XI (16+)

Ostrzeżenie: rozdział zawiera scenę nieodpowiednią dla czytelników poniżej 16 roku życia.

Zegar ścienny wybijał pełną godzinę. Katy przypatrywała się znikającej kukułce, zastanawiając, czy ona też mogłaby schować się w obudowie czasomierza. Cisza nocy, jaka zapanowała w pokoju po wyjściu hrabiego drażniła jej uszy. Czuła wręcz zapach własnego niepokoju, a w głowie huczało jej od natłoku myśli.

Ordynat zapewnił ją o szczerości swych intencji, ale czy sama dobrowolnie chciała poddać się pod mężowskie auspicje, skoro dotychczas cieszyła się względną wolnością? Hrabia, równie tajemniczy, co nieufny, za grosz nie budził jej zaufania, jego obecność tolerowała z trudem i tylko czekała okazji, aby w jakiś sposób mu dokuczyć. Teraz jednakże sytuacja się zmieniła, gdyż nie była chroniona opieką ojca.

Nie chciała też być wciąż traktowana jak panna. Chciała się uważać za młodą, ale dorosłą kobietę, która pomimo okoliczności świadomie dokonała wyboru o zamążpójściu. Rola małżonki otwierała przed nią nowe możliwości, bo jakże inaczej mogło wyglądać jej życie? Bez mężczyzny, nieważne, czy ojca czy męża kobieta niewiele znaczyła.

Strach jedynie ją ograniczał, tłamsił, nie mogła dać się mu kompletnie pokonać. Pragnęła wziąć sprawy w swoje ręce, aby choć odrobinę czuć sprawczość, nabrać przekonania, iż cokolwiek od niej zależy, że nie jest jedynie marionetką w męskich rękach.

Zamaszystym ruchem otworzyła drzwi, by wyjrzeć na korytarz i wpadła prosto na hrabiego.

Chwilę wcześniej stał z uchem przystawionym do drzwi, chcąc sprawdzić dlaczego tak długo każe mu na siebie czekać. Myślał nawet, by odejść.

Hrabia niemal zderzył się z twarzą Katji, więc chrząknął i odsunął się, speszony.

- Jestem gotowa - odparła stanowczo, zaglądając hrabiemu śmiało w oczy i przepuściła go, by mógł wejść.

Pan Maciej po wejściu od razu zauważył, iż nie miała na sobie podomki. Koszula nocna wydawała się teraz o wiele bardziej atrakcyjna, uszyta z miękkiej, delikatnej koronki, a odziana w nią Katja stanowiła łakomy kąsek.

Hrabię świerzbiło, by ją z niej zerwać i sprawdzić, jak wygląda bez niej, ale jego nieczyste, samcze pragnienia w kontaktach z żoną mogły pozostać jedynie w sferze fantazji, nigdy niespełnionych. Tego typu zaspokojenia mógł szukać jedynie poza domem.

Przełknął pokusę z trudem i spytał niepewnym jak na siebie głosem:

- Jesteś gotowa mi się oddać?

Onieśmielona Katy zastanawiała się co by się stało, gdyby była z hrabią szczera. Wpadłby w szał, czy wręcz przeciwnie, uszanował jej odmowę, ale czy kobieta miała w ogóle prawo decydowania w tej kwestii? Miała jakikolwiek wybór? Przecież pan Borowski jasno się wyraził, że chce dopełnić ich małżeństwa, jeśli nie tej nocy, to kolejnej.

Hrabicz przeciął jej milczenie.

- Odpowiedz, Katerino. Chcesz stać się moją żoną?

Katy się zawahała. Faktem było, iż ich związek został zaaranżowany, ale nie potrafiła pojąć jak jej mąż mógł podchodzić obojętnie, z taką bezuczuciowością do spraw małżeńskich.

"Czy to zwyczajne między małżonkami?", zadała sobie pytanie, wiedząc z góry, iż jej rodziców połączyło coś więcej niż przyzwyczajenie do siebie.

- Tak - odparła gładko, po czym dodała nieco bardziej uszczypliwie. - Choć nie jest z pana wymarzony materiał na męża.

Hrabia uśmiechnął się w kąciku, bo szczerość Katji zdradzała więcej z inteligencji niż głupoty, a on nigdy nie pragnął poślubić głupiej gąski.

Gdyby lata wcześniej usłyszał te słowa od innej kobiety, uraziłyby jego dumę i złamałyby serce, ale czuł pod skórą, iż hrabina umyślnie go prowokuje i prędko mógłby przekonać ją do zmiany optyki, tak, że już nigdy nie pragnęłaby nikogo innego.

Chcąc upewnić hrabiego w swoich słowach, usiadła na materacu, przodem do niego, który uginał się, gdy po nim chodziła, po czym uklękła i pochylona do przodu, wsparła się na dłoniach.

- Czyń pan, co musisz - odparła i zamknęła oczy.

Pan Maciej widząc ją w tak... znaczącej pozie, jakby mieli się zaraz parzyć jak króliki, nie mógł się powstrzymać i wybuchł śmiechem.

Katy otworzyła oczy, zmieszana, a plecy hrabiego dalej trzęsły się od tłumionego śmiechu.

- Boże drogi, Katjo, nie tak... - tłumaczył.

Katarzyna zbladła, po czym jej policzki stanęły w ogniu. Hrabia, domyślając się, iż swym zachowaniem mógł młodą pannę zrazić, popatrzył na nią łagodnie i wyciągnął rękę, by pomóc jej wstać.

- Moja słodka... - wymruczał cicho. - Tak wiele musiałbym cię nauczyć.

Wypieki na twarzy dziewczyny jeszcze bardziej się powiększyły. Te rumieńce tak się panu ordynatowi spodobały, iż sam przestał się uśmiechać.

Przysunął się bliżej i pochylił nad żoną. Jej niezaprzeczalne piękno w połączeniu z niewieścim wstydem działało na jego męskość, na każdy czuły punkt jego ciała. Czując rosnące podniecenie, nie mógł się dłużej powstrzymywać przed dotykiem.

Hrabia przystawił nos do kuszącej szyi Katji. Znów poczuł ten zapach. Jaśmin i róża. Przymknął oczy i poczuł się jak na polanie pełnej wiosennych kwiatów. Ta słodka, kusząca woń doprowadzała go do szaleństwa.

- Ten zapach... - szepnął. - Niechże go pani nigdy nie zdejmuje...

Katy zadrżała, bo szept hrabiego łaskotał jej ucho.

Obszedł ją dookoła, kładąc ostrożnie dłonie na jej ramionach. Oboje spojrzeli w ich wydłużone postacie odbijające się w zwierciadle starej, fornirowanej szafy z piękną snycerką nad ich głowami.

- Zadziwiające jak do siebie pasujemy - szepnął niskim, uwodzicielskim głosem. - Kto by pomyślał, iż będzie z pani moja hrabina.

Rozum Katy podpowiadał, by tak łatwo mu nie ulegała, choć ciało zaczęło reagować nieadekwatnie. Serce obijało się o jej żebra, że myślała, że zaraz ordynat je usłyszy i ją zruga. Jej głowa robiła się coraz bardziej pusta, myśli z niej uciekały jak gęsi spod topora. Była tylko rozemocjonowanym, czułym kłębkiem nerwów, istotą zaiste słabej natury, a on był przystojnym, urzekającym mężczyzną. Jeszcze nigdy nikt jej nie uwodził i nie miała świadomości, że może stać się obiektem pożądania.

- Od dziś należysz do mnie - oparł, patrząc jej w oczy, ale przez lustro. Katy nie była już dla niego przezroczysta, widział ją. W całej okazałości.

Katy, otumaniona własnymi reaktywnymi uczuciami, które w niej szalały znalazła się pod zwodniczym urokiem hrabiego, że pozwalała mu tak bezpośrednio, z taką czelnością do siebie mówić.

- Ta piękna, urocza twarz. Delikatna jak płatek róży cera... - Hrabia przesunął palcem po policzku dziewczyny. - Te zdrowe, aczkolwiek nieznośnie rude włosy. - Jego palce pogładziły loki Katy. - To smukłe, gładkie dłonie. - Zabrał sobie rękę Katy i przystawił sobie do szorstkiego policzka, aby później przenieść dłoń w okolice jej podbrzusza. - To młode, kuszące ciało.

Jego ciepła dłoń zostawiała palący ślad, a Katy poczuła dziwne pulsowanie w tym miejscu, które niczym Wezuwiusz od zawsze pozostawało uśpione. Jej pierś unosiła się szybciej, jak po biegu.

Hrabia usłyszał jak westchnęła głęboko, mięknąc w jego objęciach. Jej nieświadomość ciała i potrzeb, ta cudowna, nieudawana cnotliwość gotowała w nim krew, paliła od środka, czyniła jego pokusę nieposkromioną, wręcz dziką, iż miał ochotę deptać wszelkie nakazy, które pouczały go jak miał postępować.

Odwrócił Katy gwałtownym, zgrabnym ruchem, aż jęknęła rozkosznie a ich nosy się dotknęły. Powiódł roziskrzonym, namiętnym spojrzeniem po jej twarzy. Obserwował jej długie rzęsy; mały, kształtny nosek; pełne, soczyste usta. Z bliska wyglądała jeszcze powabniej, tak świeżo, dziewczęco...

- Te usta... Mon Dieu, te usta... - szepnął i nakrył wargi Katji swoimi.

Pocałował ją, przegrywając z pragnieniem, które rosło w nim od czasu, kiedy ujrzał ją na zaręczynowej kolacji.

Katy zamarła, jej usta pozostały nieruchome, nawet na łagodne próby hrabiego, by szerzej je rozwarła. Oddech ugrzązł jej w piersiach, że w momencie, w którym zabrakło jej powietrza, odsunęła się, przerywając pieszczotę, choć nie była nieprzyjemna.

Trawiła ją ciekawość, ale jeszcze większy ogień palił jej śniade lica, a uziemiający wstyd nie pozwalał jej spojrzeć hrabiemu w oczy. Mimo to podniosła wzrok, chcąc ujrzeć jego wewnętrzne intencje, odróżnić od tych oczywistych.

Patrząc na Macieja, zastanawiała się, czy mąż próbuje ją uwieść, aby później wyśmiać jej naiwność i brak eksperiencji? Literatura wyrobiła w niej nierealne oczekiwania względem romantycznego kochanka, racjonalne przestrogi matki wyryły się krwawo pod skórą, a do tego wszystkiego własna logika podpowiadała jej, że hrabicz Borowski, niesiony pragnieniem, nie jest zdolny do okazania jej szczerego afektu.

Powściągliwość Katy ani trochę Macieja nie zniechęciła. Była naturalna i zdrowa u żon. Dobrze o niej świadczyła, więc bez pośpiechu przywarł do jej szyi. Całując i delektując się smakiem jej słonej skóry, uniósł żonę i delikatnie położył na brzegu łóżka.

Poczuła obecność hrabiego wszędzie. W powietrzu, na sobie. Jego dotyk, oddech, wzrok. Wszystko sobą wypełnił. Obezwładniło ją to, jakby hrabia już ją pozbawił wolnej woli, a z czym rozumowi trudno było się pogodzić, ale czy aby na pewno chciała z tym walczyć?

Wplótł palce w jej loki, rozsunął koszulę, uwalniając obojczyk. Chciał jednak czegoś więcej niż to, do czego zwykło się przyuczać żony. Chciał ognia, fascynującego uczucia jedności, błogiej rozkoszy dla obojga.

Miał już zbliżyć ją do siebie ciaśniej i pokazać jak potrafi kochać kobietę, gdy przypomniał sobie, iż głęboko nienależyte było pobudzać nerwy żony pieszczotami i objęciami w tak pierwotny sposób, jeśli nie chciał jej skalać, splamić na zawsze.

Nagle uprzytomnił sobie, iż nie chce tego zrobić Katy. Nie mógł chorobliwie pobudzić jej wyobraźni. Drugi raz na to nie pozwoli.

Katja nie jest Norą.

Nigdy nią nie będzie.

Katja to nie Nora.

Odsunął się i wsparł na łokciu, by nie leżeć na niej i nie przygnieść swym ciężarem. Patrzył tak, że Katy pierwszy raz dostrzegła w jego oczach coś na kształt czułości.

- Nie chcę cię zepsuć... - szepnął do siebie, ale zbyt głośno, bo Katarzyna usłyszała. - Nie zniszczę cię... - powtarzał, chłonąc jej anielski widok.

"Cóż miał na myśli? O jakim zepsuciu mówił?", zastanawiała się, strwożona. Słyszała o kobietach upadłych, ale dotychczas myślała, iż zdarza się to tym wynaturzonym, obdartym z moralności, na ulicy, a nie w domowym zaciszu. Jak miała się przed tym uchronić?

Maciej zmrużył oczy i przyjrzał się twarzy żony. Nie rozumiała wielu rzeczy, ale wiedział czego skrycie pragnęła w łożu każda kobieta. Choć pan Borowski pragnął wzbudzić w niej równie mocne pożądanie, nie mógł do tego dopuścić, gdyż przekraczając pewne granice, stałoby się chorobliwe i zagrażało im obojgu. Zbyt duża namiętność już raz doprowadziłaby go do zguby.

Obrysował kciukiem kształt jej warg, marząc, aby móc je drażnić, spijać ich słodki smak w znany sobie sposób, dotykać jej kruchego ciała, aby uwrażliwić wszystkie podskórne nerwy, nie musząc walczyć z pokusą.

- Wybacz, ale tej jednej rzeczy nie mogę ci dać... - Odgarnął niesforny lok z jej policzka i zdejmując ciepłą dłoń z twarzy, podciągnął jej koszulę nocną powyżej kolan.

W pierwszym odruchu miała ochotę krzyknąć, bronić przed zabraniem jej czegoś cennego i instynktownie zacisnęła uda, ale przypomniała sobie słowa matki, iż mąż będzie chciał znaleźć się jak najbliżej niej, choć nie do końca domyślała się jak i to budziło w niej zawahanie.

Poczuła jak mąż głaskał uspokajająco jej policzek, aż ponownie się zarumieniła. Uczucie niezręczności, jakie jej towarzyszyło stopniowo znikało.

Wcisnął kolano pomiędzy jej uda, opuszkami palca gładził delikatną, miękką poduszeczkę, pozostawiając gęsią skórkę na jej ciele. Obsypał bezwstydnie pocałunkami ponownie jej szyję, skórę przy uchu, kończąc na wystających kościach obojczyka przy granicy koszuli, zostawiając gorące ślady ust. Katy uczepiła się jedną ręką przodu słomkowej kamizelki, czując, że to nieznane ciepło mogłoby objąć ją całą, gdyby nie przestał.

Pan Borowski zaniechał ostatkami woli, wpatrując się w powierzchowny spokój na rumianej buzi Katji, w jej łagodny wzrok, które budziły w arystokracie przejęcie i nieznaną tremę, studząc rozgorączkowanie.

- Miej litość i nie walcz ze mną teraz - rzekł łagodnym, uspokajającym tonem, jakby odgadł jej myśli. - Zamknij oczy i leż spokojnie, dobrze, mia bella?

Do oczu podeszły jej łzy zawstydzenia, ale pokonała je i pokiwała głową, pierwszy raz obdarowując go nieskrywaną ufnością.

Hrabia dopełnił aktu spółkowania, wypełniając Katy sobą jednym, powolnym ruchem. Towarzyszący temu znienacka dyskomfort wycisnął z niej oddech. Zaczęła oddychać niemiarowo, aby zachować spokój na twarzy.

Maciej w trosce o jej delikatne ciało, ze wszystkich sił powściągał własny zapał i starał się nie czerpać przyjemności z jej bólu. By nie wyczerpywać resztek sił witalnych młodej Katji, pobył w niej jeszcze chwilę i przerywając akt, opadł na pościel obok, łapiąc oddech.

Dziewczyna przyjęła z ulgą, że od niej odstąpił, bo tak niespodziewana, głęboka bliskość z mężem przeraziła ją i zgorszyła. Drżącą ręką naciągnęła koszulę, wciąż czując w dole drażniące pulsowanie, więc z ciekawości tam zajrzała. Natrafiając na cienką strużkę po wewnętrznej stronie ud, która zostawiła na jej palcach czerwone ślady, zachłysnęła się powietrzem, po czym cicho zaskomlała.

Katy myślała, że umiera.

Hrabia, który doszedłszy do siebie, leżał na plecach po drugiej stronie łóżka, przewrócił się na bok.

- Katjo? - Położył delikatnie dłoń na jej ramieniu, ale wzdrygnęła się. - Dobry Boże... - wyszeptał słabym głosem, widząc, z jakim lękiem wpatruje się w swoją dłoń. - Matka ci nie mówiła?

Katy spojrzała oskarżycielsko na hrabiego. Spłoszony jej reakcją, uklęknął przy niej.

- Katju, dorogaya moya, nie bój się. To naturalne. Z czasem twoje ciało ulegnie przyzwyczajeniu i będzie bardziej... dopasowane.

Zdenerwowany Maciej miotał się w wyjaśnieniach, ale Katy nie chciała go słuchać.

Ostentacyjnie odwróciła się na bok.

- Musisz odpocząć - szepnął i okrył kocem Katarzynę, która trzęsła się jak osika z zimna.

Widząc, że nic tu po nim, skoro Katy się na niego dąsała, zerknął ostatni raz na żonę, po czym wyszedł.

***

Hrabia Maciej wielce rozgniewany na cieściów, że mu oddali córkę nie w pełni do roli żony przygotowaną, uciekł do gabinetu jak szczur. Po starej Staszkiewiczowej, która zdążyła już wydać za mąż dwie starsze córki, spodziewał się więcej roztropności w tej delikatnej materii.

- Psia krew! - wyklinał, sięgając po papierośnicę, ale dłonie trzęsły mu się tak, że zanim wsadził papierosa do ust i odpalił, musiał się natrudzić.

Zaciągnął się ostro, otrzepał pyłek, ale zaraz zgniótł kiepa i sięgnął po następnego cygareta, ale za każdym machem w myślach wracał mu wyraz twarzy Katy.

- Blyadstvo! - zaklął siarczyście przy zaciśniętej na zębach bibule, kiedy nie mógł odpalić kolejnej zapałki.

W całej tej przykrości, jaka się dla Katji wydarzyła, musiał uznać, iż gdyby sprawa nie była tak intymnej natury, już jechałby z pretensją do cieścia, że zbyt natarczywie nalegali z ojcem na rychły ślub. Gdyby też uroda Katy tak nim nie zawładnęła i jemu samemu rychło nie było do szybkiego zakończenia okresu narzeczeństwa, wyznaczyłby datę ślubu dopiero za kilka lat, ale chciał móc wreszcie odpocząć od salonów i obyczajowych zasad.

Gdy wrócił do sypialni, panna młoda już spała. On zaś odświeżył się w przylegającym pokoju łaziebnym, po czym zasiadł w fotelu, obserwując tę biedną istotę, która tak bezwiednie rzuciła mu się na pożarcie. I sam zaczął dumać, czy mógł coś uczynić lepiej. Już w ogóle do łba mu nie przyszło, iż panna w początkach nowego wieku, wieku, dalszego uprzemysłowienia i społeczno-ekonomicznych przemian, zostanie wyprawiona w dorosłość jak czumak na maży, zamiast w wagonie parowej lokomotywy.

Gdy większość jego rozważań w głowie nie zgadzała się z głosem zagłuszanego sumienia, szarpnęła nim jeszcze większa wściekłość, pomieszana z żalem i resztami współczucia, które zdołał z siebie wykrzesać.

"Pan nie ma duszy", przypomniał sobie jej słowa.

- Może to i prawda... - rzekł sam do siebie, wychylając do końca kieliszek czystej wódki.

***

Kiedy drzwi sypialni za Maciejem się zawarły Katy, choć powinna poczuć się spokojniejsza i ucieszona podarowaną jej samotnością, zakryła dłońmi twarz i zwinięta w kłębek na boku, szczerze zaszlochała nad sobą.

Szybko jednak przetarła mokre oczy, aby jej odbicie w lustrze nie stało się cieniem jej samej, aby mogła widzieć się taką, jaką czuła się w środku: silną. Nie była słabą, ani delikatną, choć jej ciało takie było, ducha miała mocnego i mogła wiele znieść.

Myślała, że zachowuje się okropnie niepoważnie, nie jak świeża mężatka, ale złość wezbrała w niej z niszczycielską falą sztormową. Czuła się tak kompletnie zignorowana przez matkę i siostry, które nawet nie interesowały się nią na tyle, aby zawiadomić ją o najważniejszych dla kobiety kwestiach małżeńskich, że miała ochotę krzyczeć i rzucać czym popadnie. Wyklinać głośno ten świat pruderyjny, w którym wzrastała, nie wiedząc nic o tym prawdziwym, pisanym przez mężczyzn.

Szargał nią nie tylko wstyd spowodowany utratą cnoty, ale również żal do jej własnej matki, która w jej oczach kompletnie nie sprawdziła się w roli doświadczonej matrony. Jakie to upokorzenie dla niej, jej familii.

Powinna była wiedzieć, co ją czeka z mężem pierwszej nocy, a tymczasem czuła się nadal dzieckiem, które nic nie wiedziało o dorosłym życiu. Nawet teraz, kiedy powinna czuć się kobietą, nie rozumiała tego, do czego przed chwilą doszło. W nikłym świetle niewiele mogła spostrzec, a zawstydzenie nie pozwalało jej poddać badawczej analizie całego mechanizmu.

Bolała na tym, iż matka i ojciec pielęgnowali w niej niewinność jak najpiękniejszą różę w ogrodzie, aby w końcu oddać ją odpowiedniemu w przekonaniu socjety mężczyźnie, który będąc w prawie i za jej zgodą zerwał sobie jej kwiat. Choć rozsądek podpowiadał jej, że hrabia nie chciał jej bólu i strachu, gniewała się na niego, celowo obwiniając o wszystko złe, co ją spotkało.

Poranek przywitał Katję drażniącym dźwiękiem dzwoneczka i okrutnym rozsunięciem zasłon, kiedy zegar wybijał godzinę odpowiednią na śniadanie.

Pani Ofka w towarzystwie młodszej pokojowej wtargnęły do sypialni jak sołdaty na porannej musztrze.

Hrabina poruszyła się nieznacznie, ale uparcie nie chciała otworzyć oczu, w obawie, że gdy tylko to uczyni, wszystko co się wczoraj wydarzyło, okaże się prawdą.

- Dzień dobry, jaśnie pani. Przygotowałam dla pani odżywczą kąpiel, wedle polecenia jaśnie pana.

Katy otworzyła w końcu oczy i wykrzywiła usta, widząc Panią Zofię w długiej spódnicy, koronkowej koszuli ze szmizetką i włosach tak misternie na głowie upiętych, że nawet jeden kosmyk nie śmiał wypaść z przesadnej koafiury.

- Czy hrabina sobie życzy, aby jej pomóc przy doborze porannej toalety?

Poczuła mdłości z nerwów albo głodu, nie była pewna, ale obecność tej kobiety działała na nią odpychająco.

- O ile pani hrabina czuje się w mocy, jaśnie pan życzyłby sobie, aby przejrzała pani prezenty ślubne, które dzisiaj dostarczono i odpisała na listy z powinszowaniem.

Pani Borowska zakryła dłońmi uszy, aby nie musieć słuchać dłużej jazgotu pani Ofki, której usta pracowały z szybkością łopatek turbiny parowej, z tymże to jej para wychodziła uszami ze zdenerwowania.

Nakryła się szczelniej kołdrą, choć wszystko w jej nowej sypialni miało nie ten haft, wzór, kolor, czy zapach, ale dawała jej poczucie bezpieczeństwa przed spojrzeniami obcych jej służących, którym nie chciała pokazać się w negliżu w świetle dziennym. Zwłaszcza po tym, co się stało w nocy, bo wydawało jej się, że wszyscy o tym wiedzą.

- Życzę sobie, aby przekazać hrabiemu, że dzisiaj nie będę z nim śniadać. Nie dołączę też na obiad ani kolację. I dziękuję, nie potrzebuję asysty. Może pani odejść.

Nauczona doświadczeniem, że nowa hrabina nie lubi się powtarzać, skinęła głową i pokierowała się do wyjścia. Zostawiła z nią jednak młodą, bezimienną pokojową, która patrzyła na nią jak na carycę z potulnym wzrokiem.

Nie chcąc pokazywać swego żalu przed służbą domową, a już zwłaszcza przy bogu ducha winnej dziewczynie, zdołała wykrzesać z siebie miły ton:

- Jak tobie na imię? - zapytała z uprzejmości.

- Halka. Halina Rytelówna - rzekła nieco przestraszonym głosikiem i dygnęła niezgrabnie.

Młoda panna pokojowa pierwszy raz odważyła się podnieść głowę. Miała podobnie jak Katy ledwie skończone osiemnaście lat i w obliczu braku perspektyw przyjechała do miasta w poszukiwaniu pracy. Początkowo chciała zatrudnić się w jakieś fabryce, ale zjawiwszy się w jednym z kantorów służących, udało jej się trafić do mieszkania hrabiego. Jej pensyjka, choć skromna, była dwa razy większa od zarobku robotnicy, więc ucieszyła się, że przyjdzie jej żyć lekkim chlebem. Bała się jedynie, że nowa pani hrabina będzie ją źle traktować, ale ta okazała się być jej równolatką, co wywołało w dziewczęciu ulgę, ale też głęboko skrywaną urazę i poczucie niesprawiedliwości.

- Wezmę kąpiel sama, Halu. Dziękuję za pomoc.

Hala zaraz znikła tak samo jak pani Ofka.

Katy zrzuciła wówczas z siebie kołdrę i wstała. Gdy szarpnęła pierzyną na prześcieradle ujrzała znacznie mniejszą plamkę krwi niż się spodziewała. Zerwała prześcieradło z materaca, człapiąc do łazienki i wrzuciła je do kaflowego pieca, aby praczki nie musiały go zapierać i bielić. Nie chciała, aby sprawy alkowy stały się sensacją całego domu.

Fizycznie czuła się już znacznie lepiej, może lekko jeszcze obtarta, ale jej nastój się nie polepszył. Minę miała przaśną i wyglądała na osobę z gruntu nieprzyjemną. Taką miał ją zastać mąż, jeśli tylko tu do niej przyjdzie. Taka to dzisiaj chciała być wobec niego gruboskórna, aby wybić mu z głowy miodowy miesiąc.

Wzięła ciepłą kąpiel z rozkoszą, która nieco ułagodziła jej nastawienie. Ubrana w świeżą halkę, miała położyć się z powrotem do łóżka, kiedy usłyszała za drzwiami podniesione głosy.

Nie rozumiała ich sensu, ale rozpoznała, iż należały do hrabiego i pani Zofii. Rozgorączkowanie męża szybko wytłumaczyła sobie tym, iż odmówiła mu towarzystwa do stołu, ale mało przejmowała się teraz kwestiami, co jej wypadało, choć z gruntu powinna, gdyż hrabicz Maciej z charakteru dużo bardziej przypominał jej Fryderyka niż papę. Konsekwencje jej zachowania miały ją zastać w łóżku, ale nie wiedząc nawet kiedy, ponownie zasnęła.

Obudziła się w porze obiadu i poczuła mimochodem wstyd, że sobie tak pofolgowała, bo zwykła być przez domowników nazywana rannym ptaszkiem. Oczywiście przewrotnie, bo spać lubiła długo od czasów dzieciństwa. Teraz jednak została panią tego domu i takim zachowaniem na pewno nie zaskarbi sobie szacunku jako poważna chlebodawczyni.

Miała już zadzwonić dzwoneczkiem po Halę, aby pomogła jej się ubrać, kiedy drzwi sypialni otworzyły się same. Stanął w nich mężczyzna w starczym wieku, w eleganckim tużurku, z lekarską torbą w ręku i z siwymi, misternie podwiniętymi wąsami.

Szczęśliwa, iż miała odziany peniuar, nie ruszyła się z fotela, zaskoczona obecnością nieproszonego gościa.

- Proszę wybaczyć najście. Nazywam się Ambroży Ejchler. Jestem lekarzem rodzinnym. Przybywam z polecenia pani męża...

Mina hrabiny Katarzyny zmieniła się z zawstydzonej w złośliwą. W jej mniemaniu nie ona potrzebowała lekarza, a ci, na których się złościła. Musiała jednak powściągnąć swoją głowę, bo lekarz jeszcze dopatrzy się u niej objawów histerii, co byłoby hrabiemu tylko na rękę.

- Chce mnie pan zbadać? Zapewniam pana, iż nadłożył pan doktor niepotrzebnie drogi, bo czuję się doskonale.

Nie znała celu wizyty lekarza, ale zaczęła się zastanawiać, czy to możliwe, aby w jej łonie już rosło dziecko. Jeśli tak, pewnie, gdy się urodzi będzie tak samo nieznośne i grymaśne jak ona tego poranka. Gdy pomyślała, że już za kilka miesięcy miałaby zostać matką, przeraziła się nie na żarty. Nie chciała, aby urósł jej brzuch, a już zwłaszcza zastanawiać się czy umrze podczas porodu.

Te myśli musiały odmalować się na jej twarzy, bo lekarz, widząc jak zbladła, podszedł do Katy, oznajmiając:

- Nie przyszedłem pani badać. Hrabia poprosił mnie, abym wyjaśnił pani z medycznego punktu widzenia sprawy... płciożycia.

Katarzyna wybałuszyła oczy, ale zdając sobie sprawę, co pan Ejchler miał na myśli, oblała się czerwonym rumieńcem, aż po same uszy.

- Mam o tym rozprawiać z panem doktorem?

Lekarz poluzował krawat z kwaśną miną. Był naukowcem z dyplomem z najlepszych praskich uczelni, nie byle akuszerką, a ubliżania nie lubił, zwłaszcza od kobiet rozwiązłych, nadmiernie interesujących się sprawami płciowymi...

- Przyznać muszę, iż była to prośba dość... jednostkowa. - Przetarł czoło chustką.

Katy nie potrafiąc się pohamować, wybuchła śmiechem, po czym zakryła dłońmi usta, bo uznała to za obraźliwe dla starego lekarza.

- Proszę mi wybaczyć.

Przechodząc od razu do sedna, bo swój czas sobie słono cenił w rublach, usiadł we wskazanym przez Katy miejscu.

Nie do końca pojęła intencję męża, nie wiedząc, czy ma być mu wdzięczną, czy nadal żywić urazę. Korzystając jednakowo z okazji, iż mężczyzna, w dodatku biegle znający ludzką anatomię, był tu, aby jej wszystko zrozumiale wyłożyć, postanowiła w końcu poznać to, czego nie wiedziała o higienie małżeństwa.

- Przechodząc do meritum, na wyraźną prośbę pani małżonka, zamierzam pani opowiedzieć o pożyciu małżeńskim.

Katy z uwagą słuchała mini wykładu i musiała przyznać, iż lekarz, w przeciwieństwie do matki i sióstr, niczego przed nią nie zatajał, włącznie z tym jak zmienia się męski organ płciowy w trakcie aktu. Rumieniła się przy tej opowieści strasznie, ale na końcu zrozumiała jak wiele mniej strachu i złości czułaby, gdyby wiedziała to, co teraz.

Doktor Ejchler, gdy skończył wykładać to, co miał polecone, zbierał się do wyjścia. Katy pobudzona ciekawością, zapytała specjalistę, już bez skrępowania:

- A czy przepisy higieniczne mówią coś na temat rozkoszy małżonków? Czy tylko mężczyźni odczuwają... "spełnienie"? - zapytała, cytując własne słowa lekarza, które uznała, jeśli były prawdziwe, za wielce krzywdzące dla kobiet.

Doktor zmierzył młodą panią Borowską zniesmaczonym wzrokiem. Jego głos zrobił się jeszcze bardziej w stosunku do niej protekcjonalny i Katy była przekonana, iż płeć słabszą uważa za gorszy gatunek człowieka.

- Odpowiedzi na te pytanie wymagają dodatkowej usługi - mruknął, zabierając ze stołu melonik - a mój czas się właśnie skończył. Nonsensem byłoby jednak na nie odpowiadać. Moje uszanowanie, hrabino.

Nim zdążyła zareagować, Ejchler zostawił ją samą: z głową pełną nowej wiedzy i rodzącymi się kolejnymi pytaniami. Dlaczego hrabia to dla niej zrobił? Dlaczego jeszcze się u niej nie pojawił? Czy będzie potrafiła spojrzeć mu w oczy?

Na to wszystko odpowiedzi musiała poszukać kolejnego dnia, gdyż ordynat nie zjawił się u niej nawet po kolacji. Drugą noc w mieszkaniu na Krakowskim Przedmieściu spędziła zupełnie sama.

***

Następnego poranka, zaraz po przebudzeniu Katy doszła do wniosku, iż nie zamierza kolejnego dnia spędzić na próżniactwie, a też wiecznie nie może unikać hrabiego. Nie chciała stać się więźniem własnego domu, bo jak uważała, nie ona powinna chodzić po obejściu opłotkami.

Bez sentymentów znów odprawiła Panią Zofię, która z zaciśniętą szczęką opuściła jej sypialnię i została z młodą pokojową, która bez zarzutu uporała się z jej poranną toaletą. Trochę w tym przypominała Isię, ale buzia Hali nie zamykała się nawet wtedy, gdy nie miała nic ciekawego do powiedzenia i Katy zatęskniła za swoją papużką.

- Twarzyczka pani wygląda dziś blado, to obędzie się bez pudru. Wpuszczę do pokoju więcej światła, by rozpromieniły trochę lica pani, choć dzień dziś mżysty i trzeba będzie podszczypać, by nabrały koloru.

- Pan w domu? - przerwała utyskiwanie Hali, gdy pomogła jej zrzucić koszulę nocną za parawanem.

Poczuła chłód październikowego powietrza, więc objęła drobne piersi ramionami.

- Tak, hrabino.

- A nocował w domu?

- Jaśnie pan bardzo zajęty. Kazał nie podawać kolacji i nie wychodził z gabinetu a rankiem już na nogach był, jakby w ogóle nie spał - odparła entuzjastycznie, na klęczkach, bez unoszenia głowy by pomóc swojej pani ubrać kilka warstw halek. - Pani Ofka posłała mnie, bym usługiwała panu i sprawdziła czy zechce zjeść coś, ale grzecznie odmówił i kazał zająć się panią - uśmiechnęła się, ukazując rząd prostych, zadbanych zębów.

Katy przyjrzała się podejrzliwie twarzy młodziutkiej Hali, której policzki zaróżowiły się od pochylania. Była urodziwa i zaokrąglona, nawet nosząc brzydki fartuch. Zastanawiała się czy jej mężowi te pulchne, rumiane lica i ładny uśmiech mogłyby się spodobać.

- Zezłościłam wielmożną panią? - spytała, skrępowana jej natarczywym wzrokiem.

Katy odwróciła się plecami do panny pokojowej.

- Pomóż mi, proszę, z gorsetem.

Na twarz dziewczyny powrócił pogodny wyraz.

- Pani to ma kibić jak osa - rzekła z podziwem, mocno zaciągając sznurówki, aż Katy wciągnęła powietrze. - Niejedna dama pewno pani zazdrości. A wielmożny pan...

- Pospiesz się - ponagliła służącą.

Hala, która mełła ozorem co popadnie, umilkła, skruszona, wyczuwając, iż pani nie życzy sobie jej czczego gadania i resztę ubioru pomogła pani Borowskiej skompletować w ciszy.

Gdy zeszła na dół krętymi schodami, a potem dalej, do jadalnego, zgodnie ze wskazówkami Hali, usłyszała jak mąż rozmawia z Panią Ofką. Kłócili się.

- Prosiłem, by się żonie nie naprzykrzać. Czego Zofia nie zrozumiała? Niechże droga Zofia nie naciska i da wypocząć pani. Sam dziś do niej zajrzę.

- Rozumiem, jaśnie panie, ale kuchnia od dwóch dni stoi, czeka na rozporządzenia jaśnie pani. Trzeba wyznaczyć służbie odpowiednią robotę.

Hrabia westchnął i uchylił gazetę sprzed nosa, którą odgradzał się od natarczywej starszej służebnej jak od trędowatej. Gdy wzrokiem chciał uciec od tej upiornej kobieciny, ujrzał przed sobą postać dawno niewidzianej żony i z wrażenia rozchylił usta szeroko.

Nie spodziewał się, iż dziś ją ujrzy. Właściwie nie spodziewał się, że ujrzy ją w tak doskonałej kondycji. Jej postura była idealnie wyprostowana, włosy starannie ufryzowane, a suknia, dopasowana, w kolorze liliowym i wcale nie skromna, nadawała jej figurze powabu. Wyglądała tak poważnie, iż hrabia ledwie ją poznawał.

Pan Borowski wstał, szurając krzesłem po drewnianej podłodze z miną żenującą, bo na jej widok poczuł w sercu skruchę i przytłaczające poczucie wstydu. Przełknął, ale wcale nie było lepiej. Gula w gardle rosła.

Katy miała poczucie, że trudno będzie jej znów spojrzeć na hrabiego, ale okazało się to o wiele łatwiejsze niż sądziła. Wycelowała w niego spojrzenie pełne żalu i z dumnie uniesioną głową patrzyła, jak to on kulił się pod naporem jej wzroku, w duchu czując satysfakcję.

Hrabia pierwszy spuścił oczy i podszedł, by przysunąć żonie krzesło. Wybrała te najdalej oddalone, przy przeciwnym krańcu długiego stołu. Obeszła wysokie krzesło z drugiej strony, by nie musieć dzielić z hrabią więcej niż mebel. Samą wymianę powietrza z nim uznała za wystarczającą.

- Dzień dobry, droga Katjo - odparł nieśmiało na przywitanie, jakby witał się z obcą kobietą, a nie własną żoną.

By wymazać złe wrażenie i ocieplić atmosferę między nimi, pochylił się i ucałował ją w czoło.

Katy odskoczyła, choć gest był naturalny i niewymuszony. Nie chciała jednak myśleć o tym, jak o czymś miłym, choćby na takie wyglądało.

- Dzień dobry, panie Macieju - odparła ze wzrokiem wbitym w zastawę stołową od Frageta, którą w mgnieniu oka jej podstawiono pod nos, że nawet tego nie zauważyła.

Niewidzialna służba uwijała się jak w ukropie kilka pomieszczeń dalej, w niewielkiej kuchni, byle zadowolić hrabiostwo.

Hrabia, słysząc cierpką nutę w głosie małżonki, spotulniał jak zbity pies. Sam też stracił na świeżości, bo niewiele tej nocy spał.

- Nie musisz tak do mnie mówić. Jesteśmy po ślubie - przypomniał łagodnie, planując okazać dziś żonie dużo więcej życzliwości, tak, jak sobie przyrzekł.

- Ależ pamiętam - odparła, wystawiając filiżankę, by Hala nalała jej herbatę z samowara. - Pan nie dał mi o tem zapomnieć.

Hala z brzdękiem odstawiła samowar, a czarna kawa z cukrem, jaką jeszcze przed chwilą popijał ordynat straciła smak. W pokoju oprócz przejmującej ciszy, przerywanej odgłosami z kuchni, zaległa dusznota, w której ciężko było hrabiemu złapać oddech.

W spokoju czekał, aż służąca poda hrabinie posiłek i się oddali. Uważał bowiem, iż ma za długie uszy, a on sprawy rodzinne wolał załatwiać bez dodatkowych par oczu.

- Czy pan doktor okazał się pomocny? - rzekł, czując wybuch gorąca pod jedwabną kamizelką.

- Owszem... Pan był łaskaw wszystko mi przedstawić - odparła, usilnie nie zaszczycając męża spojrzeniem.

Hrabia miał tego dość.

- Jednakże wciąż się gniewasz, że nawet nie raczysz na mnie spojrzeć.

Katy, czując, iż tym razem nie da jej się uniknąć konfrontacji, wolno uniosła powieki. Spojrzenie jej naturalnych i nieumalowanych oczu spoczął na jej mężu. A uczyniła go umyślnie tak lodowatym, aż plecy pana Macieja zlały się potem.

Czyżby zabił w niej pokłady dobroci i łagodności już pierwszego dnia ich małżeństwa? Uśmiercił motyla, który nawet nie rozprostował skrzydeł? Był zatem nie opiekunem, a katem własnej żony...

Poczuł ucisk w dołku i treść żołądka niemal podniosła mu się do gardła. Chrząknął, by palące uczucie zniknęło.

Oczy Macieja patrzyły na nią z czymś ciężkim i znaczącym, skłaniającym do wyznań, a z czym nie miała ochoty się dzisiaj mierzyć. Maska surowości, którą przywdziała razem z poranną toaletą miała być dla hrabiego dobitnie jednoznaczna.

"Nie kocham cię, ale muszę cię znosić".

- Zajrzę do kuchni - odparła, kiedy ciężka atmosfera i jej zaczęła doskwierać.

- Katjo... - szepnął, gdy żona chciała umknąć.

Chwycił ją za łokieć, delikatnie, by zatrzymać, ale wyrwała się i odsunęła.

To nim mocno wstrząsnęło. Hrabina wzgardziła nim, jakby to on nosił na sobie widoczne oznaki ciężkiej, zakaźnej choroby. Było mu z tym źle.

Hrabia spuścił głowę, czując jak ogarnia go gniew, na siebie, na ten świat, może nawet na samego Boga Najwyższego. Cokolwiek bowiem nie uczynił, zawsze popełnił jakiś błąd.

- Całe życie zamierzasz mnie karać? - spytał z zaciśniętymi zębami.

Katarzyna, której plan dokuczenia hrabiego nieco się wymykał spod kontroli, odetchnęła ciężko. Nie bała się postawy hrabiego, bo ten zachowywał się przyzwoicie. Bała się o siebie i że jej upór zesłabnie.

- To zależy - rzekła spokojna na pozór, ale rozedrgana w środku.

- Od czego?

- Na ile starczy panu cierpliwości.

Hrabia przyglądał się żonie badawczo, nabierając pewności, iż ta szuka jedynie pretekstu, by go zniechęcić lub zdenerwować, by w ten sposób postawić na swoim i wygrać kolejną batalię.

Dziś jej na to pozwolił, by jakiś sposób jej zadośćuczynić. Nie miała jednak świadomości, iż trafiła kosa na kamień.

- Ukarzę tobie, pani, że cierpliwości mi nie brak. Choćbyś ty niesłabnącymi wysiłkami chciała zakończyć to małżeństwo, wytrwam w swym postanowieniu trwania u twego boku. Zastanów się jednak, czy aby pewno chcesz nam obojgu zgotować taki los?

Ordynat Borowskich ukłonił się żonie z szacunkiem i pożegnał.

- Hrabino...

Katy, po tym jak wyszedł, jeszcze długo miała w uszach słowa męża.

_____________________________

eksperiencja: daw. doświadczenie.

dorogaya moya (ros) - moja droga.

блядство (ros.) - wulg. kurestwo.

czumak - daw. chłop ukraiński przewożący towary; maża -prymitywny wóż zaprzegany w woły.

sołdat -żołnierz rosyjski.

płciożycie - dawne określenie życia płciowego, intymnego.

Zastawa stołowa J. Fraget, produkowana w fabryce pod tą samą nazwą od 1824 roku do wybuch II wojny światowej. Specjalizowała się w wyrobie sztućców i galanterii stołowej.

Hej kochani,

Wracamy do Was po niezwykłej batalii, jaką niewątpliwie były te dwa ostatnie rozdziały. Tak jak wiecie, dokonałyśmy pewnych zmian, iż istotnie popełniłyśmy błąd. Dzięki Wam udało nam się spojrzeć jeszcze raz na naszego bohatera, wszystko przemyśleć i w końcu dać wam tekst, który wydaje nam się, że oddaje to, co chciałyśmy przekazać. Czasem użycie nie tego przymiotnika, skąpa narracja, położenie akcentu sceny nie na to, co najważniejsze sprawia, że nawet autorowi tekst wymyka się spod kontroli.

Nie do końca chciałyśmy łagodzić postępowanie Macieja, ale w tej wersji ma nieco więcej z człowieka, którego chcemy pokazać. Dalej dokonuje swoich, niekiedy niewłaciwych wyborów, ale chyba udało nam się oddać jego trudny charakter. Jest to niewątpliwie jedna z trudniejszych, pisanych przez nas postaci. Postaci, które mamy nadzieję, zostanie sprawnie rozwinięta.

Cieszy nas też, że dokonałyśmy zmian, bo w tej formie nie sama scena zbliżenia jest najważniejsza, a co co dzieje się potem. A na tym najbardziej nam zależy. Uważamy, iż sceny zbliżeń zawsze muszą być mocno osadzone w fabule, być po prostu "po coś", by napędzać akcję. Mamy nadzieję, że to nam się udało.

Co do kwestii współżycia małżeńskiego ludzi z początków XX wieku - nie chcemy bardziej się w to zagłębiać, a wiemy, że spore grono z Was także interesuje się tematem i na pewno przeczytała dużo w tekstach źródłowych, w powieściach (Swoją drogą, w trakcie koreky przeczytałyśmy powieść o Florentynie i Konstantym ;) ) W naszych rozważaniach zastanawiałyśmy się gdzie w tym wszystkim byłaby Katy, jak ona by się na wszystko zapatrywała i postanowiłyśmy dać jej tu znacznie silniejszą rolę niż na początku. Nasza Katy to kobieta silna, dążąca do zmian w swoim świecie. Kobieta stopniowo odkrywająca swoją seksualność, ale nie dająca się biernie wpisać w kanon i narzucone przez społeczeństwo ramy. Odrzucająca bierność, sztywność i już na pewno nie kobieta o słabej psychice. Mamy nadzieję, że uda nam się to dobrze ukazać w kolejnych rozdziałach.

Jesteśmy ciekawe jak odbierzecie tekst po korekcie wraz z kolejnymi scenami.

A jeśli ktokolwiek poczuł się zgorszony, urażony lub nie ma ochoty czytać dalej, w pełni to rozumiemy. Absulutnie nigdy nie chciałyśmy przekraczać pewnych granic, których w literaturze pięknej przekraczać nie wolno. Inaczej to już nie będzie literatura piękna.

(chociaż dziś to pojęcie względne, zdaje się)

Do zobaczenia w następnym!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top