I - Pani Bucket - I
Dziewczyna mozolnym krokiem wyszła z łazienki, trzymając pod ręką swoją kosmetyczkę, którą chwile później rzuciła niedbale w kąt przedpokoju. Stanęła przed dużym lustrem i patrzyła na swoje odbicie.
Nie była piękna, ale również nie brzydka. Nie przeszkadzało jej to, a co ważniejsze, uważała, że skoro taka jest, to tak Bóg chciał i tak ma po prostu być. W końcu od urodzenia wiedziała, że modelką nigdy nie będzie.
Kobieta nałożyła na siebie swoją zgniłozieloną parkę, w dłoń chwyciła czarną torebkę i zamykając dokładnie drzwi od swojego mieszkania, wyszła na dwór.
Była za dwadzieścia dziesiąta, a właśnie o tej godzinie zaczynała dzisiaj swoją zmianę w pobliskiej kawiarence, znajdującej się obok sklepu z rowerami.
Przed wejściem do budynku wytrzepała ośnieżone buty. Otworzyła drzwi, a ze środka wydostał się gorzki zapach kawy. Po zamknięciu drzwi zadzwonił dzwoneczek, który musiał dzwonić również wcześniej, ale nie zwróciła na niego uwagi.
Zza lady wyłoniła się jej bardzo znana sylwetka. Był to Mike. Jej kumpel z dzieciństwa i tej samej pracy. Był kelnerem, z resztą tak jak ona. Nie widziała go już od ponad trzech tygodni. Właśnie dlatego, gdy tylko go ujrzała, pojawił się na jej twarzy szeroki uśmiech.
- Już wróciłeś? - spytała, stając na przeciw niego.
Mogła pozwolić sobie na trochę luzu, ponieważ kawiarnia o tak wcześniej godzinie, a zwłaszcza w ten dzień, świeciła pustkami. Była sobota, większość ludzi jeszcze spała, a inni, którzy zazwyczaj korzystali z takich usług, mieli czas by zrobić sobie kawę samemu.
- Taak. - odpowiedział ziewając.
- Opowiadaj. - kobieta zachęciła go do dalszej rozmowy. - Jak było we Francji?
Mike zmieszał się trochę na jej pytanie. Mimo iż był od niej o dwa lata młodszy, nie chciał dołować na start dnia swojej koleżanki. Ale z drugiej strony, ta nie dała by mu spokoju, gdyby nie usłyszała kojącej odpowiedzi.
- Oświadczyłem się jej. - powiedział na jednym wdechu.
Oczy kobiety, mocniej się zaświeciły, a usta tylko powiększyły w uśmiechu. Cieszyła się jego szczęściem, chociaż gdzieś w głębi serca poczuła wbijający się gwóźdź, do jej samotnej trumny. Było jej przykro, że nie miała szczęścia ani powodzenia w miłości. Ale nie dając po sobie poznać małego rozgoryczenia kontynuowała.
- Gratuluje, Rosalia musi być bardzo szczęśliwa, że znalazła tak kochającego narzeczonego.
- Ejj! - krzyknął zaczepnie - Ja też jestem dumny, z znalezienia tak wiernej kobiety - Powiedział żartobliwie, by zmienić trochę panującą atmosferę, co mu się ewidentnie udało.
Kobieta parsknęła gromkim śmiechem i udała się na zaplecze, aby odłożyć okrycie wierzchnie, i przebrać w strój kelnerki.
Gdy wróciła, w jednym, ze stolików siedziała już starsza kobieta, która ściągała właśnie swoją kurtkę, wieszając ją na bordowym krześle.
Nie widząc nigdzie Mike, pomyślała, że musiał udać się do toalety, dlatego też postanowiła podejść do kobiety i ją obsłużyć.
- Dzień dobry Pani Bucket. - grzecznie się przywitała. - Co Pani podać? - była to mała miejscowość, dlatego wszyscy wokół się znali, przynajmniej z widzenia. Nie licząc oczywiście gości, którzy przejazdem przystanęli by zobaczyć z zewnątrz największą na świecie fabrykę czekolady.
- Oo. Witaj Grace! - starsza kobieta szeroko się uśmiechnęła - Co do zamówienia, to poproszę czarną kawę, bez cukru. - dodała po chwili namysłu.
Dziewczyna przytaknęła w geście zrozumienia i poszła przyrządzić zamówienie. Chwile potem wróciła do stolika podając gorący napój.
- Usiądziesz na chwile? - spytała. Grace nie wiedziała co ma zrobić, ale na szczęście Pani Bucket to zauważyła i dodała - I tak nie macie teraz dużo klientów. - to zdanie przekonało czarnowłosą do podjęcia decyzji.
Odsunęła sobie krzesło i usiadła. Pomiędzy kobietami zapadła chwilowa cisza, lecz nie była to jedna z tych dołujących. Ale mimo wszystko starsza kobieta postanowiła ją przerwać.
- Ostatnio tak sobie myślałam. - popatrzyła się na widok za oknem. - Gdyby nie ten jeden dzień, nie wiadomo co moja rodzina by teraz robiła. Co gorsza, czy dalej by żyła.
- Tak, zima tamtego roku była bardzo mroźna. Nie jedno auto od tamtych nocy do tej pory nie odpaliło. - dokończyła za kobietę, wiedząc do czego zmierza.
- Masz racje. Gdyby Charlie nie znalazł tego złotego biletu, nic by się nie zmieniło. - na jej ustach pojawił się uśmiech. - Po tym, jak odmówił przyjęcia fabryki, dostaliśmy wystarczającą ilość pieniędzy na budowę całego nowiutkiego osiedla! - powiedziała cała w skowronkach.
Już wcześniej znała tą historie, podobnie jak całe miasto, ale nie znała tylu szczegółów, a po za tym była za mała, żeby cokolwiek z tego zrozumieć. Owszem, wiedziała, że Charlie z jej miasta odnalazł bilet, ale do tej pory nie interesowała się jakoś bardzo tym faktem. A że teraz siedzi i rozmawia z jego mamą, nie wiedząc za jaki sznurek przy rozmowie pociągnąć, wybrała ten znajdujący się najbliżej jej ręki.
- Ile lat już minęło od tej zmiany na lepsze? - spytała zaciekawiona tą historią.
- Czternaście, minęło czternaście lat. - odpowiedziała kobieta. - A rok później, fabryka zastała zamknięta i po Panu Wonce ponownie ślad zaginął. - dokończyła kobieta, zamyślając się na dłuższą chwile.
☛•☚
Kilka późniejszych dni mijało jej podobnie. Wstawała rano, jadła śniadanie, myła się, wychodziła do pracy, wracała wieczorem zmęczona, jadła kolacje i około godziny 22:00 szła spać. I pomimo tej monotonności, nie uważała, że jej życie jest nudne. Każdego dnia dowiadywała się od klientów kawiarenki nowych rzeczy. Zaczynajac od tego kto miał problem ze znalezieniem skarpetek w odpowiednim kolorze do ubranej spódnicy, kończąc na rożnego rodzaju plotkach. Dowiedziała się również ciekawej informacji, że niedługo do miasta ma przyjechać prezes firmy Nestlé, sam Mark Schneider. Niestety, ale klientka rozpowszechniająca tą wiadomość, spieszyła się i nie zdążyła powiedzieć kiedy oraz po co on tu tak właściwie przyjeżdża.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top