Hidden Sins

Los Angeles stało się naszym domem i wszystko było piękne, dopóki mój brat nie zaczął za bardzo przejmować się ludźmi a szczególnie jednym. Chloe Decker zdecydowanie za bardzo go fascynowała. Ona jest zwykłym człowiekiem i nigdy nie pojmie takich Boskich istot jak my, ale on nie rozumie.

- Gab!-

Wracaj do piekła.

- Gaby! Gdzie się podziewasz?-

- W piekle a gdzie ja na Ojca mogę być idioto?-

Zapytałam podnosząc się z łóżka i okrywając się pierzyną.

- No proszę-

Uśmiechnął się widząc mnie z towarzystwem.

- Ktoś tu się dobrze bawił-

- Nie twoja sprawa-

- Oh, czyżby ktoś się gniewał?-

Przewróciłam tylko oczami.

- Czego chcesz?-

- Pamiętasz, mamy wizytę u doktor Lindy-

Odpowiedział szczerząc się.

- Nie my, tylko ty-

- Gab-

- Zjeżdżaj-

- Obiecałaś-

- Diabłu nie wierzy się na słowo-

Nie trafiło to do niego.

- Dobra pójdę z tobą-

- Świetnie-

- No to na co czekasz? Zabieraj tyłek z mojej sypialni-

- Byle nie za długo-

- Dobrze mamo-

Mruknęłam pod nosem i zaczekałam aż wyjdzie a potem udałam się wziąć prysznic. Trzeba zmyć z siebie smród alkoholu i całej reszty. Po prysznicu pora wybrać ubrania. Mój wybór padł na czerwony top na ramiączkach, czarną spódnicę, wzorzyste rajstopy i czarne szpilki. Całość uzupełniłam zegarkiem z różowego złota wysadzanego diamentami, bransoletką w tym samym tonie i okulary przeciwsłoneczne.

- Już się bałem, że będę musiał po Ciebie iść-

- Niedoczekanie twoje-

Zgarnęłam po drodze jabłko i skierowałam się prosto do windy.

- A ty czego się tak szczerzysz?-

Zapytałam brata.

- Cieszę się, że spędzam czas siostrą-

Kiwnęłam tylko głową. Przez całą podróż nie odezwałam się słowem. W końcu, gdy się zatrzymał wysiadłam i poszłam w zupełnie inną stronę niż on.

- W drugą stronę-

- Wiem-

Machnęłam ręką i wstąpiłam do pobliskiej kawiarni, gdzie zamówiłam sobie kawy i dopiero mając ją w ręku mogłam iść gdziekolwiek z bratem. W poczekalni nie było żywej duszy a zza drzwi dobiegał głos mojego brata. No to miejmy to za sobą.

- No nareszcie jesteś-

- Tak, Ciebie też miło znowu widzieć-

Usiadłam na drugim krańcu kanapy i nie zaszczyciłam brata nawet spojrzeniem.

- Więc to jest ta sławna doktor Linda Martin-

Odezwałam się spoglądając na kobietę przed nami.

- Zgadza się-

- Świetnie. Proszę mnie zatem oświecić co ja tu robię-

- Lucyfer chciał żebyś mu towarzyszyła...-

- Do sedna Pani doktor, nie mam czasu na jakieś dygresje, psychoanalizy itd.-

Mruknęłam upijając kawy.

- Lucyfer powiedział mi, że wasze relacje się ostatnio pogorszyły-

Prychnęłam na jej słowa.

- I do tego nagle trzeba nam jakiejś terapii?-

Spojrzałam na brata.

- Rzeczywiście upadłeś bracie i to niżej niż myślałam-

- Bracie?-

Odezwała się zaskoczona terapeutka.

- A Pani myślała, że kim jestem?-

- Dziewczyną albo przyjaciółką-

Zdjęłam swoje okulary i odłożyłam kubek.

- Zapomniałeś wspomnieć, że jesteśmy rodzeństwem?-

- To ja źle wywnioskowałam z opowiadań Lucyfera-

- Ale on nawet Pani nie poprawił. To bardzo wiele mówi o moim bracie bliźniaku. A mogłam uwielbiać Gabriela-

Przewróciłam oczami i zaczęłam się zbierać do wyjścia.

- Gab, zaczekaj-

- Gab?-

- Zdrobnienie od Gabrielle. Nadane na cześć Gabriela-

Wyjaśniłam.

- Z mojej strony to wszystko-

I wyszłam zostawiając ich samych. Po opuszczeniu budynku wyjęłam telefon z zamiarem zadzwonienia po przyjaciółkę, ale mnie ubiegła.

- Podwieźć Cię gdzieś mała?-

- Jak najdalej stąd-

I wsiadłam do auta.

- Coś ty taka nie w sosie?-

- Lucyfer wymyślił, że potrzebna nam terapia a zdaniem jego terapeutki jestem jego dziewczyną czy tam przyjaciółką-

- Zrobię Ci dobrego drinka jak przyjedziemy-

- Mam nawet lepszy pomysł-

Wróciłyśmy do LUX i od razu udałam się na swoje piętro. Zaczęłam przeszukiwać internet w poszukiwaniu jakichś budynków na sprzedaż.

- Twój drink-

- Dzięki-

Odpowiedziałam nie odrywając się od ekranu.

- Czego szukasz? Kłopotów?-

- Nie, swojego miejsca-

- Przecież masz je tutaj-

Odwróciłam się do niej.

- I co, mam patrzeć jak mój brat się uczłowiecza? Sama jesteś na niego wściekła o to-

- Bo jestem-

- Więc możemy się stąd wyrwać i wieść własne życia. Ja otworzę własny klub a ty możesz...-

- Mam Cię puścić sama? Zaraziłaś się od Lucyfera?-

Zapadła na moment cisza.

- Jesteś moją jedyną przyjaciółką-

- Wiem Maze. W takim razie otwieramy razem klub-

- Niby gdzie?-

Odwróciłam się do laptopa a na ekranie widniała nazwa miasteczka.

- Tutaj-

Uśmiechnęłam się i zamknęłam laptop.

- A ty, dokąd?-

- Zobaczyć potencjalne miejsce dla mojego imperium-

- Ale to daleko-

- Dla człowieka daleko, dla upadłego anioła blisko-

- A no tak, ty masz skrzydła-

- Właśnie-

Jakiś czas po przybyciu na Ziemię mój kochany braciszek kazał Maze odciąć mu skrzydła. Ja swoje zostawiłam, bo je uwielbiam. Sa wielkie, imponujące, przydatne i są częścią mnie. Fakt, przypominają mi o czasach, gdy żyłam w Srebrnym Mieście i wszyscy pokładali we mnie nadzieję, że będę jak Gabriel, ale cóż. Gabrielle i Gabriel to jednak dwa różne anioły a raczej upadły anioł i Archanioł. Kto by się tam przejmował tytułami? Robię co chcę, z kim chcę i jak chcę.

- Gotowa?-

Wyciągnęłam do niej dłoń a ona ją złapała i za chwilę znalazłyśmy się w innym miejscu.

- To jakaś dziura-

- Oj Maze, nie bądź pesymistką. Daj szansę temu miejscu-

- Nie da się zaprzeczyć, że jesteście rodzeństwem-

- Pomyśl, ile nowych duszyczek do dręczenia, ilu ludzi złaknionych złych decyzji i nie tylko-

- Kupiło mnie to dręczenie-

Spacerowałyśmy okolicą szukając potencjalnego miejsca.

- Mówiłam, że to dziura-

Mruknęła rozdrażniona Maze.

- Co powiesz o tym?-

Wskazałam na wielki budynek przed nami. Wyglądał na opuszczony, ale i idealny na drugie życie.

- Wyremontować, trochę zmienić i jego nowe życie przyciągnie miliony nowych duszyczek-

- Jeśli tylko wilczysz w to mnie-

- Oczywiście, że tak. Obejmiesz stanowisko takie jakie zechcesz-

- I to mi się podoba-

Uśmiechnęła się i poszłyśmy poszukać kogoś z kim można załatwić, żeby budynek był prawnie mój. Co jak co, ale nielegalnych interesów nie robię. Może i podkuszę do złej decyzji, ale nie przesadzajmy. Gdy wszystko było załatwione wróciłyśmy i mogłam zacząć załatwiać inne potrzebne rzeczy. Tydzień później ruszyły prace nad moim nowym miejscem.

- To jak nazwiesz swój klub? Lepszy LUX? Niebo? Piekło? Miejscówka u Gabrielle?-

Zaśmiała się Maze.

- Nie, żadne z tego-

- No to jak? Nienawidzę Lucyfera?

- SIN-

- Serio?-

- No tak. Ludzie uwielbiają zawalać wszystko na diabła i grzech, więc dlaczego nie nazwać klubu właśnie tak i ludzie będę mogli uwielbiać grzech-

- Ooo-

Mazikeen zrozumiała mój pomysł i się uśmiechnęła.

- Sprytnie siostro, sprytnie-

Wzniosłam kieliszek w jej stronę i opróżniłam go z zawartości. Razem z przyjaciółką zajmowałyśmy się wystrojem wnętrza klubu, zamówieniem alkoholu, zatrudnieniem potrzebnych ludzi a ja dodatkowo zajmowałam się swoim lokum i częścią mieszkalną. Tu było trochę więcej roboty, bo nie jest to tak wielki budynek jak w LA, ale mnie to nie przeszkadza w żaden sposób.

- Powiesz o tym Lucyferowi?-

- O czym Maze?-

Zapytał wchodząc nie w tym momencie co trzeba.

- O tym jak bardzo Cię nie cierpię-

- Dalej masz do mnie żal o wizytę u Pani doktor?-

- O twojego człowieka-

- O wilku mowa-

Po schodach zeszła do nas blondynka.

- My się chyba nie znamy-

- I nie musimy-

Dopiłam alkohol i odeszłam od baru.

- Nie czekajcie na nas. Późno wrócimy-

- Dokąd to?-

- Wypad przyjaciółek-

- A ja?-

- Nie jesteś moją przyjaciółką-

Wzięłam Maze pod rękę i wyszłyśmy. Pojechałyśmy do centrum handlowego powybierać pozostałe pierdoły do mojego klubu i mojego miejsca.

- Nie będziesz tęsknić?-

- Nie. Zawsze był tylko Lucyfer, teraz pora na Mazikeen i Gabrielle-

I moją chwilę świetności popsuł SMS.

LUCY😈

Potrzebuję twojej pomocy

Poproś swoją detektyw🙄

Nie mogę

🤨

Zaginęły moje skrzydła

- Co?-

- Ktoś skradł jego własność-

-Znowu tożsamość?-

- Gorzej. Zawartość TEGO kontenera-

- Ja się wszystkim zajmę a ty leć-

Skinęłam jej głową i przeniosłam się do LUX.

- Wiesz, gdzie szukać?-

- Nie dostaniecie się tam-

Odezwała się Pani detektyw.

- To przyszło do Ciebie w czasie twojej nieobecności-

- Więc gdzie szukamy?-

- Na dzisiejszej aukcji-

Otworzyłam kopertę i ujrzałam coś niezwykle przydatnego.

- Świetnie-

Uśmiechnęłam się.

- Zatem na aukcję-

I zanim cos zdążyli powiedzieć poszłam do siebie. Przejrzałam swoja szafę i wybrałam czarny kombinezon zasłaniający tylko jedną rękę, do tego czarne szpilki i czarna kopertówka. Przebrałam się, zrobiłam inny makijaż i ułożyłam włosy. Zabrałam torebkę ze stolika, wsadziłam zaproszenie do środka, weszłam do windy i zjechałam do klubu.

- I na co czekasz Lucyfer?-

Zapytałam spoglądając na brata.

- Mam ci zaproszenie wysłać żebyś poszedł do swojej garderoby, czy jak?-

- Ale jak chcecie tam wejść? I to bez zaproszenia?-

W odpowiedzi się tylko uśmiechnęłam. Ja otrzymałam zaproszenie.

- Ty cholerny diable-

Odezwał się w końcu, gdy połączył wszystkie fakty i zrozumiał co się dzieje.

- Daj mi chwilę-

Uśmiechnął się i poszedł się przebrać.

- Skąd znasz Lucyfera?-

Zagadnęła mnie detektyw. Zaczęła mi się przyglądać badawczo.

- Jesteście całkiem podobni do siebie-

- U bliźniąt to normalne-

W sumie trojaczków.

- Jesteś bliźniaczką Lucyfera? Wydajesz się bardziej normalna-

- To dlatego, że to nie ja mam na głowie piekło tylko on. Ja mam inną rolę w piekle-

- Niech zgadnę, też jesteś diabłem?-

Zapytała z kpiną.

- Upadłym archaniołem, zesłanym do piekła by stać na straży i dręczyć parszywą duszę-

- A na imię masz Lucinda? Albo nie Lucy. Tak, Lucy do Ciebie pasuje-

- Jasne a z głowy wyrastają mi rogi-

Zażartowałam z niej.

- A tak poważnie?-

- To było na poważnie. Poza rogami, bo ich nie mam, to głupi ludzki wymysł-

- I co jesteś Lucy strażniczka piekła?-

- Gabrielle nie Luci. Luci to zdrobnienie od Lucyfer-

- No i jak?-

Zapytał zjawiając się na schodach.

- Ujdzie-

Zostawiliśmy Panią detektyw samą i udaliśmy się na aukcje.

- Dziwna ta twoja Pani detektyw-

- Dziwna?-

- Myślała, że jestem diabłem-

- Ty? Diabłem?-

Zaśmiał się.

- Dobry żart-

- Też tak sądzę. Ona w ogólę wie kim jesteś?-

- Myśli, że to jakiś żart a Lucyfer Morningstar to jakieś moje wymyślone imię-

- To sobie wybrałeś niezłą partnerkę-

- Bo jeszcze jej nie znasz-

- Nie mam potrzeby. Wystarczy, że ty w kółko o niej mówisz i ta chwila przed wyjściem też wystarczy-

Zatrzymaliśmy się pod budynkiem, gdzie miała odbyć się aukcja.

- Zaczniesz mnie kiedyś traktować normalnie?-

- A przestaną fascynować cię ludzie?-

Odpowiedziała mi cisza.

- No więc właśnie-

Szliśmy przez korytarze, gdy nagle wyczuliśmy obecność osoby, którą niekoniecznie chciałbym teraz spotkać.

- Wyjdź z cienia bracie. Nieładnie się tak chować-

- Najlepiej byłoby jakby go wcale tu nie było-

- Oh Gabrielle, nie bądź taka surowa dla Amenadiel'a-

Przewróciłam oczami i odwróciłam się w stronę drugiego brata.

- Nie jestem zwolennikiem śledzenia-

- Ale tu jesteś-

- Muszę dopilnować by skrzydła wróciły do nieba, jak i ty powinnaś tam wrócić siostro-

Zmierzyłam Archanioła wzrokiem.

- Zapomniałeś już, że mnie wyrzuciliście?-

- Ojciec jest Ci skłonny wybaczyć-

- Ale ja nie. Coś jeszcze? Bo aukcja na mnie czeka-

- A jak macie zamiar tam wejść?-

- To już jest moja słodka tajemnica-

Nie czekając na nich udałam się przez korytarze na imprezę. Przede mną było kilka osób więc miałam chwilę na poprawienie wyglądu i wyjęcie zaproszenia.

- Mają państwo zaproszenie?-

- Oczywiście-

I z uśmiechem wręczyłam mężczyźnie moje zaproszenie, które sprawdził.

- Panno Morningstar, obawiam się, że dopuszczalna jest tylko jedna osoba towarzysząca-

- Oto ona-

Wskazałam na Lucyfera po mojej stronie.

- A ten drugi?-

- To mój... jak to się nazywało?-

- Służący?-

- Nie to było inne określenie. No ten od noszenia wszystkiego-

- Tragarz?-

- Tak, właśnie tak. Ktoś będzie musiał nieść moje zdobycze, bo przecież ja nie dam rady-

Uśmiechnęłam się słodko do mężczyzny przed nami.

- W porządku. Udanej aukcji Panno Morningstar-

- Dziękuję-

I weszliśmy do środka.

- Tragarz? Poważnie?-

- Ciesz się, że nie jesteś sługusem do pomiatania-

Zajęliśmy miejsce przy jednym ze stolików a Lucyfer wręczył mi szampana.

- Nadal nie wiem skąd masz tu wejściówkę-

- Nie tylko ty jesteś tutaj znany a poza tym mam swój urok-

- Przyznaję, nikt Ci się nie potrafi oprzeć-

Uśmiechnęłam się i upiłam łyk szampana. Rozpoczęła się aukcja.

- Pani Detektyw-

Usłyszałam głos Lucyfera.

- Jak się tutaj dostałaś?-

- Nie tylko ty masz swój urok osobisty. Przyszłam Was ostrzec-

- Przed czym?-

- Za chwilę wkroczy tu FBI-

Cudownie. Krótko po jej słowach zjawili się federalni.

- Zróbcie coś-

Przewróciłam oczami. Nagle wszystko zwolniło. Mam lepszą sztuczkę. Zamknęłam oczy, a gdy je otworzyłam nikt się nie ruszał poza naszą trójką.

- Dziękuję-

Lucyfer poszedł po swoje skrzydła a ja zostałam z Archaniołem.

- Widzę, że opanowałaś swoją zdolność kontroli czasu-

- Do perfekcji-

Amenadiel nie jest jedynym władcą czasu. Ja też go potrafię sobie podporządkować z tym, że ja mogę go nawet zatrzymać a także mogę kogoś w pewnym sensie z tego wyłączyć i nie musi być jak ja. Może i już nie pełnię roli jednego z posłańców ojca, ale wciąż posiadam swoje zdolności. No, nie wszystkie. Na przykład nie jestem obecnie wstanie wejść do nieba czy pokazać pełnej anielskiej formy.

- Są fałszywe-

Usłyszałam załamany głos bliźniaka. Od razu przywróciłam czas do jego właściwego biegu.

- Znajdziemy je-

- Tak, będzie to wymagać diabelskiej roboty-

- W porządku. Jeśli będziesz mnie potrze...-

- Idziesz ze mną Gabrielle-

Nic więcej nie powiedziałam. Gdyby chodziło o coś innego to bym dawno się wyniosła, ale to jego skrzydła a to jest coś niezwykle osobistego. Razem prowadziliśmy poszukiwania, wyciągając potrzebne nam informacje aż trafiliśmy we właściwe miejsce.

- Panna Morningstar?-

- Niebywale trudno Cię znaleźć Carmen-

- I masz pecha, że cię znaleźliśmy-

- Fałszywy adres, fałszywe, nazwisko. Wiesz jakie to było ciężkie?-

- O co wam chodzi?-

Zapytał lekko przerażony.

- Masz coś, co nie należy do Ciebie-

- Błagam nie odbierajcie mi ich-

Czyli je widział.

- Bracie, czyń honory-

Wskazałam na mężczyznę.

- Z przyjemnością-

Teraz mogę spokojnie wrócić do swoich zajęć.

- No jesteś wreszcie-

- A tak, jestem. Jak idzie?-

- Całkiem dobrze-

- To chciałam usłyszeć-

- Drinka?-

- Z przyjemnością-

Usiadłam za barem a Maze zabrała się za przyrządzanie mojego drinka. Rozmawiałyśmy sobie o przyszłości klubu, gdy zjawił się mój bliźniak.

- I co?-

Nic mi nie odpowiedział. Podałam mu mojego drinka. Opróżnił go w jednej chwili.

- Maze zajmij się bałaganem na plaży-

- Jasne-

Wyszła zza baru i udałą się na plaże a ja sięgnęłam po drugą szklankę i alkohol. Panowała cisza.

- Powiesz mi coś?-

- Jak Maze wróci-

- Jak chcesz-

Wzruszyłam ramionami i zajęłam się alkoholem. Nawet nie zauważyłam, gdy zebrały się tłumy w lokalu ani jak wróciła Mazikeen.

- Odkryłem kto zlecił kradzież moich skrzydeł-

- Oświeć mnie bracie-

- Amenadiel-

- No cóż, można i tak się bawić-

- A wiesz kto mógł mu podsunąć ten okrutny pomysł? Kto byłby do tego zdolny?-

- Kto?-

Spojrzałam na brata.

- Mazikeen-

- Zrobiłam to dla nas-

- Nie obchodzi mnie to-

- Co zrobiłaś?-

Spojrzałam na demonicę wściekła.

- Gab, ja Ci wszystko wytłumaczę, proszę-

Jej desperacja z każdą sekundą wzrastała.

- Gab-

Na jej twarzy pojawiło się przerażenie a po chwili usłyszałam trzask szkła.

- Jak mogłaś? Po tym wszystkim? Nie wstyd Ci?-

- Gaby, ja tylko chciałam...-

- Nie. Zamilcz już. Nie chcę słyszeć ani słowa-

- A mogę chociaż...-

- Zastanowię się-

Chciałam wyjść, ale Lucyfer mnie zatrzymał więc uraczyłam go wściekłym spojrzeniem.

- Masz szkło w dłoni-

- Co?-

Spojrzałam na swoje dłonie. Rzeczywiście. Widocznie odgłos pękającego szkła to była szklanka w mojej ręce.

- Daj zajmę się tym-

Poprowadził mnie do mojego pokoju i tam wyjął odłamki szkła z mojej dłoni a rany po chwili się zagoiły.

- I po problemie-

Uśmiechnął się do mnie. Jednak tak szybko jak pojawił się uśmiech tak szybko znikł.

- Powinnaś wiedzieć o czymś jeszcze-

Spojrzałam tylko na niego.

- Można mnie zranić-

- Straciłeś odporność na pociski i tak dalej?-

- Tak-

- Mówiłam, że Cię to zgubi-

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top