Warlock love
Zakochani siedzieli na dachu auta a ja stałam opierając się o jego drzwi. Coś długo mu to zajmuje. W końcu zjawił się razem z dziewczynką. Coś za łatwo to poszło. Umowa została dopełniona.
- Bez was nie uratował bym jej-
- Nie tak prędko kowboju-
Clary była zajęta sprawdzaniem czy na pewno, pozbyła się całej spalenizny.
- Nie rób tego-
Spojrzałam na dziewczynkę i ukazałam jej na chwilę swoje znamię.
- Nic dobrego Cię nie spotka z tym człowiekiem-
Dziewczynka jednak otworzyła portal i zabrała ze sobą Clary, nim zareagowaliśmy.
- Za łatwo nam poszło-
- Zdecydowanie za łatwo. Na mnie pora-
- Dokąd to? Clary zniknęła!-
- Wiem wampirze, nie zostawię jej w rękach tego człowieka. Nie martw się o to-
- On ma na imię Simon a nie wampir-
- Dobrze wiedzieć-
Rzuciłam na odchodne i sama przeszłam przez portal. Znalazłam się bezpośrednio w instytucie i wpadłam od razu na jakiegoś Łowcę.
- Co ty tutaj robisz? Podziemni nie mają tu wstępu-
- Na pewno nie Ciebie szukałam-
Przyjrzałam się mężczyźnie oceniającym wzrokiem i akurat zadzwonił mój telefon.
Tak słucham?
Crystal?
Zgadza się to ja
Mówi Stiles
Stiles? Coś się stało w kawiarni?
Nie, z kawiarnią w porządku
To dobrze. Czy ta rozmowa może zaczekać?
Nie bardzo
Stiles, zadzwonię później. Mam tutaj wręczy kryzysową sytuację
Rozłączyłam się nie dając mu dojść nawet do zdania i zwróciłam się do Łowcy, który mi się przyglądał bacznie.
- Nie gap się tak bezczelnie na mnie, tylko prowadź do władz-
- Ja tutaj rządzę-
- Tak jasne, a ja jestem księżną Monako. Gdzie Lightwood?-
Akurat dostrzegłam go w oddali.
- Nie ważne, sama go znalazłam-
Zostawiłam mężczyznę samego sobie i udałam się do interesującej mnie osoby.
- Cześć-
Przywitałam go z uśmiechem.
- Crystal? Coś się stało?-
- Clary została porwana-
- Porwana?-
Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Ten typ spod ciemnej gwiazdy ma za dobry wpływ na małą Madzie-
- Valen...-
- Tak, on. Oczywiście, mogę ją namierzyć, ale wolę tam kogoś posłać-
Zapanował chwilowa cisza między nami.
- Krąg mnie chciał dopaść, gdy miałam sześć lat-
Bąknęłam nie patrząc na niego.
- Tak przy okazji, to jakiś facet uznaje się za głowę Instytutu-
I wskazałam mężczyznę, na którego wcześniej wpadłam.
- Mówisz o Aldertree? On faktycznie tu rządzi, ale już nie długo-
Alec zaczął rozmawiać o czymś z innymi Nephilim. Niespodziewanie podszedł do niego Aldertree.
- Zignorujcie rozkaz-
Że słucham?
- Co ty wyprawiasz?-
- Coś czego ty nie potrafisz, czyli dowodzi-
- Nie pozwolę Valetine'owi zniszczyć Podziemia-
- Póki co Podziemie niszczy nas-
Zagotowało się we mnie.
- Odszczekaj to aniołku-
- Bo co?-
Spojrzał na mnie.
- Crystal, spokojnie. On nie jest tego wart-
Alec próbował mnie uspokoić, ale gdy tylko położył dłoń na moim ramieniu, od razu ją zabrał. Nie odzywałam się tylko hardo spoglądałam na mężczyznę przede mną. Wyglądał na nieugiętego, ale powoli zaczął się uginać pod moim spojrzeniem.
- Dawno nie było mnie w Idrysie-
Odezwałam się ze złośliwym uśmieszkiem, wciąż spoglądając Aldertree w oczy. W końcu mu odpuściłam i spojrzałam na Lightwood'a.
- Yin fen to paskudztwo, ale mogę pomóc Isabelle-
- Skąd to wiesz?-
- Ty masz swoje sposoby a ja swoje-
- Zdradzisz mi jakim cudem byłaś w Idrysie, skoro nie cierpisz Łowców?-
- Żeby robić interesy nie trzeba się z kimś przyjaźnić mój drogi-
- Żaden Nephilim Ci nie uwierzy-
- Lepiej żebyś nie chciał się przekonywać kto i w co mi uwierzy-
I kto by pomyślał, że prowadzenie własnej kawiarni może zapewnić mi takie wpływowe kontakty.
- Więc siedź teraz cicho, a jak mi się coś nie spodoba to Clave chętnie się bliżej przyjrzy twoim postępkom i nie żartuję. On rządzi, ty siedzisz cicho i Clave o niczym nie wie. Mam nadzieję, że wyraziłam się wystarczająco jasno-
- Róbcie co każe-
- Cieszę się, że obyło się bez większych szkód-
Uśmiechnęłam się do niego i zaczekałam aż sobie pójdzie.
- Jezu, to twój szef?-
Spojrzałam na Alec'a ze współczuciem.
- Nikt go nie lubi-
- Nie dziwie się-
Mruknęłam w odpowiedzi.
- Tak właściwie, to co tu robisz?-
- Mówiłam, porwano Clary-
- Przecież wy się nawet nie przyjaźnicie-
- Tak jak ty byś był jej najlepszą przyjaciółką-
Zwróciłam mu uwagę.
- Słuszna uwaga-
- Z resztą, miałam się otwierać na przyjaźnie-
Dodałam wzruszając ramionami.
- Będę potrzebowała jakiejś jej rzeczy-
Nagle rozległ się dźwięk alarmu.
- Co się dzieje?-
- Zaraz się dowiemy. Wszyscy w gotowości-
Nephilim zaczęli przygotowywać się na ewentualne nieprzyjemności i ja też postanowiłam wziąć w tym udział. Stanęłam na przedzie, obok Lightwood'a gotowa na ewentualne starcie. Gdy drzwi się otworzyły ujrzeliśmy kilku Nephilim na podłodze a pośród nich małą czarownicę.
- Madzie?-
Alec ostrożnie się do niej zbliżył, ale ta go zamknęła w windzie. Pozostali Łowcy zaczęli się do niej zbliżać. Dziewczynka zdjęła apaszkę i ukazało się jej znamię. Skrzela, dzięki którym można pochłaniać powietrzę. Nieźle. Po chwili zostałam tylko ja i ona. Drzwi ponownie się otworzyły.
- Kto jest moją ulubioną czarownicą?-
Valentine zwrócił się do dziewczynki a później spojrzał nam nie.
- Musisz być jakaś wyjątkowa, skoro nie leżysz-
- Zaraz to ty będziesz leżał-
- Odważna jesteś. Lub raczej głupia-
Głupi to jesteś ty. Skupiłam się na jego ludziach i na tym co może ich spotkać. Zaczęła się pojawiać mgła.
- Madzie, mogłabyś?-
Uśmiechnęłam się tylko a mgła przybierała na sile. Zaczęła obejmować jego ludzi. W krótkim czasie sięgnęła im do połowy pasa.
- Jeszcze chwila a po twoich ludziach nie będzie śladu. Ty będziesz następny-
- To tylko zwykła sztuczka-
- Jesteś pewien?-
Powoli mgła zaczęła wspinać się wyżej po jednym z jego ludzi i dało się słyszeć, że się zaczyna dusić.
- Madzie, kochanie czy mogłabyś coś zrobić?-
Skupiłam się na kolejnej osobie. Ta z kolei zaczęła krzyczeć i szukać przyczyny swojego bólu, ale nie znajdzie go, bo nie może zajrzeć do swoich żył w których gotowała się krew. Kolejnemu Nephilim zaczęła płynąć krew z nosa, oczu i uszu. Mała czarownica wyciągnęła rękę w moją stronę próbując coś zrobić, jednak nie była wstanie mnie jakkolwiek skrzywdzić. Jest zdecydowanie za młoda by znać takie zaklęcia. Kolejnego człowieka Valetine'a zaczął ogarniać stan psychozy a kolejna zaczęła atakować samą siebie.
- Przydasz mi się. Dołącz do mnie-
Odezwał się z uśmiechem. Najwyraźniej mówiąc był pod wrażeniem tego co zrobiłam.
- Po moim trupie-
- To by była wielka strata, ale skoro nalegasz-
Wyjął swój miecz i chciał mnie zaatakować, ale bron wypadła mu z rąk i upadła z łoskotem na ziemie świecąc się na czerwono. Zaklęcie rozgrzewające stal, zawsze przydatne. Nie przejął się i wznowił na mnie atak, ale zderzył się z niewidzialną ścianą.
- Ty naprawdę myślisz, że tak łatwo mnie dostaniesz? Już raz Ci nie wyszło i jak widzę, żadnych lekcji z tego nie wyniosłeś-
- Nie wiem o czym mówisz, ale mam jeszcze jego-
Machnął na kogoś ręką i przyprowadzono Simon'a.
- Uuu, ale się boję. Co on ma mi niby zrobić?-
- Przemieni cię-
- Najpierw musi do mnie się przedostać-
- W porządku, to na pewno Cię zmiękczy-
Przystawił wampirowi miecz do gardła. Kolejne zaklęcie sprawiło, że jedna ze strzał leżących na podłodze uniosła się.
- Co ty niby chcesz mi tym zrobić dziecko?-
Skierowałam strzałę w stronę jego gardła. Przelatując blisko niego rozcięła skórę i polała się stróżka krwi. Mężczyzna złapał się za zranione miejsce, tym samym puszczając nastolatka, którego natychmiast przeciągnęłam na swoją stronę. Niespodziewanie w drzwiach pojawił się ktoś kogo nie widziałam od lat.
- Lewis?-
- Wybacz mi proszę-
Spojrzał na mnie smutno i ruszył w moją stronę a ja stałam w bezruchu zszokowana tym co widzę. Szedł na mnie z ostrzem a ja nawet nie mogłam się ruszyć. Nie potrafiłam uwierzyć własnym oczom. Narzeczony mojej kochanej Iris u boku tego szaleńca, idzie mnie właśnie zabić.
- Crystal!-
Zareagowałam w ostatniej chwili. Zamknęłam Lewis'a w niewidzialnym pudełku a on nawet nie protestował. Rozejrzałam się za nastolatkiem, ale nigdzie go nie było. Uwolniłam z windy Lightwood'a.
- Jesteś cała?-
Podszedł do mnie i położył rękę na moim ramieniu, ale nie zareagowałam na to.
- Żyje?-
- Nie wiem-
Odpowiedział mi ze smutnym wyrazem twarzy. Pudełko zniknęło a mężczyzna mnie objął.
- Dlaczego?-
Zapytałam go łamiącym głosem. Lecz żadnej odpowiedzi nie otrzymałam.
- Crystal, kim jest ten mężczyzna?-
Odepchnęłam od siebie byłego służącego i zwróciłam się do Nephilim.
- Nikim więcej jak zdrajcą. Chodźmy, trzeba ocalić Podziemie-
Obdarzyłam Lewis'a rozczarowanym spojrzeniem i oddaliłam się od niego. Do Alec'a ktoś zadzwonił, ale nie bardzo przywiązywałam do tego uwagę. Szłam tak myśląc o szatynie, o tym, ile przeszliśmy i ile dla niego znaczyłam ja i Iris, że aż nie potrafiłam uwierzyć, że był teraz u boku kogoś kto próbował mnie zabić. Moje rozmyślania przerwał dźwięk przychodzącego połączenia. Odebrałam nawet nie sprawdzając kto dzwoni.
Tak?
Wiem, że masz własne kłopoty, ale ja naprawdę nie wiem co robić
Słysząc głos nastolatka zamarzyłam brew i złapałam się za mostek nosa.
Nie wiem co to za tragedia, ale daj mi chwilę
Dziękuję Ci Crystal
Ta
Mruknęła i rozłączyłam się. Otworzyłam portal i zjawiłam się przed kawiarnią. Napisałam do nastolatka z zapytaniem, gdzie są. Nie musiałam długo czekać, bo po chwili przyszła odpowiedź z miejscem, gdzie się znajdują. Dobrze, że zwiedziłam miasto wcześniej i mogę bez problemu się tam dostać. Gdy tylko weszłam do środka napotkałam zmartwionego Stiles'a.
- Wybacz, że Cię odciągam od własnych problemów, ale spanikowałem i...-
- W porządku Stiles-
Uśmiechnęłam się do niego i położyłam mu dłoń na ramieniu w geście uspokojenia.
- I niby jak nam twoja koleżanka z pracy pomoże? Ciasto mi upiecze?-
Zapytał z kpiną w głosie.
- Żebyś wiedział. Ciasto z trutką na wilkołaki i dopilnuję, żeby nikt Ci nie podał na to odtrutki-
Odpowiedziałam mu złośliwie.
- Nnaprawdę tak zrobisz?-
- Nie Stiles, poprosiłeś mnie o pomoc i ją otrzymasz bez względu na to jak bardzo uroczy jest twój kolega-
- Nie jesteśmy kolegami-
- Nie ważne. Któryś mi raczy streścić co się stało, czy mam sama to zrobić?-
- Poradzimy sobie bez Ciebie piekareczko-
- W porządku-
Skinęłam głową i podeszłam do stołu, przy którym stał wilkołak. Dopiero teraz zauważyłam, że jest bez koszulki, ale nie przejęłam się tym, bo mieszkanie z blondynkiem już mnie przyzwyczaiło do takich niespodzianek.
- Mówiłem już, że nie potrzebna jest nam twoja pomoc, więc idź stąd zanim coś Ci się stanie-
Warknął w moją stronę a ja chwyciłam go za nadgarstek i pociągnęłam w swoją stronę.
- Twoje groźby będą miały jedynie dla Ciebie opłakane skutki. Znikające krzesło to nic w porównaniu do tego co jeszcze może Cię spotkać-
Ostrzegłam go i puściłam jego nadgarstek. Spojrzałam mu w oczy, żeby móc w ten sposób dojrzeć w jego oczach wspomnienia. Stałam tak przez chwilę w bezruchu.
- Szkoda, że spudłowała ta łowczyni. Byłby jeden kłopot mniej-
Odezwałam się ze złośliwym uśmiechem a na twarzy wilkołaka przez moment gościło zaskoczenie a ja zwróciłam się do Stiles'a.
- Mogę temu zaradzić szybciej niż pojawienie się Scott'a z właściwą kulą-
- Naprawdę?-
- Oczywiście, ale to jednorazowa przysługa-
- Ale to...-
- Omówimy to później-
Nim zabrałam się do działania kontem oka dostrzegłam kartkę. Pochwyciłam ją i tylko przelotnie na nią spojrzałam. Rozpoznając charakter pisma od razu ją spaliłam.
- Dlaczego tak trudno Ci zrozumieć, że jesteś nam tu niepotrzebna? Nikt tu cię nie chce. Rozumiesz?-
Oparł się rękoma o blat i przybliżył do mnie. Próbował być groźny, ale fakt, że tojad go powoli wykańczał uniemożliwiał mu to.
- Skoro tak mówisz to ja tu postoję i popatrzę jak tojad Cię powoli wykańcza. To będzie bardzo satysfakcjonujący widok-
Odpowiedziałam mu niewzruszona jego słowami. Stanęłam pod ścianą, oparłam się o nią i przyglądałam się wszystkiemu z niewzruszonym wyrazem twarzy. Wiem co obiecałam nastolatkowi i słowa dotrzymam, ale czy to oznacza, że nie mogę trochę podenerwować gburka?
- No i na co czekasz głupia piekareczko?-
- Aż umrzesz, ale dłuży się to więc chyba ci pomogę-
Skoncentrowałam się na krwi w jego żyłach i stopniowo zaczęłam zwiększać jej temperaturę.
- Wiesz co się stanie, gdy zacznie wrzeć krew w twoich żyłach?-
- Umrze. Dlaczego to robisz?-
Nie odpowiedziałam tylko zwiększyłam temperaturę krwi wilkołaka na co się wyraźnie skrzywił z bólu.
- Nienawidzę, gdy przeciwnik mnie nie docenia, bo myśli, że jestem słabą, głupią dziewczyneczką z kawiarni-
- Bo jesteś-
Odezwał się wilkołak, wciąż krzywiąc się z bólu.
- Nie jestem dziewczynką z kawiarni a z kawiarnią i to nie jedną, głupia też nie jestem i to twój błąd, że mnie nie doceniasz-
Pomieszczenie przeszył stłumiony krzyk wilkołaka, wywołany bólem. Krew w jego żyłach zaczynała powoli się gotować. Z oczu zaczynała lecieć krew a co za tym szło jego i tak już nadwyrężony organizm ogarnęła kolejna fala bólu. Niestety, na mnie też to zaczynało się powoli odbijać.
- Masz szczęście, że skopałam dzisiaj kilka tyłków-
Warknęłam w jego stronę wściekła swoją porażką. Podeszłam do stołu i położyłam dłonie na blacie. Po chwili pojawił się pod nimi tojad, który od razu zmieniłam w proch.
- O to chodziło?-
Zapytałam podnosząc dłonie, ukazując tym samym co było pod nimi.
- Co to jest?-
Odezwał się dotąd milczący nastolatek.
- Proch zrobiony z tojadu nordyckiego-
- Tak, to to. Muszę to tylko podpalić i umieścić w ranie-
Oznajmił wilkołak i nim zdążył sięgnąć prochu, podpaliłam go i zaczekałam aż skończy się palić. Zgarnęłam go do ręki, obeszłam stół, wzięłam jego rękę i wcisnęłam proszek w jego ranę. W tym samym momencie ktoś wszedł do kliniki.
- Mam ją-
- Już po problemie-
Odezwałam się do nastolatka.
- A my porozmawiamy później. Do tego czasu postaraj się nie ściągać na siebie kłopotów Stiles-
Zwróciłam się do nastolatka i wyszłam przed klinikę. Akurat, gdy wróciłam było już rano.
- Nie ma jej z tobą?-
- Nie, rozdzieliliśmy się w pewnym momencie-
Podeszłam bliżej Alec'a i taty.
- Kogo szukacie?-
Zapytałam a oni się odwrócili i od razu zostałam zamknięta w uścisku.
- Nie znikaj tak więcej. Martwiłem się strasznie-
- Martwiłeś się o mnie?-
Zapytałam Nephilim.
- Tak, bałem się, że straciłem Ciebie i Magnus'a-
- To miłe-
Uśmiechnęłam się do niego.
- Wybacz, zamyśliłam się i nie zauważyłam nawet, żesię rozdzieliliśmy a potem byłam pomóc Stiles'owi
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top