X
* Rozdział po korekcie.
Kiedy trzy tygodnie wcześniej słyszała z ambony ślubne zapowiedzi, nie miała świadomości, że dotyczyły jej własnego zamęścia. Wracając pod rękę z mężem nawą kościoła św. Anny Katy nie czuła ani podłoża pod stopami, ani nawet ogólnego poruszenia tłumu, pozostając ślepą i głuchą na to, co się wokół niej działo.
— Vivat młodej parze! Vivat! Vivat!
Po drodze do kruchty, przyjmowała życzenia, nie rozróżniając ani twarzy ani tytułów. Jej ramiona przenikało chłodne powietrze pomieszczenia, że musiała szczelniej okryć się podbitą etolą, choć na zewnątrz ten październikowy dzień był bardziej wiosenny niż zimowy, bo i słońce świeciło, i niebo było czyste.
— Szczęscia, szanowemu hrabiostwu!
Głos hrabiego, który w imieniu ich obojga dziękował za życzenia małżeńskiej pomyślności słyszała jak przez sen. W uszach jej szumiało i ledwie stała na nogach z wrażenia. Ordynat za to przywdział na siebie minę poważną, ale serdeczną, niczym aktor, który dobrze odgrywa swoją rolę przed zachwyconą nim publicznością.
Nowożeńcy po podpisaniu aktu małżeńskiego w obecności proboszcza i świadków byli gotowi wsiąść razem do ślubnej karety, aby udać się na ucztę weselną. Maciej podał małżonce swą dłoń i wówczas pierwszy raz od czasu rozpoczęcia uroczystości, tak naprawdę go dostrzegła. Musiała przyznać, iż w tym odświętnym fraku prezentował sie jak prawdziwy, dumny hrabia, zaś jej daleko było w tym momencie do hrabiny. Uchwyciła się jego ręki, czując jak kręci jej się w głowie. Przytrzymał ją pod bokiem, na co serce Katy podeszło do gardła i chciało jej się wymiotować.
— Oddychaj. Masz rozchwiane struny nerwowe, ale to minie z pierwszym szokiem.
Powoli nabrała i wypuściła powietrze.
Maciej spojrzał na młodziutką żonkę z pożałowaniem i współczuciem, ale w ich sferze, stojąc tak wysoko w hierarchii społecznej, okazywanie najmniejszej słabości byłoby niedopuszczalne. Prędko musiał ją tego nauczyć.
Hrabia pomógł Katarzynie wsiąść do karety i sam zasiadł na siedzeniu obok. Inne powozy już odjechały, aby ich hucznie przywitać, w tym ich rodziciele.
Gdy ruszyli, miał nadzieję, że świeże powietrze postawi Katję na nogi. Czekała ich przecież jeszcze cała masa weselnych rytuałów, ceremonialnych obrządków i małżeńskich obowiązków, którym musieli sprostać.
Maciej kilka razy badawczo spoglądał na Katerinę Janowną, a już Borowską, kątem oka, ale ona ani razu nie odwróciła głowy, więc i on stracił zainteresowanie.
***
Gdy dotarli do willi w Alei Róż na ucztę weselną, która organizacyjnie należała do rodziny panny młodej, rodzice pary młodej powitali ich po staropolsku chlebem i solą. Oboje ucałowali chleb, po czym ułamali kawałek. Jeszcze długo po tym jak weszli do pokoju jadalnego, czuła nieprzyjemny słony posmak w ustach. Zaczęła się nawet zastanawiać czy jej życie odtąd już zawsze będzie tak smakować.
W salonie zgromadziło się skromne grono stu pięćdziesięciu osób z najbliższej rodziny i przyjaciół obu rodów, więc otrzymanie zaproszenia było równoznaczne ze znalezieniem czterolistnej koniczyny. Wszystkie balowe toalety pań i stroje męskie były imponujące. Zwłaszcza popisać się pragnęli w tym względzie ojcowie niezamężnych jeszcze córek, aby pokazać jak wielki mogą zaoferować posag potencjalnemu konkurentowi.
Lokaje rozlali szampana przy akompaniamencie lirycznych wygrywanych nut przez orkiestrę. Maciej zabrał z tacy dwa kieliszki, jeden podając poślubionej oblubienicy. Odebrała go tak, by nawet nie tknąć męża opuszkiem palca.
Wniesiono toast, winszując ponownie państwu młodym, którego Katy nawet nie słyszała, zajęta obserwowaniem tego teatru sztuczności. Przebiegła wzrokiem po tych roześmianych kobiecych twarzach i męskich dłoniach dzierżących złoty trunek w swych dłoniach jak sarmackie szabelki i poczuła gorycz na języku. Aby pozbyć się tego nieznośnego odczucia, wypiła schłodzonego szampana duszkiem, przymykając oczy.
— Bacz na rozsądek i zachowaj umiar — szepnął Maciej, obawiając się, że Katja już odzyskała siły, by w swojej główce zawiązać jakąś nową wywrotową myśl, aby uczynić tę uroczystość głośną na całą gubernię.
On bynajmniej chciał uniknąć jakiegokolwiek skandalu, wiedząc, iż wśród zaproszonych gości są ważni carscy oficjele, przedstawiciele najznakomitszych rodów, — Zamoyjskich, Lubomiskich, Potockich, Czartoryskich, Branicckich — dziennikarze i warszawscy przedsiębiorcy, jak również tajni agenci. Był świadomy, że dla sfery liczy się tylko entourage i nie zważa ona nawet w najmniejszym stopniu na duchową stronę ceremonii, w której bierze udział.
Katy obudziła się z letargu, kiedy Maciej zaprowadził ją w parze do odtańczenia pierwszego poloneza. Zanim orkiestra zaczęła grać, niechcący pochwyciła z mężem niezamierzone spojrzenie.
"Nie oddam ci serca ani duszy", pomyślała ze złością.
Pierwsze kroki odtańczyła tak jak pensjonariuszka na stancji, która jeszcze nie ma ani tanecznej gracji ani kobiecej wytworności.
Ordynat Borowski górował na nią wzrostem i posturą, ale w tańcu wydawał się szarmanckim mężczyzną. Prowadził ją pewnie, więc łatwo było jej się mu poddać, choć czyniła to niechęcią. Razem ze wszystkimi gośćmi odtańczyli układ skomplikowanych figur i labiryntów, po czym zaproszeni przez starszego drużbę zasiedli na honorowych miejscach przy weselnym obiedzie, dość wystawnym w oczach świeżo poślubionej mężatki, a którego ona nawet nie zaczęła jeść.
Małomówność Katy w jego trakcie kompletnie ordynatowi nie przeszkadzała, wręcz przyjął ją z ulgą, mając nadzieję, iż odezwał się w niej rozsądek.
Wspólnie w ciszy zaczęli wysłuchiwać wznoszonych na ich cześć toastów, które rozpoczął najstarszy wiekiem profesor Staszkiewicz, do którego dołączył hrabia Seweryn Borowski. Maciej trącał się kieliszkiem, a Katy jedynie lekko uniosła się na krześle dla starszych wiekiem ojca i teścia.
Maciej ożywił się dopiero, gdy toast zaczął wygłaszać starszy drużba.
— Czcigodni nowożeńcy, przezacni goście. — Tubalny głos Adama Żmudy przykuł uwagę nawet najgłębiej pogrążonych w rozmowie gości. — Wnoszę naprzód toast na cześć młodej pary, którą to dziś kapłan sakramentalnym związkiem małżeńskim związał po ich życia kres. Żyjcie jak najdłużej w zdrowiu i wzajemnym szczęściu. Potem wznoszę toast za szanownych rodziców pana młodego i panny młodej. Niech radość waszych dzieci będzie waszą radością. Niech żyją też siostry, bracia, krewni i przyjaciele państwa młodych! — Ogółem całe to znakomite weselne zgromadzenie, które pragnie uczcić ten uroczysty i wyjątkowy dzień dzisiejszy. Dziękując za liczne przybycie celem uświęcenia godów weselnych, wnoszę zdrowie całego zebrania, wołając: Niech żyją wszyscy tu obecni! Niech żyją goście weselni!
Przemówienie przyjaciela nie wywołało u Macieja żadnego wzruszenia. Było gładkie i prostej budowy, bez krztyny braterskich uczuć, ale był mu wdzięczny za wszystko co w związku z organizacją ślubu uczynił. Czuł wewnętrznie, że przyjaciel nie był przekonany, iż dobrze postąpił, żeniąc się z Kateriną. On jednak tę pewność zyskał i zamierzał mu udowodnić, że nie popełnił błędu.
Choć miał ochotę się napić, młodemu nie wypadało. Nie uczestniczył też zbytnio w tańcach. Odtańczył jednego mazura z siostrą żony, której imienia nawet nie pamiętał i jednego gawota z jakąś niezamężną panną, aby na końcu odtańcować kadryla już z połowicą. Stanęli vis-a-vis we wskazanym przez wodzireja miejscu w salonie.
Katy, mając kolejny raz zatańczyć z hrabią, czuła się skołowana. Obawiała się, że zapomniała jak tańczy się poszczególne figury. Hrabicz Maciej też nie ułatwiał jej zadania, bo napastliwy wzrok, który w nią wczepił, jeszcze bardziej ją dekoncentrował.
Na hasło wodzireja, rozpoczął się taniec i wszystkie damy, w tym Katy, przeszły środkiem par przeciwległych, aby potem powrócić na swoje miejsce. Maciej i inni panowie, wykonali balanse, robiąc dwa kroki w przód i w tył i ujęli ręce swoich dam.
Katy niepewnie pozwoliła się chwycić i obrócić w miejscu. Dotyk jego palców nawet przez rękawiczki parzył ją, jakby stała nad żywym ogniem. Modliła się, aby ten niezręczny taniec jak najszybciej dobiegł końca i odtańczyła go bez przyniesienia hrabiemu wstydu. Gdy przyszedł czas figury, w której Maciej oprowadził ją dokoła siebie, kładąc dłoń płasko pod łopatkami, widziała jak kącik jego ust wygiął się w uśmiechu, a jego oczy rozbłysły na chwilę czymś dzikim, intensywnym.
— Tego wieczoru winnaś być tylko moja — szepnął tonem niemal lubieżnym przy nadarzającej się ku temu okazji, gdy się do niej zbliżył, zmuszając tym Katy, aby spojrzała mu w oczy.
Zaskoczona dziewczyna nie miała pojęcia, czy mówił poważnie, czy znów nie drwił sobie z jej naiwności, ale lekko się zarumieniła. Odniosła wrażenie, że ordynat oddawał ją innemu kawalerowi niechętnie nawet w tańcu i serce zaczęło bić jej jeszcze szybciej z przerażenia.
Hrabia z zadowoleniem do niej powrócił, aby wspólnie odtańczyć koło. Zrobili po cztery kroki w prawo i cztery w lewo, po czym przeszli razem przepuszczeni przez "bramę" utworzoną przez inną parę.
Katarzyna już z większą ulgą wykonała galopki, odliczając w myślach sekundy do finalnej części kadryla. Podziękowała hrabiczowi za wspólny taniec i odprowadzona przez niego do stołu, chętnie usiadła z powrotem. Zapaliły jej się policzki, aż zamachnęła wachlarzem, wciąż czując na sobie natarczywe spojrzenie ordynata Borowskiego, na które w żaden sposób nie odpowiedziała. Spojrzała na swoją lewą dłoń, której serdeczny palec zdobiła złota, ślubna obrączka z wysoką próbą z wygrawerowaniem:
M.B.06-X-1901r.
Dłoń zaczęła jej się trząść, więc zacisnęła pięści i szybko wstała, aby udać się do dawnej gotowalni, aby doprowadzić się do porządku.
W przedpokoju spotkała ojca i korzystając, że z nikim nie rozmawiał, postanowiła wypytać o zdrowie Isi. Bardzo się zmartwiła, kiedy maman przekazała jej, że w wyniku eskapady w deszczu zachorzała na lekkie przeziębienie.
Ojciec podszedł do niej, całując w czoło, a duma na jego twarzy była aż nadto wyczuwalna.
— Papo, wskaż mi proszę, jak się czuje moja Isia? Jest mi przeogromnie potrzebna...
Katarzyna z trudem opanowywała żal, że w tak ważnej chwili Isi koło niej zabrakło. Dzisiejszego dnia zabiegała o każde dobre słowo, każdy wyraz serdeczności, choćby od służby. Pragnęła tego, skoro nie mogła mocno przytulić się do ramienia Stefci, bo siedziała z mężem za daleko, aby zdołały choćby nawiązać ze sobą kontakt wzrokowy.
Profesor spojrzał na córkę lekko zamroczony przez spożyty alkohol, a że trunki zawsze rozwiązywały mu język, rzekł bez ogródek:
— Katy, córuchno najmilsza, a skąd mnie to wiedzieć. Czyżbym miał jej na Tamce szukać?
"Nie może być!", wykrzyknęła w duchu. Ojciec na pewno nie mówił poważnie, a jednak jego szczere słowa były bardzo jednoznaczne. Papa wymówił posadę jej ukochanej pokojówce przez jej własną porywczość i niepohamowanie. Miała przecież taką nadzieję, że zabierze ją ze sobą do nowego mieszkania, aby mieć choć jedną znajomą osobę przy sobie.
Serce zabolało ją, aż rozłożyła palce dłoni pod piesiami, łapiąc ciężko oddech.
— Wybacz, papo, idę udać się na stronę. — Przyspieszyła kroku, kierując się do gotowalni przy salonie kąpielowym, po drodze zrzucając z siebie welon jeszcze przed oczepinami.
Z fryzury wypadło jej kilka poskręcanych rudych pasem, które opadły na jej blade policzki. Gdy spojrzała w lustro, zagryzła drżące wargi, z trudem hamując wzbierające się pod powiekami łzy.
Obiecała sobie przecie, że dzisiaj żadnej łzy nie uroni. Że pozostanie zobojętniałą na wszystko i zgorzkniałą. Wiedziała jednak, że papa nigdy odwoła swojej decyzji, bo uparty z niego stary szlachcic na zagrodzie. Ale czy właśnie władza nad nią nie uległa końca?
Wstała, upinając niedbale welon z powrotem, nie zważając na osuniętą nieco fryzurę i pobiegła, aby szukać dla siebie pomocy.
Tymczasem Maciej szukał żony, kiedy spostrzegł, iż długo nie wracała. Nie uchodziło, aby panna młoda znikała z własnej uroczystości, jakiekolwiek dama mogła mieć o tym własne przekonanie.
Zauważył Katję na półpiętrze wysokich schodów westybułu jak zmierzała w stronę drzwi tarasowych. Zbliżał się wieczór, więc nie powinna bezmyślnie wychodzić bez wierzchniego okrycia. Poszedł więc za nią, aby zwrócić jej na to uwagę.
Katy usiadła na sofie i upewniając się, że nikt jej nie widzi, zakryła dłonie i cicho zapłakała. Miała nadzieję, że Gabrysia poda jej adres ciotki Mani na Tamce, aby mogła posłać po Isię kogokolwiek ze służby. Gabrysia jednak milczała jak grób i wymówiła się obowiązkami w opiece nad Bogusiem.
"Cóż więc robić?", pytała sama siebie, nie widząc nigdzie nadziei.
Taką wewnętrznie rozchwianą zastał ją hrabicz. Podszedł do niej początkowo z zamiarem reprymendy, ale spostrzegając jej zgarbioną postać, zawahał się.
— Wytłumacz łaskawie, dlaczego siedzisz tu sama?
Wówczas dziewczyna się na niego obejrzała, nie kryjąc łez, które spłynęły jej po policzku.
Na Macieju zrobiło to wrażenie, bo nie było gorszego widoku na świecie jak smutna panna młoda. Ukląkł przed nią, patrząc na żonę łagodnie i z lekkim strachem, chcąc się prędko dowiedzieć, czy to on przypadkiem nie stał się przyczyną jej wielkiego nieszczęścia.
Gdy Katy zdała sobie sprawę z obecności poślubionego jej hrabiego, ogarnął ją jeszcze większy smutek.
— Co ci, Katju? — Chwycił jej dłoń w swoje, czego nawet nie zauważyła. — Powiedz mi, opłakujesz nasze zaślubiny? — zapytał z przejęciem w głosie.
Cóż miał począć, jeśli to małżeństwo, które właśnie zawarli tak tę młodą istotę zdołowało. Nie mogli już nic z tym zrobić. Zostali ze sobą zszyci wspólnym losem i musieli nauczyć się z tym żyć. Wiedział co prawda, iż żenił się z damą jeszcze nie w pełni pełnoletnią, ale miał nadzieję, że koniec końców dojrzała, odpowiednio przygotowana przez matkę, do decyzji zostania ordynatową.
A co, jeśli został w tym względzie bezczelnie oszukany? Pewnie będzie musiał pogodzić się z faktem odesłania żony na pewien czas do teściowej, by tam pod okiem matki Katja już w pełni dorosła do bycia żoną, a to już komplikowało jego plany. Nie krył też zdumienia, bo spodziewał się prędzej, że ta zazwyczaj krnąbrna i silna w jego obecności Katja podsłuchała jakąś nieprzystojną konwersację dam, która ją zmartwiła, a nie tego, że sam stał się odpowiedzialny za jej cierpienie.
Wyczekiwał w napięciu jej odpowiedzi, chcąc się pozbyć tego ciężaru niepewności, ale Katy na szczęście lekko pokręciła głową.
— Czy ktoś zatem sprawił ci jakąś paskudną przykrość?
Nie panując nad sobą, złożyła głowę na jego kolanie jak nie raz robiła błagając o coś papę.
— Będę ci miła i posłuszna, nie przyniosę ci wstydu, ale proszę, błagam, znajdź dla mnie moją Isię, hrabio. Tylko o tę jedną rzecz kiedykolwiek cię poproszę... — paplała jak papużka i ordynat nie zrozumiał przez płacz połowy jej słów.
Nie wypadało też, aby ordynatowa Borowska błagała go o cokolwiek w taki uniżony sposób, więc chwycił ją za ramiona i ponownie posadził na ławce.
Spamiętując tylko początek jej płaczliwego wywodu, uśmiechnął się w duchu, zadowolony, że jego pożycie małżeńskie zapowiadało się na spokojne.
— Jestem rad, że w końcu dojrzałaś do myśli o naszym małżeństwie.
Katy nie skupiając się na tym co powiedział, dodała:
— Naprawdę będę dla ciebie dobrą żoną, ale panie ordynacie, znajdź dla mnie moją kochaną Isię. Jest mi droższa od wszystkiego co znam na świecie.
Choć dotykanie jej dłoni sprawiało mu przyjemność, wstał i zaczął się rozglądać. Dostrzegł otwartą klatkę kanarka, ale nigdzie żadnego domowego pupila nie dostrzegł, który mógłby się zerwać i uciec. Więc jeśli od tego miał zależeć jego spokój, sprowadzi dla niej choćby tuzin egzotycznych ptaków.
Katy otarła łzy i kręciła głową. Niesiony chęcią, schylił się nad żoną i dotknął jej kusząco zaróżowionego policzka, odganiając od siebie gorące myśli, które mimochodem zawładnęły jego umysł. Nie wiedział już co bardziej go rozpala: jej słodka niewinność czy pazur.
— Uciekła już, więc próżne szukanie. Sprowadzę dla ciebie nową Isię.
— Nie, ona wcale nie uciekła. Odprawił ją. Papa ją odprawił. I teraz nawet nie wiem, gdzie jej szukać. — Jej warga znowu zaczęła drżeć.
Ordynat w końcu zaczynając rozumieć, wyprostował się i odsunął od żony.
— Daj mi moment i wytłumaczże na spokojnie, kim jest twoja Isia? Bo już nie kanarkiem, jak mniemam?
Katy zaśmiała się. Co prawda Isia potrafiła szczebiotać jak słodki kanarek, ale była jej najwierniejszą panną pokojową odkąd tylko została przyjęta na służbę przed dwoma zimami.
— Isia, Jadwiga Kuleszówna, moja pokojówka. Papa ją odesłał do ciotki na Powiśle. Sprowadzisz ją dla mnie, hrabio? Będę ci po tysiąckroć wdzięczną!
Ordynat zacisnął szczękę i odsunął się jeszcze bardziej od Katy. Była w opłakanym stanie. Welon jej się osunął, oczy miała podpuchnięte, a włosy...Wysunęły jej się z uczesania i rude niesforne kosmyki owinęły się wokół jej kości policzkowych jak paskudne węże.
Jeśli miał jeszcze przed chwilą pokłady współczucia i otwarte serce, teraz opanowała go jedynie złość. Poślubił kobietę godną jego tytułu, czy rozedrgane dziecię? Musiał prędko przypomnieć, do jakiego rodu właśnie wstąpiła. Nie może mieć u swojego boku kobiety tak kruchej, że połamie ją pierwsza wichura. Umiała wcześniej mu udowodnić, że ma w sobie wystarczająco dużo ognia, ale na dziecinne kaprysy nie miał zamiaru zważać.
Postawił ją do pionu, nie gwałtownie, ale stanowczo i wzrokiem zmusił, aby patrzyła na niego.
— Śmiesz rozpaczać w czasie własnego wesela z powodu pokojówki? Opanuj się, na miłość Boską! Nie powinnaś teraz myśleć o sobie!
Nadzieja, która dostrzegalnie zrodziła się w oczach Katy, zamieniła się w chłód. Oczy jej zgasły jak knoty świec i pozostały w nich tylko żal i zawód.
— Przecież ja właśnie nie myślę o sobie! Obchodzi mnie los mojej służącej!
— Panią obchodzi los swój własny. Zachowujesz się samolubnie i nierozważnie. Szczęście jedynie, że nikt nie widział cię w takim rozżaleniu. Koniec tej histerii. Idź do matki, niech cię pocieszy i wracaj do gości.
Katy nie mogła uwierzyć w słowa hrabiego. Popatrzyła na niego spod mokrych od łez rzęs, chowając olbrzymi ból w sercu, od którego chciało jej się krzyczeć na całe gardło. Czując niemoc w całym ciele, które przyjęło na siebie ciężary ostatnich trosk, rzekła cicho z pretensją:
— Pan nie ma duszy!
Widziała jak własnymi słowami jeszcze bardziej ordynata Borowskiego zezłościła, bo cały się napiął jak cięciwa łuku i stał gotowy, aby ugodzić ją śmiertelnie.
Maciej nie miał już dłużej ochoty wysłuchiwać dziecinnych lamentów, które puścił mimo uszu. Miał jednakże do Katji dzisiaj więcej cierpliwości, zważając na łagodne konstrukty kobiecego umysłu, które, wydarzenie takie jak pożegnanie z panieństwem, musiały jeszcze przepracować, dając upust w postaci tych niepohamowanych wybuchów nerwicowych.
— Słyszałaś co powiedziałem, hrabino. Zrób o co cię uprzejmie proszę.
Podał jej ramię, aby ją odprowadzić do gości.
Chłodne powietrze, które owiało twarz Katy zniwelowało jej rumieńce i opuchliznę z oczu, tak, że teraz uchodzić mogła za zmęczoną, a nie udręczoną.
Dała się poprowadzić, ale bardzo niechętnie, czego ordynat już nie skomentował.
Wrócili do westybułu i wówczas na Macieja wpadł nieświadomie biegający Boguś, ciesząc się z podkradnięcia jakiejś weselnej konfety.
— Uważaj, chłopcze.
Chłopiec, gdy tylko hrabiego spostrzegł, cofnął się bez słowa z przerażeniem w oczach, a Katja wyrwała się mężowi, odruchowo chowając brata za sobą przed jego gniewem.
Nie było to w smak Maciejowi, że młodsze rodzeństwo Staszkiewiczów uważało go za tyrana. Westchnął głęboko i przemówił do malca:
— Zbliż się, Bogusławie. — Serce Katy zaczęło bić szybciej, aż obejrzała się na hrabiego, ale ten wzrok miał skupiony tylko na Bogusiu.
Puściła brata, a ten podszedł do niego niepewnie. Wówczas hrabia przykląkł na jedno kolano, aby złapać z zapamiętanym urwisem kontakt wzrokowy. Dziwne to było zachowanie, bo od zawsze pamiętała, że dorośli mówili do dzieci z góry.
— Nie bój się. Nie zbiję cię więcej. Chyba, że drugi raz przy mnie zlekceważysz siostrę i solennie sobie na to zasłużysz. Zrozumiałeś? — rzekł nieco żartobliwym tonem.
Ulga na twarzy chłopca przywróciła jego łobuzerski uśmiech. Pokiwał prędko głową.
— Ćwiczysz pilnie strzelanie z łuku, który ci podarowałem?
Na to pytanie Boguś się ożywił i zaczął opowiadać z entuzjazmem.
— Tak, hrabio. Raz nawet udało mi się prawie ustrzelić dziką kaczkę!
— Ćwicz i ucz się dobrze. A teraz zmykaj. I podziel się łakociami z innymi dziećmi.
Młody Bogusław uśmiechnął się z zadowoleniem i pobiegł na górę, gdzie przebywały wszystkie latorośle rodu Staszkiewiczów.
Zanim Maciej ponownie dołączył do gości, popatrzył znacząco na Katję, a ta niewzruszona wcześniejszym pokazem życzliwości, odwróciła się ostentacyjnie i poszła szukać maman w saloniku.
***
Po skończonej uczcie i tańcach Katy z trudem zniosła oczepiny, które siłą rzeczy skupiły na niej uwagę gości. Pani Elwira ledwie powstrzymywała łzy, kiedy starsza hrabina, Maria Borowska, ściągnęła z głowy snechy welon, aby w zamian wpiąć jej w fryzurę kawałek koronki i białych kwiatów, które miały symbolizować czepiec. Ten ludowy zwyczaj na miejskich salonach przebiegł bez specjalnie rzewnej atmosfery niż to się miało na wsiach, czemu towarzyszyły odpowiednie śpiewy.
Bynajmniej Katy tym rytuałem nie poczuła się ani trochę żoną ordynata. Zaczęła jedynie towarzyszyć jej ulga, że czeka ją jeszcze tylko jedna ważna część uroczystości i zebrani weselnicy rozjadą się do domów.
Na cukrową kolację w mieszkaniu pana młodego zaproszono wszystkich gości. Wesołe towarzystwo jakby nie dość, że uraczyła się wybitnym jadłem i napitkami, została poczęstowana różnymi słodkościami, ciastami, deserami, marcepanem oraz słodkimi alkoholami jakby miało to stanowić dobrą wróżbę słodkiego życia małżonków po ślubie. Ale dopiero wielopiętrowy tort weselny zdobił salon apartamentów hrabiego na Krakowskim Przedmieściu jak prawdziwe dzieło sztuki, stworzone przez najlepszych warszawskich cukierników, którzy inspirację do jego stworzenia czerpali rodem od Napoleona.
Salon jego skromnego kilkupokojowego mieszkania był dzisiaj tłoczny i głośny a Maciej, wzorem swej świeżo poślubionej żony, odliczał minuty na zabytkowym stojącym zegarze, aż wreszcie goście się rozjadą.
Pożegnał wszystkie zacniejsze figury, a kiedy salon się przerzedził, znalazł go ojciec, który również zmierzał do opuszczenia wraz z matką jego domu.
Gdy stanął z nim twarzą w twarz, hrabia Seweryn położył synowi dłoń na ramieniu, a w jego spojrzeniu ujrzał dawno niewidzianą serdeczność.
— Dzisiaj spełniłeś swój obowiązek, synu. I nie było dnia, w którym byłbym z ciebie bardziej dumny. — Kącik ust hrabicza poruszył się, ale nie jego synowskie serce.
Skinął głową, nie okazując radości, skupiając się na uwidocznieniu powagi. Co prawda ojciec miał rację, że zrobił co do niego należało, ożenił się, ale pod przymusem i w oparciu o dawną przyjacielską przysięgę i czuł o to wstręt.
Z matką pożegnał się już czulej. Widział, że chciała mu coś rzec, ale speszona wzrokiem ojca, nie odważyła się tak otwarcie mu tego wyłożyć.
Ostatni w jego domu pozostali państwo Staszkiewiczowie. Pozwalając sobie już na większą swobodę, siedział na kanapie, obserwując, z jakim trudem Katja szykowała się, aby ich pożegnać.
— Pożegnajcie ode mnie Bogusia... I nie pozwalajcie mu na wiele...
— Dobrze, kochanie — przytaknęła Elwira Staszkiewicz.
— I Karolowi przekażcie, by nie zaniedbywał nauki.
Hrabia wstał i stanął obok żony, by ją pospieszyć.
— Do zobaczenia! Wkrótce szanownych rodziców odwiedzimy. — Ucałował wyciągniętą dłoń pani Elwiry i ukłonił się profesorowi.
Pan Jan złożył ostatni, ojcowski pocałunek na czole córki, matka pożegnała ją, całując w policzek, a Katy siłą swego wzroku chciała ich zatrzymać.
— Bywajcie zdrowi! — rzekła Pani Staszkiewiczowa i przywiodła chusteczkę do oka, by opanować wzruszenie.
Nie oglądając się za siebie, wyszli, odprowadzeni przez eleganckiego lokaja, Floriana.
Salon hrabiego przecięła cisza tak grobowa, że Katy pomyślała, że zaraz przemówią do niej obrazy przodków Macieja wiszące na ścianach. Pobladła na twarzy, usiadła na obitej wzorzystym aksamitem kanapie, wspierając się o podłokietnik, gdyż czuła pulsowanie krwi w uszach ze zdenerwowania ostatnimi godzinami.
Hrabia bez skrępowania podszedł do barku i nalał sobie do szklaneczki mocnej szkockiej whisky. Upił mały łyk, po czym sięgnął po dzwoneczek, leżący na konsolce. Zadzwonił nim, aż Katy podskoczyła na kanapie, a czego odwrócony do niej tyłem hrabia nawet nie zauważył.
Po chwili w salonie zjawiła się służąca, mocno posunięta w latach, pomarszczona i z surowym wyrazem twarzy, ale jej doświadczenie było teraz hrabiemu na rękę.
— Pani Ofko, proszę wskazać żonie sypialnię i rozpocząć przygotowania do spoczynku. Niech tam na mnie zaczeka.
Katarzyna, która doskonale słyszała ich rozmowę, choć oboje zachowywali się tak, jakby była duchem albo nieboszczką, odezwała się, czując suchość w ustach.
— Ależ ja tu...
— Nie sprzeciwiaj się — uciął prędko hrabia, przechwytując spojrzenie Katy, ale tylko na ułamek sekundy. — Wszak coś mi dziś, pani, obiecałaś — Zrobił kolejny, duży łyk.
Katy przełknęła gulę w gardle i hamując łzy pod powiekami, które na upartego chciały z niej wyjść, wstała i dała się prowadzić milczącej służącej. Hrabia miał w sobie na tyle bezczelności, że dalej sączył sobie na spokojnie kieliszeczek i nie odwrócił głowy. Nie chciał widzieć jej żałosnej miny, bo dość miał dziś powodów do zmartwień.
Gdy zgarbiona Katy kroczyła za tą nieprzyjazną, odpychającą w swej służalczej i nieprzejednanej postawie Panią Ofką, dziewczyna przez moment chciała rzucić ją ze schodów i uciec gdzie pieprz rośnie, a potem ukarała się za swe grzeszne rozmyślenia przygryzieniem policzka. Nie miała przecież dokąd uciekać.
Służąca kluczem otworzyła jasne, dwuskrzydłowe drzwi sypialni państwa domu, a oczom Katy ukazało się duże, zapewne w dzień widne pomieszczenie z pięknie udrapowanymi zasłonami; białym, marmurowym kominkiem, zdobionym w wyszukane wzory i herb rodowy Borowskich; niewielką szafką nocną, stawioną w kącie pokoju, obok fotela; wysoką komodą z przepięknym lustrem i toaletką, wszystko z ciemnego drewna oraz średniej wielkości łoże z trójkątnym, wysokim zagłówkiem i ku przerażeniu Katy, tylko jedno.
Pani Ofka bez jednego słowa pomogła młodej hrabinie zdjąć z niej suknię i odziać się w koszulę nocną, na który założyła peniuar. Wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy już na nią czekały, cała jej wyprawa: domowe stroje, rzeczy osobiste, grzebienie, szczotki, nawet flakoniki perfum, ale Katy ani trochę nie czuła się jak u siebie. Ten pokój, obrazy na ścianach, ta głucha cisza, wszystko sprawiało, że od środka drżała.
Gdy z nieobecnym wzrokiem rozczesywała włosy, które kaskadą opadały na jej plecy prawie do zakończenia kręgosłupa, ledwie potrafiła utrzymać szczotkę w dłoniach.
Chciała choć na chwilę pobyć sama, zapłakać nad sobą, nim hrabia... Na samą myśl czuła ścisk w piersi. Bała się, tak strasznie się bała tego, co się ma zaraz wydarzyć.
— Dziękuję, Pani Zofio. Może pani odejść — odparła stanowczo, wkładając w każde słowo resztkę mocy.
Pokojowa nie ruszyła się z miejsca.
— Jaśnie Pan kazał czekać.
— Już skończyłaś na dziś obowiązki. Proszę mnie zostawić samą.
Ofka dalej stała w progu, z rękoma założonymi przed sobą, jakby Katy mówiła do ściany. To już ją bardzo zezłościło, bo niepodobna, by służba ignorowała polecenia swojego chlebodawcy. Matka zawsze jej powtarzała, iż służące trzeba kochać jak dziecko, ale trzymać krótko.
— Nie słyszałaś? Wyjdź! — fuknęła, mocniej zaciskając palce na szczotce.
Pani Ofka, z miną oburzoną, ledwie ugięła karku przed hrabiną i opuściła sypialnię najciszej jak się dało, zamykając za sobą drzwi.
Gdy Katy została sama, z jękiem usiadła z powrotem przy toaletce, nienawidząc tego, kim się właśnie staje. Odbicie w lustrze kazało jej sądzić, iż to dalej ta sama Katy, "Żywe srebro domu Staszkiewiczów", "Oczko w głowie profesora", "Najmilsza z córek", ale im dłużej spoglądała w lustro, tym mniej rozpoznawała samą siebie. Patrzyła na nią rozchwiana, niewdzięczna i przerażona dziewczyna, z którą Katy nie chciała mieć nic do czynienia.
Jej ciałem wstrząsały dreszcze. W nerwach zaczęła czesać włosy raz przy razie, licząc pod nosem: jeden, dwa, trzy... osiemdziesiąt osiem, osiemdziesiąt dziewięć, dziewięćdziesiąt.
Nagle ręka jej zdrętwiała. Odłożyła szczotkę i chciała sięgnąć po flakon z perfumami, ale drżąca dłoń nie utrzymała jego ciężaru i wypuściła buteleczkę z hukiem.
Usłyszała jak szkło rozbija się na tysiąc kawałków. Uklękła, by zebrać to, co rozbiła, jakby chciała posklejać swoje dawne życie, ale gdy zdała sobie sprawę, że to niemożliwe, że wszystko przepadło, po prostu się rozpłakała. Trzymając w dłoni większy, ostro zakończony fragment szkła, obracała go w palcach, a ten mienił się w świetle mosiężnej sufitowej lampy gazowej zachęcająco.
***
Tymczasem pan Borowski siedział w gabinecie, gdzie nie paliła się ani jedna lampa i obracał w dłoni niedopitą szklaneczkę. Gdyby potrafił zagłuszyć sumienie, nie byłby teraz taki udręczony zastanawianiem się co też sobie myślał, żeniąc się z tą dziewczyną.
Jeszcze do niedawna uważał Katję za kobietę byle jaką, tak zwyczajnie oczywistą, iż unieszczęśliwianie jej wziąłby sobie na cel, byle tylko dokuczyć ojcu. Ona jednak zdawała się przeczyć wszystkiemu, co myślał o kobietach jej z grubsza podobnych.
Adam kiedyś zapytał go, dlaczego chce poślubić akurat Katję, skoro nie ku niej skierował swe chęci. Nie czyniąc afrontu, mógł wybrać bardziej stosowną kandydatkę, a ojciec prędko zapomniałby o słowie danym przyjacielowi w obawie przed utratą majątku i zaakceptował wybór na ordynatową, ale wówczas Maciej nie potrafił mu wprost odpowiedzieć. Długo nad tym rozmyślał, walczył sam ze swoimi pokusami, ale dziś, gdy ujrzał Katy w tańcu obok innego mężczyzny, wreszcie ta perspektywa stanęła przed nim jasno i klarownie.
Chciał Katy. Pragnął jej. Panna Katarzyna Staszkiewiczówna stała się dla hrabiego niczym unikatowe dzieło sztuki, które musiał mieć tylko dla siebie, choćby po to, by zasiliła jego kolekcję. A, że od czasu do czasu stare hrabiowskie nawyki, które wyssał z mlekiem matki się w nim odzywały, a on sam lubił otaczać się ładnymi rzeczami, poddał się wbrew nowym przekonaniom.
Dawno żadna kobieta nie powodowała w nim takiego napięcia, takiej pasji. Myślał, że czułymi zalotami, prędko ją zdobędzie i będzie mógł cieszyć się zrywaniem słodkich owoców, ale im bardziej się starał, tym gorzej mu szło, aż niemal zrezygnował z czystych, salonowych podchodów.
Dziś jednak na nowo rozpalił się w nim płomień dla tej dziewczyny i miał nadzieję, że po ślubie upór Katji wobec jego zamiarów nieco zelżał, a on, gdy już osiągnie to, co sobie wymarzył, wreszcie zajmie całą swą uwagę na celach istotniejszych, jakże doniosłych dla przyszłości, niż uganianie się za jedną, oziębłą niewiastą.
Opróżnił do dna szklankę, dla przyjemności, a trochę też dla odwagi i przy schodach spotkał się z Panią Ofką.
— Prosiłem, by nie odstępować hrabiny — zaczął surowym tonem, po czym patrząc na poważną twarz starszej kobiety, dodał — Pani gotowa?
— Tak, jaśnie panie, ale hrabina nie życzy sobie dłużej mojego towarzystwa. Pan wybaczy — Ukłoniła się i podążyła po ciemku do służbówki.
Kącik ust hrabiego drgnął. Może to i lepiej.
Wspiął się lekko krętymi schodami na górę i z mocno bijącym sercem zmierzał przed drzwi sypialni. Szedł pospiesznie, by zaspokoić swą ciekawość, która w nim rosła, gdy ciszę zakłócił przeraźliwy huk.
Pociągnął za klamkę.
Zastał młodą żonkę w sytuacji dla niego zbyt jednoznacznej i krew uderzyła mu do głowy.
— Co też pani robi? — krzyknął, a dziewczyna z wrażenia upuściła to, co trzymała w dłoni.
Katy, domyślając się prędko, co wyobraźnia mogła podpowiedzieć hrabiemu, wyciągnęła wypielęgnowane dłonie by zbierać odłamki.
— Ja to zaraz posprzątam.
— Zostaw to, Katerino! — rozkazał i zbliżył się do dziewczyny. — Jeszcze się, pani, pokaleczysz...
Słysząc swe imię z ust hrabiego w tak znienawidzonej przez siebie formie od czasów uczęszczania na pensję, dziewczyna zamarła, więc hrabia sam pomógł jej wstać, delikatnie chwytając za ramię i postawił na nogi.
Wcześniej, gdy wszedł, nie zdążył dokładnie przyjrzeć się jak panienka wygląda w stroju nocnym, z czego w stosownej chwili z przyjemnością skorzystał. Jej widok może nie sprawił, że miał ochotę paść jej do stóp, ale na tyle go zadowolił, że uśmiechnął się w duchu.
Niewątpliwa uroda Katji, jej arogancja, a przy tym widoczna gołym okiem cnota była wystarczająca dla hrabiego, by zaczął dostrzegać w niej kobietę wartą grzechu. I zdołał przeboleć nawet ten miedziany odcień włosów, jeśli okażą się tak miękkie, na jakie wyglądają, aż nabrał ochoty, by wziąć je między palce.
Po tym jak spojrzenie ordynata obległo Katy, cała się napięła. W myślach trochę złościła się, że pan Maciej obejrzał sobie ją jak manekina w sklepie galanteryjnym, zwłaszcza, że ona nie potrafiła odgadnąć co też o niej sądził. Nie był dziś rozmowny, więc, gdy przemówił, przypomniała sobie barwę jego głosu: donośną, głęboką, ale przyjemną dla ucha.
— Czyżbyś kolejny raz zawdzięczała mi ratunek przed samą sobą?
— Nie jestem samobójczynią — sprzeciwiła się, ale nie podniosła wysoko głowy.
— Owszem... — przyznał i dłużej zawiesił wzrok na żonie; na jej płochej posturze, ale butnych, ognistych oczach. — Dręczyć mnie, obrałaś sobie za rozrywkę. Ale postawmy sprawę jasno.
Hrabia zbliżył się, bezceremonialnie naruszając jej osobistą przestrzeń, przez co młoda hrabina poczuła się jak w potrzasku. Wzrok hrabiego odzierał ją ze złudzeń, iż cokolwiek znaczy w jego obecności. Jednocześnie sprawiał, że coś ukrytego wewnątrz niej się budziło. Coś dotychczas uśpionego, przez co jej serce biło szybciej, a skóra reagowała dreszczem na każdą bliskość. Tłumiła w sobie te uczucia, by nie wypłynęły na wierzch. Nie chciała im się poddać.
— Zostałaś, pani, moją żoną nie wedle przypadku, ale na mocy obietnicy, którą mi pani dziś złożyłaś — rzekł spokojnie hrabia. — Śmiem zatem sądzić, iż byłaś pani świadoma konsekwencji, które owo zobowiązanie pieczętuje, mam rację?
Katy kiwnęła głową, choć nie do końca zrozumiała o co pytał ordynat. Moment składania przysięgi próbowała zamazać w pamięci, bo jak żartowała z przekąsem, zbyt mocno kojarzył jej się z podpisywaniem cyrografu.
— I nikt, ani ojciec ani brat nie straszył, nie nakłaniał panią do zgody?
— Nikt mnie do niczego nie zmuszał — odparła dziarsko, bo insynuacje męża urągały jej inteligencji. — Masz mnie, panie, za ułomną?
Usta hrabiego rozciągnęły się w uśmiechu.
— Wybacz, ale wolałem mieć pewność, iż się rozumiemy. A zapewniam, pani, iż życie ze mną pod jednym dachem w niczym nie będzie odchodzić od reguły — odparł, spoglądając na Katję śmiertelnie poważnie.
Podbródek dziewczyny uniósł się, urażony.
— Znam doskonale moje obowiązki, choć w to powątpiewasz, hrabio.
— Nie śmiałbym.
Borowski zaśmiał się nerwowo, ale poczuł rozluźnienie, bo błoga nieświadomość Katy była uroczym dodatkiem do jej niesfornego charakteru i szczerze go bawiła.
Obszedł ją, rozglądając się leniwie po pokoju, po czym znów stanął przed żoną.
— Pozwól zatem, iż wyrażę się czytelniej. — Twarz hrabiego przybrała chłodny, ale niegroźny wyraz, dużo mniej cyniczny. — Jeśli w duchu liczyłaś, iż nazajutrz udasz się do biskupa, posądzając mnie o niemoc, muszę cię rozczarować. Nie przystanę na biały związek... Jeszcze tej nocy skonsumujemy nasze małżeństwo, by nie mógł paść choćby cień podejrzenia, iż śluby są nieważne.
Wzdłuż kręgosłupa Katy przeszedł lodowaty dreszcz i musiała objąć się ramionami, by uczucie chłodu znikło.
Wizja spędzenia z hrabią nocy była dla Katy tremująca, ale podstęp, w dodatku tak ohydny nawet jej nie przyszedłby do głowy. Jak hrabia mógł ją posądzić o taką niegodziwość? Czym sobie na to zasłużyła? Czyżby miał o niej tak niskie mniemanie?
Milczenie Katy nic ordynatowi nie powiedziało, więc dodał łagodniejszym tonem:
— Toleruję twoją wyjątkowość i trudny charakter. Szczerze mówiąc, jest pani z nim do twarzy i kusi mnie, by go odkryć, ale chcę wierzyć, iż dasz mi dom i opiekę. Jednakowoż ze swojej strony zapewniam, iż otrzymasz ode mnie należny ci szacunek, dostatek i odpowiednią pozycję, czyli wszystko to, o czym panny marzą. Nie będę cię też ograniczał finansowo pod warunkiem, iż nie będziesz czyniła głupstw niegodnych ordynatowej Borowskiej. Liczę jednak na twą gospodarność i oszczędność, którą pod niebiosa wychwalała wasza matka. — Uśmiechnął się kąśliwie na samo wspomnienie rozmowy z teściową.
Katarzyna spuściła głowę, nie mogąc odnaleźć w sobie siły, by znów popatrzeć na pana Macieja. Nie, gdy tak nad nią stał, zabierał jej całą pewność siebie, odwagę, wszystko, co przez lata w sobie szkoliła, by nie ulegać słabościom. Chciała żyć inaczej, stać się w ludzkich oczach kimś więcej niźli słabą, pominiętą kobietą.
Wtem poczuła, jak opuszkiem palca uniósł jej podbródek, pierwszy raz tej nocy wymagając od niej bezwzględnego posłuszeństwa.
— Spójrz na mnie. — Katarzyna powoli uniosła powieki, ale hrabia nie ujrzał w nich tego, czego by sobie życzył. Jej ładne, zielone źrenice w ciemnej oprawie szkliły się lekko z przejęcia. — Udowodnij, iż nie popełniłem błędu, wybierając właśnie panią.
Surowe spojrzenie hrabiego błyszczało nakazem, ale i szczerą nadzieją, iż dostrzegł w tej dziewczynie coś więcej niż wytworną, ale odbitą od kalki damę. Nie chciał się rozczarować. Chciał na niej wymóc te oczekiwanie, jakby to miało sprawę ułatwić, ale lód w jego oczach powoli topniał, gdy tak na niego patrzyła jakby sama miała się zaraz pokruszyć.
Żołądek Katji związał się w supeł, oczy wyrażały więcej niż strach. Szczerość hrabiego była brutalna, ale na swój sposób uwalniająca. Bo cóż innego wyobrażała sobie, wchodząc w to małżeństwo? Została żoną hrabiego, musiała sprostać narzuconym schematom. Obiecała to sobie i chciała wszystkim udowodnić, że jest silna. Strach przed nieznanym tylko ją ograniczał.
Ordynat wykorzystując przewagę, zrobił jeszcze kilka kroków. Łamanie jej oporu sprawiało, iż czuł przyjemne dreszcze.
Od początku wyczuwał, że przepływało między nimi fizyczne napięcie, gdy stawali obok siebie. Instynkt podpowiadał mu, iż Katy także była świadoma łączącego ich przyciągania. Nawet mu imponowało, z jaką śmiałością odpowiedziała na rzucone przez niego wyzwanie, dlatego nie potrafił z niej zrezygnować.
Dziewczyna czekała, przyglądając się hrabiemu z ostrożną ciekawością i nieufnością. Gdy się zbliżył i odgarnął z jej twarzy zbłąkany lok, poczuła, jakby raził ją prądem, ale nie odsunęła się.
Hrabia uśmiechnął się z zadowoleniem.
— Pani, drżysz... — zauważył i pochylił się nad nią. — Jak mam to odebrać? — spytał ściszonym głosem, a jego oczy przesunęły się po pulsującej żyle na szyi żony.
Krew w nim zawrzała. On jej pożądał wszystkimi zmysłami i chciał, by ona także zechciała jego, nawet jeśli później znów wróciliby do punktu wyjścia.
Stał, patrzył jej w oczy, prosząc o pozwolenie, ale powieki Katy opadły jak kurtyna.
Odmówiła mu. Zwyczajnie nie chciała tak łatwo ulec. Jej duma na to nie pozwoliła.
Hrabia westchnął przeciągle, sfrustrowany i zły, że nie dostrzegł z jej strony oznaki wzajemności. Milczenie Katji dało mu jasną odpowiedź, iż się go bała, a jej reakcjami nie kierowała żadna, nawet najgorzej skrywana namiętność.
Odsunął się, by nie naprzykrzać się pannie, bo miał jeszcze honor, choć panna Katja już go pozbawiła.
— Nie musi się mnie pani obawiać — wyjaśnił z nader wyczuwalnym żalem w głosie. — Nie jestem okrutnikiem, choć wygodniej pani tak sądzić. Nie uczynię niczego siłą, ale polegam na pani mądrości, Katerino — zaznaczył, patrząc jej w oczy, w których Katy nie widziała gniewu, raczej smutek.
Katy pomyślała, że być może niesprawiedliwie oceniła zamiary hrabiego. Może wcale nie chciał dla niej źle?
— Wiem, że mi pani nie ufasz — dodał, czym wytrącił ją z rozmyślań i zaskoczył — ale ja nie rzucam słów na wiatr. Zamierzam sprawować właściwą pieczę nad panią... i naszym stadłem, comtesse.
Hrabia zrobił ostrożny krok w kierunku żony, by znów jej nie spłoszyć, a mimo to jej oczy naszły łzami. Katy sama nie rozumiała skąd się pojawiły, skoro hrabia zapewniał ją, że o nich zadba. Te słowa powinny ją uspokoić, więc dlaczego czuła, że się rozpada? Może jej wewnętrzne obawy wciąż karmiły się lękiem.
Pan Maciej spuścił wzrok, bo czuł się zakłopotany jej wrażliwą reakcją. Dotychczas bowiem nie miał często do czynienia z podobnymi zachowaniami u dam.
— Musisz zatem zrozumieć, że czas pani psoty i buntu właśnie się skończył. Ja również muszę mieć gwarancję, że świadomie się ze mną związałaś. Jeśli twierdzisz, że dojrzałaś do decyzji, aby zyskać należny status żony, musisz podejść do kwestii naszego wspólnego życia i... pożycia na trzeźwo.
Gdy nie patrzył, Katy prędko przetarła twarz.
— Teraz wyjdę. Pozwolę ci, pani... dojść do siebie, rozważyć moje słowa, a gdy będziesz gotowa, zostaw uchylone drzwi.
Hrabia wyszedł, nie patrząc w jej kierunku.
Może lekko się bał, co jeszcze ujrzy w jej oczach, bo to, iż ona nie płonęła dla niego, hrabia przyjął z olbrzymim zawodem. Co prawda, nie spodziewał się po niej szczególnej namiętności, przynajmniej na razie, ale kompletna obojętność i bierność nie czyniła miłości fizycznej ani trochę przyjemną, a raczej przykrą. Nie chciał bowiem pierwszej nocy z żoną zamienić w zupełne fiasko.
___________________________________________________
gubernia — jednostka podziału administracyjnego wyższego szczebla w Imperium Rosyjskim.
entuarage (fr.) — otoczenie.
mazur — ludowy taniec figurowy.
gawot —starofrancuski taniec salonowy.
kadryl — wytworny figurowy taniec francuski.
połowica — żona.
vis-a-vis (fr.) — naprzeciwko siebie.
ulica Tamka w Warszawie — ulica sąsiadująca ze Środmieściem, zamieszkała przez ludność uboższą.
westybuł — przedpokój ocharakterze reprezentacyjnym.
konfety (ros.) — słodycze, cukierki.
czepiec — daw. kobiece nakrycie głowy kobiet zamężnych.
służbówka — pomieszczenie mieszkalne dla służby.
Niemoc —w znaczeniu: niemoc płciowa, czyli impotencja.
stadło - para małżeńska
fr. hrabino [przyp. autorek]
Hej kochani,
Stało się. Rozdział X uległ korekcie i skróceniu, tak jak postanowiłyśmy. Zrobiłyśmy to nie po to, aby ulegać presji, ale po to, aby być w zgodzie z naszymi bohaterami. W poprzedniej odsłonie momentami zbyt płytka narracja nie pozwoliła czytelnikom wejść dokładnie w psychikę postaci, przez co mogło umknąć Wam to, co my, jako autorki wiemy.
Naszym celem nie było zmienianie treści, tylko dopisanie brakujących elementów, których naszym zdaniem brakowało. Jeden jedynie dialog był planowany w nowym rozdziale, ale przyznając się do błędu, musiał pojawić się teraz, gdyż później mógłby zostać inaczej odebrany.
Zmian nie jest dużo, ale oceńcie sami. Zakońćzenie rozdziału jest teraz w takim miejscu, w jakim powinno być od początku.
W następnym dalsza część rozdziału X i dalszy rozwój sytuacji. Pracujemy nad rozdziałem XI nadal. Czytanie wiadomej sceny, również po małej korekcie, w kontekście kolejnych wydarzeń, jest naszym zdaniem odpowiedniejsze.
P.S. I dobrze, że miałyśmy okazję zmienić błąd historyczny. Elektryczność na Krakowskim Przedmieściu została podłączona dopiero 1907 roku, więc oczywiście Maciej nie mógł jej jeszcze mieć w swoim mieszkaniu. Musi zadowolić się oświetleniem gazowym. Za błąd przepraszamy. :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top