VI
Kochana Siostro,
Winszując Ci z okazji zbliżających się urodzin, życzę Ci zatem z całego serca, aby dobry Bóg raczył otaczać Cię swą opieką. Bądźże zawsze zdrową, uśmiechniętą i szczęśliwą. Niech droga, po której stąpasz będzie usłana pięknymi kwiatami, różami, których zapach tak kochasz. Nie mam dla ciebie bukietu, ale wiedz, że darowałbym Ci ich z tuzin, miła moja siostrzyczko. Bądź zawsze piękna jak różyczka.
Wiem, że prędzej, czy później wieść do Ciebie dotrze, więc wyznać Ci muszę, iż nie mieszkam już wilii na Alei Róż, ale nie martw się o mnie. Żyję i mam się dobrze. Swego nowego adresu zdradzić Ci jeszcze nie mogę, ale uczynię to w następnym liście, który odważę się co Ciebie posłać, choć pewnie będziesz się na mnie gniewać.
Do widzenia, kochana Katy.
Twój szczerze Ci życzliwy i kochający brat.
Lolek
Głośne westchnienie uwolniło ściśnięte płuca Katarzyny, gdy wreszcie mogła w pełni odetchnąć. Z wyrazem ulgi przystawiła list do piersi i wyskoczyła z pościeli jak kamyk z procy Bogusia. Jej ścierpnięte ciało domagało się by rozprostować kości. Od długiego leżenia łamało ją w krzyżu, a pobladła twarz niewystawiona na żarłoczne promienie późnowiosennego słońca, wywdzięczała jej się wieczornymi, kującymi bólami. Wówczas faktycznie przypominała poważnie chorą.
Wieść o nagłym słabowaniu pani domu prędko obiegła cały pałac i Katy nie musiała wiele robić, aby służba już tylko rozprawiała o nagłej, niewyjaśnionej chorobie młodej dziedzicowej, która przykuła ją do łóżka już od trzech tygodni. Stare kuny, które pomieszkiwały w zabudowaniach folwarcznych nieopodal pałacu, chorobę pani domu przypisywały nastaniu Morowej Dziewicy, demona z dawnych ludowych wierzeń, które uczepiło się młodej dziedzicowej by wkrótce zesłać na wszystkich zarazę i śmierć. Oczywiście niewielu było tych, co takie babskie gadanie przekonało, ale wystarczyło, by w co bardziej bojaźliwszych umysłach rozpalić wyobraźnię.
Katy tak dobrze szło udawanie, że istotnie udało jej się oszukać wszystkich. Na pierwszy ogień poszła biedna Isia, która nie domyśliwszy się w dolegliwościach pani podstępu, z żalem słuchała narzekań na dreszcze i uporczywe kłucie w skroniach. To było jednak za mało, by zostać uznaną za obłożnie chorą, więc po kilku dniach bez temperatury Katy pod osłoną nocy wykradła z kuchni kawałek surowego ziemniaka.
By przedłużyć nieco swą chorobę, do ciepłoty wkrótce dodała womitowanie. To zwiodło pana Cetnera i nawet doświadczoną ochmistrzynię, która miotała się nad rozpalonym czołem hrabiny jak niedouczona panna apteczkowa. Miętoliła mokrą chusteczkę w dłoni, łkając cicho, gdy nikt nie patrzył, a zapomniała sprawdzić, czy przypadkiem z buteleczki z olejem rycynowym nie ubyło paru kropel.
Wezwany przez hrabiego naprędce lekarz z pobliskich Siedlec, bez badania pacjentki, orzekł lekki katar żołądka i nakazał podać chorej krople anedynowe oraz leczyć influenzę wyciągiem z cebuli, miodu i cytryny. Gdy niedomaganie hrabiny po kilku dniach nie ustępowało i uskarżała się, że czuje się coraz gorzej, nie dopuszczając do siebie nikogo prócz Isi i pani Ludmiły, Borowski zaczął poważnie się martwić stanem zdrowia żony.
- Miejcie baczenie na nią. Pilnujcie jej dniem i nocą. Niczego nie żałujcie - zawyrokował, przebywając w gabinecie i nawet blask świec nie zdołał przykryć, że zgarbił się i był blady jak chude mleko, które nakazał żonie podawać by całkiem nie osłabła.
Pan Cetner, po raz pierwszy pozwalając sobie na poufałość, ścisnął ramiona hrabiego, które od ciężaru zmartwień opadły i zwiotczały, bo łatwo było w nich policzyć wszystkie chrząstki. Hrabia tylko zasępił się jeszcze bardziej.
Nie minęło kilka dni, a Borowski niemal wpadł w szał i sam siłą nie wyrzucił za próg któregoś z kolejnych lekarzy, przysłanych na jego wyraźne polecenie z guberni siedleckiej, a ci jeden po drugim nie potrafili doszukać się przyczyn ciągłego zimna, napadów bicia serca i słabości w młodym ciele Katji.
- I ciesz się, konowale jeden, iż do cyrkułu na ciebie nie doniosę!- krzyknął za wystraszonym chudzielcem z pryszczatą twarzą, który zwiewał, jakby hrabia wycelował w niego z dubeltówki. - Psia mać!- dodał zezłoszczony.
By ulżyć nerwom, wyciągnął z papierośnicy cygareta, ale przypomniawszy sobie, iż Katja nie lubiła, gdy palił, bo zapach papierosa ją dusił, zaraz wyjął go z ust. Chciał znów zajrzeć do sypialni chorej małżonki późnym wieczorem, bo ostatnim razem został odprawiony błagalnym głosem przez Isię, która z wyczerpania ledwie stała przed nim na nogach.
- Błagam, jaśnie panie - cedziła przez ściśnięte gardło, gdy wielkie, słone łzy zalewały jej ładne oczy. -Niechże pan hrabia nie wchodzi, bo pani sobie nie życzy, aby widział ją w takim stanie. Niechże jaśnie pan już idzie.
Hrabia przełknął z trudem, ale w końcu przytaknął niezauważalnie.
- Proszę tylko Jadwigę, by donosiła mi o wszystkim. O wszystkim! - zaznaczył z uniesionym palcem, choć wiedział, że wygrażanie się niczego tu nie zmieni.
Był tu panem, wszystko wokoło do niego należało, a jednak mimo to wciąż nie miał na tyle władzy, by panować nad życiem i śmiercią.
"Choć raz to przeklęte szlachectwo i panowanie na coś mogłoby się przydać", pomyślał z rozżaleniem, ale też poczuciem dziejowej niesprawiedliwości. Ileż to, bowiem wcześniej pań Borowickich, Niemyskich, Lubomirskich los zabrał z jego świata przedwcześnie...
"Nie!", skarcił się w duchu, czując rozrywające serce ukłucie.
Nie wtargnął do żony siłą tylko dlatego, by nie dokładać nikomu zgryzot. Wrócił do gabinetu, który od kilku dni zamienił na swą sypialnię, a która przypominała rumowisko, jak po przejściu nawałnicy. Niedopite butelki piętrzyły się po eleganckich, intarsjonowanych meblach, a stosy nieświeżych ubrań ordynata zdobiły podłokietniki wyściełanych atłasami, tapicerowanych krzeseł ze splatem w formie wazy i kabriolowymi nogami, na których zwykł przyjmować interesantów. Nikomu nie pozwalał tu sprzątać, a lokajów przepędzał, czyniąc z tego miejsca swą duszną, ciemną samotnię.
Odsypując na bok zaległą korespondencję, usiadł za orzechowym, wyściełanym skórą ze złotą bordiurą biurkiem dziada Maurycego, sprowadzonego z Anglii. Napisał kolejny list do doktora Ejchlera, choć ten stary, dumny doktorzyna nie odpisywał, znów zapewne przebywając na konferencji w Paryżu, czy diabeł raczył wiedzieć gdzie. Wówczas pan Maciej pożałował, że wywiózł żonę na tę skołtuniałą od szamańskich praktyk, zapyziałą ludowymi gusłami dziurę na końcu guberni, gdzie ociemniała ludność dalej oddawała swe wątłe zdrowie w chytre na kopiejki łapska znachora, który nie odróżniał końskiego zada od ludzkiej głowy.
"Gdyby teraz był w Warszawie...", pomyślał.
Miał nawet w głowie wysłać telegram do rodziny żony z zawiadomieniem i prośbą o wstawiennictwo w kręgach uczelnianych, ale potrząsnął głową, bowiem Katarzyna bodaj za parę dni będzie już zdrowa. Bardzo chciał tak myśleć. Bo, gdyby...
Nad ranem, gdy nikt nie zauważył, zakradł się do pokoju małżonki, po cichu usiadł przy jej łóżku i przystawił do ust jej lodowate dłonie.
"Wybacz mi", mówiły jego oczy.
Popatrzył na nią błyszczącymi oczami, doprawionymi bezsennością, mocnym trunkiem i hamowanymi łzami, które szczypały go pod powiekami. Oglądał jej nieruchomy w pościeli kontur, licząc każdy oddech, który poruszał jedwabną kołdrą, okrywającą jej drobne, szczupłe ciało jak całun. Jak całun...
Wstrząsnął nim dreszcz, który umarłego by przebudził i z przystawioną dłonią do ust, chuchał w jej palce, by je rozgrzać, odegnać tę zimnicę, choć sam w sobie jakby ostygł.
"Boże, jeśli istniejesz...", dodał, przeklinając się w duchu.
To wszystko jego wina. Jednak był jaktojad, wlany do niezagojonej rany. Zatruł ją, paraliżując jej członki, a była jeszcze taka młoda. Taka młoda... Jak czyste, przejrzyste źródełko, do którego ktoś wpuścił popłuczyny.
Może gdyby nie obstawał tak przy tym małżeństwie, nie uparł się. Może gdyby nie te myśli, by utruć jej życie na złość ojcu...
"Katjo, moja Katjo", szeptał w duchu do jedynej kobiety, która go ostatnimi czasy tak mocno obeszła. Jedyną, która coś w nim poruszyła; którą, gdyby zechciał, mógłby pokochać. Którą on...
Moment załamania przygniótł hrabiego i poderwał go na równe nogi, bo czym prędzej wyszedł, by nie dopuścić do siebie tej smutnej prawdy.
Katarzyna nie do końca świadoma konsekwencji, obudziła się nazajutrz błoga i rześka jak poranek. Początkowo cały ten ambaras, jaki wywołała nieco dziewczynę bawił. Była wdzięczna niebiosom, iż wpadł jej do głowy taki pomysł, wszak w dzieciństwie nie raz wykorzystywała łatwowierność swojej bony. Darowane jej w prezencie kilka dni lenistwa i odpoczynku od zalotów hrabiego wykorzystała na lekturę książek i samotne wzdychanie w pościeli, do czasu, aż nie otrzymała listu od Karola, z którym pragnęła jak najszybciej się zobaczyć.
Ale do tego musiała być zdrowa i w końcu wyjść z łóżka. Jednakże im częściej zapewniała Isię i panią Lange, że już jej lepiej, tym na twarzach obu kobiet kładły się jeszcze mocniejsze cienie. Kiwały tylko porozumiewawczo głowami i nakazały Katji nie tracić sił.
- To mi wygląda, że hrabina już jedną nogą w mogile - rzekł któregoś wieczoru Antoni, strzepując popiół z papierosa w czeladnym, a choć ciepły wieczór zachęcał do wygłupów i tańców, humory nikomu nie dopisywały.
-Wreszcie stary cieśla się ucieszy, że będzie komu trumnę zbijać... - zażartował Leoś, ale nawet w jego oczach nie było zaczepnej wesołości, a próbował jedynie odegnać mgłę niepokoju.
Zlękniona Dusia przeżegnała się na szybko.
- A pfu! Wypluj to słowo! Jeszcze jaki czart usłyszy i porwie hrabinę! - skomentowała karcąco, polerując po raz kolejny duży sagan, choć ten lśnił się, że można się było w nim przejrzeć jak w zwierciadle. -Myślicie, że to upiorzyca z dawnego zamczyska upodobała sobie młodą panią i przyszła w końcu po zapłatę? - dodała ze zwieszonym nosem, w głowie przywołując treść tutejszej legendy, którą straszono ją jako pachole.
Nie usłyszała odpowiedzi, za to wszyscy na raz odwrócili się, gdy za plecami usłyszeli odgłos ciężkich kroków. W ciemnościach wyłoniły się zwężone, błyszczące gniewem oczy, niczym u wilka, który wybrał się na polowanie.
Hrabia przeszedł obok nich, nie spuszczając z nich czujnego wzroku, wyjął ze spiżarni całą jeszcze butelkę wódki, najgorszego gatunku, którą kucharz używał jeno do skraplania ciast, by były pulchniejsze czy dodawał do sosów, by podkreślić ich smak.
Odszedł, nie zaczepiwszy nikogo, jakby sam zamienił się w nocną marę i pił do nieprzytomności. Zaś nad ranem przyszło otrzeźwienie którego poszukiwał w swych nędznych próbach ratowania żony.
Katarzyna tej nocy nie mogła usnąć. Wyrzuty sumienia nie dawały jej spokoju i przeklinała się za własną głupotę. Pragnęła jedynie odciągnąć męża od własnej sypialni i natrętnego nastawania na jej kobiece wdzięki. Bała się, że gdy kolejny raz spróbuje, nie zdoła się odpędzić od uroku hrabiego i zwyczajnie mu ulegnie.
Jednakże gdy na twarzach najbliższych sobie ludzi widziała coraz większe zmartwienie, czuła, iż czas wyznać prawdę. Nie wiedziała kiedy w swych kłamstwach zabrnęła tak daleko i powoli sytuacja zaczynała usypywać jej się z rąk jak bielidło, którym pudrowała policzki, by nadać im większej bladości.
- "Boże, mój Boże. I jakże mam teraz wyznać to ohydne kłamstwo?", zastanawiała się, czując palący wstyd i strach, że przyznaniem się do winy na pewno sprowadzi na siebie o wiele więcej gniewu niż było potrzebne. Postanowiła więc udać raz jeszcze, tym razem cudowne uzdrowienie, ale nikt jej nie wierzył i traktował dziewczynę jak konającą.
- Ależ już mi dobrze... - przekonywała, próbując wstać z łóżka.
Kończyły jej się argumenty, by udowodnić, że jest już zdrowa i jej życiu nic nie grozi, aż w końcu zdecydowała się udać się do męża, by się przyznać. Wówczas dowiedziała się od Isi, która, widząc ją na nogach niemal ducha nie wyzionęła, że pan udał się w pilnej sprawie do Warszawy koleją.
- Ale... ale jak to? - spytała, przygnieciona ciężarem tej smutnej wiadomości i żałość ścisnęła jej gardło. - Tak nagle wyjechał?
Zostawił ją? Kiedy cały pałac myślał, że wkrótce umrze? Tak niewiele znaczyło dlań jej życie?
- Przykro mi, pani - odpowiedziała młoda garderobiana, która, zdaje się, domyśliła się, czym Katarzyna tak się zadumała.
"A więc nie ma dla mnie serca", rzekła w myślach, czując jak jej ciało zrobiło się ociężałe, do oczu podeszły łzy i gdyby nie pomoc Isi, jej kolana dotknęłyby posadzki.
- A mówiłam, żeby pani nie wstawała! - skarciła ją Jadwisia i podprowadziła z powrotem do łóżka.
***
Wysiadając z pociągu celowo nie ustąpił pierwszeństwa damie z kapeluszem z pawich piór, pani Potulickiej, z domu Nieborskiej, z którą dzielił przedział w pierwszej klasie kolei żelaznej do Warszawy.
Towarzyszący jej chłopiec skutecznie uprzykrzył mu podróż, co chwila depcąc go po czubkach butów, szturchając albo wrzeszcząc wściekle. Humor hrabia miał wyjątkowo podły i zdążyłby małemu andrusowi trzy razy przetrzepać skórę, gdyż ten przeszkadzał mu spokojnie zmrużyć oko. Poirytowany Maciej zwrócił nawet młodej matce uwagę, ale kobieta tylko się zapłoniła i nie potrafiła wyegzekwować prośbami dobrego zachowania u syna. Choć nie spał dobrze od kilku, nawet zachęcające kołysanie wagonem nie pozwoliło mu na kilka minut odpoczynku od zmartwień.
Gdy lokomotywa zatrzymała się na Dworcu Terespolskim Borowski, nie zawracając sobie głowy uprzejmościami, jedynie lekko odchylił damie kapelusz na dowidzenia i w oparach unoszących się chmur pary, oddalił się od współpasażerów z wyrazem ulgi na zmęczonej twarzy. Kiedy inni podróżujący zwracali się do tragarzy, hrabia wyruszył do stolicy dawnego Księstwa Warszawskiego bez bagażu, wyposażony jedynie w pulares i dokumenty.
Idąc peronem przypadkiem wpadł na pewnego dżentelmena i bodaj minąłby go bez słowa przeprosin, gdyby ten nie chwycił go za ramiona i nie zatrzymał.
- Wszelki duch pana Boga chwali! - wykrzyknął wesoło do Macieja.
- Wercio?
Borowski popatrzył na doktora Podlodowskiego z niedowierzania rozchylając usta. Szybko jednak jego zdezorientowanie zastąpiła olbrzymia radość i ulga.
- Na miły Bóg! Opatrzność mi ciebie zesłała! Myślałem, żeś już dawno opuścił matkę i wrócił do Paryża.
- Matula zachorzała, na wieść o moim powrocie na obczyznę, więc siłą rzeczy mój pobyt w Warszawie przeciągnął się nieznacznie - dodał lekarz z nieskrywaną ironią.
Maciej spojrzał na bagaże, które niósł jego lokaj.
- Świata mi uchylisz, jeśli zgodzisz się pofatygować ze mną do Borowic. - Złapał go oburącz za ramiona i ścisnął, patrząc głęboko w oczy.
Nic więcej panu Podlodowskiemu nie było trzeba, aby go przekonać do zmiany destynacji i już godzinę później siedzieli razem w przedziale pociągu powrotnego do Siedlec.
Doktor widział strapienie na twarzy przyjaciela, więc kilka razu próbował zagaić rozmowę, aż kiedy zauważył cieni pod oczami hrabiego, zamilkł.
Maciej poczuł szturchnięcie, aż otworzył oczy i zobaczył nad sobą twarz Ksawerego. Przez chwilę wydawało mu się, że to sen, a on właśnie przybył do Warszawy, ale senna mara nie uśmiechałaby się do niego tak przyjaźnie.
Maciej rozbudził się całkowicie dopiero wówczas, kiedy podążając peronem na stacji w Siedlcach, poczuł zapach końskich fekaliów i wydobywających się z kominów ciemnych dymów z pobliskich fabryk.
Z trudem udało im się naraić powóz, gdyż jego stangret już dawno zdążył wrócić do Borowic i nikt się go nie spodziewał w domu z powrotem tak szybko.
- Liczyłem, że cię jeszcze kiedyś odwiedzę, ale kto wiedział, że w tak niespodziewanych okolicznościach - westchnął współczująco doktor Podlodowski.
- Już ja cię przekonam do pozostania w Warszawie i twoja matka zbuduje mi pomnik za życia.
Ksawery posyłając przyjacielowi powątpiewające spojrzenie, zaczął recytować:
Na początku nic nie było
Na początku nic nie było,
Tylko przestrzeń ciemna, pusta;
Wtem jej czarne błysły oczy
I różowe, świeże usta.
I zbudziłem się do życia
W cudowności jasnym kraju.
Lecz mnie również, tak jak innych
Wypędzono z tego raju.
Ksawery przystanął, zdając sobie sprawę, iż niepotrzebnie naruszył twardą konstrukcję swojego praktycznego umysłu, wspominając dawną nieszczęśliwą miłość, która swego czasu zmusiła go do opuszczenia Kraju Nadwiślańskiego.
Na koźle breka siedział prosty człowiek o krępej budowie ciała ze szpiczastym nosem i konopiastą czupryną, którego Maciej opłacił sowicie za nadłożenie drogi, po czym obaj dżentelmeni usiedli na siedzeniu dla pasażerów.
- W tobie nadzieja. Tylko ty możesz wyleczyć moją żonę. Doktorzy z tej podłej guberni nie potrafią nawet znaleźć podłoża jej choroby.
Ksawery uśmiechnął się pokrzepiająco, ale wątpił, czy byłby w stanie pomóc, skoro jego koledzy po fachu nie mogli nic zrobić. Jeszcze kilka tygodni temu nie spodziewał się po Macieju, że nagły zły stan małżonki będzie w stanie tak nim wstrząsnąć.
- Uczynię co w mej mocy. Masz moje słowo.
W Macieju zrodziła się nadzieja na poprawę zdrowia Kateriny. Był przekonany, że nawet doktor Ejchler nie byłby w stanie lepiej pomóc.
Poznał Ksawerego już pierwszego dnia nauki w rosyjskim gimnazjum, do którego obaj zostali posłani przez swych ojców, kiedy osiągnęli odpowiedni wiek. Choć młody Wercio miał starszego brata, był tak samo nieposłusznym chłopcem jak Matya. Prędko zostali ulubieńcami nauczyciela literatury rosyjskiej, który ukarał ich dla przykładu jako pierwszych, nie zważając na ich szlacheckie pochodzenie. Tak zawiązało się ich kumoterstwo. Choć spodziewali się nieuchronnej kary, czynili znienawidzonemu nauczycielowi figle. Inni belfrzy nie raz karali ich nie tylko za niewłaściwe zachowanie, ale również za brak pilności w nauce, ale wspólne chłosty tylko wzmacniały ich przyjaźń.
- Pomyśleć tylko, iż byłbym może innym człowiekiem, gdybym cię w swym życiu nie spotkał, kolego - rzekł melancholijnym tonem Podlodowki.
- Najadłbyś się być może więcej wstydu, kiedy Jelski łoił ci tyłek na pokładankę, czyżbyś zabył?
- Et vice versa, mon ami.Zbierałem przez twe chojractwo najgorsze plagi, paskudo - dodał doktor z udawaną pretensją.
- Wówczas zwaliśmy to bohaterstwem.
Oboje się zaśmiali i już w mniej wisielczych nastrojach dojechali do pałacu wczesnym wieczorem.
***
- Doktor Podlodowski cię teraz zbada - oświadczył stanowczo Katarzynie dziedzic Borowic, po tym, jak mimo uproszeń, wszedł do pokoju małżonki, nic sobie nie robiąc z jej protestów.
Przerażona Katy pokręciła głową, zagryzając wargi. Zbierało jej się na płacz, który z trudem w sobie zdusiła. Nie pojmowała jak mąż zdążył wrócić z nowym lekarzem tak szybko, ale ta naoczna desperacja powodowała w niej jeszcze większy wstyd, że oszukała wszystkich tak okrutnie. Czuła się jak mała dziewczynka, która zasłużyła na łajanie, ale była zbyt dobrą kłamczuchą.
- Ależ ja czuję się już o niebo lepiej, panie Macieju. Niechże pan mi uwierzy - rzekła młoda ordynatowa, siląc się na swobodny ton.
Hrabia doskoczył do jej łóżka i pochwyciwszy jej drobną dłoń w swoją, popatrzył na Katję łagodnym wzrokiem.
- Zatem niech lekarz orzeknie poprawę - dodał, choć w głosie ordynata nie dało się słyszeć pewności co do wypowiadanych słów.
Pocałował zdezorientowaną Katarzynę w czoło i skinął głową na Isię, aby ta wpuściła doktora.
Katy pobladła, widząc przed sobą młodego, urodziwego lekarza i na jej twarzy zakwitły rumieńce wstydu. Naciągnęła na siebie kołdrę, chowając swój negliż, jakby była jeszcze panną na wydaniu.
- Dzień dobry, pani hrabino. - Przywitał się Ksawery, kłaniając. - Rad jestem hrabinę poznać osobiście. Wszak hrabia, mój serdeczny przyjaciel, zdążył mi łaskawie wspomnieć o pani kilka słów. Jeśli wybaczy mi pani to nagłe najście, chętnie upewniłbym hrabiego w przekonaniu o pani rychłym powrocie do zdrowia.
Katy zmrużyła oczy, przyglądając się doktorowi, jakby był okazem w menażerii. Był równie urodziwym mężczyzną, co jej mąż, ale rysy miał łagodniejsze a z oczu biło mu dobro.
Była pewna, iż słyszał ich rozmowę przez drzwi, więc nie miała jak odmówić lekarskiej konsultacji. Pokiwała jedynie głową, a Maciej odszedł na bok na czas badania.
W pierwszej kolejności lekarz podwinął rękawy koszuli powyżej łokci i obmył dłonie w miednicy z gorącą wodą i mydłem. Później sięgnął po swoją lekarską torbę i przysiadł na skraju łóżka. Spojrzał na hrabinę pytająco, po czym przyłożył dłoń do jej czoła.
Podlodowskiemu drugi raz zdarzyło się odczuwać niepokój podczas badania pacjentki, zwłaszcza tak młodej i niebywale ślicznej. Przypominała mu upadłego anioła z piekielnymi włosami, który podczas upadku zbyt mocno obił sobie skrzydła. Byłoby mu źle z myślą, iż nic więcej dla tej pięknej istoty nie mógłby zrobić i zadrżały mu ręce.
Katy widziała jak jego lwia zmarszczka powoli się wygładza, kiedy nie wyczuł pod skórą ciepłoty. Później kazał Katy otworzyć jak najszerzej usta, sprawdził gardło, każąc wydawać z siebie nieartykułowane dźwięki. Przyłożył palce do jej szyi, obejrzał również jej dłonie, odchylił materiał rękawa i Katarzyna już bała się, że każe jej się całej rozebrać.
Może mniej by się denerwowała, gdyby doktor Podlodowski był w wieku jej ojca. Cieszyło ją więc to, że był z nią pan Borowski, który bacznie się im przyglądał i na pewno nie pozwoliłby zagalopować się doktorowi w medycznych oględzinach. Jak wiadomo, pańskie oko konia tuczy i w przeciwieństwie do innych lekarzy, badanie doktora Podlodowskiego wydało się Katarzynie zbyt rzetelne. Jeszcze bardziej zaczęła drżeć o diagnozę.
- Mógłbyś, Macieju, zostawić nas samych? Chciałbym przeprowadzić wywiad z pacjentką. Na osobności - zaznaczył Ksawery.
Hrabia posłał im obojgu jeszcze ostatnie czujne spojrzenie, a że nie miał argumentu za tym, aby zostać, opuścił pokój żony bez zwłoki. Katarzyna westchnęła zbyt głośno, zwracając uwagę młodego lekarza, który spojrzał na nią pytająco.
Tymczasem Maciej, nie mogąc znaleźć sobie miejsca, udał się do gabinetu. Pomieszczenie pod jego nieobecność wywietrzono porządnie i uprzątnięto.
Borowski sięgnął do barku i nalał sobie kieliszek starki, ocierając krople potu z czoła bawełnianą chusteczką. Obracając kieliszek w dłoni maszerował wzdłuż pokoju, nerwowo oczekując pojawienia się Ksawerego z wieściami.
W ciągu ostatnich dni stał się cieniem samego siebie, zaniedbał sprawy majątku, ale mógł myśleć jedynie o zdrowiu Kateriny. Myśl, że mógłby stać się młodym wdowcem podświadomie zrodziła się w jego głowie i dręczyła tak uporczywie, że ledwie był w stanie kontrolować swe nerwy.
Kiedy ordynat usłyszał kroki doktora Pododowskiego, poderwał się zza biurka, przy którym siedział, starając się wyczytać z miny przyjaciela prawdę. Ten jednak minę miał pokerzysty i Maciej nie mógł nic z niej odgadnąć.
- Mówże, łaskawie, co dolega mojej żonie? -Wskazał mu miejsce, aby usiadł naprzeciwko.
Pan domu gotowy był usłyszeć najgorsze i jeśli by do tego miało przyjść, wolał siedzieć. Zaproponowałby lekarzowi w normalnych okolicznościach kawę, ale nie miał do tego głowy.
Ksawery nie śpieszył się z odpowiedzią. Badał wzrokiem gospodarza, jakby szukał w nim przyczyny nagłej choroby hrabiny. Minę miał poważną, usta zaciśnięte w wąską linię. Zanim cokolwiek powiedział, dwa razy się zastanowił.
- Obiecałem twojej małżonce, iż nie będę cię okłamywać i nie uczynię tego.
Wielki głaz przygniatał pierś hrabiego, że oddychał ciężko, ale choćby miało zadziać się najgorsze, choćby miał się spalić świat, a on razem z nim, pragnął wiedzieć.
- Choć hrabina błagała mnie o milczenie, prosząc o znalezienie dlań innego rozwiązania kłopotu, jaki sprawiła, sumienie mi na to nie pozwala. Zasłużyłeś na prawdę.
Hrabia spuścił głowę, a jego postać zapadła się w sobie jak u sybiraka oczekującego na katorgę.
- Mówże... Nie dręcz mnie dłużej... - poprosił.
- Powiem. - Uniósł dłoń w uspokajającym geście. - Ale ty pierwej rozwiej ze mną ważną kwestyię. Czy byłeś dla młodej żony wystarczająco wyrozumiały?
Zniecierpliwiony Maciej pojmując ukrytą aluzję, uderzył dłonią w blat.
- Czyś ty zdurniał w tym Paryżu, do kurwy?
- Rozumiem zatem znakomicie. - Podlodowski uśmiechnął się z zadowoleniem. - Dałem słowo hrabinie, że oznajmię ci to arcydelikatnie. Jest taka młoda - powtórzył z westchnieniem - ale nie znajduję słów, aby określić ten blef, w którym to oboje uczestniczyliście.
- Blef? -Dziedzic popatrzył na druha ze złością.
Zmartwienie powoli przemieniało się w złość, kiedy dopiero rozpoznał rozbawienie, które lekarz starał się skrzętnie ukrywać.
- Twojej hrabinie nic nie dolega. Śmiem twierdzić, że wcześniej również nie męczyła ją żadna dolegliwość.
Maciej zmrużył oczy.
- Désolé j'ai mal compris - powiedział po francusku. - Przepraszam, nie zrozumiałem.
- Twoja żona jest całkowicie zdrowa. Bonne santé. Comprenez-vous, mon ami?
Borowski poczuł ulgę, która smakowała jak maść na bolącą ranę. Ulga w przeciwieństwie do urazy bywała słodka i lekka. Uraza zaś gorzka i lepiąca, paliła trzewia i serce człowieka, zamieniając w stos popiołu. Gdy sens słów doktora Podlodowskiego wreszcie doszedł do ordynata zupełnie, żal i narastająca wściekłość zagnieździły się w jego ciele jak zadra, kłując do krwi.
"Durak... Tak mnie upokorzyć? Nie daruję... Nie daruję... Psia mać", wyzłośliwiał się w duchu.
Na zewnątrz jednak hrabia pozostał niewzruszony. Przybrał jedynie bardziej nieprzejednany wyraz twarzy, a złowróżbny chłód w jego spojrzeniu nieco Ksawerego zmartwił.
- Wybacz, że fatygowałem cię niepotrzebnie. - Przełknął gorycz w gardle. - Nie będę dłużej zajmował twego czasu. Mój stangret odwiezie cię do Siedlec. Pokryję też koszta hotelu i podróży.
Ksawery zrozumiał intencję i od razu wstał z miejsca. Sam nie miałby przyjemności w przypadkowym podsłuchaniu kłótni młodych małżonków, a na to zbierało się bardziej niż na majową burzę. Doktor, choć Maciej nie mógł pieniędzmi spłacić swojego poniżenia, pozwolił mu na to, by jakoś ułagodzić jego rychły wybuch.
- Zawsze możesz liczyć na moją pomoc. Pisz częściej.
Ksawery założył w westybule płaszcz i kapelusz, który podał mu kamerdyner. Jeśli pana Cetnera zdziwiło to, że lekarz już odjeżdża, nie dał po sobie tego poznać.
Wercio uchylił rondel kapelusza i nachyliwszy się nad ordynatem, szepnął:
- Nie bądź dla żony nadto surowy. Rozkochaj ją w sobie, a już nigdy nie odmówi ci łoża. - Poklepał hrabiego po ramieniu z uśmiechem. - Do widzenia, ami.
Choć kuriozalna sytuacja hrabiostwa Borowskich powinna doktora Podlodowskiego bawić, zbyt dużo widział nieszczęśliwych małżeństw.
Odjechał z Borowic z ciężkim sercem.
***
Hrabia zagryzł zęby i zaczął pokonywać schody w morderczym tempie, jakby połykał własną naiwność. Pod drzwiami sypialni napotkał osobistą pokojówkę hrabiny ze świeżo upraną koszulą na zmianę.
- Odejdź - rzekł ostrym tonem ordynat. - Niech nikt nie raczy nam przeszkadzać.
Zaskoczona Isia, wystraszona gniewnym błyskiem w oku pana domu, oddaliła się bez dyskusji.
Maciej odczekał chwilę, aż służąca zniknie i wszedł do środka, nie zawracając sobie głowy pukaniem. Wszystko wszakże należało tu do niego, włącznie z krnąbrną żoną.
Po twarzy dziewczyny widać było, iż oczekiwała jego przebycia w napięciu. Stojąc w progu, hrabia bardzo powoli przesunął po niej twardym wzrokiem, spod którego Katja próbowała się wyślizgnąć. Zauważył jak nerwowo zaciska drżące palce na pościeli.
Udało mu się na chwilę powściągnąć gniew i zaczął grać dalej w jej grę, by dać Katerinie ostatnią szansę na złagodzenie czekającego ją wyroku.
- Rozmawiałem z doktorem Podlodowskim - zagaił rozmowę spokojnym tonem, choć język go palił, aby krzykiem zmusić ją do przyznania się. - Uważa, że przy mojej pomocy masz szansę na całkowite wyzdrowienie.
Oczy Katarzyny ze zdumienia zrobiły się ogromne jak spodki od porcelanowej zastawy, którą hrabia z chęcią rozbiłby w pył. Na jej twarzy pojawił się nawet zalążek chowanej ulgi. Czyżby doktor Podlodowski wysłuchał jej błagań i wskazał na jakąś niewytłumaczalną z medycznego punktu widzenia przyczynę jej nagłego ozdrowienia, nie narażając jej na ośmieszenie i mężowski gniew?
- Naprawdę tak sądzi? - spytała niepewnie. - Faktycznie czuję się już silniejszą. Mówił coś jeszcze?
- Owszem.
"Ty kłamliwa, niewdzięcznico", zżynał się w myślach Borowski, nie mogąc znieść łgania mu prosto w twarz.
- Kazał mi dopilnować, bym dobrze się tobą zajął.
Gniew hrabiego wyostrzył się, powodując, iż zacisnął za plecami palce w lewej ręce, prawą dalej rytmicznie pukał o blat mahoniowej komody. Nie spuszczając z niej tępego, nieprzejednanego spojrzenia, przybliżył się i gwałtownym ruchem zdarł z Katarzyny kołdrę.
- Wstawaj, dość leżenia!
Przyzwyczajona raczej do nonszalanckiego, aczkolwiek nie grubiańskiego zachowania męża, Katy poczuła się dotknięta jakąś niewyrażoną urazą hrabiego i odebrała jego czyn za nienaturalnie porywczy. Popatrzyła na niego z zakłopotaniem, choć mężczyzna nawet nie spojrzał na jej koszulę nocną.
Oczy pana Macieja żarzyły się brzydką czerwienią, przypominały dwie bryły węgla, a jego pieść zaczęła zaciskać się coraz mocniej jak tłoki, aż odpłynęła z niej krew. Oddychał nosem, ciężko wypuszczając powietrze.
- Czyżbyś nie chciała wyzdrowieć, mia bella?
- Pardon?
Maciej musiał przyznać, iż udawanie niewinnej szło Katerinie nad wyraz gładko.
- Dobrze słyszałaś.
Lodowaty ton hrabiego zmroził młodą dziedzicową i wreszcie pojęła do czego zmierzał ten teatrzyk, w którym oboje grali główne role. Ulękła się gwałtowności hrabiego i ze spuszczonym wzrokiem, chciała go wyminąć, by nie musieć patrzeć w te przerażające oczy, gdy niespodziewanie złapał ją za łokieć.
- Siadaj! - Pchnął dziewczynę z powrotem na materac, aż z wrażenia usiadła.
Pan Borowski wydeptał parę kroków przy łóżku Katy w tą i z powrotem, by zebrać myśli, które poplątały się jak pnącze bluszczu i nie układały w zdania. Żadne bowiem słowa, czy to po polsku, francusku czy rosyjsku nie były w stanie opisać jak parszywie się z nim obeszła. Jak wielki czuł zawód i zażenowanie...
Jego własna żona zadrwiła sobie z niego, z jego nazwiska, jego uczuć. Naraziła na śmieszność, to by może jeszcze jej by wybaczył, ale postawiła na nogi cały pałac, który drżał o nowo ukochaną sobie hrabinę, a ona karmiła ich wdzięczność i miłość podłym kłamstwem. W imię czego, na Boga?!
- Jesteś kontenta?- spytał zdławionym głosem, walcząc by nie brzmieć ostrzej.
Katy, rozumiejąc wreszcie swoje przykre położenie, spuściła głowę i pochlipywała cicho. Milczała, co hrabia uznał za rozsądne, bowiem nie miał ochoty słuchać esejów o jej wątpliwej skrusze, którą zapewne już chowała w zanadrzu, aby go ułaskawić. Mógłby ją zmusić, aby sama zaczęła błagać o wymierzenie jej zasłużonej kary za to sztubackie łgarstwo, gdyby to zmazało odrazę, jaką odczuwał na jej widok.
- Zawiodłaś okropnie wszystkich a ze mnie uczyniłaś imbecyla, żem ci we wszystko tak łatwo uwierzył. Przede wszystkim zaś okazałaś mi brak szacunku. Nie szanujesz mnie ani tego domu! To niewybaczalne! Ale dosyć tego. Znosiłem cierpliwie twe wapory i dziecinne grymasy już wystarczająco długo.
Katy początkowo potulnie słuchała rugania, powstrzymując palące skórę poczucie winy, które mogłoby ją całą strawić, ale na ostatnie słowa hrabiego uniosła brodę, zaciskając usta w wyrazie niemego buntu. Nawet ojciec nie beształ jej w tak protekcjonalny sposób i nie zamierzała tego znosić. A to, że była kobietą, a on mężczyzną i jej opiekunem, nie powinno dawać mu do tego prawa.
- Zbytek łaski - rzekła czupurnie, ocierając policzek mokry od łez.
Jej uparta natura kazała jej walczyć z przejawami męskiej dominacji, nawet jeśli byłaby skłonna przyznać mężowi rację. W hrabim było coś prowokującego, że Katarzyna celowo mówiła rzeczy na przekór sobie, czym go jeszcze bardziej złościła. Ordynat Borowski przecie nie pierwszy zagiął na nią parol. Próbowali i Fryderyk, i matka. Maman była jednak dla niej za łagodna, Fryderyk zaś nie miał nad nią wystarczającej władzy.
- Doprawdy? C'est incompréhensible!.
"Głupie dziecię, psia krew", klął w duchu, poczerwieniały ze złości, którą już ledwo tłumił. Był zbierającym się kataklizmem, chaosem, który za chwilę miał zebrać śmiertelne żniwo.
Maciej dopadł do dziewczyny z pasją, a jego twarz zmieniona w dzikim szale, zbrzydzona wściekłością, patrzyła upiornie. Nachylił się nad Katarzyną jak nad nieposłusznym dzieckiem, które popełniło najgorszą zbrodnię i pochwycił za ramiona.
- Czyżbym był za pobłażliwy, że mnie tak lekceważysz? - wycisnął przez zęby, lekko potrząsając dziewczyną za barki, aby na niego popatrzyła.
- Pan nie umiesz rozmawiać z damą. - Katy wyrwała się, naciągając osunięty peniuar na ramiona.
- Nie jesteś damą, a psotnicą i podłą kłamczuchą! Ale dopilnuję, aby jutro cały dwór wiedział, czemu zawdzięczasz swe nagłe ozdrowienie - rzekł srogo, podciągając mankiety koszuli po łokcie.
- Porozmawiam z hrabią na spokojnie, jak się pan ostudzisz -odpowiedziała, uznając rozmowę za zakończoną.
W odpowiedzi, doprowadzony do ostateczności hrabia zagotował się, a po jego twarzy przeszedł mroczny cień. Nie pozwolił dziewczynie wstać, wymuszając posłuszeństwo samym spojrzeniem swych gorejących oczu.
- Ojciec nie zdołał cię zawczasu utemperować.
Katarzyna zesztywniała na te słowa i w niemym otępieniu obserwowała jak ręce jaśnie pana hrabiego sięgnęły do skórzanego pasa przy spodniach.
- Powinnaś zebrać cięgi za swą butę i lekkomyślność lata temu.
Katy długo wpatrywała się w dłoń trzymającą zgięty w pół pas jak osłupiała. Poczuła nagły skurcz w żołądku ze strachu.
- Sama się o to prosiłaś... - szepnął, pogrążony we własnej rozterce i mocniej ścisnął w palcach klamrę.
Nie czekając na pierwszy cios, szybkim ruchem poderwała się i spróbowała uciec drugą stroną łóżka. Ordynat górował nad nią posturą i wzrostem, ale nie zamierzała dać się wybatożyć jak byle chłopka pańszczyźniana.
Poirytowany hrabia zaklął, choć nie spodziewał się po dziewczynie uległości. Złapał Katję za kostkę i przyciągnął z powrotem, przewracając na plecy.
- Śmiesz jeszcze kontestować? - ryknął nieprzyjemnie, patrząc na nią zezłoszczonym spojrzeniem.
W samoobronie zaczęła wierzgać nogami, a jej ręce cięły powietrze jak noże. Borowski obezwładnił ręce żony łatwo, unosząc nad jej głową i wcisnął kolanem głębiej w materac.
Hrabia zbliżył się, pozostawiając na policzku gorący oddech. Jego nienaturalnie zwężone oczy i podbiegła czerwienią twarz znalazły się przy niej. Twarz obcego, dotąd nieznanego jej człowieka, opętanego chorobliwą furią.
- Prędko wybiję ci to z głowy, próżna pannico - szepnął groźnie, wprost do ucha hrabiny na pół przytomny od rozszalałych zmysłów, bliski utraty rozumu.
Uczucie wstydu, bólu i gniewu zmieszały się ze sobą, tworząc niebezpieczną zawiesinę. Zaprowadziły hrabiego w jeszcze mroczniejszą otchłań. Był na skraju obłędu i autodestrukcji. Ten żal obudził w nim jakaś pierwotną dzikość, ukrytą gwałtowność, która na chwilę przesłoniła mu oczy. Niemal całkiem utracił resztki samokontroli.
Katy zrozumiała, że nie uniknie upokarzającej kary. Cała odwaga ją opuściła i nie śmiała się już awanturować. Cicho szlochała, odwracając wzrok. Wiedziała, iż ten mężczyzna był jej panem i miał prawo zrobić z nią, co zechce.
Przez mroczną chwilę Maciej chciał się postarać, aby ta piekielna dziewczyna o wyglądzie anioła już nigdy nie potraktowała go tak okrutnie. Chciał ją surowo acz sprawiedliwie ukarać, tak jak jego los pokarał, iż kiedykolwiek poczuł coś więcej poza pożądaniem do tej niewdzięcznej dziewuchy.
Gdy Katy spodziewała się pierwszego uderzenia, Maciej rzucił leżący na pościeli pas w kąt. Ta młoda, piękna diablica ubodła go boleśnie, celowo unikając jego towarzystwa udawaną chorobą, wywołała w nim ciemność i zanik świadomości, ale choćby zapracowała sobie na plagi, nie byłby w stanie w żaden sposób jej skrzywdzić.
Katarzyna nie wiedziała, czy mąż nadal będzie próbować ją zbić, więc odgrodziła się zgiętymi w łokciach rękoma, które przywiodła blisko ciała. Podniosła na niego oczy, rozchylając suche usta.
- Dlaczego nie chcesz ze mną być? - spytał gorączkowo, ściskając w palcach jej delikatne nadgarstki. - Cóż ci zawiniłem, że mnie tak odtrącasz?
Mógłby z tej olbrzymiej złości, która go zatruła ją całą zgnieść, ale później musiałby za to zabić siebie.
- Jestem ci aż tak wstrętny? Nie wierzę...
Katarzyna chciała zaprzeczyć, ale nie wydusiła słowa.
Hrabia zadrżał jak z zimna i zacisnął szczękę. Nie potrzebował dobitniejszego potwierdzenia, że Katja czuła do niego odrazę.
Już wszystko rozumiał: jej upór, obmowę, obojętność. Gardziła jego nazwiskiem i pieniędzmi. Pluła na jego lojalny wobec caratu ród i nigdy nie żywiła cieplejszych uczuć. Pewnie nawet miała do niego żal, iż przez ich szybkie zaręczyny w jej pierwszym sezonie towarzyskim nie miała okazji poznać innych konkurentów, najlepiej z kręgów patriotycznych, ale nikt nie śmiał z nim rywalizować. Została na niego skazana.
Chaos w głowie i zazdrość o to, czego mieć nie mógł, obudził w mężczyźnie całkiem inny rodzaj podniecenia, który nakazał mu schować gdzieś głęboko dżentelmeńskie nawyki. Powiódł śmiałym wzrokiem po ciele dziewczyny, jakby siłą woli chciał ją sobie obrzydzić, zapomnieć te nieskazitelne oblicze, które wywoływało w nim tyle namiętności. Namiętności, którym uległ jak sztubak, a które okazały się słabością, za którą teraz gorzko płacił.
Puścił jej ręce i dysząc ciężko, poparzył na Katarzynę przez mgłę pożądania. Czując rozgorączkowane drżenie na ciele, zaczął frywolnie ją całować po policzkach i szyi. Owinął jej ciało ciasno wokół siebie, iż nie mogła się wyswobodzić i przywarł w końcu ustami do jej ust. Całował ją namiętnie, gorąco, na złość. Całował, jakby siłą chciał ją zmusić do miłowania.
Katy dzielnie broniła się przed tymi wymuszonymi pieszczotami, czując obrzydliwy ciężar męskiego ciała na sobie, jakiego dzisiaj nie pragnęła. Nie po tym, co sobie powiedzieli.
Surowy wyraz hrabiego zmiękł, kiedy z lubością zaczął pieścić jej usta, a jego objęcie stało się słabsze, delikatniejsze. Młoda hrabina wykorzystując okazję, odepchnęła męża od siebie i wymierzyła mu siarczysty policzek.
Uderzenie w twarz zadziałało na Macieja jak ceber zimnej wody i popatrzył na Katarzynę niewidzącym wzrokiem.
Jej pierś nadal unosiła się i upadała ze zmęczenia po niedawnej walce, oczy miała szeroko rozwarte, a zaciśnięte w pięści dłonie przywiedzione blisko siebie.
Hrabia nie wiedział czy scena pocałunku wydarzyła się tylko w jego wyobraźni. Mimo wszystko poczuł głęboki wstyd za swoje brutalne zachowanie i odsunął się od łóżka. Choć wiedział, że nie wziąłby jej nigdy siłą, to ślepa przekora tej dziewczyny wywoływała w hrabim najczarniejsze instynkty.
Nastąpiła chwila grobowej ciszy, nieprzerwanej nawet tykaniem zegara, aż hrabia wycedził już bez goryczy, moralizatorskim tonem:
- Nic tak nie przemawia do opornego umysłu głupiego dziecka jak porządna chłosta, ale nie zrobisz ze mnie kata.
Borowski poprawił mankiety koszuli i zaczął ostentacyjnie bić hrabinie brawo.
- Mes félicitations, omal udało ci się uczynić ze mnie podłego człowieka, Katerino. Ale koniec z tym, cherie.
Ordynat doskoczył do szafy z garderobą żony i wziąwszy w ręce pierwsze lepsze toalety, cisnął nimi na łóżko.
- Przyniosłaś mi wstyd, ale dostaniesz szansę naprawy tego koszmarnego błędu - dodał, posyłając Katy ostatnie, niemal współczujące spojrzenie. - Wyjedziesz do dzierżawionego dworku w Niemojkach. Będziemy żyć osobno, tak jak chciałaś. Wrócisz, kiedy dorośniesz i poprosisz o wybaczenie. O ile sam tak zdecyduję.
Katy po raz pierwszy w obecności ordynata szczerze zapłakała. Zrozumiała jak wiele krzywdy wyrządziła, ale było za późno na skruchę. Nic nie byłoby w stanie skruszyć lodu w sercu hrabiego.
Gdy pan Maciej szykował się już, by opuścić jej pokoje bez chociażby pożegnalnego gestu, Katy poderwała się z łóżka i wybiegła za mężem, zostawiając otwarte drzwi.
- Panie Ma... Ma... Macieju! - krzyczała za nim, gdy gnał jak opętany po schodach, niepewna czy usłyszy jej drżący głos.
Odwrócił się gwałtowanie na półpiętrze na dźwięk swego imienia, ale nie zdążył zareagować odpowiednio, bo wtem rozległ się krzyk.
- Panie hrabio, pomocy! Nieszczęście!
Borowski bez zawahania zbiegł na dół, nie przejmując się obecnością małżonki, która także z nim zeszła. W westybule zastał stróża, ponurego mężczyznę raczej nieciekawej urody, który niósł na rękach bezwładne ciało dziecka, zawinięte w wysłużony koc.
- Ratujcie ją, jaśnie panie. Ledwie dycha!
To była Lusia. Mała, słodka Lusia umierała.
Na widok jej bladej, wymęczonej twarzyczki i kępek kasztanowych włosków posklejanych od potu pan Maciej doznał wstrząsu.
Katy wydała z siebie niemy jęk, ale hrabia nawet tego nie usłyszał, wciąż wpatrzony w jej nieruchome, zamknięte oczy. Gdy jednak wszyscy oczekiwali po nim jakiejś reakcji, zdołał otrząsnąć się z szoku, wziął dziecko na ręce i odgarnął strąki z jej czoła.
- Jest rozpalona... - wydusił z trudem.
Wówczas jej wątłe, niszczone przez febrę, kruche ciałko zaczęło się nienaturalnie wyginać od szczekającego kaszlu.
Hrabia Maciej przypomniawszy sobie, iż nie raz widział podobne symptomy u małych pacjentów swego przyjaciela, gdy ten leczył na prywatnej praktyce, wnet oprzytomniał.
- To dyfterya... - wycedził, czując lodowaty dreszcz.
__________________________
panna apteczkowa/panna apteczna - rodzaj służby w dawnych domach, polegający na zarządzaniu apteczką, sporządzaniu medykamentów i leczeniu chorych we dworach.
pokładanka - kara cielesna stosowana w szkolnictwie we wszystkich zaborach, polegająca na biciu karanego po rozciągnięciu, trzymanego za nogi i ręce, po pośladkach.
Et vice versa, mon ami (fr.) - I nawzajem, przyjacielu.
Désolé j'ai mal compris (fr) - Przepraszam, źle zrozumiałem
Bonne santé. Comprenez-vous, mon ami? (fr) - Dobre zdrowie. Rozumiesz, przyjacielu?
wapory (daw.) - ataki histerii.
C'est incompréhensible! (fr) - To niepojęte!
Kontentować (daw.) - zaprzeczać, kwestionować coś.
Mes félicitations (fr) - Moje gratulacje
dyfterya - dawne, medyczne określenie dyfterytu (błonicy).
W rozdziale wykorzystano fragmenty wiersza Adama Asnyka "Na początku".
__________________________
Kochani, rozdział wreszcie się pojawił.
Stoczyłyśmy batalię, pisząc go, zwłaszcza przy pisaniu ostatniej sceny, bo zawsze zależy nam na tym, by rekacje stały w zgodzie z naturą naszych bohaterów.
Mamy andzieję, że tym razem się udało i wyobraźnia nadto nie poniosła.
Czekamy na Wasze odczucia, bo rozdział jest długi, intensywny i z mocnym cliffhungerem ;) Nie bójcie się pisać co myślicie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top