Dallonisko
-Nooooo dooooobra- odburkną Brenio i niechętnie wstał z siedziska po czym wyszedł za Ryanem z mieszkania.
Po tym jak rajan i bundon wyjebali z mieszkania i ostrożnie zeszli po schodach. Brendin trochę się tego obawiał i dostał traumy więc po długich namowach w końcu dał się zaprowadzić za rączkę po schodach.
-Ryan Zanieś mnie!- Krzyczał szatyn.
-Brendon Nie, ja ważę 45 kygy nie zaniosę cię bo się złamie w pół i wtedy kto będzie cię pilnował żebyś przeżył?
-No oke ale następnym razem jade windą- Odburkną obrażony.
-Nie ma tu windy-
-To już zostawiam do załatwienia tobie
A tak właściwie to gdzie my jedziemy?- Spytał brenio.
-yyyyyyyyyy Do twjej pracy debilu zasraany- Powiedział Ryan jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie, co trochę zakuło w serduszko brendonka, bo on wolał siedzieć sobie z tą piękną lodóweczką ryanka w domku a nie zasuwać w pracy.
-Cooooooooooo? Aleeeeeeeeeee ryan jaaaaaaaaaa nie chceeeeeeeeeeeee! Ja chce tu zostaaaaaaaaaaaaaaaaćz twoją chłodziareczką!- Zapiszczał przez łzy rozpaczy Brendon
-Nie marudź tylko wsiadaj do auta- brunet podszedł do czarnego dość drogiego auta z rozsuwanym dachem, zaparkowanego przed blokiem
-Daaaaaaa ryan! Ja jeżdżę tylko wózkami golfowymi nie wsiądę do takiego grata, za kogo to mnie uważasz wogle?
Ryan spojrzał na niego z niezrozumieniem
-Ty się chyba jednak za mocno uderzyłeś w głowę- stwierdził
Rajmund ja po prostu dbam o swoją pozycje, jak myślisz co pomyśli o mnie sąsiadka z pod 5 z akwarium na głowie i sąsiad z 9 w masce niedźwiedzia kiedy zobaczą mnie w tym gracie?
-Aha...yyyyyy Brandon!-krzyknął
-Co?
-hujów sto! Orient!- wydarł się brunet po czym zamachną się lerzącym obok trzepakiem i znokautował brebdona po kroczu. Po tym manewrze Brenton znieruchomiał a po jego twarzy spłynęła pojedyncza łezka. Ale przynajmniej teraz czarnowłosy dał się grzecznie włożyć do samochodu i zamknął dupe, więc Rayan był całkiem hepi z tego powodu.
.................................
Obaj męszczyźmi pędzili z prędkością 10000 km na h przez pola, drogi i rzeki i na szczęście już po 2h byli w oddalonym o 10 km od ich miasta parku.
-Brendon wysiadaj, już jesteśmy- powiedział Ryan z troską w głosie. Brendon nadal jednak pozostawał w narkozie potrzepakowej i siedział bez ruchu. I chyba też nie mrugał, ale rajan już nie mógł tego potwierdzić bo przecież nie patrzył się na niego podczas jazdy, był zbyt zajęty poprawianiem mejkapu.
-Brendon!-Rajan krzykną ale na nic się to zdało- Ehhhhhhhhhhhhh- westchną ze zrezygnowaniem i lekko tyknął Brendona, ale on tylko przechylił się i sztywno wkleił się twarzą do szyby.
Brunet ze zrezygnowaniem wysiadł z samochodu i otworzył drzwi pasteurizera z których wypadło ciało Brendana.
-aha- skomentował - To poczekaj tu sobie, ja zaraz wrócę powiedział do nieprzytomnego Brendana i sam postanowił więc pójść po pomoc. Brunet udał się w stronę wejścia do parku gdzie stała bardzo długa kolejka ludzi i bachorków walczących o wyjście do parku rozrywki. Ryan ponieważ był ekscentryczną emo divą nie przeją się tym za bardzo, założył swoje czarne okulary przeciwsłoneczne i pewnym krokiem obszedł dookoła kolejkę. Ludzie widząc jego poczynania zaczynali już krzyczeć a w jago stroną poleciały świeżaki i okrzyki matek z chorymi córkami. Ale on szedł niewzruszony zręcznie wymijając pociski z pluszaków. Kiedy już był przy kasie biletowej zręcznie znokautował jakieś dziecko i z gracją baletnicy odłożył je pakę metrów dalej swoim butem. Tak jak się spodziewał jego madera od razu pobiegła za swoim utraconym z zasięgu wzroku pięcetplusem. Kiedy kasa biletowa była już wolna bez problemu mógł kupić bilecik.
Po zakupie biletu udał się na poszukiwanie odpowiedniej persony do przetransportowania Brendana z samochodu. W końcu nie może być tak że jakiś zwłoki wystają jego pięknego wozu, jeszcze zębami porysuję karoserie czy coś. Przechodząc się alejkami i przepychają między wrzeszczącymi bachorami natrafił na wysokiego mężczyznę o jasnych włosach i niebieskich oczach, ów mężczyzna był wyjątkowo wysoki spojrzał do góry i stwierdził że to będzie idealny człowiek.
-Jesteś mi potrzepany teraz- zwrócił się do niego
-yyy...dzień dobry, w czym mogę panu pomóc?- Odpowiedział mu grzecznie lekko zakłopotany
-Tam ktoś umarł- Powiedział z wielkim uśmiechem wskazując palcem w odpowiednim kierunku.
-CO?! ALE JAK TO?! TRZEBA ZADZWONIĆ NA POGOTOWIE! POLICJE! ŁOMATKO ŁOJEZU CO TERAZ!?- Mężczyzna zaczął panikować , biegać w kółko i wrzeszczeć
-Ej ty wysoki! nie panikuj tak bo zaraz się w ciebie jakaś mewa wjebie!- Krzykną Rejmund wielce zażenowany zachowaniem pracownika parku gdyż było to jego zdaniem bardzo nieprofesjonalne.
-ŁOMATKO ŁOJEZU I CO TERAZ!- Krzyczał dalej jak debil, wiec Rajan jako że był człowiekiem renesansu i złotej myśli doznał olśnienia i po dokonaniu kilku obliczeń matematycznych przesunął swojego cudownego skórzanego buciora o 10 cm do przodu. Czego wysoki mężczyzna nie mógł przewidzieć i owładnięty emocjami nie zauważył przez co wyjebał się na ryj na dupe.
-AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA CZEMU MI TO ZROBIŁEŚ!?- spojrzał ze łzami w oczach na Ryana -NIE WIESZ ŻE UPADKI Z DUŻYCH WYSOKOŚCI MOGĄ BYĆ ŚMIERTELNE!?-Płakał dalej, na co brunet tylko, westchnął i pomógł mu wstać i razem udali się w stronę gdzie chłopak odłożył Brendona.
ZGADNIJCIE KTO WRÓCIŁ!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top