Rozdział 6

  Nie, nie, nie, nie! Właśnie zaczęli nas gonić orkowie, a my skorzystaliśmy w pomocy Radagasta Burego!
  Gandalf skierował się w stronę Ukrytej Doliny. Po chwili zawołał tam całą kompanię. Thorin, tak samo jak ja, był niezadowolony z jego decyzji.
  Kiedy weszliśmy na główny dziedziniec, powitał nas tam Lindir, a potem przyjechał Elrond. Krasnoludy poszły na ucztę, a ja za nimi. Dębowa Tarcza, który szedł przy mnie, zauważył, że nie zdjęłam kaptura. Spojrzał na mnie pytająco.
  - Nie jestem tu mile widziana, a niemiłe zachowanie elfów Wysokich to naprawdę rzadkość- wyjaśniłam.
  Inni także mi się przysłuchiwali, ale elfy rozmawiały z Gandalfem i Panem Bagginsem.
  Zasiedliśmy do stołu, więc zajęłam miejsce obok Kilego. Kiedy się najadłam, zaczęłam przysłuchiwać się rozmowom przy "ważniejszym" stole.
  - Wędrujesz w ciekawymi osobami, przyjacielu- powiedział Elrond.- Krasnoludy, hobbit...
  - Jest z nami także elfka- rzekł Mithrandir, a ja momentalnie zamarłam. Ich spojrzenia spoczęły na mnie.
  - Wstań, i chodź do nas- gospodarz wskazał mi miejsce ręką.
  Westchnęłam, lecz spełniłam jego prośbę.
  - Zdejmij kaptur- Elrond zachmurzył się lekko.
  Znów go posłuchałam. Obecni, którzy mnie znali, wstrzymali oddech. Po chwili usłyszałam świst mieczy. Dwóch strażników zagrodziło mi drogę do Elronda. Zaśmiałam się gorzko.
  - Gdybym chciała, już bym was wszystkich zabiła.
  - Livien...
  - Lady Livien, Elrondzie- prychnęłam.- Wiem, nie chcesz mnie tu widzieć, ale pomagam Thorinowi. Gandalf wybrał tą drogę, musiałam tu przyjść.
  - Hmm...- zamyślił się.- Opuścić broń.
  - Mellon?- zdziwił się czarodziej.- Wy się znacie?
  - Idź do swojej komnaty. Wieczorem przyjdź do altany- zignorował go.- A wy pokażcie mi mapę.
  Puściłam oczko do Kilego i poszłam tam, gdzie mi kazał Pół-Elf.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top