Początek koszmaru
- Chyba nie chcesz się zabić, co nie?
Odwróciłam się powoli. Ujrzałam za sobą kobietę. Miała białe włosy do pasa a część z nich była związana w długiego warkocza ciągnącego się po środku. Jej blada cera pasowała do ciemnych oczu. Można było powiedzieć że nie posiadała tęczówek, bo zalewała je czerń. Ubrana była w białą suknie do ziemi, a wokół tali otulał ją czarny gorset. Wydawała mi się znajoma a jednocześnie odległa. Coś mnie do niej przyciągało a jednocześnie krzyczało UCIEKAJ!
- Źle wyglądam, że mi się tak przyglądasz?- przekrzywiła głowę przybierając lekko niezadowoloną minę. Pokręciłam przecząco głową na jej słowa, bo faktycznie dłuższy czas jej się przyglądałam.
- Nie, nie... - pomachałam rękami w samoobronie. Ponownie wlepiłam w nią wzrok ze zdziwieniem - Jak się tu dostałaś? – kobieta zaczęła się do mnie zbliżać. Wychyliła się za okno i wskazała na lewo od mojego pokoju.
- Koło tego pomieszczenia znajduje się wieża, w której mieszkam. – wskazała palcem. Również się wychyliłam. Wcześniej nie zauważyłam że jest tam jakaś wieża – Strasznie tu ponuro. Mogłabyś lepiej urządzić ten pokój. – stwierdziła rozglądając się po pomieszczeniu.
- Nie zamierzam tu mieszkać. – powiedziałam zbyt oschle jak na mnie. Kobieta zaśmiała się na moje słowa.
- Przepraszam, gdzie moje maniery! – ukłoniła się przede mną i uśmiechnęła się – Nazywam się Claris. – wyciągnęła do mnie rękę. Patrzyłam to na nią to na jej dłoń – Nie bój się , nic ci nie zrobię. – jeszcze szerzej się uśmiechnęła.
- Asumi. – powiedziała cicho podając jej rękę. Dopiero teraz zauważyłam że miała wyryte jakieś dziwne wzory na obu dłoniach. Przypominały czarne blizny w kształcie róż.
- To klątwa. – poinformowała, jakby czytała mi w myślach. Zatkało mnie kiedy mi odpowiedziała. Lekko się zakłopotałam i starałam się odwrócić wzrok od blizn.
- P-przepraszam ja nie chciałam...
- Nic się nie stało. Masz prawo wiedzieć co mi zrobił Carl. – jej mina zrzedła, zaś na mojej pojawił się strach. Carl coś jej zrobił?– Mieszkałam wraz z młodszą siostrą daleko stąd, z dala od ludzi. Byłam tuż po siedemnastych urodzinach. Pewnego dnia przyjechał czarnowłosy mężczyzna o czerwonych oczach. Był nim Carl. Zabrał mnie pod przymusem do swojej rezydencji i oznajmił że w najbliższym czasie zostanę jego żoną. Opierałam się jak najmocniej. Próbowałam wielokrotnie popełnić samobójstwo, ale zawsze los chciał inaczej lub ktoś mnie ratował. W końcu po dłuższym czasie dotarło do niego że zrobię wszystko żeby tylko nie być jego żoną. Za karę zamknął mnie w wieży i zamurował jedyne wyjście i wejście przy okazji. Cieszyłam się że moje męczarnie niedługo się skończą, ale niestety tak się nie stało. Jestem tam do dziś uwięziona i samotna. Nikt mnie nie może zobaczyć, dlatego zdziwiło mnie to że mnie usłyszałaś. Moja dusza jest uwięziona w tym świecie i w tym przeklętym miejscu. – spojrzała na mnie wzrokiem przepełnionym bólem i cierpieniem. Coś we mnie pękło, gdy mi to powiedziała. W głębi serca, przypuszczałam że ja skończę podobnie, a nawet gorzej – Nie musisz nic mówić, wiem co sobie myślisz. Biedna, umierająca z samotności, rozdarta dziewczyna...
- Wcale tak nie myślę... - pokręciłam przecząco głową – Jest mi przykro, ale na to już za późno. – spojrzałam na zachodzące słońce za horyzontem – Ja też nie zamierzam zostać jego żoną.
- I nie zostaniesz. – zdziwiłam się na jej słowa. Spojrzałam jej prosto w oczy. To dziwne ale to jedno zdanie podniosło mnie na duchu – Pomogę ci się stąd wydostać. Nie pozwolę żeby ON coś ci zrobił.
- Dlaczego chcesz mi pomóc?
- Bo nie chcę żeby ktokolwiek cierpiał tak jak ja przez niego. – podeszła do mnie i przytuliła – Dlatego proszę cię, zaufaj mi.
Nie wiedziałam czy mogę jej zaufać. Coś mi się w tym wszystkim poważnie nie zgadzało. Po za tym, ten gest wydawał mi się z jej strony sztuczny... Nie wiem dlaczego. Miałam wrażenie, że jakby miała zostać żoną Carla, to chociaż raz widziałbym ją w wizji. Tym czasem wiedzę ją pierwszy raz w życiu.
- Nie lękaj się mnie. Jestem taka sama jak ty, a raczej byłam. Też nie miałam przy sobie nikogo. Wszyscy moi bliscy odeszli z tego świata a ja pogrążałam się w smutku i nienawiści. Nie chcesz się stać taką osobą jak ja, dlatego też przyjmij moją pomoc. – znowu poczułam jakby czytała w moich myślach.
- Dobrze... - powiedziałam niepewnie zdobywając się na uśmiech. Ta rozpromieniła się cała na moją decyzje. Wykrzywiła trochę głowę i przyjrzała mi się uważnie.
- Też jesteś wampirem, co nie?
- S-skąd to wiesz? – trochę przeraziła mnie jej wiedza na każdy temat.
- Umiem doskonale rozpoznawać różne istoty... ale coś mi w tobie nie pasuje. Tak jakby coś niwelowało twój zapach. To jakiś silny amulet...
- Ja... ja nie pamiętam co to może być... - wyszeptałam – Carl ukradł mi wspomnienia. – nie wiem dlaczego jej to powiedziałam.
- To nic! – uśmiechnęła się po chwili – Pomogę ci. To miejsce jest pełnie niewiadomych, wszystko może się w min zdarzyć. – podniosła ręce ku górze i okręciła się dookoła, przy tym szeroko się uśmiechając. Nie mogłam pojąc dlaczego jest skora do takich radosnych gestów w takim miejscu jak to – Skup się, a może coś ci się przypomnisz. – pokazała mi fotel – Rozluźnij się i skup tylko na tym jednym, konkretnym zdarzeniu. – kiwnęłam głową i zrobiłam to co zasugerowała. Zamknęłam oczy i maksymalnie się skupiłam.
Chwilę widziałam ciemność ale po chwili za ciemną mgłą dostrzegłam zarys dwóch sylwetek. Byłam to ja i Risa. Stała za stolikiem i coś trzymała w ręce.
- Patrz!
- Co to jest?
- To talizman, dzięki któremu nie jesteś wyczuwalna przez inne wampiry. – Podeszłam bliżej do mojej siostry która trzymała jakiś drobiazg w dłoni. Był nim czarny kolczyk. Wspomnienie zaczęło zanikać.
Otworzyłam oczy i na dzień dobry przywitała mnie zaciekawiona mina Claris.
- I jak? Zobaczyłaś coś? – wstałam z fotelu i podeszłam do lustra. Odsłoniłam włosy z ramion. Tak jak przypuszczałam. Miałam kolczyk przy sobie. W jednym uchu miałam jeden kolczyk z białym kryształem a w drugim dwa, taki sam biały i ten czarny talizman. – Coś się stało?
- Od kąt pamiętam miałam tendencję do niezdejmowania kolczyków. Nie wiem czy w tym przypadku okazało się to dobre. – lekko się zaśmiałam.
- To te kolczyki? – zdziwiła się białowłosa.
- Tak, a konkretnie ten czarny. – wskazałam palcem.
- Nie domyśliłabym się. – stwierdziła z dziwnym tonem po dłuższym czasie. Pochyliła się bliżej mojego ucha i przyjrzała mu się zaciekawiona. Po chwili zaczęła nerwowo rozglądać się po pokoju.
- Coś się stało?
- Niedługo wzejdzie księżyc, ze względu na klątwę musęewrócić do wierzy. Schowaj talizman i powiedz mi gdzie on jest. – spojrzała na sukienkę która leżała w folii na fotelu – Carl cię wzywał prawda?
- Niestety... - westchnęłam.
- Ubierz się w nią. Postaraj się wyglądać naturalnie i postaraj się mu zaimponować. Wrócę jak tylko zajdzie księżyc, żegnaj Asumi.
Claris zniknęła za ścianą, zostawiając mnie samą w pokoju. Głośno westchnęłam i podeszłam do toaletki. Głupotą byłoby tak po prostu wrzucić ten talizman do pierwszej lepszej szkatułki. Po za tym nie miałam pewności czy mogę ufać Claris. Może zdeklarowała się, że mi pomoże ale to nadal nie czyni z niej mojego sprzymierzeńca. Po za tym jej osoba i zachowanie bardzo mnie zdziwiły...Można nawet powiedzieć że wprawiły w zakłopotanie. Nie wiem czy jako taka osoba jak ona zachowywałabym się tak wobec nowo poznanej osoby...
Ona mi kogoś przypomina... ale nie mam pewności kogo?
Jest tu uwięziona, nikt jej nie widzi, jest samotna i pała nienawiścią do właściciela tej posiadłości. Sama mi to powiedziała. A jednak... wydaje się być kompletnie obojętna na to wszystko...
W trakcie rozmyślania po omacku zaczęłam szukać wgłębienia za toaletką. W końcu natrafiłam na jakąś głębszą dziurę i tam właśnie postanowiłam wsadzić kolczyk. Spojrzałam na zegar, wskazywał godzinę 21:48. Postanowiłam się odświeżyć.
Po kilkunastu minutach wyszłam z łazienki. Mój wzrok przyglądał się sukience przykrytej folią i stercie pudełek leżących obok. W końcu chwyciłam wieszak i zdjęłam ochronne okrycie. Ukazała mi się bordowa suknia balowa. Miała długi dopasowany rękaw obsypany małymi, czarnymi kwiatami. Dekolt i gorset również były ozdobiony kwiatami, które kaskadami sypały się ku dołowi długiej sukni.
Odłożyłam ją na łóżko i zabrałam się za otwieranie pudeł. W jednym były czarne buty na korku, w drugim bordowe rękawiczki, w trzecim wianek z czarnych róż a w czwartym była czarna kolia. Jak ją zobaczyła od razu przypomniał mi się medalion matki. Pamiętam że włożyłam go do kieszeni marynarki, której nie było w pokoju. – Później jej poszukam, mam mało czasu... - stwierdziłam nerwowo zerkając na stary zegarek.
Nie zwlekając szybko ubrałam suknie, co okazało się nie być tak prostym zadaniem (ze względu na wiązany gorset) a następnie buty. Usiadłam przed toaletką i nieudolnie próbowałam związać włosy. Po dłuższym czasie uznałam że zaplotę je w warkocz. Założyłam wianek z róż, a kwiaty które poodpadały wplotłam w warkocz. Zapięłam kolię na swojej bladej szyi, ubrałam rękawiczki i już byłam gotowa do wyjścia. – Czegoś mi jeszcze brakuje... - westchnęłam rozglądając się po pokoju. Nagle w drzwiach stanął ten sam kamerdyner co poprzednio.
- Pan oczekuję. – poinformował oficjalnym tonem.
- T-tak... - kiwnęłam niepewnie głową. W ostatniej chwili mój wzrok padł na perfum – O! – krzyknęłam a kamerdyner lekko podskoczył z zaskoczenia. Nadusiłam kilkukrotnie pompkę z flakonikiem. Zapach był cudowny. Czułam jak się rozpływam pod wpływem tej magicznej woni.
Ale właściwie po co to wszytko robię? Przecież chyba nie dla niego? Nienawidzę go i to już nigdy się nie zmieni!
- Panienko, już czas. – upomniał mnie kamerdyner.
- Przepraszam. – spuściłam niewinnie głowę w dół i wyszłam z pokoju. Kamerdyner wyszedł na przód oświetlając nam drogę świecznikiem, który trzymał w ręce.
Za oknem panowała bezkresna ciemność. Jedynym światłem były gwiazdy i piękny, ogromny księżyc. Gwiazd było tysiące. Migotały zimnym blaskiem. Z ogromnych okien znajdujących się na korytarzu był przepiękny widok na nocne niebo. Idąc tak przez korytarz zaczęłam sobie powtarzać te same słowa w głowie.
Pamiętaj że masz wyglądać naturalnie...
Musisz wzbudzić jego sympatię...
Chociaż z tego co wiedziałam to i tak co nie powiem to mnie ubóstwia...
PRZESTAŃ głupia!
Bądź miła...
Tylko jak można być miłym dla mordercy swojej rodziny?!
Cholera! Bądź miła!
Ni z tego ni z owego wymsknęło mi się do kamerdynera
- Jaki on jest? – chwilę milczała, ale po chwili odpowiedział mi
- Nie mnie osądzać mego chlebodawcę. – no to się dużo dowiedziałam...
- Duża ta rezydencja... - stwierdziłam żeby zmienić temat, lecz ten się nie odezwał. Chciałam się go zapytać gdzie tak dokładnie idziemy i czy długo jeszcze, ale wolałam swoje pytania zastawić dla siebie i drogę spędzić w milczeniu.
Po dłuższej chwili skręcania w różnie zaułki kamerdyner zatrzymał się naprzeciwko dość sporawych drzwi.
Momentalnie poczułam jak moje ręce robią się wilgotne od potu, po ciele przechodzi nieprzyjemny dreszcz i jak moje nogi robią się jak z waty. Mężczyzna nastąpił mocno na drzwi i otworzył oba skrzydła. Oślepiło mnie ciepłe światło. Ujrzałam przed sobą ogromne pomieszczenie a na samym jego środku długi, dębowy stół z zawrotną ilością krzeseł. Mój wzrok powoli wędrował po potrawach znajdujących się na stole. Z zachwytu i zdziwienia wyrwał mnie jego głos.
- Witaj Asumi.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
6 gwiazdek + 13 wyświetleń = next
Miłego czytania wampirki *3*
Chcę was również zachęcić do zerknięcia do mojego nowego Fanfiction o braciach Sakamaki
pt. "Kiss Devils - Diabolik Lovers"
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top