II.Nikt mnie nie kocha

Jurij bazgrał ołówkiem po kartce jakieś szlaczki. Tak, sobie bez konkretnego powodu, dla zabicia nudy. Ślad na policzku nadal jest widoczny, więc nie może wyjść. Odepchnął się od biurka i parę razy zakręcił na czarnym obrotowym krześle, które śmiesznie kontrastowało z resztą pokoju. Od jego kłótni z matką minęły już dwa dni i przez ten czas rzadko opuszczał swoje cztery ściany, ale jakoś nie specjalnie chciał ją zobaczyć. Na prawdę nie rozumiał jak kobieta, która sama prowadzi dobrze prosperującą firmę może się tak upijać. Tyle dobrego, że przynajmniej nie ćpa.

-Jurij! Chodź tu szybko!-krzyknęła Diana dość bełkotliwym głosem. Za bełkotliwym nawet jak na tak późną porę.

Jurij niepewnie wyszedł z pokoju nie będąc pewnym czego ma się spodziewać. Powoli schodził ze schodów marszcząc nos na okropny odór alkoholu, którego nie znosił.  Zajrzał do salonu i zobaczył tam rozłożoną na całej długości czarnej, skórzanej kanapy matkę. Głowę opierała o zagłówek, a lewa ręka, w której miała w połowie pustą butelkę wódki i lewa noga bezwładnie wisiały poza meblem stykając się z podłogą. Pomimo tego, że włosy miała zmierzwione, a ubranie pomięte prezentowała się całkiem dobrze. Stanął nad jej głową.

-Co?-cicho burknął. Jeżeli wołała go po to, żeby podał jej nową butelkę alkoholu, bo poprzednia się skończyła to niech się wypcha.

-Wiesz co się stało? Zerwał ze mną, on ze mną zerwał.-kobieta podniosła się do siadu i pociągnęła porządnego łyka z butelki. Blondyn milczał, nauczony, że w takich momentach lepiej się nie odzywać.-Jak mógł mi to zrobić? A ja go tak kochałam.

Niezgrabnym ruchem ręki przywołała do siebie syna, a gdy już znajdował się przy niej dokładnie mu się przyjrzała. Chłopiec wyglądał kropka w kropkę jak ona i o dziwo nawet jej się to podobało. Przejechała długim palcem po jego policzku, podrapała szyję i zahaczyła o koszulkę. Miał strasznie delikatną skórę podatną na zranienia.

-Faceci są okropni.-głaskała go po głowie od czasu do czasu ciągnąc za pojedynczy kosmyk blond włosów. Trochę za mocno, trochę za bardzo agresywnie.-Nikt nas nie kocha.

Nikt mnie nie kocha.

-Nikt nas nie chce.

Nikt mnie nie chce.

-Jesteśmy sami, Jurij.

Jestem sam.

-Ale nie możemy się tym załamywać.-z każdym wypowiedzianym słowem mówiła coraz ciszej, a ręka spoczywająca na głowie syna opadała coraz niżej, aż w końcu wylądowała na podłodze.-Musimy być silni.

Kobieta zasnęła zostawiając Jurija z prawdziwym mętlikiem w głowie. Jak dziecko ma być sile po usłyszeniu, że nikt go nie kocha? Nawet dorosły po czymś takim załamałby się. W którymś momencie Diana wypuściła butelkę wina, której zawartość rozlała się na jasnym dywanie. Czerwona plama na białym tle w tym momencie przypominała jego duszę. Kiedyś nieskazitelnie czystą teraz z wyrwanym fragmentem. Diana stworzyła dziurę, która będzie wiecznie krwawić dopóki ktoś jej nie załata.

Chłopiec upadł na kolana tępym wzrokiem wpatrując się w księżyc górujący na ciemnym niebie. Jedyny świadek tego wydarzenia. Jurij oparł czoło o zagłówek kanapy i mocno ścisnął koszulkę w miejscu, gdzie znajduje się serce. Chciał krzyczeć, chciał wrzeszczeć, chciał drzeć się w niebogłosy, ale jedyna na co pozwolił to, aby samotna łza spłynęła po jasnym policzku. Jego ostatnia słabość spłynęła na podłogę.

Tego dnia Diana Plisetsky zniszczyła swojego syna.

***

Dokładnie tydzień później pogoda zaczęła mieć straszne wahania nastroju. Raz świeciło słońce, raz padał śnieg, a raz deszcz przez co ulice, chodniki dosłownie wszystko było pokryte okropną breją lub grubą warstwą lodu. Jurij ubrany w ciepłą czarną kurtkę z wyszytym tygrysem na plecach i szczelnie owinięty czerwonym szalikiem podskakiwał obok dziadka, którego trzymał mocno za rękę. Nikolai właśnie odebrał go z lodowiska o czym jego matka pod żadnym pozorem nie może się dowiedzieć. Gdyby tak się stało pewnie wpadłaby w szał.

Jurij mocno zacisnął drobną rączkę na ramieniu torby w panterkę i uniósł wysoko głowę. Dzisiaj miał zadać pytanie, które od dłuższego czasu bardzo go nurtowało, choć spodziewał się jaką otrzyma odpowiedź.

-Dziadku?-chłopiec wlepił swoje duże, turkusowe oczy w Nikolaia.

-Tak, Juratchka?

Płatki śniegu wirowały na wietrze i lądowały na zaczerwienionych policzkach blondyna, który w tym momencie wyglądał jak porcelanowa laleczka.

-Cz ty mnie kochasz?

Mężczyzna aż zachłysnął się powietrzem i natychmiast przystanął w miejscu. Z niedowierzaniem spojrzał na Jurija. Czemu dziecko zadaje takie pytania?

-Oczywiście, że cię kocham.

-Kłamiesz. Nikt mnie nie kocha.-z uśmiechem pokręcił głową i pociągnął dziadka, aby mogli ruszyć w dalszą drogę.-Ale nie przejmuj się tym, bo ja cię kocham najbardziej na świecie. Tylko nie mów mamię, bo będzie zła.

Nikolai z dziwnego rodzaju otępieniem wpatrywał się we wnuka i coraz bardziej uświadamiał sobie jakiego potwora wychował. Tak kobieta powoli i sukcesywnie niszczy tego chłopaka. Jeszcze trochę i nic nie zostanie z Jurija Plisetsky'ego. Teraz pozostało mieć nadzieję, że kiedyś pojawi się osoba, która naprawi tą zepsutą laleczkę.

________________________________

A mówiłam @Saru_hi, że rozdział pojawi się w najbliższym czasie? :)

Przepraszam za wszystkie błędy

~Juuzou~


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top