Different ending

Wieki temu ludzie i istoty nadnaturalne żył w zgodzie. Pomagali sobie nawzajem, byli wobec siebie przyjaźnie nastawieni a nawet tworzyli mieszane rodziny. Wszystko było dobrze aż do dnia, gdy ludzie się odwrócili od istot nadnaturalnych i zaczęli je wybijać. By przetrwać musieli zacząć się ukrywać.

Los Angeles

- Mirabelle? Czy to już...-

Mężczyzna zatrzymał się w połowie i nie mógł uwierzyć w to co widzi.

- Tak, to już-

Odpowiedziała mu z uśmiechem kobieta.

- Czy to nasza mała perełka? Nasza córeczka?-

W oczach mężczyzny zbierały się łzy szczęścia a jego żona tylko się uśmiechnęła.

- Jak ją nazwiemy?-

Spojrzał na maleństwo a potem na swoją żonę.

- To nasza mała perełka, więc niech będzie imię związane z tym-

- Pearl?-

- Myślałam nad Margaret, w języku greckim właśnie oznacza perła-

- Śliczne imię. Nasza maleńka Margaret-

I tak oto na świat przyszła jedyna w swoim rodzaju nadnaturalna istota. Jednak dziewczynka dorastała nieświadoma swojej inności. Pech chciał, że w trakcie podróży na rodzinne wakacje zdarzył się okrutny wypadek, który przeżyła tylko dziewczyna i odkryła swoje prawdziwe ja. Zdarzenia te całkowicie zmieniły jej życie. Przez lata podróżowała szukając siebie i swojego miejsca.

Beacon Hills, pięć lat później

- Margaret, kiedy ty ostatni raz jadłaś?-

Usłyszałam zatroskany głos Melissy.

- Wczoraj-

Odpowiedziałam jej.

- Wczoraj?-

Spojrzała na mnie sceptycznie, nie chcąc mi uwierzyć.

- Przed wczoraj?-

Uniosła brew.

- Tydzień temu...-

Jej postawa i spojrzenie mówiły, że się nie wymigam od odpowiedzi i nie odpuści aż nie będę szczera. Westchnęłam.

- Dwa tygodnie temu albo nawet dłużej-

- Margaret, nie możesz się tak zaniedbywać. Co, jeśli coś ci się stanie?-

- Nic mi nie jest Melissa, naprawdę-

Zapewniłam ją uśmiechając się do niej.

- No nic, pora na mnie. Dzięki za kawę-

Zabrałam swoje rzeczy, wstałam i lekko mną zachwiało.

- Nic mi nie jest-

- Właśnie widziałam. Zaczekaj, zaraz Ci coś przyniosę-

- Ale naprawdę nic mi nie jest-

- A widziałaś swoje odbicie w lustrze? Bo możesz prawda?-

- Za dużo się filmów naoglądałaś. Oczywiście, że widzę swoje odbicie w lustrze-

- Dobrze wiedzieć. To zaczekaj a ja ci coś przyniosę, ale obawiam się, że nie mam tego co jadasz-

- Nie szkodzi, wybiorę się na polowanie-

- Jesteś pewna, że sobie poradzisz?-

- Jasne. To nie pierwsze moje polowanie w życiu-

- Uważaj na siebie-

- Będę-

Wyszłam z jej domu i powędrowałam w stronę lasu. Nie wiem jak długo pociągnę na takiej diecie, ale jakoś trzeba żyć między ludźmi. Dzięki byciu jak ludzie nikt poza Melissą nie wie czym tak naprawdę jestem. Właściwie to, że się dowiedziała było wypadkiem, ale to było do przewidzenia. Dieta z krwi zwierząt jest zła dla wampirów, owszem przeżyjemy na tym, ale jak tylko poczujemy ludzką krew to marny żywot ofiary. W porę się opamiętałam i nikt nie ucierpiał. Szłam lasem wypatrując zwierząt, gdy nagle coś przykuło moją uwagę. Usłyszałam świst strzały i w porę zrobiłam unik.

- Co u diabła?-

Kolejna strzała, którą złapałam nim wbiła mi się między oczy. Łowcy? Znaleźli mnie? Tylko jak? Nie zostawiam żadnych śladów a Melissa by mnie nie wydała. Kolejna strzała, tym razem, miała trafić w mój brzuch. Złapałam ją i złamałam.

- Miej odwagę i się pokaż łowco!-

Wrzasnęłam zła. Po chwili pojawiła się jakaś postać. Był to mężczyzna, młody, na oko dwadzieścia lat.

- Zdechniesz!-

Wrzasnął.

- Chciałbyś-

Mruknęłam pod nosem i doskoczyłam do niego. Złapałam go za szyję i podniosłam.

- Jak mnie znalazłeś? Kto cię przysłał?-

Zapytałam go, ale nie odpowiedział.

- Mów!-

Wrzasnęłam na niego jednocześnie pokazując swoje kły.

- Pozdrowienia od Lorenzo-

Poczułam przeraźliwy ból w brzuchu. Puściłam gnoja i sprawdziłam co mi zrobił. Wbił mi ostrze. Świetnie.

- Zdechniesz jak reszta twojej rodzinki, plugawy mieszańcu-

Wyjęłam ostrze i sama wbiłam mu je w ramię.

- Przekaż Lorenzo, że jeśli chce mnie zabić to niech zrobi to osobiście-

Puściłam go a on zaczął biec a ja za nim. Na do widzenia ugryzłam go z trudem powstrzymując się od osuszenia go z krwi. Teraz to tym bardziej muszę zapolować, bo się nie uleczę tak łatwo. Udało mi się upolować kilka mniejszych zwierzątek, ale nie czułam żadnej poprawy. Właściwie czułam się gorzej. Wrócę do domu to będę się martwić. Gdzie moja kurtka? Pewnie zostawiłam ją, gdy rzuciłam się za łowcą. Miałam rację. Leżała niedaleko kamienia. Zabrałam ją, założyłam na siebie i zasłoniłam ranę by nie wywołać paniki. Wychodząc z lasu czułam się jeszcze dobrze, ale już idąc przez strefę mieszkalną nie. Czułam jak siły mnie opuszczają i jak pali mnie wszystko. Nagle zrobiło się ciemno. Jakby przez mgłę słyszałam jakiś głos wołający do mnie. Z czasem mój słuch zaczął się wyostrzać.

- Słyszy mnie pani?-

Zapytał jakiś mężczyzna potrząsając moim ramieniem. Zmusiłam swoje ciało do wysiłku, otworzyłam oczy. Nie dość, że za jasno to wszystko rozmazane. Potrząsnęłam głową, zamrugałam parę razy i spojrzałam na osobę przede mną.

- Gdzie ja jestem?-

Zapytałam rozglądając się po pomieszczeniu. Mój dom to nie jest, Melissy też nie, szpital też odpada.

- W moim domu. Akurat wychodziłem, gdy straciła pani przytomność-

- Czyli nie umarłam tylko straciłam przytomność-

Mruknęłam.

- Długo tak tu leżałam?-

- Dobrą godzinę-

Godzinę? Ten facet żartuje?

- Próbowałem zrobić coś z tą raną, ale nie przestaje lecieć z niej krew-

- Tak czy siak, dzięki za chęci-

Podniosłam się z kanapy z zamiarem wstania.

- Jest pani pewna, że to dobry pomysł wstawać?-

Zapytał wyraźnie zmartwiony.

- Nic mi nie będzie. W domu mam co trzeba, żeby...-

Umilkłam słysząc czyjeś kroki.

- Jeszcze raz dzięki, ale muszę lecieć-

Z trudem dotarłam do drzwi. Otworzyłam je i rozejrzałam się. Nikogo nie widać. Ostrożnie wyszłam i zaczęłam iść w stronę swojego domu. Usłyszałam świst strzały i w ostatniej chwili się uchyliłam by nie oberwać. Przeklęci łowcy. Zaczęłam biec co nie było łatwe, ale innego wyjścia nie mam, bo na zaatakowanie kolejnego łowcy nie mam siły. Zaczął mi się rozmazywać obraz, ale usilnie starałam się zachować przytomność. Nagle usłyszałam ryk, ale nie jak u wilka. Odwróciłam się i ujrzałam jak tamten mężczyzna rozprawia się z łowcą a następnie zmierza w moją stronę. Moje ciało ponownie odmówiło posłuszeństwa, ale nim upadłam zostałam złapana.

- Może jednak zabiorę panią do szpitala?-

- Melissa... tylko ona...-

Dostrzegłam na jego twarzy zaskoczenie i to było ostatnie co widziałam. Ponownie ocknęłam się w szpitalu.

- Melissa?-

Zapytałam zdezorientowana.

- Jestem kochana-

Od razu złapałam ją za rękę i pociągnęłam bliżej siebie.

- Musisz to zrobić-

- Co takiego?-

- Masz... masz kartkę?-

Wyciągnęła z kieszeni notes, coś dopisania i mi wręczyła a ja jej napisałam co ma zrobić.

- Tylko niech nikt...-

I znów odpłynęłam w ciemność.

*

- Mój Boże, co ja zrobiłam?-

Spojrzałam na swoje dłonie i ubranie. Wszystko we krwi a człowiek leżący obok nie oddycha. Poczułam ogarniającą mnie panikę. Wstałam i pobiegłam do domu. Wpadłam do środka i pobiegłam do łazienki. Zdjęłam ubrania, wskoczyłam pod prysznic i zaczęłam zmywać z siebie krew. Gdy poczułam się czysta i spokojniejsza owinęłam się ręcznikiem, wyszłam spod prysznica, przebrałam się w czyste ubrania, zabrałam splamione i je spaliłam. Zaszyłam się w swoim pokoju i przez jakiś czas nie wychodziłam dalej niż kuchnia, gdy czułam głód, ale jedzenie go nie zaspakajało. Zaraz tata mówił, że powinnam zajrzeć do jego gabinetu. Od razu tam popędziłam. Otworzyłam drzwi i dostrzegłam, że na biurku coś leży. Podeszłam i ujrzałam książkę, na której leżała kartka z moim imieniem. Wzięłam książkę i zaczęłam czytać.

- Jestem pół wilkiem i pół wampirem? Niby jak? Wampiry są martwe-

Im więcej czytałam tym więcej miałam pytań a nie miałam kogo zapytać. Zostały mi tylko książki od taty.

*

Co to za diabelstwo wydaje takie przeraźliwe dźwięki? Otworzyłam oczy. No tak, jestem w szpitalu, podpięta do jakiejś maszyny.

- Nie radzę wyrywać tego-

- Albo nie ma pan nic do roboty albo wpadłam panu w oko, skoro nadal tu pan siedzi-

Odpowiedziałam mężczyźnie zabierając się do zdjęcia z siebie kabelków. W odpowiedzi usłyszałam tylko prychnięcie.

- A ty co robisz?-

Słysząc głos Melissy od razu zaprzestałam czynności.

- Drapałam się-

- Margaret-

- Wiesz jak to strasznie piszczy?-

- Wybacz, ale z tym nic nie zrobię-

- Możesz udawać, że nie widziałaś, jak odłączyłam się od maszyny-

Spojrzała na mnie i pokręciła głową.

- Moje uszy cierpią a to pikanie mnie drażni-

Zrobiłam minę zbitego szczeniaczka.

- Proszę-

- To kara za to, że mnie nie posłuchałaś rano-

Westchnęłam.

- No dobrze, niech będzie-

- Nie wyrywaj tego. Zaraz wrócę-

Kiwnęłam jej głową i spojrzałam na mężczyznę w kącie.

- „Nic mi nie będzie" tak?-

Przewróciłam oczami. Bywało gorzej.

- Żyję, więc nic mi nie jest. Nie trzeba przy mnie siedzieć i pilnować-

- Nie pilnuję-

- A jednak nadal tu pan siedzi-

- Derek-

- Margaret. Czemu tu siedzisz Derek? Nie powinieneś gdzieś być?-

- Łowcy nie gonią ludzi-

- Spostrzegawczy jesteś-

- Co zrobiłaś łowcom?-

- Urodziłam się, jestem istotą nadnaturalną. To ich problem-

- Chyba jest coś więcej niż to-

- Próbują zabić ostatniego z mojego rodu, ale marnie im to idzie-

- Czym jesteś?-

- A to ma jakieś znaczenie?-

Nim odpowiedział zadzwonił jego telefon.

- Chyba jesteś potrzebny gdzieś indziej-

Skinął tylko głową i wyszedł a chwilę po nim weszła Melissa.

- Kim jest Derek i czemu nie wyrzuciłaś go stąd?-

Zapytałam kobietę, gdy ta podała mi worek krwi.

- Derek jest wilkołakiem. Wierz mi próbowałam go wyrzucić, ale upierał się, że musi mieć pewność, że tym razem nic ci nie będzie-

- Wilkołak powiadasz?-

Otworzyłam woreczek.

- Ale nie wie o mnie?-

- Ja mu niczego nie powiedziałam, ale może się domyślić-

- Wątpię. Spotkałam już kiedyś wilkołaka i uznał mnie za swojego-

- Możliwe, że to też było przyczyną, że został-

- Może-

Wzruszyłam ramionami .

- Zajrzę do ciebie później-

- Jasne i dzięki wiesz za co-

- Nie ma sprawy kochana-

Wieczorem wpadła Melissa i powiedziała, że jutro mogę wracać do domu. Zastanawiający jest tylko ten cały Derek. Dlaczego tu siedział przez cały czas? Przecież mnie nie zna a nie uwierzę w to, że się przejął moim losem. Nie myśląc o tym więcej, przymknęłam oczom i pozwoliłam sobie na odpoczynek. Teraz czeka mnie sporo pracy nad kontrolą pragnienia. Z ludzką krwią jest ciężej niż ze zwierzęcą. Ze snu wybudziło mnie jak ktoś po cichu otwiera drzwi i wchodzi do środka.

- Jak się czujesz Margaret?-

- Głodna-

- Trzymaj-

Pielęgniarka wręczyła mi worek krwi.

- Dzięki-

Spojrzałam na worek.

- Nie krępuj się, widziałam sporo krwi w życiu-

- To nie to jest problemem-

- Wiec co?-

- Od lat żyłam na krwi zwierząt i jest ona zupełnie inna niż ludzka-

- Mam wyjść?-

- Będę musiała chyba jakiś czas unikać wszystkich ludzi-

- Dlaczego?-

- Wystarczy by ktoś się zranił a ja się rzucę na niego-

- Jesteś za silna na to Meg, poradzisz sobie-

- To nie jest takie proste. Pragnienie krwi jest silniejsze niż ja-

- Pomogę ci jak potrafię. Będziesz potrzebować krwi, prawda?-

- Tak, ale...-

- W takim razie będę ci ją dostarczać-

- Wpadniesz przez to w kłopoty-

- Ale będą większe jak będziesz żywić się ludźmi, bo nie wracasz do zwierząt?-

- Skoro grasuje tu morderca moich rodziców to muszę mieć siłę-

- Czy to znaczy...-

- Że umrę? Miejmy nadzieję, że nie-

Otworzyłam woreczek i spojrzałam na Melissę.

- Jesteś pewna?-

- Mogę wyjść, jeśli chcesz-

- Tak chyba będzie bezpieczniej-

Gdy wyszła opróżniłam zawartość woreczka, ale to nic nie pomogło. Głód ani nie zniknął ani nie zmalał. Mam wrażenie, że jest tylko gorzej. Byłoby łatwiej gdybym już kiedyś to opanowała, ale nigdy się tego nie podjęłam. Przebrałam się w rzeczy, które najwyraźniej mówiąc zostawiła mi Melissa. Czarne skórzane spodnie, czarna koszulka, w tym samym kolarze ramoneska i buty. Idealnie. Spięłam włosy, włożyłam okulary przeciwsłoneczne i opuściłam salę. Podpisałam swój wypis i opuściłam budynek. Dobrze, że jestem wampirem, bo im szybciej wrócę tym lepiej dla mnie. Gdy tylko znalazłam się w domu zamknęłam drzwi na klucz, zasłoniłam wszystkie okna i zaszyłam się w swoim pokoju. Wyjęłam wszystkie książki taty i zaczęłam czytać w nadziei, że może jednak nauczę się stąd kontroli. Z lektury wyrwało mnie pukanie do drzwi. Spojrzałam na zegarek. Melissa jest w pracy a łowcy nie pukają do drzwi. Zeszłam po cichu na dół.

- Margaret?-

Co on tu robi? Skąd wie, że tu mieszkam?

- Derek?-

- Mogę wejść?-

Uchyliłam drzwi.

- Wiesz, to nienajlepszy pomysł-

Z przyjemnością zatopiłabym kły w jego szyi, ale jego krew akurat mogłaby mi zaszkodzić, chociaż może jako hybryda nie miałabym takiego problemu jak zwykły wampir.

- Coś się stało?-

- Mam straszny bałagan w domu i nie wypada zapraszać gości-

- Melissa prosiła bym ci coś przekazał, bo zapomniała ci to dać przed wyjściem-

No to po mnie. Pewnie już się domyślił czym jestem.

- Margaret, jesteś pewna, że wszystko dobrze?-

Westchnęłam i otworzyłam szerzej drzwi.

- Tak, w porządku-

Na razie, ale słyszę krew płynącą w jego żyłach, słyszę jego bijące serce a to już są złe oznaki.

- Jestem po prostu trochę zajęta Derek-

Skinął głową i wszedł do środka jakby tu mieszkał.

- Jadłaś coś w ogóle?-

- Przed wyjściem ze szpitala, inaczej Melissa by mnie nie puściła-

- Wiesz, że jest już wieczór?-

Spojrzałam na zegarek. Faktycznie.

- Faktycznie, już późno. Dzięki za małą wizytę i troskę, ale serio sobie poradzę-

- Widziałem wczoraj jak sobie radzisz sama-

Co za uparty wilkołak.

- Meli kazała Ci mnie pilnować, czy jak?-

Zapytałam podejrzliwie.

- Meli?-

Zapytał spoglądając na mnie z zaciekawieniem.

- Czasem tak mówię na Melisse, gdy za bardzo się martwi-

- Chyba jesteście bisko-

- Tak, zaprzyjaźniłyśmy się krótko po moim przyjeździe tutaj-

- Melissa to dobra kobieta-

- Anioł bym wręcz powiedziała, ale za bardzo się o mnie martwi-

Jak moja mama dawniej.

- I ty też za dużo się o mnie martwisz a nawet mnie nie znasz-

- To można zmienić-

- Może innym razem, bo ja serio jestem zajęta-

- Mogę pomóc-

Tak jasne. Zwiejesz, jak ci powiem kim jestem.

- Jak się zgodzę to odpuścisz na chwilę?-

- Może-

- Niech będzie. Pozwolę ci przez chwilę sobie pomóc. Ja idę zobaczyć co Meli mi dała-

- A ja ci zrobię jedzenie zanim zemdlejesz-

Wzruszyłam ramionami i podeszłam do wysepki kuchennej obok której stał. Nie wygląda na transporter krwi, więc co ona znowu wymyśliła. Podróżna lodówka? Serio? Z niewielkim problemem wdrapałam się na wysepkę i zdjęłam wieczko lodówki.

- Mogłaś powiedzieć to bym ci to ściągnął-

- Radzę sobie mimo swojego wzrostu wielkoludzie-

Uśmiechnął się albo próbował i zajrzał do lodówki, żeby sprawdzić, czy mam w ogóle jakieś jedzenie, z którego da się coś stworzyć. Dobrze, że udaję człowieka, bo teraz byłoby dziwnie. Zajrzałam wreszcie do środka lodóweczki. Lody? Na co mi lody? I na co mi tojad i werbena? Przecież to... Sprytnie Pani McCall, sprytnie. Tojad i werbena w dużej ilości oraz inne ziółka, których nie znam mogły być świetną przykrywką. Nałożyłam z powrotem wieczko, zeskoczyłam z blatu i zabrałam lodóweczkę do piwnicy, gdzie wcześniej trzymałam krew zwierzęcą. Włożyłam rękawiczki i ostrożnie wyjęłam trujące roślinki i przełożyłam krew do większej lodówki a moje pragnienie się odezwało. Nie wampirku, nie teraz. Udajemy człowieka albo wilkołaka jak będzie trzeba. Wróciłam do swojego pokoju i wróciłam do książek.

- Margaret?-

Mruknęłam w odpowiedzi dalej czytając książkę, ale żadnej reakcji nie było. Położyłam otwartą książkę na brzuchu i spojrzałam na wilkołaka.

- Nie jest ci niewygodnie tak?-

- Nie. Co chciałeś?-

- Zrobiłem ci jedzenie-

No tak. Zamknęłam książkę, podniosłam się, otrzepałam ubrania i wyszłam z pokoju. Mijając go uderzył mnie zapach jego perfum, który podrażnił moje nozdrza na co się skrzywiłam. Okropne. Zeszłam na dół i przeszedł mnie dreszczyk po jego perfumach. Bleh. Udałam się do kuchni i przyjrzałam się jedzeniu.

- Jadalne, nie zatrujesz się-

- Wolę się upewnić-

- Słusznie, nie ufasz mi-

Przytaknęłam mu, wyjęłam widelec i sprawdziłam czy nic podejrzanego tam nie ma.

- Jestem pod wrażeniem, nawet nie spaliłeś jajecznicy-

- Bo potrafię gotować-

Zabrałam jedzenie i usiadłam przy wysepce kuchennej. Akurat odezwał się mój telefon.

Meli dzięki za przesyłkę, ale nie musiałaś dołączać troskliwego misia

Skąd wiesz, że to ja?

Bo tylko ciebie znam a w zaświatach nie ma telefonów

Racja, wybacz

Wybaczone

Zjadłaś coś?

Troskliwy miś potrafi gotować. Wiedziałaś?

Nie chwalił się. Jak się czujesz?

Lepiej

Wpadnę do ciebie jutro

Meli...

Nie przyjmuję sprzeciwu. Baw się dobrze

I rozłączyła się. Uparta kobieta. Westchnęłam, odłożyłam telefon i zabrałam się za jedzenie.

- Więc Melissa jest jedyną osobą, którą tu znasz?-

Zagadnął Derek przerywając ciszę.

- Tak jakoś wyszło, że tylko ona od mojego zamieszkania tutaj okazałą się dobrą osobą-

- Samotniczka z ciebie co?-

- Po czym to poznajesz Holmesie?-

- Mieszkasz tu sama, masz tylko Melisse, żadnych zdjęć z rodziną czy przyjaciółmi, czy chłopakiem-

- A może ukrywam takie rzeczy?-

- Jesteś nieufna wobec nowych więc wątpię-

- Masz mnie. Jestem, jak ty to nazwałeś samotniczką, ale nie przeszkadza mi to. Właściwie to tak nawet lepiej-

- Dlaczego?-

- Zadajesz za dużo pytań wilkołaku-

- Nadal mi nie powiedziałaś kim jesteś-

- Już mówiłam, że istotą nadnaturalną-

- Skoro ty wiesz, że jestem wilkołakiem to chyba fair będzie, jeśli ja będę wiedział kim ty jesteś-

- Ty mi powiedz panie detektywie-

Spojrzałam na niego spod przymrużonych powiek a on mi się badawczo przyglądał.

- Masz wrażliwych słuch, jesz ludzkie jedzenie, węch też masz wrażliwy. Obstawiałbym wilkołaka albo kojotołaka-

- A może jestem zwykłym człowiekiem, który jest wrażliwy na dźwięk i zapach?-

- Przekonamy się-

Jeśli on ma zamiar testować mój refleks to będzie kiepsko, bo jestem szybsza niż wilkołak. Muszę go uprzedzić. Zagrajmy pannę niezdarną. Wstałam i niby to niechcący zrzuciłam widelec.

- Upsi-

Kucnęłam i podniosłam widelec. Zabrałam brudne naczynia i spakowałam je do zmywarki.

- Ty coś ukrywasz-

- Kochanka w szafie-

- Nie to miałem na myśli-

- A ja tak-

Spojrzał na mnie zaniepokojony moją odpowiedziałam.

- Wyluzuj panie wilkołak. W mojej szafie są tylko ubrania-

- Dowiem się co z ciebie za istota nadnaturalna-

- Powodzenia panie detektyw. Dzięki za towarzystwo, ale pójdę już spać-

- To dobrej nocy-

- Dobrej nocy-

Odprowadziłam go do drzwi i zaczekałam aż oddali się wystarczająco i pobiegłam do piwnicy rzucając się na woreczki z krwią. Opróżniłam wszystkie, ale nie czułam bym pragnienie było zaspokojone, łaknęłam więcej krwi. Pragnęłam poczuć ciepłej, ludzkiej krwi. Pierwotny instynkt wampira był silniejszy niż ja i to mnie przerażało. Napisałam tylko Melissie by przywiozła mi więcej krwi i werbeny. Muszę jakoś wytrzymać do przyjazdu przyjaciółki i nikogo nie zamordować. Werbena to mój jedyny ratunek. Dobrze, że nie spaliłam tej werbeny.

- Margaret! Gdzie jesteś?!-

Usłyszałam wołanie przyjaciółki.

- W piwnicy!-

Odpowiedziałam jej. Co ona tu robi o tej porze?

- Przyjechałam tak szybko jak mogłam. Ktoś ucierpiał?-

Zapytała podchodząc.

- Nie podchodź bliżej. Nie chcę cię skrzywdzić-

- Mogę jakoś ci pomóc?-

- Musisz mi dawkować krew albo zatruć ją werbeną inaczej będzie tylko gorzej-

- Czy to jedyny sposób?-

- Nie ma książek o samokontroli, nie znam innych wampirów a to jedyne co wymyśliłam-

- Dobrze, zajmę się tym. Wytrzymasz jeszcze chwilę?-

- Zrobię co się da, ale pośpiesz się-

Melissa pośpiesznie wyszła z piwnicy, żeby przygotować to co jej powiedziałam a ja powoli wyszłam na górę, bo siedzenie w piwnicy nie pomaga. Z pomocą przyjaciółki stopniowo zaczęłam uczyć się kontroli nad pragnieniem co nie było łatwe, bo pewien wilkołak co jakiś czas wpadał z wizytą. W końcu doszłam do siebie i miałam pod całkowitą kontrolą pragnienie krwi i wróciłam do normalności o ile tak można to nazwać. Leżałam akurat na kanapie czytając książkę, gdy dostałam SMSa.

WILKOŁAK🐺

Jesteś dzisiaj może wolna?

To zależy🤨

Pomyślałem, że może byś wpadła na obiad

Na obiad? Do wilkołaka? Niby trochę się poznaliśmy, ale on nadal nie wie kim jestem i...

To jak?

No nie wiem🤔

Pizza cię przekona?

Niech cię Hale😤

Uznaję to za tak. Bądź o czwartej

Spojrzałam na zegarek. Mam w sumie czas, bo dopiero druga. Zeszłam po woreczek krwi, przelałam go do szklanki i poszłam na piętro wybrać ubrania. Popijając krew przeglądałam szafę. W końcu postawiłam na czarne spodnie z dziurami na kolanach i różą na lewej nogawce do tego koszulka z krótkim rękawem w tym samym kolorze z logo AC DC. Dopiłam krew, wzięłam prysznic, przebrałam się, włożyłam buty na obcasie i odniosłam jeszcze szklankę. Wychodząc zgarnęłam kurtkę i nieśpiesznie wyszłam z domu. Na miejscu byłam przed czasem.

- Jesteś-

- A co liczyłeś, że nie przyjdę?-

Zapytałam z uniesioną brwią.

- Z tobą nic nie wiadomo-

- Przynajmniej jest ciekawie-

Odsunął się żebym mogła wejść do środka. Tym razem przechodząc obok niego nie wzdrygnęłam się choć to te same perfumy.

- Ładne to twoje gniazdko-

- Dzięki-

- To co, będziesz zgadywać dalej jakim stworzeniem jestem czy może tym razem moja przeszłość?-

- Może po prostu pogadamy, jak normalni ludzie albo możemy coś obejrzeć-

- Dam ci podpowiedź-

Spojrzałam na niego i dosłownie na ułamek sekundy ukazałam mu swoje hybrydzie oczy. Zdążył to dostrzec.

- Czyli jednak wilkołak-

Uśmiechnął się, ale ja ani nie zaprzeczyłam ani nie potwierdziłam. Jasne ma rację, ale tylko w połowie.

- Zamawiamy czy będziesz się gapił na mnie jak jakiś creep?-

- Ale mam rację czy nie?-

- Ty jesteś detektywem, ja tylko dałam ci malutką wskazówkę-

Nie zważając na niego wyjęłam telefon i zamówiłam pizzę. Postanowiłam się rozejrzeć po jego domu, skoro już tu jestem. On mój chyba zna już na pamięć a ja tu jestem pierwszy raz. Oglądając wszystko ignorowałam fakt, że jego wzrok przykleił się wręcz do mnie.

- Z moich pleców niczego nie wyczytasz, poza tym, że lubię czerń i ramoneski-

Odezwałam się nie odwracając się od niego. Odwróciłam się.

- Nie odpuścisz no nie?-

- Nie-

Westchnęłam tylko.

- Masz rację, ale tylko połowicznie-

Odpowiedziałam mu zmierzając w jego stronę, gdy odezwał się dzwonek do drzwi. Na szczęście miałam bliżej, więc odebrałam pudełko a następnie odstawiłam je na blat wysepki kuchennej.

- Więc pół wilkołak pół coś?-

- Mhm-

Mruknęłam otwierając pudełko z zamiarem zabrania jednego kawałka, ale nim zdążyłam dotknąć pizzy pudełko się zamknęło.

- Ej, tak się nie robi-

Odwróciłam się z zamiarem powiedzenia mu co o tym myślę i zorientowałam się, że jest zdecydowanie za blisko a ja nie mam, jak uciec.

- Zawsze się zjawiasz przy drzwiach nim zdążę zapukać, nie widziałem u ciebie żadnego auta i wcale nie jesteś niezdarna. Masz wyczulone zmysły, ale mam wrażenie, że bardziej niż wilkołak-

- To, że nie mam auta nie znaczy, że chodzę wszędzie z buta. Istnieją taksówki-

- Nie było słychać żadnego auta-

- Może wysiadłam wcześniej, bo chciałam się przejść kawałek?-

Spoglądał na mnie sceptycznie.

- A ty niby wszędzie jeździsz autem?-

- Nie-

Mam wrażenie, że teraz jest jeszcze bliżej niż był a to już zaczyna być niekomfortowe i dziwne. Przez cały czas przyglądał mi się próbując wyczytać cokolwiek z mojej twarzy.

- Lubię tą twoją zagadkowość Maggie-

Mówiąc to założył mi włosy za ucho. Oparł się rękoma tak, że byłam uwięziona. Przybliżył swoją twarz do mojej a ja się odrobinę cofnęłam na co się tylko uśmiechnął. Zaraz, on potrafi się uśmiechnąć? Sądziłam, że to krzywe coś to jego uśmiech.

- Jednak potrafisz się uśmiechnąć. Zaskakujące-

Odezwałam się w końcu.

- Oczywiście, że potrafię. Gdy mam powód-

Przyciągnął mnie bliżej siebie łapiąc mnie tak bym mu już nie uciekła, ale nie było w tym mocnego uścisku, raczej delikatny. Przybliżył się i złożył delikatny pocałunek na moich ustach i spojrzał na mnie. Odjęło mi mowę. Tego się nie spodziewałam a moje serce oszalało. Spojrzałam niepewnie na jego usta, ale od razu przeniosłam wzrok gdziekolwiek, bo to było głupie. Jednak jemu to wystarczyło. Odwrócił delikatnie moją głowę w swoją stronę i pocałował mnie, ale tym razem pocałunek był pewniejszy a ja mu się poddałam. Podniósł mnie i usadowił na blacie, żeby było nam wygodniej. Nie śpieszyliśmy się nigdzie, napawając się chwilą. Nagle drzwi się otworzyły.

- Tato?-

Oderwałam się od niego i odsunęłam od siebie.

- Tato?-

Spojrzałam na niego zaskoczona.

- Eli co ty tu robisz? Miałeś być z ciocią-

- Ale mnie tu przywiozła, bo...-

- Idź do siebie-

Chłopiec tylko kiwnął głową i pomaszerował do siebie.

- Masz syna i wypadło ci to z głowy? Zapomniałeś, że jesteś mężem i ojcem?-

Zapytałam spoglądając na niego zła.

- Jego matki nie ma i słowo daję, miałem ci o nim powiedzieć-

- Niby kiedy? Przed tym jak mnie pocałowałeś czy może po tym jak się ze mną prześpisz?-

- Co? Nie, nie miałem niczego takiego w planach-

- Pocałunku też nie planowałeś a jednak się zdarzył-

- Zaprosiłem cię, żeby pogadać i powiedzieć ci o moim synu i reszcie-

- No to zdecydowanie pocałunek nie jest rozmową-

Odepchnęłam go od siebie, zeskoczyłam z blatu i wyszłam z jego domu. Udałam się prosto do szpitala poszukać tam przyjaciółki. Na szczęście spotkałam ją jak tylko weszłam.

- Margaret, co ty tu robisz?-

- Masz chwilę?-

- Oczywiście-

Przeszłyśmy do bufetu i zajęłyśmy miejsca przy jednym ze stolików.

- Co się stało?-

- Derek zaprosił mnie do siebie-

- Oo to wspaniale-

Uśmiechnęła się do mnie.

- I pocałował mnie-

- Naprawdę?!-

Zapytała zaskoczona obrotem spraw.

- Tylko zapomniał wspomnieć, że ma syna przed pocałowaniem mnie-

- Nie powiedział ci o synu?-

- Dowiedziałam się o jego istnieniu dopiero gdy ciotka go podrzuciła do domu-

- Masz na myśli Maile?-

- Nie wiem i właściwie nie obchodzi mnie jego rodzina-

- Nie mów tak słońce. Jestem pewna, że Derek nie chciał tego przed tobą zatajać-

- Zrozumiałabym to, gdyby mnie nie pocałował, ale pocałował. Wiesz jak ja się poczułam?-

- Mogę się tylko domyślać-

- Mam ochotę go rozszarpać-

- Potrzebujesz czegoś?-

- O której kończysz?-

- Dopiero o północy-

- W takim razie przywieź wtedy do lasu moje rzeczy-

Oznajmiłam jej wstając.

- Co chcesz zrobić?-

Nic jej nie odpowiedziałam tylko zdjęłam kurtkę zostawiając ją jej i wyszłam. Skierowałam się do lasu. Gdy dotarłam do jego wejścia zaczęłam biec. Musiałam wyciszyć swój umysł, uspokoić się. Postanowiłam wywołać przemianę. Chwilę później biegłam na czterech przez las nie przejmując się niczym.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top