XI
Okres żniw rozpoczął się na dobre, ale Katarzyna z niezadowoleniem przyjmowała to, iż z każdym dniem coraz mniej dzieci pojawiało się w ochronce w Kumoszkach. Pracowały nawet dzieci, które ledwie odrosły od krawędzi pulpitu, przy którym nauczała. Przetarła jego krawędź, jakby szukała na nim kurzu i przeszła się po małej izbie lekcyjnej, odstraszająco pustej przed porą obiadową.
Sama izdebka do nauki nie była duża. Stało w niej kilka dębowych ławek po obu stronach, na których przymocowano tabliczki z drewnianą ramką. To na nich pod czujnym, ale łagodnym okiem Katy, dzieci uczyły się pisać kredą polskie litery, bo rodziców tejże dziatwy nie stać byłoby na zakup kałamarzy, drogiego papieru, czy innych przyborów szkolnych. Przy wyjściu z izby ustawiono zaś „oślą ławkę", nieco krótszą od pozostałych i bez oparcia. Hrabina nigdy nie odesłała tam żadnego, nawet najbardziej niesfornego dziecka. Kupiła większość swoim ciepłym stosunkiem, spokojem i okazywaną dobrocią. Broń Boże, gdyby miała użyć na nich rózgi. Kazała siostrom zakonnym usunąć wykonaną z włókien konopnych dyscyplinę z sali edukacyjnej jak tylko pojawiła się w niej pierwszego dnia. To narzędzie tortur przyprawiało ją o mdłości.
Zgodnie z założeniami "nowego wychowania", które wzięła sobie do serca po przeczytaniu dostępnych w języku angielskim bądź francuskim publikacji, sprzeciwiła się tresurze dzieci podług jednej modły. Podchodziła do każdego ucznia serdecznie, akceptowała jego ułomności i nie stosowała cielesnych kar, licząc na to, że jeśli zasieje w ich umysłach dobre wzorce, podobnie jak z ziarna rzucone na pole, będą rosły z jej pomocą niczym dorodny plony.
W honorowym miejscu na ścianie wisiał znienawidzony przez Polaków portret cara Mikołaja II Romanowa, od którego starano się odwracać wzrok, choć tutejsi chłopi patrzyli nań przychylniej, pamiętając, iż to "od Ruska" otrzymali grunty i to on ich spod jarzma pańszczyźnianego wyzwolił. W sali znajdowały się również mapy, przede wszystkim Imperium Rosyjskiego i Kraju Nadwiślańskiego, duże liczydło, tablica, olbrzymie dębowe szafy z przeszkleniem i stare, nienastrojone pianino, przy którym Katarzyna czasami zasiadała, by zamęczać dzieci nudnym mazurem.
"Muszę wezwać stroiciela", pomyślała, a natychmiast przypomniał jej się żart, który usłyszała od pana Cetnera, pijąc popołudniową herbatkę razem z panią Lange i rezydentami na polanie przed pałacem. Tubalny, niski głos kamerdynera zaciekawił nawet dwa psy łowcze hrabiego, rasy hart, o łagodnych imionach Alt i Sopran, które wylegiwały się w cieniu, leżąc spokojnie pod nogami hrabiny.
- "No i jaką niespodziankę sprawiła sobie na imieniny Pańska córka?", pyta mężczyzna, popalając cygaro. Na to drugi z dżentelmenów odpowiada: "Najlepszą, drogi panie. Bez mej wiedzy nauczyła się męczyć fortepian. Na drugi rok poproszę potajemnie o zatyczki dla uszu".
Towarzystwo zarechotało, w tym zazwyczaj małomówna i spokojna panna respektowa Konstancja, kobieta pulchna, posunięta w latach i z brakiem widoków na zamążpójście, ale nie wydawała się z tego powodu smutna jak upiorna podopieczna ciotki Józefy. Katy pomyślała nawet, że zazdrości jej swobody, jaką zagwarantował jej dziedzic, bo poruszała się po pałacu nad wyraz swobodnie. Zaś pan Bernard Borowski, korzystając z lepszego samopoczucia, bo ostatnimi czasy nieco podupadł na zdrowiu, w jasnym tużurku wystawiał nos do słońca, na który założył najnowszy model okularów z przyciemnioną szybką.
- Tego nie słyszałam - przyznała Konstancja.
- Niech pan uraczy nas czymś jeszcze, panie Mieczysławie - poprosiła ochmistrzyni, przecierając mokre od łez oczy.
- Ja także chętnie posłucham - wtrąciła Katy, odpychając od siebie upalne powietrze wachlarzem, bo czuła, że jej włosy pod kapeluszem już ją mokre.
- Żart zwie się "Muzykalny Sąsiad", a brzmi tak: Pewnego razu przyszedł stroiciel do domu i rzekł: "Moje uszanowanie, ja do pana, by nastroić pański fortepian". Zaskoczony gospodarz poruszył się niespokojnie i mówi: "Ale pan będzie łaskaw odpowiedzieć czy na pewno do mnie? Ja nikogo nie posłałam po stroiciela". Nań stroiciel odpowiada: "Pan nie, ale sąsiad szanownego pana przesyła pozdrowienia".
Katy zaśmiała się zdrowo, bowiem nigdy nie posądzała pana Mieczysława o ukryte talenta recytatorskie i niemal estradowe obycie. Co fascynujące, nawet podczas wypowiadania żartu, nie pękła jego rama klasycznego, eleganckiego dżentelmena. Aż dziw brał, że nie miał w sobie arystokratycznego pochodzenia.
Katy wróciła z powrotem na lekcje, samej łapiąc się na tym, iż trudno było się skupić w dusznej sali, gdy za oknem rześkie, letnie powietrze. Tego dnia przygotowała się do nauki „Katechizmu Polskiego Dziecka" Bełzy, który, żyła nadzieją, w wolnej ojczyźnie znać będzie każdy młody patriota. Wcześniej nauczyła go Bogusia, ale młodszy brat niechętnie uczył się pamięciowo, mimo swej bystrości, co skutkowało jej późniejszymi migrenami.
Niepocieszona niską frekwencją, zajechała konno do Borowic. Widok hrabiny w męskim siodle przestał już włościan zadziwiać. Dzisiaj nie ubrała nawet stroju do konnej jazdy, tylko wgramoliła się na swoją ulubioną klaczkę w długiej spódnicy i koszuli z żabotem. Poruszała się kłusem, obserwując z oddali pracujące na polach pszenicy żniwiarki i samowiązałki, maszyny rolne, które ordynat pozwalał używać włościanom również do pracy przy własnym areale.
Zatrzymała łagodnie swą wierzchówkę przed rżyskiem, wpatrzona w błękit nieba, a klaczka o imieniu Congrazia zaczęła łagodnie stukać dziewczynę o dłoń, prosząc o pieszczoty. Katy pogłaskała zwierzę po pysku, delektując się zastanym widokiem. W głowie zamalował jej się obraz tak pyszny, że z przyjemnością chciała przelać go na płótno, kiedy tylko wróci w porze obiadu do pałacu. Upał jednak zaczął jej doskwierać, więc pośpieszyła zwierzę, zachęcając je do galopu, aż zwolniła do stepu przed powozownią i znalazła się przy stajniach.
Sama nieco niezgrabnie zsiadła z siodła, a obcas bucika ugrzązł jej w błocie, pozostałości po letniej ulewie, jaka przeszła wieczorową porą nad Borowicami. Ona jednak tak smacznie przespała noc, wtulona w mężowskie ramiona, że żadnej ulewy nie słyszała.
Złapała Congrazię za uzdę i oddała starszemu chłopcu stajennemu w wieku adolescencji, słysząc znajomy ton głosu, który brzmiał surowo:
- Teraz zmykajcie do kuchni, niech Tadeuszowa wam coś da.
Katy zajrzała cicho do boksów, dostrzegając ordynata.
- A jak jeszcze raz przyłapię was na próżniactwie to...- Pogroził palcem dwójce chłopców stajennych, którzy stali przy nim ze zwieszonymi nosami.
Ordynat nie dokończył, co obaj uciekli, chowając się za spódnicę Katy. Dopiero teraz Maciej dostrzegł swą połowicę a zauważając jej wygniecioną spódnicę oraz ubłocone buciki, skrzywił się z niesmakiem.
Katy, spojrzała z góry na chłopców. Jeden z nich, niższy blondynek, dyskretnie rozmasowywał sobie pośladki.
- Co tu się dzieje? - zapytała z pretensją, po części domyślając się, co mogło się wydarzyć.
Ogarnęła ją złość, a poczucie błogości zniknęło, zastąpione zadziornością i brakiem zrozumienia dla postępowania hrabiego.
- I w domu przyznać się za co od dziedzica otrzymaliście nauczkę. Już, zmykajcie! - odparł ordynat ostro, zwracając się do chłopców, których udawane, niewinne minki, wlepione w jego ślubną, nie robiły na nim wrażenia.
Maciej podszedł powoli w kierunku ordynatowej, a jego wzrok łagodniał z każdym krokiem.
- Dlaczego ukarałeś te dzieci? - Głos Katji drżał ze zdenerwowania. - Z pewnością nie uczyniły niczego, aby zasłużyć sobie na twą ciężką rękę.
Maciej zacisnął szczękę na te obraźliwe słowa, ale zmuszając się do cierpliwości, odparł spokojnie:
- Dochodzi południe, a Allegro nie miał uprzątniętego boksu. Był spragniony. Uwierz mi, miały szczęście, że trafiły na mnie i mą „ciężką rękę" - zacytował jej słowa z obrzydzeniem.
Allegro był jego ukochanym wierzchowcem i dbał o niego podwójnie. Ten piękny ogier był niebywale szybki, a przy tym miał niesamowicie spokojny temperament, dlatego pozwalał opiekować się nim najmłodszym dzieciom swojego pracownika. Bestia była łasa na pieszczoty i uwielbiała towarzystwo dziatwy, więc młodsi chłopcy stajenni z uwielbieniem patrzyli na to urodne stworzenie. Dopuścili się jednakże poważnego przewinienia, a próbowali jeszcze wykorzystać łagodność jego ukochanej.
Katy w odpowiedzi jedynie odwróciła wzrok, co zmusiło mężczyznę do dalszych, obrazowych tłumaczeń, wiedząc, iż tylko tak ułagodzi jej gniew.
- Załatwiłem sprawę „po ojcowsku" i nie wyrządziłem im szkody. Andrusy otrzymały równą porcję klapsów za kłamstwo i lenistwo, i to jeszcze przez spodnie. W domu czekałyby ich gorsze cięgi, ale z szacunku do mnie masztalerz już ich nie ukarze, a chłopcy jak tylko napełnią żołądki łakociami, znowu zaczną łobuzować. Czy nadal postąpiłem niesprawiedliwie i okrutnie?
Hrabia przyciągnął żonę do siebie, zmuszając tym, aby na niego spojrzała. Jej każde chłodne spojrzenie raniło go jak uderzenie grubym rzemieniem. Karała go bestialsko swoją oziębłością i odrzuceniem. Pamiętał też, co wcześniej o nim mawiała, choć swym zachowaniem starał się jej udowodnić, że nie jest brutalnym człowiekiem.
Katerina w końcu podniosła oczy, w którym Maciej dostrzegł już większą przychylność i widocznie odetchnął z ulgą.
- Po co chciałeś dosiąść Allegro? - zapytała ciekawsko, zapominając o złości.
- Miałem zamiar wyjechać ci naprzeciw.
- Ciekawam po co? - zapytała bezceremonialnie. - Przecież hrabia wie, że doskonale radzę sobie w siodle. - Podniosła energicznie podbródek, aby ozdobić piękną twarz w wyniosłą minę.
- W tym stroju nie powinnaś była dosiadać nawet osła - odpowiedział pouczającym tonem.
- I tym też zasłużyłam sobie na lanie? - prychnęła, będąc zdziwiona, że pomimo bijącego serca, jakie odczuwała na widok przystojnej twarzy męża, wciąż potrafiła się na niego otwarcie gniewać, jednak nie towarzyszył jej już strach o siebie.
Maciej zaśmiał się, choć hrabina nie wiedziała, że śmiał się z niemocy. Ordynat zrozumiał bowiem, iż jego Katja potrafiła być łagodną kobietą, wrażliwą na krzywdę bliźniego, ale równie często bywała upartym dzieckiem. Szybko jednakże przybrał znów poważną minę.
- Teraz szczególnie powinnaś na siebie uważać. Zakazałbym ci konnej jazdy, ale i tak wiem, że zignorujesz mój zakaz, więc apeluję jedynie do twojego rozsądku, Katerino.
Katy zmrużyła oczy, nie rozumiejąc dlaczego miałaby zrezygnować z tej przyjemności, a Maciej widząc jej zwątpienie, dodał:
- Możesz już teraz nosić w sobie nasze dziecko. - Na te wyjaśnienia jak do małej dziewczynki, Katy rozwarła usta z szoku.
Oblała się sporych rozmiarów rumieńcem, spuszczając wzrok. Poczuła niepokój, jeśli za kilka tygodni miałoby się to okazać prawdą. Uspokoiła się, czując na czole ciepły pocałunek.
W objęciach wrócili do pałacu i po odświeżeniu garderoby, zasiedli w stołowym do posiłku. Byli w trakcie zupy szparagowej, kiedy zjawił się Leoś z pilną korespondencją, jaką przyniósł z sobą na tacy.
Maciej otarł twarz chusteczką, posyłając Katy przepraszający uśmiech, po czym zebrał telegram, który jak na tak krótką wiadomość, długo przetwarzał w pamięci.
Zagniótł papeterię w dłoni i uderzył nią w blat stołu, aż Katarzyna podskoczyła na krześle. Przybrał na twarz nieodgadnioną minę, więc hrabina wiedziała, iż wieść była dla niego drażniąca.
Wstał niespodziewanie od stołu, rzucając:
- Wracamy do Warszawy!
Zastygła w miejscu Katy nawet się nie poruszyła, gdy Maciej ją opuścił. W gabinecie, zaciągając się dymem papierosowym, jeszcze raz odtworzył z pamięci treść depeszy.
Wracaj pilnie do Warszawy. STOP. Nalegam. STOP. Seweryn hr. August Borowski.
***
Wyjazd z pałacu w Borowicach okazał się dla Katy szczególnie trudny, zwłaszcza po tym, jak hucznie podczas ceremonii dożynkowej świętowali zakończenie żniw. Przypomniała sobie jak jeszcze tak niedawno sam hrabia dokonał uroczystego rozpoczęcia, własnoręcznie ścinając wiązkę zboża, a w pierwszym dniu chłopi pracowali w uroczystych strojach, by oddać szacunek matce ziemi. Zaś ich zakończenie odbyło się wedle ściśle ustalonej, obrzędowej oprawy. Po uprzednim poświeceniu przez księdza w kościele wieńca dożynkowego, w który wpletli ostatnią brodę zboża, sołtys z sołtysową podążali w stronę dworu. Z zadumą kroczyli w uroczystym pochodzie, a z kilkudziesięciu gardeł rwały się dźwięki pieśni:
Plon niesiemy, niesiemy plon
W gospodarza w gospodarza dom
Żeby dobrze plonowało
Po sto korcy z kopy dało
Po dotarciu wręczyli dziedzicowi i pani dziedziczce wieniec, rozpoczęły się podniosłe mowy, w tym przemówienie przodownika w polu, który trząsł się przy tym z nerwów jak osika. Wieniec zawieszono w pałacowej sieni, a wieczór wieńczyła biesiada przy stołach zostawionych na łąkach pałacowych. Rozpoczęły się ludowe tańce. Huczna zabawa przy melodiach szarpanych ze skrzypiec i nut wygrywanych na akordeonie trwała do późnych godzin, urozmaicona o konkursy i loterię fantową, którą Katy przygotowała przy pomocy pani Lange.
Hrabia, zajęty pilnowaniem rozdawania zapłaty dla chłopów, ale lekko upojony pędzoną gorzałką, którą szczodrze przy pańskim stole polewał proboszcz z sołtysem, raz porwał Katy w tany, zapominając, iż nie jest jedną ze parobkowych dziewek, jakie młokosi przekazywali sobie z rąk do rąk, obtańcowując tak co ładniejsze. Niemal straciła równowagę, gdy pociągnął ją ku sobie, zdarzając z jego piersią i zaczął obracać dziewczynę w kółko bez jakiegokolwiek porządku czy formy.
- Ależ ja nie potrafię! Podepczę ci buty - wzbraniała się, zdyszana morderczym tempem, jakie podyktował i uwiesiła się na szyi męża, bojąc się, że się za moment się przewrócą.
- Rad jestem usuwać ci ziemię spod twych cholew, moja pani, choćbym sam miał się stać grudką błota.
Serce Katy zatrzepotało na te wypowiedziane namiętnym głosem słowa i uśmiechnęła się z błyskiem w oku.
- Jak zaś dalej będziesz na mnie tak wisieć jak wieniec, chłopi zobaczą jak to my padamy im to stóp - dodał wesołym tonem, a Katy owiał jego ciepły, doprawiony mocnym alkoholem oddech.
Gdyby nie to, iż skrycie zabawa zaczęła jej się podobać, poczyniłaby hrabiemu z tego powodu stosowną uwagę.
- Nie wiem co mam robić! - krzyknęła spanikowana, drepcząc w miejscu.
- Nie myśl, kochanie. Rób jak oni -wyjaśnił, skinąwszy głową na tańcującą parę i zaciągnął żonę na środek prowizorycznego parkietu bez desek, jeno z trawą pod butami.
Głośny śmiech uwolnił się z płuc dziedzicowej, gdy coraz szybciej to obracali się, trzymając ręce związane za plecami, to cwałowali na wyciągniętych przed siebie ramionach, nieudolnie próbując naśladować podrygi włościańskiej młodzieży. Zachwyceni sobą w tańcu i bliskością, jaką między nimi narodziła ta chwila wolności, nawet nie zauważyli jak muzyka przestala grać. Znikli grajkowie, rozpłynęli się chłopi i zostali sami. Hrabia uniósł żonę nad sobą, wirując z nią wokół własnej osi, aż w końcu, zapatrzony w głębię jej źrenic, nieopisanym przez jeszcze żaden z tkliwych wierszy, wziął ją na ręce, by mieć ją bliżej siebie. Z płomiennorudej głowy dziewczyny, która odbijała złociste płomienie żagwi spadł sztywny kapelusz, a wraz z nim cały gorset konwenansów, którym ściskała się do bólu, by móc dopasować się do otaczającego świata. Do świata, gdzie nie było miejsca na prawdziwe, dogłębne uczucie. Tymczasem miłość znalazła w oczach hrabiego, którego niegdyś tak surowo oceniła, pozbawiając ich szansy na szczęśliwy finał.
Tej nocy kochali się niespiesznie, przy otwartych na oścież drzwiach i oknach, nasycając się niegasnącym ogniem ich namiętności, nawzajem ucząc się swoich ciał i budując swoją własną, intymną krainę, do której nikt poza nimi nie miał prawa wstępu. Splątani w objęciach, trwali w swej bajce nieświadomi, że kilka pięter niżej, około strumyka rozpoczęła się inna miłosna historia, gdy Leoś na klęczkach poprosił Dusię o rękę, a zaręczyny przypieczętował niewinnym, pierwszym pocałunkiem, na który dziewczyna wyraziła zgodę. Rozkochany młodzieniec ledwie oczy rankiem otworzył, sprawdzając, czy mu się czasem nie przyśniło, pognał prosić dziedzica o zgodę na ślub, lecz jak dowiedział się, ten z hrabiną szykował się do odjazdu. Z szacunku dla hrabiego i jego domu, spróbował zagadać po prośbie jak na zaręczyny zapatruje się dziedzic, gdy podawał panu Maciejowi płaszcz podróżny, ale zezłoszczony wczorajszą wieścią ojca, ręki nie dał, tłumacząc, iż dziewczę za młode na śluby i znikł w powozie. Pozostawił młodego chłopaka w rozterce, aż do powrotu.
Gdy nadszedł czas pożegnania z miejscem, niegdyś znienawidzonym, a które odmieniło jej życie, Katy czuła palące łzy w oczach. Pokochała obsługę pałacu i jego rezydentów. Lubowała się w wiejskich krajobrazach i spokojnej atmosferze, która, niespodziewanie dla niej, okazała się zbawienną odskocznią od wielkomiejskiego zgiełku, w którym wzrastała. Pani Borowska bowiem zrozumiała, iż ordynat stworzył sobie tam prywatną utopię. Włościanom u Borowskich żyło się dobrze, nie głodowali, pracowali ciężko, ale ordynat potrafił im się za ich wysiłki odwdzięczyć. W chwilach próby też nie pozostawił ich w potrzebie, zadbał o ich bezpieczeństwo i byt jak ojciec, choć wiekiem mógłby być nawet ich wnukiem.
Dziewczyna jednakże jeszcze mało wiedziała o życiu poza ordynacją borowicką. Wydawało jej się, że wszyscy gospodarze są chłopomanami jak jej mąż, dbającymi o swych dawnych poddanych jak o swoje dzieci. Dlatego wybaczyła mu postępek z dziatwą masztalerza, przysięgając sobie jednakże, iż ona także wcieli się w rolę matki. Jak matka będzie uczyć ślubnego wyrozumiałości i łagodności, jakiej, jak się domyśliła, nie uczą szlachetnie urodzonych chłopców.
- Obiecasz mi coś, Macieju? - zapytała nagle, kiedy jechali Karową podstawionym pod dworzec krytym landoletem, gdyż dzień był przekropny.
Maciej oderwał senny wzrok od szyby i spojrzał na Katerinę z wyrazem twarzy bez emocji.
- Czegoś sobie życzysz, cherie?
Katarzyna uśmiechnęła się promiennie.
- Czyż nie spełniłem twej prośby i nie zabrałem z sobą Antka, choć nie potrzebuje pokojowca?
Lekka drwina w jego głosie się Katy nie spodobała, za to z jego twarzy zszedł cień, który przykrywał go przez całą podróż koleją żelazną.
- Dziękuję, że się zgodziłeś - odpowiedziała grzecznie. - Ale prosiłabym, abyś mi przysiągł, że jeśli kiedykolwiek...
Przerwał nagle jej plątaninę myśli, nieelegancko wchodząc w zdanie.
- Wobec tego życzysz sobie ode mnie przysięgi, czy obietnicy? - zaśmiał się szczerze rozbawiony.
- Przysięgi. Przysięgę trudniej złamać, zaś obietnicy można świadomie nie dotrzymać.
- Równie dobrze można nieumyślnie złamać przysięgę - droczył się z nią.
Katy westchnęła, czując, iż brak jej doświadczenia w zawiłych polemikach, do tego z mężczyzną.
- Słucham zatem. Cóż mam przysiąść?
- Przysięgnij, Macieju, że... kiedy powiję dziecko, pozwolisz sobie pokazać jak łagodniej obchodzić się z młodszymi od siebie - rzekła drżąco, czując, iż zaciska dłonie z nerwów na materiale muślinowej sukni według mód paryskich.
Ordynat uśmiechnął się kącikiem ust. Poruszył się niespokojnie w siedzeniu, przyciągając do siebie jej zimne dłonie.
- Czy...? - Nie dokończył, bo pokręciła głową, a w Macieju nadzieja na dziedzica umarła tak szybko jak się narodziła. - Zatem ma to być przysięga na przyszłość, kochanie?
Potwierdziła skinieniem głowy.
- Tym trapiła się twa główka przez całą drogę? - zapytał już nie bawiąc się w ukrywanie rozbawienia.
To w Katerinie uwielbiał. Potrafiła odciągnąć jego skołtunione, ciemne myśli, choćby błahostką, o której by nie pomyślał, sprawiając, iż miała całą jego uwagę.
- Nie bądź lekceważący - skarciła go ostrzejszym tonem.
Ucałował przepraszająco jej dłoń odzianą w rękawiczkę.
- Wybacz, ale twe niezrozumiałe rozterki mimowolnie dostarczają mi rozrywki.
- Niezrozumiałe? - oburzyła się. - Wyłożyłam je chyba dość jasno. Mam być bardziej dosłowna?
Maciej westchnął ze zniecierpliwienia.
- Wymuszasz na mnie przysięgę, wiedząc, iż nie spełnił się pierwszy warunek. Choć oczywiście pewny jestem, że dasz mi dziecko, nie mogę niczego przysiąść, do czasu, kiedy się nie narodzi.
- Toż to wierutne łgarstwo! - wyrzuciła z siebie, czując jak łzy złości zbierają jej się w kącikach oczu.- Możesz, hrabio, przysięgać, bo cię o to proszę!
Maciej przyciągnął Katy do siebie. Chwilę się opierała, ale w końcu uległa.
- Prośbą też nie nazwałbym tego pomysłowego fortelu. Prędzej wymuszeniem, mia bella.
- Och! Jesteś niepoprawny! I w ogóle mnie nie słuchasz! - załkała.
Katy bolała na tym, iż pomimo uroku, jaki na hrabiego rzuciła, nie potrafiła owinąć sobie męża wokół palca, jak uczyniła z papą. Jako panna, przyznała się przed sobą, wykorzystywała miłość ojca przesadnie, dla własnych korzyści. Teraz jednak obudziły się w niej altruistyczne pobudki i nie chciała niczego dla siebie.
- Nie liczysz się ze mną! Jestem ci ozdobą do butonierki!
Przytulił ją mocniej, czując, iż roztapia się pod wpływem ciepła, jakim ją otulał.
- Jesteś moim istnieniem, Katy - rzekł do niej łagodnie, całując w czubek głowy, gdyż kapelusz z okazałym rondem okazał się niepraktyczny w krytym powozie. - Przysięgałem ci właściwą opiekę i tego przyrzeczenia nie złamię nigdy. Dotyczy to również naszych dzieci. Obiecuję, iż nie uczynię w przyszłości niczego, z czym się nie zgadzasz.
- Naprawdę? - Katy nagle podniosła głowę, patrząc na Macieja zapłakanymi oczyma, pełnymi nadziei.
- Uczynię jednak to, do czego będę zmuszony, a ty mi się nie sprzeciwisz.
- Jedno wyklucza drugie! Nic warta twa obietnica. Zostaw mnie. - Wyrwała się z objęcia, zawiedziona tym, iż nieudawane wapory, a szczere łzy nie zmusiły hrabiego do zmiany stanowiska. Choć zaraz szybko tego pożałowała i zatęskniła do jego silnych, bezpiecznych ramion.
-Żona nie może się sprzeciwić mężowi, bo jest kobietą? Kimś gorszego gatunku? Słabym, nieistotnym pionkiem do przestawiania na życiowej szachownicy w patriarchalnym świecie? Czy może mężczyźni obawiają się kobiecej inteligencji i zaradności, dlatego blokują przejawy ich gotowej niezależności, kolejnymi mechanizmami ucisku? Po co nas kształcić, najlepiej trzymać nas w złotej klatce w oczekiwaniu, aż dojrzejemy do sprowadzenia na świat kolejnych tłumicieli lub bezwolnego dziewczęcia.
W Katarzynie rozgorzał na nowo, żywy jeszcze do niedawna, bunt przeciwko męskiej zwierzchności mężczyzn nad niewiastami. Nie rozumiała feminizmu, zdaniem matki, powinna się nim wręcz brzydzić, ale zaczynała rozumieć, iż sufrażystki, słowo zakazane w jej domu, miały pewną słuszność w dążeniu do zrównania w niektórych kwestiach ich praw z prawami mężczyzn.
- Katerino! Wystarczy tej dyskusji - upomniał ją już nieco zniecierpliwiony. - Bądź rada, że nie słyszy tego twoja matka. Nie jestem pewny, czy nie zmieniłaby wówczas metod wychowania.
Katy ostentacyjnie odwróciła głowę. Maciej zaczął się obawiać, iż w swej zatwardziałości, znowu odmówi mu wspólnego pożycia do następnych żniw.
- Wiem, że nie chciałaś opuszczać pałacu. Widzę, ile niesprawiedliwości jest na tym świecie, dostrzegam, że wiele niegodziwości spada na biedne kobiety za męską przyczyną, ale miej litość i nie każ mi udowadniać ci po raz kolejny, że nie masz całkowitej racji, bo złamię ci tym serce.
Katy zakryła twarz dłońmi, a przed oczami stanął jej ponownie obraz ustawionej w równym rządku służby pałacowej, która jak kiedyś ją witała, tak teraz żegnała swoją hrabinę, zalewając się łzami. Ona też z trudem zniosła to pożegnanie, ale zmusiła się, aby nie uronić ani jednej łzy. Całą podróż myślała, jak będzie jej tęskno do roztrzepanego Leosia, cudownie słodkiej Dusi, przyjemnych pogadanek przy stole z wiecznie poważnym panem Cetnerem, czy szczerych rozmów z panią Ludmiłą.
Powóz zajechał na Krakowskie Przedmieście i stanął przed bramą, ale ani Katy ani Maciej nie opuścili powozu. Maciej cierpliwie czekał, aż Katerina wypłacze swe lęki i całą złość, jaką do niego czuła, po czym ponownie przygarnął ją do siebie.
- Czy ty nie wiesz, cherie, że ja kocham każdą cząstkę ciebie? Nawet tę nieznośną? - zażartował, całując ją w skroń.
- Kochasz? - zdziwiła się Katy, mrugając.
Wcześniej nigdy tego słowa nie słyszała. Rzadko słyszała je od matki, bo ta okazywała swą miłość czynami, aniżeli słowami, których jakby się wstydziła. Ojciec nie raz pieszczotliwie mówił, że jego „najukochańszą córuchną", ale wprost o swych uczuciach również nie mówił. Jedynie Karol, składając jej życzenia z okazji zamążpójścia, zamiast wyuczonych formuł, szepnął jej do ucha: „Kocham cię, siostro i szczerze żałuję", czego ani wcześniej ani później już nie usłyszała. Jakże to więc możliwe, że takie wyznanie padło z ust ordynata?
- Kocham - powtórzył, podpierając w palcach jej podbródek i zajrzał głęboko w oczy. - I będę kochać po dzień mój ostatni. Zapamiętaj.
Chciał ją pocałować, ale Katy zatrzymała hrabiego pytaniem, które nieprzemyślanie wybrzmiało z jej ust.
- A co jeśli ja nie kocham ciebie? Też nadal będziesz mnie kochać, Macieju?
- Wtedy będę cię miłował po stokroć bardziej. Ale nie odpowiadaj teraz. Wiem, żeś ty niegotowa na dalekie wyznania.
- Chyba tak - przyznała mężowi rację, spuszczając wzrok i wtulając się w niego mocniej, jakby chciała się stopić z nim w jedno.
Maciej głaskał ją uspokajająco po tych niemożliwie rudych włosach, które też kochał. Wielbił ją całą.
- A jeśli frasujesz się tym, jakim ojcem będę dla naszego dziecka, wiesz, że w mojej familii z dziewczętami obchodzi się nad wyraz łagodnie. Niesprawiedliwie szczędzi się im wszelakich rozstrojów nerwowych, wierząc, iż wiedza dobrze wchłania się przez skórę tylko u chłopców. Przysięgam ci jednak, że w dostępie do edukacji różnic płciowych nie będę wyznawał i powstrzymam się przed tym, co urazi twą wrażliwość, ale nie obiecuję, że czasem, dla zasady, jeśli nasz syn okaże się takim samym drapichrustem jak ja, nie przełożę go przez kolano, aby nie rozbisurmanił się w przekonaniu, że szlachetnie urodzeni są bezkarni.
- A jeśli byłby podobny do mnie? - zapytała, mając nadzieję, że hrabia porwie się na ten haczyk.
- Wówczas połamie się niejedna rózga - zażartował, śmiejąc się, ale Katy żart ten wcale nie rozbawił.
Maciej, czując na sobie spojrzenia Antoniego i pokojówki Isi, wysiadł pierwszy, po czym nie narażając żony na zamoczenie butów w obwitej kałuży pomógł jej wysiąść, porywając w ramiona.
Niósł ją przez dziedziniec i schodami na górę.
- Postaw mnie, hrabio.
Ordynat Borowski postawił żonę jednak dopiero wówczas, gdy przekroczyli próg ich wspólnego mieszkania.
- Teraz ominie nas zły los - rzekł do niej z przekonaniem, po czym czule pocałował.
Pierwszą noc po powrocie do Warszawy spędzili wspólnie. O poranku Katy znów rozpamiętywała to, jak przyprawił ją o nieopisaną rozkosz i sprawił, że z łatwością zapomniała o wstydzie. Widok nagiego ciała męża też jej już nie odstraszał ani nie gorszył, a do obowiązków małżeńskich nie była już tak uprzedzona jak po pierwszej wspólnej nocy, wiedząc, iż mogą nieść nie tylko ból, ale i przyjemność ze wzajemnej bliskości.
Maciej jednakże tej nocy ponownie nie mógł zasnąć, bo to jemu wspomnienia nie dawały spać. Jaki on był wdzięczny Katerinie, iż po tym wszystkim udało jej się pokonać awersję do jego persony, aby mogli zacząć budować wzajemne relacje, oparte już nie na wrogości i nieufności, ale na zaufaniu i oddaniu.
O brzasku z zapamiętaniem całował delikatnie jej odkryte, nagie ramię, szyję i policzki, wiedząc, iż zmorzona twardym snem i zmęczeniem po nocy, nie przebudzi się pomimo jego pieszczot. Nie pragnął jej ponownie opuścić, ale ich powrót do stolicy Królestwa nie był jego fanaberią.
Maciej wolałby zająć się troskliwie żoną, ale jeszcze tego samego dnia po powrocie, ojciec przesłał mu swój bilet wizytowy, co oznaczało, iż nerwowo go oczekuje. Choć wielokrotnie nadwyrężał jego cierpliwość nieposłuszeństwem i umyślnym gałgaństwem, wiedział, iż tym razem musi zachować się jak dorosły mężczyzna i ordynat rodu. W odpowiedzi Maciej, w rodzinie Borowskich tytułowany wicehrabią, posłał hrabiemu seniorowi bilet na jutrzejsze wyścigi konne.
***
Na tor wyścigów konnych na Torze Mokotowskim udał się wraz z wniebowziętą Kateriną. Jego ślubna tak odwykła od miejskich rozrywek, że była szczerze uradowana takim prezentem.
- A czy to aby właściwe? W pierwszej kolejności wypadałoby udać na wizytę do mych rodziców. Czy maman i papa nie będą chować o to urazy? - zapytała, gdy dojechali już amerykanem na miejsce na początku Marszałkowskiej.
Hrabiego szczerze nie obchodziło zdanie teściów. Wcześniej też za często nie posyłali córce listów, choć ta z utęsknieniem ich wyczekiwała. Nie wiedział, jaki był powód rozluźnienia ich więzi, ale Maciejowi się to nie spodobało i oczekiwałby po nich zadośćuczynienia, kiedy wieść o ich powrocie się rozniesie na salonach.
„Och, jak ja tęskniłem za tym blichtrem", pomyślał z przekąsem. Katy z kolej chłonęła atmosferę miejsca, gdyż wcześniej matka nie pozwalała jej nigdy udać się do tej „jaskini hazardu". Co nie wypadało jednakże pannie na wydaniu, damie i żonie już tak.
Tor ciągnął się prostą linią wzdłuż Polnej, znajdując się na granicy miasta. Zakłady buchmacherskie z czasem zaczęły przyciągać nie tylko elity, bo tegoż dnia, ostatniej niedzieli sierpnia, przypadał dzień Wielkiej Warszawskiej. Gonitwę tę ustanowił przed siedmioma laty August Potocki, przyjaciel jego ojca, więc zaproszenie, jakie otrzymało hrabiostwo było jedynie formalnością i okazją do poznania bliżej hrabiny. Towarzystwo warszawskie oczekiwało, iż w końcu młoda żona ordynata wyznaczy godziny wizyt i zacznie prowadzić otwarty dom, aby mogło się ono przekonać o jej nieodkrytej wyjątkowości.
Katy choć niewiele miała okazji do spotkań towarzyskich podczas pobytu w Borowicach, zyskała w sobie pewną siłę charakteru, z której żadna zazdrosna panna czy matrona jej nie oskubie.
- Tu es magnifique, chérie - pochwalił Maciej, wpatrzony w jej zieloną suknię z bufkami z krojem sukni w kształcie odwróconego kielicha.
Szeroki kapelusz zaś z okazałymi pawimi piórkami dodawał jej jeszcze więcej dostojności, zwłaszcza, iż nosiła głowę wysoko jak zawsze, a koafiura tym razem się nie przesuwała.
Katarzynie jednakże chęci na udział w tym towarzyskim wydarzeniu przeszła, dowiedziawszy się, iż dotację na nie zawdzięcza się Rosjanom. Tutaj stopa jej matki i ojca z pewnością by nie postała, choć jej matce nie przeszkadzało to, że ojciec zajmuje katedrę na carskim uniwersytecie.
„Jakaś hipokryzja", pomyślała z goryczą.
Złe myśli odtrąciła dumaniami nad tym, iż teraz wieczory spędzać będą w warszawskich teatrach lub operze, za czym niemiłosiernie tęskniła. Umyślnie postępując, Maciej pozostawił Katy na trybunach z widokiem na hipodrom pod opieką swej praciotki.
- Matwej, Katiuszka - zwróciła się do małżonków.
Maciej ucałował strojną damę w dłoń. Katy zaś ucałował ją jak wnuczka swą babkę, również w rękę i w policzek.
Pogoda była słoneczna, a hrabia zwykł lubić takie okazje. Teraz jednak humor mu nie dopisywał, bo nie dość, że musiał zostawić żonę, to jeszcze spotkać z ojcem, z którym nie widział się od ich ostatniej rewizyty w Warszawie, a nie zapowiadało się, aby była to miła pogawędka. Niespecjalnie szukał towarzystwa Seweryna, ale kiedy wreszcie się znaleźli, okazało się, że nie był sam. Towarzyszył mu syn pomocnika Generał-Gubernatora Warszawy w wydziale policyjnym, niejaki Jewgjenij Siergiejowicz Ustraszkin.
Maciej przywitał się ze znajomym ojca ukłonem, Katy również podała teściowi swą dłoń, wszyscy wymienili uprzejmości i w rozpoczętej kurtuazyjnej rozmowie poruszali tematy związane z gonitwą.
- Zamierza pan osiąść u nas na stałe?
- Owszem, Warszawa jest bardzo ładna. A jak wy uznajecie, grafinya? - spytał łamaną polszczyzną Jewgjenij, wśród przyjaciół nazywany Żenią.
- Tak, wszak nazywamy ją Paryżem Północy, prawda? Od wieków przyćmiewa inne miasta, piękna i wolna. Wkrótce sam pan się o tym przekona.
Hrabia zachichotał nerwowo, posyłając Rosjaninowi uroczy uśmiech, zaś by wyratować sytuację, rzekł ordynat, posługując się płynnym rosyjskim.:
- Zhena serditsya, chto nam prishlos' otlozhit' svadebnoye puteshestviye v Parizh iz-za legkogo nedomoganiya. On ne ustayet ukazyvat' mne na eto pri kazhdom udobnom sluchaye, ne tak li, moya dorogaya?
Interlokutor hrabiego z trudem mógł uwierzyć, iż młodszy z hrabiów urodził się w Kraju Nadwiślańskim, bowiem przysiągłby, że nie jest Polakiem, tak płynnie posługiwał się jego ojczystym językiem. Później całą swą uwagę poświęcił jego zjawiskowo pięknej żonie. Katy jednak nie była już skora do rozmowy, pozostając milczącą towarzyszką swego męża, tylko obrzucając obcokrajowca nieprzychylnym, ale uprzejmym spojrzeniem.
- Wasza szanowna małżonka jest zjawiskowym ptakiem, Matwieju Sewerynowiczu.
- W istocie. Żywię skromną nadzieję, że dacie się zaprosić do Borowic na polowanie. Uprzedzam, że łowczy ze mnie marny, za ojciec to strzelec wyborowy.
- Gdy okoliczności pozwolą, skorzystam z uprzejmego zaproszenia, wicehrabio. Czy wybrał pan już swego czempiona?
Ordynat pokręcił głową, gdyż nie miał ochoty marnować pieniędzy na zakładzie. Młody urzędnik wydał się Maciejowi inteligentnym i uczciwym człowiekiem, ale gdyby tylko wiedział, że nie ma do czynienia ze zwykłym synem arystokraty i warszawskiego fabrykanta, ta znajomość mogłaby się rozwinąć z goła odmiennie. Wykorzystując sposobność, iż Jewgienij Siergiejowicz oddalił się, aby uregulować formalności związane z zakładem, hrabia Seweryn zszedł z trybuny z synem, zwracając się do niego w ojczystej mowie.
- Zaszyłeś się w Borowicach z młodą żoną, a matka żali się, że nie odpisujesz na jej listy, synu.
Na zmiankę o matce, Maciej spojrzał na ojca z wyraźnym niepokojem.
- Zdrowa jest? Mówże, ojcze.
- Zdrowa - odpowiedział starszy z hrabiów. - Ale z niepokoju zaczęła korespondować z damami z sąsiednich majątków i od baronowej Chruścińskiej dowiedziała się, że niedawno odbyłeś samotną podróż do Paryża, nie wybrawszy się ani w krótką podróż poślubną. Stąd podejrzenia w towarzystwie, że ordynatowa Borowska musi być wątłego zdrowia albo jest już brzemienna. W to drugie oczywiście ani pani Sewerynowa nie uwierzyła.
- Stara szantrapa! - Maciej zacisnął szczękę ze złości. - Flama z wątpliwym szlachectwem z podupadającego majątku, której jedynym obowiązkiem jest wydanie za mąż nieurodziwej córki.
Maciej zacisnął w dłoni zdobną papierośnicę, z której w przypływie pasji wyjął papierosa. Zapalił przy rodzicielu, pomimo jego dawnego sprzeciwu wobec jego nałogu, zaciągając się mocno, aż dym uszedł mu nosem, za co otrzymał karcące spojrzenie seniora Borowskiego.
Miej litość! Czym innym jest popalanie cygara w męskim towarzystwie, a czym innym ćmienie jak debilny robotnik fabryczny, synu - pouczył go tonem niemal identycznym, jakim on zwykł strofować Katerinę.
- To mnie wychłoszczcie - odparł bezczelnie, rzucając niedopałkiem o ziemię.
- Nie bądź ordynarny. Uciszysz plotki, jeśli przy najbliższej okazji baronostwo odwiedzicie. Od zawsze z Chruścińskimi żyliśmy w przyjaźni.
- Na razie nie planuję powrotu. Do końca sezonu zostajemy w Warszawie.
Starszy z hrabiów przystanął, opierając się na lasce ze złoconą rączką, której używał podczas spacerów, rozcierając dokuczający mu ból w kolanie.
- Wiesz, że nie wybraliśmy ci Kateriny Janownej po złości. Oddałeś nam w końcu sprawiedliwość, że to dobra partia z majętnego domu. Z inteligenckiego co prawdą... Cóż - westchnął. - Ale o szlacheckich korzeniach i herbowa. Może nie na europejskie salony, ale przynajmniej pozbyliśmy się łowczyń majątków i uciążliwego powinowactwa.
Przechadzali się wzdłuż toru swobodnie, obserwowani czujnie, zwarzywszy, iż byli tu znani i zyskali sobie powszechny szacunek. Minęli jednego praktykanta dżokejskiego, którego, co nie uszło uwadze Macieja, Seweryn odprowadził wzrokiem. Maciej odsunąwszy się od rodziciela, stanął w miejscu, lustrując z udawanym zainteresowaniem jak Madamme Ferrari obejmuje prowadzenie. Przypomniał sobie swojego pięknego ogiera o karej maści, który na pożegnanie z nim wychylił łeb z boksu, błagając, aby podrapał go po podgardlu.
- Może skończycie, otets, te gierki. Nie róbcie wy mnie smarkaczem. Przecież wiem, żeście mnie tu przywołali z powodu strajku w cukrowni i późniejszych wydarzeń z włościanami.
- O których dowiedziałem się z drugiej ręki.
- W istocie. W ferworze innych spraw mogłem z roztargnienia zapomnieć nadać pocztę.
Na twarzy Seweryna pojawił się grymas.
- Merde! Sądziłem naiwnie, iż w towarzystwie młodej żony te socjalne idee wywietrzeją ci z głowy! - syknął Seweryn już wyraźnie poirytowany zachowaniem syna. - Tymczasem zwykła swołocz buntuje przeciw nam oddanych robotników a ty płacisz im bakszysz!
Maciej odwrócił się do ojca i zaśmiał się szyderczo w odpowiedzi. Od dawna nie pozwalał sobie na taką względem ojca bezczelność, ale był dziś rozdrażnionym, ponurym człowiekiem.
- Jeśli pragniecie wiedzieć: nie ja agitowałem robotników. Nie zaszkodziłem ordynacji, podburzając włościan do palenia i grabieży. Sprawę prędko i sprawiedliwie zakończyłem, więc nie zasłużyłem, aby mnie rugać!
- Nie kpij. - Seweryn podniósł odziany w rękawicę wskazujący palec ostrzegawczo. - Wiem, iż twój zarząd nad Borowicami to hucpa. W sąsiednich majątkach mają się za chłopskiego innowatora i lekceważą.
- Wysyłają zaproszenia na bale i rauty, ale moja Katerina woli spokój naszego domostwa. Przyćmiłaby wszystkich swym wdziękiem i urodą. Nie pragnęliśmy czynić afrontu względem gospodarzy i niezamężnych panien.
- Wiesz, Macieju, iż nie mam na myśli stosunków towarzyskich. Utrzymujesz podejrzane kontakty w stolicy. Czy ty Boga w sercu nie masz, do czorta? Chcesz, aby matka odwiedzała cię w brudnej, zaszczurzonej celi w Pawilonie? Tak chcesz skończyć? Na zsyłce albo na szafocie? W imię czego? Opamiętaj ty się, do diabła!
"Prędzej wy, burżuje, psiepany, zawiśniecie", pomyślał z przekąsem.
- Nie wiem o czym mówicie - odpowiedział, nawet nie kryjąc się ze swoim kłamstwem. - Wybaczcie, czas nagli. Pozdrówcie ode mnie matuchnę i pożegnajcie uniżenie Moskala. - Ordynat ukłonił się rodzicielowi na pożegnanie. - Bywaj zdrów.
- Macieju! - Usłyszał za sobą jeszcze krzyki jak poszczekiwanie psa, ale śpieszno mu było do Katji.
Przysiągł sobie, iż choćby przez wzgląd na nią i dla ich przyszłego potomka, nie pozwoli się zamknąć.
----------------------------------------
Mowa o dwustronnej tabliczkę wykonanej z kamienia łupkowego, oprawionej w ramkę z zabejcowanego drewna.
Nurt "Nowego Wychowania" to kierunek w pedagogice, którego Dewey, Montessori, Korczak, Freinet
Jeden z wierszy Władysława Bełzy, wydany w tomiku „Katechizm polskiego dziecka" w 1900 roku.
broda, pępek lub przepiórka - ostatni wiecheć zboża, który przez jakiś czas pozostawał na polu, przystrojony wstążkami i kwiatami.
Tu es magnifique, chérie - Jesteś piękna, kochanie (z fran.)
grafinya - hrabina (z ros.)
"Żona złości się, że musieliśmy przełożyć podróż poślubną do Paryża z uwagi na lekką niedyspozycję. Nie omieszkuje mi tego wypominać przy każde sposobności, prawda moja droga?" (z ros.)
Madamme Ferrari - zwycięski koń Wielkiej Warszawskiej w 1902 roku.
Merde! - Z francuskiego: cholera!
____________________
Kochani, nowy rozdział z okazji 22 tysięcy wyświetleń.
Nawet nie wiecie jak nas to cieszy, jak nas cieszy, że "Lojalista" wciąz zysuje nowych czytelników ♥ Dziekujemy Wam z całego serducha! Zwłąszcza, że temat nie jest ani łatwy, ani tym bardziej modny (sami wiecie, co teraz się czyta ;) )
Czeka nas intenstywny weekend przed dwoma planowanymi wyjazdami na urlp, także by Wam wynagrodzić, jutro kolejny rozdział "SUmmer Fling".
Zaczęyśmy też poprawiać, a w zasadzie pisać na nowo nowy tekst, który pojawi się najprawdopodobniej dopiero w 2024 roku, o ile wcześniej nie zdecydujemy się czegoś z nim zrobić.
DO NAPISANIA ♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top