❆ 2


Serafina leżała na brzuchu swojego ukochanego. Jej złote włosy opadały na drugą stronę ciała. Rozmarzonymi, szarymi oczami podziwiała jak białe obłoki leniwie sunęły po błękitnym niebie. Okryci rozłożystym cieniem zielonych liści i gałęzi starego kasztana nie odczuwali palących promieni słonecznych.

- Jak tu przyjemnie – zamknęła oczy - cicho, spokojnie i wygodnie.

- Zależy dla kogo – ze lekką skargą w głosie spojrzał na swoją wybrankę - na brzuchu mam ciężką głowę a w plecy wbija mi się kora tego mości pana co za nami stoi.

Uniosła głowę wspierając się na łokciach. Do mężczyzny doleciał słodki zapach jej perfum. Róża wymieszana z jakimś innym szalenie zapachowym kwiatem.

- Jak chcesz to mogę sobie pójść – udała wyrzut i już miała wstać, gdy poczuła ucisk męskiej dłoni na lewym ramieniu. Jego ciepło było przyjemne.

- Nie odchodź moja droga, wiesz, że bez ciebie to nawet najwygodniejsze łóżka byłby dla mnie zbyt twarde.

Znów usiadła, czując na łydkach chłodny dotyk zielonej trawy. Ptaki na wkoło nich śpiewały, na łące w oddali się pasło kilka saren. Panowała późna wiosna, która była wyjątkowo ciepła. Mrozy i śniegi szybko zelżały. Rok rozpoczął się bardzo dobrze, na wskroś ponurym przepowiedniom miejscowej wróżki, które przewidywały tragedię opartą o Lodowego Demona. Serafina raz u niej była aby zasięgnąć rady dotyczącej jej przyszłości u boku Nicoll'a.

- Tragedia, śmiercią się zakończy to uczucie. Zgnijesz wśród brązowych owoców kasztana, ale proces zepsucia rozpocznie się wcześniej. Zdrada, kłamstwa i rozpacz cię tylko czekają. Mimo ostrzeżeń pozostaniesz przy nim. Wcześniejsze lata będą obfite w uczucie i dobroć. Dopiero po narodzeniu się trzeciego dziecka, w męczarniach, wszystko zacznie się sypać niczym piasek w klepsydrze. A gdy się przesypie nastanie czas śmierci – ciemnowłosa kobieta o mlecznej cerze siedziała po turecku nad palącym się stosikiem jakichś ziół.

Pomieszczenie wypełniło się cudną wonią kadzidła. Arystokratka jednak nie cieszyła się tym zapachem. Wstrząs jaki wywołała przepowiednia wbił w jej umysł i serce swoje cierniste szpony najgłębiej jak się dało.

- To jakaś pomyłka! – wstała zaciskając pięści, w jej oczach zabłysnęły ogniki gniewu. – Robisz to specjalnie! Słyszałam żeś wcześniej ubiegała o jego względy i to natarczywie.

Kobieta spojrzała stoicko na nią swoimi zielonymi oczami. Oskarżenia jasnowłosej spłynęło po niej jak po kaczce.

- Zapewniam cię, że to nie ma jakiegokolwiek związku z moją przeszłością. Wróżba opiera się tylko i wyłącznie na umiejętnościach i znakach jakie ujrzałam, nic poza tym.

Serafina ponownie usiadła, już trochę spokojniejsza. Ułożyła długą, szkarłatną suknię w taki sposób aby mogła usiąść wygodnie. Zapanowała napięta cisza, którą jedynie co jakiś czas przerywały odgłos pękających gałązek pod wpływem wysokiej temperatury. Po upływie kilku minut głos zabrała już uspokojona magnatka:

- A czy jest jakiś sposób aby zapobiec tym nieszczęściom? – spojrzała znacząco na po wywijane pod dziwnym kątem, ciężkie do zidentyfikowania uschnięte zioła zawieszone na jednej z drewnianych ścian.

- Powinnaś od niego odejść nim zatruje cię zabójczym jadem.

- A może jest jakiś inny sposób? No nie wiem... jakiś urok albo eliksir?

Wróżka wiedziała o co chodzi kobiecie. Zaprzeczyła jednak kręcąc głową.

- Nie myl mojej funkcji z wiedźmami lub jak to one nazywają „czarodziejkami". Czary, uroki czy jakieś dziwne napoje o magicznych właściwościach to nie moje kwalifikacje – swoimi oczami świdrowała złotowłosą, dając do zrozumienia, że to co teraz powie jest czymś świętym i nienaruszalnym - uczucie płynące nie z duszy ale z wpływu jakiś czynników zewnętrznych to nie jest to. Jakie prawo mamy wpływać na cudze odczucia i decydować za niego kogo ma pokochać? Czy powinniśmy się bawić w bogów i tak jak oni bawić się cudzym losem?

- Nie rozumiesz! On mnie kocha! Ja tylko bym chciała... jego lojalności – ponownie gniew zlał się na jej duszę. Jak ta cała mistyczka śmiała jej zarzucać coś takiego?!

Pokręciła tylko zrezygnowana głową z dezaprobatą.

- To ty nie rozumiesz. Żadna czarodziejka, mistyczka czy przydrożny guślarz NIE MA prawa decydować za drugiego człowieka. Jeśli będzie ci niewierny to albo ty jesteś kiepską partnerką albo to on ma duszę dziecka.

Tego było za wiele. Serafina wstała gwałtownie, przy okazji drąc swoją suknię. W progu zatrzymała się i z płomienną wrogością spojrzała na czarnowłosą.

- Nie wiem po, co do ciebie przyszłam. Wodziłam się, że otrzymam od ciebie radę a otrzymałam jedynie lekcje moralności jakobym chciała kogoś zabić. Mogłam się spodziewać, że przewidzisz mi coś co spowoduje, że będę cierpieć, bo czujesz żal.

Wyszła.

Kobieta, która nadal nie zdradzała jakichkolwiek emocji spojrzała na dopalające się ognisko.

Kiedyś byłaś inna Serafino...

Lata mijały a Serafina dorobiła się dwójki dzieci, dwóch chłopców i spodziewała się trzeciego. Zamieszkała ze swoim już małżonkiem na spokojnym dworku pośród objęć tajgi. Budynek nie był przepełniony przepychem ale spełniał potrzeby kogoś z wyższych partii.

Między nią a Nicollem uczucie kwitło. Czuła się najszczęśliwsza na świecie. Niedługo jednak miały się zebrać ciemne chmury na ich rodzinnym gniazdkiem.

*❆*

- Serafina miała dobre życie. Nie rozumiem dlaczego postanowiła zabić swoich najbliższych – białowłosa szła obok zmory, całkowicie zapominając o tym, że rozmawia z demonem. Zimno po jakimś czasie przestało jej doskwierać, zapewne przez odmrożone kończyny. Nie podejrzewała nawet, że to przez obecność istoty nie zmarzła jeszcze.

Została zdradzona

Spojrzała na klacz. Wzrokiem błagała ją o kontynuowanie.

Nie dane mi było poznać szczegóły odnośnie zdrady i zabójstwa ich ale wiem, że gdy umierała jej włosy pokryły się białą szadzią. Skonała pod ich ulubionym kasztanem.

- To i tak nie przekonuje mnie do tego. Uważam ją nadal za morderczynię.

Zwierzę podeszło i położyło pysk na jej zimnym ramieniu. Nagle przed jej oczami pokazały się obrazy jak występujący wcześniej mężczyzna sypia z inną. Potem staje się coraz chłodniejszy i chłodniejszy aż... śnieg wymieszany z krwią, krwią Serafiny. Zimno i ból...

Zranił ją. Wbił nóż w bok, gdy po wycieńczającym porodzie odzyskiwała siły. Potem wywiózł poza dworek i zostawił pod drzewem. Na pastwę zimy i okrutnego losu. Tak naprawdę zabiła ich jako głodna zemsty i jego śmierci zjawa. Dzieci zginęły nie z jej woli. Córeczka, będąca dopiero niemowlęciem przetrwała dzięki temu, że zdążyła nad sobą zapanować jednakże i tak się to na niej odbiło. Kasztanowe włosy po ojcu stały się białe jak śnieg.

Zrozumiała. Wiedziała już wszystko. Zakręciło się jej w głowie, upadła w biały puch. Spojrzała blada na demona.

- T-ty jesteś Serafiną!

Zgadłaś. Wiedziałam, że po bezpośrednim przekazaniu ci wspomnień zorientujesz się. Masz me oczy i rozum. I podobnie jak ja spotyka cię nieszczęście, Serafino. Nie obawiaj się jednak. Wszyscy ci, którzy nas potępili zostaną ukarani. Ten, który cię ośmieszył zostanie ukarany. Twój ojciec, który nakropił twoją dumę hańbą zostanie ukarany...

Nie myślała już. Straciła rozum. Oczy zaszła mgła. Słyszała tylko kobiecy dojrzały głos klaczy.

Chodź ze mną. Takie jak my, te które odważyły się spróbować nektaru zemsty nigdy nie zostaną nagrodzone. Chodź i dalej podążajmy naszą skąpaną we krwi niewiernych ścieżką. Stań się ze mną Białą Marą.

*❆*

Biały orzeł siedział na czubku jednej z zamarzniętych sosen. Leśną ścieżkę przeciął jeździec na swoim gniadym koniu. Ptak zaskrzeczał a zwierzę upadło, łamiąc obie kończyny.

Zleciał i swoimi pustymi oczami spojrzał na mężczyznę, który rzucał soczyste przekleństwa pod nosem, obwiniając już konającego konia o własną kontuzję. Jego ciemne włosy czesał zimny wietrzyk. Po jakimś czasie zorientował się, że jest obserwowany. Zignorował na początku ale zaraz spojrzał ponownie i krew odeszła z jego twarzy.

- S-serafina? – na szyi tegoż ptaka był skrawek błękitnej wstęgi – Nie żyje przecież, a ty pewnie łobuzie, żeś podkradł to z jej ciała co?

Zwierzę jedynie zamachnęło skrzydłami i z nim on zdążył się zorientować, w jego gardle znajdował się zabójczy dziób. Szyję objął szron a on z zaskoczeniem na twarzy skonał, wokół niego powoli śnieg różowił się.

Pierzaste stworzenie odleciało, czując w dziobie posmak krwi. Objęło swoim wzrokiem całą puszczę.

Moja śmierć to dopiero początek mej drogi. Ta pierwsza ofiara to dopiero jedno z wielu żyć, które trzeba odebrać. Ta krew to dopiero kropla w morzu krwi...


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top