IV - Bilet - IV
Reszta dnia w pracy, minęła dziewczynie bardzo wesoło i przyjaźnie we wspaniałym towarzystwie Mika. Blond włosy chłopak - bo taki kolor włosów miał, rzucał co chwilę suchymi żartami, a koleżanki co chwila mówiły o świeżych wydarzeniach z miasta.
Gdy wróciła do domu, od razu rzuciła się do swojego telefonu. W końcu jak najszybciej chciała zarezerwować jeden jedyny bilet.
W wyszukiwarkę wpisała adres strony internetowej, na początku której ukazała jej się złota liczba, ukazująca ile jeszcze wolnych miejsc zostało, a na czekoladowo pod nią, liczba biletów zarezerwowanych. Zjechała palcem niżej, zobaczyła tam pola z napisami od „czwartku" do przyszłej „środy". Strona poprosiła ją o podanie paru ważnych danych osobowych, takich jak imię, nazwisko oraz numer telefonu, podczas uzupełniania tych danych.... telefon zgasł. Próbowała go uruchomić, ale na marne.
— Szlag. — przełknęła pod nosem. Nie podłączyła go na noc do ładowania i się najzwyczajniej w świecie rozładował.
Jak najszybciej, cała w nerwach dopadła do ładowarki, podłączając telefon.
— Uhh. — westchnęła zdenerwowana. — Obym jeszcze zdążyła. — powiedziała wypuszczając z płuc resztkę zgromadzonego w nich powietrza.
Telefon odłożyła na parapet i wiedząc, że jej staroć szybko się nie uruchomi, poszła do łazienki umyć ręce, a potem do kuchni przygotować kanapki na kolacje. Tym razem postawiła na same masło. Nie miała ochoty na nic innego. No oprócz czekolady, ale takowej w domu aktualnie nie miała.
☛•☚
Grace czekała do wieczora, kiedy jej telefon wreszcie się uruchomił. Ponownie wpisała nazwę strony internetowej, ale tym razem złota liczba się zmieniła. Tym razem nie pokazywała trzy liczbowej cyfry. Teraz był napis „WYPRZEDANE", co oznaczało, że nie było już żadnego biletu. Zawiodła się. Przez swój głupi telefon, nie zdążyła zarezerwować jednego biletu. Ale po części była również szczęśliwa, na sam fakt, że fabryka wznowi jutro swoją prace, a nie jedno dziecko na świecie, będzie mogło spróbować tych pysznych czekoladek.
Dziewczyna poszła się umyć. Wysmarowała swoje włosy waniliowym szamponem, spłukała wodę, umyła resztę ciała i wyszła z kabiny prysznicowej. Szybko chwyciła w rękę suszarkę i zaczęła suszyć mokre włosy.
Później usiadła na kanapie w małym salonie połączonym z kuchnią i odpaliła telewizje, nastawiając na główny kanał z wiadomościami.
Właściciel kawiarenki w której pracuje, wyjeżdża na małe wakacje, więc przez najbliższe dwa tygodnie miała mieć od jutra wolne.
Właśnie z tej przyczyny, kolejnego dnia miała stawić się w przedszkolu jako tymczasowa opiekunka do dzieci.
— Słyszał Pan o nowych wiadomościach z fabryki? — zapytał prezenter z telewizji. — Mają być warsztaty dla dzieci, pokazy jak produkują czekoladę oraz możliwość wymyślenia własnego smaku. — powiedział mężczyzna.
— Tak, słyszałem. — odparł inny. — Na szczęście w ostatniej chwili zdążyłem zarezerwować dwa bilety dla mnie i mojej córki. — uśmiechnął się szeroko.
— Czyli to on zarezerwował jeden z ostatnich biletów. — pomyślała.
Nie było jej go żal, przynajmniej zrobił to dla swojej córki, a nie tylko po to, by ktoś inny nie mógł tam pójść.
— Czy to prawda, że po rezerwacji biletu wyskakuje informacja ze wszystkimi atrakcjami? — spytał.
— Tak, oczywiście. Między innymi będzie oprowadzanie po fabryce z lektorem. — odparł dalej bardzo podekscytowany. — Parę lat temu dostać do fabryki mogła się tylko piątka dzieci. Wystarczyło tylko z cierpliwością czekać na dzisiejszy dzień, aby fabrykę zwiedzić mogła o wiele większa liczba osób.
Grace wyłączyła telewizor. Miała dość tego, że wszyscy ciagle mówią tylko o tych biletach. W końcu sama też chciała tam pójść, ale nie zdołała się załapać. Dla niej po prostu było już za późno. /Ale nigdy nie jest za późno, aby pójść spać./ Tak jak pomyślała, tak też zrobiła.
Wstała z kanapy i przeszła do swojej małej sypialni. Ściany były koloru beżowego. Na suficie wisiała jedna lampka. Łóżko było po lewej stronie wejścia, a na przeciw drzwi znajdowało się małe okienko, obok którego postawiona była szafa i biurko. Resztę pokoju zajmował puszysty biały dywan, który dodawał temu miejscu otuchy.
Położyła się pod ciepła pierzyną i oddała swoje losy greckiemu bogu - Morfeuszowi.
☛•☚
Z klatki schodowej, sąsiedzi Grace mogli usłyszeć głośne trzaśnięcie drzwiami. Dziewczyna wychodząc zostawiła w domu okna otwarte, a wychodząc z mieszkania powstał mocny przeciąg, powodujący nagłe zamknięcie drzwi z głośnym trzaskiem. Na to zdarzenie, pies Pani Booble zaczął szczekać, ale zignorowała go i domknęła drzwi kluczem. Drogę do dzisiejszej pracy miała trochę wydłużoną, ponieważ przedszkole w którym punkt jedenasta miała się stawić, znajdowało się w centrum miasta.
Na ulicach nie było już prawie nikogo. Chodniki były oblegane przez starszych ludzi, którzy postanowili pójść na spacerek, zakupy albo i do koleżanki.
Popatrzyła na zegarek w telefonie, który wskazywał godzinę dziesiątą pięćdziesiąt. Musiała przyspieszyć aby być lekko przed czasem. Albowiem nie chciała pierwszego dnia zrobić na innych złe wrażenie.
Chwilę potem stała już przed drzwiami przedszkola, o nazwie „Happy Time". Było to jedno z bogatszych i popularnych przedszkoli w okolicy, a zapisać do niego dziecko, to był nie lada wyczyn.
Zadzwoniła dzwonkiem do lokalu pierwszego, nazwanego „recepcja/szatnia". Po drugiej stronie odezwał się miły głos jakiejś Pani.
— Halo?
— Dzień dobry, z tej strony Grace, nowa opiekunka. — oznajmiła, a z domofonu usłyszała szelest kartek.
— Nazwisko?
— Mackenzie. — odpowiedziała miło.
— Ah, jasne. Proszę wejść na pierwsze piętro.
Usłyszała brzęczenie oznajmiające, że zamek magnetyczny został zwolniony, a ona może wejść do środka.
Tak jak poprosiła ją Pani z domofonu, weszła na pierwsze piętro. Czekała tam na nią jakaś kobieta, którą rozpoznała po plakietce jako dyrektorkę tej placówki dla dzieci.
— Witaj skarbię, ty musisz być Grace Mackenzie, prawda? — nagabnęła. — Zapraszam do gabinetu. — ręką wskazała na duże drzwi, które oblepione były kolorowymi motylkami i innymi zwierzętami leśnymi.
Czarnowłosa posłusznie weszła do pomieszczenia i usiadła na krześle obok biurka. Drugie zaś - na przeciwko niej, zajęła kobieta.
— Jestem Joozefina Makburk, jak się pewnie domyślasz, również dyrektorką tego wspaniałego miejsca. — zagadała dziewczynę.
Grace pokiwałam z uśmiechem głową.
Na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że kobieta ma smykałkę do dzieci. Nie mówiła zbędnych i niezrozumiałych słów, ale przechodziła od razu do konkretów.
— W spaniele. — kontynuowała. W rękę chwyciła jakieś dokumenty. — Tutaj masz wszystkie zasady, papiery i rzeczy, które na spokojnie w domu sobie przeczytasz. Jedynie chciałam cię serdecznie powitać w tymczasowej pracy! — uśmiechnęła się przyjaźnie.
Kobieta na chwilę jakby się wyłączyła, ale za moment wróciła do żywych.
— Mam do ciebie tylko pytanie. — nieśmiało powiedziała
— Tak? — Czarnowłosa odpowiedziała zaciekawiona
— Czy nie przeszkadzało by ci, gdybyś jutro przyszła na dziewiątą do przedszkola? Bo przed chwilą zadzwoniła do mnie jedna z opiekunek, powiedzieć, że się rozchorowała i nie będzie w stanie pójść z grupą do fabryki. — oznajmiła z grymasem na twarzy. — Ciężko mi cię o to pytać, bo wiem, że prace zaczynasz dopiero od godziny jedenastej, ale nic na to nie poradzę.
Dziewczyna siedziała chwilę w osłupieniu nie wierząc, czy to co właśnie usłyszała działo się na prawdę. Czy Pani Makburk na prawdę zaoferowała jej wycieczkę do fabryki??
— To mogła byś pójść z grupą na tą wycieczkę, czy ci nie pasuje? — jej entuzjazm powoli wyparowywał, na myśl, że dziewczyna może się nie zgodzić. W końcu to jest jej życie.
— T-Tak. — odparła wyrwana z transu. — Z wielką chęcią pójdę!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top