Little blade pt. II
Tydzień później
Było mi żal opuszczać chłopaków, ale chciałam mieć brata na oku i w razie czego go chronić. Obiecałam im, że będę ich odwiedzać tak często jak się da i będę brać udział w misjach, bo tego nie odpuszczę. Nie byłabym sobą. Właśnie skończyłam rozpakowywać ostatni karton, gdy rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Zbiegłam po schodach i otworzyłam drzwi.
- Dzień dobry Szeryfie, właśnie miałam jechać na komisariat-
Przywitałam mężczyznę z uśmiechem.
- Doprawdy? W jakiej sprawie?-
- Trochę nietypowej, ale wszystko wyjaśnię na komisariacie-
- W porządku-
- Barney, wychodzę!-
Oznajmiłam mojemu opiekunowi.
- Dokąd?-
- Załatwić sprawy na komisariacie-
- W porządku. W razie problemów dzwoń-
- Jasne-
Uśmiechnęłam się do niego, zabrałam z wieszaka kurtkę, zgarnęłam kluczyki od motoru oraz kask i wyszłam z domu. Ubrałam kurtkę, włożyłam kask i wsiadłam na motor.
- Kitty twoje dokumenty-
- A tak, racja. Dzięki-
Zabrałam dokumenty, wsadziłam je do bagażnika i ruszyłam za szeryfem na komisariat. Z racji, że mieszkaliśmy na samym skraju strefy mieszkalnej podróż trochę nam zajęła, szczególnie, że była to jazda przepisowa, jak przystało na stróża prawa. W końcu dotarliśmy na miejsce. Zabrałam potrzebne mi rzeczy, weszłam na komisariat za Szeryfem i od razu wpadliśmy na jakiegoś nastolatka. Jeśli się nie mylę chodzi do jednej szkoły z moim bratem i chyba za sobą nie przepadają.
- Cześć tato. Masz jakiś patrol dzisiaj?-
- Nie synu. Teraz przepraszam, ale muszę się zająć sprawą śmierci Pana Lahey-
- Jakieś postępy?-
- Cóż za chwile się dowiemy-
Nastolatek spojrzał z zaciekawieniem na ojca a potem dostrzegł mnie i się do mnie uśmiechnął.
- A ona za co tu trafiła?-
- To córka Pana Lahey-
- Córka?-
- No przecież nie syn-
Odezwałam się przerywając ich rozmowę.
- Przepraszam, że przerywam rodzinną pogawędkę, ale nie chciałabym tu spędzać całego dnia-
- Oczywiście. Widzimy się w domu synu-
- A mogę chociaż wiedzieć, jak ma na imię siostra Isaac'a?-
- Blade-
- Strasznie dziwne imię-
- Na tą chwilę wystarczy to-
Odezwałam się do nastolatka i weszłam do gabinetu Szeryfa.
- Przepraszam za mojego syna. Uwielbia mi pomagać w różnych sprawach-
- Nie ma sprawy. Sama często pomagam mojemu opiekunowi-
- Właśnie. Chciałbym wyjaśnić tą kwestię-
- Proszę pytać. Nie mam nic do ukrycia-
W tym temacie.
- Nazywasz się Catherine Lahey, ale twoim prawnym opiekunem jest nijaki Barney Ross-
- Zgadza się-
- Jak?-
- Bardzo prosto Panie Szeryfie. W wieku siedmiu lat zostałam porwana z parku a później wpadłam w ręce niebezpiecznych ludzi skąd wyciągnął mnie Barney i zdecydował się mnie wziąć pod swoje skrzydła-
- To, dlaczego nie masz takiego nazwiska jak on?-
- Liczył, że ktoś z mojej rodziny będzie mnie szukał i tak już zostało mimo upływu czasu i tego, że nikt się po mnie nie zjawił-
- Pan Lahey nie zgłaszał zaginięcia-
- Cóż widocznie brak mojej osoby w domu mu nie przeszkadzał. Żałuję tylko, że nie zjawiłam się wcześniej i nie zabrałam stąd Isaac'a. Może spotkałby go lepszy los-
- Czyli miałabyś motyw, żeby zabić ojca-
- Może, ale nie zabiłabym tylko dlatego, że ktoś się mnie pozbył-
- W porządku. Będziemy dalej szukać winnego. O czym jeszcze chciałaś porozmawiać?-
- Chciałam załatwić tylko pewne niezbędne mi formalności. Mam nadzieję, że nie będzie większych problemów z tym-
- Chyba nie bardzo rozumiem Catherine-
- Już wyjaśniam-
Odpowiedziałam z uśmiechem i wyciągnęłam potrzebne mi rzeczy i rozłożyłam je przed sobą. Zaczęłam po kolei wyjaśniać co czym jest, dlaczego to mam, w jaki sposób uzyskałam i po co to mam.
- Czyli mam rozumieć, że to twoja praca?-
- Tak-
- Ale ty jesteś szesnastolatką!-
- Wiem. Mam na wszystko papier i odpowiednie przeszkolenie-
- Czyli jednak nie jesteś taka bezbronna jak mówiłaś-
- Nie mogłam przy bracie głośno o tym mówić. Nie jest na to gotowy-
- I co ja mam do tego?-
- Potrzebuję taki sam dokument jak ten tylko od tutejszych funkcjonariuszy prawa. W tym wypadku od Szeryfa Beacon Hills-
- I twój opiekun wie o tym? Wyraził zgodę?-
- W pewnym sensie to też mój szef-
Zdjęłam swoją kurtkę, powiesiłam ją na oparciu.
- To jak? Otrzymam dokument od Pana Szeryfie czy muszę przychodzić ponownie z opiekunem?-
- Potrzebuję kilku dni-
- Nie ma problemu. Zostaję na dłużej-
Uśmiechnęłam się, zebrałam dokumenty, schowałam je do kieszeni, wzięłam kurtkę i udałam się do wyjścia.
- Catherine?-
- Tak?-
- Dlaczego powiedziałaś, że jesteś Blade a nie Catherine?-
- Tajemnica zawodowa Szeryfie-
Odpowiedziałam mu i opuściłam jego biuro a następnie sam komisariat. Następnego dnia była szkoła. Tak zdecydowałam się na edukacje w szkole, ale jak mi się nie spodoba to wrócę do tej normalnej edukacji. Poleżałam chwilę w łóżku aż w końcu z niego wyszłam i udałam się pod prysznic. Umyta i owinięta w ręcznik przeszłam do swojej szafy z ubraniami i wyciągnęłam czarny tank top oraz czarne spodnie. Wróciłam się do łazienki, uczesałam włosy i zrobiłam delikatny makijaż. Gotowa wyszłam z łazienki, zgarnęłam plecak, nieśmiertelniki, zeszłam na dół i zrobiłam sobie śniadanie. Po śniadaniu umyłam naczynia założyłam buty, kurtkę, zabrałam resztę potrzebnych mi rzeczy i wyszłam z domu. Schowałam wszystko do bagażnika sprawdziłam godzinę i ruszyłam do szkoły. Czterdzieści minut do zajęć. Nie ma tragedii. Miewałam mniej czasu, z tym, że teraz nie wypada łamać wszystkich przepisów po kolei. Ku mojemu szczęściu droga była dość przejezdna i zostało mi jeszcze dziesięć minut. No tak dziewczyna na motorze zwraca uwagę, szczególnie gdy jest nowa i ma tatuaż. Zdecydowanie potrzebuję kurtki.
Isaac
- Czemu nic nie mówiłeś, że masz siostrę?-
Zagadnął mnie Stilinski.
- A od kiedy to my się przyjaźnimy?-
- Muszę wiedzieć, czy jest taka jak ty-
- Wystarczy Ci, że to moja siostra i choćby dlatego powinieneś się trzymać od niej z daleka-
Podniósł ręce do góry na znak poddania.
- Dobra, poddaje się-
- Z resztą skąd wiesz o mojej siostrze?-
- Spotkałem ją wczoraj-
- Jesteś pewien?-
- Tak. Długie ciemne blond włosy, niebieskie oczy, coś koło metr sześćdziesiąt wzrostu i podobna trochę do ciebie-
- Wyjechała jakiś tydzień temu, więc musiałeś się pomylić-
- To w takim razie kim jest dziewczyna, która właśnie weszła do szkoły, jeśli nie twoją siostrą?-
Odwróciłem się i zobaczyłem nikogo innego jak moją siostrę, która właśnie zakładała kurtkę.
- Cześć-
Przywitała się ze mną nie zwracając uwagi na resztę.
- Powiesz mi, gdzie jest gabinet dyrektora?-
- Ja Ci chętnie pokażę, gdzie to i w ogólę całą szkołę-
Zaoferował Stiles a moja siostra tylko się wychyliła zobaczyć kto się odezwał i z powrotem spojrzała na mnie.
- To jak?-
- Ta jasne. Chodź-
Catherine
Szłam w ciszy za bratem przez szkolne korytarze i oczywiście każdy uczeń spoglądał na mnie. Co ja jestem, jakiś zwierzak z zoo albo ubrudziłam się gdzieś?
- To tutaj-
Odezwał się wreszcie.
- Dzięki-
- Co ty tu w ogólę robisz?-
- Odbieram swój plan zajęć?-
- Mówiłaś, że masz domowe nauczanie-
- Nie pasuje Ci, że będziemy w jednej szkole?-
Nic mi nie odpowiedział tylko poszedł w swoją stronę. Nie przejęłam się zbytnio. Weszłam do środka i zapukałam do drzwi z podpisem „Dyrektor". Odczekałam chwilę i weszłam do środka.
- O co chodzi?-
- Przyszłam odebrać swój plan lekcji-
- Wydaje mi się, że dostawaliście je na początku roku szkolnego-
- Tego to mi brat już nie raczył powiedzieć. No cóż zapytam kogoś innego-
Do środka weszła sekretarka i chciała coś powiedzieć, ale dyrektor ją ubiegł.
- Nie wiesz moja droga, kiedy ma być ta nowa uczennica?-
- Zdaje się, że to o mnie mowa. Jestem Catherine Lahey-
Dyrektor i sekretarka wymienili jakieś dziwne spojrzenia a potem kobieta się do mnie uśmiechnęła. O ile to tak można nazwać.
- Zaczekaj chwilę kochanie, zaraz przyniosę ci twój plan zajęć-
I wyszła.
- Do tej pory byłaś na nauczaniu domowym. Co Cię skłoniło do zmiany zdania?-
- Uznałam, że przydadzą mi się znajomi-
Chcę tylko naprawić relacje z bratem i go pilnować.
- Bardzo słuszna decyzja. Mam nadzieję, że spodoba Ci się nasz liceum-
- Z pewnością-
Uśmiechnęłam się sztucznie a po chwili weszła kobieta z planem lekcji.
- Proszę, to twój plan lekcji a Pan Dyrektor za chwilę zaprowadzi cię na twoje pierwsze zajęcia-
- Dziękuję. Nie ma takiej potrzeby, sama trafię-
I nie czekając na dalszą reakcję z ich strony wyszłam na korytarz. Na szczęście była jeszcze przerwa. Zobaczmy, co mamy za pierwszą lekcję. Chemia. Coś dla Gunner'a. Szłam korytarzem aż przy jednej z klas dostrzegłam mojego brata.
- Co tu robisz?-
- Co Cię ugryzło? Mam cię na spacer wyprowadzić czy skopać Ci tyłek, żeby ci przeszło?-
- Nie dasz mi rady-
Warknął zły.
- Żebyś się nie zdziwił-
Zabrzmiał dzwonek i można było wejść do klasy. Zajęłam miejsce w ostatnim rzędzie i odwróciłam się w stronę okna. Nauczyciel zaczął coś mówić, ale było to tak nudne, że nie słuchałam.
- Przepraszam, ale nie dosłyszałem, jak się nazywa nowa koleżanka-
Spojrzałam na nauczyciela.
- To dlatego, że nie wspominałam, jak mam na imię-
- Prosiłbym jednak byś przedstawiła się-
- Może być nowa, a jak nie to niech Pan sobie jakieś wymyśli-
Odpowiedziałam lekceważąco. Po co mi to wszystko było? Brata drażni moja obecność, szkoła to nic ciekawego a ludzie w moim wieku to też tak średnio.
- Wstań proszę i przedstaw się wszystkim. Kurtkę też zdejmij, bo jesteśmy w klasie-
W porządku. Wstałam, zdjęłam kurtkę, rzuciłam ją na blat stołu obok siebie i uśmiechnęłam się krzywo.
- Catherine Lahey-
- Lahey?-
- Tak, Isaac to mój brat bliźniak. Jeszcze coś czy mogę usiąść?-
- Dopiero jak przydzielę Ci partnera do zadania grupowego-
Przed chwilą przydzielał do grupy jakąś blondynkę i zgłosiło się parę osób.
- Catherine będziesz z...-
Do mnie zdecydowanie więcej osób podniosło rękę na znak, że chcą być ze mną w grupie.
- Jak już mówiłem wcześniej, nie potrzebuję ochotników. Będziesz w parze ze Stilinski'm-
Zabrałam swoje rzeczy i usiadłam we wskazanym przez nauczyciela miejscu a obok mnie przydzielona mi osoba. Nauczyciel kontynuował przydzielanie par do zadania.
- Jestem Stiles. Isaac, nigdy nie wspominał o siostrze-
- Widocznie miał ku temu powody-
- Będziecie się zmieniać w parach, gdy usłyszycie dzwonek. Do dzieła-
Oznajmił nauczyciel i można było zaczynać.
- Ja robię ty możesz ewentualnie podawać składniki-
- Mamy zrobić to razem-
- To będziesz podawać mi składniki-
- Dlaczego?-
- Bo chce zaliczyć to zadanie a nie mieć problemy. Teraz się zamknij i podawaj to o co poproszę-
Z instrukcji w książce i składników wywnioskowałam, że mamy otrzymać jadalny kryształ. Skąd wiem? To proste, robiłam coś takiego dawno temu z Gunner'em. Kaszka z mleczkiem. Stiles podawał mi potrzebne składniki a ja je w odpowiedniej kolejności wlewałam do zlewki. Gdy rozległ się dzwonek obok mnie usiadła kolejna osoba a potem kolejna i trafiłam na swojego brata.
- Siedź cicho i patrz co robię-
Warknęłam do niego skupiona na dodawaniu kolejnego składnika.
- Nie rozkazuj mi-
- No tak, przyjmujesz rozkazy tylko od swojego Pana. Leżeć, waruj, siad, daj głos. Łapę też potrafisz podać na komendę?-
Zakpiłam z niego.
- Nie jestem psem-
- Z rodziny psowatych więc się zgadza-
- Od kiedy ty jesteś taka?-
- A ty?-
I zamilkł. No właśnie Isaac, nie jesteś wcale lepszy. Kolejna zmiana.
- Cześć-
Ktoś mnie przywitał lekko zdenerwowanym tonem.
- Bądź taki miły i mi nie przeszkadzaj-
Ostatni składnik i gotowe.
- Jeśli reakcja przebiegła prawidłowo patrzycie właśnie na kryształ-
Wciągnęłam szczypcami wspomniany kryształ i podniosłam go do światła.
- Myślę, że ostatnia część wam się spodoba. Możecie go zjeść-
- Nie jedz tego!-
Krzyknął chłopak obok mnie.
- Wyluzuj. To całkowicie bezpieczne. Chyba, że pomyliłeś składniki-
Ułamałam kawałek i podałam koledze z ławki.
- Sam się przekonaj-
Zjadłam swoją połowę i akurat zabrzmiał dzwonek. Ledwo wyszłam z klasy a poczułam szarpnięcie. Odwróciłam się i ujrzałam mojego brata.
- Puść moją rękę-
- Jak wyjaśnisz mi co odwalasz-
Szarpnęłam ręką i udałam się w stronę wyjścia ze szkoły.
- Po co tu przyjechałaś?! Nie było Cię tyle lat i cię nawet nie obchodziłem!-
Usłyszałam za sobą pretensjonalny ton brata.
- Znęcał się nade mną, kiedy ty sobie spokojnie żyłaś w innym mieście!-
Zatrzymałam się i odwróciłam się w jego stronę.
- I co, myślisz, że moje życie było lekkie? Że nie próbowałam nawiązać kontaktu?-
- Skoro Cię nie było to nie-
- Żałosny jesteś wiesz? Ale to nawet dobrze. Mogę bez najmniejszych wyrzutów sumienia wrócić do swojej prawdziwej rodziny-
- A wracaj sobie do nich. Nie potrzebuję Cię, mam swoje stado-
- I myślisz, że ktoś z nich nauczy cię życia?-
- Potrafię więcej niż ty!-
- Haha, ty potrafisz więcej niż ja? Dobre sobie-
- Jestem wilkołakiem a ty człowiekiem-
- Niee, ty jesteś żałosną i niewytrenowaną Betą-
- A ty jesteś małą i bezbronną dziewczynką-
- Czyli jednak słyszałeś moją rozmowę z Szeryfem. Dobrze, niech tak zostanie-
Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Miłej zabawy w szkole-
Odwróciłam się do niego, ale znów mnie złapał, nie dając dalej iść.
- Masz tatuaż? Przecież masz tyle lat co ja! Kto w ogólę ci pozwolił?-
- Po pierwsze, moje ciało moja sprawa. Po drugie mam go za zgodą prawnego opiekuna a poza tym interesuj się swoim życiem a nie moim. Twoja rodzina to stado a ja tam nie należę więc się odczep-
- Jesteś moją siostrą więc...-
- Nie, nie jestem. Sam zaznaczyłeś kto należy do twojej rodziny-
- Isaac, uspokój się i puść ją-
Odezwał się jakiś mężczyzna, który się pojawił obok nas. Jednak mój brat nie zareagował.
- Powiedziałem żebyś puścił dziewczynę-
- Zrobię to dopiero gdy wyjaśni...-
- Kazałem Ci puścić dziewczynę-
Zareagował. Mimo, że mnie puścił wyglądał jakby chciał mi dołożyć. Rzuciłam torbę i kurtkę na ziemię.
- No dalej. Przywal mi Isaac-
Odezwałam się prowokacyjnie.
- Nie było mnie tyle lat, obrywałeś ciągle od ojca a ja się świetnie bawiłam w innym mieście. Na pewno nagromadził się w tobie żal i gniew. Masz jedyną i niepowtarzalną okazję by go na mnie wyładować. No dawaj-
- Isaac-
Odezwał się znowu mężczyzna stojący obok mnie.
- Niech się wyładuje. W końcu mi się należy, nie Isaac?-
Jego oczy zmieniły barwę na złotą. Okay, może to nie było najmądrzejsze, ale trudno. Mam tą przewagę, że ja potrafię się bić a on nie. Zaatakował, ale zablokowałam co go zdziwiło jednak ponowił atak. Zrobił tak parę razy, ale bez skutku, bo każdy atak zablokowałam.
- Teraz moja kolej-
Zaatakowałam go. Moje ataki w porównaniu do jego były przemyślane i przede wszystkim wiedziałam, gdzie uderzam zamiast bić na oślep jak on. Nagle poczułam jak czyjaś silna ręka mnie odciąga od brata.
- Wystarczy-
Spojrzałam na tego kto postanowił mnie odciągnąć od bójki i ujrzałam parę zielonych oczu. Przeniknęło mnie dziwne uczucie, ale szybko się otrząsnęłam.
- Tak, wystarczy już-
Przytaknęłam mu i spojrzałam na brata.
- Mam nadzieję, że następnym razem dwa razy pomyślisz nim postanowisz mnie zaatakować-
Zebrałam swoje rzeczy i udałam się do swojego motoru. Odpaliłam ślinik, włożyłam kask i nim odjechałam ktoś mi zagrodził drogę.
- Dokąd jedziesz?-
Zapytał mnie chłopak, z którym siedziałam na chemii.
- Do domu. Nie widać?-
- Czego chciał od ciebie Derek?-
- Kto?-
- Tamten facet, z którym przed chwilą rozmawiałaś-
- Nic. Coś jeszcze?-
- Tak, tata mówił żebyś do niego zajrzała po lekcjach-
Odezwał się syn Szeryfa.
- Jeśli to wszystko to będę już jechać-
- A będziesz jutro w szkole?-
- Nie wracam tu więcej-
- Jak to?-
- Normalnie-
Opuściłam szybkę i zaczekałam aż się odsuną, ale nawet nie drgnęli. Dodałam trochę gazu i dopiero wtedy się przesunęli a ja odjechałam z piskiem opon. Po powrocie do domu oznajmiłam Barney'owi, że wracam do nauki w domu. Wróciłam w pewnym sensie do swojego starego trybu życia. Pewnego dnia, wracając z porannej przebieżki przed domem napotkałam syna Szeryfa.
- Co tu robisz?-
Zapytałam zaskoczona jego obecnością.
- I skąd wiesz, gdzie mieszkam?-
- Tata mnie tu przysłał. Miałaś coś odebrać z komisariatu-
- A tak. Przepraszam, zapomniałam o tym całkowicie-
- W porządku. Masz chwilę?-
- Jasne. Coś się stało?-
- Czy to, dlatego nie chodzisz do szkoły?-
Wskazał na kopertę z moim imieniem i nazwiskiem, którą trzymał w ręku.
- Mogę?-
Wskazałam kopertę. Podał mi ją bez słowa a ja ją otworzyłam i zajrzałam do środka.
- Nie, to nie dlatego-
- A dlaczego?-
- Wolę nauczanie domowe a poza tym brat nie musi oglądać mojej twarzy codziennie-
- I nie brakuje Ci go?-
- Nauczyłam się żyć z tym brakiem więc nie-
- Przecież jesteście rodzeństwem-
- Ale rozdzielono nas, gdy mieliśmy siedem lat i teraz każde z nas jest całkowicie inne. On jest wilkołakiem a ja nadal człowiekiem-
Zaskoczyło go, że wiem o tym kim jest mój brat.
- To ty wiesz? Ale skąd?-
- Wiem i tyle Ci powinno wystarczyć. Jeszcze coś?-
Po jego minie wiedziałam, że ciekawość zżera go od środka i tak łatwo nie odpuści.
- Pogadamy o tym w środku okay?-
Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top