Epilog

   - Bront - szepcze Blake, na co ja bełkoczę coś niewyraźnie przez sen, obracając się i obejmuję go w pasie jakby był dużym, pluszowym misiem do przytulania. Przez chwilę bawi się moimi włosami i szepcze łagodnie: - Bront, musimy się zbierać. Reece będzie tu za dziesięć minut.

   - Nieee.. - mówię zmęczonym głosem. Nie mam siły wyjść z łóżka.

Chłopak ściska mnie lekko w ramię.

   - Serio, obudź się do cholery.

   - Blake - mówię błagalnym tonem, próbując otrząsnąć się ze snu. Podnoszę głowę i siadam na łóżku. - Właśnie zniszczyłeś nasz niezmącony spokój.

Na moje słowa chłopak uśmiecha się kpiąco.

   - A co miałem zrobić? Nie obudziłabyś się.

Wypuszczam powietrze ze śmiechem i kręcę głową.

   - Zrywam z tobą - mruczę pod nosem, żartując sobie oczywiście.

   - Nie, nie zrywasz, a teraz zacznij się zbierać.

Wydymam na niego wargi. Nie jestem gotowa, by wyjść z łóżka i ubrać się na mecz kręgli z naszą grupką. Przez całe popołudnie Blake i ja relaksowaliśmy się i oglądaliśmy filmy, więc nie wiem jak mogłabym wykrzesać z siebie na tyle dużo energii, by iść na kręgle po tak długim odpoczynku.

   - Jesteś taka urocza - mówi, widząc moją kwaśną minę.

Po jego słowach przestaje się dąsać i spoglądam na niego z udawaną złością.

   - Przestań.

   - Co mam przestać?

   - Prawić mi komplementy. To sprawia, że czuję się niezręcznie i niekomfortowo. - Nigdy nie wiem jak przyjąć komplement i w moim przypadku kończy się to niezręcznym śmiechem i powiedzeniem czegoś głupiego.

   - Dobra, jesteś brzydka.

   - O wiele lepiej. - Śmieję się, wstając i biorę swój telefon ze stolika. Odblokowuję go i zauważam wiadomość od Reece'a wyświetlającą się na ekranie.

GReece Lightning: Hej, już jedziemy, Bront! Ty i Blake lepiej przygotujcie się na porażkę.

Uśmiecham się rozbawiona i odpisuję.

Nie będziemy musieli. To słodkie, że myślicie, że macie z nami jakieś szanse!

Tak właściwie to mają przeciwko nam duże szanse. Blake i ja jesteśmy żałośni w grze w kręgle i najprawdopodobniej dostaniemy od reszty niezły łomot. Moglibyśmy wygrać jedynie gdyby wszyscy mieli amputowane ręce. Wolę nie mówić tego Blake'owi, by nie podsuwać mu pomysłu na zwycięstwo.

   - Z kim piszesz? - pyta z zaciekawieniem.

   - Z Reece'em. Sądzi, że on i Chase nas pokonają - informuję go, wywracając oczami, jakby było to zupełnie niemożliwe.

   - Ha! - Śmieje się Blake. - W snach.

Nie chcę mu robić zawodu więc po prostu nie odpowiadam. Ekran telefonu się zaświeca, informując mnie o kolejnej wiadomości.

GReece Lightning : Chyba będziemy musieli rozstrzygnąć to na polu bitwy.

Odkładam telefon na stolik i podchodzę do pokoju, by wyciągając z niej podkoszulek i spodenki.

   - Zaraz będę - mówię do Blake'a, na co on kładzie dłoń na sercu i wypuszcza powietrze z ulgą.

   - Dzięki Bogu. Myślałem, że odejdziesz i nigdy nie wrócisz.

   - Bardzo śmieszne - mówię przez ramię, wchodząc do łazienki. Dzisiaj w domu jest dość spokojnie, bo rodzice poszli do pracy. Szybko się przebieram i wracam do pokoju. Siadam na łóżku i zakładam buty sportowe. - Jesteś gotowy?

   - Urodziłem się gotowy - mamrocze Blake, pisząc coś na telefonie i podnosi wzrok znad urządzenia, a jego oczy wędrują w dół mojego ciała, by potem spocząć na twarzy. - Seksownie wyglądasz.

   - To moje codzienne ubranie.

   - Nadal seksownie - duma.

   - Blake. - Posyłam mu płytkie spojrzenie i kontynuuję. - Założyłam workowaty podkoszulek i luźne spodenki. - To że widzi w tym coś seksownego zawsze będzie mnie zastanawiało.

   - Gdybyś była zwykłym chłopakiem, takim jak ja, zrozumiałabyś - zapewnia mnie.

   - Mhm.

   - A teraz, czas skopać kilka tyłków, kochanie. - Zeskakuje z łóżka i przechodzi koło mnie, by dotrzeć do drzwi, po czym otwiera je pozwala mi przejść jako pierwszej. Blake był bardzo miły i życzliwy w stosunku do mnie przez ostatnie kilka tygodni, czyli od kiedy zaczęliśmy się umawiać.

   - Pożałują tego, że z nami zadarli - mówi Blake, zamykając za nami drzwi frontowe.

   - Będą błagać o litość - zgadzam się z nim, mimo iż w ogóle nie wierzę w wypowiadane przez siebie słowa.

* * *

   - Przegraliśmy - mamrocze Blake ze smutkiem, wpatrując się w tablice z wynikiem. Po dłuższej chwili obraca się w moją stronę z wkurzonym wyrazem twarzy. - Wygaduję głupstwa. Ta gra była ustawiona.

   - Taa - zgadzam się, mimo że my jako jedyni trafialiśmy w ścianki toru.

Wściekły Blake podchodzi do grupy, a ja podążam za nim. Wszyscy wylegują się swobodnie na czerwonych, miękkich fotelach.

   - Oszuści - oskarża kolegów Blake, gdy już koło nich stoimy.

   - Po prostu nie umiesz przegrywać - odpowiada Chase lekceważąco. Nikogo nie obchodziła wygrana tak jak Blake'a.

Chłopak siada na kanapie koło Alec'a i chwyta moją rękę, sadzając mnie na swoich kolanach. Pochylam się do przodu, próbując wstać, ale Blake obejmuje ramionami moją talie, ciągnąc mnie w dół.

   - Blake.

   - Tak, Bront? - pyta niewinnie.

   - Wiesz, że nie lubię publicznego okazywania sobie uczuć.

   - Nie mój problem.

   - Ale powinieneś robić wszystko co ci powiem - mówię gderliwie, żartując sobie po części.

   - Musisz po prostu oprzeć się o mnie i wyluzować. Wiem, że to dla ciebie nowość..

   - To nie o to chodzi - wcinam się. - Czuję się niezręcznie okazując swoje uczucia publicznie. Wydaję mi się że wszyscy patrzą.

   - I co? Niech patrzą.

   - Zboczuch.

Czuje jak Blake trzęsie się że śmiechu po mojej odpowiedzi, gdy ja z powrotem opieram się o jego klatkę piersiową.

   - Ale nie. - Kręcę głową. - Przykro mi kolego. Nie będę tak robiła. - Wstaję, ale on znowu ciągnie mnie w dół.

   - W takim razie jak mam pokazać wszystkim, że jesteś moja? - pyta poirytowany.

Staram się powstrzymać samą siebie od wywrócenia oczami na jego zachowanie.

   - Nie musisz - zapewniam go, opierając się o niego z powrotem i tym samym poddając się w walce z nim. - Wiem, że jestem twoja, a ty wiesz, że jesteś mój. Proste.

   - Ale tamten koleś nie wie. - Spogląda gniewnie w bok, a ja idę za jego śladem i przenoszę wzrok na chłopaka stojącego kilka alejek od nas. Gostek przyszedł tu ze swoimi znajomymi i po prostu wpatruje się w nasza grupkę.

   - Patrzy na nas. Nie na mnie. - Śmieję się z paranoicznego zachowania Blake'a.

   - Nie potrafisz łączyć faktów. - Śmieje się. - Dlaczego miałby patrzyć na nasza paczkę?

   - Bo jesteśmy interesującymi ludźmi..? - Próbuję wymyślić jakieś wiarygodne usprawiedliwienie. - Poza tym, dlaczego miałby patrzeć na mnie?

   - Nie wciskaj mi kitu.

   - Jakiego kitu?

   - On myśli, że jesteś gorąca. Wiesz, że jesteś gorąca. Nie zachowuj się jakbyś była tego nieświadoma.

   - Ty myślisz, że jestem gorąca. Nie wszyscy czują do mnie pociąg.

   - Skąd wiesz?

   - Czy nasze dwie papużki nierozłączki mógłby w końcu przestać ze sobą flirtować? - odzywa się Chase, na co ja i Blake obracamy się, by zobaczyć całą paczkę wpatrującą się w nas. Prowadziliśmy naszą własną prywatną rozmowę, podczas gdy inni o czymś ze sobą gadali. - Zaczyna mnie to wkurzać.

   - Mówi ten, który nieustannie flirtuje z Amy - ripostuje Blake.

Chase uśmiecha się szeroko.

   - Winny.

Od pierwszego tańca na balu, Amy i Chase non- stop ze sobą przebywają. A Amy nawet odważyła się kilkakrotnie podejść do naszego stolika na stołówce. Nie przeszkadza mi to...nawet. Okej, podchodzę do tego trochę sceptycznie, ale myślę, że zaczęłyśmy akceptować siebie nawzajem i puściłyśmy przeszłość w niepamięć. Przynajmniej tak mi się wydaje. Z ust Amy nie wypadło żadne obraźliwe słowo skierowane do mnie od dnia, w którym siedziałyśmy razem na Historii.

   - Co z wami? Jesteście parą? - pyta Elle z zaciekawieniem. Widzę, że Amy ją irytuje, ale stara się tego nie okazywać.

   - Nie. Po prostu spędzamy że sobą dużo czasu i się często spotykamy. - Chase wzrusza ramionami, a my wszyscy na niego spoglądamy.

   - Wiesz, że to właśnie robią pary - mówi Reece.

   - Nie jesteśmy parą - odpowiada Chase defensywnym tonem.

   - Jak chcesz - odburkuje Reece nieprzekonany.

   - Ale super! - odzywa się Alec. - Teraz będziemy mogli chodzić na grupowe ranki!

Reece odchrząkuje.

   - Nadal jestem singlem.

   - Mogę ci kogoś znaleźć - mówi Chase. - Dziewczyny z balu były rozdarte, gdy zobaczyły mnie z Amy. Jestem pewien, że dzięki tobie się pozbierają i będą szczęśliwe w twoim towarzystwie. Nie tak szczęśliwe jak w moim, ale jednak.

   - Dzięki. - Chłopak wywraca oczami.

   - Nawet jeśli Reece znajdzie sobie dziewczynę, nasze grupowe randki będą pod znakiem zapytania. Nie podejdę na krok do Amy. To szmata - mówi Blake ostrym tonem.

   - Wcale nie - zaprzecza wkurzony Chase, wstając. Rozgląda się dookoła niezręcznie i z powrotem siada, zauważywszy swój dziwny wybuch. - Ona jest po prostu..skomplikowana..?

   - Była wredna dla Bronte.

Cała nasza grupa spogląda na niego bez wyrazu.

   - Ty też - odpowiada Chase.

   - Teraz jestem odmienionym człowiekiem.

   - Pft. - Zaczynam się śmiać. - Nazwałeś siebie człowiekiem? - pytam, na co Blake dźga mnie palcem w biodro.

Chase kontynuuje swoją rozmowę z Blake'iem, ignorując moją uwagę.

   - Amy również. Nie jest już taka zła.

   - Nie, nie - zaprzecza Blake. - Nadal jest szmatą.

Zauważam, że Chase'a zaczęła naprawdę wkurzać ta rozmowa, więc próbuję zmienić temat.

   - Więc Chase! Bardzo podobała mi się twoja przemowa na balu. Świetnym pomysłem było zacytowanie "Wrednych Dziewczyn".

   - Co to " Wredne Dziewczyny"? - pyta ze zmieszaniem i wcale nie wygląda jakby żartował.

Marszczę brwi.

   - Ty.. Nie oglądałeś " Wrednych Dziewczyn" przed napisaniem tej przemowy?

   - Nie - mamrocze i opada na siedzenie. - Ugh, kilka godzin pisałem tę przemowę i skończyłem o pierwszej nad ranem.

   - Oh.

Nie zdążam zastanowić się nad jego słowami, bo Alec zabiera głos.

   - Ludzie! Powinniśmy zagrać w laserowego paintballa!

   - Dokładnie - popiera go Chase, wstając z kanapy. - Alec, jesteś geniuszem.

Chłopak zakręca kosmyk włosów wokół palca jak dziewczyna i chichocze.

   - Oh, przestań. Zawstydzasz mnie.

Zaczynamy się z niego śmiać, wstając z sofy i ruszamy w stronę sekcji laserowego paintballa. Alfonso podchodzi do nas z szerokim uśmiechem.

   - Jak wam poszło?

   - Reece i ja wygraliśmy - odzywa się Chase, przybijając piątkę Reece'owi.

Alfonso chichocze i spogląda na Blake'a i mnie.

   - Nie wygraliście? Szkoda. Stawiałem na was. - Co za niemądry człowiek.

   - Chase i Reexe oszukiwali. Alec i Elle również - odpowiada Blake.

Alfonso po prostu się z niego śmieje.

   - Niech ci będzie, kolego. Więc prawdopodobnie wasza szóstka chce teraz zagrać w laserowego paintballa.

   - Tak - odpowiada Alec. - Weź nas do następnej grupy. Proszę i dziękuję.

Alfonso się śmieje i pisze coś na komputerze.

   - W porządku. Następna tura za pięć minut. Dante czeka na was w pokoju przygotowawczym.

   - Dzięki Fonsie! - wykrzykuje Chase, klepiąc mężczyznę po plecach, na co ten jedynie kiwa głową.

   - Nie mam pojęcia dlaczego jeszcze nie zabroniłem wam wstępu do tego miejsca.

Chase posyła mu promienny uśmiech i wszyscy ruszamy do pokoju przygotowawczego. Blake chwyta mnie za dłoń, a ja spoglądam na niego z podekscytowanym uśmiechem.

   - To tak jakbyśmy szli na paintballa.

   - Tak. Byliśmy drużyną marzeń, co nie?

Wchodzimy do pokoju przygotowawczego, który oświetlony jest czerwonym światłem. Na ścianach było pełno półek z laserami i koszulkami w zestawie, a w tle grała cicho szybka muzyka. Oprócz nas było jeszcze kilka innych osób czekających w pokoju.

   - Fuck yes. - Rechocze Chase. Bierze broń oraz koszulkę i natychmiast ją zakłada. - Kiedy ostatnio graliśmy w laserowego paintballa? Mieliśmy 11 albo 12 lat?

   - Yeah - zgadza się Reece, biorąc swoją własną koszulkę. - Tęskniłem za tym.

   - To takie ciężkie - jęczy Elle, gdy podnosimy broń. - Myślałam, że jestem od tego silniejsza.

Przed pojawieniem się Dante wszyscy jesteśmy wyposażeni w bronie i koszulki. Gdy nas widzi od razu się nachmurza.

   - Cholera. Wróciliście - mamrocze. Nie wiem dokładnie co się stało między Dante, a chłopakami, ale to musiało być coś poważnego.

Alec udaje, że dyszy z urażeniem.

   - Oh, nie bądź taki, Dante. - Wzdycha Chase. - To że prawie spaliliśmy twoją sekcję z laserowym paintballem, co równałoby się z wydaniem tysięcy dolarów żeby odbudować coś co nie byłoby tak samo fajne jak wcześniej nie oznacza, że musisz taki być. - Chase przez chwilę zastanawia się nad swoimi słowami. - Cholera, w mojej głowie brzmiało to lepiej.

Dante kręci głową.

   - Sprawiacie same problemy.

   - Tak właściwie, to jesteśmy teraz grzecznymi chłopcami - odpowiada Alec, obejmując ramieniem Elle, by podkreślić swoją wypowiedź. Drugiej ręki używa, do osłoniecia ust, by ukryć przed Elle co mówi do Dante. - Zmieniła mnie - szepcze puszczając do niego oczko, tak jakby to było tajemnica.

   - Ile jej zapłaciłeś? - pyta mężczyzna, bez mrugnięcia okiem.

   - Co? - pyta Alec na wdechu. - Dante, oskarżasz mnie o kupienie sobie dziewczyny?

   - Mmm.. Tak.. - odpowiada i spogląda na Elle. - Biedaku, kiedy kończy się kontrakt?

   - Za dwa miesiące, ale chyba to skrócę, bo nie wiem jak długo jeszcze wytrzymam.

   - To bzdury, a ja nie będę tego tolerował.. - Kłóci się Alec, ale Elle kładzie mu rękę na ustach, by go uciszyć.

Dante go ignoruje i spogląda na mnie, a potem na Blake'a. Unosi brwi.

   - Matko, nie mów mi, że ty również masz dziewczynę.

   - Yep. To Bronte. - Blake przyciąga mnie bliżej do siebie.

Dante po prostu się w nas wpatruje, po czym w końcu się odzywa.

   - Nie sądziłem, że kiedykolwiek ustatkujesz się dla jednej dziewczyny, Blake.

   - Ja również, dopóki nie spotkałem jej. - Blake wzrusza ramionami, czochrając mi włosy jakby od niechcenia, a ja posyłam mu znaczące spojrzenie, na co on posyła mi figlarny uśmiech.

   - Okej, a wiec gra powinna się zacząć. Dwójki czy trójki? - pyta, odwracając się od nas i podchodzi do małego komputera, znajdującego się w rogu pomieszczenia.

   - Dwójki - odpowiada Alec.

Dante wpisuje kilka rzeczy i wraca do nas z małym, czarnym, prostokątnym przedmiotem, który wygląda jak pilot. Podchodzi do każdego z nas i wymachuje tym koło naszych koszulek. Koszulki Elle i Alec'a podświetlają się no czerwono. Reece'a i Chase'a na niebiesko. A moja i Blake'a na żółto. Inne teamy odznaczały kolory: zielony, purpurowy i pomarańczowy.

   - Możecie już wchodzić. Macie minute na znalezienie miejsca i gra się zaczyna - informuje nas Dante, otwierając drzwi i ukazując nam ciemny pokój pełen labiryntów.

Chase wydaje z siebie odgłos wojenny, a czwórka z nas wbiega do pomieszczenia. Blake uśmiecha się do mnie szeroko.

   - Chodź. - Wskazuje głową w kierunku drzwi, a już po kilku sekundach biegamy po polu bitwy.

Nie mogę poradzić nic na to, że czuje się podekscytowana, gdy razem z Blake'iem pędzimy przez labirynt. Jesteśmy drużyną, ale nie parą, tylko najlepszymi przyjaciółmi - partnerami.

   - Tutaj - szepcze Blake, machając ręką, bym za nim szła. Robi fikołka i ukrywa się za jakąś ścianą. Podchodzę i siadam koło niego, śmiejąc się.

   - Jesteś szalony.

   - A ty dziwna. - Marszczy nos ze wstrętem.

   - A ty...głupi.

   - Ooo...ale mi powiedziałaś. - Wywraca oczami.

   - Zamknij się - mówię obrażona.

Blake się śmieje i pochyla do przodu z niewinnym uśmieszkiem. Opiera swoje czoło o moje i siedzimy tak przez chwilę w milczeniu. Lubię to robić. Mam go blisko przy sobie.

   - Kocham cię - mówi.

   - Ja ciebie też - odpowiadam, chichocząc. Jestem zakochaną nastolatka. Mogę chichotać.

   - Nie.. - Kręci głową. - Chodzi mi o to, że naprawdę cię kocham.

Dopiero po krótkiej chwili się odzywam.

   - Naprawdę?

   - Naprawdę.

Uśmiecham się do niego.

   - Cóż.. Ja również naprawdę cię kocham.

Twarz Blake'a od razu się rozjaśnia, a on sam chce coś powiedzieć, jednak głośny zgrzyt wydobywający się z głośników mu na to nie pozwala.

   - PIĘĆ. - Głęboki głos zaczyna odliczać, a ja z Blake'iem na siebie spoglądamy.

   - CZTERY...

   - TRZY...

   - DWA...

   - JEDEN...

   - ROZGRYWKA SIĘ ZACZYNA!

W głośnikach zaczyna rozbrzmiewać głośna, szybka muzyka, a Blake odrywa się ode mnie z szerokim uśmiechem.

   - Czas spuścić komuś łomot - mówi z podekscytowanym błyskiem w oczach, po czym wstaje i podaje mi rękę. Uwielbiam gdy taki jest. On jest szczęśliwy i ja jestem szczęśliwa i wszystko jest po prostu...idealne. Uśmiecham się w odpowiedzi i chwytam jego dłoń, wstając.

   - Chodźmy.

A już po kilku sekundach pędzimy razem przez labirynt. Jako drużyna. Jako drużyna, w której oboje jesteśmy gotowi pomóc sobie nawzajem, w której za siebie walczymy, w której walczymy razem i w której troszczymy się o siebie nawzajem.

I nie mówię tu tylko o grze.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top