3.❄"Sopelki w nosie"❄
Michael podniósł się ze swojej walizki, na której chwilę wcześniej siedział, po czym ponownie spojrzał w stronę jezdni, oraz przejeżdżających samochodów. Po mimo dużego wysypy pojazdów, żadny nie chciał się zatrzymać, aby jedynie podrzucić ich do hotelu, lub do pewnego momentu skąd doszli by już pieszo.
Czerwonowłosy wystawił swojego kciuka, odzianego we wzorzystą rękawiczkę, po czym energicznie nim poruszył.
Mijała już dobra godzina, odkąd zostali uwięzieni na przypadkowej stacji benzynowej. Byli bardzo daleko od domu, przez co musieli by czekać kolejne parę godzin, na przyjazd kogoś z ich rodzin. Przy łapaniu stopa i wsiadaniu do przypadkowego samochodu, istniało bardzo wielkie ryzyko, jednak na ten czas, było to jedynym wyjściem z tej sytuacji.
Alison pociągnęła swoim zaczerwienionym nosem, po czym zasiadła na bagażu Michaela.
Każdy z nich w tej chwili trząsł się niczym Marcus na widok dwóch mielonek w cenie jednej. A jeśli o jedzeniu mowa, byli potwornie głodni. Niestety pryszczaty nastolatek na stacji benzynowej jakimś cudem przypalał hot-dogi, przez co ostatecznie byli skazani na walkę z uporczywym głodem.
-Gluty mi zamarzły -mruknął Marcus, przez co Alison prawie udała odruch wymiotny. -No patrz, sopelki w nosie! -burknął, naciągając palcem swój nos, na co wszyscy równocześnie krzyknęli z obrzydzenia.
-Błagam, nie chce tego oglądać -Ali jęknęła głośno, ukrywając swoją twarz w zaczerwienionych od zimna, dłoniach. Marcus wzruszył ramionami, po czym błyskawicznie posmutniał.
-Ile jeszcze do Wigilii? Zdążymy? Przegapimy prezenty? -zaczął paplać, zasypując ich masą pytań, na którą prawie nikomu nie chciało się odpowiadać.
-Wigilia jest dopiero jutro, wyluzuj -Alison wywróciła swoimi oczyma, po czym podparła się na łokciu. Marcus zagryzł wargę, cicho wzdychając, a następnie udał obrażonego ich obojętnością na jego osobę.
-Jeszcze raz przyjdzie Ci do głowy, zatankować mój samochód -w końcu głos postanowił zabrać Calum, jednak zaczął znów narzekać na bezmyślność swojej przyjaciółki.
-Ciesz się że kelnerka na Coachelli nie pomyliła Ci wódki z rozpuszczalnikiem jak ja benzynę z olejem napędowym! -syknęła, kopiąc w niewielką kupkę śniegu, która pod siłą kopnięcia, rozprysnęła na czarnowłosego.
Clifford pokręcił na nich niedowierzająco głową, po czym postanowił nie zwracać na nich uwagi i ponownie spróbować swoich sił ze złapaniem stopa. Widząc w oddali dużą ciężarówkę, zaczął machać mocno dłonią, aby przykuć uwagę kierowcy. Widniejący za szybą pojazdu, mężczyzna zwrócił swój wzrok na bladego chłopca, po czym delikatnie uśmiechnął się pod nosem.
Michael nie dowierzał w to co się dzieje, kiedy ciężarówka zjechała na bok.
Chłopak uchylił swoje usta, wbijając wzrok w otwierające się drzwi, po czym jego oczom ukazał się promiennie uśmiechnięty mężczyzna. Jego uśmiech jednak zrzedł, w momencie, kiedy dostrzegł za czerwonowłosym szczupłą dziewczynę, powalającą o wile silniejszego od niej, chłopaka.
-Uuu... No i prosto w jąderka -skomentował krzywiąc się przy tym, kiedy Calum wypuścił z siebie pisk, a następnie skulił się, wtulając twarz w śnieg. Alison spojrzała niewinnie w ich stronę, po czym z udawanym uśmiechem podniosła obolałego Caluma z ziemi.
Michael zamrugał kilkukrotnie oczami, po czym ponownie spojrzał na mężczyznę.
-Wiem że to ryzykowne, zwłaszcza kiedy pyta się oto czterech dziwnych nastolatków, jednak czy mógłby Pan nas podwieźć? Nasz samochód jest zepsuty, a my nie mamy jak dotrzeć do naszego hotelu -powiedział smutno, wysilając się na najbardziej, chwytający za serce, wyraz twarzy. Starszy mężczyzna poprawił na swojej głowie, popielatą czapkę z daszkiem, po czym udał zamyślenie.
-Oczywiście -odparł po chwili, powodując tym cichy pisk z ust Michaela. -Jednak, nie mam na tyle miejsc, aby was wszystkich pomieścić na przodzie. Dwie osoby musiały by być z tyłu -powiedział, opierając się o kierownicę. Michael niepewnie spojrzał w stronę Marcusa oraz nadal cierpiącego Caluma, który ledwo stał na nogach.
-Możemy iść do tyłu, nie ma sprawy! -odparł od razu, klepiąc Hooda zbyt mocno, w plecy przez, co ten z jękiem upadł na kolana. Brunet spojrzał na niego ze współczuciem, po czym nieudolnie podniósł go ze śniegu.
Michael wraz z Ali wdrapali się na siedzenia obok ich wybawcy, następnie zapinając swoje pasy.
Mężczyzna zsunął ze swojej głowy czapkę, po czym położył ją na radiu samochodowym z którego wydobywała się randomowa piosenka. Clifford zmarszczył swoje brwi, kiedy usłyszał pewne krzyki dochodzące z tyłu ciężarówki, jednak postanowił to zignorować.
-Jak macie na imię dzieciaki? -zapytał delikatnie, posyłając w ich stronę przyjazny uśmiech. Mogło by się wydawać większości iż wsiedli do ciężarówki pewnego zboczeńca, jednak w jego zachowaniu nie było nic podejrzanego. Wydawał się najzwyklejszym, dobrym facetem.
-MARCUS TOMLINSON JESTEM -cała ich trojka, odwróciła się za siebie, kiedy tylko doszedł ich krzyk, nikogo innego jak Marcusa.
-Zamknij mordę -następnym głosem był ten należący do Hooda. Michael popatrzył na rozbawionego mężczyznę, po czym nerwowo zachichotał.
-Ja jestem Michael, a to Alison, znów tamci dwaj to 'małżeństwo w separacji' -wywrócił wzrokiem robiąc w powietrzu cudzysłów przy wzmiance o swoich przyjaciołach, po czym cicho westchnął, opierając się o oparcie fotela.
-W takim razie, ja jestem Henry -powiedział, nie spuszczając wzroku z jezdni.
-Nie bałeś się nas zabrać? -zapytała po chwili Alison, uważnie przyglądając się jemu bocznemu profilowi. Henry uśmiechnął się krzywo, zerkając na nią kątem oka.
-W żadnym wypadku, często zabieram autostopowiczów -odparł dumnie, wystukując palcami, rytm piosenki płynącej z radia. -Jestem w trasie co miesiąc. Ta praca stała się częścią mojego życia, a autostopowicze są jedynymi ludźmi z jakimi mam szansę rozmawiać -dodał smutno, pomniejszając tym do niedawna istniejące uśmiechy na twarzy Michaela i Ali.
Henry podkręcił lekko ogrzewanie, widząc jak dwójka nastolatków drży z zimna, po czym dokładnie dopytał ich o miejsce do którego chcą dotrzeć.
W tym samym czasie Calum i Marcus walczyli o przeżycie, dosłownie. Z każdym zakrętem, tracili grunt pod stopami, przez co prawie lądowali na ziemi, a do tego wszystkiego, spadały ogromne kartony, które walały się po całej ciężarówce.
-Co do cholery jest w tych pudłach? -burknął Calum, po czym głośno kichnął. Czuł się, jak by ktoś napchał do jego nosa pióra, lub sierść. Od zawsze był wielkim uczuleniowcem.
-Nie martw się przyjacielu, zaraz to sprawdzę! -odparł Marcus, prędko podchodząc do jednego z pudeł. Po mimo gburowatości Caluma, brunet praktycznie zapomniał już o wcześniejszych sprzeczkach. Na prawdę nie miał ochoty się z nim kłócić, tym bardziej w święta.
Marcus pochwycił karton w swoje dłonie, po czym zerknął do środka, następnie gwałtownie je upuszczając, z głośnym piskiem.
-Martwe zwierzątka! -pisnął, kuląc się w rogu ciężarówki. Calum spojrzał na niego z uniesionymi brwiami, po czym sam niepewnie zerknął do kartonu.
-To tylko futra -stwierdził z niesmakiem, tykając palcem jedno z futer, najprawdopodobniej należące do lisa. Hood prędko zamknął pudło, kiedy poczuł jak jego oczy szczypią, a nos prawie miał eksplodować. -Zawsze myślałem że to ty doprowadzisz do mojej śmierci, ale patrząc na te futerka, to raczej one mnie zabiją -mruknął cicho, osuwając się po ściance ciężarówki, prosto na ziemię.
------
Wreszcie dodałam 3 rozdział, chociaż miałam zamiar dodawać je codziennie, jednak pewne rzeczy mi na to nie pozwoliły...
Ale no nic! Wróciłam i biorę się za pisanie kolejnych rozdziałów. Na razie chyba nie będzie zbyt ciekawie... Chociaż nie wiadomo co wymyślę w następnym :p
A teraz jeszcze po za fanfiction, jest tu ktoś kto ogląda serial 'Eyewitness?' Ja tak mocno wpadłam w uzależnienie, że to chyba aż choroba. Ale z całego serca polecam wam to cudeńko. Jeśli czytacie to ff, to oznacza ze nie macie nic przeciwko homoseksualistą, więc ten serial tym bardziej powinien wam przypaść do gustu C:
Na koniec, chcę was jeszcze zaprosić na mojego twittera, ponieważ nigdy nie podawałam tutaj swoich innych socialmedii.
Twitter ----> @hazzakrzacz1
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top