Dodatek(͡° ͜ʖ ͡°)

Z dosłownie każdego pomieszczenia dochodził dźwięk rozdzwonionych telefonów, a pracownicy w pośpiechu je odebrali, przed rozłączeniem osoby po drugiej stronie. W całej firmie panowało ogromne zamieszanie. Dokumenty wręcz latały w powietrzu, a także wiele niecenzuralnych słów, które były częstsze niż dźwięk telefonu.

Każdy miał pretensje do szefa który, aktualnie był zbyt zajęty swoimi sprawami. Choć dobrze im płacił, był bardzo wymagający. Gdyby nie pieniążki, już dawno spalili by go na stosie wraz z jego pieprzonymi książkami.

-Gdzie jest kurwa ten jebany kapiszon -warknął jeden z pracowników, brutalnie kopiąc nogą z kupkę dokumentów, które od razu rozsypały się po całej sali. Mężczyzna raczej nie był świadomi iż stoję tuż za nim. Biedny kapiszonek.

-A KUKU! TUTAJ JESTEM! -wyskoczyłem zza jego pleców, zauważając jak pracownik nagle blednie i dość szybko traci przytomność. Padł...

-Panie Tomlinson! To już trzeci w tym miesiącu -przed nieprzytomnym koleżką stanęła wysoka blondynka, która spojrzała na mnie karcącym wzrokiem. Cóż dość często zdarza się iż ktoś prawie pada na zawał przez moje żarciki, ale ja nie robię tego celowo! Chcę być zabawnym szefem! -Gdzie tym razem pan był? -zapytała surowym głosem, jak na złość zjeżdżając wzrokiem na mój nadgarstek. -Czy to są...

-Louis Vuitton -wypaliłem, prędko chowając za plecami dłoń zakutą w kajdanki... To długa historia. Moja sekretarka znów spojrzała na mnie tym okropnym wzrokiem, aż przeszły mnie ciarki! -Nowa biżuteria, bardzo droga, dostałem od swojej żony, na prawdę mnie kocha -za plecami usłyszałem parsknięcie, lecz postanowiłem nie reagować, posyłając kobiecie naciągany uśmiech.

-Nieważne, jest pan szefem, któremu trzeba wydawać rozkazy. Proszę w końcu się ogarnąć! -krzyknęła ostatni raz, po czym trzepnęła mnie ze swoich blond kłaków, i w końcu odeszła.

-Jestem bardzo ogarniętym szefem! -burknąłem, chowając ręce do kieszeni marynarki. 

-Kiedy wydajemy kolejny nakład pana książki? -zapytał ktoś z końca pomieszczenia. Chyba ten rudy Danny. Brałbym go nawet, ale jestem zajęty.

-Nie mam pojęcia! Wy myślicie że kim ja jestem?! 

-Naszym szefem? -wyjąkał, cicho, pewnie siedząc już pod biurkiem.

-Cholera faktycznie -czasami to wszystko zaczynało mnie przerastać. Wydanie książki było moim marzeniem, jednak byłem zbyt naiwny przy jego realizacji.

Z początku wszystko szło jak po masełku! Zyskałem sławę, każdy marzył aby pracować w moim zespole. Książki sprzedawały się jak majcioszki sexmasterki, no istny szał! 

Teraz nadal jest na nie wielki popyt, jak i wiele skarg na braki w księgarniach. Nie wyrabiamy się z terminami, a wszystko jest przeze mnie. Czasami zapominam iż jestem szefem. Na prawdę, najlepiej pojechałbym sobie na Coachelle choć mamy wrzesień.

"Zbiór żartów Marcusa" był moim wielkim sukcesem, choć we większości wysławiła go ogromna krytyka i używanie mojego wizerunku do internetowych memów. Używa się ich gdy ktoś pyta się czy coś co zrobił jest fajne, wtedy porównują to do mojej książki...

Oczywiście zyskałem także grono fanów, którym podchodzi mój humor.

Jestem Marcus, mam 22 lata i w pizdu dość dorosłości, dziękuję.

Aktualnie zatrzymujemy się w momencie kiedy wchodzę do domu po męczącym dniu w pracy, choć wielu i tak zarzuca mi iż nic nie robię... W sumie to prawda, nieważne. 

-Nienawidzę tego cholernego garniaka! Te skarpetki kompletnie do niego nie pasują i są pedalskie! Znowu buty mnie obdarły, przez co moje piętki cierpią! Śmierdzę i zjadłbym wołowinkę, ale nie chce mi się iść do sklepu, ponieważ aktualnie zakopałem się pod dywan i nie mam zamiaru spod niego wyjść! ŻYCIE SSIE!

-Co ty się tak do chuja drzesz? -moje gorzkie żale, przewał czarnowłosy, który w samych bokserkach i koszulce stał w progu drzwi. To przez niego mam największe problemy w pracy! To jego wina, nie moja! -Dlaczego leżysz goły pod dywanem? Wiesz ile zarazków się w nim kryje? A te roztocza! Nie chcę Cię dziś widzieć obok mnie, jeśli się nie umyjesz -mężczyzna ostro zaznaczył, do czego oczywiście musiałem się dostosować. Nienawidzę spać na kanapie. Jest zimno i mało miejsca, przez co większość nocy spędzam na podłodze. Nie, nie dlatego że jest większa, po prostu na nią spadam!

-Nie odchodź! Mam depresję, nie zostawiaj mnie, Calum błagam -zajęczałem, czołgając się po podłodze. 

-Przerażasz mnie Marcus -stwierdził, cicho wzdychając. Wiedziałem że ulegnie. -Śmierdzisz -znacznie się skrzywił, kiedy podniósł mnie z ziemi. -A to co? -zapytał zaskoczony gdy coś uderzyło w jego rękę. -Och... -speszył się, zauważając nadal tkwiące na moim nadgarstku, kajdanki. 

-Ciekawe kto mi to zostawił, no nie? -Powiedziałem sarkastycznie, powodując rumieńce na jego twarzy. Słodkie, słodkie, słodkie!















***

-Calum błagam, to boli - jęknąłem, nie potrafiąc tego wytrzymać.

-Zamknij się, dopiero zacząłem - czarnowłosy nieugięcie nie zaprzestawał swych ruchów. 

-To pryska do cholery! Calum mam to w oku! -znowu krzyknąłem, uderzając go w jego klatkę piersiową. 

-Marcus, jak mam umyć Ci te cholerne włosy jeśli odpieprzasz taki teatrzyk! -spuściłem głowę, przestając się szarpać. W końcu Calum zadeklarował się iż mnie umyje. Słodkie, słodkie, słodkie!

-No już się nie dąsaj -szepnął słodko, unosząc mój podbródek. -A teraz płuczemy! -powiedział radośnie, celując prysznicem w moją twarz.

-Cally, znowu mam to w oczach! -zasłoniłem się dłońmi, gdy woda prysnęła prosto na mnie.

-Cicho, bo woda i mydełko nie będą jedynym co będziesz mieć na twarzy -odparł, lecz chyba prędko pożałował swych słów, gdy jego twarz oblała się szkarłatem. -Chodziło mi o uśmiech! -zaczął się tłumaczyć, jak zawsze.

-Ale ja mówiłem o oczach! Uśmiechu w oczach nie mogę mieć! -no i znów mnie oblał.

-Jak to nie? Przecież gdy mnie widzisz, to twoje oczy aż się śmieją -Hoodzik poruszył sugestywnie brwiami, kontynuując płukanie mnie z piany. Gdy już to zrobił, sięgnął po ręczniki, delikatnie osuszając jednym moje włosy. Był taki delikatny, aż rozpływałem się pod jego dotykiem. Calum znacznie zmienił swoje nastawienie do mojej osoby. Byłem szczęśliwy iż stałem się dla niego ważny. Będąc kimś takim jak ja, ciężko jest sprawić by ktoś mnie zaakceptował i pokochał. Choć moi przyjaciele mi to udowodnili, to nigdy nie myślałem o związku. Kto niby by to wytrzymał? Czasami jest mi szkoda Caluma i nie mam pojęcia co nim kierowało wiążąc się ze mną.

-Ktoś tu się zawstydził -szepnął, przeciągając przez moją głowę, błękitną koszulkę. Ostrożnie na niego spojrzałem, wtedy Calum szarpnął mnie za rękę, a odległość po między nami znacznie się zmniejszyła. 

-Cally c-co ty... -wyjąkałem, lecz wtedy przerwały mi jego ciepłe wargi, atakujące moje usta. Były takie miękkie. Każdy jego pocałunek był bardzo delikatny, no chyba że Hoodzik był napalony...

Po paru słodkich pocałunkach i opuszczeniu łazienki, sprawy przyjęły dość gwałtowny obrót.

-Zdejmiesz mi w końcu te przeklęte kajdanki? -zapytałem, lecz zamiast uzyskania odpowiedzi, zostałem powalony na łóżko. -C-cally -wysapałem widząc jak czarnowłosy zakłuwa obręcz o oparcie łóżka. -Nie Cally! Błagam nie! -Zacząłem się szarpać, widząc jego rozradowaną twarz. -Ty szatanie! Siło nieczysta! Odejdź! -Callum zawisnął tuż nade mną, przyglądając mi się z szerokim uśmiechem.

-Masz w sobie coś azjatyckiego? -ze znudzeniem spojrzałem na jego twarz. Jest taki gorący... SŁODKIE, SŁODKIE, SŁODKIE!!!

-Przecież ty nie jesteś Azjatą -skarciłem go, przez co wydął wargę.

-Nie psuj mojego żartu! Teraz od razu muszę Cię wyruchać! 

-Nie chce tego słyszeć, przestań! -dlaczego Hoodzik zawsze musiał być taki ordynarny. Można określić to na tyle sposobów, ale nie "muszę Cię wyruchać"!

I chodź przypominało to scenę gwałtu, to zawsze się tak ze sobą droczymy, ale więcej szczegółów niestety nie mogę wam zdradzić...

(͡° ͜ʖ ͡°)












-------

Witam! Jako iż obiecywałam kiedyś pewien dodatek, zgodnie zol obietnicą taki dla was przygotowałam!

Od tamtego czasu moja zboczona strona dość podrosła, stąd taki klimat a nie inny :| Mam jednak nadzieję iż wam się spodobał.

Być może coś tu jeszcze kiedyś dodam, kto wie?

#TeamMarcum

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top