lo vas a olvidar pt1
M I C H E L L E
Bycie siedemnastolatką w czasach, gdzie na całym świecie panuje burdel i syf, było niesamowicie trudne. Ba! Bycie siedemnastolatką i odizolować się od innych ludzi, to dopiero było. Doskonale zdaje sobie sprawę, że większość ludzi uważa mnie za dziwaczkę, która nieustannie trzyma nos w książce i jest niesamowicie wredna dla wszystkich ze swojego otoczenia.
Znaczny nie, żeby specjalnie mi to przeszkadzało i zależało mi na tym, aby być jak wszystkie te inne dziewczyny, na które wszyscy zwracają uwagę.
Co to, to nie.
Więc podsumujmy. Doskonale zdaję sobie sprawę z dwóch rzeczy. Pierwszej, z tego, że większość ludzi ze szkoły mnie nie lubi. Drugiej, z tego, że od bycia małą dziewczynką wiedziałam, że jestem popierzona i coś jest ze mną nie tak.
Nie mam w zasadzie, konkretnego uzasadnienia, dlaczego tak twierdzę. Może to dlatego, że gdy byłam mała, zawsze traciłam oddech. Wyobraźcie sobie, że siedzicie sobie na lekcji, słuchacie nauczycielki, aż nagle wasz mózg zaczyna przyswajać za dużo informacji. Jesteście przeciążeni. Przytłoczeni światem dookoła. Wszystko dookoła zaczyna znikać, zostajecie sami, bez oddechu.
Gdy stało się to pierwszy raz mama zabrała mnie do lekarza. Facet stwierdził kilka diagnoz, w sumie to chorób, które mogę mieć. Ale na szczęście, wszystko się wykluczyło, więc przepisał mi jakieś tabletki, które miała regularnie zażywać.
I zażywałam je regularnie. Po raz pierwszy, moja mama nie musiała mnie pilnować, abym wzięła leki.
Miałam wtedy dwanaście lat.
A dwa lata później odkryłam, że to nie są tylko zwykłe tabletki, które pozwalają mojemu mózgowi przyjmować ten cholerny nadmiar informacji. Dokładnie pamiętam ich nazwę.
XANAX.
Dopiero później, gdy go przedawkowałam, wszyscy dookoła mnie, zorientowali się, że lek, który miał mi pomóc, zamiast tego uzależnił i prawie doprowadził do tego, że umarłam.
— Więc drogi pamiętniczku, życz mi powodzenia. — mruknęłam, stojąc na początku ciągnącego się przede mną korytarza, trzymając dłońmi szlufki od plecaka. — I spraw, żeby nikt mnie nie nienawidził. — kiwnęłam głową w bok sama do siebie, robiąc krok w przód, zaczynając iść.
I jeśli ktokolwiek z was pomyśli, że gdy szłam przez ten zasyfiony korytarz, słysząc teksty w stylu "Myślałam, że zdechła", i mnie to ruszało, to zmartwię was.
Wcale tak nie było.
Przechodząc pomiędzy tymi wszystkimi idiotami, niektórym z nich z resztą posyłając obojętne spojrzenie i ciesząc się wewnątrz jak głupia, bo od razu odwracali ode mnie swój wzrok, udając, że wcale nie rozmawiali na temat mojego, jakże ciekawego, osiągnięcia życiowego, którym prawie się zabiłam. No, ale cóż. Każdy popełnia głupie błędy, kiedy jest w liceum.
Więc gdy wreszcie weszłam do klasy, wszyscy, którzy już w niej byli, zwrócili wzrok ku mnie. Opowiadam wam o tym jak targnęłam się na swoje życie, więc oczekuje, że cierpliwie mnie wysłuchacie. Nie lubiłam nigdy być w centrum uwagi, bo od razu czułam się szczuta. Dlatego, gdy zaczęli się we mnie wgapiać, cała moja pewność siebie, ulotniła się. I tak, wiem co możecie sobie teraz o mnie pomyśleć. Michelle Jones jest jakaś bipolarna, bo jeszcze przed chwilą groziła ludziom wzrokiem, a teraz stoi jak jakiś czubek przed swoją klasą i boi się ruszyć.
Burknęłam w ich stronę, krótkie "cześć" i minęłam rządek ławek, siadając w tej ostatniej. Rzuciłam na nią plecak, osuwając się na krześle w dół, oddychając z ulgą, gdy wszyscy wrócili do swoich zajęć. Czyli rozmawiania o tym gdzie spędzili wakacje, albo ile, w tym przypadku dziewczyny, dały za paznokcie.
Lekcja zaczęła się dziesięć minut po czasie, bo nauczycielka się spóźniła. Nie dziwiłam jej się, że notorycznie to robiła. Gdybym ja, była nią, też bym nie miała ochoty uczyć tych nieogarniętych ludzi. Nie mówię, że ja jestem jakoś szczególnie lepsza od nich. Jeszcze rok temu, miałam problem z włączeniem pralki. W każdym razie, wróćmy do tego co się dzieje.
Nie miałam zamiaru jej słuchać. Znaczy nie, że kompletnie olewam szkołę, mam dobre oceny. No, przeważnie. A nie miałam zamiaru jej słuchać, bo większość rzeczy, o których mówiła, zdążyłam już przeczytać w ksiażce od jej przedmiotu. Tak, dokładnie. Jej lekcje były tak nudne.
Opuściłam głowę w dół, aby przez chwilę się zdrzemnąć. Ale jak wszyscy dobrze wiemy, zdarzają się nauczycielki, które nie mogą przepuścić okazji, aby się do kogoś przyjebać. Szczególnie, jeśli ta osoba targnęła się na swoje życie i gdy myślano, że nie wróci, ta cudownym trafem zmartwychwstała. Albo po prostu poszła na odwyk.
— Michelle. — moja głowa momentalnie uniosła się w górę, aby zobaczyć nauczycielkę, która z założonymi ramionami na piersiach, stała przed moją ławką. — Znasz odpowiedź na pytanie trzecie? — uniosła brew w górę.
No jasne. Babsztyl zrobił to specjalnie, bo nie mam nawet wyłożonego podręcznika.
— Nie znam. — mruknęłam, a ta przewracając oczami, poprosiła inną osobę o udzielenie odpowiedzi. — Mogę wyjść do toalety? — spytałam. Machnęła ręką co uznałam za zgodę, więc bez słowa wstałam ze swojego miejsca, przewiesiłam plecak przez ramię i wyszłam z klasy, pozostawiając za sobą głuchy trzask drzwi.
Głupi przewiew.
Wparowałam do łazienki, ciesząc się, że nikogo tam nie było. Stanęłam przy rządku zlewów i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Pomyślałam, że może powinnam zrobić poradnik o tym jak znienawidzić samego siebie i spierdolić sobie życie.
Po raz kolejny.
Świetny plan, Michelle.
Zdjęłam swój plecak z ramienia, kładąc go przy jednym ze zlewów. Możecie mnie teraz przeklinać do bólu, dobrze wiem, że nie powinnam tego robić, bo teraz mogę naprawdę się nie obudzić.
Ale wiecie, uzależnienia są naprawdę trudne do pokonania.
Wyjęłam z kieszonki plecaka małą buteleczkę, którą otworzyłam i wysypałam sobie na otwartą dłoń trzy tabletki, które przypominały dropsy. Odetchnęłam, unosząc dłoń do ust i połykając je wszystkie. Krótkie wyjaśnienie dla tych, co nie wiedzą, xanax w zbyt dużych ilościach powoduje bezdech i nużliwość mięśni. No i w sumie jeszcze wiele, wiele innych rzeczy, które będą niszczyć nasz organizm.
Znowu spojrzałam na swoje odbicie, uśmiechając się słabo. Poczułam jak słabną mi nogi i upadam na zimne kafelki w dość spokojnym odpływie, niemalże euforycznym.
Nie mam pojęcia ile tak leżałam, ale ocknęłam się, gdy ktoś wepchnął mi palce do gardła, a ja zwymiotowałam. Kątem oka dostrzegłam ubranie tej osoby. Wszędzie, nawet z kosmosu poznałabym ten sweter.
Trzymał mnie w ciasnym uścisku swoich ramion, pochylając nad toaletą i zachęcając, abym wymiotowała dalej, i że zaraz wszystko będzie dobrze.
Uwierzyłam mu.
• • •
Zaprowadził mnie później do pielęgniarki, której wcisnęłam bajeczkę o zatruciu pokarmowym, a ona dała mi jakieś krople żołądkowe.
Cały czas chodził przy mnie, odkąd po pierwszej lekcji znalazł mnie w szkolnej łazience. Nawet ze sobą nie rozmawialiśmy. Czułam się, jakby zamienił się w mój własny cień, albo coś co miało przypominać anioła stróża i mnie chronić przed moimi bardzo odpowiedzialnymi zachowaniami.
Przeklinałam go w duchu, gdy po skończonych lekcjach, warował przy mnie, nawet nie pomagając odpiąć roweru z tych śmiesznych kółek.
— Mogę chociaż wiedzieć czemu? — spytał. Podniosłam na niego swój wzrok, zdziwiona, że postanowił się do mnie odezwać. Skrzyżował ramiona na klatce piersiowej, oczekując ode mnie odpowiedzi.
Co gorsza. Szczerej.
— Nie zrozumiesz tego, Peter. — odpowiedziałam wreszcie. — Mam nieustannie plamki przed oczami i żyję według jakiegoś popieprzonego wzoru.
Zmarszczyłam brwi, gdy zrobił niepewny krok w moją stronę. Obserwowałam jak jego dłoń unosi się i zakłada za ucho kosmyk moich włosów, które opadły mi na twarz, podczas siłowania się, żeby odpiąć rower.
Moje oczy rozszerzyły się, gdy nachylił się przez dzielący nas rower i przycisnął swoje usta do moich własnych, muskając je.
— Wiem, że bierzesz. — stwierdził, odsuwając się ode mnie.
Wciąż zdezorientowana, patrzyłam, jak odwraca się, wkłada słuchawki do uszu i odchodzi w przeciwną stronę.
Słyszałam, że są zamienniki xanaxu.
I chyba właśnie znalazłam swój.
Albo to on znalazł mnie.
nie siedze mocno w tych tematach, większość informacji tutaj googlowałam, więc jeśli coś jest niezgodne z prawdą, to mój błąd.
i nie próbujecie nigdy brać jakichkolwiek narkotyków.
trzymajcie się cieplutko x
edit; poprawiłam błędy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top