IV
Powrót pana domu do Borowic był niezapowiedziany i utrzymywany wedle jego woli w ścisłej tajemnicy do samego końca. Pan Maciej nie wysłał uprzednio depeszy, anonsując swój rychły przyjazd, toteż hrabina, zająwszy się domowymi sprawami nie myślała o tym jak to będzie, gdy przyjdzie im z małżonkiem zamienić słowo po kilku tygodniach przewlekłej rozłąki.
Po prawdzie, ostatnimi czasy tak bardzo zadomowiła się w pałacu, że długa nieobecność hrabiego nie przeszkadzała jej już wcale. Polubiła się ze służbą, z którą niekiedy żartowała i nawet z Leonem udało jej się przełamać lody, gdy dała mu wychodne z okazji rocznicy urodzin. Tym bardziej, iż tego samego dnia zwolniła z obowiązków skromną Dusię, której ofiarowała materiał na nową sukienkę.
- Niechże Bóg pani w dzieciach wynagrodzi, jaśnie pani! - zaszczebiotała z radością młódka, tuląc do siebie skrawek sukna, jakby to było zawiniątko z nowonarodzonym dziecięciem.
"A myślałby kto, że z hrabiny kutwa", rzekł do siebie w myślach Leoś, który wejrzał na młodą dziedzicową po zaistniałej scenie okiem nieco bardziej łaskawym.
Katarzyna może czasem zastanawiała się, co też hrabiego trzymało w Paryżu, iż nie spieszył się, by powrócić na łono ojczyzny. Może to nagła choroba zaatakowało jego młode ciało i być może leżał gdzieś teraz na granicy śmierci, a kostucha wysysała z jego resztki życia? A może przepadł gdzie bez wieści lub padł ofiarą oprycha, spacerując nocą po podejrzanych dzielnicach, a ona po latach dopiero dowie się, iż woda wyrzuciła jego zwłoki gdzieś przy brzegu Sekwany? A może, co Katy wydało się bardziej prawdopodobne, oddawał się rozkoszom cielesnym z przypadkowymi kurtyzanami, zapominając nie tylko, że ma żonę, ale także o zabezpieczeniu się przed ewentualnymi przykrymi konsekwencjami jego ognistego temperamentu, choć stosowniej byłoby rzec... jego zezwierzęconej, rozbuchanej chuci.
Katy zwyczajnie przestała się zastawiać w uznaniu, iż przyczyny może nie poznać, póki hrabia wszystkie swe tajemnice woził ze sobą. Klucz do głowy mężczyzny mogłaby dorobić jedynie przytomna, przedsiębiorcza kobieta, ale Katy mało interesowało do siedziało w głowie męża, a zapewne nie trzymał w niej niczego przyjemnego. Ani jej to do szczęścia nie było potrzebne, a zapewne jemu nie przyszłoby na myśl zwierzać się jak wikaremu w sakramencie pokuty, co uznałby za czyn niegodny dumnego szlachcica.
O wiele bardziej zajmowało dziewczynę dochodzenie, jakie wszczęła, próbując ująć plądrownika, który systematycznie uszczuplał zapasy cukru w kostkach i słodkich konfitur, w których maczał swe cinkciarskie łapska.
Raz nawet pani Katarzynie udałoby się złapać rzezimieszka, jak sądziła, na gorącym uczynku. Zachodziła do pokoju kredensowego, jednak w połowie drogi zapomniała po jakiego diabła tu przyszła i zamierzała prosić o jakieś krople na pamięć, bo głowę ostatnio miała nabrzmiałą od nadmiaru spraw: lekcje w szkole, kwesta pod kościołem na rzecz chorych, wyprawa w dzień targowy do Kumoszek... Ileż to ją kosztowało wysiłku i czasu!
Zatrzymała się, słysząc odgłos tłuczonego szkła, a jej uszy napełniły się krzykiem starej podkuchennej.
- Ty nicponiu! Zakapiurze jeden! Won mi stąd!
Chłopczyk, niespełna dziesięcioletni, ubrany jak obdartus w szerokie spodnie na szelkach ledwie sięgające kostek i w o trzy rozmiary za dużą koszulę wystawił długi język, a jego opalona, piegowata twarz wykrzywiła się w szelmowskim grymasie.
Otyła kucharka zaczęła ze szmatą ganiać go po wąskiej izbie, w której przejścia niemal nie było, bo po środku stał olbrzymi stół, stanowiący znakomitą zasłonę dla andrusa. A że ten szybki był to zwinie unikał kary, aż zwiał w końcu otwartymi drzwiami czeladnego na podwórze, rechocząc chochlikowatym śmiechem.
- Szelma - wysapała czerwona na twarzy kobieta, tracąc dech i wachlując się poplamionym fartuchem, klapnęła pokaźnym siedzeniem na mały stołek, który z ledwością wytrzymał jej ciężar.
- A cóż tu się wyprawia?
Na dźwięk głosu pani domu podkuchenna wstała i spuściła głowę.
- Czyj to był chłopiec? - spytała hrabina, widząc jeno sterczącą czuprynę jasnych kędziorków na głowie chłopczyka.
- A znajda od Józefiaków. - Machnęła ręką służąca.- Urwis taki. Przygarnęli go, bo go matka pod ołtarzem kościoła w Kumoszkach zostawiła. A że stary Józefiak kościelnym był, to zabrał i tak już został. Po kilku latach zmarł, a Józefiakowa ma jedną gębę więcej do wykarmienia. A ten tu... tak się odpłaca za dobroć! - dodała krzykiem i znów odetchnęła głęboko.
- Jeśli znów coś ukradnie, dajcie mi znać. Tylko zabraniam Wam go bić! A jak przyłapię, że kto rękę podniósł...
- Będzie jak miłościwa pani sobie życzy - zgodziła się.
Uśmiechem dała znać, że umowa została zawarta, a też w duchu gratulowała sobie, iż zyskała w pałacu taki posłuch.
Resztę pracowitego poranka spędziła na organizowaniu kwesty i wysłaniu zaproszeń na bal dobroczynny, który chciała urządzić w szkole w Kumoszkach, by zachęcić co zamożniejsze familyje z sąsiednich dworów do wsparcia inicjatywy odnowy niektórych sal lekcyjnych, które wymagały świeżej farby i lepszego do celów nauki wyposażenia, bo obecne pamiętały czasy Napoleona...
Oczywiście ekonomowi, panu Zarzyckiemu nie podobała się taka samowolka i otwarcie deklarował, iż udziału w tym bezhołowiu nie weźmie, póki jasno nie otrzyma prikazu, iż jaśnie pan zmiany aprobował i przyklepał ideę swą życzliwą dłonią.
- Może mnie hrabina zwolnić ze służby, ale póki pan nie wróci, nie ustąpię! Jaśnie panu...
- Jaśnie pana nie ma! - przypomniała dosadnie. - I Bóg raczy wiedzieć, czy kiedykolwiek tu nastanie... - Westchnęła i obejrzała się po pustej kancelarii, w której ostatnio zwykła przyjmować rządców i dzierżawców, którzy przychodzili to ze skargą, a to, że coś chcieli wskórać za plecami hrabiego u naiwnej hrabiny.
Natrętów odsyłała do męża, ale niektórymi sprawami, jak ucieczka Stefana, knura z pobliskiego folwarku zajęła się sama, najmując grupę poszukiwaczy, którzy przeczesywali okolicę, aż po tygodniu świniaka odnaleziono, zmizerniałego, w lasku za domem właścicieli.
Pan Zarzycki niemal zachłysnąwszy się śliną, w przypływie szoku zdjął z głowy kapelusz i zaczął go gnieść.
- Zatem niechże mnie hrabina zrozumie. Do czasu powrotu bądź nie jaśnie pana... A niech mnie licho weźmie! Pfu! Uszanowanie hrabinie - mruknął i uciekł, jakby mu stopy przypalano.
Zezłoszczona Katy poczuła, że musi osłodzić sobie tę przykrą okoliczność, a że dawno było już po obiedzie, po kryjomu udała się do kredensu, by zakosztować łakoci. Zjadła ze smakiem garść migdałów, owoce w cukrze i leguminę, folgując sobie dziś niesłychanie, co jutrzejszego poranka będzie musiała spalić w końskim siodle, jeśli chciała wciąż się mieścić w swoje stare toalety.
Przechadzała się swobodnie po reprezentacyjnych pokojach, dzierżąc w dłoni praliny, chowane w kryształ z pokrywką, koloryzowany na bursztynowy kolor i nuciła pod nosem melodie znane z dzieciństwa.
Ostawiła szklane naczynie na chwilę na wysokim stoliku z lustrem w alkierzyku pokoju przechodniego, nazywanym Salonem Egzotycznym, bo ściany obito zielonym adamaszkiem i przystrojono malowidłami z afrykańskimi zwierzętami i wielkie donice z dzikimi roślinami. Wróciła się po dzwonek, by przywołać lokaja i poprosić o przyrządzenie ciepłej indyjskiej herbaty. Miała już go użyć, gdy ujrzała jak pięć małych wypustek uchyla wieczko i wkłada je do słoiczka z czekoladkami.
"Mam cię, złodziejaszku!", pomyślała z triumfem, ale też złością, bo od samego ranka czuła napięcie, że łatwo ją było wyprowadzić z równowagi i nawet służba zauważyła, że pani dziś była nerwowa.
Ostrożnie, bezszelestnie hrabina zbliżyła się do stolika, pod którym schował się ten gagatek, zasłaniając się przed zdemaskowaniem długim suknem i odsłoniła go szybkim ruchem.
- Ukaż się, łobuzie! - krzyknęła, ale nie donośnie, by jak się domyślała, małego chłopczyka nie przestraszyć.
Wtem poczuła ból w stopie, a obok niej, wygramoliwszy się spod mebla, przebiegła ciemna głowa z kiteczkami i kawałek szeleszczącego materiału odkrywającego jasne pończoszki. Katarzyna w porę zrozumiała, iż tym psotnikiem była najprawdopodobniej mała dziewczynka i zabierając drugą ręką praliny z powrotem, pobiegła za nią, krzycząc: "Stój!".
Dziecko nie usłuchawszy polecania, uciekało przed hrabiną, niosąc po całym pałacu stukot dziewczęcych pantofelków. Mijała zdumionych lokajów i pokojówki, którzy bardziej dziwowali się nie nastaniem intruza, a faktem, iż hrabina najwyraźniej postanowiła się zabawić w ganianego po pałacu i uśmiechali się pod nosem. Żaden jednak nie próbował jej zatrzymać, czerpiąc z zabawy pani domu nieco rozrywki dla siebie.
Wreszcie, po długiej gonitwie, niczym jak na derbach na Polach Mokotowskich, dziecko wbiegło w ślepy zaułek pałacowej sieni. Dziewczynka odwróciła główkę, a zasapana Katy mogła chwilę odetchnąć i przyjrzeć się jej dłużej. Nigdy wcześniej nie widziała tu tego dziecka, a być może zatroskani rodzice, sądząc po jego wyglądzie, zamożni i kochający, wypłakiwali sobie oczy, szukając swej pociechy.
Ta drobniutka dziewczynka miała okrągłą buźkę z niebieskimi, dużymi oczami, którą okalały cieniutkie kasztanowe włoski, uczesane w dwa pędzelki przewiązane srebrnymi wstążeczkami. Biała i zdumiewająco czysta sukienka jak na zamiłowanie tej małej elegantki do zakradania się w dziwne kryjówki była uszyta z najdroższego materiału, a pantofelki wykonane na zamówienie u najlepszego szewca. Gdy poruszała ustami, jej twarzyczka napełniała się szerokim uśmiechem, a oczęta spoglądały niewinnie. Przypominała aniołeczka, którą każda niewiasta, pragnąca powić dzieci, zagłaskałaby na śmierć. Aniołeczka, któremu rosły niewidzialne rogi.
Katy nie dała się zwieść urokowi tego dziecka i zapragnęła sprawiedliwości. Naburmuszyła się, przeklinając w myślach.
***
Tymczasem na dziedziniec Pałacu w Borowicach z mechanicznym turkotem spalinowego silnika podjechała dziwna maszyna z hrabią Maciejem w środku. Obok niego, na tapicerowanej ławeczce usadowił się młody chauffeur, który zręcznie kierował samojezdem jak stangret upartą kobyłą.
Czterokołowiec z odsłoniętą budą pierw schował się w cieniu starych drzew, jadąc szpalerem po równej żwirowej ścieżce, po czym ominął okrągły gazon, który jak zauważył ordynat, ukwiecono w kolorowe bratki, pachnące konwalie i bukietowe hortensje. Uśmiechnął się z dumą, rozpoznając w tym rękę swojej żony.
Na myśl o niej, serce mu zabiło mocniej i po francusku pospieszył szofera. Zatęsknił za widokiem jej twarzy, choćby miał na niej ujrzeć rozczarowanie swoim powrotem. Wielokrotnie podczas drogi do Borowic zastanawiał się, czy nie przekreślił zupełnie ich relacji, zostawiając ją pod opieką obcych ludzi, którym co prawda on ufał bezgranicznie, ale Katerina mogła się poczuć odrzucona.
Tkwił jednak w przekonaniu, iż pożegnanie z Norą źle by na nią wpłynęło. Żadna kobieta nie lubi, gdy w myślach mężczyzny zajmuje drugie miejsce, choćby przez chwilę. A spychana na boczny tor, potrafi staranować niczym pędzący pociąg. Toteż nie chciał narażać nerwów młodej żony na nadszarpnięcie. Poza tym sam nie był pewny czego po obym spotkaniu oczekiwał.
Nie, nie myślał by wrócić do Nory. Po pierwsze, nie wybaczył jej nagłego zniknięcia, a po drugie znał tę kobietę na tyle dobrze, iż wiedział, że nie odnowiłaby romansu by narazić fundamenty swojego nowego życia, choćby darzyła go uczuciem. Być może jeszcze parę miesięcy temu uległby, gdyby go błagała o powrót, ale nie po ślubie splamiłby swego honoru, bez względu na to co się o nim mówiło w towarzystwie.
By wynagrodzić żonie smutek, przywiózł ciężki kufer materiałów, z których będzie mogła uszyć nowe toalety, bo nie umknęło jego czujnej uwadze jak na tydzień przed wyjazdem dopieszczała swe stroje, a jej niepewność siebie ubodła go do żywego.
Katarzyna w niczym nie przypominała pięknej, idealnej Nory, która była marzeniem każdego mężczyzny, ale dzikim, ulotnym i nieokreślonym. Katy zaś miała w sobie o wiele więcej uroków i blasków życia niż Nora kiedykolwiek. Gdy się śmiała, śmiała się naprawdę, aż jej oczy jaśniały odbitym blaskiem słońca, a gdy do jej serca wkradł się smutek, cały świat płakał razem z nią.
O, losie! Katja była najprawdziwszą kobietą, jaką znał.
Hrabia przeklinał się w myślach, iż dojrzał to tak późno, ale od przyjazdu z Paryża poczuł się, jakby z oczu spadły mu końskie klapki. Wcześniej jak ślepiec dążył za czymś, co istniało tylko w jego głowie, a które nigdy nie miało być jego.
Pojazd zatrzymał się ze ślizgiem na żwirze przy poklasku domowników. Kilka pokojówek i starszy lokaj, zdumieni rykiem silnika, wyszli na dziedziniec, a zdyszana Pani Lange zbiegała ze schodów, omal nie potykając się o własne nogi.
Hrabia z gracją wyskoczył z siedziska i z pełnym uśmiechem zaoferował Pani Lange swą dżentelmeńską dłoń.
- Jakże to tak można, jaśnie panie - wychrypiała pani Ludmiła z dłonią przywiedzioną do piersi, by wyrównać oddech. - Tak bez zapowiedzi, stosownej oprawy?
- Czyżbyś już zapomniała, kochana Ludusiu, iż prędzej mi do łotra niż wielkiego pana?
- Nie może być! - zapierała się, ale ze śmiechem. - Antoni! - zwróciła się do dumnego młodzieńca - Każ panu Cetnerowi bić w dzwon! Pan powrócił!
Hrabia Maciej uwalniając ochmistrzynie spod uroku swojego przeszywającego spojrzenia, wejrzał z rozrzewnionym uśmiechem w górę na kremowe mury pałacu i westchnął, zaciągając się świeżym, wiejskim powietrzem.
Takiego zapachu nie znalazł ani we Francji ani w Hiszpanii, w Zurychu, a tym bardziej w mroźnej Rosji. Tutaj każdy krzew, każde drzewo pachniało całym lasem, niosąc na myśl krajobrazy dawnych gęstych borów, z którego wyszli jego przodkowie. I chociaż nie w głowie mu było nigdy, iż spodoba mu się mieszkać z dala od miejskiego harmidru, lubił od czasu do czasu zaszyć się tu, gdzie nikt oprócz służby nie przypominał mu, że jest dziedzicem jakiejś rodzinnej fortuny. A tak sobie ich ułożył, że i ci czasem zapominali kim był.
- Dobrze być w domu - mruknął z nostalgią bardziej do siebie niż do Pani Lange, po czym pochwycił jej szczupłe ramiona. - I dobrze Was widzieć w dobrym zdrowiu! - uśmiechnął się serdecznie.
- A cóż to za diabelstwo? - spytała jedna z młodszych pokojówek, chuda i niezbyt urodziwa, ale robotna, przyglądając się ze strachem maszynie, z którego wnętrzności wydobywał się przeraźliwy ryk i zgrzyt maszynerii.
- To przyszłość - odparł hrabia z dumą i popukał maskę samojezda jak łeb posłusznego kundla. - Postęp przemysłu to szybsza droga do wywrócenia porządku świata do góry nogami!
- Ja tam wolę jak jest na swoim miejscu - mruknęła niższa, tęgawa służąca z nieładnymi rumieńcami na policzkach.
- Świat idzie do przodu i bez naszej zgody, nam trzeba się jeno dostosować - dodał hrabia z przekonaniem, ale życzliwie, bez przekorności w głosie. - Ale i o Was, tradycjonalistach nie zapomniałem - rzekł z przyjaznym uśmiechem, oglądając się na kufry, przywiązane do tyłu pojazdu grubymi sznurami i puścił oko dziewczętom zapatrzonym w niego jak w ukochanego ojca, który przywiózł podarki.
Kilka panienek zachichotało, a ich śmiech na chwilę rozjaśnił hrabiemu dzień, ale wnet przypomniał sobie, iż czeka go zapewne nieprzyjemna rozmowa z żoną i humor go opuścił. Przybrał na twarz chmurniejsze barwy i zapytał:
- Czy jaśnie pani jest u siebie?
- A... biega gdzieś po pałacu - odezwał się Leon z nutą rozbawienia, wymieniając z poważnym Antkiem porozumiewawcze spojrzenie i obaj niemałą krzepą dźwignęli bagaże pana.
Potem wrócili się po płaszcz podróżny, kapelusz i laskę pana Macieja, bo dzień był ciepły, a hrabia już się pocił pod kilkoma warstwami eleganckiego ubioru.
Borowski z lekkim zawahaniem minął część służby i frontowymi drzwiami wszedł do środka.
Tymczasem Katy, słysząc odgłos rozsuwania ciężkich dwuskrzydłowych drzwi przez odźwiernego, zatrzymała się w sieni pałacu. Nieznana jej z imienia dziewczynka przestąpiła z nóżki na nóżkę, jakby chciała zrobić siusiu, a jej słodka minka wykrzywiła się w lekkim strachu.
Pani Borowska, nie spodziewając się gościa, poczekała, aż ukaże się w pełnym świetle, ale postać hrabiego wywołała u niej takie zdumienie, iż kolana się pod nią ugięły i przechyliwszy za mocno pucharek z czekoladkami, upuściła wieko.
Szkło trzasnęło, rozbijając się w drobny mak, ale to Katarzyna czuła się, jakby ktoś urwał jej głowę i nogi jednocześnie, że huku rozbijanego kryształu nawet nie słyszała. Za to serce pracowało, pompując krew do dziwnych miejsc w jej ciele ze zdwojoną siłą.
Ten znienawidzony hrabia, stanąwszy od niej może na długość półtora metra, nienaganny, gładki i, na Boga, jakże kuszący z tymi szeroko rozwartymi, błyszczącymi, nieco rozbieganymi oczami, prezentował się tak zdrowo i doskonale, że Katy znienawidziła go jeszcze bardziej.
Katy westchnęła i z niechęcią spuściła powieki, nie przyjąwszy zaproszenia do długiego wpatrywania się w siebie, więc hrabia stracił na moment zainteresowanie żoną i obejrzał się na dziewczynkę, która kręcąc na palcu loka, uniosła wyżej głowę.
Na widok dziecka przybrał poważną, srogą minę.
Hrabina w obronnym geście chciała je osłonić przed gniewem męża, choć sama swej złości jeszcze nie powściągnęła. Ku jej oszołomieniu, ordynat Maciej kucnął przed dziewczynką, a ona rzuciła mu się w ramiona z radosnym okrzykiem:
- Pan dziedzic!
Borowski wziął śmiało dziewczyneczkę na ręce, unosząc wysoko w górę, a towarzysząca temu salwa dziecięcego śmiechu miałaby moc rozgromienia ciemnych chmur zbierających się nad pałacem.
- Gdzie byłeś? - spytała Lusia niepoprawną polszczyzną, wysokim, ale przyjemnym głosikiem i wciąż nie przestała kręcić loczka.
- Daleko, ale może kiedyś cię tam zabiorę.
- Chcę telaz! - zażądała i uśmiechnęła się psotnie.
- Za mała jesteś, Lusia - skwitował hrabia, udając surowego i przerzucił wzrok na Katy, ale ich oczy ledwie się musnęły. - Nie naprzykrzałaś się tej pani?
- Nie...
- A kto znów wyjadał konfety?
Hrabia przekrzywił głowę, wskazując na naczynie ze słodyczami, które w dłoniach ściskała Katarzyna i spojrzał wymownie na rozswawolone dziecko, aby zmusić je do przyznania się do robienia figli.
Twarz dziewczynki posmutniała, więc ordynat postawił ją z powrotem na nóżki i pochylając się nad nią, dodał:
- Idź do matki i nie psoć więcej...
Lusia zamiast usłuchać, uczepiła się ze śmiechem nogi ordynata i za nic nie chciała puścić, choć hrabia się wygrażał nie na poważnie, ale ostatecznie odpuścił. Ciągnąc ją za sobą, podszedł do żony, po czym skinął dyskretnie na jedną z pokojówek, by zabrała małą.
Na to wszedł stary rezydent, Bernard Borowski, a za placami ordynata ustawiło się kilku służących na przeszpiegach, by uszczknąć co nieco z prywatnego powitania małżonków.
- Nie masz szacunku dla tego domu... - mruknął starzec do Macieja.
- Rad jestem, że jesteś w formie, wuju - odgryzł się. - Wybacz, że nie zawiadomiłem, ale uznałem, że we własnym domu nie potrzebuje zapowiedzi.
Pan Bernard pomarudził pod nosem jeszcze chwilę, po czym wyszedł na dziedziniec ze swoim pokojowcem, który oferował dłoń ilekroć starszemu panu twarz wykręcała się bólem, ale stary Borowski za każdym razem ją odrzucał. Dotarli do pawilonu gościnnego, gdzie na parterze mieściła się jego wygodna sypialnia.
Gdy małżonkowie zostali sami, Maciej zbliżył się do Katarzyny. Nie widząc sprzeciwu na jej twarzy, bo jakże miałaby się opierać na oczach gapiów, a nie mając w zamiarze przedłużać niezręczności, nachylił się i ucałował jej policzek. To samo zrobił z odkrytą dłonią.
Katy nie wzdrygnęła się, nie uciekła, a hrabia ucieszył się, że okazała mu tyle pobłażliwości.
- Moja oszałamiająca żono... - szepnął na powitanie, wdychając fiołkowy zapach jej włosów pomieszany z zapachem skóry.
Pachniała wiosną, że hrabia od razu poczuł, jak budzi się w nim życie i chęć do miłowania. I nawet w tej skromnej koszuli, ciemnej spódnicy i nie najświeższej koafiurze, w której włosy opadły na jej oczy, przypominała najpiękniejszą różę w ogrodzie.
Katy pierwsza się odsunęła, bo młody dziedzic nie miał tyle siły.
- Zaskoczyłeś mnie, hrabio - rzekła prawdziwie, bo nie umiała kłamać, gdy stał tak blisko, a czując jak jej pierś się rwie, że z trudem zachowuje przy służbie opanowanie, dodała. - Za pozwoleniem, każę pokojówkom przygotować pokój.
- Spotkajmy się przy kolacji - poprosił, nim się oddaliła ze zmieszonym wzrokiem.
Ale Katarzyna na kolacji się nie stawiła, wymawiając się migreną. Powrót hrabiego wywołał u niej mieszaninę różnych uczuć, z którymi nie umiała sobie poradzić. Co rusz wracał do niej widok jego łagodnego spojrzenia, by za chwilę przypomniało jej się, że z jakiś powodów okazała się dla męża niegodna jego czasu.
Odmówiła też posiłku, bo rozbolał ją żołądek. Cały wieczór spędziła w bibliotece, prosząc by nikt jej nie przeszkadzał. Jednak, gdy tekst jakiejś kiepskiej francuskiej powieści zaczął jej się rozmazywać przed oczami, postanowiła się położyć.
Weszła do buduaru przy świetle lamp naftowych, bo w pałacu nie wszędzie jeszcze była elektryczność i zatrzymała się, widząc na blacie sekretarzyka pakunek, owinięty czerwoną wstążką. Była to dziwna drewniana skrzynka z wielką tubą.
Wyciągnęła dłoń, by dotknąć maszyny, a wtedy serce omal jej nie wyskoczyło z piersi, gdy za sobą usłyszała głos pana Macieja:
- Czułem, że ci się spodoba.
Siedział w fotelu w ciemnym kącie pokoju i wyglądał jakby na nią czekał. Zdążył się rozgościć, przyjmując swobodną pozę, choć tak naprawdę w środku drżał z niecierpliwości.
- Wybacz, nie miałem w zamiarze cię wystraszyć - rzekł łagodnie, a jego pewność siebie osłabła.
Hrabina zesztywniała i uniosła z dumą podbródek, odwracając wzrok od męża. Nie uważała, aby czymkolwiek zasłużył na jej spojrzenie, nawet pełne gniewu, który w sobie nosiła, a który narastał od czasu ich rozstania na stacji w Siedlcach.
Hrabia widząc, iż Katerina tylko udaje dumną, choć w rzeczywistości zżerała ją ciekawość, wstał i podszedł bliżej sekretarzyka. Nastawił urządzenie za pomocą korbki, a z głębi pudła, wśród szumów i zakłóceń, popłynęła muzyka.
Katy szeroko rozszerzyła oczy, nie mogąc pojąć jak to było możliwe, że z tak małego ustrojstwa wylatuje piękna aria śpiewaczki z opery Stanisława Moniuszki. Melodia "Gdybym rannym słonkiem" wypełniła pokój, jakby siedzieli w loży warszawskiej filharmonii, a nie w pałacu przy skraju lasu. Hrabiostwo trwało w skupieniu, zasłuchani w miłe dźwięki, które splatały ich serca jedną nicią do czasu, aż Borowski znów się nie odezwał.
- To gramofon - wyjaśnił cicho, pochylając się nad małżonką i odwróciwszy głowę, podziwiał jej zgrabny profil. - Zapisuje dźwięki. Pomieści aż trzy minutowe nagranie.
Katy, ulegając głębi spojrzenia hrabiego, uniosła powoli oczy. Jego dostojna, rozluźniona twarz w półmroku ciemnej izby wydawała się jeszcze przystojniejsza, czego wcześniej starała się nie dostrzegać. Zaś głód w wyrazie jego oczu był wyraźny i Katy zadrżała, czując drganie muzyki w piersi. Była w stanie jedynie śledzić ruch głowy męża, która stopniowo się zbliżała.
Śpiew urwał się nagle, a z tym czar chwili, której Katarzyna na moment się poddała, prysł. "Niech go diabli wezmą, jeśli myśli, że moje upokorzenie i katorgę wynagrodzi jeden podarek", wyrzucała z siebie w duchu.
Odsunęła się od męża, zachowując dystans.
- To fascynujące hrabio, ale obecnie mało mnie interesuje opera i ten... gramofon - mruknęła obojętnym tonem i chciała odejść, ale hrabia stanął w drzwiach i ujął delikatnie jej prawicę.
- Zaczekaj... Pragnę się z tobą rozmówić.
Katy obejrzała się na ich złączone dłonie i zaczęła ciężej oddychać. Długo tłumione odczucia ulały się z niej mocnym strumieniem.
- Pan chcesz rozmawiać? - fuknęła i wyrwała dłoń. - Nie mamy o czym! Ja mam w nosie pański Paryż i co masz pan teraz do powiedzenia! Nic mnie to nie obchodzi!
Maciej spuścił ze smutkiem głowę, poniekąd spodziewając się tak gorzkich słów. Nie dałby się jednak odprawić, choćby miał przed nią trupem paść, wiedząc, że jeśli teraz wyjdzie, zamkną się przed nim drzwi nie tylko do jej sypialni, ale także... do jej serca.
- A ja mam za nic sztubackie dąsy, więc mnie łaskawie wysłuchasz.
Obrócił Katy za ramiona i zaprowadził za rękę do pokoju sypialnianego. Usadził dziewczynę na łóżku, a gdy się wyszarpnęła z jego dłoni i próbowała wstać, zrobił to ponownie, bardziej stanowczo.
Sfrustrowana hrabina wstała nieposłusznie, pomimo upominającego spojrzenia. Wiedząc, że nie przepchnie potężnego mężczyzny, w przypływie niekontrolowanego szału, próbowała na oślep utorować sobie drogę pięściami, pokrzykując przy tym kilka nieeleganckich epitetów.
- Pan jesteś łotr i oszust! Niechże ci język uschnie! Nie obchodzisz mnie, nie obchodzisz!
Ordynat nie bronił się, bo jej ciosy nie były mocno bolesne, a wiedział, iż za chwilę się zmęczy. Pozwolił dziewczynie wyładować swą nagromadzoną złość, znając, iż uraza zbyt długo zalegająca w środku, potrafi ropieć i zatruć całego człowieka. Gdy to nastąpiło i dostrzegł jak Katerinę opuszczają siły, przyciągnął ją do siebie bliżej, by nie upadła i schował w męskim uścisku.
Istotnie Katy poczuła się zmęczona, ale i lżejsza o kilka zmartwień. Jakby coś, co ją od dawna uwierało w środku i tłamsiło, odeszło nagle, a nieoczekiwane poczucie bezpieczeństwa, jakie dawały jej szerokie ramiona męża, pozwoliły jej uspokoić nerwy.
Uświadomiwszy sobie jednak, jakiego napadu przed chwilą się dopuściła, cała krew odpłynęła jej z twarzy i wyswabadzając się z objęcia, zaczesała nerwowo niesforne, rude loki, które po szarpaninie luźno okalały jej policzki.
- Wybacz, hrabio. Coś mnie opętało - odparła ze spuszczonym wzrokiem, pamiętając natrętne upomnienia matki, iż damie nie wypada popadać w histerię.
Słabość Katy nigdy nie rozczuliła hrabiego bardziej choć często kpił sobie iż bawiła go siła jej charakteru. Jego usta rozciągnęły się w błogim uśmiechu, uświadomiwszy sobie, jak mu tego brakowało.
- Smarkula z ciebie, do czorta, ale do twarzy ci ze złością.
Pani Borowska przygwoździła ordynata groźnym spojrzeniem, lecz po chwili oczy dziewczyny zaszły łzami wstydu i rzuciła się bezradnie na pościel, która ugięła się pod jej zwielokrotnionym ciężarem.
- Jesteś niemożliwy! - załkała. - Dlaczego wróciłeś? Po co, skoro wiecznie pan sprawiasz, że się smucę?
Hrabia Maciej ugodzony jej szczerością, przełknął z trudem gorycz na języku i wyciągnął z kieszeni chustkę, którą zawsze nosił. Gdy delikatnie przystawił ją do jej policzka, Katy wydawało się, że rozpoznała swój własny haft i zdumienie odebrało jej głos. Ten niespodziewany, czuły gest znów wyprowadził ją z równowagi, którą próbowała odzyskać.
Ich spojrzenia się spotkały, a Borowski poczuł wstrząs i tkliwość na zderzenie ich oczu. Gdyby wyznał jej jak nędznym bywał często człowiekiem, Katy już zawsze patrzyłyby na niego inaczej, gardząc nim jeszcze bardziej, do czego nie mógł dopuścić. Wpatrzony w ławicę jej mokrych rzęs, szepnął zatem miękkim głosem:
- Są we mnie rzeczy o wiele ciemniejsze, które lepiej, abyś nigdy nie poznała. Inaczej znów skłamałbym mówiąc, że to ostatnia łza, którą przeze mnie wylałaś.
Katarzyna popatrzyła na męża dziarsko. Cedząc każde słowo przez zęby, choć żal rozkładał ją na kawałki, odparła z wyrzutem:
- Zatem nie pozostaje mi nic innego, jak tylko panu współczuć, choć pan na to nie zasłużyłeś wcale. Qui s'excuse s'accuse. Pan jest ułomny moralnie, hrabio, czego ja zaakceptować nie mogę. Nie mogę i nie chcę. - Ostentacyjnie odwróciła od jego wzrok i z drżeniem w sercu dodała: - Bezsensem jest zatem w to dalej brnąć.
Pan Maciej, emocjonalnie wzburzony na prawdę, którą usłyszał, postawiwszy Katy z powrotem na nogi, schował jej przedramiona w kleszczach swoich silnych rąk.
- Apelujesz do mojego poczucia wstydu? Co chcesz tym osiągnąć, na miły Bóg?! - krzyknął niemal bezradnie, zniechęcony zawziętością tej młodej kobiety, której woli nie potrafił złamać. - Mam paść ci do stóp i wyznać swe wszystkie grzechy, choć nie jesteś gotowa ich usłyszeć?
Katy stała sztywno, z odwróconym wzrokiem i największą ochotą, aby mu tym dokuczyć. Nie domyślała się nawet jak dotkliwa była to dla Macieja kara.
- Pańskie sumienie to wyłącznie pańska rzecz. Oby Bóg się nad panem zlitował.
Pani Borowska odważnie stawiała Maciejowi czoła, co w niej podziwiał, ale świadomość, iż nie należy mu się nawet, aby poślubiona żona raczyła spojrzeć na niego przychylniej, wywołało w nim desperacką szczerość, o jaką się nie posądzał.
- Spójrz na mnie. - Nachyliwszy się na żoną, ujął w palce jej podbródek i skierował na siebie.
Katy w końcu podniosła wzrok, a zaskoczenie gwałtownością, ale i delikatnością jego ruchu odrysowało się na jej czole, szpecąc je cieniutkimi, prawie niewidocznymi zmarszczkami. Wciąż kurczowo zaciskała chusteczkę, aż trzęsła jej się ręka i znów zachciało jej się płakać, ale sama już nie wiedziała, skąd się brało to wzruszenie.
- Bóg mi świadkiem, jeśli istnieje, że większości przewin nie wyznaję, a drugiej połowy nie żałuję, ale... jeśli tobie, pani, zawiniłem nader ogromnie, miejże ty litość nade mną i przebacz, bo uczyniłem to nieumyślnie, Katerino. Przebacz i zapomnij.
Małżonkowie popatrzyli sobie szczerze w oczy. W spojrzeniu Macieja pojawiła się nieudawana skrucha i nadzieja, ale Katy nie chciała dostrzec nic więcej poza szalbierstwem, którym chciałby się oczyścić z win. Tak myśląc, łatwiej było nic do niego nie czuć.
Jeśli Katarzyna wahała się, czy przebaczyć i ulec słowom tak miłym dla jej uszu, zastanawiała się może zbyt krótko. Być może jeszcze żaden mężczyzna nie poprosił jej o wybaczenie, więc jakże mogłaby nie wybaczyć z dobroci serca i chrześcijańskiego miłosierdzia, ale okazanie łaski bez wyłożenia na głos wszystkich krzywd nie leżało w jej ognistej naturze. Zwłaszcza, że w większości pan Maciej bywał wobec niej nieczuły, a wręcz napastliwy.
- Może Bóg panu przebaczy, hrabio. Ja nigdy nie wybaczę, żeś mnie pan zostawił tu samą na poniewierkę! Oddał jak nieposłusznego psa w obce ręce! - wykrzyczała z obrażoną miną. - Jesteś pan podły i obyś spalił się za to w piekle.
Macieja oślepił blask i żar bijący z jej oczu. Z zadowoleniem przyjął, iż jej pasja nie ostygła, co znaczyło tyle, że obchodził ją więcej niż kiedykolwiek przed sobą przyzna, a im więcej obelg słyszał z jej niewinnych warg, tym większą ochotę miał, aby zamknąć jej usta jeszcze bardziej grzesznym pocałunkiem.
Hrabia czuł pod dotknięciem, że dziewczyna zaczyna mięknąć, a jej ciało wypełniała rozkosz, którą próbowała ukryć. Przebijając się przez jej zbroję, unieruchomił ją siłą własnej namiętności i dodał:
- Niemądra... kochana, dziewczyno. Jesteś mi ozdobą, nie zawadą, moja piękna. Jak mogłaś pomyśleć, iż z tegoż powodu nie zabrałem cię ze sobą w podróż?
Palące spojrzenie hrabiego powodowało u Katy drżenie rozigranego serca. Oddech jej przyśpieszył i miała wrażenie, że ta rozmowa kosztuje ją zbyt wiele sił, że mogła w każdej chwili omdleć z emocji.
- Skoro już wiesz, że cię nie porzuciłem, przegnajmy tę niepotrzebną burzę i żyjmy ze sobą w zgodzie.
Maciej skradł sobie jej dłoń, z której nie wiadomo kiedy wypadła chusteczka i ucałował ponownie, kolejno każdy palec, tym razem czując na sobie ciekawskie spojrzenie Katarzyny, która przestała udawać, że słowa męża nie robiły na niej wrażenia.
- Poznałaś już pałac. Będzie przez jakiś czas naszym domem, ale to od nas zależy, jakie uwiniemy sobie tu gniazdko. Niechże będzie przyjemne dla nas obojga.
- Gdyby pana skrucha była faktyczną... Gdybym nie czuła się taka... osierocona - wymamrotała słabo, czując jeszcze gorąco pocałunków na skórze.
- Możesz mnie wychłostać, jeśli kłamię. - Maciej posłał Katy swobodny uśmiech, który nieudawany, widywała rzadko.
Gdy nic nie odpowiedziała, chwycił w kciuki delikatnie jej policzki, aby mogli spojrzeć na siebie raz jeszcze, ale bliżej.
- Pragnę jedynie spokoju. I tobie go zapewnie, jeśli mi pozwolisz.
- Och... - powiedziała ciężko, czując upojny zawrót głowy.
Nieświadomie odrzuciła głowę w tył, patrząc z rozmarzeniem jakby się spodziewała czegoś, o co nie ośmieliła się nigdy poprosić. Maciej uśmiechnął się z triumfem. Zapatrzony w linię jej warg, pochylił się lekko i zamknął jej miękkie usta w delikatnym pocałunku, tuląc do siebie.
Katarzyna powodowana szokiem nagłej pieszczoty, całkiem przyjemnej, uległa jej a wewnętrzny upór i pragnienie niezależności niemal się zatarły. W niemej odpowiedzi pozwoliła mocniej otoczyć się ramionami męża i bliska omdlenia z rozgrzewającej jej ciało rozkoszy, wygięła się w łuk, poddając się temu mężczyźnie bezradnie.
Przerażona, uświadomiwszy sobie, że pozwala się tulić do siebie, uparcie nie oddała pocałunku, nawet jeśli skrycie chciała to zrobić. Maciej pozwolił jej się gwałtownie wyrwać ze swojego uścisku, choć pełen zapału, miał ochotę przyciągnąć ją do siebie ciaśniej, rozchylić kuszące usteczka i całować bardzo nieprzyzwoicie.
Katy dotknęła nabrzmiałych warg, jakby chciała zetrzeć z nich ślady darowanego pocałunku.
- Znowu pan to robisz. Zabierasz coś, co nie należy do pana! - droczyła się, drżącym głosem, wciąż oszołomiona.
- Więcej chciałbym ci dawać niż zabierać.
- Jaki pan... niepoprawny - Zarumieniła się, przykładając dłoń do pulsującej żyły na szyi. - Niechże pan już sobie idzie i mnie nie dręczy.
Usiadła zawstydzona przed toaletką, odpinając broszkę przy kołnierzu koszuli, aby łatwiej jej było oddychać i przestało kręcić jej się w głowie.
"Zdobędę cię, lisico, klnę się na wszystko", przysiągł w duchu, podniecony niedawną bliskością z tym niewinnym gołąbkiem, który tak czule wił się pod naciskiem jego palców. Była tak miękka i tak kusząco nieporadna, że sam trząsł się w środku jak listek.
Zacisnął dłonie w pięści, próbując uspokoić ich drżenie i ucałował gładkie czoło Katy, życząc dobrej nocy.
Tak jak poprosiła, zostawił ją samą, pozwalając jej głębiej odetchnąć. Diabli wiedzieli, iż za kilkanaście nocy ta skromna dziewczyna błagać będzie, aby jej nie opuszczał. Już on zamierzał się o to postarać.
Udał się do palarni z natłokiem myśli i gęstwiną głębokich uczuć, tak intensywnych, których nie czuł bodaj nigdy i szczerze się przeraził. Pragnienie bycia z nią, zachłanne, ślepe, które krzyczało w nim, by wziąć dziewczynę bez opamiętania, jednocześnie kazało z czułością pieścić jej dłonie i słodkie policzki.
Zapalił papierosa, zaciągając się mocno, aż dym uszedł mu nosem i wtem coś mocno zapiekło go w klapie marynarki. Przypomniał sobie o pewnym zdjęciu i poczuł tak silne obrzydzenie, że prędko wyjął starą fotografię i wrzucił byle jak do szuflady biurka.
W tym momencie mógł myśleć jedynie o jednej kobiecie i nie była nią piękna Nora.
____________________________________
chauffeur - z j. francuskigo "szofer".
Qui s'excuse s'accuse (fr)- francuskie przysłowie: kto się usprawiedliwia, ten się oskarża.
No kochani, mamy wielki "come back" Pana Macieja.
Jesteśmy bardzo ciekawe waszych reakcji na jego powrót do pałacu, nakreślenie relacji ze służbą i oczywiscie długo wyczekiwaną rozmowę między Katy a Maciejem. W tym rozdziale poznajemy też nową bohaterkę, którą sobie ukochałyśmy. Mamy nadzieję, że wy również. Zapewne pojawi się wiele pytań, na które pewnie nie bedziemy mogły do końca odpowiedzieć.
Czekamy na wasze reakcje!
Zapraszamy do przeżywnaia i komentowania! ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top