19
-Wiedziałem, że się zgubisz.-wyszeptał ukochanemu do ucha. Chłopak wzdrygnął się. Jeszcze tego brakowało, żeby ktoś mnie zgwałcił, pomyślał, przestraszony Marcel. Zaniepokojony, obrócił się. Uspokoił się, kiedy jego oczy ujrzały Amadeusza.- Co się tak na mnie patrzysz?- zaśmiał się.
-Nie strasz mnie!- krzyknął zirytowany- Jak Ty mnie w ogóle znalazłeś...?- burknął, odsuwając się od mężczyzny.
-Mam swoje sposoby.- mruknął, przyciągając Marcela do siebie.
-Jakie sposoby? O czym Ty mówisz?- wyszeptał, odwracając wzrok. Na jego twarzy można było zauważyć lekkie rumieńce.
-Kiedyś, kiedy spałeś, zainstalowałem na Twoim telefonie GPS z opieką rodzicielską. Tak, na wszelki wypadek.- uśmiechnął się promiennie.
-Gamoń!- powiedział z niezadowoleniem. Tak łatwo, było go wyprowadzić z równowagi.
-I-tak-mnie-kochasz- wypowiedział dokładnie każde słowo, aby później złożyć delikatny pocałunek na jego rozgrzanym policzku. Chwycił drobną dłoń Marcela, a następnie splótł ich palce.
-Prze-przestań!- odparł, zakrywając swoją twarz rękami- Ludzie patrzą!
-Niech patrzą.- przytulił ukochanego.
Chłopcy po dość długim czasie wrócili razem do domu. Marcel dostał nauczkę, by następnym razem nie wychodzić samemu z domu, a także liczyć siły na zamiary.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top