Die or love
Dziewięć lat później
- Słyszałem, że w szkole ma być jakaś nowa uczennica-
- Podobno ma takim sam temperament jak Rose-
- A ja słyszałam, że jest spokrewniona z dyrektorką-
- Nie ma nikogo w całej szkole kto by mi dorównywał-
Stwierdziła Rose.
- A poza tym kto by wierzył w jakieś głupie plotki?-
- Kirova wysłała po nią najlepszych, bo tak trudno ją pokonać-
Nastolatka zignorowała głupią gadaninę, poprawiła torbę na ramieniu i poszła na salę gimnastyczną, gdzie miał się odbyć jej dodatkowy trening, ale nikogo tam nie było. Z jednej strony zawiodła się, bo lubiła wspólne treningi ze swoim trenerem a z drugiej mogła spotkać się z przyjaciółką. Jednak zamiast tego wpakowała się w kłopoty. Co poradzić, że pewna morojka aż prosiła się by ją uderzyć? Gdy Rose weszła do gabinetu dyrektor Kirovej ujrzała na jednym z krzeseł przy biurku zakapturzoną postać.
- Jak miło panią widzieć, panno Hathaway. Skoro jesteśmy w komplecie możemy zaczynać-
- Oszczędź sobie tej tyrady i przejdź do sedna-
Dziewczyna była zaskoczona bezpośredniością współtowarzyszki kazania.
- Zważaj na swoje...-
- Tak, tak, do rzeczy-
Anne
Do gabinetu wszedł ktoś jeszcze. Mam widownię jak miło.
- Jak miło panią widzieć, panno Hathaway. Skoro jesteśmy w komplecie możemy zaczynać-
- Oszczędź sobie tej tyrady i przejdź do sedna-
Czyli jakaś dziewczyna narozrabiała. Ciekawe.
- Zważaj na swoje...-
- Tak, tak, do rzeczy-
Ponagliłam ciotkę i poprawiłam się na krześle. Jednak panowała cisza. Zirytowana przewróciłam oczami, zdjęłam nogi z jej biurka i usiadłam poprawnie.
- Dziękuję. Annie twoje zachowanie zawsze...-
- Anne-
- Proszę?-
- Nie masz prawa używać tego zdrobnienia. Nie ty, nie po tym wszystkim-
Podniosłam się, żeby wstać i wyjść, ale dostrzegłam znajomą sylwetkę wchodzącą do środka.
- Wasza Wysokość-
Skłoniłam się a po chwili uśmiechnęłam się do mężczyzny.
- Moja droga Annie, mówiłem, że nie ma potrzeby by tak przesadzać-
- Księcia należy witać z odpowiednim szacunkiem-
- No proszę, jednak kogoś szanujesz-
Zignorowałam ciotkę.
- Dobrze Cię znów mieć w tych murach. Gdzie...-
Pokręciłam głową tym samym dając znać, żeby nie poruszał tego tematu.
- Ile to już lat?-
- Siedem Wasza Wysokość-
- Niech no ja Ci się przyjrzę-
Zdjęłam kaptur z głowy i podeszłam bliżej księcia. Strażnicy od razu przyskoczyli bliżej księcia.
- Wasza Wysokość to...-
- Tak jak myślałem, piękna po matce-
- Widzę, że księcia nadal ciężko nabrać-
Uśmiechnął się co odwzajemniłam. Strażnicy spoglądali na nas zaskoczeni.
- Anne, dezorientujesz ludzi. Doprowadź się do porządku-
Odezwał się ciotka widząc mój wygląd, który przed chwilą skrywał kaptur.
- Wiesz, ile ja się namęczyłam, żeby wszystko osiągnąć? Oczywiście, że nie. Wielka Ellen Kirova tylko spojrzy i się karki uginają, palcem wskaże a już w podskokach towarzysz leci wykonywać polecenia swojej pani-
Wyrzuciłam z siebie swój gniew, ale dla świętego spokoju zrobiłam co chciała i po chwili można było zobaczyć śliczną szarooką blondynkę. Nie żebym tylko w tej postaci była śliczna.
- Już? Przejdziemy do sedna zwanego powód mojego pobytu tutaj?-
- Oczywiście. Porzuciłaś naukę, nie przeszłaś ceremonii...-
- Bo mam w życiu ważniejsze rzeczy niż szkoła-
- I jak chcesz zostać strażniczką?-
- Nie potrzebuję głupiego znaczka, żeby nią być i ty wiesz o tym doskonale-
- To niestosowne zwracać się w taki sposób do pani dyrektor-
Zwróciła mi uwagę jakaś kobieta. Odwróciłam się i wywnioskowała, że to najpewniej jedna ze szkolnych strażniczek.
- Będę się zwracać, jak chcę-
- To dyrektor szkoły-
Strażniczka nie dawała za wygraną. Zignorowałam ją.
- Więc na czym to stanęło? A tak, ujma na honorze i te sprawy. Co by na to powiedzieli Olena i Anthony? Może ich zapytamy o zdanie?-
Zwróciłam się do ciotki, która milczała szukając właściwych słów.
- Ano tak, nie żyją, ale kto by to pamiętał nie?-
- Sądzę, że chcieliby byś została strażniczką i to jeszcze wspanialszą niż twoja matka a ja tego dopilnuje. Będziesz trenować z panną Hathaway oraz strażnikiem Bielikowem a także uczęszczać na zajęcia wraz z innymi uczniami-
- I może jeszcze mam tu mieszkać?-
Zapytałam kpiąco.
- Z panną Hathaway, skoro nie ma żadnego współlokatora-
- Co?-
Odezwała się zaskoczona dziewczyna, która dotąd wszystko uważnie obserwowała w milczeniu.
- Tak, to by było świetne i w ogóle, ale mam swoje sprawy. Wpadnę znowu na Boże Narodzenie czy co tam jest za święto po drodze i do tego czasu popracuj nad żartami-
- To nie był żart Anne, mówiłam poważnie-
- Niech będzie-
Wzruszyłam ramionami i wyjęłam z kieszeni rękawiczki i je włożyłam.
- To wpadnę jakoś rano czy tam o północy-
Rzuciłam niedbale.
- Dobrze cię było znów widzieć książę-
Uśmiechnęłam się do moroja co odwzajemnił.
- A ty, dokąd?-
- Do domu, o ile jeszcze tu gdzieś stoi-
- Panna Hathaway cię zaprowadzi do waszego pokoju a potem przypomni ci o zasadach tu panujących-
- Tak, tak-
Mruknęłam i skierowałam się do wyjścia, jednak przystanęłam obok strażnika, który mnie tu sprowadził.
- Muszę przyznać towarzyszu, że nie najgorzej się bijecie-
Mówiąc to nie spojrzałam nawet na niego, ale i tak pojawił się przebiegły uśmiech. Godny przeciwnik to fakt, ale nigdy więcej nie uda mu się powtórzyć tego wyczynu. Wyszłam na dziedziniec. Świt, więc wszyscy jeszcze śpią poza nami.
- Zaczekaj!-
Usłyszałam za sobą i niechętnie przystanęłam.
- Jestem Rose-
- Tak, domyśliłam się. Nie sil się na miłe gesty. Zniknę przy najbliższej okazji-
- To akurat nie możliwe-
- To, że ty nie potrafisz stąd uciec nie znaczy, że ja nie dam rady po raz drugi zwiać-
- Uciekłam z przyjaciółką stąd i stało się to samo co z tobą-
- Jestem pod wrażeniem-
- Zaczekaj-
Złapała mnie za przedramię.
- Możemy sobie pomóc i zwiać stąd we trójkę-
Zaintrygowała mnie jej propozycja.
- W takim razie omówimy wszystko po zajęciach. Gdzie nasz uroczy pokoik? Padam z nóg-
- Zaprowadzę cię-
Poszłam za szatynką w stronę dormitoriów. Okazało się, że pokój, który dzielimy nie jest w żaden sposób udekorowany co mnie ucieszyło. Zero zbędnych gratów i sentymentów.
- No dobrze a gdzie moje graty?-
Zapytałam bardziej siebie niż ją rozglądając się po pomieszczeniu.
- Pewnie przed zajęciami dostarczą-
Rozległo się pukanie do drzwi, które Rose od razu otworzyła.
- Dyrektor Kirova prosiła by dać to Anne-
Moich uszu dobiegł męski głos, więc odwróciłam się by sprawdzić kim jest nasz gość. No proszę, czyżby ktoś tu się zakochał w kimś?
- Ja to wezmę-
Odezwałam się zabierając rzeczy od dampira i sprowadzając Rose na ziemię.
- Przekaż kochanej Ellen, że teraz jest za późno na wykazywanie się. Jej szansa przepadła-
- Nie bardzo rozumiem-
- I nie musisz. Ona będzie wiedziała. Dobranoc towarzyszu-
I zamknęłam mu drzwi przed nosem.
- On nie lubi jak się mówi do niego towarzyszu. Raz go tak nazwałam, bo uczyłam się o SSR i nie spodobało mu się-
- Nie dziwię się, skoro powiedziałaś SSR zamiast ZSRR, bo nawet mnie to lekko uraziło-
Spojrzała na mnie zaskoczona, ale nie przejęłam się tym odłożyłam rzeczy na szafkę nocną, zabrałam koszulkę, która była na mnie za duża i poszłam się przebrać
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top