę.
Pan Maciej leniwie przerzucił wzrok na ciotkę Józefę, lekko zły, iż odwróciła jego uwagę od uroczych pąsów żonki.
— Oczywiście. Niech to będzie dla cioci jak próba generalna w teatrze, nim ukarze ją szerzej publiczności.
— Obyś tylko nie musiał najeść się wstydu przed gawiedzią — mruknęła posępnie pani Krasińska.
Katy wybałuszyła oczy. Jak śmieli rozmawiać o niej w jej towarzystwie? Już kilkukrotnie, za pannę, traktowano ją jak powietrze lub element wystroju wnętrza; miły dla oka, elegancki, ale w sumie bez większego znaczenia. Dłużej nie zamierzała pozwalać na takie traktowanie.
— A jak cioci nie wstyd!?
Pan Maciej obejrzał się na Katarzynę, zaskoczony, ale i żywo zaciekawiony jej reakcją, ale nestorka rodu zignorowała jej wybuch i wytężając wzrok, zerkała na nią spod szkiełka.
— Zmizerniałaś — stwierdziła bez ogródek, bo było jej wolno i dalej swobodnie deliberowała nad powierzchownością młodej mężatki, bo nikt jej nie przerwał. — I jakaś ty drobna... Pewno ledwie skubie jak ptaszek... — dodała, patrząc z pretensją na hrabiego, jakby on był temu winien.
Katy przełknęła tę uwagę z trudem, bo nigdy temat jej wyglądu nie należał do kwestii komfortowych. Wręcz przeciwnie, zawsze znajdowała sobie powód do czynienia sobie wyrzutów, gdy siadała sama przed zwierciadłem swej toaletki.
— Ostatnimi czasy nie sypiam za dobrze... — odparła szczerze Katarzyna, bo kłamstwo hrabina wyczułaby nosem.
Ciotka Józefa przytaknęła, przyjmując te słowa i widocznie rozumiejąc jej nieznośne położenie, odetchnęła a jej twarz wreszcie rozluźniła się, niemal złagodniała.
— Nowe miejsca sprzyjają insomnii — przyznała otwarcie, ale prędko dodała — ale hrabina Borowska wnet przekłada ułomności w pracę i wypełnianie powinności.
— Nie narzekam na brak obowiązków, hrabino.
Pani Krasińska przyjrzała się twarzy Katji uważniej.
— Są za ciężkie?
— Bynajmniej — odparła, wyczuwając w głosie starowiny podstęp i nie dała się podejść. — Nie gorsze od tych, które zapewne droga ciocia by mi zleciła.
Czoło hrabiny się zmarszczyło jeszcze bardziej, a Katy przeszył lodowaty dreszcz po plecach. Już się zaczynała kajać w duchu, iż nie ugryzła się w język. Chciała nawet nieco złagodzić wypowiedź, by zedrzeć ten szorstki ton, ale hrabina fuknęła teatralnie i rozluźniona, jakby w zapomnieniu, rzekła:
— Jeszcze wiele nauki przed tobą, moje dziecko.
Oczy Katy zwęziły się jak u drapieżnika.
Nie była już dzieckiem, a na pewno nie jej.
— Zwykłam być pilną uczennicą, ale teraz jestem panią na Borowicach — zaznaczyła, patrząc hrabinie w oczy. — Biorąc pod rozwagę fakt, iż cioci zacny ród wybrał mnie na ordynatową, czyż nie wolno sądzić mi zatem, iż również ode mnie przyszłe pokolenie panien Borowskich będzie pobierać naukę? Chyba, że w istocie się pomylił, czego obie byśmy sobie nie życzyły, bo byłaby to dla nazwiska Borowskich une catastrophe.
Hrabia uśmiechnął się z satysfakcją, jakby tym chciał utrzeć starej Krasińskiej nosa. Czasem Katarzynie się wydawało, iż komunikowali się między sobą w nieznanym jej języku, do którego dostępu jej bronili.
Maciej darzył ciotkę szczerym uczuciem, niewymuszonym konwenansami, które często wspólnie omijali. Łączyło ich coś w rodzaju pokrewieństwa dusz, choć bywało, iż niektóre kwestie ich znacznie od siebie różniły jak dwie odnogi tej samej rzeki.
Pani Krasińska z urażoną miną i tonem surowo nakazującym odparła:
— Robisz się wygadana jak mój drogi krewniak, ale pamiętaj, milutka, iż hrabina nie zawsze może wyrzec wprost to, co myśli. Sztuką jest mówić głośno, nie dobywając z siebie głosu. A już zwłaszcza nie strój winien krzyczeć.
Katy mimochodem obejrzała się na swoją nową toaletę, od której w kilku miejscach nagle zaczęło ją mrowić, tam, gdzie materiał bezpośrednio stykał się ze skórą. Jeszcze do chwili dawała jej poczucie dorosłości, zaś teraz czuła się jak członek obwoźnej trupy cyrkowej.
Drugi raz pani Krasińskiej udało się Katarzynę zdeprymować, ale tym razem nie spodobało się to hrabiemu. Wymierzył w ciotkę surowe spojrzenie, prosząc by więcej nie wprawiała jego małżonki w taki stan.
Pani Krasińska jednak miała swoje zdanie. Już dawno przestała słuchać mężczyzn.
— Rumieni się jak wzór czystości, a woń cnoty czuć od niej na kilka wiorst — skwitowała, kręcąc nosem. — Czy aby na pewno zrobiłeś wszystko jak należy?
— Wątpisz w mą sprawność?
— Dość już skaz w naszej rodzinie — odburknęła, a jej mętne oczy skryły się za tajemnicą.
Mina Macieja spoważniała.
Usta Katy zaś rozchyliły się, bo choć rozmowa dotyczyła jej i jej, jak to doktor nazwał, płciożycia, co było wręcz nie do pomyślenia, widocznie taka bezwstydność powszechnym zwyczajem była obecna w tej familii.
Czuła się, jakby była jeno przedmiotem ich kłótni, którą sobie wytoczyli i narastała w niej z tego powodu uwierająca wściekłość.
— No już, już! Nie dąsaj się, droga Katerino. Jeszcze nie raz usłyszysz coś, co cię ubodzie. — Widząc jej zawziętość na twarzy, hrabina posłała Katy wyrozumiały uśmiech. — Przypuszczam, iż w wielu przypadkach za przyczyną będzie stał twój zacny małżonek.
Pan Maciej, wywołany do odpowiedzi jak uczeń gimnazjum, spuścił głowę, ale za chwilę jego oczy spotkały się z Katją.
— Wnet się przekonasz, iż towarzystwo mężatek jest niczym rój szerszeni. Bzyczą ci nad uchem, jedna przez drugą, płodząc co rusz nowe robotnice i jałowych samców, byle utrzymać gniazdo. Jeśli nie wytworzysz w sobie żądła i nie nauczysz kąsać jadem, Katjiuszko, ktoś ukąsi ciebie.
Katy, choć uznała słowa hrabiny za uprzejmą radę, nie chciała słyszeć o tym, iż miałaby się stać kimś podobnym do hrabiny. Na samą myśl o tym zrobiło jej się niedobrze.
Resztę wizyty spędzili przy słuchaniu lektur, specjalnie ku temu wybranych. Hrabina poprosiła, by Katy im poczytała, a wówczas jej spokojny głos zaczął roznosił się przyjemnie po saloniku jak aromat esencji zaparzonych herbacianych liści, którą oboje Borowscy wdychali z uwielbieniem, słodząc napar konfiturami.
Gdy skończyła, zaoferowała, iż sama zaniesie je do skromnej biblioteki, która mieściła się w sąsiednim pokoju. Po drodze spotkała pannę Lubańską, która ściągała właśnie z głowy ciemny kapelusz z woalką. Cała ubrana była w przytłaczającą, wyblakłą nieco czerń, jak gdyby właśnie wróciła z pogrzebu, nie z zakładu jubilerskiego.
Katy zesztywniała, książek niemal nie wypuściła z rąk, jakby zobaczyła ducha. Postać tej kobiety dręczyła ją czasem w snach i za każdym razem wywoływała lęki. Jednym razem objawiała jej się jako upiór, innym ona sama nosiła jej znoszone ubranie z ponurym wyrazem na bladej twarzy. Czuła się, jakby znalazła się w jednym z nich.
— Hra... hrabina prosiła, by to odnieść — wydukała, wskazując wzrokiem na książki.
— Ja to wezmę, hrabino. Pani nie wypada — odrzekła cichym, ale całkiem zrozumiałym tonem człowieka, który stąpał jeszcze po tym świecie i był całkiem realny.
Katy z wrażenia odjęło mowę. Nigdy wcześniej nie słyszała, by panna Lubańska się do kogokolwiek odzywała, przynajmniej nie, gdy pani Krasińska była w pobliżu, tak, jakby ta zaszywała jej usta lub zabraniała tej kobiecie prawa głosu w jej obecności.
Katy podziękowała uśmiechem, wymuszonym i nienaturalnym, i prędko uciekła z powrotem do buduaru nowej krewnej. Zatrzymała się jednak przed oszklonymi drzwiami francuskimi, gdy do jej uszu dotarła cicha rozmowa między ciotką, a mężem.
— Mówiłam, że uszyję z niej hrabinę — przekonywał hrabia, gdy jego praciotka zaciągała się papierosem jak dandys w angielskim klubie dla dżentelmenów.
— Sam dobrze wiesz, iż to ledwie dobry materiał... Póki co, żadna z niej hrabina.
Pan Maciej nadąsał się i całą swą postawą prosił.
— Nastawię ją jak szwajcarski zegar. Będzie ciocia zadowolona i jeszcze mi podziękuje.
— Nad grobem mi podziękujesz, gdy cały mój wysiłek legnie ze mną w dole, w tym przyszłość tej familiji — powtórzyła lekkim tonem, jakby to, że zbliża się dzień jej śmierci uważała za rzecz oczywistą, ale nie to, że nie osiągnie zamierzonego celu swych działań.
Hrabina Krasińska, z domu Borowska, przez lata czekała, by to Maciej mógł objąć ordynację jej rodowego majątku, jaki zostawił ich ojciec. Tak wiele czasu mu poświęciła, wyuczyła, doradzała. Nawet łoiła, jak było trzeba, by wyrósł na tego, kim został.
Wiele w niego zainwestowała, wielką pokładała w nim nadzieję. Jeśli ten ród ma przetrwać, to tylko z Maciejem u sterów, z nikim innym. Póki żyje, nie pozwoli, by cały majątek wpadł w niepowołane ręce.
— Omal jej ciocia nie zniweczyła, gdybym jej wtedy nie powstrzymał.
— Jakość żelaza poznaje się w czasie kucia, jakość klaczy w czasie jazdy.
— Nadal ciocia uważa, że kupiłem kobyłę bez rzędu?
Katy ścisnęło w żołądku. Poczuła obrzydzenie do ich obojga, nie mogąc uwierzyć, iż hrabina i ordynat byli w zmowie i od początku to przed nią ukrywali.
— Pragnię, Matvey, jedynie usnąć spokojnie, wiedząc, iż to, na co oboje pracowaliśmy, nie rozpadnie się przez twe skłonności do buntu.
— Jeśli przyjdzie mi zapłacić za swoje ideały, poniosę wszelkie koszty. Pierwej jednak zabezpieczę interesy familijne, choć ciocia sama dobrze wie, że gardzę ich małostkowością niemiłosiernie. Zawarcie małżeństwa z Katją to dopiero preludium w tej smutnej symfonii.
Nie chcąc już niczego więcej słyszeć Katarzyna z zaciśniętymi zębami, weszła do środka. Tak, jak się spodziewała, Borowscy odskoczyli od siebie i udawali, iż prowadzą ze sobą kurtuazyjną pogawędkę. To zezłościło dziewczynę jeszcze bardziej.
— Nie chcemy dłużej nadwyrężać zdrowia cioci — rzekła, patrząc jej surowo w oczy i jakby mogła, przelałaby w nią całą swą nienawiść.
Zdumiony hrabia, który wyczuł zmianę nastroju u Katji, również wstał z fotela, ale ukrył to przed ciotką, która w napięciu czekała, aż panna Lubańska przyniesie jej prezent dla małżonki prasiostrzeńca, jakby jej podopieczna znała jej polecenia zanim je wypowie.
— Racja, mia bella — odparł i stanął obok połowicy.
Katy nawet nie uniosła oczu, a ciałem ordynata wstrząsnęło rozżalenie. Obiecał sobie, iż jak tylko wyjdą, spróbuje zmienić jej nastawienie.
— Niech ciocia przyjmie od nas szczere życzenia zdrowia i raczy nas w stosownej chwili rewizytować — dodał przymilnym tonem, od którego Katy zbierało się na mdłości.
"Niedoczekanie twoje", pomyślała.
Wtem do saloniku gospodyni wtargnęła panna Lubańska, która niosła przed sobą wielkie, eleganckie pudełko. Katy nie domyślała się, co mogłoby się w nim znajdować, ale wyglądało na drogie i ciężkie.
Pani Krasińska z trudem podniosła się z kanapy i z tajemniczym uśmieszkiem pod nosem, zwędrowała obok panny Lubańskiej, której nawet nie musiała instruować, bo jak na cichy rozkaz, uchyliła wieko.
— Na odchodne, chciałabym obdarować cię, droga Katerino, sentymentalną biżuterią rodową.
Katy rozchyliła usta, tym razem ze szczerego wrażenia.
Klejnoty, które ujrzała biły po oczach blaskiem, niczym insygnia królewskie. Jej oczom ukazała się spektakularna, wysadzana szmaragdami kolia; złota broszka w kształcie tulipana wplątanego w liście koniczyny; pierścień z herbem Rogala, herbem rodowym Borowskich, i rubinowym oczkiem oraz długie kolczyki z perłami i zapinką w formie łezki.
Katy w życiu nie widziała piękniejszych drogocenności.
— Noś je z dumą, jak poprzednie Panie Borowskie — rzekła, a usta Macieja powędrowały w górę. — Tylko zmień garderobę... — dodała do siebie.
Katy, opanowując zaszokowanie, chciała rzec, że nie będzie jak "poprzednie Panie Borowskie" i nie zamierza mieć niczego, co kiedyś należało do nich. Ręka jednak, na przekór rozumowi, niechybnie chciała odebrać klejnoty.
— Ja wezmę — wtrącił się hrabia i zabrał od panny Lubańskiej pudło. — Nie chcę, byś forsowała swoją drobną rączkę.
Bez zezwolenia wziął dłoń Katarzyny i przyłożył sobie do ust, patrząc jej w oczy, jakby chciał nakłonić nienagannej skromności dziewczynę do schadzki.
Nawet przez rękawiczkę poczuła ciepło jego warg i to ciepło się po niej rozlało, zatrzymując w przeciwnych miejscach, że chciała wyrwać dłoń hrabiemu, ale Maciej jej na to nie pozwolił.
Hrabina chrząknęła, kręcąc głową, bo amory już dawno wywietrzały jej z głowy. Po swoim następcy, uwielbianym dziedzicu, spodziewała się odrobiny więcej pohamowania i powściągliwości, gdyż nie posądzała krewnego o pałanie namiętnością do tej dziewczyny.
Ordynat przekazał podarunek lokajowi, prosząc, by na niego uważał, a ten zaniósł go do powozu i zabezpieczył.
Małżonkowie pożegnawszy się, wyszli razem, pod rękę. Młoda pani Borowska myślała, że zaraz ruszą, ale gdy tylko drzwi się za nimi zamknięty, hrabia chwycił żonę w pasie, przygarnął jak w nieprzyzwoitym tangu argentino, który raz podpatrzył w hiszpańskim burdelu i przypadł plecami do ściany kamienicy.
Katy zabrakło powietrza, bo ledwie odetchnęła po pocałunku w rękę. Kontrast, jaki wywołało uczucie zimnego muru na karku i plecach z ciepłem, jakie emanowało od ciała hrabiego przyprawiło Katarzynę o szybkie bicie serca.
— To nie będzie dłużej potrzebne — rzekł i wyciągnął z jej kapelusza, przypięte długą szpilką, długie pawie piórko, choć najchętniej w ogóle ściągnąłby kapelusz z szerokim rondem z jej głowy, który utrudniał mu do niej dostęp. — I to — nachylił się, pociągnął i oderwał ze spódnicy irytującą kokardę w kształcie kwiatu lotosu, która złośliwie przypominała mu, iż zasłaniała jej kibić i zgrabne nogi, a jaką, zdaniem Pani Borowskiej, modystka pięknie udrapowała. — A tym zajmiemy się w sypialni... — dodał, pociągając za brzeg jej rękawiczki, a Katy poczuła chłód od odkrytej skóry.
Katy dziękowała Bogu, iż byli na zewnątrz, bo zabrakło jej powietrza. A potem jej lica znów zapłonęły, gdy uświadomiła sobie, do czego dopuściła na jego oczach.
Uśmiech zastygł na ustach pana Macieja.
— I taka podobasz mi się... diabelsko — mruknął z ustami przy jej ustach, gdy skończył.
Kiedy zadowolony z siebie hrabia ocenił, że efekt jego zabiegów przeszedł jego oczekiwania, Katarzynie było tak wstyd się pokazać na ulicy w podartej sukni, iż marzyła tylko o tym, by ziemia się pod nią rozstąpiła i pochłonęła ze sobą. Mąż jednak swoim silnym ramieniem ciągnął ją za sobą, choćby i do samego dna piekieł.
Katy po ostygnięciu głowy doszła do wniosku, iż w walce z nim musi wytoczyć cięższe działa. Nie zamierzała przejmować żadnych męskich nauk, tym bardziej od człowieka tak nikczemnego i bałamutnego. Odtąd wszystko postanowiła poddawać rozsądkowi i już nigdy nie dać się złapać w jego pajęcze sieci.
Drugi raz nie da mu się tak zaskoczyć.
__________________________
Księgarnia i Skład Nut założona przez Jana Fiszera na ulicy Nowy Świat 9 w Warszawie.
Księgarnia francuska "Violet" na Senatorskiej 29, widniejąca na Roczniku Adresowym Królestwa Polskiego z 1901 roku.
daw. brylantyna, stosowana na początku XX wieku jako środek do pielęgnacji włosów o różnych zapachach.
FryderykPuls - założył w 1852 r. fabrykę mydła. Działalność zaczynał od niewielkiejwytwórni przy ul. Królewskiej 17a, przeniesionej później do pałacu Skwarcowaprzy ul. Krakowskie Przedmieście 11. Rozszerzał stopniowo asortyment, do mydełdoszły pudry, kremy, wody kolońskie, perfumy – wszystko pięknie pakowane.
amerykan —czterokołowy pojazd konny na resorach, używany w pierwszej połowie XX wieku; amerykanka.
pleograf — aparat kinematograficzny służący jednocześnie do rejestracji materiału filmowego oraz jego projekcji, skonstruowany przez polskiego wynalazcę Kazimierza Prószyńskiego w roku 1894, niecały rok przed podobnym wynalazkiem braci Lumière.
winiak — to rodzaj alkoholu destylowanego przez podgrzanie i leżakującego w dębowych beczkach; może być nią koniak, brandy itp.
Ma chère tante (fr.) — Moja kochana ciociu.
Un bâtard quand même, je ne crois pas - w wolnym tłumaczeniu: "I tak ci, draniu, nie wierzę".
binokle — odmiana okularów osadzone na nosie za pomocą sprężynki, bez uchwytów za uszy.
gawiedź (pogard.)— natrętni gapie.
Insomnia - łacińska nazwa bezsennośco
une catastrophe (fr.) — katastrofa.
wiorsta — rosyjska miara długości.
___________________________________________
No to kochani, na tym koniec. Jak pewnie zauważyliście Katy nie bardzo jeszcze orientuje się w świecie, do którego weszła. Dla niej wszystko jest czarno-białe.
Czy jednak zobaczy, że świat jest inaczej zbudowany, niż myśli?
Będziemy też odkrywać konsekwentnie tajemnice Macieja i dowiecie się więcej na temat jego działalności.
Mamy nadzieję, że będziecie chcieli poznać dalsze losy bohaterów.
Tymczasem do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top