The Night Of Prom
Oddycham powoli, patrząc w swoje lustrzane odbicie i muszę przyznać, że wyglądam niczego sobie. Jestem pewna, że wiele innych dziewczyn mogłoby wyglądać bardziej olśniewająco i pięknie na dzisiejszym balu, ale ja nie mam powodu, by wyglądać lepiej od nich. To tylko jedna noc, którą miło spędzę ze znajomymi. Rzeczywiście nie mogę doczekać się tego balu, ale nie jestem w stanie być tą wesołą i pogodną Bronte co zwykle.
Po kilku godzinach oglądania makeup'owych tutoriali skończyłam robić delikatny makijaż z lekkim cieniem i mocną czerwoną szminką. Muszę dodać, że dopiero po kilku razach udało mi się prawidłowo nałożyć cień do powiek i wygląda to w miarę dobrze.
Moje naturalnie proste włosy opadają teraz długimi lokami po plecach. I za to również muszę podziękować YouTube'owi. Z pewnością nie wyglądam tak na co dzień.
Mam na sobie jasno-czerwoną, sięgającą mi do kolan sukienkę z przedłużanymi rękawami i małym trójkącikiem wyciętym na brzuchu. Ubrałam również beżowe szpilki na szerokim obcasie, bo nie mogłabym założyć na wąskim, ponieważ prawdopodobnie wywróciłabym się z jakieś 500 razy i w końcu skręciła kostkę. Całość dopełnia, pasująca kolorystycznie do butów, kopertówka.
Schodzę po schodach, a moim oczom od razu ukazują się, czekający na moje przyjście, rodzice, którzy wyglądają na bardzo przejętych i szczęśliwych. Czuję się trochę źle, że nie jestem tym tak podekscytowana jak oni.
Uśmiecham się.
- Jestem gotowa! - wołam entuzjastycznie, unosząc ramiona.
- Kochanie, wyglądasz przepięknie - mówi rozckliwiona mama, podchodząc do mnie pośpiesznie i podziwia sukienkę, która dziś ubrałam. Przenosi wzrok na moją twarz i się uśmiecha. - Mam taką śliczną córeczkę. Co zrobiłam by sobie na to zasłużyć?
- Prawdopodobnie coś bardzo złego - odpowiadam, na co się lekko uśmiecha, a jej oczy zaczynają zachodzić łzami. Widok tak szczęśliwych rodziców sprawia, że bardzo się cieszę, mimo iż chodzi o coś tak nieistotnego jak bal. Mama obraca się do taty.
- Kocham naszą córeczkę. - Pociąga nosem.
- Też - odpowiada tata.
- Boże, tato, dziękuję bardzo. Jestem poruszona twoimi głębokimi, czułymi słowami. Musisz bardziej postarać się..
Głośne trąbnięcie samochodowego klaksonu przerywa moją przemowę. To Alec i Elle po mnie przyjechali.
Spoglądam na rodziców i się uśmiecham.
- Na mnie czas.
- Oh, ale co ze zdjęciami? - marudzi mama, pokazując mi swój aparat. - Chciałabym zdjęcie waszej trójki.
- Zdjęcie ich i mnie jako przyzwoitki?
- Pozwól im odjechać. Za rok również jest bal - odpowiada tata, a ja posyłam mu wdzięczny uśmiecha, idąc pośpiesznie w stronę drzwi frontowych.
- Nie - protestuje mama. - Zrobię ci parę zdjęć, Bronte. Czy ci się to podoba czy nie! - Słyszę jak do mnie podchodzi.
- Pa. Kocham was! - wołam przez ramię, podbiegam do auta uważając, by nie przewrócić się na szpilkach i wślizguję się na tylne siedzenie. - Jedź! Jedź! - Zapinam swój pas i marszczę brwi na brak jakiejkolwiek odpowiedzi z ich strony.
Podnoszę wzrok i widzę Aleca i Elle obściskujących się i kompletnie nieświadomych mojej obecności. Pochylam się do przodu i zuchwale zbliżam do nich twarz, uśmiechając się.
- Boże, ludzie, zostawcie to na później - mówię rozbawiona, na co oni natychmiast od siebie odskakują. Poruszam brwiami znacząco, a Elle w odpowiedzi posyła mi twarde spojrzenie.
Jednak wyraz jej twarzy się zmienia, gdy jej oczy wędrują w dół, by potem znowu spocząć na mojej twarzy.
- Jasna cholera, Bronte. Wyglądasz niesamowicie.
- Ty również, kochana. - Uśmiecham się, skanując wzrokiem jej kreację. Naprawdę cieszę się, że zdecydowała się ubrać zieloną sukienkę, ponieważ idealnie do niej pasuje. Wygląda olśniewająco. W sumie jak zawsze.
Alec uśmiecha się do mnie uprzejmie. Ma na sobie dobrze wyhaftowany, czysty garnitur, który jak widać, nadal na niego pasuje.
- Wyglądasz bardzo ładnie, Bronte. Blake będzie..
Wszyscy podskakujemy, gdy słyszymy donośne pukanie w okno.
Wzdycham ze zrezygnowaniem, widząc mamę stojąca koło auta z aparatem w ręce.
- Dobrze, że przyjechaliście pół godziny wcześniej - oznajmiam, gdy wszyscy niechętnie wychodzimy z samochodu.
Moja mama zamierzała zrobić zdjęcia każdemu z nas. Indywidualne, mi i Elle, mi i Alec'owi, Elle i Alec'owi mi i rodzicom oraz rodzicom wraz Alec'em, który sam się tego domagał. W końcu po jakiejś godzinie udaje nam się z powrotem wsiąść do auta.
- Nie żartowałaś, mówiąc żebyśmy przyjechali pół godziny przed czasem, następnym razem zjawię się o wiele wcześniej, bo jesteśmy spóźnieni o godzinę - mówi Alec na jednym wydechu. - Myślałem, że zrobimy zdjęcie i pojedziemy, ale nie! Było co najmniej sto kopii tego samego zdjęcia.
Elle i ja chichoczemy, bo wiemy jaka jest moja mama.
Gdy dziewczyna przestaje się śmiać uderza ponaglająco w deskę rozdzielczą.
- A teraz ruszaj, ośle, bo jesteśmy spóźnieni.
- Kogo nazywasz osłem? - mamrocze Alec pod nosem, odpalając silnik.
- Ciebie, oczywiście - drwi sobie Elle.
- Ale mnie kochasz.
Wywraca oczami, uśmiechając się.
- Niestety.
* * *
Blake'a tu nie ma.
To pierwsza rzecz, która zauważyłam gdy przybyłam na bal. Nie stu balonów porozrzucanych na podłodze, serpentyn, którymi udekorowane są ściany czy chociażby jasno oświetlonego stoiska DJ'a.
Nie ma go tu.
Od razu gdy weszłam na szkolną salę gimnastyczną i zauważyłam jego nieobecność zalała mnie fala smutku. Naprawdę miałam nadzieję, że go zobaczę jednak on nie przyszedł, mimo że bal trwa dość długo, a to oznacza, że może nie zamierza się zjawić. Gdy ostatnio rozmawialiśmy powiedział, że będzie, ale przecież w ciągu dnia mógł zmienić zdanie.
Jestem tu już od dwóch godzin, a on nadal nie przyszedł. Staram się tym bardzo nie przejmować, więc tańczę z Elle i Alec'iem, jem przekąski i rozmawiam ze znajomymi.
- Zrobię sobie przerwę - mówię do Elle zdyszana.
- Okej, ale wróć szybko! - wykrzykuje.
Kiwam głową z uśmiechem i toruję sobie drogę do stołu szwedzkiego. Tak właściwie to nieźle się bawiłam. Z Elle i Alec'iem świetnie się tańczy.
- Hej Bronte! - wita się że mną Louise, podchodząc do bufetu. Wygląda cudownie ubrana w niebieską sukienkę, która podkreśla jej błękitne oczy i sprawia, że jej blond włosy są jeszcze bardziej jaśniejsze.
- Hej Louise, wyglądasz olśniewająco. - Uśmiecham się do niej ciepło, na co odwraca wzrok, śmiejąc się z zawstydzeniem.
- Dziękuję. - Posyła mi uśmiech i wskazuje na mnie ręką. - Ale patrz na siebie! Wyglądasz cudownie, Bronte.
Dziękuję jej i kontynuuję rozmowę.
- Więc od jak dawna tu jesteś? My niestety się spóźniliśmy. Moja mama tak bardzo chciała zrobić nam zdjęcia, że to cud, że udało nam się odjechać. - Chichoczę cicho.
- Cóż, jestem w komisji więc przyszłam przed imprezą, by wszystko ogarnąć i przygotować - informuje mnie. - Nie martw się, że przyjechaliście opóźnieni. Nie działo się nic specjalnego, bo i tak wszyscy przyjechali po wyznaczonym czasie. Prawdziwa zabawa zaczyna się dopiero na after-party. Będzie zarąbiście. Nie mogę się doczekać. Na czyją imprezę idziesz? Max urządza tą największą, ale prawdopodobnie nie chcesz na nią pójść po tym wszystkim co zrobił. Możesz iść do Mary. U niej również będzie fajnie, mimo że jest mniej miejsca niż u niego. Oh! Albo Beth! Jej rodzice mają zapas alkoholu! Więc co wybierasz?
Próbuję się skoncentrować nad tym co mówi, ale myślami wciąż wracam do Blake'a. Naprawdę lubię Louise i jest bardzo fajna, więc mam nadzieję, że nie uważa, że jestem dla niej niemiła. Uśmiecham się, udając, że wiem o czym mówi.
- Tak, ja również nie mogę się doczekać.
Unosi brwi zmieszana, co oznacza że schrzaniłam więc szybko zmieniam temat, odchrząkując.
- Przyszłaś tu z kimś?
- Tak! Przyszłam z Angelą, Piper i Hannah. - Kiwa głową. - Hej, widziałaś Blake'a? - pyta mimochodem, skanując wzrokiem salę gimnastyczna.
- Nah - odpowiadam. - Chyba jeszcze jedzie.
- Oh, okej! Idę potańczyć ze znajomymi. Do zobaczenia później! - Uśmiecha się, ściskając lekko moje ramię i odchodzi.
- W porządku, pa! - Odwracam się do bufetu i szybko wkładam jakieś przekąski to buzi.
- Dobrze się bawisz? - pyta Chase, gdy podchodzi do mnie ze swoim kolegą. Jestem pewna, ze ma on na imię Toby, ale nie znam go za dobrze. Jest bardzo przystojny i sadzę, że pewnie dużo dziewczyn się w nim podkochuje, jednak widać, że jest również nieśmiały.
- No pewnie! - odpowiadam, na chwilę odwracając wzrok, a serce podchodzi mi do gardła, gdy widzę Blake'a wchodzącego na salę gimnastyczną. Ubrany jest w elegancki garnitur, a w ręce trzyma czarną plastikową reklamówkę. Jest taki przystojny. Chase podąża za moim wzrokiem i zauważa Blake'a.
- Uh, a więc, to jest Toby! - krzyczy do mnie, zwracając na siebie moją uwagę.
Uśmiecham się do chłopaka i wyciągam rękę, by uścisnąć jego dłoń.
- Cześć!
Chase posyła Toby'iemu znaczące spojrzenie i trąca go łokciem, na co ten z zakłopotaniem schyla się i całuje moją dłoń.
- Oh. - Śmieję się, uwalniając swoją rękę. To było słodkie z jego strony. Toby się lekko rumieni i spogląda na Chase'a, który patrzy teraz gdzie inaczej. Podążam za jego wzrokiem, by zobaczyć Blake'a wpatrującego się w Toby'iego z zaciśniętymi pięściami. Obracam się do Chase'a wnioskując z jego dziwnego zachowania, że coś jest grane. Unoszę brew.
- Okej. O co chodzi? - pytam podejrzliwie.
- Próbujemy sprawić, by Blake był zazdrosny, więc on będzie z tobą chodził - mówi Chase, wskazując na mnie i Toby'ego.
- Oh, życzę powodzenia. - Śmieję się.
Chase z powrotem skupia na mnie swoją uwagę i uśmiecha się.
- Wszystko okej? - pyta, a jego głos nagle poważnieje, gdy bacznie mi się przygląda. Wzruszam ramionami.
- Jasne. Wszystko w porządku.
Przez chwilę wpatruje się we mnie z wahaniem, wyczuwając moje kłamstwo.
- Nie oszukasz mnie - oznajmia w końcu.
Marszczę brwi.
- Co?
- Zawsze zachowujesz się jakby wszystko było w porządku, ale tak naprawdę nie jest. Jak wtedy na plaży gdy Blake rozmawiał o dziewczynie, którą spotkał - mówi.
- Jesteś spostrzegawczy - komentuję. Zawsze myślałam, że dobrze maskuję swoje uczucia, ale najwidoczniej tak nie jest.
- Wiem. - Uśmiecha się zarozumiale. - To dlatego mam dzisiaj trzy randki. Świetnie rozumiem dziewczyny. To sprawia, że wydaję się...uczuciowy.
- Żartujesz sobie? - pytam z niedowierzaniem. Trzy randki!
Z zadowolonym z siebie wyrazem twarzy, wskazuje na dwie jasnowłose, długonogie bliźniaczki i wysoką, ładną Malezyjkę.
- Claire, Renee i Aisha.
Proszę brwi, będąc pod wielkim wrażeniem.
- Nieźle. Wiedzą, że masz więcej niż jedną randkę, co nie?
- Tak. A nawet lepiej. Rywalizują o mnie. - Uśmiecha się szeroko, na co wywracam oczami z rozbawieniem.
- Okej casanova. Dlaczego tam nie jesteś i z nimi nie rozmawiasz?
- Chciałem dowiedzieć się co u ciebie.
- Poważnie, wszystko w porządku. Nie musisz się o mnie martwić.
Przez chwilę patrzy na mnie z wahaniem, po czym wzdycha i kiwa głową.
- Okej, ale jeśli będziesz potrzebowała pomocy wiesz gdzie iść.
- Tak. - Kiwam głową. - Do zakładu psychiatrycznego.
Śmieje się i bierze kilka przekąsek z bufetu.
- Myślisz, że będę pojawiał się częściej w kontynuacji opowiadania?
- Mam nadzieję. - Kiwam głową. Tak szczerze to nie zastanawiałam się nad tym zbytnio. Mam nadzieję, że tak będzie ponieważ bardzo lubię towarzystwo Chase'a i mogłabym z nim więcej porozmawiać.
- Byłoby świetnie - mówi i spogląda w bok, po czym szybko przenosi wzrok na Toby'ego. - Przytul Bronte - rozkazuje mu.
Chłopak wygląda jakby się trochę rozluźnił, ponieważ uśmiecha się do mnie przepraszająco.
- Przepraszam za swojego głupiego kolegę - odpowiada i przytula mnie szybko. Wiem, że chodzi w tym wszystkim o sprawianie, by Blake był zazdrosny, więc sile się na śmiech.
- Nie, nie! Robisz to źle! - narzeka Chase, zachowując się jakby był reżyserem filmu. - Powinieneś przytulać ją dłużej, bo w innym przypadku nic to nie znaczy.
- Odwal się stary. - Śmieje się Toby. - Skoro robię to źle to ty to zrób.
- Nie, ponieważ nie chcę zostać pobitym przez Blake'a.
- Więc to w porządku jeśli ja zostanę?
- Tak. - Chase kiwa głową, odwracając się i odchodzi. - Daj spokój stary, nie chcę by dziewczyny czekały. Pa Bront! - woła przez ramię.
Toby i ja śmiejemy się z niego.
- Tak szczerze to nie mam pojęcia dlaczego się kolegujemy - mówi Toby pogodnie. - Miło było cię poznać. Do zobaczenia.
- Mi ciebie również! - Posyłam mu uśmiech i decyduję się by dołączyć do Elle i Alec'a tańczących na parkiecie. Przepychając się przez tłum, zauważam Jack'a, który rozmawia z jakąś dziewczyną i nie mogę powstrzymać uśmiechu, który wkrada się na moją twarz, widząc w jaki sposób na nią patrzy i z jakim uczuciem ją obejmuje.
- Hej! Wróciłaś! - Elle uśmiecha się szeroko, łapiąc mnie za race i obraca mną dookoła.
- Panie i panowie, czas by ogłosić króla i królową balu! - oznajmia dyrektorka Callaghan, trzymając w ręce mikrofon i uśmiecha się do nas ze sceny znajdującej się na środku sali gimnastycznej. Muzyka natychmiast cichnie, a wszyscy obecni skupiają na niej swoją uwagę. - Podliczyliśmy oddane przez was głosy i wyłoniliśmy króla i królową balu, ale najpierw chciałabym pogratulować kandydatom : Amy Williams, Aishy Cornell i Taylor Henry oraz Max'owi Douglas, Chase'owi Linton i Harry'emu Peterson. Wiec, bez zbędnych ceregieli. - Pani dyrektor odchrząkuje i otwiera kopertę, którą trzyma w ręce. - Królową balu jest... Amy Williams!
Rozlegają się gromkie brawa, a chwilę później na scenę wychodzi Amy, uśmiechając się słodko do tłumu jakby była darem niebios. Dyrektorka kładzie na jej głowie piękną, diamentową koronę, na co ona posyła nam uroczy uśmiech.
Callaghan uśmiecha się do niej czule i z powrotem skupia na nas swoją uwagę.
- A tegorocznym królem balu jest.. Chase Linton! Gratuluję!
- Fuck yeah!
- Chase, jesteś legendą!
Wszelkiego typu komentarze wyrażające aprobatę wykrzykiwane są przez klaskający tłum, gdy Chase wchodzi na scenę z zarozumiałym uśmieszkiem. Zaraz po tym jak na jego głowie zostaje ułożona korona, bierze mikrofon od dyrektor Callaghan. - Ci których uraziły uwagi w albumie. Przepraszam was - mówi, a wszyscy ludzie zaczynają się śmiać, gdy zdają sobie sprawę z tego, że cytuje Wredne Dziewczyny. Zdejmuje koronę z głowy.
- Nigdy nie byłem na takim balu i jak pomyśle ile osób chciało wygrać i ile osób przez to płakało. - Spogląda w dół na swoją koronę. - Wszyscy wyglądają dziś jak królowie. Weźmy Jessicę Lopez. - Wskazuje palcem na Blake'a. - Przepiękna suknia - uśmiecha się ciepło, na co ten posyła Chase'owi buziaka. Jego słowa powoduję wybuch śmiechu wszystkich zgromadzonych.
- Wystarczy Chase. Dziękuję! - odzywa się pani dyrektor w momencie gdy chłopak jest bliski połamania korony na kawałki i rzucenia ich w tłum. Posyła Chase'owi twarde spojrzenie, po czym uśmiecha się do nas. - Czas na wspólny taniec króla i królowej balu!
Wszyscy się rozchodzą i robią miejsce parze królewskiej, a ja przeciskam się przez tłum. Skanuje wzrokiem pomieszczenie i zauważam Blake'a i Louise rozmawiających ze sobą. Nie mogę poradzić nic na to, że widząc to odczuwam zazdrość i smutek. Wiem, że to głupie i nie chcę żeby takie myśli mną kierowały, więc decyduję się zaczerpnąć świeżego nocnego powietrza. Obracam się na pięcie i niechcący wpadam na Max'a. Otwieram oczy szeroko, gdy na mnie spogląda. Naprawdę nie jestem w humorze na takie rzeczy.
Jednak on jakby w ogóle mnie nie znał, wpatruje się we mnie bez wyrazu i przenosi wzrok na coś co znajduje się gdzieś za mną. Pośpiesznie odchodzi, a ja unoszę brwi na jego zachowanie. Spodziewałam się drwin albo czegoś w tym stylu. Dziwne. Spoglądam w tył, by zobaczyć na co tak patrzył i zauważam Amy, którzy przez krótką chwilę patrzy w moim kierunku, po czym szybko się odwraca i spogląda na Chase'a z szerokim uśmiechem.
Po tej całej dziwnej sytuacji jestem nieco zmieszana i zdziwiona, ale odpycham myśli na bok i skupiam się na swojej misji. Wyjść stąd. Gdy zauważam drzwi wyjściowe otwieram je, a świeże, chłodne powietrze otula moje ciało. Oddycham powoli, czując jak napełnia mnie spokój.
Oddycham powoli i kładę palce na skroniach. Chciałabym żeby wszystko było łatwiejsze. Chciałabym również zmienić jego uczucia do mnie albo wyeliminować dzielący nas dystans. Po naszej kłótni rozmawialiśmy kilka razy, jednak było niezręcznie i nie tak swobodnie jak kiedyś.
To w porządku, zapewniam samą siebie. Nie chcę przez to płakać. Mam już dość przejmowania się chłopakiem, który nie przejmuje się mną.
- Wiesz co? Chrzanić to. - Słyszę za sobą jakiś znajomy głos. Obracam się na piecie, by stanąć twarzą w twarz z Blake'iem. - Mam dość bycia bezinteresownym.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top