Louise Gilies

   - Okej, a więc kupiłam zieloną sukienkę, w której miałam pójść na bal, ale wczoraj zobaczyłam jakąś inną ładną purpurową w sklepie. Teraz nie wiem którą wybrać. - Wzdycha Elle, unosząc telefon, by pokazać mi obydwie sukienki, podczas gdy wyciągam książki z szafki szkolnej.

    - Obie wyglądają cudownie. Zielony to definitywnie twój kolor, jednak podoba mi się kształt i dzianina purpurowej - komentuję, odrywając wzrok od Blake'a i spoglądam na telefon Elle.

   - Tak też myślałam - duma koleżanka, wygaszając ekran komórki i chowa ją do kieszeni. Spogląda tam gdzie ja i wydaje z siebie zduszony okrzyk, gdy zdaje sobie sprawę z tego co rozpraszało mnie podczas naszej rozmowy o sukienkach. - Jak on śmie?!

Na końcu korytarza Blake śmieje się i rozmawia z Louise Gillies, opierającą się o jego szafkę. Louise to miła dziewczyna, którą spotkałam na imprezie u Chris'a. Elle spogląda groźnie na Blake'a, jakby gadanie z dziewczyną było jakimś przestępstwem.

   - Spokojnie, Elle. Tylko z nią rozmawia.

Dzisiaj mijają dwa dni odkąd zadzwoniłam do Blake'a i wyznałam mu swoje uczucia i dwa dni odkąd nie odezwał się do mnie ani słowem. Po tym jak się mu zwierzyłam nawet nie próbował nawiązać ze mną rozmowy i przez cały weekend do mnie nie napisał ani nie zadzwonił.

   - Ale jest poniedziałek, a on nawet nie podjął próby skontaktowania się z tobą.
Minęło kilka dni odkąd mu się zwierzyłaś, a teraz rozmawia z inną! - wykrzykuje poirytowana i wzdycha, zauważając mój smutny wyraz twarzy. - Nie martw się. Ona nie jest tak fajna jak ty. Łączy cię z Blake'iem historia i silna więź.

Podczas gdy to mówi, Louise i Blake wybuchają głośnym śmiechem, a wyglądają przy tym jakby ich coś naprawdę łączyło. Próbuje się nie irytować i postrzegać moją zazdrość jako coś mało znaczącego.

   - Oni tylko rozmawiają. Poza tym może się z nią umawiać jeśli chce, ponieważ nie jest zobowiązany do lubienia mnie i nie popełnia żadnej zbrodni, gadając i flirtując z inną dziewczyną.

   - Ale, wkurza cię to, że nawet nie próbował z tobą porozmawiać przez cały weekend?

   - O tak! - Kiwam głową.

   - Więc do niego idź! - wykrzykuje akurat w momencie gdy dzwoni dzwonek, oznajmiający że lekcje się właśnie zaczęły.

   - O nie. - Śmieję się nerwowo. Nawet nie chcę sobie wyobrażać co, by mi powiedział, bo prawdopodobnie nie byłoby to miłe.

* * *

   - Dzisiaj będziecie pracowali w parach na rzecz integracji klasowej. Chcę żebyście poznawali innych uczniów i nauczyli się z nimi komunikować i pracować. Dlatego dobrałem was randomowo. - Pan Blackmore rozgląda się po pomieszczeniu i patrzy znacząco na Blake'u i Chase'ie, siedzących na tyłach klasy. Louise usadowiła się kilka stolików od Blake'a, co było nowością, bo zawsze siedziała z przodu.

   - Zrobicie razem strony 137-141, a gdy je skończycie uzupełnicie stronę 142. Będzie to wymagało informacji zawartych na wcześniejszych stronach. Macie całą lekcję na zrobienie tego. A więc, bez zbędnych ceregieli, oto pary, w których będziecie pracować.. - Nauczyciel zaczyna dobierać pary, a ja mam cichą nadzieję, że mi zostanie przydzielony Blake i będę miała szansę z nim porozmawiać i wyjaśnić sobie sprawy między nami. Ale nie, oczywiście Blake z wszystkich 30 osób musi być w parze z Louise.

   - Amy Williams i Bronte Davis.

O nie, chyba gorzej być nie może! Naprawdę będę musiała pracować z dziewczyną, która mnie nienawidzi i kiedyś przysięgła, że mnie zniszczy?

Amy unosi rękę w górę, po usłyszeniu mojego imienia.

   - Proszę pana, mogłabym być w parze z kimś innym? Najchętniej z kimś, kto nie jest wkurzający.. - mamroczę ostatnie zdanie tak żeby pan Blackmore tego nie usłyszał.

   - Nie - odburkuje nauczyciel i powraca do parowania.

   - Nie chcę być z tą szmatą - narzeka Amy, kierując swoje słowa do koleżanki, która zaczyna się śmiać gdy ta wstaje i zbiera ze stołu swoje podręczniki i papiery.

   - Z wzajemnością. - Uśmiecham się sztucznie.

   - Pieprzona suka!

   - Zamknij się Amy. To ty tu jesteś suką. - Blake patrzy na nią groźnie.

   - Proszę się pospieszyć, panno Williams - pospiesza ją nauczyciel, gdy dziewczyna ślamazarnie pakuje swoje rzeczy, ignorując jej wcześniejszy komentarz dotyczący mnie.

   - Idę już, idę - wykrzykuje poirytowana.

Pan Blackomore spogląda na Blake'a.

   - Nie chcę byś zaczął sprawiać kłopoty, panie Parker.

   - Co? Amy była niemiła. - Chłopak wzrusza ramionami. - Gówno robicie, gdy uczeń potrzebuje pomocy, więc ktoś musi.

Nauczyciel po prostu ignoruje jego uwagę i kontynuuje parowanie uczniów.

Amy wzdycha donośnie, bardzo niechętnie podchodząc do mojej ławki i rzuca na nią książki, robiąc przy tym niezły hałas, po czym przysuwa do stolika krzesło, szurając nim po podłodze i w końcu na nim siada.

Ignorując jej nieprzyzwoite zachowanie, spoglądam w kierunku Blake'a i Louise, a moje serce zaczyna bić nierównym tempem, gdy zauważam, że się z czegoś śmieją. Chciałabym z nim porozmawiać.

Amy podąża za moim wzrokiem, a wredny uśmieszek szybko formuje się na jej twarzy.

   - Oh. Kto by przypuszczał? Wygląda na to, że Blake się tobą znudził.

Nie kłopoczę się odpowiedzią na jej docinki i odwracam wzrok od dwójki siedzącej z tyłu. Wertuję podręcznik do Historii, by odnaleźć stronę 137.

   - Może się podzielimy? Ja zrobię strony 137-139, a ty 140-141. Ostatnie możemy uzupełnić razem. - Posyłam jej uśmiech, na co spogląda na mnie z poirytowaniem i wywraca oczami.

   - Jezu Chryste - mamrocze, odwracając się ode mnie i skupia uwagę na swoim podręczniku, po czym przekartkowuje książkę, przygryzając końcówkę ołówka.

Wzdycham, obracając się i zaczynam pracować. Byłam niepewna co do tego czy Amy zrobi swoją część, jednak jej pochylona postawa i odgłosy ołówka stykającego się z papierem rozwiały moje wątpliwości.

Wypełniamy ćwiczenia w milczeniu, a po piętnastu minutach Amy odkłada ołówek i opiera się na krześle, na co unoszę brwi zaskoczona.

   - Skończyłaś już?

Wzrusza ramionami.

   - Co? - pyta poirytowana. - Jestem mądra.

  - A ja po prostu zaskoczona. Nikt jeszcze nie skończył. Szybko pracujesz. - Wzruszam ramionami i pochylam się nad podręcznikiem.

   - Wiem - odpowiada, widocznie zainteresowana rozmową właśnie teraz. - Muszę brać szkołę na poważnie jeśli chcę dostać się na Ivy League University.

Oh. Oh! Ivy League! Wow.

   - Chcesz się dostać? - pytam zaciekawiona. Nigdy nie postrzegałam Amy jako osobę, która mogłaby brać szkołę na poważnie. Zawsze wydawała mi się wredną, popularną dziewczyną.

   - Nie - odpowiada, na co unoszę brwi ze zmieszaniem. - Rodzice chcą żeby tam poszła, albo raczej mnie zmuszają.. - mamrocze pod nosem, prawdopodobnie sądząc, że tego nie słyszę.

   - Oh, fajni są? - zastanawiam się. Amy nie jest zbyt miła, więc być może ma to po rodzicach.

Marszczy nos i spogląda na mnie z pogardą.

   - Okej, wyjaśnijmy sobie coś. Nie jesteśmy koleżankami i przestań do mnie mówić. Przyprawia mnie to o ból głowy.

Patrzę na nią przez moment, po czym wzdycham ze zrezygnowaniem. W żadnym przypadku nie będziemy znajomymi.

   - Okej - mamroczę, wracając do pracy, jednak po chwili dziewczyna znów się odzywa.

   - Ale nie, nie są.

   - Dziewczyny. - Pan Blackmore zwraca nam uwagę, spoglądając na naszą dwójkę. - Przestańcie rozmawiać.

Już zamierzałam przeprosić, ale Amy odezwała się pierwsza.

   - Pracujemy razem, proszę pana, a to znaczy, że musimy rozmawiać. Dlatego nazywa się to integracją klasową. - Ostatnie dwa słowa wymawia wolno i dokładnie, tak jakby mówiła do pięciolatka. - Pieprzony idiota - mamrocze pod nosem.

   - Proszę mnie nie obrażać, młoda damo. - Marszczy brwi nauczyciel. - Jestem pewien, że rozmawiałyście o czymś co nie jest związane ze szkołą, więc dałem wam do zrozumienia, że powinnyście być cicho. Chyba, że chcecie siedzieć po lekcjach. - Posyła nam ostrzegawcze spojrzenie i z powrotem skupia swoją uwagę na książce, którą czyta.

Amy wpatruje się gniewnie w nauczyciela, mamrocząc 'dupek', a ja tłumię śmiech, gdy kącik ust Amy lekko unosi się ku górze .

   -Mam go dość. Cały czas mnie krytykuje. - Spoglądam w jego stronę.

   - Wiem dlaczego - odpowiadam, unosząc brew prowokująco. Amy nie ma ani grama szacunku do nauczycieli.

   - Właśnie - zgadza się. - I kocha mnie nienawidzić, bez względu na to czy zrobię coś dobrze czy nie.

   - Nie martw się, mam ten sam problem - odpowiadam. - Wtedy gdy Blake przefarbował mi włosy na zielono, kazał mi siedzieć po lekcjach.

Amy zgina się w pół ze śmiechu.

   - O mój Boże, pamiętam to. Wyglądałaś jak Oompa Loompa!

   - Tak, a to, że jestem niska wcale mi nie pomagało.

Dziewczyna znowu zaczyna się śmiać, a ja nie mogę powstrzymać dumnego uśmiechu pojawiającego się na mojej twarzy. Sprawiłam, że się śmieje..! Okej, sprawiłam, że śmieje się ze mnie, ale to zawsze coś!

   - Dziewczyny. - Pan Blackmore spogląda na nas z poirytowaniem.

   - Niech się pan nie martwi, po prostu pomaga mi zrozumieć to pytanie - mówi Amy, gdy jej śmiech powoli cichnie.

Nauczyciel na pewno zorientował się, że kłamie, ale jest zbyt poirytowany, by się z nią kłócić.

  - A tak w ogóle to uzupełniłam stronę 139, więc nie musisz jej robić - informuje mnie.

Odwracam się do niej z radosnym uśmiechem.

  - Naprawdę? Dziękuję.

Po moich słowach jej wyraz twarzy twardnieje i wywraca oczami.

   - Zrobiłam to jedynie dlatego, że tobie zajęłoby to wieki. Boże, nie rozckliwiaj się tak. - Jest tak podobna to Blake'a, że aż mnie to przeraża.

   - Okej, cofam to. - Kiwam głową. - Jestem irytująca. Dlaczego do cholery mi pomogłaś?

Amy śmieje się i wzdycha.

   - Tak już lepiej.

   - Wiesz, że nie rozumiem czemu mnie tak nienawidzisz - mówię.

Dziewczyna milknie na chwilę.

   - Nie nienawidzę cię - odpowiada. - Po prostu pragnę, abyś spłonęła w piekle.

   - Cóż, to pocieszające.

   - Ukradłaś mi Blake'a. Oczywiście, że cię nienawidzę. - Posyła mi gniewne spojrzenie.

   - Nie ukradłam go.

   - W końcu układało się lepiej między nami i myślałam, że się ze mną umówi. - Je smutny wyraz twarzy zmienia się w twarde spojrzenie. - I wtedy pojawiłaś się ty i wszystko zrujnowałaś - mamrocze. - Co on w tobie widzi? Jesteś jego przeciwnością. W dodatku cholernie wkurzającą. - Wzdycha i poprawia się na krześle. - Byłam dla niego idealna i taka sama jak on. Zrobiłabym wszystko czego by tylko zapragnął. A ty jesteś świętoszkiem, więc to pewne, że go nudzisz. To dlatego się tak wkurzam. Byliśmy tacy idealni.

   - Cóż, teraz kompletnie mnie ignoruje, więc nie ma powodów, by mnie nienawidzić. - Kącik jej ust się unosi.

   - Nie bądź tego taka pewna.

   - To trafny strzał.

Do końca lekcji pracujemy w milczeniu, a gdy tylko do naszych uszu dochodzi odgłos dzwonka, Blake wychodzi z klasy jako pierwszy, co wywołuje u mnie fale frustracji. Wstaję i podążam za tłumem uczniów, wychodzących z sali.

   - Bronte? - woła do mnie Amy, pakując swoje rzeczy. Obracam się w jej stronę i unoszę brew pytająco. Dziewczyna przekłada torbę przez ramię i złącza usta, a na jej twarz wykrzywia się w grymasie.

   - Amy? Chodź! - Ponagla ją przyjaciółka - Geogia, stojąca w drzwiach.

Amy kiwa do niej głową i na mnie spogląda.

   - Po protu.. Naucz się trzymać buzię na kłódkę! - warczy na mnie głośno, po czym nonszalanckim krokiem zmierza w stronę swojej Gorgii, jednak zatrzymuje się naprzeciwko mnie. - Nie jesteś taka zła - mówi na tyle cicho, by nie mogła usłyszeć tego jej koleżanka. Popycha mnie i dołącza do przyjaciółki.

   - Co to było? - Śmieje się Georgia, gdy wychodzą na korytarz. Do moich uszu dochodzi chichot Amy, ale nie jestem w stanie rozszyfrować co mówi, bo jedyne co jestem w stanie zrobić to stać na środku pomieszczenia ogłupiała.

* * *

   - Blake! Cieszę się, że w końcu do nas dołączyłeś - mówi Chase z uśmiechem, a jego oczy wędrują w stronę Louise. Unosi brwi. - Kto to jest?

Blake siada przy stoliku lunchowym, a dziewczyna nieśmiało usadawia się koło niego.

   - To Louise - przedstawia ją z niedbałym machnięciem ręką.

   - Hej - wita się.

   - Hej. Pamiętasz mnie z imprezy u Chrisa? - odzywam się. Dziewczyna przenosi na mnie wzrok, a uśmiech formuje się na jej twarzy. Jęczy ze śmiechem, trochę się rozluźniając.

   - O Boże, nie przypominaj mi. To były złe czasy.

   - Jesteś bardzo ładna. Jak to się stało, że nie zauważyłem cię wcześniej? - odzywa się Chase.

   - Ponieważ jesteś zbyt zajęty przeglądaniem się w lustrze, prawdopodobnie - odpowiada Elle.

   - Zamknij się Elle - warczy na nią Chase.

Alec spogląda na niego ostrzegawczo.

   - Powiedz tak do niej jeszcze raz, a tego kurwa pożałujesz.

Oboje przez chwilę mierzą się wzrokiem, co grupa obserwuje w ciszy, gdy nagle wybuchają śmiechem.

   - Stary. Przeklinanie do ciebie nie pasuje. - Chichocze Chase.

   - Wiem. - Alec parska śmiechem, jednak szybko jego wyraz twarzy twardnieje, a on sam marszczy brwi. - Ale tak na serio, zadzierasz z Elle, zadzierasz ze mną, gnojku.

Chase wywraca oczami i salutuje mu, nie do końca tak jak powinien.

   - Tak jest, sir.

Zaczynamy między sobą rozmawiać na różne tematy, głównie o balu, który odbędzie się już za kilka dni. Przez cały ten czas obserwuję Blake'a kątem oka, jednak patrzy on wszędzie tylko nie na mnie. Zaciskam szczękę z frustracji. Mógłby powiedzieć o co chodzi, a nie ignorować mnie.

   - Więc, Louise, jak poznałaś się z Blake'iem? - pytam, patrząc na w kierunku chłopaka, który końcu na  mnie spogląda, jednak szybko odwraca wzrok i wpatruje się w swoje jedzenie.

   - Spotkaliśmy się na sobotniej imprezie - odpowiada. - I sądzę, że dobrze się dogadujemy. I od tamtego momentu rozmawiamy.

   - Czekaj, poszedłeś na imprezę? - pyta Alec, Blake'a, który jedynie wzrusza ramionami.

   - Czy to ma jakieś znaczenie? Chodzimy na imprezy cały czas.

   - Nie na takie jak ta - odpowiada Reece, posyłając mu wymowne spojrzenie.

   - Wszystko było pod kontrolą - jęczy Blake. - Nie zachowywałem się źle.

   - Źle? - Śmieje się Louise niedowierzająco. - Rozmawiamy o tej samej imprezie? Ponieważ zemdlałeś, pijany!

Blake spogląda gniewnie na Louise, która nie jest świadoma problemu, który wywołała swoimi słowami.

   - Wow - komentuje Reece.

   - Możecie do cholery przestać gadać o moim imprezowaniu? - narzeka Blake. - To nic takiego.

   - Tak się dzieje jeśli chcesz.. - Recce próbuje coś powiedzieć, ale Chase daje mu z łokcia w żebra.

   - Po protu pozwól jemu samemu uporać się z jego problemami. To nie twoja sprawa - odpowiada Chase. - Mam już dość drążenia tego tematu. Robisz z igły widły.

   - Właśnie.

Chase gromi wzrokiem Blake'a.

   - Nie zachowuj się jakbyś był niewinny. Masz coś co załatwienia. - Posyła mu znaczące spojrzenie i spogląda na mnie przez krótki moment. - Nie możesz tego zbywać dopóki nie zdasz sobie sprawy z tego co chcesz.

   - Wiem.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top