29

Eren zanim się obejrzał nosił dziecko nie w brzuchu, a na rękach. Urodził chłopca, Alfe. Już wcześniej znali jego płeć, więc imię miał od dawna. Hiroshi, bo tak miał na imię, dzieckiem był bardzo spokojnym. Pomimo częstych nocnych koncertów, na które zresztą byli przygotowani, Hiro był wyjątkowo złotym dzieckiem.

Mogłoby się wydawać, że życie dwóch dorosłych ludzi układało się jak trzeba, niestety tak nie było... W firmie Levi'a nie działo się ostatnimi czasy za dobrze, przez co młody ojciec często chodził zdenerwowany, a nawet zdarzało mu się unieść głos na Erena, krzyczeć gdy dziecko płakało, nie zajmował się nim za często bo większość czasu spędzał w osobnym pokoju, przed laptopem. 

- Hiro już śpi... - powiedział wchodząc do małego pokoiku. - Długo masz zamiar tutaj siedzieć?

- Tyle ile będzie trzeba - odparł wpatrzony w ekran. - Chcesz coś konkretnego?

- Tak, chce - podszedł i zamknął z impetem laptop. - Ciebie, żebyś w końcu spędził ze mną I z dzieckiem trochę czasu, nie widzę cię od rana do nocy. Pracując, zawsze w domu byłeś tylko gościem, ale teraz to już przesada...

- Czy ty nie rozumiesz, że ja MUSZE ratować firmę? - uniósł się trochę.

- Nie, nie rozumiem, bo ratując swoją firme tracisz swoją rodzinę! Zastanów się co jest dla Ciebie ważniejsze!

- Dbanie o rodzinę nie opłaci rachunków, nie kupi jedzenia, nie zapewni dobrego życia... Bez tej firmy  nie będziemy mieć nic! Wyjdź i mi nie przeszkadzaj!

- Przeszkadzam Ci? Może przestaniesz patrzeć tylko na siebie!? Masz rodzinę to o nią zadbaj!...

Czarnowłosy wziął swojego laptopa i schował do pokrowca. Zabrał myszkę i ładowarkę, po czym wepchnął niedbale do kieszonki torby. Wyszedł z pokoju bez słowa.

- Co ty robisz?... - poszedł szybko za nim.

- Wychodzę - ubrał buty i płaszcz jesienny.

- Gdzie niby!? Co ty robisz Levi!?

- Wychodzę i nie wiem kiedy wrócę, nie dzwoń do mnie

- Jak możesz w ogóle!? - spoliczkował go. Czarnowłosy oddał, z tym że mocniej...

- Nie pozostaje dłużny... - wyszedł trzaskając drzwiami, wszedł do swojego samochodu.

Pojechał w stronę miasta, kręcił się bez celu, w kółko, ciągle mijając te same witryny sklepowe i co jakiś czas stojąc na czerwonym świetle, tym samym, na którym stał chwilę temu. W końcu musiał pojechać gdzie indziej, kiedy zdał sobie sprawę, że jego krążenie w te i we w te wygląda dość podejrzanie.

W głowie miał miliony myśli, przewijały się z prędkością światła, a wyrzuty sumienia paliły mu dłoń którą odważył się podnieść na Erena. Przygryzł wargę od wewnątrz, włączył kierunek i pojechał w stronę przeciwną od swojego domu... Musiał pogadać z kimś, kto zawsze potrafił dać mu do myślenia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top