IX (16+)

*Ostrzeżenie: Rozdział zawiera scenę nieodpowiednią dla czytelników poniżej 16 roku życia.

Wieczór kawalerki ordynat Borowski zamiast żegnać w męskim gronie przyjaciół, postanowił spędzić w kamienicy na ulicy Widok dziewięć. Choć nie był tam częstym bywalcem, nogi same zaprowadziły go pod próg przybytku hrabiny Gomólińskiej. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, że hrabicz szukał sobie towarzystwa, gdyby nie to, że "hrabinia" jak o niej mawiano, urządziła w jednym z mieszkań dobrze wszystkim znany dom publiczny, pod przykrywką prowadzenia przez siebie pensjonatu.

Choć sam nigdy burdelmamy nie spotkał osobiście, bo na taki zaszczyt sobie nie zasłużył, wiedział o niej, iż ta włosy farbuje na kolor kruczoczarny i że w istocie, jest kobietą interesu, która skrzętnie pilnuje swoich dziewcząt, aby proponowane przez nie usługi były w cenie.

Maciej wszedł do holu, który wiódł do saloniku z kanapami i eleganckimi meblami w stylu empire. Hrabinia zadbała nie tylko o dyskrecję, ale również o wystrój wnętrza, wyposażając go w drogie dywany, egzotyczne rośliny oraz... obrazy mocno roznegliżowanych kobiet o rubensowskich kształtach, uwiecznionych w tematyce zbliżonej do antycznej czy mitologicznej, więc nie budziłyby na wystawie organizowanej przez Komitet Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych powszechnego zgorszenia.

W saloniku pan Maciej od razu wzrokiem sięgnął pań ubranych w eleganckie toalety, oczekujących na zarobek ze znudzeniem wypisanym na twarzy. Towarzyszyło im grono majętnych i szanowanych urzędników, wojskowych oraz młodzieńców i mężczyzn, którzy nie budzili zaufania. Nie brakło tutaj również przedstawicieli znanych magnackich rodów, ale na szczęście dzisiaj nikogo znajomego nie spotkał.

Na jego widok kilka pensjonariuszek poruszyło się w siedzeniach, wietrząc okazję. Hrabia jednak nie miał ochoty na ożywcze rozmowy z prostytutkami. Skierował się do bufetu i kazał sobie podać mocne trunki.

Godziny na zegarze mijały dziedzicowi w samotności, a płynący mu w żyłach alkohol sprawił, iż myślami sięgnął do odległych czasów, o których chciał już nie pamiętać.

Wstał od picia, rzucając na stół zapłatę w rublach, po czym mniej pewnym krokiem wrócił do salonu.

Zaczepił pierwszą lepszą kokotę, która odpowiadała mu z wyglądu, bo nie był dziś wybredny i zwrócił się do niej po rosyjsku. Czasem też udawał Francuza.

- Ma pani wolny seans?

Kobieta o ładnej twarzy i prostych, białych zębach uśmiechnęła się z zadowoleniem. Zamachała wachlarzem przed nosem hrabiego i żując jeszcze goździki, obejrzała sobie klienta od stóp do głów, po czym odparła:

- Dla szanownego pana nawet podwójny.

Zainteresowanie ze strony panienki lekkich obyczajów kompletnie było Maciejowi obojętne.

Dziewczyna, która mogła mieć nie więcej niż dwadzieścia lat, nawinęła na palec klucz od pokoju i poszła przodem, kusząco kołysząc biodrami.

Seans trwał krócej niż godzinę.

Nierządnica wstała z klęczek, gładząc fałdy spódnicy, wyraźnie niezadowolona, że użył jej tak krótko. Liczyła, iż sama zaczerpnie odrobinę przyjemności, a tymczasem nie pozwolił się dotykać inaczej jak jedynie dłonią, które wcześniej dokładnie jej obejrzał i kazał jeszcze przemyć mydłem. Poprosił też, by starła nieprzyzwoitą dla dam, wyrazistą szminkę z ust i zaróżowione policzki, użyczając jej do tego nowej chusteczki.

Maciej odsunął się od kurtyzany, gdy tylko zbliżał się do spełnienia i dysząc ciężko, zacisnął kurczowo dłonie na tylnej ramie łóżka. Na jego skroni perliły się krople potu, które starł jedwabnym fularem, jaki ściągnął z szyi.

Wypił duszkiem kieliszek czystej wódki z obojętną miną. Nie planował posiąść tej dziewczyny, jedynie zaznać odrobiny rozkoszy, ale uprawianie samogwałtu uważał za uwłaczające dla mężczyzny.

Kiedy jednak wybuchła w nim gorączka, a przed oczami stanął mu dawno wyprany z pamięci obraz - obraz kobiety, którą kiedyś myślał, że znał - pochwycił dziewczynę gwałtownym ruchem i odwrócił plecami do siebie. Dłońmi oplótł jej biodra, marszcząc materiał.

Ladacznica, walcząc z własnym pożądaniem, uśmiechnęła się figlarnie, bo z tym ładnym mężczyzną poszłaby choćby za darmo. Postanowiła się wykazać, licząc, iż stanie się jej stałym gościem. Jedną ręką przytrzymała się ramy, a drugą podnosiła materiał spódnicy i pochyliła się, aby ułatwić mu drogę do siebie.

Kiedy poczuła na sobie jego dłonie w górnej linii obcisłego gorsetu, jęknęła cicho.

Maciej ciaśniej przywarł do talii młodej kobiety, z ustami przy jej uchu i wdychał zapach piżma, a "madame" czekała zniecierpliwiona, aż poczuje go w sobie.

Hrabia miał już z niej w pełni skorzystać, wyzbywając się przy okazji tego, co go dręczyło, kiedy ochota mu nagle przeszła i zrezygnował. To, co chciał uczynić, wywołałoby tylko jeszcze więcej wspomnień.

Odsunął się od nierządnicy, poprawiając ubranie. Dziewczę odwróciło głowę z żałosnym wyrazem zawodu na słodkiej buźce.

- Zrobiłam coś źle, proszę pana? Potrafię cię zadowolić.

Odwrócony do niej plecami hrabia, nie zareagował i w milczeniu narzucił na siebie palto. Położył na politurowany blat mahoniowej szafki nocnej sowitą zapłatę. Znacznie większą niż się należała.

- Resztę zachowaj dla siebie, nie mówiąc hrabinie.

Dziewczyna usiadła na materacu łóżka, naciągając suknię na piersiach, bliska łez. Jako nieliczny klient był dla niej dobry. Myślała, że złapała srokę za ogon, kiedy ordynat wyjaśnił w prostych słowach:

- Już więcej pani nie użyję. Dziękuję za usługi - rzekł pustym tonem.

Nie patrząc już ani razu w jej kierunku, wyszedł, zamykając za sobą drzwi.

Idąc korytarzem ciągle jednak czuł ten kuszący zapach. Słyszał ożywione rozmowy i śmiechy z salonu, ale jakby przez szybę. Przyspieszył kroki, bowiem atmosfera miejsca zaczynała go dusić.

Zakręciło mu się w głowie, kiedy wyszedł na świeże powietrze i musiał przytrzymać się ceglanej fasady sąsiedniego budynku.

Wtem usłyszał przed sobą głośny, perlisty śmiech damy. Dochodził z następnej ulicy Kruczej.

Serce podeszło mu do gardła. Znał ten głos.

Ruszył za nim desperacko, choć ziemia uciekała mu spod stóp a świat wokół wirował. Gonił go, skręcając w wąskie nieoświetlone uliczki, aż dostrzegł zarys sylwetki w sukni z trenem i piękne, puszczone na prawe ramię kasztanowe włosy.

"Niemożliwe. To ona?", pomyślał.

Zaczął biec, ale krok miał chwiejny, a im szybciej poruszał nogami, tym dłuższą miał do niej drogę.

- Nora! - krzyknął, po czym przystanął, ciężko łapiąc oddech.

Kobieta odwróciła głowę i się rozczarował. Przeprosił panią gestem i ze strachu uciekł.

- To nie byłaś ty - rzekł do siebie, czując się jak ostatni głupiec.

Będąc świadomym jak władzę nad jego ciałem przejmuje wypity alkohol, jeszcze bardziej chwiejnym krokiem ruszył w poszukiwaniu dorożkarza. Nawet nie zauważył, że z bramy jednej z kamienic miał czujnego obserwatora.

***

Umówiła się ze Stefanią w wytwornej kawiarni w Hotelu Bristol na przyrządzaną po wiedeńsku kawę i lody, aby tak spędzić ostatni dzień panieńskiego życia. Później mogą już dla niej nie smakować tak samo.

Musiała wyjść z domu. Siostry tylko ją irytowały, były głośne, napastliwe, a opowieści małżeńskie jeszcze bardziej dobijały jej słabe nerwy.

Pani Elwira nie była z tego rada, ale wiedziała też, że Katy nic nie zdoła przekonać. Już dawno utraciła nad nią wszelką kontrolę i panna robiła, co chciała. Miała nadzieję, że mąż utemperuje jej porywczą naturę, skoro ona i zakochany w jej usposobieniu ojciec, nie potrafili jej okiełznać.

Panna Katarzyna schodziła z piętra na dół, aby powiedzieć ojcu, że już wychodzi i zabiera ze sobą Isię, kiedy stała się cichym świadkiem głośnej rozmowy:

- Nie możesz wydać mojej siostry za takiego bezcednika! - Usłyszawszy krzyki Karola z sykiem wciągnęła powietrze.

Drzwi od gabinetu profesora były lekko niedomknięte i przez szparę widziała ojca.

- Opanujże się, Karolu. Brzmisz śmiesznie. Dlaczego miałbym odwołać ślub? C'est incroyablec'est incroyable!

Ojciec rodzeństwa Staszkiewiczów siedział za biurkiem, obracając w dłoniach fajkę, co znaczyło, iż był zdenerwowany. Karol za to pojawiał się, to znikał, jakby chodził po pokoju.

Nie bacząc na to, co się stanie potem, Katy stała i podsłuchiwała dalej.

Karol położył dłonie na blacie biurka i pochylił się nad ojcem, przez to panna mogła widzieć z profilu ich obu.

- Widziano ordynata Borowskiego jak dzisiejszą noc spędzał w znanym bordelu! Jutro oddasz mu rękę swojej córki! Czy to niewystarczający argument, ojcze?

- Kto widział? - zapytał profesor, już mniej kryjąc zaciekawienie.

Karol wyprostował się i rzekł:

- Ktoś bardzo szanowany, godny zaufania. Powiedział mi o tym w sekrecie. - Głos młodzieńca nie brzmiał już tak pewnie.

Katy lekko rozchyliła szparę, aby móc ich lepiej widzieć.

Jan Staszkiewicz powoli odszedł od biurka, stając z synem twarzą w twarz. Choć był opanowany, minę miał nietęgą. Młody Karol, o pół głowy wyższy od ojca, był za to rozgorączkowany i sztywny ze złości.

- A jaki to szanowany człowiek odwiedza po nocach lupanary?

- To zwykły łotr! - wybuchł Karol, zaciskając pięści, choć winien panować nad zdenerwowaniem jak na poważnego studenta przystało. - A ojciec nie dba o to, że skarze naszą Katy na wielkie cierpienie! Sprzedaliście ją z matką za tytuł!

Profesor zamachnął się na syna i wymierzył mu lekki, ostrzegawczy policzek.

- Dosyć, chłopcze!

Głowa Karola odskoczyła w bok i już nie odważył się spojrzeć z powrotem na ojca. Katy widząc to, wciągnęła powietrze i zakryła dłońmi usta, aby nie krzyknąć z przerażenia.

Obraz jej dobrotliwego ojca, który był zawsze czuły i opanowany lekko się zamazał. Co prawda papa wraz z wiekiem coraz więcej od nich wymagał, ale nigdy nie widziała, aby w taki sposób ukarał którekolwiek z jej rodzeństwa. Być może zdarzało się to zanim urodziła się ona i Boguś. Nigdy też nie była świadkiem okazania ojcu takiego braku szacunku i nie słyszała tylu gorzkich słów, jakie padły z ust Karola. Czyżby żyła w tym domu i nie dostrzegła ich wzajemnych napięć? Willa w Alei Róż była jej świątynią i twierdzą, ale może kryła w sobie więcej cierni niż zdawała sobie z tego sprawę.

- Udam, że tego nie słyszałem, bo matce pękłoby serce. Miłuję szczerze wszystkie swoje dzieci, ale to Katy jest mi droższa od honoru i nazwiska.

Karol spuścił głowę jak zbesztany uczeń gimnazjum.

- Nie oddałbym jej człowiekowi o wątpliwej opinii. Seweryn to mój najmilszy przyjaciel i zna swojego syna. Darzę go swym zaufaniem.

- I nie przeszkadza papie, że ta magnacka familia od czasów powstania do dziś jest wierna władzom carskim? Taki z ojca niepodległościowiec? Stary Borowski dorobił się jeszcze większej fortuny na interesach z Moskalami. Skąd w ogóle to szczere oddanie sobie? Nigdy o tym nie wspominałeś.

Stary Staszkiewicz uśmiechnął się, poklepał syna po ramieniu, a w jego oczach pojawiło się znowu ciepło i wyrozumiałość dla krnąbrnego syna.

- Nie widzę potrzeby, aby czynić to teraz - zaznaczył. - Syn nie zawsze idzie w ślady ojca, a małżeństwo nie ma nic wspólnego z polityką i poglądami. Ma zapewnić byt i przyszłość, a ordynat daje gwarancję Katy na najlepsze perspektywy - tłumaczył cierpliwie. - Nie żeniłby się z nią, gdyby nie darzył jej uczuciem. Ta wizyta w... domu publicznym. Cóż... Niewinność jest niezdrowa. Wręcz szkodliwa. Ja mając szesnaście lat poznałem co to kobieta. Ty, jak mniemam, również.

Jeśli słowa ojca Karola oburzały, nie pokazał już tego po sobie. Rzekł tylko:

- Szczęście Katy będzie ciążyło na ojca sumieniu. Ojciec zna mój sprzeciw.

- I nie popieram go. Szanuję jednakowo, iż siostra jest ci tak bliska. Nigdy wcześniej tego nie okazywałeś. Idźże już i nie dręcz starego ojca.

- Wybacz papo moje wzburzenie. - Katy słysząc, iż rozmowa dobiega końca, złapała materiał sukni i pobiegła w kierunku holu.

Zdążyła stanąć w drzwiach, aż pojawił się Karol. Starała się uśmiechnąć, ale brat na jej widok zgarbił się i przygasł.

Podszedł do niej, położył dłonie na ramionach i pocałował w czoło, pochylając nad nią.

- Wybacz, że cię nie uchroniłem - powiedział łamiącym się głosem.

Katy musiała udać dezorientację na jego słowa, kiedy doskonale wiedziała, czym były spowodowane. Chciała z czułością przytulić brata, ale między nimi nigdy nie było takich zażyłości.

Karol zdając sobie sprawę, że się zagalopował, odsunął się od Katy, ukłonił i wyszedł pierwszy, zostawiając Staszkiewiczównę kompletnie otępiałą.

***

Kiedy dorożka stanęła, Katy kazała wysiąść Isi, sama jednak pozostała w dryndzie.

- A panienka? - zdziwiła się służka i chciała pomóc wysiąść swej pani, by się nie poślizgnęła.

Próbowała przekrzyczeć szum wody, gdy stały na deszczu, który nagle złapał ich w drodze.

- Powiesz proszę pani Milewskiej, że się dziś nie stawię i bardzo ją za to przepraszam. Później poczekasz tu na mnie i wrócimy do domu.

Panna pokojowa chciała coś jeszcze powiedzieć, aby uchronić się przed kolejnym niebezpiecznym pomysłem swojej pani, kiedy ta kazała woźnicy ruszyć.

- Jedź! - krzyknęła i zerknęła na przerażoną Isię ze współczuciem.

- Dokąd, szanowna pani?

Katy wzięła głębszy oddech i obracając parasolką, rzekła:

- Znasz pan jakieś popularne miejsce schadzek? Tam mnie pan wieź.

Dorożkarz uśmiechnął się w kąciku, a z jego kapelusza ciekła woda, gdy ruszał głową.

- Męża pani szuka? - zapytał ze śmiechem. - Bóg mi świadkiem, że nie chciałbym być teraz w jego skórze.

Katy nie kryła satysfakcji. Specjalnie ubrała najciemniejszą ze swoich sukien, aby móc uchodzić na mężatkę i była zadowolona, że osiągnęła cel.

Maciej, który przejeżdżał akurat Krakowskim Przedmieściem, minął się z pędzącą dorożką. Wzrok miał sokoli, a tych miedzianych włosów wystających z kapelusza nie mógłby pomylić.

Kazał swojemu stangretowi zawrócić lando i ruszyć w dyskretną pogoń na narzeczoną, choćby tylko po to, aby ją zapytać, dlaczego w przeddzień ich ślubu podróżuje sama. W kościach czuł, iż Katja może go czymś jeszcze niemile zaskoczyć.

Dorożka Katy zatrzymała się na rynku w Nowym Mieście. To tam miał znajdować się owy dom publiczny. Dziewczyna wysiadła, ostrożnie unosząc suknię tak, by ledwie było widać wysoką cholewkę, a obcas jej skórzanego buta od Kielmana ugrzązł w błocie.

O kapelusz zaczęły uderzać ogromne krople deszczu, ale parasolkę niosła złożoną, na wypadek... Właściwie to nie wiedziała, czego się spodziewać, ale dreszcze przechodziły jej po plecach, gdy szła pod wskazany adres.

Maciej odesłał dorożkarza, którego Katy opłaciła i kazała na siebie czekać. Dryndziarzowi było nie w smak zostawić dziewczynę, ale zmierzył się ze stalowym, wielkopańskim wzrokiem.

Hrabia nie odstępował przyszłej żony na krok, a ta nawet nie zauważyła, iż jest śledzona. W końcu przystanęła przed drzwiami lupanaru, który ze słyszenia znał. Zacisnął szczękę na widok narzeczonej w pięknej sukni i szerokim kapeluszu przed drzwiami pospolitego zamtuza.

"Czegoż ona tam szuka, psia krew!", przeklął w duchu i ruszył w jej kierunku. Złapał Katy pod łokieć i nawet się nie zatrzymując, pociągnął za sobą.

- Pani szczerze prosi się o srogie lanie! - fuknął.

Najpierw poczuła męski chwyt i drzewno-cytrusowy zapach wymieszany ze świeżą wonią deszczu. Dopiero, gdy odwróciła głowę, a kapelusz osunął jej się na bok, poznała ordynata.

Otwierała usta, kiedy ciągnął ją w stronę swojego powozu, ale wzrok hrabiego i jego uścisk odebrał jej odwagę, więc nawet nie próbowała się wyrwać.

Puścił ją, kiedy stanęli przed lando.

- Proszę natychmiast wsiadać! - Katy podskoczyła na dźwięk jego podniesionego tonu i obejrzała się na narzeczonego.

Hrabicz, który popatrzył na nią spod mokrych rzęs, wessał do ust kropelkę wody, odpychając od siebie myśl, iż kiedy ostatnim razem stał z damą na osobności, w ulewie, odbywał z nią... przyjemniejszy dialog niż awantury i wziął głębszy wdech, aby uspokoić nerwy.

Oszołomiona Katy wsiadła posłusznie, obawiając się kolejnego krzyku. Serce chciało jej wyskoczyć z piersi, że myślała, że zaraz wyzionie ducha, a nogi drżały, kiedy tylko usiadła na tapicerowanym siedzeniu.

Gdy ruszyli, Maciej nie przejmował się tym, iż ktoś może ich usłyszeć, choć odgłos deszczu trochę tłumił ich rozmowę.

- Co pani robiła sama pod przybytkiem Madame Sophie?

Katarzyna nie odzywała się słowem. Nawet na hrabiego nie patrzyła, co jeszcze bardziej naprężało jego wewnętrzne struny.

- Czy pani jest taka naiwna, czy skrajnie... zdesperowana? Chadzanie za dnia po bordelach? Komu pani chce zrobić tym na złość?

Katy podniosła głowę, ale hrabia nie zważał już nawet na wulgarne słowa w jej obecności. Choć jej oczy szkliły się niebezpiecznie, zacisnęła zęby i rzekła:

- Sprawdzałam przyszłe inne pana adresy. Choć może byłoby lepiej, gdyby szanowny pan ordynat sam wpierw je wskazał. Szkoda mojej fatygi.

Maciej zacisnął dłonie na lasce i popatrzył na narzeczoną wzburzonym wzrokiem. Nie wiedział co było bardziej irytujące, to stukanie deszczu czy głos Katji.

- Jest pani bezczelnie lekceważąca.

- A pan bezwstydny i niemoralny! - odpowiedziała buńczucznie, czego spodziewała się zaraz pożałować.

Wybuch złości narzeczonej nie zrobił na Macieju wrażenia. Bardziej zasmucał w duchu. Oparł się wygodniej o oparcie siedzenia i odwrócił wzrok.

- Zbyt mało pani jeszcze wie o życiu, aby mnie oceniać. Zbyt skąpą miała pani także opiekę, skoro pański ojciec pozwala na te pani... eskapady. - Poczuł gorycz na języku.

- Papa o niczym nie wie.

- Jeszcze lepiej - westchnął.

- Gdyby wiedział, że to co o panu mówią to prawda... przerwałby tę zbliżającą się katastrofę, jakim jest nasze małżeństwo.

Nie wiedziała skąd brała w sobie tyle siły, aby tak otwarcie wykładać hrabiemu swoje racje. Może dlatego, że choć reagował na nie gniewem, chętnie słuchał, zawsze miał jej coś do powiedzenia i jej nie ignorował.

Hrabia ponownie spojrzał na Katy. Patrzył intensywnie, aż w końcu kącik jego ust wygiął się w uśmiechu.

- Przejrzałem panią - rzekł pewnym siebie tonem. - Gdyby pani naprawdę cierpiała z powodu niechcianego ślubu, już dawno zhańbiłaby się pani z przypadkowym mężczyzną, aby się od niego uwolnić, zyskując upragnioną wolność od mojej persony. Pani bunt jednakże jest... powierzchowny. Tak naprawdę denerwuje panią to, iż pani rodzice podjęli za panią decyzję. Krzyczy pani, tupie nogami jak rozpieszczona dziewczynka, chce postawić na swoim, ale nie jest pani w stanie zrezygnować z wygodnego życia, jakie pani zna. Tylko, że ja znam sposoby, aby pani pokazać, że nie pozwolę na bezowocne wybuchy złości. Nie dam zszargać nazwiska skandalem, który chce pani wywołać. Aby ze swoim mogła pani robić, co pani się żywnie podoba, już też za późno. Czy wyraziłem się jasno, mia bella?

Katy zamarła. Jej ciało zrobiło się ciężkie jak z ołowiu, że nie potrafiła się poruszyć, choć miała ochotę wyskoczyć z powozu i uciec jak najdalej. Siła słów hrabiego zmiażdżyła jej krwawiące serce.

Choć chciała krzyczeć z bólu, jaki jej zadał, Maciej miał rację. Nie potrafiła skazać się ani na życie starej panny, ani na los cudzołożnicy. Gdyby odrzuciła konkury ordynata Borowskiego, żaden inny mężczyzna nie starałby się o jej rękę, sądząc, iż ma zbyt wysokie wymagania lub nieznośny defekt. Jej los był już z góry przesądzony.

Przetarła szybko łzę rękawiczką z mokrej twarzy, nie chcąc pokazać po sobie słabości i strachu, który coraz bardziej w niej wzbudzał hrabia, a chociażby z tego powodu miała ochotę rzewnie zapłakać.

Kiedy się tego nie spodziewała, hrabia pochylił się i ujął jej dłoń odzianą w białą rękawiczkę w swoją z zamiarem złożenia na niej pocałunku.

- Szkoda pani dziewczęcości na ten świat.

Wyrwała rękę, odwracając wzrok.

Resztę drogi przebyli w niemal całkowitym milczeniu. Panienka zażyczyła sobie, by zawiózł ją pod Cafe Bristol, ale Maciej był nieugięty.

Hrabia odstawiwszy narzeczoną pod same progi jej domu rodzinnego, stał się w oczach rodziców panny Katarzyny niczym wybawca, który uchronił ich płoche, niemądre pachole od pewnego nieszczęścia.

- Niechże pan wybaczy, panie hrabio. To nerwy... - rzekła profesorowa, broniąc córki, byle tylko dziedzic się nie rozmyślił i nie odwołał uroczystości.

Może całe to niefortunne zajście rozeszłoby się po kościach, gdyby nie raban, jaki wszczęła zrozpaczona Isia, która biorąc drugą dorożkę, pognała powiadomić pana domu o wybryku córki. Ten, wymawiając jej posadę i karcąc za lekkomyślność chciał nawet wezwać stójkowego, kiedy Katarzyna zjawiła się w holu w towarzystwie narzeczonego, w przemoczonym płaszczu.

Pan Jan przeprosił zięcia za córkę i podziękował za wybawienie, za to pani Elwira, która przywary córki odbierała jak osobistą porażkę w jej należytym wychowaniu, ledwie stała na nogach ze wstydu.

- Nie mógłbym zostawić panienki samej na deszczu... - odparł uprzejmie hrabia.

Ciemne chmury, które nagle zawisły nad Warszawą stały się idealną wymówką dla hrabiego. Miał tylko nadzieję, że nie zwiastowały czegoś mrocznego.

- Jestem pełna nadziei, drogi panie ordynacie, że zachowanie naszej Katy w niczym panu nie uchybiło - kontynuowała, czując jak robi jej się słabo. - Przykre byłoby dla nas z powodu jednego, małego incydentu w przededniu wielkiego święta naszych rodów....odwołanie złożonych obietnic. - Ostatnie dodała ciszej.

Hrabia popatrzył na teściową z pobłażliwością, po czym, przywdziewając na usta lekki uśmiech, zerknął na narzeczoną, która stała przy matce z nosem spuszczonym na kwintę. Panna Katarzyna, która uporczywe spojrzenia hrabiego odczuła jak chęć wywarcia na nią presji, wreszcie uniosła wzrok i ich oczy wyszły sobie na spotkanie.

- Proszę się mną nie frasować. Nic nie powstrzyma mnie przed poślubieniem panny Kateriny Janownej... - odparł pan Maciej, nie odrywając od niej upiornego wzroku.

Zdaniem Katy, oczy ordynata świeciły triumfem i czymś, co wydało jej się obrzydliwe. Nie miała ochoty dłużej z nim przebywać, jeśli nie było to konieczne.

Pociągnęła dłoń matki i razem z nią oddaliła się do kobiecych pokoi.

- Na przyszłość radziłbym jednak lepiej pilnować Kateriny - zastrzegł, patrząc z lekką pretensją na teścia, a ten zrezygnowany westchnął i opadł ciężko na fotel, pierwszy raz zdobywając się w obecności przyszłego zięcia na szczerość na temat samowoli córki.

- Daj Boże, by pan znalazł na nią sposób. Mnie już sił brakuje na te jej... dziwaczne skłonności.

Hrabia uśmiechnął się z politowaniem, bo ten imbécile konia by we własnej stajni nie upilnował, a co dopiero pannę tak... niebanalną, której szorstka powierzchowność wciąż stanowiła dla niego zagwozdkę na tyle interesującą, że nie potrafił z niej zrezygnować. I bodaj pozna ją, wbrew woli niepokornej dziewczyny.

***

- Katy, na rany Chrystusa! Nie czesz tak, bo włosy powyrywasz! - fuknęła poirytowana Staszkiewiczowa, która szykowała jej nocą koszulę, jaką garderobiana Gabrysia wcześniej starannie wybieliła i wykrochmaliła.

Dziś jednak to sama pani domu chciała pomóc uszykować się córce do snu, tak, jak to czyniła ze starszymi siostrami Katy.

Katarzyna uporczywie jednak rozczesywała mokre kosmyki, ciągle w tym samym miejscu, siedząc naguśka przy toaletce sąsiadującej z rozpalonym piecem i nawet nie drżała z zimna.Kolejna reprymenda ze strony matki też nie miała dla niej znaczenia.

Cały wieczór musiała znosić krzywe spojrzenia swego rodzeństwa, w tym karcący wzrok Fryderyka, dla którego jej nieprzystojnego czynu nie łagodził nawet fakt, iż, według oficjalnej wersji, chciała udać się samotnie do kościoła. Jedynie Karol oszczędził jej przykrości, nie zjawiając się na rodzinnej kolacji, co nie zdziwiło przyszłej młodej panny, bo bywało już tak, że niejednokrotnie gdzieś przepadał długimi wieczorami.

W salonie kąpielowym wciąż unosił się różany zapach wody z mlekiem i lawendowego olejku, który matka wtarła jej we włosy. Jej nagrzane, umyte ciało powinno dać Katy uczucie rozluźnienia i ukoić rozstrojone nerwy, ale głowa dziewczyny wciąż zajmowała się troskami.

- Dzięki Bogu, jutro staniesz się żoną ordynata - westchnęła pani Elwira, stając za plecami córki i pomogła przełożyć jej przez głowę koszulę nocną. - To dobrze o panu ordynacie świadczy, że chowa do ciebie tak dobre zrozumienie. Ale musimy pierw coś zrobić z tymi niesfornymi włosami, by fryzura jutro nie opadła.

Pani Staszkiewiczowa popatrzyła z dezaprobatą na tył głowy córki i sama zaczęła nawijać jej włosy na wałki w poskręcane papiloty.

- Nasz dom wreszcie odetnie, gdy wprowadzisz się do męża i wszyscy będziemy mogli cieszyć się z nowej pozycji. Może nawet sama pani Zamoyska wyprawi dla nas bal - szczebiotała radośnie matrona, nie widząc, jak Katy przełknęła gorzko ślinę, bo Bóg jej świadkiem nigdy nie chciała, by sprawa jej zamęścia stanowiła dla maman powód do zmartwienia, ani też nie przypuszczała, iż zburzyła nim harmonię w familii.

Niesiona niewyobrażalną jak dotąd potrzebą bliskości, odwróciła się i przylgnęła do maminych ramion. Zaskoczona Staszkiewiczowa zamrugała, ale znając te niewieście lęki, przez które każda z nich przechodziła, przytuliła córkę, jakby była małą dziewczynką.

- Nie chcę być ordynatową... - zapłakała w rękaw matki, czując jak jej ciałem wstrząsają dreszcze. - Nie chcę, nie chcę...

- Cicho, dziecko - Matka czule gładziła ją po włosach. - Chcesz, chcesz. Bać się, to naturalne. Każda się boi. W świetle dnia jednakże twe lęki znikną, a otworzy się przed tobą świetlana przyszłość. Wiano to masz większe niż zliczone Cecylii i Rozalii. A ponoć majątek rodowy hrabiego jest tak okazały, że prędzej godny księcia albo króla. Czeka cię dobre życie, Katy.

Matka odsunęła roztrzęsione dziewczę od siebie i chwyciła jej rumiane policzki w dłonie.

Katarzyna mocno przymknęła powieki, bo dla niej żadna to przyszłość wiązać swe losy z tyrańskim mężem. To małżeństwo zamieni się niebawem w niewidoczne kajdany, które uczynią ich wzajemne pożycie z hrabią pełnym bólu, zgryzoty i niedoli.

- Usłuchaj, o czym tobie wspomnę, choć czyniłam tak już nie raz. - Pani Elwira spojrzała na niemal dorosłą już córkę matczynym wzrokiem. - Opatrzność zesłała ci męża dobrego i prawego, a twym przeznaczeniem jest trwać u jego boku, być mu towarzyszką w każdej chwili jego ziemskiej drogi, a on ma uczepić się twej dobroci, łagodności i wzajemnego szacunku, jaki oboje sobie ofiarujecie, by łatwiej mu było po niej kroczyć. Poszukujcie wzajemnych zapałów i upodobań, a zrodzi się w was sympatyia i da zadowolenie obojgu. Ale szczęścia zupełnego, jakiego tobie życzę z serca, nie ma na świecie. Wiele jest pokus, które z tej wspólnej ścieżki będą was z małżonkiem chciały sprowadzić. Dlatego postępuj tak, jak cię do tej pory uczyłam: bądź łagodną, pogodną i pokorną, bo tylko, gdy mąż twój odnajdzie w tobie żonę mu miłą, ominą was wówczas najczarniejsze bolączki, bo nic tak nie niszczy spokojnego i układnego życia jak panna odarta z nauk matki. Wspomnij czasem moje słowa.

Staszkiewiczowa pogładziła córkę po policzku, ostatni raz spoglądając na nią jak na dziecko, a Katy prędko przetarła policzki, nie chcąc być dla maman większym rozczarowaniem.

Matka odprowadziła ją do sypialni, po czym kazała już kłaść się do łóżka.

- A teraz odpocznij. Zajrzę z rana - rzekła z uśmiechem, po czym wstała i podeszła jeszcze do szafy, na której wisiała weselna toaleta.

- Jak dobrze, że zdecydowałyśmy się na szycie u Hersego. Kosztowny wydatek, ale gra była warta świeczki.

Katy mimochodem przeniosła wzrok na suknię stworzoną na specjalne życzenie, z najwytworniejszego materiału sprowadzonego z samego Londynu, z pięknie odszytymi koronkowymi rękawami i... świat nagle się dla niej zatrzymał na długie godziny.

Bo gdy odzyskała w pełni świadomość ciała i szerzej otworzyła oczy, już siostry stały nad nią; Rozalia pomagała jej wiązać gorset; Florka walczyła z upięciem włosów, wsuwając w jej nastroszone loki kolejne wsuwki i szpilki, a matka wciskała na jej stopy skromne pantofle.

- Nie garb się! - fuknęła starsza z sióstr, Rozalia.

- Stój prosto, bo uczesanie upadnie! I nie ruszaj głową - dodała Florentyna.

Zdezorientowany wzrok Katy błądził po ich twarzach, tak skupionych, tak zajętych szykowaniem jej do ślubu, że w istocie zrozumiała, iż to naprawdę za chwilę się stanie.

Okres jej panieństwa nieuchronnie się kończył. Już nigdy więcej nie położy głowy na tych haftowanych poduszkach ani nie usiądzie przy sekretarzyku. Nie będzie mogła chadzać latem boso po ogrodzie ani wykradać cukru z cukiernicy, gdy matka nie patrzyła.

Sznurówka mocniej oplotła ją w tali jak owadzi kokon, pokój zaczął się zwężać, jakby chciał przygnieść Katy, aż zaparło jej dech.

- Duszno mi... - szepnęła chrapliwie, łapiąc się na ściśnięte piersi, ale nikt jej głosu nie usłyszał. - Tak duszno...

- Nie kręć się, bo pognieciesz halkę!

Słowa matki na dokładkę boleśnie wbiły się w jej głowę, szepty kobiet, coraz donośniejsze, chaotyczne, szumiały jej w uszach.

Musiała stąd uciec. Chciała do ciszy.

Trzymając pod bok halkę, wyrwała się siostrze i z niedosznurowanym gorsetem wybiegła z sypialni, zostawiając za sobą pełne oburzenia lamenty żeńskiej części familii.

Zbiegła po schodach, przypadkowo trącając ramieniem służące, które niosły ze sobą stosy czystych prześcieradeł i przefrunęła obok zdumionego Karola, który powitał dzień od szklaneczki whisky. Nie bacząc na pogodę ani na to, iż któryś z sąsiadów ją ujrzy w negliżu, a co zapewne wywołałoby w towarzystwie powszechne zgorszenie, otworzyła szeroko drzwi od tarasu.

Gdy tylko poczuła na policzkach mroźny zew wiatru, nabrała głęboko powietrza w płuca. Poczuła ból w piersi i wiązanie gorsetu puściło, ale to wewnątrz niej coś pękło bezpowrotnie, bo krzyknęła z całych sił. Krzyczała tak długo, aż nie przyniosło jej to ulgi, mając za placami strwożoną widownię w postaci smutnego Karola i zdenerwowanego Fryderyka. Starszy z braci był gotów zaprowadzić ją do pokoju siłą, ale został powstrzymany przez młodszego i między panami doszło do krótkiej szarpaniny.

- Łapy precz, młokosie - odparł Fryderyk, poprawiając ubiór.

Karol, rzucając bratu stalowe spojrzenie za zniewagę, dobił trunek, rozbił szklankę o posadzkę tuż obok jego butów i odszedł bez słowa.

Po powrocie do pokoju i odzianiu się z pomocą starszej druhny w ślubną suknię z trenem w kolorze bezy, powieka Katy ani razu nie drgnęła. Gdy uczepiono na jej głowie długi, tiulowy welon, chowając ją pod nim jak cudowną niespodziankę, jej twarz zamieniła się w skamielinę. A chwilę później, tuż po tym pan młody zajechał pięknie ustrojoną ślubną karetą pod jej dom, Katy była już kimś zupełnie innym.

***

Młody Maciej w towarzystwie kilku panów, stanu wolnego, wszedł do foyer domu Staszkiewiczów, trzymając w dłoniach okazały bukiet, piękną kompozycję z białych kwiatów.

- A obrączki masz? - szepnął cicho, stojąc wyprostowany jak struna instrumentu orkiestry.

Adam, starszy drużba tej ceremonii, uśmiechnął się i poklepał ordynata po ramieniu, bo choć sam nigdy się nie ożenił, nie zazdrościł dziś hrabiemu położenia.

- I kartki od spowiedzi, o których ty raczyłbyś zapomnieć. Czyżbyś się, drogi przyjacielu, denerwował?

- Skądże! Miejmy to za sobą - mruknął i rozluźnił kołnierzyk przy szyi skrojonego na miarę fraka.

W samym fraku z białą koszulą i krawatem, zaś czarną marynarką, na której dumnie wisiały odznaczenia szkolne prezentował się wytwornie i godnie jak na pana o takiej pozycji przystało, jeno twarz miał teraz mocno nie hrabiowską. Choć się starał utrzymać pozorny stoicyzm, wdarły się na nią oczywiste ślady niepokoju.

Był takim kłębkiem nerwów, że dostrzegł jak panna Katy, prowadzona przez swe druhny, zeszła na dół dopiero w chwili, gdy został jej ostatni stopień. Gdy wreszcie ją dostrzegł, zastygł w miejscu z miną jeszcze bardziej nieszlachecką, aż poczciwy i wyczulony dziś na wszystko Żmuda musiał go szturchnąć by mężczyzna się ruszył. Wciąż jednak patrzył na narzeczoną, stojącą przed nim w białej sukni, oczom swym nie wierząc.

Jedwabna koronka i kilka warstw ozdobnego szyfonu oplotły Katję jak syreni ogon, nadając jej sylwetce nie tylko smukłości, co powagi i doniosłości, a fałdy toalety ułożono na niej z taką znakomitością i wirtuozerią, iż śmiało mogłaby uchodzić za przyszłą królową. I choć suknia z pewnością robiła na każdym wrażenie, wciąż nie czuć było przesytu, a skromność mówiła więcej o pannie niż tuzin dodatkowych kokardek i zdobień. Delikatne różane wstęgi, wyhaftowane na materiale, które ciągnęły się od stanika, aż po długi tren kazały sądzić, iż z tego kwiatu, do wczoraj jeszcze dziewczęcia, a nie kobiety dojrzałej, wyrósł już całkiem znakomity owoc, którego hrabia już był ciekaw.

Oblana w złotym blasku Katarzyna wyglądem przypominała mu anioła i na Boga Najwyższego, gdyby nie te piekielne włosy w kolorze miedzi, których szczerze nie znosił, mogłaby być kobietą, którą mógłby pokochać od pierwszego wejrzenia.

Maciej przyspał z wręczeniem panience ślubnej wiązanki, bo gdy druhny wkładały w klapy fraków drużbów kokardki z mirtą, jego wzrok wciąż utkwiony był tylko w Katji. Nie widział, co prawda, dokładnie jej twarzy, ale całość jej sylwetki tak mu się spodobała, że zapomniał na chwilę, że tuż za welonem kryje się trudny charakter. Nawet trochę żałował, że nie mógł spojrzeć w jej oczy, bo zastanawiał się co też sobie o nim teraz myślała.

Gdyby ktokolwiek Katy spytał, odparłaby, że hrabia w niczym jej nie zaskoczył, wręcz przeciwnie, żałowała, że w swych kłamstwach był aż takim perfekcjonistą nawet w dniu ich ślubu, którym tak bardzo gardził. Już przed zejściem na spotkanie z narzeczonym postanowiła, iż i dla niej ceremonia ta będzie obojętną. Zatem gdy hrabia ujął ją za prawą rękę z niebywałym jak na niego entuzjazmem, nie odpowiedziała mu nawet skinieniem głowy.

Po krótkim błogosławieństwie, przy którym nie spojrzała na rodziców, ani nie uroniła jednej łzy, dała się zapakować w karetę i wieść pod kościół Św. Anny, prowadząc długi orszak weselników. Hrabia ruszył pierwszy, aby poczekać na nią w kościele. Po chwili zaś ona, a powozy jej druhen, świadków i reszty krewnych podążyły za nią jak upiorne cienie.

Klejnoty rodowe w kształcie kwiatów pomarańczy ciążyły Katy na głowie, gdy w asyście drużbów, Fryderyka i Antoniego, pośród dźwięków organów i śpiewu chóru, kroczyła główną nawą średniowiecznego kościoła. Droga do ołtarza wydała jej się bardzo długa, była jej własną Golgotą, a kwiaty sypane pod jej buty przez druhny niczym ciernie, po których musiała stąpać. Nogi nie chciały jej nieść, ciężkie, sztywne, jakby odlane z mosiądzu.

Im bliżej była ołtarza, tym sama bardziej przypominała posąg, bo na bladych licach Katy udało się zachować powagę i skromność, wymagane przez zgromadzenie, a najbardziej przez zasadniczą hrabinę Krasińską, która zasiadła w drugim rzędzie. Bliżej ołtarza zaś rodzice jej i jej przyszłego męża.

Katy uklęknęła przed ołtarzem obok męża, wiedząc, że łzy, choćby i wzruszenia, zostałyby w oczach gości źle odebrane, bo przecież nikt w ostateczności jej na siłę do ślubu nie ciągnął. Wszelki strach, złość, żal na swój los zaszyła głęboko pod skórą. Obiecała nikomu ich nie pokazywać, choćby jej dusza miała się zamknąć na zawsze.

Szwy puściły i ciało wymówiło jej posłuszeństwa dopiero w momencie składania przysięgi małżeńskiej. Gdy hrabia delikatnym ruchem zdarł z niej welon, poczuła się odsłonięta i krucha.

Długo na nią patrzył, z niejasnym dla niej wyrazem twarzy, przez co wzdłuż jej pleców przechodziły dreszcze, po czym wyciągnął prawą dłoń. Zaraz kapłan podszedł do nich, trzymając coś w rękach, a Katy wydawało się, że miał w nich sznur. Gdy sobie o tym pomyślała, sen jakby się ziścił i ujrzała czerwony węzeł zapętany wokół dłoni i nadgarstków.

Goście i kapłan zniknęli, a Katarzyna została przy ołtarzu sama z ordynatem, który, zadowolony, trzymał ją na uwięzi i uśmiechał się złowieszczo. Powodowana trwogą lub tym, że hrabia zaszył jej usta, przyglądała się biernie, oczami widza, jak staje się jego niewolnicą.

Zamrugała i wrażenie nagle zniknęło.

- Podajcie sobie prawe dłonie - rzekł zniecierpliwiony biskup, a Katy ze strachem w oczach uniosła drżącą rękę.

Kapłan związał ich dłonie razem stułą, a dziewczyna poczuła, jakby nie jej dłoń związał, a całe jej ciało i duszę zakuwał w łańcuchy, odbierając wszystko, o czym kiedykolwiek marzyła: miłość męża, kochający dom...

- Powtarzajcie słowa przysięgi małżeńskiej.

Gdy pan Maciej usłyszał pierwszy wers, uniósł na Katję oczy i powtórzył, wkładając w każde wypowiedziane słowo tyle serca, zapału i obietnicy, ile był w stanie dać. Nie tej białogłowej winien składać śluby, nie o tej skrycie marzył nocami, ale przyrzekł sam przed sobą, iż choć tej niewinnej dziewczyny, której na siłę ślubował miłość, wierność i uczciwość nie kochał, obdarzy ją szacunkiem i zapewni opiekę najlepszą z możliwych.

Od tej chwili za nią odpowiadał. Cokolwiek się wydarzy, cokolwiek się jej stanie, to będzie jego wina. Każdy uśmiech, każda łza, każda rysa na jej ciele i duszy, wszystko spocznie na nim. Ciężar odpowiedzialności niejednego mógłby przygnieść, ale Maciej był gotowy go nieść z rycerską godnością, jak wielcy przodkowie jego rodu przed nim, pod warunkiem, że panna nie będzie chciała po złości utrudniać mu życia.

Gdy przyszła kolej Katy pierwsze słowa wybrzmiały płasko, bez mocy i przekonania. Nie chciała patrzeć hrabiemu w oczy, bo zbyt bolesna była to dla jej strata mrzonek o wielkiej miłości, ale czując na sobie jego wzrok i wzrok zebranych w końcu musiała to zrobić.

W momencie, gdy ich oczy się odnalazły, głos Katy zadrżał i urwał się z przejęcia. Oczy Macieja, w których spodziewała się odnaleźć pogardę i kpinę z sakramentu jej tak bliskiemu, uśmiechały się do niej zachęcająco, aż straciła mowę zupełnie. Zrobiła dłuższą przerwę, niż to było powszechnie przyjęte, ale spokój na twarzy hrabiego i zaskakujące ciepło, które biło z jego łagodnego spojrzenia pozwoliły jej dokończyć.

-„I ślubuję ci miłość, wiarę, uczciwość i posłuszeństwo małżeńskie...".

Po złożeniu pełnej przysięgi, starsza druhna podeszła z tacą ze ślubnymi pierścienami. Sama ściągnęła białą rękawiczkę, na którą Maciej gładko wsunął obrączkę. Katy już bez wahania uczyniła podobnie.

Kapłan uśmiechnął się z zadowoleniem i uniósł ręce.

- W imieniu Boga Najwyższego oświadczam, że małżeństwo to zgodnie z prawem zostało zawarte, a nie słysząc z ust żadnych ani jednej zawady, która nie czyniłaby owy sakrament prawym i uświęconym, ja ręką Świętego Kościoła Katolickiego Wam błogosławię, w imię Ojca, i Syna i Ducha Świętego.

Amen.

Stało się. Zostali sobie poślubieni.

Rozległy się brawa, roznosząc je po całej głównej nawie kościoła. Gośce radowali się, wznosząc pochwalne wiwaty, tylko oczy panny młodej wciąż pozostały niebywale smutne. Wraz z wybiciem dzwonów, Katy przeklinała wszystkich niemych świadków jej osobistej tragedii.

____________________________________-

Hrabina Gomólińska/Gomólińska - pojawiająca się w przekazach właścicielka domu uciech w kamienicy na ulicy Widok 9 w Warszawie, której szlachectwo nie znajduje potwierdzenia w źródłach.

fular - element nieformalnego stroju męskiego, noszony zamiast krawata w XIX i XX wieku.

bezcednik - człowiek pobawiony czci i honoru.

C'est incroyable (fr.) - Nie do wiary!

bordel - daw. burdel.

Pracownia obuwnicza Jan Kielman - Jedna z najbardziej prestiżowych i najstarszych pracowni obuwniczych, znajdująca się na ulicy Chmielnej 6 w Warszawie, przetrwała do naszych czasów.

Mia bella (fr.) - Moja piękna.

Katerina Janowna - nazwisko patronimiczne, utworzone na podstawie imienia ojca.

sympatyia - dawna pisownia słowa "sympatia".

Dom mody Bogusław Herse - najbardziej ekskluzywny dom mody w Warszawie.

sznurówka - dawniej gorset

Starsza druhna - najważniejsza druhna wśród orszaku panny młodej, pełniła najważniejsze funkcje np. niesienie obrączek

„I ślubuję ci miłość, wiarę, uczciwość i posłuszeństwo małżeńskie...". - stara wersja przysięgi małżeńskiej, obowiązująca aż do 24 września 1928 roku.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top