I. To boli

W luksusowym apartamencie położonym na samej górze wieżowca znajdującego się w centru Petersburgu rozbrzmiewała wspaniała, delikatna melodia grana przez blond włosego chłopca. Drobne palce dziecka sprawnie przeskakiwały z jednego klawisza do drugiego wydobywając z czarnego, lakierowanego pianina dobrze znane sobie dźwięki, które grał ciągle i ciągle. I tak aż do znudzenia, ale przecież to był ulubiony utwór jego mamy, a on chciał ją zadowolić.

Pianino znajdowało się blisko szyby, która zastępowała ścianę. Na zewnątrz wirowały śnieżynki śniegu wyglądające jakby tańczyły do melodii. Ta grudniowa pogoda za oknem stworzyła wspaniałe tło dla dziewięcioletniego chłopca o wspaniałych turkusowych oczach i drobnej budowie ciała.

-Juratchka, wychodzę! Ćwicz dalej!-po mieszkaniu rozbrzmiał głos kobiety i dźwięk zatrzaskiwanych drzwi.

Jurij natychmiast przestał grać i nasłuchiwał. Siedział nieruchomo, sztywno wyprostowany tak długo aż odgłos uderzanych szpilek  o kafelkowaną podłogę całkowicie ucichł. Wtedy dopiero wypuścił wstrzymane dotychczas powietrze z płuc i gwałtownie poderwał się z miejsca prawie przewracając ławkę do pianina, która niebezpiecznie się zachwiała, ale po chwili wróciła na swoje miejsce.

Chłopiec upadł na kolana przed niskim stolikiem na kawę i natychmiast przeszedł do siadu tureckiego. Z kominka znajdującego się na przeciwko buchało ogromne ciepło. Poprawił zsuwające się ramiączko białej bluzki i odpalił laptopa, na którego klapie była przyklejona olbrzymia naklejka ze wzorem pantery. Mocno zaciskał drobne piąstki ze zniecierpliwieniem czekając aż w końcu urządzenie się uruchomi, a kiedy tak się stało natychmiast wpisał w wyszukiwarce kanał, na którym nadawali Grand Prix.

Z zapartym tchem podziwiał występ swojego największego idola - Victora Nikiforov'a. Najznakomitszego łyżwiarza figurowego jakiego kiedykolwiek zobaczył. Oczami pełnymi pasji obserwował każdy skok Rosjanina, każdy ruch pełen gracji i doskonałości wprawiał go w przyspieszony rytm serca. Za każdym razem jak go widział przyrzekał sobie, że będzie równie dobry jak on, a może i lepszy. Nawet dorosły, gdyby zobaczył tę determinację nie mógłby go wyśmiać.

Te wspaniałe chwile przerwał ponowny trzask drzwi.

-Jurij, wróciłam.

Do salonu weszła zgrabna, śliczna, blond włosa kobieta. Jej długie, lekko falowane włosy opadały kaskadami na obfite piersi zakryte turkusową bluzką z dużym dekoltem ładnie komponującą się z oczami prawie, że takimi samymi jak jej syna. Miała zaczerwienione policzki spowodowane przebywaniem na dworze. Uśmiech z jej twarzy natychmiast znikł, gdy zobaczyła co wyczynia chłopak.

-Co ty robisz?

Zaskoczony Jurij podskoczył kiedy usłyszał zdenerwowany głos mamy. Niepewnie odwrócił się w jej kierunku przestając zwracać uwagi na piosenkę wydobywającą się z głośnika. Dłonie, które jeszcze do niedawna zaciskał z radości w pięść teraz zaciskał na rąbkach swojej koszulki. Spuścił głowę, ale jego prosta grzywka nie dała rady go ukryć przed wściekłym wzrokiem matki.

-Oglądam.-mimo swojego młodego wieku nie pozwolił głosowi zadrgać. Już dawno się nauczył, żeby nie okazywać publicznie słabości.

-Tyle to i ja zauważyłam, a przecież miałeś grać! Słuchaj mnie ty niewdzięczny gówniarzu ja tu się staram, żebyś miał gdzie spać, co zjeść i co założyć, a ty tak mi się odwdzięczasz?! Nawet prostego polecenia nie umiesz wykonać!-z każdym kolejnym słowem zbliżała się do drobnego chłopaka coraz bliżej.

-Mam ci być wdzięczny!? Przecież ciebie nawet nie ma w domu, a jak już jesteś to nachlana!-podniósł wysoko głowę patrząc jej w oczy. Tym razem nie ulegnie.-Nie zwracasz na mnie uwagi, kompletnie ignorujesz! Skoro nie chciałaś dziecka to mogłaś mnie nie urodzić, albo chociaż oddać do adopcji! Tam na pewno byłoby mi lepiej niż tu  i...

Plask. Dłoń kobiety uderzyła w policzek blondyna, którego głowa delikatnie odskoczyła. Byłoby kłamstwem, gdyby powiedział, że się tego nie spodziewał. To nie pierwszy raz kiedy go uderzyła. Diana Plisatsky ciężko dyszała w akcie furii z nadal uniesioną dłonią.

-Wynocha do pokoju.-wysyczała i wskazała mu kierunek ręką.

Rosjanin wbiegł po kręconych, pozłacanych schodach prowadzących do dalszej części ich apartamentowca. Przebiegł przez cały korytarz i z rozmachem otworzył białe drzwi, a zanim je zamknął usłyszał odgłos zamykanych i otwieranych szafek oraz brzdęk szkła najprawdopodobniej butelek z alkoholem. Natychmiast przekręcił klucz.

Jego pokój był wręcz sterylnie biały. Białe ściany, biały sufit i biała podłoga. Łóżko z jasnego drewna okryte było białą pierzyną i poduszkami, wśród których wyróżniała się tylko jedna. Czarna z głową ryczącego tygrysa-jego ulubiona. Na przeciwko stało jasne, obszerne biurko z różnego rodzaju długopisami, zeszytami i ołówkami oczywiście, każdy z tych przedmiotów pokryty był kocim motywem. Obok była szafa i parę wiszących półek zapełnionych zdjęciami z jego ukochanym dziadkiem. Na podłodze znajdował się beżowy dywan, a na przeciwko okna lustro w białym, ozdobnym obramowaniu.

Miał już dość dzisiejszego dnia. Juratchka zgasił światło i w ciemności poszedł do łóżka, a tam okrył się grubą kołdrą wtulając twarz w tygrysią poduszkę.

***

Następnego dnia obudziły go promienie słońca, które jakimś cudem przedarły się przez grubą warstwę chmur tylko po to, żeby za chwilę znowu za nimi zniknąć. Jurij bardzo powoli podniósł się z łóżka i przetarł oczy. Pogoda za oknem nie dawała już tak w kość jak dzień wcześniej, ale nadal do najprzyjemniejszych nie należała. Stanął przed lustrem i dokładnie przyjrzał się swojemu odbiciu. Po wczorajszym zajściu nie przebrał się, więc nadal miał na sobie pomiętą białą koszulkę i czarne szorty. Jego blond włosy były w kompletnym nieładzie, ale nie specjalnie zwracał na to uwagę. Opuszkami palców dotknął zaczerwienionego policzka, który był bardzo widoczny na jego skórze. Prychnął.

Ta baba zrobiła to specjalnie. Wiedziała, że gdyby go uderzyła w mniej widoczne miejsce to mógłby pójść do dziadka, a teraz został uziemiony. Wymówka, że się uderzył już nie przejdzie. Jego dziadek nie jest głupi i połączy fakty, a wtedy najpewniej pójdzie do mamy z oskarżeniami. Ona z kolei powie, że o niczym nie wiedziała, uda zatroskaną i zwali całą winę na Juratchke, mówiąc czemu jej wcześniej nie powiedział. Znając charakter chłopca kobieta powie, że pewnie pobił się z kolegą i nie daj Boże dziadek jej uwierzy.

Znowu prychnął jak rozjuszony kot i odkluczył drzwi. Głośno tupiąc bosymi stopami wyszedł na korytarz. Teraz kiedy go tak zniewoliła nie obchodziło go czy może ją obudzić. Szybko zszedł ze schodów na samym dole zahaczając stopą o pustą butelkę po whisky. Z nienawiścią spojrzał na przedmiot i z całej siły go kopnął aż poleciał na drugi koniec pokoju i tam zakończył swój żywot rozbijając się o ścianę. Przeszedł przez cały salon okryty białym dywanem i wszedł do kuchni, którą odgradzała średniej wielkości wysepka. Otworzył lodówkę i krytycznym wzrokiem ocenił jej zawartość. Wyjął z niej czekoladowy jogurt. Zerwał folię ochronną, wyjął z szafki łyżeczkę i w spokoju wdrapał się na stołek znajdujący się przy wysepce. Rozkoszując się pysznym czekoladowym smakiem wsłuchiwał się w trzaski dobiegające z pokoju jego mamy. Pewnie się obudziła.

Puste opakowanie wyrzucił do śmieci, a łyżeczkę do zlewu. Kiedy był znowu w salonie z korytarza prowadzącego do sypialni mamy wyszedł wysoki, ciemnowłosy mężczyzna z rozpiętą koszulą. Oczy miał przekrwione i lekko się chwiał, było widać, że jest na kacu. Jurij nie zauważył, żeby mama sobie kogoś sprowadzała, więc musiał przyjść kiedy już zasnął. Który to już był piąty, dziesiąty, a może jedenasty? Mężczyzna uśmiechnął się w stronę małego blondyna.

-Hej, ty pewnie jesteś Jurij, co? Twoja mama mi o tobie opowiadała. Mam na imię Michaił Iwanow i od dzisiaj będę twoim nowym tatą.- wyciągnął rękę przed siebie chcąc poczochrać go po głowie, ale Jura zgrabnym ruchem odtrącił jego dłoń.

-Nie dotykaj mnie. Nie widzę powodów, dla których miałbym znać twoje imię skoro utrzymasz się tu co najwyżej tydzień. Moja matka zmienia sobie kochanków jak rękawiczki.

Zdębiały Michaił cofnął się trzy kroki w tył wpatrując się z szokiem w chłopaka. To były bardzo mocne słowa jak na dziewięciolatka. Zaspana Diana weszła do pokoju głośno ziewając.

-Cześć chłopcy.

Podeszła do mężczyzny chcąc go pocałować w policzek, ale on ją odepchnął i wszedł do przedpokoju. Tam nie zwracając uwagi na swój strój założył buty, a kurtkę wziął do ręki. Zszokowana blondynka wpatrywała się w tą scenę z nieukrywanym zdziwieniem i dopiero trzask drzwi ją otrzeźwił.

-Coś ty mu powiedział?!

Jak zwykle wszystko co złe to wina Juratchki.

-Prawdę.

Nie czekając na jej ruch pobiegł do pokoju. Tyle dobrego, że jego matka już dzisiaj nie może pić, bo musi iść do pracy. Znowu rzucił się na łóżko wtulając w poduszkę.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top